Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-02-2015, 23:27   #12
Googolplex
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację
Shana i Einar

Shana przyjrzawszy się do woli zawróciła by opowiedzieć swemu nowemu przyjacielowi cóż takiego udało jej się odkryć. Przeleciała nad lasem do miejsca gdzie się rozstali i jakież było jej rozczarowanie gdy nikogo tam nie zastała. Posmutniała lecz nie na długo, szybko podjęła decyzje, że przecież tak łatwo nie opuszcza się przyjaciół i może miał kłopoty. Nie mogła zostawić go samemu sobie! No i ktoś musiał jej wyjaśnić co tak właściwie ci ludzie tam robili.

Lecąc, druidka dostrzegła samotnie idącego mężczyznę. Wszedł do miasta i bez problemu można było śledzić go z góry. Kierował się miastem, labiryntem uliczek, wyglądał na zamyślonego. W pierwszym odruchu pragnęła zmienić się swoja ulubiona formę białej wilczycy lecz w porę przypomniała sobie jak nerwowo reagują ludzie na wilki. No przynajmniej na większość wilków. Nie raz widziała ludzi z trochę dziwnymi wilkami, nawet całkiem niedawno.
Skupiła się mocno by nadać sobie taki właśnie kształt i już po chwili za człowiekiem szedł jego wierny biały brytan.


Ludzie w swym zabieganiu nawet nie zauważyli drobnej zmiany. Co prawda niektóre niewiasty chciały wydać z siebie krzyk, coś o dzikich zwierzętach… wilkach? Jednak, gdy tylko Shana trąciła głową dłoń swego towarzysza, ten odruchowo ją pogłaskał. Ludzie poczuli się spokojniej, a Einar wyrwał z zamyślenia.
Dziewczyna przyłapała się nagle na myśli, że ta drobna pieszczota sprawia jej bardzo dużą przyjemność. Przechyliła głowę tak by mógł ja głaskać wygodniej i by nie przestawał.

Riccetti nawet nie zorientował się, kiedy zaczął gładzić sierść psa. W duchu schlebił sobie, że najwidoczniej jego magnetyczny urok działał nie tylko na kobiety. Począł drapać psa za uchem, ciesząc się, ze spotkania normalnego zwierzaka. Dalej czuł się dziwnie myśląc o elfiej druidcę. W prawdzie niezmiernie ciekawiło go skąd ona się tam wzięła, jednak nie miał zamiaru marnować czasu na szukanie jej z tego powodu. A kto wie? Skoro już raz udało się jej go znaleźć, to czemu nie uda się i drugi? Roześmiał się w duchu na tak niedorzeczną myśl.
- Hej kolego – rzekł do psa, nie przerywając pieszczot. – Jesteś głodny? Na pewno. Chodź ze mną, znam miejsce, gdzie można dostać coś naprawdę dobrego.
To powiedziawszy ruszył powoli przed siebie, po kilku krokach odwrócił się, sprawdzając czy pies pójdzie za nim.
Szła, tuż za nim a teraz wykorzystała chwilowy przystanek by dopraszać się o więcej głaskania.
W jakiś sposób wiedział, że ten przerośnięty kotowaty jest miłym stworzeniem jak na tak dużego psa.

W końcu oboje dotarli do siostry Riccetiego.
Sama gospoda była wkomponowana w otoczenie i była kolejnym budynkiem, który posiadał przed wejściem szyld. Szeroki i niski budynek, wykonany z kamienia i drewna.
Wewnątrz panował tłok. Masa ludzi, którzy za miesiąc wyjadą i wszystko wróci do dawnego życia, choć zapewne karczmarz będzie ciepło wspominał zawyżone ceny jakie w tym czasie narzucił.

Wnętrze prezentowało się skromnie, ale ładnie. Proste ozdoby na ścianach, proste stoły, zadbane i co najważniejsze, czyste! Pomieszczenie posiadało duże palenisko na lewej ścianie od wejścia, gdzie można było się ogrzać. Była nawet prowizoryczna scena dla wszelkiego rodzaju bardów, którzy mogliby wystąpić w tym lokalu. W tej chwili nikt nie grał, ale zapewne zaraz będzie, ostatecznie bardowie mieli także niezły zarobek.
Poza samym hałasem rozmawiających osób i osuszanych kufli, dało się zauważyć, iż wszyscy prowadzą ożywione rozmowy na jeden praktycznie temat - na temat wyprawy.
Rzucały się w oczy także i schody na piętro, gdzie znajdywały się pokoje zarówno gości jak i Einara. Pokoje same w sobie nie były duże i zapewniały pewien komfort. Posiadały łóżka, zapewne jakiś kufer i stolik z krzesłem. Okna musiay wychodzić albo na ulicę albo na podwórze, w zależności od pokoju.

Einar stanął w drzwiach, przytrzymując je tak, aby pies swobodnie mógł wejść. Mimo sporego tłoku mężczyzna niemal natychmiast ujrzał znajome mu twarze dwóch mężczyzn. Obaj stali wyprostowani, tuż obok sceny, w taki sposób, by cała gawiedź mogła ich wiedzieć. Ich „urok osobisty” działał uspokajająco na pijanych biesiadników. Każdemu, nawet najbardziej pijanemu osiłkowi, naraz odechciewało się wszczynania bójek, po spojrzeniu w ich stronę. A garstka szalonych, która znalazła w sobie ukryte pokłady odwagi by to zrobić, zazwyczaj w kilka chwil ponownie tego żałowali. Bracia Deighton nie mieli w zwyczaju łagodnie traktować awanturników, o czym Einar dowiedział się niegdyś na własnej skórze.

Pierwszy z nich – wysoki blondyn imieniem Ahir – nosił na sobie skórzaną zbroję. Szorstka, wytarta oraz mocno akcentująca jego umięśnioną sylwetkę skóra, świadczyła o tym, że mimo młodego wieku mężczyzna stoczył niejedną walkę. Teraz natomiast obojętnym wzrokiem lustrował otoczenie, lecz wprawny widz mógłby dojrzeć pod tą powłoką coś jeszcze – wyczekiwanie. Riccetti oczywiście domyśla, na co, a dokładniej rzecz ujmując, na kogo ów jegomość czeka. Wolałby się jednak tą wiadomością nie szczycić w obecności blondyna, oraz drugiego …

…niemalże identycznego mężczyzny. Widocznie młodszy i nieco gorzej zbudowany, jednak na pierwszy rzut oka bystrzejszy od brata, Kholart. Również odziany w skórzaną zbroję, przyglądał się Einarowi i jego nowemu pupilowi z zainteresowaniem oraz nieskrywaną niechęcią. Riccetti wczytał w jego wyrazie twarzy, że zastanawia się, czy nie należałoby wyrzucić niechcianego gościa. I bynajmniej tym niechcianym gościem nie był pies. Rozważania te przerwało jednak wtargnięcie do pomieszczenia jeszcze jednej osoby.

Młoda kobieta wyszła z kuchni i stanęła przy barze, z trzema kuflami piwa. Jej jasnobrązowe włosy w piękny sposób połyskiwały od ognia buchającego w kominku. Jej nieco podniszczona i poplamiona niebieska sukienka zdawała się emanować szlacheckim pięknem w kontakcie z jej ciałem, a jedno z jej ramiączek zsunęło się znacznie. Dziewczyna wydawała się tego nie zauważać, jednak Einar bardzo dobrze wiedział, że to tylko pozory. Przecież kto inny, jak on mógł znać lepiej Andree Riccetti, jego młodszą siostrę.
Przyglądając się jej, kontem oka dostrzegł, że bracia Deighton spoglądali na nią z nieukrytą czcią, jakby ukazała się im Bogini w ludzkiej postaci. Każdy z łatwością mógłby to dostrzec. Poza Andreą, która nieświadoma niczego krzyknęła.
- Czy ktoś życzy sobie jeszcze piwa?! – jej delikatny głos zadźwięczał w pomieszczeniu.
Ludzie jak na komendę zakrzyknęli, a Andrea zbliżyła się do pierwszego lepszego stolika. Idąc w jego kierunku, dostrzegła stojącego w drzwiach Einara oraz białego psa. Uśmiechnęła się widocznie rozbawiona, widokiem ubłoconego i pokaleczonego przez leśne krzewy brata. Położyła trzymane piwa na stole i podeszła do Einara.
- Miło Cię znów widzieć moja siostro – rzekł Einar uśmiechając się. – Widzę, że jak zwykle jesteś w centrum zainteresowań całej gospody.

Kobieta westchnęła ciężko
- Ano jestem, bo ktoś być musi…- Pokręciła głową- A ty jak zwykle ładujesz się w jakieś tarapaty, prawda? W ogóle fajny psiak…- Stwierdziła wskazując głową na sporej wielkości zwierzę- Jakiś dziki się wydaję, coś jakby miał w sobie z wilka- Dodała przyglądając się dokładniej zwierzęciu i pokręciła głową- No nieważne, byle by tylko nie pogryzł gości… Skąd go w ogóle masz?


- Hau! - Powiedziała przemieniona elfka i zaczęła merdać ogonem zadowolona, że o niej mówią. Nie przestała też trącać łbem dłoni Einara, dopraszając się o głaskanie.

Na wzmiankę o wilku Einara przeszły nieprzyjemne ciarki. Naraz przypomniało mu się niespodziewane spotkanie z elfią druidką, potrafiącą zmieniać się w zwierzęta. To nasunęło mu pewne bardzo nieprzyjemne podejrzenia odnośnie jego nowego pupila. Pochłonięty rozważaniami nie zauważył nawet kiedy zaczął gładzić delikatną sierść psa. Ocknął się nagle i spojrzał na niego łaskawym wzrokiem. „Zaczynam popadać w paranoję” – pomyślał, po czym znów zwrócił się do siostry.
-To w zasadzie on znalazł mnie. Przyczepił…– zaczął i spojrzał na psa uważnej. – …albo raczej przyczepiła się do mnie na ulicy. Jak widać droga siostro, nie tylko ty odziedziczyłaś ten nieodparty urok. A u mnie działa on nawet lepiej, nawet zwierzęta nie mogą mi się oprzeć – to powiedziawszy uśmiechnął się dumnie. – Zostały wam może w kuchni jakieś kości lub kawałki mięsa? Mój pupil na pewno zgłodniał.

- Hau! - Nie, właściwie nie była głodna, rzadko bywała, ale nie chciała robić przykrości swojemu człowiekowi, przecież się starał!

-Zapewne kość albo inny kawał czegoś się znajdzie- Skinełą głową- A ten Twój czar sprawił coś pożytecznego dzisiaj, poza sprowadzeniem tego sympatycznego psiaka?- Pokiwała głową z lekkim uśmiechem- Czy to tylko zdobycie psiaka jest dzisiejszym, największym sukcesem?- Spojrzała się po sali- Jak widzisz mam masę gości. Byłbyś miły i pomógł?

- Wybacz… - Einar zaczął rozkładając szeroko ręce, ukazując błoto i zadrapania, których nabawił się podczas wizyty w lesie. -… ale jak widzisz, też mam za sobą ciężki dzień. A muszę się jeszcze zaopiekować moim nowym pupilem. W dodatku i tak widzę, że nieźle ci idzie Ja tylko bym przeszkadzał.

Siostra skinęła głową tylko i mruknęła pod nosem coś w stylu “Bezużyteczny, jak zwykle” dając tym samym do zrozumienia, że nie oczekuje pomocy od Einara i to w zasadzie koniec rozmów z nią w tej chwili.

Einar zignorował docinki siostry i ruszył na piętro, gdzie znajdował się jego pokój. Po przekąskę dla psa postanowił przyjść nieco później i poprosić o nią kucharza. Wątpił, by naburmuszona siostra chciała mu w tej chwili pomóc. „Skoro teraz nie daje sobie rady, to ciekawe co zrobi po wyjeździe” – pomyślał, mijając Ahira i Kholarta. „No, przynajmniej te dwa młotki będą przy niej” .
Dotarłszy na miejsce, wyciągnął klucze i otworzył na oścież drzwi, wpuszczając psa przodem. Od rana nic się w pokoju nie zmieniło. Dalej panował tu ogólny bałagan i chaos, który – zdaniem Einara – samoistnie rozprzestrzeniał się, za każdym razem, kiedy wychodzi. Sterta najróżniejszych gratów walała się po wszystkich kątach. Można było znaleźć tam wszystko – od podstawowych przyborów kuchennych, przez rozmaite ubrania – chłopskie, mieszczańskie, kupieckie, a nawet dziwaczny zdobiony frędzlami kapelusz z rondem – po fiolki z nieprzyjemnie pachnącymi płynami w środku. Blatu niewielkiego biurka i podłoga obok niego były prawie w całości zawalone papierami, a atrament z przewróconego kałamarza mizernie skapywał na podłogę. Obok leżał niewielki talerzyk z wczorajszym kawałkiem wołowiny, którą jadł na kolację. A może na obiad? Nieważne.
Jedyną rzeczą, która wyróżniała się na tle powszechnego bałaganu, było łóżko – starannie pościelone z brązową kołdrą i poduszką przywdzianą zieloną, jedwabną poszewką, którą przyniósł ze sobą pierwszego dnia. Porządek ten spowodowany był tym, że Einar nie miał okazji się jeszcze w nim przespać. Ostatnią noc zarwał na przeglądaniu papierów i planów miasta, które miały doprowadzić go do Hakima. A nim się spostrzegł, leżał już zaspany na blacie biurka.
- I to ja miałem jej pomagać na dole? – rzucił Einar, ni to do psa, ni to do siebie. Podszedł do niewielkiego pudła pod przeciwległą ścianą i zaczął w nim czegoś usilnie szukać.
- Zaraz dostaniesz coś do jedzenia, tylko znajdę jakąś miskę – rzekł do psa nie przerywając grzebania w pudle.

Tym czasem Shana przyglądała się wszystkiemu przez chwilę. W końcu wybrała miejsce najwygodniejsze z możliwych. Szybko wskoczyła na łóżko i jako, że nie było już nikogo poza “jej człowiekiem” przybrała postać w której rozumiał jej słowa.
- Dlaczego on poszedł spotkać się z tymi innymi w skórach a potem pojechali na bagno?
Niezrażona kontynuowała ich leśną konwersacje zupełnie tak jakby nie rozstali się ani na chwilę, co w sumie było bliskie prawdy, i a ni na chwile nie przerywali rozmowy.

Einar jak oparzony odruchowo wzdrygnął się tak gwałtownie, że uderzył głową w ścianę pod którą znajdowało się pudło. Nieco oszołomiony usiadł na ziemi, chwycił się za głowę i spojrzał na siedzącą na jego łóżku nagą elfkę. W większości innych sytuacji taki obraz wyjątkowo by mu się podobał, ale ten widok wywoływał u niego dziwny niepokój i trwogę. Kątem oka spostrzegł, że po psie ani widu ani słychu. Dość szybko pojął swoją głupotę. Wgapiał się w nią przez kilka długich sekund, po czym wybuchnął.
- Co ty tu do cho…! – urwał, jakby w końcu dotarło do niego znaczenie słów druidki. – Co powiedziałaś? Kto pojechał na Bagno?

- No On, ten co mu nie dali zdobyć samic! - Elfka była wyraźnie zakłopotana niedomyślnoscia “swojego człowieka”. A wydawał się bystrzejszy, no cóż ona mu pomoże i stanie się bardziej domyślny. Z czasem.

Mężczyzna spojrzał na nią przeszywającym wzrokiem, jakby chciał wyczytać z jej twarzy jakiś znak, świadczący o tym, że żartuje sobie z niego. Jednak wyglądało na to, że Lashana – jak mu się wcześniej przedstawiła – mówiła poważnie.
- Kto? – powiedział krótko, najwyraźniej mocno zbity z tropu.

- No ten co go obserwowaliśmy! - Fuknęła na niego bardzo niezadowolona. Przecież mówiła jasno o co chodzi. Dlaczego on nie rozumiał?

-Gdzie był i z kim? – rzekł, już nieco spokojniej.

- Z innymi… takimi w nieswoich skórach, dla ochrony… mówili, w większości bez słów. Mówili o bagnach. No… byli na starej ludzkiej drodze. - Oby tym razem w końcu zrozumiał bo dziewczynie powoli kończyła się cierpliwość. - Po co tam chcą iść?

-Nie mam pojęcia, ale muszę się tego dowiedzieć. Widziałaś jak odjeżdżali? Ilu ich było? Możesz mnie tam zaprowadzić? – wypytywał.

Lashana pokreciła energicznie głową. Potem po chwili kiedy przypominała sobie to co widziała dodała.
- Cztery po pięć ludzi i konie, i te z drewna… jak one się nazywają? Te co na nich trzymacie rzeczy.

-Wozy?

- Wozy. - Wypróbowała i smakowała brzmienie nowego słowa, jeśli nawet wcześniej je znała to w tej chwili o tym nie pamiętała. - Może, chyba tak. Mieli na nich dużo rzeczy ale nie widziałam co.

-Już pewnie dawno stamtąd zwiali – powiedział bardziej do siebie niż do niej. – Trudno… dorwę go za miesiąc na bagnach.
Po krótkiej przerwie, zapytał.
- Kim ty tak właściwie jesteś i skąd się tam wtedy wzięłaś? – zapytawszy, był gotów na kolejną niedorzeczną odpowiedź elfki.

- Nie odpowiedziałeś! - Rzuciła mu oskarżycielskie spojrzenie. No bo jak to, ona się starała wyjaśniła wszystko a on wiać w końcu zrozumiał ale nie chciał jej wyjaśnić co to za ludzie i co tam robili i jeszcze kolejne pytania zadaje. No niedoczekanie jego!

- Mówiłem… - westchną – Mówiłem, że nie mam pojęcia. Pewnie… - tu na chwile przerwał, szukając odpowiednich słów. - … pewnie chcą tam założyć nowe legowisko i zająć nowe tereny łowieckie. Hakim… znaczy się „ON”, to zapewne głowa stada. Całkiem niedawno wrobił mnie w pewien szemrany interes, przez co szuka mnie banda bardzo nieprzyjemnych ludzi. Rozumiesz? – zapytał, szczerze obawiając się odpowiedzi.

Pokiwała głową jednak bez przekonania. Wyglądało jakby rozumiała… większość.
- Co to “szemrany interes”?

- Ehh… Coś co miało przynieść nam korzyść, a komuś innemu przysporzyć kłopotu. Czy teraz możesz odpowiedzieć na moje pytania?

- Mogę. - Przyznała z entuzjazmem. - Shana. La-sha-na. - Wskazała na siebie.
- Tym razem zapamiętaj, dobrze? - Miała przy tym wyraz twarzy absolutnej wyższości.
- Przyleciałam.

Riccetti dobrze wiedział, że nie powinien oczekiwać zbyt wiele od jej wypowiedzi. Jednak to i tak przewyższało jego możliwości. Postanowił zmienić taktykę. Mozolnie przetarł dłonią twarz i odezwał się ponownie.
-[i[ Ja nazywam się Einar[/i] – powiedział, dla dopełnienia formalności. – A teraz mogłabyś być tak miła i odpowiedzieć mi skąd pochodzisz i dlaczego przybyłaś w te strony? Od wielu lat poluje w tamtym lesie, ale Ciebie spotykam pierwszy raz.

- Mmmmm…- zaczęła przygryzajac dolna wargę. Usiadła wygodniej na łóżku i kontynuowała. - No przyleciałam z gór, z domu nad jeziorem mojej… z domu Sheyreny i mojego. - Widać było, że trochę problemów sprawiało jej nazwanie więzi jakie łączyły ją z ową Sheyreną.
- najpierw myślałam, żeby od razu stąd polecieć, strasznie śmierdzi. - Zatkała przy tym nos palcami i wyglądała dość komicznie. - A potem zobaczyłam ludzi i… i wszystko. Chcę wiedzieć więcej, o!

- Rozumiem… - powiedział zamyślony, po czym wstał i ruszył w stronę małej sterty ciuchów w kącie, a następnie zaczął w niej czegoś szukać. – Zasadniczo, to możemy pomóc sobie nawzajem. Dzięki mnie dowiesz się więcej o ludziach i tym miejscu, a w zamian pomożesz mi dorwać Hakima. Co ty na to?

- Po co Ci on? - Zapytała szczerze zdziwiona. - Przecież jest daleko i nie zagraża twojemu terytorium ani domowi. Nie lepiej żeby sobie gdzieś tam żył?*

- Tak się składa, że za miesiąc również mam zamiar wybrać się w tamte tereny. Przez niego pewni ludzie zagarnęli mój dom. Odzyskać go nie zdołam, więc muszę znaleźć inny. Wielu ludzi z Neverwinter – tak nazywane jest powszechnie to miejsce, zamierza założyć nowe miasto na bagnach. „On” o tym wie i z pewnością, dlatego tam pojechał. Nie wiem, co zamierza, ale… - przerwał, gdyż właśnie odnalazł to czego szukał – niebieską lnianą sukienkę, podobną do tej, którą miała jego siostra. Przyjrzał się jej uważnie, a następnie spojrzał na Shane. Kiwnął z zadowolenia głową, po czym rzucił ją druidce.
- Łap. Kamuflaż. Z nim nie będziesz się wyróżniać.

Popatrzyła na kawałek materiału z niesmakiem. Zupełnie jakby w dłoniach trzymała nie sukienkę a jadowitego węża. Po chwili odrzuciła mu z powrotem.
- Drapie, i jest dziwne i w ogóle po co? - Nie mniej po chwili zapomniała o sukni i skupiła się na tym co powiedział wcześniej. - Chcą na bagnach żyć jak tu? - Śmiała się, długo i głośno. Zupełnie nie mogła się powstrzymać myśląc o ludziach którzy próbują postawić te swoje kamienne domy na miękkiej ziemi bagna. - Szaleńcy, bagno wszystko pochłonie. Tam się nie da postawić kamienia na ziemi, od razu się zapadnie.

- Sam nie mam pojęcia jak oni zamierzają to zrobić, ale nie wysyła się na bagna kilkuset ludzi bez planu. Mamy przecież swoich architektów, budowniczych, uczonych czy magów. Oni z pewnością znają się na rzeczy i poradzą sobie z jakimiś mokradłami – powiedział, trzymając w ręce sukienkę. – Myślałem, że chcesz się dowiedzieć o nas więcej. Możesz łazić ze mną w formie psa, ale wtedy nie będziesz mogła zadawać pytań, a goła będziesz się za bardzo rzucać w oczy – rzucił sukienkę na łóżko.

Twarz dziewczyny wyglądała jak maska rozpaczy. Tak, chciała dowiedzieć się jak najwięcej ale zakładać na siebie to… to… to coś to było zbyt wiele.
- Muszę? - Zapytała błagalnym tonem choć już wiedziała, że albo to albo dowie się niewiele.

- Tak, jeżeli oczywiście chcesz dowiedzieć się o nas więcej. Wiesz… w Neverwinter jest wiele bardzo interesujących miejsc. Słyszałaś o Gildii Złodziei? Mam zamiar się tam zaraz udać i wypytać o Hakima. To dosyć daleko stąd. A po drodze czeka tyle ciekawych rzeczy – zachęcał elfkę.

Nieszczęśliwa ale jednak sięgnęła po znienawidzony materiał. Obracała go w dłoniach, próbując odgadnąć co ma z tym zrobić. Widywała wprawdzie kobiety w podobnych strojach ale żeby ubrać coś takiego samej, to wykraczało daleko po za jej umiejętności.
W końcu zrozpaczona brakiem sukcesów zawołała “swego człowieka”. - Pomóż proszę…

Z niemałym rozbawieniem wypisanym na twarzy, Einar podszedł do elfki. Nigdy nie przypuszczał, że będzie zachęcać nagą piękność w jego pokoju do ubierania się, jednak wolał nie przekraczać pewnych granic. Kurtyzany na mieście również były ładne, a nie potrafiły zmieniać się w zwierzęta. Nie. Einar liczył, że zyska na tej znajomości znacznie więcej.
Po kilku minutach szamotaniny z sukienką, udało mu się w końcu ją na nią założyć. Po chwili namysłu, schylił się pod łóżko i wyciągając kilkanaście butów, - z których tylko cztery miały swoją parę, – aż w końcu znalazł parę damskich sandałów. Wziął je do rąk i zaprezentował Shanie.
- Jeszcze to i możemy iść – powiedział, po czym zaraz dodał. – To ubiera się na nogi.

Już było jej źle, żałowała, że zgodziła się na ubranie. Wszędzie ją swędziało i drapało i w ogóle… Popatrzyła na parę butów i zdecydowanie rzekła.
- Nie! Widziałam, że nie wszyscy w tym chodzą, ja nie zamierzam, nie oszukasz mnie!

-Niech Ci będzie… – rzekł, rzucając buty w kąt pokoju. – Chodźmy więc.
Po tych słowach ruszył w stronę drzwi. Otworzył je na oścież i ruchem ręki zachęcił Elfkę do pójścia przodem.

Podobnie jak wtedy kiedy była w postaci psa tak i teraz nie protestowała. Ruszyła więc, ze “swoim człowiekiem” by badać to… miasto, tak dokładnie. Badać to miasto!
 
Googolplex jest offline