Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-02-2015, 21:35   #179
Sekal
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
Uchwycił ten ruch i zareagował błyskawicznie, uskakując do tyłu. Na jego nieszczęście jedna noga częściowo zawiodła, ale i tak zdołał się zasłonić ramieniem. Nie wiadomo co gorsze, bo tym razem w uderzeniu Ariny było odpowiednio siły i łapa potwora została odrąbana w łokciu. Zaryczał jeszcze głośniej i z większą wściekłością. I nie patrząc na nic, kiedy jeszcze wiedźminka nie zatrzymała miecza, rzucił się do ucieczki. Dziewczyna nie wahając się ani momentu uniosła się w górę i ruszyła za nim w pościg starając się jak najszybciej zaatakować ponownie. Tym razem nie miała znaczenia gdzie trafi. Musiała po prostu zrobić wszystko by go zatrzymać jak najszybciej. Mimo, że był ranny, kulał i musiał się schylać, był szybki. Dorwała go dopiero na schodach, gdy już wybiegał na powierzchnię. Był za to bardzo łatwym celem. Najpierw trafiła w łydkę, a przynajmniej tam, gdzie człowiek miałby łydkę. Chwilę później, kiedy większość ciała ghasta była już na zewnątrz, przecięła jego wiązania kolanowe i zwalił się na ziemię, potykając na ostatnim stopniu. Raz jeszcze ujawnił jedynie podstawową inteligencję, gdy próbował się podnieść.
Wytrzymały był ponad miarę, ale w tym momencie mogła nawet wybrać jak spróbować go dobić. Nie zastanawiała się długo. Przypadła z boku od strony uciętego ramienia i zamachnęła z całej siły mierząc w szyję. Najprościej byłoby gdyby zdołała udciąć mu głowę. Szarpnął się i pierwszy cios trafił w kark. Przekręcił się, nadal niemożliwie szybki i zwykłego człowieka jego machnięcie łapą mogło zmasakrować. Nie wiedźminkę jednak, której miecz uderzył znowu. Tym razem prosto w czaszkę, wbijając się głęboko w mózg, jeśli jeszcze tam był. Ostrze zaklinowało się, ale ghast opadł już na ziemię i tylko jego ciało drgało konwulsyjnie.
Z trudem wyjęła miecz z twardej czaszki i po raz pierwszy od momentu rozpoczęcia walki głeboko odetchnęła. Teraz, gdy walka się skończyła, a adrenalina nagromaczona w żyłach zaczęła opadać, poczuła skutki spotkania z potworem. Zadane ostrymi pazurami rany piekły boleśnie i tylko dzięki swojej ponadludzkiej odporności na trucizny, mogła nie obawiać się ich zakażenia. Bo że pazury ghasta były siedliskiem wszelkiego rodzaju paskudztwa było całkowicie pewne. Były też doskonałym półproduktem do wytwarzania eliksirów, podobnie jak mózg i posoka wyciekająca z zadanych mu ran. Arina nie miała zamiaru rezygnować z tych zdobyczy potrzebowała jednak pustych butelek i broni bardziej poręcznej do odcinania przydatnych elementów niż wielki, dwuręczny, wiedźmiński miecz. Ruszyła więc z powrotem do Marka i własnego konia, który niósł na grzbiecie wszystko co potrzebowała.

Czekał już na nią, z ręką na mieczu i niepokojem w oczach. Kiedy ją zobaczył, natychmiast wrócił do wierzchowców, z juków wyjmując opatrunki.
- Miałem nadzieję, że uszy mnie nie mylą i nie jest to ryk zwycięstwa - zmusił się do uśmiechu. - Zdejmij to, muszę cię opatrzyć.
Zbroja Ariny faktycznie była w paskudnym stanie, krew przesączała się przez nią, ale wiedźminka czuła, że mogło być gorzej. Ciągle żyła i przy opiece Marka raczej nie groziło jej wykrwawienie się.
Zdejmowanie stroju było raczej zajęciem mało przyjemnym, w końcu jednak dziewczynie udało się ściągnąć skórznię i zakrwawioną koszulę:
- Zdecydowanie musimy się wybrać do miasta. Potrzebuje nowej koszuli i porządnej zbroi. - Powiedziała spokojnie lekko uśmiechając się do mężczyzny. Nie wydawała się szczególnie przejęta nowymi śladami, które z pewnością pozostawia ślady na jej białej skórze. Była wiedźminką. Nowe blizny ciągle pojawiające się na ciele były nieodłączną cechą jej zawodu.
- Za to w nienagannym ciele byłoby ci nie do twarzy - zauważył z lekkim rozbawieniem Mark, który szybko odetchnął widząc, że rany nie są takie głębokie. Obmywał je i zaraz też zszywał niektóre z nich, te które uznał za niezbędne do zszycia. Na koniec owijał czystym bandażem.
Gdy skończył nachyliła się do niego i pocałowała głęboko w usta:
- Dziękuję za pomoc. - Uśmiechnęła się z czułością do mężczyzny, który tak troskliwie zajął się jej ranami, a potem jak zwykle zupełnie nie przejmując swoją nagością podeszła do juków i wyjęła z nich jeden ze zrobionych niedawno eliksirów regenerujących i wypiła go jak najszybciej, by jak najkrócej czuć jego paskudny smak w ustach. Skrzywiła się na koniec i odetchnęła:
- To jest naprawdę obrzydliwe. Że też jeszcze nikt nie wymyślił formuły polepszającej smak tego paskudztwa. - Stwierdziła żartobliwie. Najwyraźniej po ostatniej wygranej walce humor zdecydowanie jej się poprawił. Zabijanie zwyczajnych potworów było zdecydowanie lepsze niż to czego musiała doświadczyć ostatnio.
- Nie da się wypić i zajeść na przykład miodem? On zepsuje działanie? - mężczyzna sprzątnął już wszystko, ponownie pakując na juki i wyjmując jedną ze swoich zapasowych koszul. - Bardzo mi się podobasz w tym stroju, ale w wiosce mogliby nie zrozumieć - mrugnął do niej, jego humor także był o wiele lepszy. - Szkoda, że nie mogę przydać się bardziej aktywnie. Może powinnaś mnie uczyć o tych bestiach. Wiedźminem nie będę, ale nie ma nic gorszego od czekania.
Arina zastanowiła się chwilę:
- Z pewnością wiedza jeszcze nikomu nie zaszkodziła. - Pokiwała w końcu głową. - Opowiem ci co wiem. Myślę też, że warto by zrobić trochę srebrnych grotów i podszkolić sztukę strzelania do celu. Takie wsparcie mogło by mi się pewnie nie raz przydać. - Potem zmieniając temat powiedziała - Dziękuję za koszulę, na razie jednak jeszcze trochę poparaduję nago - Pokręciła ciałem zalotnie eksponując swoje wdzięki - Muszę tam wrócić i zebrać nieco preparatów ze stwora. Przydadzą mi się na pewno, a niektóre naprawdę trudno zdobyć. Wezmę jak najwięcej w mieście można to zawsze wymienić u magów albo korzystnie sprzedać.
- W tym jednym przypadku czekanie w bezpiecznej odległości brzmi jak zbawienie - roześmiał się.
Arina wróciła i teraz przy martwym stworze mogła zrobić co tylko potrzebowała. Ucięcie języka mogło być proste, ale wyciągnięcie gałek ocznych, wątroby lub serca bez uszkodzenia ich wymagało już więcej uwagi i wysiłku. Dobrą godzinę zajęło jej oprawianie stwora i odrąbywanie głowy, standardowego trofeum do pokazania zleceniodawcy. To nic, że tym razem była to mała dziewczynka. Przy okazji wyjęła z niego nieco mózgu i wraz z krwią umieściła w ostatnich pustych fiolkach, które zabrała z wieży maga.
Potem ponownie wróciła do Aleza i obmyła się wodą. Ubrała w jego koszulę i przewiązała paskiem. Zdecydowanie było jej potrzebne kilka nowych sztuk ubrania. Spakowała wszystko co zdobyła na ghaście i spakowała do juków. Głowę owinęła w swoją podartą, zakrwawioną koszulę i przytroczyła do łęku siodła:
- No to jedźmy odebrać zapłatę. - Mrugnęła do towarzysza z rozbawieniem nawiązując do jej zawrotnej wysokości.

Droga do wioski była prosta i choć częściowo zarośnięta, to kiedyś przecież utwardzona i wykarczowana, teraz dla dwójki konnych całkowicie spełniła swoje założenie. Mimo to, dotarli na miejsce tuż przed zmierzchem. Większość mieszkańców wsi zamknęła się już w domach, niektórzy zdążyli nawet zamknąć okiennicę. W panującej tu ciszy słychać było doskonale stąpające po błocie końskie kopyta.
- Doprawdy piękne miejsce. Może jednak dzięki tobie jeszcze wrócą do normalności? - w słowach Marka przy jedynie odrobinie dobrej woli dało się dostrzec nadzieję.
- Wszystko zależy już teraz tylko od nich. - Dziewczyna rozejrzała się w koło - Ja tylko zabiłam kilka potworów oni muszą na nowo uwierzyć w siebie. To może się okazać o wiele trudniejsze.
Skinął głową, nic więcej nie mówiąc i zatrzymując się przed domem sołtysa.
- Chcesz tu zostać czy ryzykujemy noc w lesie?
- To zależy czy uda mi się spotkać moja zleceniodawczynię - Dziewczyna mrugnęła do niego porzucając poważny ton rozmowy. - Szczerze mówiąc wolałabym jak najszybciej odjechać z tego miejsca. Ostatnio jakoś nie mam wielkiego zaufania do ludzi.
- Czuję się urażony… - chciał coś dodać, ale okazało się, że nie zdążył, bo drzwi jednego z domów otworzyły się. Wybiegła z nich właśnie wspomniana przez Arinę dziewczynka, ścigana przez matkę.
- Wracaj tu!
Mała nie zamierzała, wyhamowując przed wiedźminką.
- Wróciłaś! - wyrzuciła z siebie zdyszana.
- Jak obiecałam. - Arina skinęła głową i zręcznie zeskoczyła z konia. Rany opatrzone przez Aleza i podleczone eliksirem prawie już jej nie piekły.
- Mam coś dla ciebie. - Odwiązała zakrwawiony pakunek i położywszy na ziemi rozwiązała ukazując jego zawartość.
Matka dzieciaka zatrzymała się znacznie dalej, a "zleceniodawczyni" najpierw zerknęła ciekawie, a potem odskoczyła w tył z piskiem, zasłaniając oczy.
- Okropieństwo! Czy… czy to on? Nie… nie będzie już przychodził? - zapytała słabo.
- Z całą pewnością nie uda mu się już zrobić ani kroku. - Arina wydawała się niewzruszona przestrachem dziecka. - Jest całkowicie martwy. Po za tym zabiłam jeszcze maga, który ożywiał waszych zmarłych wykopywanych z grobów. - Powiedziała zwracając się do stojącej dalej kobiety. - Niestety wcześniej on zabił waszą wiedźmę.
Kobieta była na tyle zszokowana, że możliwe, że nawet nie usłyszała. Dziewczynka natomiast, jako najodważniejsza najwyraźniej z całej wsi, zdjęła dłoń z oczu. Miała je wielkie jak spodki.
- Zaraz wrócę - rzuciła i pobiegła do domu, wymijając szerokim łukiem matkę. Zaraz wróciła. Przy tym wszystkim w oknach i drzwiach wielu domów pojawiły się ludzkie twarze. Mała zatrzymała się tym razem tuż przy Arinie i nie patrząc na wiedźminkę wyciągnęła dłoń, na której leżał zupełnie inny pieniążek. Moneta była duża i ze szczerego najwyraźniej złota.
- Dziękuję. Znalazłam to kiedyś w lesie. Nikomu wcześniej nie pokazywałam.
Arina przez chwilę patrzyła na małą dłoń, a potem odpowiedziała:
- Nie mogę tego przyjąć. To nie jest kwota na która się umawiałyśmy. - Odpowiedziała spokojnie i przeniosła spojrzenie na twarz dziecka.
Dziewczynka posmutniała, ale z kieszonki brudnej sukieneczki wyciągnęła drugą monetę, o wiele, wiele mniej wartą.
- Szkoda. Moi rodzice twierdzą, że wiedźmak to zło. Ja w to nie wierzę. Wrócisz kiedyś?
Wiedźminka wzięła swoją monetę i uśmiechnęła się do dziewczynki. Wzięła jej dłoń ze złota monetą w swoje ręce i zacisnęła ją w piąstkę:
- Lepiej nie pokazuj nikomu więcej co znalazłaś. - Powiedziała do niej cicho. - Ukryj ją dobrze. Kiedyś ci się przyda. Jeśli jeszcze kiedyś będziesz potrzebować pomocy wiedźmina wyślij wiadomość do Kaer Morhen. Jeśli nie ja na pewno zjawi się ktoś inny by ci pomóc.
Mała pokiwała poważnie głową, zamknęła pieniążek w dłoni, uśmiechnęła się nieśmiało i szybko odbiegła w stronę domu.
Arina ponownie wskoczyła na konia nie przejmując się leżącym na ziemi fragmentem potwora:
- Chyba możemy jechać dalej. - Spojrzała z uśmiechem na Aleza. Po spotkaniu z niewinnym dzieckiem czuła się dziwnie lekko i szczęśliwie. Z niecierpliwością czekała na wyprawę, którą wspólnie zaplanowali. Już nie mogła się jej doczekać.



..::KONIEC::..
 
Sekal jest offline