Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 31-01-2015, 23:38   #607
Cattus
 
Cattus's Avatar
 
Reputacja: 1 Cattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputacjęCattus ma wspaniałą reputację
Grundi siedział naprzeciw wężowej jamy i patykiem kreślił za pomocą orczej krwi runy pod stopami. Inkałstu miał aż nadto co potrzebował. Nawet myląc się i bazgrząc. Lecz ileż można było tak siedzieć i marznąć?! Wkurwiające w chuj! - Pierdole. Gdybym nie był taki głodny to nasrał bym mu w te dziure. Jebać to. Nie mam zamiaru siedzieć tu i patrzeć się jak ten szpak w pizdę! Po czym kopniakiem pozbył się skaveńskiego ścierwa sprzed nory i ruszył po nowy kawałek. Odrąbaną łapę szczuroczłeka przywiązał do liny po czym podszedł do dziury, lecz nie frontalnie, a trzymając się przy jednej ze ścian. Plan był taki aby szybko wsadzić tam skaveńską rękę i pogmerać nią trochę. Jeśli dało by się słyszeć i może poczuć atak na odciętej kończynie, Grundi chciał wyszarpnąć ją szybkim ruchem, niczym rybę wyciąga się z wody kiedy ta chwyci przynętę. Topór był już przygotowany w drugiej ręce. Oby tylko rękawice z ćwiekami wystarczyły gdyby wąż ugryzł zbyt wysoko. Należało uważać.


Po tej próbie, Fulgrimsson zdjął z siebie napierśnik i ocenił uszkodzenia kolczugi. Szczypce miał, a na orczych trupach była wystarczająca ilość materiału aby zrobić i cały, nowy komplet kolczy. Może i zielona zaraza była warta jedynie naszczania na jej truchła, lecz często używała krasnoludzkiej stali, co było niewybaczalne. Wybierając jak najlepszej jakości kółka, Grundi połatał swą kolczugę, odkładając również ich zapas do plecaka. Kto wie czy jeszcze nie okażą się przydatne. A jeśli nie to zrobi z nich czepiec kolczy czy inną koszulkę, jak uczynił ostatnim razem. Może warto by wzmocnić kolczą plecionką rękawice? Tak... to był dobry plan.
Z napierśnikiem natomiast nie dało się zrobić wiele. Fulgrimsson postarał się jeno naprostować wygiętą płytę. Dziury muszą poczekać, aż będzie miał dostęp do jakiej kuźni i przyzwoitej stali.


Przechadzając się tak między trupami, Fulgrimsson napotkał Dirka. Ten kręcił się po pobojowisku, poszukując w miarę dobrych rękawów kolczych które mogłyby nadać się do jego kaftana. Kilka elementów wynalazł. Zebrał je i ruszył na początku w strone Galeba, jednak przypomniał sobie o jego spalonych rękach, więc na glos zapytał - Panowie, czy znacie się może na doczepianiu rękawów kolczych do koszuli kolczej? Mam tu kilka co to mogłyby być spasowane do mojego kaftana. Lecz nie mam pojęcia jak to zrobić.
- Jakich rękawów, jakiej kolczej? Zapytał Grundi. - Dawaj to tu to pomyślimy co z tego da się zrobić. Powiedział podchodząc i oglądając co tam też Dirk sobie wyniuchał.
Dirk pokazał Grundiemu kilka rękawów, które zebrał z trupów orczych i skaveńskich, a które najbardziej wyglądały na pasujące. - Wystarczyłoby na początek dopasować choćby jeden rękaw do prawicy, bo lewą łapę chronię żelazną tarczą.
- No można by. Ten wygląda nieźle. Fulgrimsson ocenił jeden z rękawów. - A z tego można by zrobić dawcę materiału. I tak jakiś taki mały. Ale na to potrzebuję więcej czasu i spokoju. Jeśli nie dam rady teraz, to na następnym postoju Ci to załatwię. Dasz mi teraz swoją koszulkę żebym zerkną co i jak? Grundi zarzucił luźny rękaw na ramię i czekał na resztę pancerza.
Dirk skinął głową na znak, że rozumie. Spojrzał w oczy Grundiego, tak już miał w zwyczaju, że gdy z kimś rozmawiał patrzył mu w oczy. Oczy jego miały barwę zieleni, nie spotykany kolor wśród Khazadów. Zresztą podobnie było z budową ciała Dirka, który wedle standardów khazadów był zwyczajnie zbyt chudy. - Tak, mam ten kaftan, pomożesz mi go zdjąć, bo teraz łapy po walce mi spuchły jak baniaki i nie dam rady ich zacisnąć. Poza tym nieco poszarpał mi się ten kaftan.
- Dawaj! Obierzemy Cię jak króliczka przed pieczonkiem. Swoją drogą ojebał bym jakiego króliczka… Rozmarzył się Fulgrimsson. - Jak się poszarpał to też się załata.
- Tam na górze - wskazał Dirk ręką miejsce, z którego przybyły okri - jest i woda i jedzenie, no i pewnie są tam ich rupiecie. Warto by było przekonać Detlefa aby tam się udać, choć to może nie być łatwe zadanie, jest strasznym uparciuchem.
- Pies to srał. Jeśli jest tam coś do żarcia to już wiadomo gdzie ruszamy dalej! Roześmiał się Grundi.
- Tam jest śnieg. Czyli musi być jakaś rozpadlina, a tym samym wyjście z tych podziemi. Nieco wody ze stopionego śniegu zebrałem, stąd mam pewność. - Dirk postanowił powtórzyć te same informacje, o których mówił niedawno Thorinowi.
- Mnie przekonałeś. Trzeba tam tylko wleźć. Liny już są, a nawet jak kto by odpadł to ma miękkie orcze truchła pod sobą. Har har har. Mówił coraz bardziej rozbawiony Grundi. Najwyraźniej rozmowa o pracy i jedzeniu poprawiła mu nastrój.
- Możliwe, że jest tam inna droga. Po walce wróciłem do tunelu, by sprawdzić czy wrzaski Rorana i Galeba nie sprowadziły nam towarzystwa i wtedy wyczułem zapach pieczeni niesiony korytarzami. Musimy poczekać aż Kyan i Detlef wrócą. Bo nie każdy będzie mógł się wspiąć po linach. - Na dowód Dirk pokazał swoje dłonie, które były w znacznie lepszym stanie niż jego szyja. Choć oparzenia powstały w tym samym czasie.
No to najpierw zajmę się tymi pancerzami, a później wspinaczka. Zatarł ręce Fulgrimsson.
- A jak z twoimi ranami? Możesz łyknąć Litworu? - Postanowił Dirk się upewnić, bo miał trochę zapasu, a wolał aby wypić teraz niż kisić aż będzie za późno.
- Ranami? Jakimi ranami? Trzeba więcej niż marny ork żeby mnie powalić. Jakoś się trzymam, tylko trochę ciągną te szwy. Thorin chyba wie najlepiej czy nadaje się do tych medykamentów.
- Kości masz całe? Bo jak by co to mam eliksir przyśpieszający zrastanie kości. - Perorował Dirk.
- Całe i twarde niczym chuj.
- Hahaha! Czy to jakaś obietnica dla dziewek z najbliższego burdelu jaki napotkamy? Hahaha. - Humor Grundiego najwyraźniej udzielił się i Dirkowi.
- Oby to tylko nie był orczy burdel! Har har har Śmiał się w najlepsze Grundi.


Praca rozgrzewała, a mięśnie pomimo zmęczenia, odetchnęły nieco nie będąc obciążone wyposażeniem. Tylko to pragnienie dobijało khazada i z coraz większą chęcią spoglądał w stronę zwisających lin i kapiącej wolno wody.

- Dawajta, wleźmy tam! Bo chyba mnie pojebie zanim zupełnie zaschnę!
 
__________________
Our sugar is Yours, friend.

Ostatnio edytowane przez Cattus : 01-02-2015 o 22:48.
Cattus jest offline