Wolfgang nie tracił czasu na przeładowanie muszkietu. Odrzucił broń, licząc, że krasnoludy się nią zaopiekują, sam zaś długimi susami rzucił się za uciekającym łowcą czarownic. W biegu wyciągnął swój zweihander i ściskając go pędził za czmychającym w podskokach Schmitzem. Nie tracił tchu na żadne krzyki, liczył się teraz tylko dystans, jaki ich dzielił i to by go jak najszybciej pokonać. Krew tętniła Wolfowi w uszach, zagłuszając wszelkie myśli, poza zwierzęcym pragnieniem, by dogonić ofiarę i rzucić się na nią. |