Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-02-2015, 21:56   #684
valtharys
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
W końcu przesłuchanie dobiegło końca, dzięki czemu grupa najemników mogła wymienić ze sobą wszystkie zdobyte informacje. Nie było tego wiele, lecz wersje całej trójki doskonale się ze sobą pokrywały. Wydawało się, iż żaden z krasnoludów niczego nie ukrywał przed śledczymi i żaden nie zamierzał bronić oskarżonego. Nikt nie chciał wierzyć w jego niewinność i nie było żadnego dowodu, który by na nią wskazywał.
Czas mijał nie ubłaganie i podczas gdy drużyna rozmawiała ze sobą, kapłan pogrążył się w szukaniu czegoś. Przeglądał księgi, jedna za drugą, nie mówiąc czego szuka i co chce znaleźć. W końcu jednak wyszedł, z wyrazem tryumfu na twarzy i wielkim strachem w oczach. Położył wielką księgę spisaną w khazalidzie, obwieszczając:

-Mam. Gdy znaleźliśmy ustęp mówiących o dziewięciu księgach nie chciałem uwierzyć w to, co przeczytałem. Prawda, której domyślałem się, była zbyt potworna bym chciał ją zaakceptować. Musiałem się jednak upewnić, więc podążyłem za słowem Alkanash, o którym gdzieś, kiedyś czytałem. I tak znalazłem w końcu kroniki krasnoludzkiego spamiętywacza, który opisywał walkę nad brzegiem Reiku - zamilkł, spoglądając na obecnych. Gdy miał pewność, że uwaga wszystkich była wystarczająco skupiona na nim, zaczął czytać:

-W największy mróz, niczym czarny cień, armia nieumarłych podeszła pod mury Reikdorfu. Słońca wciąż nie było widać, bowiem roje nietoperzy od wielu dni je zasłaniały. Widma i upiory krążyły na mrocznym niebie, a powietrze wypełniał ich mrożący krew w żyłach krzyk. Nieumarłe ciała jęcząc, szurały nogami, z ich pustych oczodołów biła obojętność, ich szczęki żuły wszystko, co zdążyły pochwycić. Szkielety maszerowały w kolumnach, klikając palcami, w których trzymały broń. Wampiry jechały dumnie na swych rumakach, a ich zimne oczy były skupione na Reikdorfie. W nozdrzach wyczuwały zapach krwi. Ich przywódca stanął u wrót miasta. Objawił się tym, którzy potrafili podnieść na niego wzrok i utrzymać go dłużej, niż jedno bicie serca. Dla innych był tylko ciemnym monumentem chłodu i grozy. Sam w sobie wydawał się eteryczny. Na jego pomarszczonych szatach migotały ciągle zmieniające się runy, a kłęby dymu wydostawały się z jego otwierających się ust, by okryć jego stopy w zwojach dymu. Unosił się nad ziemią, a w miejscu gdzie stanął, skały pękały, jakby nie mogły znieść jego obecności. Insekty wypełzły z ziemi, uciekając jak najdalej. Robaki wiły się i kłębiły, jakby były w ekstazie. Jego oddech sprawił, że drewno na wrotach zaczęło rozpryskiwać się i pękać, jakby najsroższy mróz je roztrzaskiwał. Na sobie miał czarną zbroję, która zdawała się idealnie przylegać do ciała, a w dłoniach dzierżył kostur i miecz. Kij zwany Alkanash roztaczał wokół siebie aurę mocy, a na jego końcu migotało dziwne, zielone światło. Potężny miecz trzeszczał z nieziemską siłą, a jego ostrze niosło śmierć.

-Ludzie to bydło - wyszeptał i cały Reikdorf wypełnił odór zgnilizny rozkładającego się ciała.

Strach ogarnął obrońców, trwożąc ich serca i ciała, ale nie naszego wodza. Sigmar wziął do ręki Ghal Maraz i wybiegł, by stawić czoła najgroźniejszemu wrogowi z jakim przyszło mu walczyć. Istota ta bowiem żyła, kiedy jeszcze istniała starożytna Nehekhara. A było to niegdyś wspaniałe królestwo na południu, królestwo pustyni, rządzone przez faraonów. Ów istota powstała dwa tysiące lat przed obecnymi wydarzeniami, lecz jego imię przetrwało i budziło grozę do dziś. Bowiem oto w tej tytanicznej walce, jaką miał stoczyć Sigmar Młotodzierżca, jego przeciwnikiem okazał się Nagash. Wielki Nekromanta..


Gdy Jordie skończył czytać, kapłan usiadł na krześle i wziął głęboki oddech. Jego twarz była pochmurna i surowa. Wzrok swój skierował na Galvina, od którego rzekł:
-Teraz mam pewność, o kogo chodziło Myxirowi. Moim obowiązkiem było przekazanie wam tej wiedzy. Nie wróży to nic dobrego. Problem mój, mojego rodu i syna wydaje się teraz tak błahy.. - zamilkł. Pogładził się po swojej brodzie, wstał od stołu i podszedł do szafki. Wyjął z niej fajkę, którą nabił i zapalił. Było widać, że się denerwuje i myśli. W końcu rzekł:
-Czy dowiedzieliście się czegoś, co mogło by Wam pomóc w rozwiązaniu problemu mojego syna? Co dalej zamierzacie? W obliczu tak wielkiego zagrożenia nie możecie sobie pozwolić na błądzenie po omacku, tym bardziej, że król dziś zawezwał mnie do siebie na rozmowę. Jedynie Galvin mógłby udać się ze mną, ale to też musi być ważki powód, bym zdecydował się na taki krok. - w jego głosie nie trudno było odnaleźć ból i cierpienie, lecz kto by w takiej sytuacji nie cierpiał.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline