Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-02-2015, 11:35   #15
ObywatelGranit
 
ObywatelGranit's Avatar
 
Reputacja: 1 ObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnie
Mimo, że uderzenie Blodwyna praktycznie przerąbało truposza na pół, ten nie okazywał wrażliwości na bolączki ludzkiej fizjologii. Ze wściekłym grymasem ruszył na półorka próbując przeorać mu twarz szponiastą łapą. Bezskutecznie, berserker nawet nie musiał się wysilać żeby ominąć ślamazarne uderzenie.

Karnax nie ukrywał zadowolenia że drużyna po krzyku marynarza zdążyła się razem zebrać i kontratakować nieumarłych. Przyznawany jego zaklęciem czarci wilk atakował przeciwnika skutecznie. Lecz prawdziwym zadaniem jakie Karnax przewidział dla besti było jedynie przyciągnąć uwagę żywego trupa albo trupów. Niechaj te bezmyślnie rzucą się na wilka a reszta drużyny ma pole do popisu. Algow i Blodwyn szybko znaleźli się na dole. Ork jeszcze dobrze nie zszedł a już zanurzył topór w zombi. Rozbrzmiała inspirująca muzyka. Poszło dobrze, więc chyba nie trzeba było się szczególnie wykazywać, przynajmniej na razie. Karnax więc przyjrzał się ożywieńcom, ot najprostszy rodzaj jaki tylko mógł być, żadnych udziwnień. Na wszelki wypadek jednak rzucił kolejne zaklęcie, tym razem wzmacniając je przy życiu swego berła. Silny magiczny pancerz otoczył go i miał chronić przez długie godziny.
-Pal go w łeb wilku!- Krzyknął Karnax do swojej bestii, co nie było szczególnie potrzebne bo ta i tak była zdolna tylko do takich działań i szło jej to skutecznie, jednym kłapnięciem potężnych szczęk wilk oderwał kroczącemu trupowi kawałek korpusu. Co wystarczyło by pozbyć się przeciwnika.

Jęk zombie i stukot wieka od skrzyni dał znać znajdującym się na pokładzie poszukiwaczom przygód, że co prawda jedna z kreatur padła, ale za to z drugiej skrzyni wyłoniła się kolejna.
- Może trochę aktywniej pomożemy naszym dzielnym mężczyznom? - Zapytała Awiluma wyciągając dłoń do Meriel.
Jakby czytając w myślach swej towarzyszki, Meriel w jednej chwili chwyciła jej dłoń, w następnej były już pod pokładem, a zaklinaczka gotowała się by porazić zdechlaka zaklęciem.

Z dwóch zombie oba zostały dosłownie zdewastowane zanim jeszcze zdążyły narobić szkód. Torsem jednego wymachiwał wilk, trzymając go w pysku, zaś z drugiego nie zostało nic dzięki mocom zesłanym Algowowi. Pauza trwała bardzo krótko, ledwo zdążył opaść kurz po szybkiej wymianie ciosów, gdy kolejne pięć skrzyń otwarło się z hukiem uwalniając następnych zombie ostatniej załogi statku.

Chwilę po tym, jak razem z elianką teleportowały się pod pokład, Meriel wystrzeliła swój czar w stronę najbliższego ożywieńca. Niewidoczna fala mocy uderzyła w zombie zwalając go z nóg. Trup widowiskowo odleciał w tył, wpadł na jedną ze skrzyń rozwalił ją w drzazgi.

Ponieważ z podpokładu ciągle dochodziły odgłosy walki Karnax przygotował kuszę. Nikt z towarzyszy nie krzyczał, nikt nie salwował się ucieczką. Nie chciał więc marnować więcej cennych czarów na potyczkę, która wydawała się nie wymagająca.

Algow ani na chwilę nie stracił kontroli nad sytuacją. Zombich widział w końcu nie pierwszy raz w życiu. Puścił buzdygan pozwalając mu zawisnąć na pętli u nadgarstka i przepchnął się do przodu tak by moc zesłana mu przez Lthandera objęła wszystkich. Chwycił wolną dłonią swój święty symbol i wypowiedział głośno imię swego boga. Moc, którą przyzwał rozświetliła na krótko mrok ładowni, sprowadzając na nieumarłych zagładę.

Gromada żywych trupów zawyła potępieńczo płonąc w świętym blasku Lathandera. Po kilku sekundach w ładowni nie zostało nic oprócz kilku (w tym jednej rozwalonej) skrzyń, jednego przepołowionego trupa oraz garstki prochów. Vade przestał śpiewać, wymachując przy tym swoim mieczem, ochronna magia pieśni oraz zaklęcia pozostałych powoli rozpływały się w nicość. Przyzwany wilk również po niedługim czasie wrócił na swój rodzimy plan.

~ Co by nie mówić o hipokryzji kleryka, na rozpieprzaniu nieumarłych ten jego bóg się zna ~ pomyślał Jagan patrząc z góry na pokaz interwencji boskiej. Sam uważał siebie za istotę przynależną cieniom, więc gdy światło znikło, mężczyzna wykorzystał chwilę potrzebną ludzkim oczom do adaptacji do nowego środowiska, by spowić się cieniem i zniknąć z pokładu.

W ładowni panował miły półmrok i cisza. Jagan mógłby przysiąc, że słyszy zaklęcia rozwiązujące się i wracajce do Splotu. Miał pewność, że załoga na górze nie miała nic wspólnego z zajściem na dole, więc może winowajcy należałoby poszukać właśnie w ładowni.
Nie czekając na zaproszenie, wziął się za przeszukiwanie teren, jednak bez większego rezultatu. Ściany, ani podłoga nie zawierały żadnego tajnego przejścia. Tak w ogóle to ładownia wyglądała zupełnie jak każda inna, normalna ładownia w normalnym statku.

Meriel z ulgą przyjęła gładkie rozprawienie się z przeciwnikiem. Nie to, żeby trupy wzbudzały w niej większe emocje, napatrzyła się na nie podczas odbijania Arabel, nie mniej jednak co innego świeży trup, naturalna konsekwencja walki na śmierć i życie, a co innego ożywione nekromanckimi sztuczkami zwłoki w zaawansowanym stadium rozkładu.

Karnax gdy tylko doszedł do wniosku że wszystko już w porządku, zszedł na dół do reszty. Wcześniej jednak zwolnił i i schował kuszę.

- Blodwyn kochanie… - Zaczęła Awiluma słodkim głosem. - byłbyś tak dobry i sprawdził pozostałe skrzynie?

W ładowni zapadła cisza przerywana tylko otwieranymi co chwilę przez berserkera wiekami skrzyń. Na górze większość załogi bez słowa zgromadziła się wokół włazu do ładowni, tylko kapitan Oleg zdawał się zachowywać względny spokój. Był to jednak spokój pt. widziałem w życiu gorsze rzeczy, a nie spokój pt. mój plan runął, jeszcze się zemszczę. W ładowni przebywała tylko drużyna, po kilku minutach dołączył do niej również kapitan. Załoga dalej nie poczuwała się do obowiązku odprawić obrządki pogrzebowe i wolała obserwować sytuację z wyżej upatrzonych pozycji. Niestety wnętrza skrzyń nie były puste.

Każda z dwudziestu jeden skrzyń w ładowni była albo już rozerwana od góry, abo zawierała w sobie ludzkie, męskie zwłoki. Dlaczego tylko część trupów wstała ponownie? Tego nie wiedział nikt…
- Potraficie pozbyć się nieożywionych trupów w taki sam sposób, jak zrobiliście to z ożywionymi? Na pył tak, żeby cholerstwo choćby wstało, to nie mogło? - Przerwał konsternację Oleg trzymając bezpieczny dystans półtora metra od skrzyń i ich zawartości.

Karnax podszedł blisko, móc przyjrzeć się zwłokom i dodać coś od siebie.
- Kapitanie Oleg, możemy je po prostu wrzucić do morza, tam nie będą niebezpieczne. Jakim jednak cudem kapitanie te skrzynie z takim ładunkiem znalazły się na pańskim statku?- Nie szukał kontaktu wzrokowego z kapitanem, jedynie przyglądał się trupom i miejscu gdzie przed chwilą odbyła się walka.

- Do morza…? - Zawahał się kapitan, przyglądając się czarodziejowi.
- Wyrzucanie przeklętych trupów za burtę może rozjuszyć bogów morza, a żeglugi mamy jeszcze sporo. To nie wróży dobrze…

- Kapitanie, naprawdę sądzicie że bogowie zwrócą uwagę na coś takiego? Ba! Śmiem twierdzić że pozostałe ciała nie są splugawione. Więc dla tych martwych żeglarzy pogrzeb w morzu to chyba najlepsze co możemy zrobić. Wręcz było by to wskazane by nie zostały w przyszłości sprofanowane czarną magią. Niechaj jednak dodatkowo nasz kapłan odprawi modlitwę pożegnalną.- Z pewnością siebie odpowiedział Karnax do Olega, tym razem spoglądając na niego. Może trochę się jednak pośpieszył z tymi słowami, może towarzysze mają lepszy pomysł? Zaletą jego rozwiązania był fakt nie marnowania potencjału magicznego drużyny, a nie wiadomo co ich jeszcze spotka.

- Jeśli mogę wtrącić dwa słowa - powiedział Vade, po czym schował miecz do pochwy. - Zanim zaczniemy pozbywać się nieboszczyków, rzućmy na nich okiem. Wedle mojej wiedzy stworzenie nieumarłych wymaga pewnego rodzaju procesów magicznych. Chciałbym wiedzieć czy zombie powstały z powodu znanych powszechnie zaklęć, czy też innych, mniej spotykanych zjawisk. Wiedza taka może okazać się bardzo przydatna.
Szlachcic poklepał przyjaźnie Algowa: - Świetna robota. Łaska Lathandera z pewnością jeszcze nam się przyda. Przypomnij mi mości Algowie, żebym po powrocie do Telflamm zaopatrzył się w podobny symbol - zażartował.
Zszedł po drabinie na dół i zawołał do walczących w pierwszej linii: - Sądzę, że i bez moich pieśni rzucilibyście się ochoczo do walki! Chylę przed wami czoła, szacowni towarzysze - po czym jak powiedział, tak uczynił. Następnie poświęcił każdemu choć chwilę uwagi, upewniając się, czy nikt nie odniósł ran, a także gratulując męstwa. Starał się by każdy, nawet najmniejszy wysiłek został doceniony.
Po wszystkim skupił się na ciałach. Wiedział czego szukać, gdyż dokładnie znał sposób działania większości zaklęć nekromancji. Starał się nie dotykać bezpośrednio ciał, a jedynie z bliskiej odległości badać je, w poszukiwaniu odpowiednich znaków.

Kapłan gest Vadea i jego słowa przyjął jak przystało na kapłana Lathandera z powściągliwością i skromnością. Nie dał po sobie poznać, jak bardzo połechtało to jego ego.
- Co do tego symbolu, jeśli tylko masz szczerą wolę, to nigdy nie jest za późno, by pójść ścieżką wiary, bracie. Zawsze możesz przywdziać habit i ruszyć w świat pomagać potrzebującym. Co zaś do nieumarłych to istotnie, należy ich zbadać. Ciekawi mnie też, w jaki sposób zginęli. Czy zabiła ich magia, czyjeś zęby i szpony, czy może broń. To może nam dużo powiedzieć o przeciwniku.
Algow podążył za bardem i zaczął uważnie oglądać trupy. Oczywiście te, których moc Lathandera nie przemieniła w popiół. Nie omieszkał też zajrzeć do skrzyń, w których byli zamknięci. A nuż znajdzie tam jakiś ślad, który by coś mówił o ostatnich chwilach załogi.

[i]- Panowie ranicie mnie, jeśli uważacie, że chciałem pozbyć się zwłok przed ich zbadaniem! - powiedział Karnax uśmiechając się do towarzyszy, chociaż lekko go ubodło że zwrócili na to uwagę jakby kierując ją do niego. Przecież chciał tylko uspokoić kapitana i zapewnić szansę późniejszego pozbycia się zwłok bez szczególnego wysiłku, no może poza fizycznym. Skupił się i rzucił czar, może pozostała tu jeszcze aura zaklęcia.

Szybka autopsja wykonana na miejscu zbrodni nie ujawniła niczego zaskakującego, żadnego przełomu. Ciała były martwe od kilku dni i prawdopodobnie zostały schowane w skrzyniach zaraz po pozbawieniu życia. Morderstwo było dość mało finezyjne, głównie rozerwane gardło (czymś ostrym, zębami lub szponami), u niektórych widać było ślady walki w postaci niewielkich ran. Kilka z ciał (w tym kapitan), miało równo poderżnięte gardło, zaś wyraz ich twarzy nie zdradzał zaskoczenia lub strachu. Elementem wspólnym było to, że ciała miały spuszczoną krew niemal do ostatniej jej kropli. Nie było za to żadnych śladów zębów.

Również analiza odnośnie magii nie wykazała dosłownie niczego. Żadnego obsydianu w oczach, żadnych tajemnych rycin na ciałach, laik sztuki magicznej mógłby pomyśleć, że ciała wstały tak same z siebie, bez ingerencji osób trzecich.

Wydawało się, że zagadka żywych trupów pozostanie nie rozwiązana. Przynajmniej w kwestii stwierdzenia bezpośredniego sprawcy zamieszania.
-Ja nic nie odkryłem. Nie ma aur… - Karnax powiedział do zgromadzonych i pogrążył się we własnych rozmyślaniach czekając na pomysły czy wnioski innych.
-Kapitanie kto i na czyje polecenie zapakował czy zostawił te skrzynie na pokładzie- dodał.

- Głupio się przyznać, ale nikt. Zazwyczaj w tych skrzyniach wiezie się narzędzia, jedzenie i rzeczy potrzebne podczas rejsu lub na cumowaniu przy Ferrbeth. Nikomu nawet przez myśl nie przeszło sprawdzić, czy aby w środku nie pochowali trupów… - Odpowiedział zakłopotany kapitan, po chwili się reflektując - pewnie sami byście na to nie wpadli, gdyby z środka nie zaczynały wyłazić nieboszczyki.

-Kapitanie tak się składa, że to nie mój statek, nie moje skrzynie. Dziwne byłoby, by ich zawartość jakoś szczególnie mnie, czy nas interesowała przed faktem wychodzenia z nich, jak kapitanie pięknie sformułowałeś, nieboszczyków. Chyba ktoś musi się tym zajmować wśród Twojej załogi? Przecież jedzenie i narzędzia to chyba kluczowe rzeczy podczas podróży statkiem? - odpowiedział Karnax z pewnym wahaniem, wszakże nie znał się na morskich podróżach i transporcie.

- Tak, zajmuję się tym zazwyczaj ja, ale na wszystkie sztormy, co ma jedno do drugiego? Podejrzewasz, że wpakowałem trupy zabitych gdzieś na morzu do skrzyń i ożywiłem je wśród moich własnych ludzi? Po co? Na każdym normalnym statku skończyłbyś za burtą za chociaż sugestię tego typu! Kapitan powinien dbać o swoją załogę. W każdym razie dalej pozostaje problem pozbycia się ciał - odburknął - chociaż jak mam do wyboru płynąć z trupami, a rozwścieczyć Umberlee to wolę je mieć choćby w swojej kajucie…

-Czy ja coś sugeruję kapitanie? Ja tylko pytam, z czyjej winny mamy do czynie z grupką żywych trupów na Twoim okręcie? I to właśnie w drodze dbałości o Twoją załogę! Czyli nikt nie dogląda tych skrzyń? Niechaj będzie. Co do zwłok, ja wyraziłem swoje zdanie kapitanie. Możemy je zatopić, oddać im należny hołd i tym samym czuć się bezpiecznie albo zostawić na okręcie, czekając na chwilę, gdy znowu wstaną żadne krwi, albo co gorzej z instrukcją by zatopić okręt. Tyle ode mnie, wolałbym bym nie skoczyć pod kilem czy za burtą. - Karnax kończąc swój wywód rozejrzy się po towarzyszach. Licząc, że może ktoś ma coś do dodania?

- Karnaxie, nie sądzę, żeby ktoś z załogi maczał palce w podrzuceniu tu trupów - wtrącił kapłan- Ich stwórca prawdopodobnie umieścił je tam jeszcze na wyspie i nakazał atakować jeśli ktoś zejdzie do ładowni, choć wydaje mi się niepojęte, że nikt tego w porcie nie sprawdził. Niezbyt dobrze przygotowaliście okręt do drogi, jeśli nikt nie zajrzał do tych skrzyń. Przecież pokład cały umazany był we krwi, nie ciekawiło nikogo, gdzie podziała się załoga?
Algow mimo postawienia pytania, nie oczekiwał odpowiedzi. Wiedział, że odpowiedzi same się znajdą, kiedy wreszcie trafią na wyspę.
- Kapitanie to co powinien teraz pan zarządzić oprócz sprzątnięcia ładowni, to przeszukanie całego statku, bo widać nie zrobiono tego w porcie. Do dzieła.
Algow miał cichą nadzieję, że więcej niespodzianek nie będzie.

-Algow kapłanie Lathandera zgadzam się z Tobą całkowicie. Też mnie zadziwia fakt, że nikt nie sprawdził dokładnie statku, który do portu zawinął bez załogi, a jedyne ślady ich zniknięcia świadczyły o maskarze personelu na jego pokładzie. Dlatego ja proponuję byśmy osobiście przeszukali okręt. Któryś z marynarzy może mieć coś wspólnego z tymi trupami. Przezorny zawsze ubezpieczony- odpowiedział Karnax kierując słowa głównie do kapłana. Nie obchodziło go już zdanie kapitana, teraz chodziło o życie towarzyszy i niewinnych marynarzy.

- Zgadzam się z wami panowie. Nie obciążajmy kapitana odpowiedzialnością za tajemniczy ładunek. Prawdopodobnie padł ofiarą intrygi, której nie można było zapobiec. Lepiej zacznijmy przeszukanie - mówiąc to spojrzał przeciągle na Olega.
 
ObywatelGranit jest offline