Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-01-2015, 22:12   #11
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację

3 Mirthula 1532RD Południe. Ogrody zamku Neverwinter

W miłym wiosennym słońcu, przy kielichu wina swobodnie się myślało. Aldan po krótkim zastanowieniu bardzo szybko zweryfikował wszystkie kandydatury. Nie to, że były to osoby nieodpowiednie aby dotrzymywać towarzystwa jego młodej żonie, lecz musiały być to też osoby chętne do opuszczenia Neverwinter. W końcu mają dotrzymywać towarzystwa Meleanei nie tylko w stolicy, lecz też na prowincji w dobrach Aldana. Chociaż plan dalekosiężny Aldana obejmowały rozwój wioski, przy planowanej twierdzy, nawet do miasteczka, jednakże nigdy nie będzie się ono mogło równać z Neverwinter, czy chociażby Leilonem, miastem najbliższym jego dóbr, a przynajmniej nie w pierwszych latach istnienia.
Dokładnie wiedział jakich szlacheckich panien potrzebował, sierot bez rodziny i majątków. Wiedział, też gdzie ich szukać. Wiele zgłaszało się do jego brata po pomoc, część z nich zostawała dwórkami. Część pokładała wiarę w Tyrze zgłaszając się do jego kościołów. Kościoły te jednakże przytułków nie prowadziły, przyjmowały jedynie silne osoby, które podołały by służbie Tyrowi jako paladyni lub kapłani. Ostatnim najgorszym, lecz często zdarzającym się, losem dla takich szlachcianek było trafienie do Domu Kurtyzan, gdzie stawały się dawczyniami radości. Jeśli mógł chociaż kilku oszczędzić tego losu to był gotów to zrobić. W końcu zapewnienie towarzystwa młodej szlachciance nie jest ciężką pracą, zwłaszcza iż Aldan postanowił wyposażyć oddane jego żonie dwórki w wiano. Wiedział gdzie powinien udać się po informacje. Pierwszą osobą była ochmistrzyni dworu królewskiego, gdyż do niej zgłaszają się szlachcianki chętne zostać dwórkami. W kościele Tyra zaś informacje takie powinien mieć, jako archiwista, długoletni przyjaciel Aldana - Arrkrow. Dopiwszy wino posłał sługę, aby sprowadził do ogrodów ochmistrzynię.
Kilka godzin spędzonych na słuchaniu w dużej mierze nieistotnych dyskusji i targów wzmaga pragnienie. Na podręcznym stoliku nie było już żadnych napojów, zatem Aldan wezwał podręcznym dzwonkiem służbę. W pobliżu nie było jednak żadnych służących.

[MEDIA]http://www.extrahome.pl/galerie/s/sztaluga-w-stylu-ludwik_1067.jpg[/MEDIA]

Młody paź zajęty malowaniem głębi ogrodu, w której bawiły się siostra Tonomera z dwórkami, wraz z jego narzeczoną i jej siostry, przerwał szkicowanie. Rozejrzał się po ogrodzie, nie widząc służby, poprawił tunikę z herbem Neverwinter, po czym zbliżył się do stolika. Lekko skłonił głową przed lordem.


- W czym mogę pomóc książę.
- Bądź tak dobry sir poinstruuj jakiegoś służącego aby dostarczono tutaj dzban cydru i misę z lodem.
- Śpieszę to uczynić książę.


Młodzian odszedł. Aldan z uśmiechem na twarzy wspomniał okres gdy sam paziował na dworze ojca. Po jakimś czasie widział znów pazia, który powrócił do malowania zabawy dwórek. W chwilę potem przybył służący z zamówionym cydrem i lodem.
Niebawem nadeszła również ochmistrzyni dworu lady Anna Woll. Aldan wielokrotne spotkał tą kobietę i był zafascynowany aurą dobra, którą roztaczała. Dobra i prawości co rzadko idzie w parze wśród dworzan.

]

Wyszedł na spotkanie ochmistrzyni, lekko pokłonił się w odpowiedzi na jej dygnięcie i ucałował podaną dłoń. Po czym wskazał miejsc, poczekał aż dama usiądzie i sam po chwili usiadał.

- Lady Anno poprosiłem was tutaj, gdyż wy będziecie zapewne najlepiej poinformowaną w tej kwestii osobą. Poszukuję dam do towarzystwa dla mej narzeczonej, niedługo już żony. Muszą być gotowe na opuszczenie Neverwinter. Zatem pomyślałem, iż powinny być to szlachcianki, sieroty bez majątków i rodziny. Byłbym niezwykle zobowiązany Pani, gdyby pojawiły się w saloniku pomiędzy komnatami mymi a mej siostry wieczorem o szóstym dzwonie.
- Tak się stanie.

Rzekła kobieta i skinęła głową

- Czy chcesz jakąś konkretną ilość towarzyszek dla swej przyszłej żony? Czy masz jakieś szczególne wymagania Ty, panie lub twoja przyszła żona?
- Myślę o ośmiu, dziesięciu, tyle ma moja siostra a w końcu moja żona będzie odpowiadała jej statusem. Wszystkie one będą sprawdzane pod względem charakteru, osobiście wolał bym te prawe i dobre. Na pewno zostaną odrzucone wszystkie te które są złe. Poza tym nie ma żadnych innych wymagań. Zaś Melenaea lubi osoby potrafiące coś wykonać własnymi rękoma, muzykalne i wesołe. Takie też będą miały największe szanse na wybranie przez nią na dwórki.
- Dobrze Zawołam je na szósty dzwon wieczorem i będziesz mógł panie osobiście je poznać, tak jak i przyszła żona pana.


Aldan po namyśle postanowił udać się również do tych szlachcianek, które przyszły mu na myśl za pierwszym razem. W końcu to, że pochodzą z bogatych rodów nie musi oznaczać, iż same są zmanierowanymi łowczyniami doskonałych partii, snującymi swe sieci tylko przy dworze królewskim.






Sala Sprawiedliwości. Popołudniu.


[MEDIA]http://media-cache-ak0.pinimg.com/736x/39/c2/3d/39c23d6f2e03e4f061ca061e8c2ee3ad.jpg[/MEDIA]

W godzinę po spotkaniu z ochmistrzynią Aldan znajdował się już w archiwach katedry Tyra zwanej „Salą Sprawiedliwości”. Gabinet do którego skierował się był wypełniony księgami ułożonymi na półkach sięgającymi od podłogi po sam wysoki sufit. Za biurkiem siedział archiwista kończący spisywanie jakiejś listy. Na widok gościa wyszedł na spotkanie zza biurka, niski, rudowłosy młodzieniec, którego tęczówki oczów były w różnych kolorach, kolorach lasu i wody. Książę chwycił długoletniego przyjaciela w ramiona i serdecznie uściskał. Arrkrow pierwszy przerwał milczenie.

[MEDIA]http://media-cache-ec0.pinimg.com/736x/36/bf/d1/36bfd1dae32d41bb17a01dc1da66a7d9.jpg[/MEDIA]

- Cóż to sprowadza cię do mojego sanktuarium?
- Dobrześ odgadł. Szukam szlachcianek sierot na towarzyszki dla Meleanei.
Najlepiej bez majątków i rodzin. Wiem ze ty zapewne będziesz maił spis niezgłaszających się dziewcząt. Szukam tez jakiegoś młodego szlachcica, który mógłby zostać moim giermkiem, wiek zwyczajowo trzynaście lat. Zapewne będziesz w stanie mi pomóc. Robię spotkanie dla kandydatek i kandydatów w saloniku książąt o szóstym dzwonie wieczorem.
- A propo dziewcząt. Lelia mówiła mi, że Mela była niepocieszona, gdy zrezygnowałeś z jej usług jako nałożnicy.


Aldan wyraźnie się strapił. Przypomniał sobie swoją nałożnicę z burdelu, która ostatnie trzy lata umilała samotne wieczory, dając rozkosz i rozluźnienie. Wcześniejszej nie miał żadnej nałożnicy. Wybrał ją tylko dla tego dlatego, iż niezwykle wyglądem przypominała jego prawdziwą miłość Meleaneę. Zarówno wyglądem jak i zachowaniem, jak się już po wyborze okazało.

- Czegóż się spodziewała? Błędnego rycerza, który się z nią ożeni? To było niemożliwe za bardzo kocham Melenaeę i Mela wie o tym doskonale. Ileż razy to robiła mi wyrzuty, iż w momentach rozkoszy wymawiałem nie jej imię, tylko tej drugiej. Dzięki mnie, nie miał innych partnerów, prócz mnie w burdelu przez ponad trzy lata i odpowiednią opiekę ze strony burdelmamy. Burdelmama była pouczona, iż gdyby kiedykolwiek zaofiarował Melę komuś innemu, miała by ze mną do czynienia. Byłem jej pierwszym mężczyzną, moja pozycja ochroniła ją przed innymi. Dałem jej nawet więcej czasu na oswojenie się z myślą o stracie dziewictwa, niż będę mógł dać, przez prawa zaślubin szlacheckich, Melenaei. Za oddaną służbę w łożnicy Mela, miała obiecane naukę jubilerstwa, oraz po zakończeniu znalezienie męża. Jubilerstwo poznała, teraz znajdę jej tylko odpowiedniego męża.
- Jesteś bardziej sprawiedliwy i łaskawy niż ja bym był. W końcu to tylko dawczyni radości.
- Arrkrow mój ordynans Daniel, zawsze uczył mnie, iż dawczynie radości należy traktować jak damy i tak mają ciężkie życie, nie trzeba im jeszcze dokładać pogardy do ciężarów.



Na te słowa archiwista roześmiał się. Po czym poklepał księcia po plecach.

- Znowu dąłeś się nabrać przyjacielu. Mela zasłużyła na twoją wdzięczność i jest zadowolona z losu jaki dla niej planujesz. Leila mówiła mi, że Mela z niecierpliwością czeka już na osobę, którą polecisz, gdyż wie, że wybierzesz takiego mężczyznę, który będzie dla niej dobry. Zapewne ucieszy cię też wiadomość, iż biżuteria wykonana przez nią zaczyna cieszyć się powodzeniem wśród mieszczan a nawet szlachty. Po trzech precjozach wykonanych i sprzedanych ostatnimi czasy, ma zamówienie na kolejne trzy i to z materiałów dostarczonych przez zainteresowanych.
- Raduje mnie to. Przekaż zatem Lelii aby uspokoiła Melę, gdyż już poszukuję dla niej męża, lecz może to potrwać długo, nawet rok. Jednakże niech się nie trapi. Burdelmama wie, iż jest Mela nietykalna, jeśli nie chce poznać mojego gniewu. Wróćmy jednak do powodu mojego przybycia, znasz jakieś szlachcianki według kryteriów, które podałem, mogły by zostać dwórkami mej niedługo już małżonki oraz młodych szlachciców, którzy byli by zainteresowani giermkowaniem u mnie?
- Spis szlachetnie urodzonych dam, naturalnie prowadzimy, tak jak i przyszłych mężów


Uśmiechnął się serdecznie

- Najpierw jednak wiedz, że każda z osób, które jestem gotów polecić, to będą najlepsi kandydaci! Mogę dać pełną listę, ale… na cóż komu fajtłapa, szczególnie jeśli ma być twym giermkiem? Zastanawiam się, czy nie chciałbyś kogoś z młodszych paladynów, wstępujących na naukę, szlachetnie urodzonych. Zaszczyt to i prestiż, a i samemu mógłbyś łatwo takiego giermka wyszkolić i byłby pomocny. Jednak nie ma nic gorszego, niż niezdyscyplinowany dzieciak, który miast o czyszczeniu zbroi, myśli o czyszczeniu dziewczęcych piersi…

Westchnął z uśmiechem, jakby do dawnych czasów

- To by był układ najlepszy, młody szlachcic paladyn, dzięki którego rodzinnym koneksjom mógłbym rozwijać tereny mi podległe.
- Tak się składa, że podobno Felix La Lema został wysłany do zakonu Tyra by szkolić się na paladyna. Znasz ich ród, prawda? Są jak sądzę potężną rodziną i dość znaczną. Myślę, że on byłby idealnym kandydatem, ale oczywiście mogę poszukać kogoś jeszcze innego po to tylko nawet, by mieć wybór!
- Tak to rozsądne. Myślę, iż wybierzesz mi trzech odpowiednich kandydatów, ja zaś dokonam wyboru z nich.
- No to pierwszego już mamy!

Powiedział zadowolony.
- Daj mi kilka minut, a coś znajdę w księgach. Chociaż muszę przyznać, że poza nim, jest jeszcze tylko dwóch innych znaczących cokolwiek. Reszta to młoda szlachta. Niestety, w większości szkolą ich, swych synów, w sztukach kupieckich, w sztukach ogłady i rozmów przy stole. Zazwyczaj ich walki to jest papier, kałamarz, atrament i szybkie liczenie...no i licytacja. Tak czy inaczej, De Gorsse, szlachetni krasnoludzi, którzy mają wpływy w Mithrilowych salach i mają dobre stosunki z innymi klanami… No i jest jeszcze Gryfith, stara szlachetna rodzina, która mieszka za miastem, posiada głównie pola, lasy...nie są to zatrważające ilości, ale mają w sobie dar zjednywania ludzi, rzekłbym, iż naturalny. Wszyscy są szkoleni na paladynów.
- Tak to najlepsi kandydaci, jak zwykle nie zawiodłem się na tobie. Młody De Gorsse szkoli się na rycerza jak mniemam?
- Szkoli się. Zobaczymy co z tego wyjdzie wszystkiego, ale wiesz jak to jest, młodzi, nieśmiertelni, waleczni i zawsze chętni na podboje różne.


Puścił oko.

- Ale zdyscyplinowani.
- Widzę, że raczej to oni będą się musieli wystrzegać dwórek mej żony, biedni chłopcy. Zapraszam na wieczór. Pomożesz mi przy wyborze z pośród kandydatur. Pewnie niektórzy będą próbowali swą charyzmę wzmocnić czarami. Przydasz mi się aby czary te rozproszyć. Potem zaś zapraszam na kolację. Na mnie już czas. Idę.


Rzucił na odchodne krasnoludzkim zwyczajem Aldan.






Wieczór. Zamek Nevewinter.

Salonik pomiędzy komnatami rodzeństwa książęcego charakteryzował się wymieszaniem stylów. Ściana naprzeciw i po prawej od wejścia z korytarz wypełniona była półkami z książkami, pośrodku zaś nich znajdował się wspaniały kominek. Przed kominkiem stał klawikord oraz fotele i otomany. Spiralne schody prowadziły do komnat Aldana, drzwi na lewo do komnat Peoni jego siostry. Służący salonik do przyjęcia gości już przygotowali. Pośrodku postawiono biurko a obok niego wygodną otomanę. Przed biurkiem wygodne krzesło z siedziskiem z pikowanego adamaszku.
W saloniku znajdował się Aldan, na otomanie usiadły, wesoło rozmawiając Peonia i Meleanea.

[MEDIA]http://media-cache-ak0.pinimg.com/736x/50/9d/6b/509d6b02bc0e7de4992ed546c6816320.jpg[/MEDIA]


Daniel, ordynans Aldana wprowadził grupę szlachcianek i trzech szlachciców. Wraz z nim przybył Arrkrow.

- Witam wszystkich. Powód zgromadzenia was tutaj może być niektórym nie do końca wiadomy. Otóż poszukuję kandydata lub kandydatki na giermka lub giermków, w końcu któraś z Pań może woleć służyć zbrojnie Tyrowi jako jego paladyn. Zaś dla mojej narzeczonej a niedługo już żony dwórek, które dotrzymywały by jej towarzystwa w moich posiadłościach. Wszyscy kandydaci zostaną przeze mnie magicznie sprawdzeni pod względem charakteru. Proszę tych z państwa, którzy mają na sobie aktywne czary o ich wygaszanie i złożenie wszelkich magicznych przedmiotów u mojego ordynansa. Gdyby ktoś z państwa w swej przemyślności postanowił użyć dzisiaj magicznej odzieży, dostanie szansę na wyminę garderoby na niemagiczną, czego dopilnuje mój ordynans i ja, lub pokojowa w obecności mojej narzeczonej i siostry. Zostanie to również sprawdzone magicznie.

Daniel pojawił się z platerowaną tacą.

- Komu nie w smak ta procedura, może opuścić salonik książęcy, zaś jego kandydatura nigdy już nie będzie brana pod uwagę przy podobnych wyborach. Wyjaśniam, wyborach czy to na dwórki królewskie, czy też na giermków, przyszłych paladynów Tyra.

Zebrani w saloniku spojrzeli po sobie i posłusznie zaczęli odkładać na tacę magiczne pierścienie i amulety. Po kilku chwilach znalazła się tam jeszcze peleryna jednego z kandydatów. Wszyscy wydawali się być gotowi do przystąpienia do testów.
Aldan wypowiedział inkantację wykrywania magii, po czym skoncentrował się i zaczął wyczuwać magię w obecnych.

Wszyscy zebrani dotrzymali warunków. Aldan nie wyczuł żadnej magi czy to rezydualnej od przedmiotów, które posiadali przy sobie czy to od czarów rzuconych. Jedyne magiczne aury jakie wyczuwał pochodziły od przedmiotów odłożonych na tacę.
Aldan uśmiechnął się.

- Cieszy mnie, iż nikt nie próbował oszukiwać. Teraz zbadam wasze charaktery.

Skoncentrował się i zaczął wyczuwać aury zła. W oczach zgromadzonych Aldan dostrzegł zaciekawienie. Mieli świadomość, że stają przed paladynem i kapłanem Tyra posiadającym zapewne całą paletę umiejętności, dzięki którym żaden oszust ani też zło nie ma prawa się uchować.
Na sali nie było nie było nieumarłych czy to przybyszów z domen zła, to był fakt niepodważalny. Wyrył jednakże, że wśród kobiet, były dwie, które posiadały lekką aurę zła.

- Paniom dziękujemy już. Zostały wasze kandydatury odrzucone. Proszę o opuszczenie tego miejsca.

Książę wskazał kobiety od których wyczuł zło.
Kobiety, które wskazał były wyraźnie zaskoczone. Zapewne w innych okolicznościach dałyby po pysku. Książęca pozycja Aldana hamowała jednak takie gesty. Posłusznie podeszły do tacy i zabrały swoje pierścienie i ze skinieniem głowy opuściły salę. Reszta czekała w napięciu.
Ponowna modlitwa do Tyra sprawiła, iż Aldan zaczął wyczuwać w nich dobro.
Pozostali kandydaci, trójka mężczyzn oraz osiem kobiet, odznaczali się charakterem dobrym. Paladyn czuł od nich bijące ciepło, szczególnie od mężczyzn, byłeś pewien, że prowadzi ich niezłomna wiara w Tyra.

Ostatnie modlitwy do Tyra były w intencji wykrycia ich prawości lub chaosu
Kapłan wyczół, że przyszli giermkowie są prawi, praworządni. Jedna z kandydatek na dwórki była chaotyczna. Reszta kobiet była praworządna albo neutralna.

- Zatem pierwszą część eliminacji mamy za sobą.

Uśmiechnął się do zgromadzonych.

- Wyborem dwórek zajmie się moja przyszła żona i siostra. Osoby zainteresowane giermkowaniem u mnie proszone są za mną do sali treningowej, gdzie dokonam wyboru.
Zanim jednak opuszczę salonik muszę zapytać które z Pań są sierotami , bez majątku i rodziny?


Usłyszawszy, że wszystkie ze zgromadzonych szlachcianek, zasmucił się. Nigdy nie przypuszczał, iż może być ich, aż tyle. Chwilę cicho porozmawiał z narzeczoną, siostrą. Poprosił aby przeprowadziły długą rozmowę, lecz na końcu wybrały i przyjęły wszystkie. Tak by wyglądało na to, że wszystkie spełniły oczekiwania i nadawały na dwórki towarzyszki Meleanei.


***


Aldan wyszedł z saloniku książęcego, a za nim podążyli zarówno trzej mężczyźni jak i jedna kobieta, ta której charter określił jako chaotycznie dobry. Paladyn dostrzegł w niej jakieś zacięcie wyższej sprawy.
Tak czy inaczej grupa dotarła do sali treningowej, gdzie stał rząd manekinów, na podłodze był rozsypany piach, by wchłonąć krew osób, które odniosły by obrażenia podczas ćwiczeń.

[MEDIA]http://media-cache-ak0.pinimg.com/736x/2e/39/3e/2e393e70ace26310758a645a29882a05.jpg[/MEDIA]

- Istnieje możliwość, iż nie uda określić mi się jednego kandydata, wtedy przyjmę więcej giermków na naukę jak to jest w zwyczaju w Cormyrze i Waterdeep. Mniemam, iż nikt z Państwa nie posiada jeszcze ostróg rycerskich ani paladyńskich. Ci co pomyślnie szkolenie u mnie zakończą, mają szansę zostać towarzyszami w moim poczcie.

Uśmiechnął się zachęcająco czekając na odpowiedź kandydatów.


 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975

Ostatnio edytowane przez Cedryk : 30-01-2015 o 07:51.
Cedryk jest offline  
Stary 01-02-2015, 23:27   #12
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację
Shana i Einar

Shana przyjrzawszy się do woli zawróciła by opowiedzieć swemu nowemu przyjacielowi cóż takiego udało jej się odkryć. Przeleciała nad lasem do miejsca gdzie się rozstali i jakież było jej rozczarowanie gdy nikogo tam nie zastała. Posmutniała lecz nie na długo, szybko podjęła decyzje, że przecież tak łatwo nie opuszcza się przyjaciół i może miał kłopoty. Nie mogła zostawić go samemu sobie! No i ktoś musiał jej wyjaśnić co tak właściwie ci ludzie tam robili.

Lecąc, druidka dostrzegła samotnie idącego mężczyznę. Wszedł do miasta i bez problemu można było śledzić go z góry. Kierował się miastem, labiryntem uliczek, wyglądał na zamyślonego. W pierwszym odruchu pragnęła zmienić się swoja ulubiona formę białej wilczycy lecz w porę przypomniała sobie jak nerwowo reagują ludzie na wilki. No przynajmniej na większość wilków. Nie raz widziała ludzi z trochę dziwnymi wilkami, nawet całkiem niedawno.
Skupiła się mocno by nadać sobie taki właśnie kształt i już po chwili za człowiekiem szedł jego wierny biały brytan.


Ludzie w swym zabieganiu nawet nie zauważyli drobnej zmiany. Co prawda niektóre niewiasty chciały wydać z siebie krzyk, coś o dzikich zwierzętach… wilkach? Jednak, gdy tylko Shana trąciła głową dłoń swego towarzysza, ten odruchowo ją pogłaskał. Ludzie poczuli się spokojniej, a Einar wyrwał z zamyślenia.
Dziewczyna przyłapała się nagle na myśli, że ta drobna pieszczota sprawia jej bardzo dużą przyjemność. Przechyliła głowę tak by mógł ja głaskać wygodniej i by nie przestawał.

Riccetti nawet nie zorientował się, kiedy zaczął gładzić sierść psa. W duchu schlebił sobie, że najwidoczniej jego magnetyczny urok działał nie tylko na kobiety. Począł drapać psa za uchem, ciesząc się, ze spotkania normalnego zwierzaka. Dalej czuł się dziwnie myśląc o elfiej druidcę. W prawdzie niezmiernie ciekawiło go skąd ona się tam wzięła, jednak nie miał zamiaru marnować czasu na szukanie jej z tego powodu. A kto wie? Skoro już raz udało się jej go znaleźć, to czemu nie uda się i drugi? Roześmiał się w duchu na tak niedorzeczną myśl.
- Hej kolego – rzekł do psa, nie przerywając pieszczot. – Jesteś głodny? Na pewno. Chodź ze mną, znam miejsce, gdzie można dostać coś naprawdę dobrego.
To powiedziawszy ruszył powoli przed siebie, po kilku krokach odwrócił się, sprawdzając czy pies pójdzie za nim.
Szła, tuż za nim a teraz wykorzystała chwilowy przystanek by dopraszać się o więcej głaskania.
W jakiś sposób wiedział, że ten przerośnięty kotowaty jest miłym stworzeniem jak na tak dużego psa.

W końcu oboje dotarli do siostry Riccetiego.
Sama gospoda była wkomponowana w otoczenie i była kolejnym budynkiem, który posiadał przed wejściem szyld. Szeroki i niski budynek, wykonany z kamienia i drewna.
Wewnątrz panował tłok. Masa ludzi, którzy za miesiąc wyjadą i wszystko wróci do dawnego życia, choć zapewne karczmarz będzie ciepło wspominał zawyżone ceny jakie w tym czasie narzucił.

Wnętrze prezentowało się skromnie, ale ładnie. Proste ozdoby na ścianach, proste stoły, zadbane i co najważniejsze, czyste! Pomieszczenie posiadało duże palenisko na lewej ścianie od wejścia, gdzie można było się ogrzać. Była nawet prowizoryczna scena dla wszelkiego rodzaju bardów, którzy mogliby wystąpić w tym lokalu. W tej chwili nikt nie grał, ale zapewne zaraz będzie, ostatecznie bardowie mieli także niezły zarobek.
Poza samym hałasem rozmawiających osób i osuszanych kufli, dało się zauważyć, iż wszyscy prowadzą ożywione rozmowy na jeden praktycznie temat - na temat wyprawy.
Rzucały się w oczy także i schody na piętro, gdzie znajdywały się pokoje zarówno gości jak i Einara. Pokoje same w sobie nie były duże i zapewniały pewien komfort. Posiadały łóżka, zapewne jakiś kufer i stolik z krzesłem. Okna musiay wychodzić albo na ulicę albo na podwórze, w zależności od pokoju.

Einar stanął w drzwiach, przytrzymując je tak, aby pies swobodnie mógł wejść. Mimo sporego tłoku mężczyzna niemal natychmiast ujrzał znajome mu twarze dwóch mężczyzn. Obaj stali wyprostowani, tuż obok sceny, w taki sposób, by cała gawiedź mogła ich wiedzieć. Ich „urok osobisty” działał uspokajająco na pijanych biesiadników. Każdemu, nawet najbardziej pijanemu osiłkowi, naraz odechciewało się wszczynania bójek, po spojrzeniu w ich stronę. A garstka szalonych, która znalazła w sobie ukryte pokłady odwagi by to zrobić, zazwyczaj w kilka chwil ponownie tego żałowali. Bracia Deighton nie mieli w zwyczaju łagodnie traktować awanturników, o czym Einar dowiedział się niegdyś na własnej skórze.

Pierwszy z nich – wysoki blondyn imieniem Ahir – nosił na sobie skórzaną zbroję. Szorstka, wytarta oraz mocno akcentująca jego umięśnioną sylwetkę skóra, świadczyła o tym, że mimo młodego wieku mężczyzna stoczył niejedną walkę. Teraz natomiast obojętnym wzrokiem lustrował otoczenie, lecz wprawny widz mógłby dojrzeć pod tą powłoką coś jeszcze – wyczekiwanie. Riccetti oczywiście domyśla, na co, a dokładniej rzecz ujmując, na kogo ów jegomość czeka. Wolałby się jednak tą wiadomością nie szczycić w obecności blondyna, oraz drugiego …

…niemalże identycznego mężczyzny. Widocznie młodszy i nieco gorzej zbudowany, jednak na pierwszy rzut oka bystrzejszy od brata, Kholart. Również odziany w skórzaną zbroję, przyglądał się Einarowi i jego nowemu pupilowi z zainteresowaniem oraz nieskrywaną niechęcią. Riccetti wczytał w jego wyrazie twarzy, że zastanawia się, czy nie należałoby wyrzucić niechcianego gościa. I bynajmniej tym niechcianym gościem nie był pies. Rozważania te przerwało jednak wtargnięcie do pomieszczenia jeszcze jednej osoby.

Młoda kobieta wyszła z kuchni i stanęła przy barze, z trzema kuflami piwa. Jej jasnobrązowe włosy w piękny sposób połyskiwały od ognia buchającego w kominku. Jej nieco podniszczona i poplamiona niebieska sukienka zdawała się emanować szlacheckim pięknem w kontakcie z jej ciałem, a jedno z jej ramiączek zsunęło się znacznie. Dziewczyna wydawała się tego nie zauważać, jednak Einar bardzo dobrze wiedział, że to tylko pozory. Przecież kto inny, jak on mógł znać lepiej Andree Riccetti, jego młodszą siostrę.
Przyglądając się jej, kontem oka dostrzegł, że bracia Deighton spoglądali na nią z nieukrytą czcią, jakby ukazała się im Bogini w ludzkiej postaci. Każdy z łatwością mógłby to dostrzec. Poza Andreą, która nieświadoma niczego krzyknęła.
- Czy ktoś życzy sobie jeszcze piwa?! – jej delikatny głos zadźwięczał w pomieszczeniu.
Ludzie jak na komendę zakrzyknęli, a Andrea zbliżyła się do pierwszego lepszego stolika. Idąc w jego kierunku, dostrzegła stojącego w drzwiach Einara oraz białego psa. Uśmiechnęła się widocznie rozbawiona, widokiem ubłoconego i pokaleczonego przez leśne krzewy brata. Położyła trzymane piwa na stole i podeszła do Einara.
- Miło Cię znów widzieć moja siostro – rzekł Einar uśmiechając się. – Widzę, że jak zwykle jesteś w centrum zainteresowań całej gospody.

Kobieta westchnęła ciężko
- Ano jestem, bo ktoś być musi…- Pokręciła głową- A ty jak zwykle ładujesz się w jakieś tarapaty, prawda? W ogóle fajny psiak…- Stwierdziła wskazując głową na sporej wielkości zwierzę- Jakiś dziki się wydaję, coś jakby miał w sobie z wilka- Dodała przyglądając się dokładniej zwierzęciu i pokręciła głową- No nieważne, byle by tylko nie pogryzł gości… Skąd go w ogóle masz?


- Hau! - Powiedziała przemieniona elfka i zaczęła merdać ogonem zadowolona, że o niej mówią. Nie przestała też trącać łbem dłoni Einara, dopraszając się o głaskanie.

Na wzmiankę o wilku Einara przeszły nieprzyjemne ciarki. Naraz przypomniało mu się niespodziewane spotkanie z elfią druidką, potrafiącą zmieniać się w zwierzęta. To nasunęło mu pewne bardzo nieprzyjemne podejrzenia odnośnie jego nowego pupila. Pochłonięty rozważaniami nie zauważył nawet kiedy zaczął gładzić delikatną sierść psa. Ocknął się nagle i spojrzał na niego łaskawym wzrokiem. „Zaczynam popadać w paranoję” – pomyślał, po czym znów zwrócił się do siostry.
-To w zasadzie on znalazł mnie. Przyczepił…– zaczął i spojrzał na psa uważnej. – …albo raczej przyczepiła się do mnie na ulicy. Jak widać droga siostro, nie tylko ty odziedziczyłaś ten nieodparty urok. A u mnie działa on nawet lepiej, nawet zwierzęta nie mogą mi się oprzeć – to powiedziawszy uśmiechnął się dumnie. – Zostały wam może w kuchni jakieś kości lub kawałki mięsa? Mój pupil na pewno zgłodniał.

- Hau! - Nie, właściwie nie była głodna, rzadko bywała, ale nie chciała robić przykrości swojemu człowiekowi, przecież się starał!

-Zapewne kość albo inny kawał czegoś się znajdzie- Skinełą głową- A ten Twój czar sprawił coś pożytecznego dzisiaj, poza sprowadzeniem tego sympatycznego psiaka?- Pokiwała głową z lekkim uśmiechem- Czy to tylko zdobycie psiaka jest dzisiejszym, największym sukcesem?- Spojrzała się po sali- Jak widzisz mam masę gości. Byłbyś miły i pomógł?

- Wybacz… - Einar zaczął rozkładając szeroko ręce, ukazując błoto i zadrapania, których nabawił się podczas wizyty w lesie. -… ale jak widzisz, też mam za sobą ciężki dzień. A muszę się jeszcze zaopiekować moim nowym pupilem. W dodatku i tak widzę, że nieźle ci idzie Ja tylko bym przeszkadzał.

Siostra skinęła głową tylko i mruknęła pod nosem coś w stylu “Bezużyteczny, jak zwykle” dając tym samym do zrozumienia, że nie oczekuje pomocy od Einara i to w zasadzie koniec rozmów z nią w tej chwili.

Einar zignorował docinki siostry i ruszył na piętro, gdzie znajdował się jego pokój. Po przekąskę dla psa postanowił przyjść nieco później i poprosić o nią kucharza. Wątpił, by naburmuszona siostra chciała mu w tej chwili pomóc. „Skoro teraz nie daje sobie rady, to ciekawe co zrobi po wyjeździe” – pomyślał, mijając Ahira i Kholarta. „No, przynajmniej te dwa młotki będą przy niej” .
Dotarłszy na miejsce, wyciągnął klucze i otworzył na oścież drzwi, wpuszczając psa przodem. Od rana nic się w pokoju nie zmieniło. Dalej panował tu ogólny bałagan i chaos, który – zdaniem Einara – samoistnie rozprzestrzeniał się, za każdym razem, kiedy wychodzi. Sterta najróżniejszych gratów walała się po wszystkich kątach. Można było znaleźć tam wszystko – od podstawowych przyborów kuchennych, przez rozmaite ubrania – chłopskie, mieszczańskie, kupieckie, a nawet dziwaczny zdobiony frędzlami kapelusz z rondem – po fiolki z nieprzyjemnie pachnącymi płynami w środku. Blatu niewielkiego biurka i podłoga obok niego były prawie w całości zawalone papierami, a atrament z przewróconego kałamarza mizernie skapywał na podłogę. Obok leżał niewielki talerzyk z wczorajszym kawałkiem wołowiny, którą jadł na kolację. A może na obiad? Nieważne.
Jedyną rzeczą, która wyróżniała się na tle powszechnego bałaganu, było łóżko – starannie pościelone z brązową kołdrą i poduszką przywdzianą zieloną, jedwabną poszewką, którą przyniósł ze sobą pierwszego dnia. Porządek ten spowodowany był tym, że Einar nie miał okazji się jeszcze w nim przespać. Ostatnią noc zarwał na przeglądaniu papierów i planów miasta, które miały doprowadzić go do Hakima. A nim się spostrzegł, leżał już zaspany na blacie biurka.
- I to ja miałem jej pomagać na dole? – rzucił Einar, ni to do psa, ni to do siebie. Podszedł do niewielkiego pudła pod przeciwległą ścianą i zaczął w nim czegoś usilnie szukać.
- Zaraz dostaniesz coś do jedzenia, tylko znajdę jakąś miskę – rzekł do psa nie przerywając grzebania w pudle.

Tym czasem Shana przyglądała się wszystkiemu przez chwilę. W końcu wybrała miejsce najwygodniejsze z możliwych. Szybko wskoczyła na łóżko i jako, że nie było już nikogo poza “jej człowiekiem” przybrała postać w której rozumiał jej słowa.
- Dlaczego on poszedł spotkać się z tymi innymi w skórach a potem pojechali na bagno?
Niezrażona kontynuowała ich leśną konwersacje zupełnie tak jakby nie rozstali się ani na chwilę, co w sumie było bliskie prawdy, i a ni na chwile nie przerywali rozmowy.

Einar jak oparzony odruchowo wzdrygnął się tak gwałtownie, że uderzył głową w ścianę pod którą znajdowało się pudło. Nieco oszołomiony usiadł na ziemi, chwycił się za głowę i spojrzał na siedzącą na jego łóżku nagą elfkę. W większości innych sytuacji taki obraz wyjątkowo by mu się podobał, ale ten widok wywoływał u niego dziwny niepokój i trwogę. Kątem oka spostrzegł, że po psie ani widu ani słychu. Dość szybko pojął swoją głupotę. Wgapiał się w nią przez kilka długich sekund, po czym wybuchnął.
- Co ty tu do cho…! – urwał, jakby w końcu dotarło do niego znaczenie słów druidki. – Co powiedziałaś? Kto pojechał na Bagno?

- No On, ten co mu nie dali zdobyć samic! - Elfka była wyraźnie zakłopotana niedomyślnoscia “swojego człowieka”. A wydawał się bystrzejszy, no cóż ona mu pomoże i stanie się bardziej domyślny. Z czasem.

Mężczyzna spojrzał na nią przeszywającym wzrokiem, jakby chciał wyczytać z jej twarzy jakiś znak, świadczący o tym, że żartuje sobie z niego. Jednak wyglądało na to, że Lashana – jak mu się wcześniej przedstawiła – mówiła poważnie.
- Kto? – powiedział krótko, najwyraźniej mocno zbity z tropu.

- No ten co go obserwowaliśmy! - Fuknęła na niego bardzo niezadowolona. Przecież mówiła jasno o co chodzi. Dlaczego on nie rozumiał?

-Gdzie był i z kim? – rzekł, już nieco spokojniej.

- Z innymi… takimi w nieswoich skórach, dla ochrony… mówili, w większości bez słów. Mówili o bagnach. No… byli na starej ludzkiej drodze. - Oby tym razem w końcu zrozumiał bo dziewczynie powoli kończyła się cierpliwość. - Po co tam chcą iść?

-Nie mam pojęcia, ale muszę się tego dowiedzieć. Widziałaś jak odjeżdżali? Ilu ich było? Możesz mnie tam zaprowadzić? – wypytywał.

Lashana pokreciła energicznie głową. Potem po chwili kiedy przypominała sobie to co widziała dodała.
- Cztery po pięć ludzi i konie, i te z drewna… jak one się nazywają? Te co na nich trzymacie rzeczy.

-Wozy?

- Wozy. - Wypróbowała i smakowała brzmienie nowego słowa, jeśli nawet wcześniej je znała to w tej chwili o tym nie pamiętała. - Może, chyba tak. Mieli na nich dużo rzeczy ale nie widziałam co.

-Już pewnie dawno stamtąd zwiali – powiedział bardziej do siebie niż do niej. – Trudno… dorwę go za miesiąc na bagnach.
Po krótkiej przerwie, zapytał.
- Kim ty tak właściwie jesteś i skąd się tam wtedy wzięłaś? – zapytawszy, był gotów na kolejną niedorzeczną odpowiedź elfki.

- Nie odpowiedziałeś! - Rzuciła mu oskarżycielskie spojrzenie. No bo jak to, ona się starała wyjaśniła wszystko a on wiać w końcu zrozumiał ale nie chciał jej wyjaśnić co to za ludzie i co tam robili i jeszcze kolejne pytania zadaje. No niedoczekanie jego!

- Mówiłem… - westchną – Mówiłem, że nie mam pojęcia. Pewnie… - tu na chwile przerwał, szukając odpowiednich słów. - … pewnie chcą tam założyć nowe legowisko i zająć nowe tereny łowieckie. Hakim… znaczy się „ON”, to zapewne głowa stada. Całkiem niedawno wrobił mnie w pewien szemrany interes, przez co szuka mnie banda bardzo nieprzyjemnych ludzi. Rozumiesz? – zapytał, szczerze obawiając się odpowiedzi.

Pokiwała głową jednak bez przekonania. Wyglądało jakby rozumiała… większość.
- Co to “szemrany interes”?

- Ehh… Coś co miało przynieść nam korzyść, a komuś innemu przysporzyć kłopotu. Czy teraz możesz odpowiedzieć na moje pytania?

- Mogę. - Przyznała z entuzjazmem. - Shana. La-sha-na. - Wskazała na siebie.
- Tym razem zapamiętaj, dobrze? - Miała przy tym wyraz twarzy absolutnej wyższości.
- Przyleciałam.

Riccetti dobrze wiedział, że nie powinien oczekiwać zbyt wiele od jej wypowiedzi. Jednak to i tak przewyższało jego możliwości. Postanowił zmienić taktykę. Mozolnie przetarł dłonią twarz i odezwał się ponownie.
-[i[ Ja nazywam się Einar[/i] – powiedział, dla dopełnienia formalności. – A teraz mogłabyś być tak miła i odpowiedzieć mi skąd pochodzisz i dlaczego przybyłaś w te strony? Od wielu lat poluje w tamtym lesie, ale Ciebie spotykam pierwszy raz.

- Mmmmm…- zaczęła przygryzajac dolna wargę. Usiadła wygodniej na łóżku i kontynuowała. - No przyleciałam z gór, z domu nad jeziorem mojej… z domu Sheyreny i mojego. - Widać było, że trochę problemów sprawiało jej nazwanie więzi jakie łączyły ją z ową Sheyreną.
- najpierw myślałam, żeby od razu stąd polecieć, strasznie śmierdzi. - Zatkała przy tym nos palcami i wyglądała dość komicznie. - A potem zobaczyłam ludzi i… i wszystko. Chcę wiedzieć więcej, o!

- Rozumiem… - powiedział zamyślony, po czym wstał i ruszył w stronę małej sterty ciuchów w kącie, a następnie zaczął w niej czegoś szukać. – Zasadniczo, to możemy pomóc sobie nawzajem. Dzięki mnie dowiesz się więcej o ludziach i tym miejscu, a w zamian pomożesz mi dorwać Hakima. Co ty na to?

- Po co Ci on? - Zapytała szczerze zdziwiona. - Przecież jest daleko i nie zagraża twojemu terytorium ani domowi. Nie lepiej żeby sobie gdzieś tam żył?*

- Tak się składa, że za miesiąc również mam zamiar wybrać się w tamte tereny. Przez niego pewni ludzie zagarnęli mój dom. Odzyskać go nie zdołam, więc muszę znaleźć inny. Wielu ludzi z Neverwinter – tak nazywane jest powszechnie to miejsce, zamierza założyć nowe miasto na bagnach. „On” o tym wie i z pewnością, dlatego tam pojechał. Nie wiem, co zamierza, ale… - przerwał, gdyż właśnie odnalazł to czego szukał – niebieską lnianą sukienkę, podobną do tej, którą miała jego siostra. Przyjrzał się jej uważnie, a następnie spojrzał na Shane. Kiwnął z zadowolenia głową, po czym rzucił ją druidce.
- Łap. Kamuflaż. Z nim nie będziesz się wyróżniać.

Popatrzyła na kawałek materiału z niesmakiem. Zupełnie jakby w dłoniach trzymała nie sukienkę a jadowitego węża. Po chwili odrzuciła mu z powrotem.
- Drapie, i jest dziwne i w ogóle po co? - Nie mniej po chwili zapomniała o sukni i skupiła się na tym co powiedział wcześniej. - Chcą na bagnach żyć jak tu? - Śmiała się, długo i głośno. Zupełnie nie mogła się powstrzymać myśląc o ludziach którzy próbują postawić te swoje kamienne domy na miękkiej ziemi bagna. - Szaleńcy, bagno wszystko pochłonie. Tam się nie da postawić kamienia na ziemi, od razu się zapadnie.

- Sam nie mam pojęcia jak oni zamierzają to zrobić, ale nie wysyła się na bagna kilkuset ludzi bez planu. Mamy przecież swoich architektów, budowniczych, uczonych czy magów. Oni z pewnością znają się na rzeczy i poradzą sobie z jakimiś mokradłami – powiedział, trzymając w ręce sukienkę. – Myślałem, że chcesz się dowiedzieć o nas więcej. Możesz łazić ze mną w formie psa, ale wtedy nie będziesz mogła zadawać pytań, a goła będziesz się za bardzo rzucać w oczy – rzucił sukienkę na łóżko.

Twarz dziewczyny wyglądała jak maska rozpaczy. Tak, chciała dowiedzieć się jak najwięcej ale zakładać na siebie to… to… to coś to było zbyt wiele.
- Muszę? - Zapytała błagalnym tonem choć już wiedziała, że albo to albo dowie się niewiele.

- Tak, jeżeli oczywiście chcesz dowiedzieć się o nas więcej. Wiesz… w Neverwinter jest wiele bardzo interesujących miejsc. Słyszałaś o Gildii Złodziei? Mam zamiar się tam zaraz udać i wypytać o Hakima. To dosyć daleko stąd. A po drodze czeka tyle ciekawych rzeczy – zachęcał elfkę.

Nieszczęśliwa ale jednak sięgnęła po znienawidzony materiał. Obracała go w dłoniach, próbując odgadnąć co ma z tym zrobić. Widywała wprawdzie kobiety w podobnych strojach ale żeby ubrać coś takiego samej, to wykraczało daleko po za jej umiejętności.
W końcu zrozpaczona brakiem sukcesów zawołała “swego człowieka”. - Pomóż proszę…

Z niemałym rozbawieniem wypisanym na twarzy, Einar podszedł do elfki. Nigdy nie przypuszczał, że będzie zachęcać nagą piękność w jego pokoju do ubierania się, jednak wolał nie przekraczać pewnych granic. Kurtyzany na mieście również były ładne, a nie potrafiły zmieniać się w zwierzęta. Nie. Einar liczył, że zyska na tej znajomości znacznie więcej.
Po kilku minutach szamotaniny z sukienką, udało mu się w końcu ją na nią założyć. Po chwili namysłu, schylił się pod łóżko i wyciągając kilkanaście butów, - z których tylko cztery miały swoją parę, – aż w końcu znalazł parę damskich sandałów. Wziął je do rąk i zaprezentował Shanie.
- Jeszcze to i możemy iść – powiedział, po czym zaraz dodał. – To ubiera się na nogi.

Już było jej źle, żałowała, że zgodziła się na ubranie. Wszędzie ją swędziało i drapało i w ogóle… Popatrzyła na parę butów i zdecydowanie rzekła.
- Nie! Widziałam, że nie wszyscy w tym chodzą, ja nie zamierzam, nie oszukasz mnie!

-Niech Ci będzie… – rzekł, rzucając buty w kąt pokoju. – Chodźmy więc.
Po tych słowach ruszył w stronę drzwi. Otworzył je na oścież i ruchem ręki zachęcił Elfkę do pójścia przodem.

Podobnie jak wtedy kiedy była w postaci psa tak i teraz nie protestowała. Ruszyła więc, ze “swoim człowiekiem” by badać to… miasto, tak dokładnie. Badać to miasto!
 
Googolplex jest offline  
Stary 02-02-2015, 08:58   #13
 
Kawalorn's Avatar
 
Reputacja: 1 Kawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwu
Gryfin spojrzał z zaskoczeniem na oficera, jednak nie kazał długo czekać i odrzekł prawie natychmiast:
- Oczywiście, panie poruczniku. To może… omówimy wszystko u mnie?
Gryfin poprowadził porucznika do siebie i po chwili byli na miejscu. Wpuścił go jako pierwszego do pomieszczenia.
- Proszę, zechce pan spocząć - powiedział Gryfin, wskazując oficerowi krzesło. Gdy oficer usiadł, wtedy usiadł też Gryfin, czekając, aż gość się odezwie.
-Dziękuję- Rzekł oficer. Dało się zauważyć coś jeszcze, miał złote odznaczenia, nie srebrne. Wywodził się z rodziny szlacheckiej- Jak już wspomniałem nadciąga powoli ten dzień, w którym cała wyprawa ruszy. Wiem ja i inni, że jesteś bardzo dobrą osobą jako medyk jak i też generalnie jako człowiek. Jak wspomniałem wcześniej, uratowałeś kilka osób od niechybnej śmierci, a to więcej jak dobrze, bo to były ważne osoby.- Pokiwał głową, jakby chciał zgodzi,ć się ze swoimi słowami- Propozycja nasza jest taka- Zostaniesz wcielony do armii, zostaniesz wysłany do koszar na ćwiczenia w machaniu mieczem, strzelania z łuku lub kuszy, takie tam podstawy, do obrony raczej, jak do regularnej walki. Zostaniesz także awansowany na podprucznika, przynajmniej czasowo i z czasem, jeśli spodoba się tobie w armii, zostanie przedłożona propozycja stałego zatrudnienia. Dostaniesz odpowiednie wynagordzenie, co chyba oczywiste, a kto wie? Na takiej wyprawie może i tytuł.- Widziałeś, że zastukał palcami w blat stołu i rozwinął papiery, które wcześniej widziałeś- To są pisma dowódcy i upowaznienia oraz rozkazy byś został wcielony. Na takich warunkach jak mówiłem, musisz tylko podpisać w miejscu wolnym na dole i już jutro zapraszamy do pałacu. No, raczej na tereny pałacowe, ale mimo wszystko…- Spojrzał się na ciebie wyczekująco.
Gryfin, wciąż z wyrazem nieudawanego zaskoczenia na twarzy, powoli wziął te dokumenty i zaczął przeglądać. Nie chcąc wyjść na podejrzliwego, niemal od razu zaczął powoli mówić:
- Cóż… skoro występuje taka potrzeba… skoro zostałem uznany za odpowiedniego człowieka… Jak najbardziej jestem gotów przyjąć tę propozycję. To dla mnie zaszczyt.
Gryfin wstał, przyszykował pióro i atrament, po czym podszedł znów do dokumentów i przeglądając jeszcze pobieżnie, zaczął podpisywać. Gdy podpisał, położył dokumenty bliżej porucznika.
- Rozumiem, że jutro z samego rana?
-Najlepiej tak. Będzie ktoś na Ciebie czekał- Rzekł oficer wstając- Trzeba nam ludzi, nie będę oszukiwał, różnych specjalizacji. Medyków chyba najwięcej. Podobno na tych bagnach więcej jest istot i roślin trujących jak samej wody… A na jednych krzakach znajduje się kilkanaście zwierzą, które najchętniej by człowieka pokąsały i zeżarły…- Wział dokumenty i zasalutował- To do zobaczenia niebawem!- Skierował się w stronę wyjścia, jednak po chwili zatrzymał- Chyba, że masz jakieś pytania jeszcze…
- Na dzisiaj żadnych pytań. Do zobaczenia - odpowiedział Gryfin i odsalutował.
 
Kawalorn jest offline  
Stary 02-02-2015, 14:13   #14
 
Kaeru's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumny
- Mistrzyni!
Kier nie zapytała jak powinna tytułować swoją nauczycielkę, ale tylko takie słowo uznała za właściwe. Wpatrywała się w Alamrtyn jak dziecko na widok słodyczy. Cóż, może nawet całe wiadro łakoci - potężnych, wpływowych i czarodziejskich. Kobieta zrobiła na niej bardzo pozytywne wrażenie podczas pierwszego spotkania, a dziewczyna czuła przed nią ogromny respekt.

Mistrzyni zaś delikatnie uśmiechnęła się i skinęła tak samo głową. Widać było po minach zebranych, a szczególnie rodziców, że nikt nie spodziewał się tak znaczącego i zacnego gościa. Z kuchni można było usłyszeć brzęk sztućców.
-A...a…. A pozwoli Pani!- powiedział ojciec. - W skromne progi, Pani spocznie!- dodał dosuwając krzesło przy stole, szybko je przecierając, wyganiając do tego kilku pijaczków, którzy siedzieli w tym miejscu.
- A zatem tutaj mieszkasz? - zwróciła się bezpośrednio do dziewczyny- A to są Twoi rodzice.- Uśmiechnęła się już do rodziców Kier.- Urocze miejsce.- Nie dało się wyczuć fałszu w jej głosie, ale kto wie?
- Zatem chciałam przywitać się i zapytać, czy dziewczyna może szkolić się u mnie na maga i zostać potężną czarodziejką? Sama jest zainteresowana.- Ewidentnie puściła do Kier oko!- Ale nie mogę tak sama zadecydować za jej rodziców!
Wiudać było, że oboje zastanawiali się co teraz powiedzieć. Byli zszokowani i zaskoczeni i chyba głupio im było, że nie uwierzyli od razu, od samego początku, posądzając o kłamstwo swoją jedyną córkę.
“Uda się, zobaczysz, na to czekałyśmy! Będzie dobrze!”. To był znajomy głos, tak cudownie uspokajający i zapełniający oczekiwanie, które zdawało się być nieskończenie długie i trwać wieczność.
-J...jeśli Kier ma takie pragnienie i chce - wybąkął Ojciec. - T...to nie widzę przeciwskazań…- Widać było, że był zaskoczony obrotem spraw.

“Penie, że się uda!” - odpowiedziała głosowi w swojej głowie. “Jak nie nam, to komu?”
Uśmiechnęła się do rodziców z wielkim “A nie mówiłam?” wypisanym na twarzy. Jak miała pięć lat to takie mijające się z prawdą przechwałki byłyby uzasadnione, ale teraz? Za kogo oni ją mięli? Z resztą, nie ważne - liczyło się tylko to, że wszystko zmierza w dobrym kierunku. Almartyn nie zmieniła zdania, wciąż chciała mieć ją za swoją uczennicę. Dlaczego ją? Przecież nie każda osoba mająca połączenie ze Splotem zostaje na wstępie uczniem Mistrzyni Gildii Magów!
- Już jestem wielka. - Poklepała się po brzuchu. Może powinna zmienić dietę i zrzucić nadmiar masy? - Teraz będę miała okazję zostać kimś potężniejszym. I… - zawiesiła głos i spuściła wzrok gdzieś na swoje nogi. Oh, jak ciekawie układają się fałdki spodni w okolicach kolan. - Obawiam się, że zapomniałam Wam o czymś powiedzieć.
Niemalże skurczyła się w sobie pod oczekującym spojrzeniem rodziców. Byli jak dwoje przerażających strażników… albo raczej jak dwa smoki strzegące wierzy. bardzo ich kochała, ale czasem potrafili być nadopiekuńczy.
- J-ja...yyy… pamiętacie tą wyprawę w celu budowy osady na bagnach? Tą dzięki której panuje tutaj taki ruch? - Przerwała na chwilę, aby zastanowić się nad odpowiednim sposobem przekazania reszty informacji, ale jej umysł był w tej chwili całkowicie pusty. Chyba trzeba uznać, że w prostocie siła.- Zgłosiłam się na ochotnika.

- Że ty, co?!...- Matka zaczerpnęła powietrza to raz, to drugi, a ojciec spurpurowiał niemalże momentalnie. Widać było, iż są wściekli. Po chwili magini odezwała się
- Spokojnie, uznajcie, że to przeznaczenie i Mystra ją prowadziły. Gdyby nie to, kto wie czy czasem by nie umknęła mej uwadze? W tej części miasta bywam rzadko. Na szczęście zaufała przeczuciu i poprowadziła ją ta chęć przygody do mnie! - Uśmiechneła się. - Spokojnie, będzie z niej kobieta jeszcze szlachetna, na pewno sama dostanie herb! A i też dzięki tej edukacji, jaką dostanie, jestem pewna, że czeka ją świetlana przyszłość! Kto wie? Może za piętnaście laty będziecie niańczyć królewskie wnuki?- Zachęciła rodziców Kier. Widać było, iż rodzice dziewczyny mieli wypisaną mieszaninę dumy i radości połączoną ze wściekłością
- Jeżeli...no nadal chce iść...to może- Powiedział w końcu ojciec. Wydawało się, że każdy w karczmie zamilkł słuchając tylko tego co się dzieje w okół tego stolika.

Kier była pewna, że gdyby nie wstawiennictwo Alamrtyn, ta rozmowa potoczyłaby się całkiem innym torem i, być może, rodzice nigdy nie zgodziliby się na jej udział w tym przedsięwzięciu. Nie, żeby dziewczyna wcześniej nie brała tego pod uwagę - była gotowa uciec z domu, by wyruszyć na przygodę życia. Całe szczęście, że nie musiała tego robić. Jednak mimo to jej ojciec zgodził się… tak po prostu? Jakby całkiem zapomniał o mieszkających na bagnach jaszczuroludziach! Wizja otrzymania herbu tak bardzo namieszała mu w głowie? Matka też się nie sprzeciwiła. “Już wiem, czemu nie wybrałaś swojego syna, babciu”, pomyślała. “Nie czuje ducha przygody”.

“Nie nadawał się to fakt...ani ona”. Rozbrzmiał głos w głowie jakby w odpowiedzi.
- Doskonale - powiedziała z uśmiechem kobieta. - Zatem za trzy godziny w domu gildii, gdzie się spotkałyśmy. - Tym razem zwróciła się bezpośrednio do Kier.
Gdy wyszła nowe plotki zaczęły przeć na przód.
- Wiedziałam, że tak się to skończy- warkneła matka. - A teraz mamy ją niby puścić?- Spojrzała się na córkę. -[i] Coś ty dziewczyno najlepszego uczyniła?

Nagła zmiana nastawienia niemalże odebrała jej mowę. Za co ją teraz obwiniają? Przecież nie zrobiła nic złego!
-A-ale przecież… zgodziliście się! To chyba nic złego, że chce czegoś więcej od życia niż ciągłe wycieranie stolików! Chcę żyć tak jak babcia! I jak Shallan!

- Głupia dziewucho!- warknął ojciec- Cała ta bajka o księżniczce zawróciła ci w głowie! Nie rozumiesz, że możesz zginąć? Nie rozumiesz, że w każdej, jednej chwili może okazać się, że idziesz na śmierć wykonując jakieś zadanie?! Bogowie, czego ci ta stara do głowy nakładła! Shallan! Księżniczka, która została poszukiwaczką przygód! - Widać wyraźnie, że był wściekły. - A niby co złego jest w prowadzeniu przybytku taka jak karczma?! Źle ci tutaj? Źle na SWOIM? Nie pracujesz tutaj jako jakiś parobek, a pewnego dnia TO WSZYSTKO miało być TWOJE!- Tak, ewidentnie był wściekły. W karczmie znowu zrobiło się cicho, a Kier była niemalże tak wściekła jak on. Jak śmiał mówić tak o swojej matce?! - Źle ci z tym? Mogłaś poznać cudownego męża, wybrać sobie! Nie rozumiesz, że całą karczma jest sporo warta, przynosi niezgorsze zyski?! Na tyle by zapewnić wygodne życie! Ciężkie, ale uczciwe! Wiesz ile trzeba rzeczy mieć w głowie i pamiętać, żeby karczma funkcjonowała?! To jest przygoda, prawdziwa i realna! Obracać monetami, płacić podatki, dbać o towar, o to, by go nie brakło, o miłą atmosferę, by klienci przyszli i byli zadowoleni! Niby szwędanie się po jakichś zaplutych mokradłach jest lepsze od tego?! O to chodzi?! Co niby jest atrakcyjnego w wyjeździe w nieznane, gdzie nabawisz się co najwyżej chorób! Shallan jest postacią z opowieści, mrzonką!
- Marsz do swego pokoju… - powiedziała tym razem matka. Była tak samo wściekła jak ojciec.

- O niczym innym nie marzę! Chciałabym spędzić resztę życia nie widząc świata poza miastem, z mężem, którego bym nie kochała, licząc monety, które nie mają dla mnie wartości i czekając na śmierć! Pomyśleliście chociaż przez chwilę o tym czego ja chcę?!
Zamilkła, żeby nie powiedzieć o parę słów za dużo i ze łzami w oczach poszła do swojego pokoju. Przekonywanie ich nie ma sensu, była tego pewna. Jeśli Alamrtyn Niebieskooka nie może ich przekonać to kto?
Chwyciła za klamkę i otworzyła drzwi. Ma tylko trzy godziny do spotkania z Mistrzynią.
Zaczęła pakować swoje rzeczy.
 
Kaeru jest offline  
Stary 03-02-2015, 15:00   #15
 
one_worm's Avatar
 
Reputacja: 1 one_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputacjęone_worm ma wspaniałą reputację
Kier Loten
Kier pakowała się ze łzami w oczach. Nie mogła pojąć czemu rodzice zachowywali się jak się zachowywali. Przez łzy zapakowała, trochę na oślep, biorąc raczej to co popadnie. Jakieś szaty, jakieś buty na zmianę…. Nie była do końca pewna co bierze. Nie mogła zrozumieć ich, a oni jej. „Będzie dobrze” Usłyszała w swojej głowie znajomy głos babci. Dodawał otuchy, jak zwykle.
Gdy Kier, młoda, przyszła magini była spakowana, przerzuciła plecak przez ramię i stanęła przed lustrem, które miała u siebie w pokoju. Kim była, dokąd zmierzała? Czy jeśli jej się nie uda, będzie mogła powrócić tutaj? ”Magini czeka i twoje przeznaczenie”. Tak, nie było na co czekać. Taka właśnie była księżniczka z babcinych opowieści. Pewna tego co robi, odważna, potrafiła podjąć decyzję.
Gdy dziewczyna przekroczyła drzwi od swojego pokoju, wychodząc na korytarz napotkała ojca. Z westchnięciem podał pakunek
- To jest miecz…dawno jest u nas w rodzinie, leżał i się kurzył. Wiem, że podjęłaś decyzję, jesteś jak babcia, wiesz? No w każdym razie gdyby cokolwiek się stało, nie spodobało ci się tam, wróć, będziemy z matką czekać… Zawsze będziesz miała gdzie wracać…- Po tych słowach ojciec przytulił Kier, mocno, żegnając się z nią. Gdzieś w oddali zdawało się, że słyszała piosenkę, a może to tylko wyobraźnia?
[media] http://www.youtube.com/watch?v=1t8-_pI1-9Q[/media]

Gryfin Halsem

Poranek był cudowny, a skoro brzask trzeba było wstać i stawić w koszarach miejskich.
Ulice od samego świtu pełne były ludzi, coraz więcej i więcej osób zjeżdżało się do miasta w celu zaciągnięcia na wyprawę. Zapewne nawet nie połowa tam trafi, ale… Gryfin wiedział jedno- trzeba będzie tam więcej medyków. Wiatr jeszcze chłodny, jak i same poranki. Samo Wybrzeże Mieczy było chłodnym miejscem, a jeśli do tego doliczymy zbiorowisko ludzi i wilgoć bagien to Gryfin, jako medyk wiedział, że zaraz zacznie się epidemia przeziębień czy innej tego typu zarazy. A to on będziesz tym, który musi to wszystko wyleczyć i ogarnąć. A to też nie było takie ciekawe jakby mogło się zdawać. Ostatecznie od chorego można się zarazić…kto będzie leczył chorego medyka, jeśli ten nie będzie w stanie sam sobie ziół zaparzyć? Taka piękna elfka, która szła z jakimś facetem i przyglądała się wszystkiemu ciekawie. Wyglądała, jakby urwała się z lasu. Idealny, wedle mężczyzny, kandydat, a właściwie kandydatka na to, by stać się ofiarą jakiejś choroby. Kto to widział, by iść boso?! No ale to elfka, tego nie ogarniesz.
Gryfin dotarł w końcu do koszar, na plac, gdzie strażnicy miejscy, jak i regularna armia odbywali szkolenia, defilady, musztry i co tam tylko jeszcze jest i tyczy się wojskowości.
- Panie Gryfinie!- Głos dochodził z prawej strony. Spoglądając w tamtą stronę dało się zauważyć tego mężczyznę, który wczorajszego wieczoru zawitał w skromne progi domostwa medyka. Wyciągnął przyjaźnie dłoń, zmierzając w kierunku mężczyzny.

Shana& Einar Riccetti
Dwie osoby szły spokojnym korkiem przez stłoczone miasto. Widać było, iż elfka rozgląda się ciekawie za wszystkim i pokazuje na kolejne rzeczy, a mężczyzna zaś ze skupieniem na twarzy i jakby trochę nieobecny odpowiadał jej na te pytania. Ci co uważniejsi mogli zauważyć, iż kobieta idzie boso, a jej zaś nie przeszkadza chłodny bruk. Dało się słyszeć potok pytań „A co to jest? A do czego to? A czemu oni wyglądają tak, jakby chcieli sobie skoczyć do gardeł?”. Dwójka ta w końcu zeszła z bogatszych ulic, w kierunku biedniejszych dzielnic, niemalże do slumsów. Tutaj budynki były brudne, były obdrapane. Odnieść można było wrażenie, że jest tutaj ciemniej i to o wiele ciemniej, niż na ulicach w poprzedniej części miasta.
Może jednak to tylko wrażenie? Widać było postaci przemykające chyłkiem, przed czujnym spojrzeniem strażników. Strażników, których było dość sporo, jednak ich twarze wyglądały jakby teraz łupili w imię prawa, ale nadal łupili.
- No, no, kto by się spodziewał?- Para usłyszała głos za sobą-[i] Dinar znalazł dziewczynę i wrócił na stare śmieci…czyżbyś przyszedł zwrócić nam złoto?[/.i]- Mężczyzna warknął. Był wysoki i groźnie wyglądał. Nagle na ulicy zrobiło się dziwnie pusto, jakby ktoś pilnował tego, żeby w tej chwili nikogo nie było w tym miejscu- Gdzie jest złoto, co farfoclu?- Facet strzelił palcami, jakby przygotowując się do walki i uderzenia w razie odpowiedzi, która by go nie satysfakcjonowała- Chyba, że dziewka przyszła odrobić dług?- Uśmiechnął się parszywie.


Aldan Tonomer

Rekrucie i kandydaci czekali cierpliwie na dalsze próby, którym zostaną poddani. Było wiadome dla nich jak i dla Aldana, że mogą dostać się wszy, cała czwórka, jak i tylko jedna osoba. Ewidentnie czekali cierpliwe, ale to były tylko pozory. W środku musieli się gotować, palić, by udowodnić, iż to oni są godni!
Nim młody Lord zdołał powiedzieć choćby i słowo do pomieszczenia wszedł sługa i dyskretnie podszedł do Aldana i szepnął na ucho coś, co tylko on mógł usłyszeć
- Panie, mam dossier dowódców oraz prośbę o audiencję od Lady Alamrtyn Niebieskookiej celem przeprowadzenia prezentacji swojej nowej uczennicy… Za jakąś godzinę, może dwie- Widać było, iż mężczyzna czekał na jakikolwiek sygnał od władcy, co ma począć dalej. Widać było, iż miał przy sobie dwa grube tomiska, jakieś wielkie księgi.
Pomieszczenie treningowe było na tyle dobrze oświetlonym miejscem, iż można było tutaj swobodnie czytać, a i od razu przeprowadzić próby walki. Piach aż się prosił o odrobinę krwi, by pokazać, iż kandydaci będą godnymi. W całkowitej ciszy, tylko świecie wypalały się z cichym sykiem, a wszyscy zdawali się czekać tylko na to, co powie Aldan.
 
__________________
Do szczęścia potrzebuję tylko dwóch rzeczy. Władzy nad światem i jakiejś przekąski.

Ostatnio edytowane przez one_worm : 03-02-2015 o 19:35.
one_worm jest offline  
Stary 08-02-2015, 20:47   #16
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację
Interludium w którym losy trójki się splatają po raz pierwszy.

Dzień był ciepły, wiosenne słońce powoli kontynuowało swoją codzienną wędrówkę po nieboskłonie. W Neverwinter, mieście które nigdy nie śpi, i tego dnia jak zwykle panował gwar. Sprzedawcy zachwalali swe towary, ich świeżość i najwyższą jakość a biedny był ten kto tym zapewnieniom wierzył bez zastrzeżeń. Nie umknęli też czujnym kupcom Einar ze swą towarzyszką. Doświadczone oczy w mig zauważyły, ze dziewczyna jest w mieście nowa a doświadczenie podpowiadało, że nowa znaczy naiwna i chętna by wydać swe pieniądze.
Nie przewidzieli jednak spryciarze, że jej towarzysz znacznie lepiej w rynkach światowych jest zorientowany i ceny jak i jakość towarów potrafił ocenić jednym fachowym spojrzeniem. Udało się im więc bez nabywania zbędnych bibelotów przebyć większą część rynku. Choć Einar przypłacił to niemalże załamaniem nerwowym.

Wtem elfka wyrwała z miejsca przedzierając się przez tłum, węszyła przy tym jak dzikie zwierzę i nie reagowała w ogóle na nawoływania “swego człowieka”.
Einar z trudem nadążał a kiedy w końcu dopadł druidkę zobaczył iż ta dosłownie osaczyła młoda dziewczynę kręcąc się wokół niej nie przestając węszyć.

- Emm… przepraszam? Mogę w czymś pomóc? - zapytała uprzejmie próbując nadążyć wzrokiem za tajemniczą kobietą, co sprawiło, że dziewczyna zaczęła kręcić się wokół własnej osi.
Widząc poczynania swojej nowej towarzyszki, Einar momentalnie podbiegł do niej i jednym pociągnięciem za ramię, odsunął ją od dziewczyny.
- Co ty wyrabiasz? - rzekł podirytowany.

- Pachnie, ona pachnie inaczej... - szukała odpowiedniego określenia ale dotychczas nie potrzebowała go więc pamięć nie podsunęła jej nic odpowiedniego -... normalnie! - Dodała w końcu nie mogąc zdobyć się na nic mądrzejszego.

- Hę? Że co? - podparła ręce na biodrach i spojrzała z naganą na mężczyznę. Przecież nie wolno tak szarpać kobiety! Jakkolwiek dziwnie by się nie zachowywała. Szybko odwróciła od niego wzrok, gdy zrozumiała co robi. Nie patrz w oczy, nie patrz w oczy.

Einar odwrócił się nagle za siebie, szukając tego, na kogo dziewczyna tak dziwnie łypała. Nie znajdując potencjalnego celu, stwierdził, że musiało mu się wydawać. Gdy ponownie na nią spojrzał, ta usilnie starała się unikać jego wzroku. Lekko zdezorientowany zwrócił się ponownie do Shany.
- Nie wolno obwąchiwać ludzi na ulicy… nieważne jak pachną – rzekł, nieco spokojniej, a następnie odwrócił się do dziewczyny, – Musisz jej wybaczyć. To jej pierwsza wizyta w mieście i jeszcze nie rozumie tutejszych zwyczajów.

- Nie? Dlaczego? - Shana przechyliła głowę zupełnie jak to robią małe ptaszki. - Ona pachnie jak wiatr, inaczej niż inni. Tak… tak… jak wysoko w górze.

- Nie czuję się urażona – oznajmiła. - To pierwszy raz kiedy ktoś mnie obwąchał... to nawet miłe. Jesteś z Neverwinter?

Shana zaczęła szarpać Kier za rękaw a że była dość silna to szarpanie nie należało do najdelikatniejszych. - Dlaczego tylko ty tak pachniesz?! - Domagała się odpowiedzi.

Einar chwycił Shane za rękę, powstrzymując od dalszego zadręczania dziewczyny.
- Możesz przestać – powiedział z wyrzutem. – Nie mam zamiaru tłumaczyć się za ciebie przed strażą, dlaczego dręczyłaś niewinną dziewczynę – następnie zwrócił się do poszkodowanej. – Jeszcze raz bardzo przepraszam. Tak jestem stąd, prowadziłem do niedawna w okolicy sklep. Einar Riccetti, do usług. A ta niesforna elfka, to Shana.

- Kier Loten - odpowiedziała. - Miło mi Ciebie… Was poznać.

Elfka skrzyzowała ręce na piersi i skierowała gniewne spojrzenie na “swego człowieka”.
- Mówiłeś, ze w tym będę mogła zadawać pytania!

-Zadawanie pytań to jedno, a zaczepianie nieznajomych to drugie – rzekł, już nieco spokojniejszy. Westchnął i zwrócił się do Kier. – Skoro mamy już grzeczności za sobą, a ty najwyraźniej nie chcesz wezwać straży, to czy mogłabyś odpowiedzieć na jej pytania, bym nie musiał uspokajać jej, za każdym razem kiedy poczuje jakiś zapach?

Kier spojrzała niepewnie na nowy nabytek w miejskich murach. O coś pytała, z pewnością… czemu jest taka wielka?!
- ...więc… co chcesz wiedzieć? - zapytała. Musiała podnieść głowę do góry, żeby spojrzeć jej w twarz. Postanowiła skupić swój wzrok na jej nosie, to dobre miejsce.

Elfka trochę się naburmuszyła, z powodu ignorancji Kier ale szybko jej przeszło, ciekawość to jednak potężna siła. - Pytałam dlaczego pachniesz inaczej niż inni… tak… jak wiatr wysoko.

- Jak wiatr? - Zaskoczona Kier rozejrzała się po tłumie. Pachniała inaczej?
Zdała sobie sprawę, że Elfka musiała wyczuwać świeże powietrze, które ją otaczało. Amulet.
- Nie wiem. Nie wącham innych ludzi - starała się być jak najbardziej uprzejma w swojej wypowiedzi, ale nie chciała mówić nikomu o tym co nosiła na szyi. Nie po to chowa to pod ubraniem, żeby opowiadać o tym pierwszym, napotkanym na ulicy nieznajomym.

Shana posmutniała, no jak to ta nie wiedzieć, nie tego się spodziewała. Nie mniej taka odpowiedź musiała jej wystarczyć, bo przecież jeśli i Kier nie wie to znikąd tej wiedzy nie da się zdobyć.
- Naprawdę nie wiesz? - Spojrzała dziewczynie prosto w oczy swymi wielkimi czarnymi źrenicami. - Naprawdę, naprawdę?!

Kier skuliła się pod spojrzeniem Shany i spojrzała na jej bose stopy. Nie pokaleczy sobie ich?
- Może… może to magia? - odpowiedziała tajemniczo.

Błąd- pomyślał naraz Einar. Wiedział dobrze, że robienie mętliku w głowie druidce, na pewno źle się skończy. W duchu modlił się, że dziewczyna nie robi sobie z Shany żartów i wyjaśni jej wszystko. W przeciwnym razie, z pewnością on będzie musiał to zrobić. Z niewiadomego sobie powodu zrobił krok do tyłu, odsuwając się od elfki.

- Co to magia? Jakieś zwierze, roślina? - W najmniejszym stopnie nie kojarzyła tego słowa z siłami natury nad którymi sama miała władzę, no ale dla niej były to po prostu prośby, do drzew, ziemi czy ognia. Prośby które natura spełniała gdyż Shana była jej ukochaną córką a nie dlatego, że ją zmuszała.

- No więc… to działa tak, że… jest Splot… i on jest… a jak czarodziej czy czarodziejka chcą czynić magię… to oni wtedy… no, a później tak… i jest magia! - Jej wytłumaczenie nie było ani trochę tak wyczerpujące jak to jakie otrzymała od Mistrzynii. Jak miała wytłumaczyć coś co po prostu czuła?

Shana wpatrywała się w nią nie rozumiejąc ani słowa z wyjaśnień, ale widać było, ze bardzo się stara je pojąć. Nie odezwała się a tylko gapiła z głupim zamyślonym wyrazem twarzy.

- Rozumiesz?

Elfka wolno i z powagą pokręciła głową.

- To jesteś bystrzejsza ode mnie. - Kier była równie poważna. - Podoba Ci się tutaj? - zapytała, aby zmienić temat.

- Za dużo ludzi i śmierdzi. - Druidka wyraziła swoją niepochlebną opinię na temat miasta. - Ale jest dużo rzeczy których nie znam.

- Dobra, czy to już wszystko, czego chciałaś się od niej dowiedzieć? – rozbawiony tłumaczeniami dziewczyny Einar zwrócił się do towarzyszki. – Wyprawa już niebawem, a ja muszę załatwić przed nią jeszcze masę rzeczy.

- Nie wszystko! - Odparła elfka twardo. - Muszę się dowiedzieć co to magia.

- Też bierzesz udział w wyprawie? Oboje bierzecie? W takim razie może spotkamy się w drodze.

Elfka po raz kolejny została całkowicie zbita z tropu. Nie miała zielonego pojęcia o jaką wyprawę chodzi ale nie wątpiła, że musi wziąć w niej udział! Odwróciła się na chwilę do “swojego człowieka”. Z miną która dobrze już znał. Miną która jasno pokazywała, że za chwile trafi go pytanie!
- Jaka wyprawa?

Eianr z lekkim niedowierzaniem spoglądał na Kier.
- Naprawdę? Mówimy o tej samej niebezpiecznej wyprawie na bagna, w której udział biorą najlepsi wyszkoleni żołnierze armii, żądni pieniędzy awanturnicy i przedsiębiorcy oraz wyjątkowo zdesperowani ludzie? A ty zdecydowanie nie pasujesz do żadnej z tych grup…

- Skąd wiesz, że nie pasuję? Nie znamy się zbyt dobrze. - Uśmiechnęła się do mężczyzny serdecznie, ale pogrążyła się w wewnętrznych rozważaniach. Faktycznie, nie pasowała. Nie była ani potężna, ani żądna pieniędzy ani nawet przedsiębiorcza. Może była zdesperowana? Chyba tak. W końcu - Alamrtyn nie wyraziła sprzeciwu, nawet obiecała pomoc w wyekwipowaniu jej! Gdyby faktycznie się nie nadawała Mistrzyni z pewnością nie posłała by jej na pewną śmierć.
- A ty? Do jakiej grupy się zaliczasz?

- Szybko potrafię rozpracować ludzi – wesoło odpowiedział na pierwsze pytanie. – A ja należę chyba do ostatniej grupy… tak sądzę. Ale czemuż nie miałbym obrócić sytuacji na moją korzyść i dorobić się przy tym? W dodatku Neverwinter od dawna mnie już nudzi. Gdy się już pozna wszystkie zakamarki i ciemne uliczki, miasto przestaje być ciekawe.

- I potrafisz się dobrze chować w krzakach. - Dodała Shana zadowolona z siebie, że wybrała sobie człowieka który tyle potrafi.

- Faktycznie niezgorsza umiejętność - przytaknęła elfce. - Mam nadzieję, że nie będziesz musiał jej wykorzystywać.

- Ja też… - powiedział, spoglądając gniewnie na Shane.

Zapadło głuche milczenie. Nawet gwar targowiska jakby przycichł w oczekiwaniu na dalsze poczynania trójki którą los ze sobą połączył, choćby i na krótko. Jakiś bardziej zdesperowany złodziejaszek widząc, że grupka jest zajęta sobą spróbował ukradkiem podkraść Einarowi sakiewkę.

Riccetti czując nagły zanik obciążenia przy pasie, odwrócił się i ujrzał grzebiącego przy jego sakiewce chłopaka. Gwałtownie chwycił go za rękę i pociągnął bliżej siebie. Nagłe wstrząśniecie zrzuciło kaptur z jego głowy.
- Todd! – Einar syknął. – Ile razy można Ci to tłuc do łba. Nie okrada się swoich.
Skończywszy mówić odepchnął chłopaka, który prędko zniknął w tłumie przechodniów.
- Zbieramy się – rzucił do Shany, zastanawiając się gdzie tak właściwie przedtem zmierzał. Po krótkiej chwili dezorientacji, w końcu sobie przypomniał i ruszył w tamtą stronę, zwracając się ostatni raz do Kier. – Miło Cię było poznać. Mam nadzieje, że porozmawiamy dłużej na wyprawie.

Rozstali się… przynajmniej na razie.
 

Ostatnio edytowane przez Googolplex : 09-02-2015 o 00:22.
Googolplex jest offline  
Stary 08-02-2015, 21:54   #17
 
Kawalorn's Avatar
 
Reputacja: 1 Kawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwuKawalorn jest godny podziwu
Gryfin uścisnął podaną dłoń, pozdrawiając przy tym oficera skinieniem głowy i mówiąc:
- Witam serdecznie, panie poruczniku. Melduję się, zgodnie z rozkazem!
-Witaj! - Powiedział serdecznie żołnierz i uścisnął dłoń - Rozkaz to rozkaz, co?- Zażartował. - No dobrze. Na początek może zajmiemy się ekwipunkiem. Każdy dostaje do wyboru broń białą lub też zasięgową. No i pancerze, tuniki… wszystko co niezbędne, jednym słowem. Za sprzęt odpowiada właściciel i jeśli coś zgubi czy zniszczy, to jest zobowiązany pokryć stratę lub zostanie mu to potrącone z wynagrodzenia. Dlatego lepiej dbać o sprzęt…. - Ruszył pewnym krokiem, zapewne do zbrojowni. - Zakładam, że będziesz pełnił funkcje medyka, więc też zostaniesz przeszkolony odpowiednio do tego, aby być zarówno dowódcą, jak i umieć się bronić. Wiesz, organizowanie ludzi, wart, morale, podstawy….- Spojrzał na Gryfina. - Czy jest coś, co trzeba załatwić, nim zaczniemy? Bo praktycznie przeniesiesz się tutaj na jakieś trzy tygodnie...dość intensywne trzy tygodnie…
- Właściwie nic takiego... - zaczął Gryfin. - Chciałbym tylko wiedzieć, kto właściwie jest moim przełożonym... Jak wasza godność?... - dokończył z zakłopotanym uśmiechem.
- Waszym przełożonym bezpośrednio będę ja- Rzekł mężczyzna. - Jestem porucznik Rufus Kroks. Naszym przełożonym jest kapitan Felix Maxwell, zaś głównodowodzącym generał Johannes Betersburg.- Mężczyzna zrobił krótką przerwę. W międzyczasie oczom mężczyzn ukazały się drzwi- To jest magazyn. Możesz pobrać z niego wyposażenie, będziesz kwitował… zajęcia są od rana do popołudnia i wtedy zostanie podany obiad i po obiedzie czas wolny. Kwaterę będziesz miał tutaj, jeśli chcesz pomocy w przeniesieniu jakichś rzeczy z poprzedniego miejsca zamieszkania to śmiało poproś, wyznaczymy ludzi do tego
- Rozumiem, w takim razie chciałbym potem pomocy w przeniesieniu paru szpargałów. A teraz, od czego zaczynamy?
- Od wejścia do magazynu!- Zaśmiał się mężczyzna i pchnął drzwi. Waszym oczom ukazał się widok skrzyń, pakunków, zbroi - słowem, wszystkiego co niezbędne dla wojskowego!
- A witam--Rzekł starszy mężczyzna, który ukazał się oczom Rufusa oraz Gryfina- Jestem Zygfryd, jestem kwatermistrzem! Jeżeli cokolwiek zostanie zagubione czy zniszczone albo ma zostać wydane, to u mnie można wszystko załatwić! A teraz, sprzęt dla…?
- Dla młodego podporucznika, który to miejmy nadzieję, że nim zostanie!
-Dobrze, doskonale, to wedle pokwitowania. Skórznia, trzy pochodnie, plecak, tunika, tutaj są dystynkcje do munduru. Mundur wyjściowy, peleryna. Do tego dwie pomniejsze mikstury leczące i jedna korowej skóry. Broń jaka?- Zapytał się Gryfina stary kwatermistrz.
- Broń biała - odpowiedział Gryfin, rozglądając się po broniach w magazynie. - Coś lżejszego… może rapier?
- Rapier? Czemu nie, może być i rapier!- Powiedział kwatermistrz idąc wgłąb magazynu, po chwili wracając z rapierem. - Nowy, naoliwiony, zabezpieczony! W takim samym stanie ma do mnie wrócić, jeśli miałby wracać! - udał przy tym ojcowski “ton”, śmiejąc się.
 
Kawalorn jest offline  
Stary 08-02-2015, 23:22   #18
 
Hazard's Avatar
 
Reputacja: 1 Hazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputacjęHazard ma wspaniałą reputację
Shana i Einar

- Siedź cicho i rób, co mówię… - Einar szepnął do elfki. Po chwili, obawiając się, że jego towarzyszka zrobi coś głupiego, dodał – …to zobaczysz coś interesującego.

Może to było głupie, bo jak można coś zrobić po prostu siedząc, ale chciała zobaczyć to coś interesującego więc posłuchała “swojego człowieka”. Ten jeden, jedyny raz. Usiadła na bruku i czekała w milczeniu.

Zaskoczony spojrzał na elfkę, nie rozumiejąc, dlaczego usiadła na ziemi. Potrzebował kilku sekund, by zrozumieć, co tak właściwie powiedział. W innej sytuacji uderzyłby się otwartą dłonią w czoło, jednak w tym momencie konieczne było zachowanie powagi. Będzie musieć poświęcić sporo czasu, na „wyszkolenie” elfki, by mogła mu w przyszłości pomóc. Mimo wszystko gra wydawała się warta świeczki.

W tej chwili, jednak musiał zająć się tym tępym osiłkiem. Zwrócił swój wzrok w jego stronę. Lewą rękę oparł o bok, a prawą chwycił się za brodę, ewidentnie zastanawiając się nad czymś. Po kilku sekundach wnikliwej obserwacji doszedł do jednego wniosku – pierwszy raz widzi zbira na oczy. Bandzior wyglądał na osobę niezbyt rozgarniętą, ale również bardzo niecierpliwą. Miał już do czynienia z podobnymi ludźmi, ale był pewien, że z tym ma do czynienia po raz pierwszy. Jednakże Einar wolał podejść do tego ostrożnie, dlatego postanowił postąpić według swej standardowej procedury na takie sytuacje.

- Och. Mam nadzieje, że wybaczy mi szanowny Pan nietakt, jeśli zapytam, kim Pan właściwie jest? – powiedział, robiąc lekki ukłon. - Być może to moja pamięć szwankuje, ale zdaje mi się, że widzę Pana po raz pierwszy. I jeśli można wiedzieć, o jaką sumę WAM chodzi i za co?

- Przyjaciele mają przyjaciół i im pomagają, nie?- Stwierdził facet, zacierając dłonie. Elfka była przekonana, że jegomość jest przyjacielem- A jak się, drogiego nam Kosę robi na pieniądze to jaki z ciebie przyjaciel? Żaden. Baranina wydał wyrok na ciebie chłopaku, o ile się nie spłacisz…- Einar odniósł wrażenie, że gadanina nie jest mocną stroną tego typa, a to co mówił to raczej wyuczone na pamięć gadki do każdego, kto był komuś coś winny- Masz albo złoto albo jesteś głupi, że tu wracasz. Tysiąc sztuk złota, tyle wynosi twój dług. Teraz tyle wynosi. Z każdym dniem pro...procen….procenty idą w górę, a tak!- Pokiwał głową- Spłać wszystko i dam ci spokój, przyjacielu- W ostatnim słowie była drwina, której Shana nie wychwyciła.

Złoto. Shana zdążyła się już przekonać, że jest to coś czego z jakiegoś powodu ludzie pragnęli. A ona kompletnie nie miała pojęcia dlaczego. Nie dało się go zjeść ani zrobić z niego schronienia, na narzędzia z tego co się orientowała też się nie nadawało. Jedynie ładnie odbijało światło słońca. Dziwni ci ludzie byli i ich zwyczaje. A ten tu z kolei mówił, że złoto należy dać przyjacielowi. Może ona też powinna?

Popatrzyła na “swojego człowieka” dziwnie zamyślona. Wiele z tego co mówił ten duży miły człowiek było trudne do zrozumienia. Ale szczególnie zainteresowała ją wzmianka o istotach których nigdy wcześniej nie znała.
- Co to są pro… - Szybko obiema dłońmi zakryła usta w porę przypominając sobie, że miała nic nie mówić. Może nikt nie zauważy.

- Przyjaciele mają przyjaciół… – rzekł swobodnie Einar, jakby cała sytuacja była błahą pogawędką o pogodzie. – Czyli mam rozumieć, że owi „przyjaciele” powiedzieli Ci wszystko na mój temat, tak? O moich niezwykłych zdolnościach strzeleckich, znajomościach, długach… – wyliczał, tak przez kilka chwil, rzucając nic nie warte i niekoniecznie prawdziwe określenia na swój temat, aż w końcu doszedł do ostatniego, który zaznaczył ze szczególnym naciskiem – …oraz odziedziczonych po matce potężnych umiejętnościach magicznych.

- Widać, że jesteś naprawdę odważny i lojalny. Niewielu ryzykowałoby przemianę w psa dla przyjaciół – rzekł równie swobodnie, starając się by ostatnie słowa nie zabrzmiały jak groźba, a jedynie drobny komplement.

Facet spojrzał się to na elfkę to na Einara i wybuchł śmiechem
- Magiem nie jestem, ale wiem kilka rzeczy związanych z magią. Na przykład to, że nie zamienia się kogoś ot tak w psa i to nie jest możliwe, inaczej życie byłoby za proste… -Pokręcił głową- A to dobre… No ale, pośmialiśmy się, pogadaliśmy...złoto

- Ach tak?! – rzek pewnym siebie głosem Einar. – W takim razie pozwól, że Ci to zademonstruje

Riccetti nie zamierzał dawać zbirowi czasu na odpowiedź. Zrobił jedynie kilka teatralnych ruchów, zbliżając się nieco do siedzącej na ziemi elfki. Skłonił się nisko, udając ćwiczenia rozciągające, po czym szepnął do Shany.
- Jak pstryknę palcami, to zmień się w psa.

Następnie szybko powrócił to pionu, podniósł do góry ręce i zawołał.
- Expecto patronum! – w tym samym czasie pstryknął palcami. Modląc się, by Elfka go nie zawiodła.

No co miała nie posłuchać? Mówił, przecież, że jak będzie posłuszna to zobaczy coś ciekawego, a chciała coś ciekawego zobaczyć. Bardzo chciała! Niestety emocje trochę wzięły górę nad dziewczyną i w pośpiechu miast psa siedział obok Einara spory biały wilk. Wilczyca dokładnie.
- Wrrrr. - Zawarczała zła na siebie, że nie potrafiła lepiej zapanować nad kształtem. Zastanawiała się czy lepiej pozostać tak jak jest czy może jednak postarać się przyjąć bardziej psi wygląd.

Zbir zaskoczony takim obrotem spraw, zrobił to czego można było się po nim spodziewać. Wział nogi za pas. Zaczał uciekać, wrzeszcząc dość głośno “Wilk, wilkołak!”. Pełno ludzi zaczynało się nagle pojawiać i patrzeć w kierunku elfki i człowieka.

Shana niemal natychmiast powróciła do elfiej postaci i z wyrzutem spojrzała na Einara.
- Wiedziałeś, ze tak będzie? - Zapytała zła na niego, że przez ten plan straciła przyszłego przyjaciela. A przecież taki był miły!

- Mówiłem, że zobaczysz coś interesującego. Nie widzisz ile osób się nim zainteresowało? – rzekł wesoło, po czym ruszył w kierunku gildii.

Druidka burczała jeszcze przez długi czas, niczym rozwścieczony rosomak. Ale postanowiła w końcu wybaczyć “swojemu człowiekowi”. W końcu był jeszcze taki dziecinny i tylko psoty mu w głowie.
- Niech będzie po twojemu. - Skwitowała w końcu jego tłumaczenia.
 
Hazard jest offline  
Stary 09-02-2015, 21:42   #19
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Donagrim wstał i podszedł do stolika, gdzie siedziała dwójka z trojaczków. Najpierw dobrze ocierając brodę ze słabego elfiego piwska. Przez chwilę zastanawiał się jak zagaić rozmowę, bo że go rozpoznają nie wątpił. Trojaczków wśród krasnoludów było naprawde niewiele, a i chodzących w pełnej płytowej zbroi reklam swoich własnych wyrobów z mithrilu też nie aż tak wiele. Przynajmniej poza kuźniami głęboko pod ziemią. - Przez chwilę myślałem że trafiłem do Luskan, trzeci wujo się gdzieś zapodział? Myślałem że takie cuda, to tylko Norrak i Bella widywali. - Rzucił nie przysiadając się, a stojąc jedynie obok stoika braci. Był ciekaw, ale nie wypadało się narzucać, niezależnie od jego opini w klanach.
Widać było, że byli zaskoczeni widokiem Donagrima
-Ty tutaj?-zaśmiał się pierwszy z nich. To był Kori- Witaj! Siadaj, mamy tutaj doskonałej jakości piwo- Zaśmiał się wskazując głową na beczułkę pod nogami- Specjalne zamówienie.
-To prawda- Rzekł drugi krasnolud- Dori ucieszy się, że tutaj jesteś!- Powiedział wesoło- Luskan jest dobrym miejscem na zarobek, ale…-Widać było jakiś błysk w jego oku- Ale to nie jest coś, do czego jesteśmy stworzeni, to nie jest materiał!
-Oj tak- Zgodził się Kori- Niedawno dostaliśmy wspaniałe zaproszenie od tutejszej mistrzyni gildii magów! Teraz przyszedł czas na coś wielkiego, coś, o czym przyszłe pokolenia będą rozprawiać Dori, a w tedy wszystko powiemy, powiedz...robisz coś teraz? Można byłoby liczyć na pomoc krewniaka w najważniejszym zadaniu od…
-...od kilku tysiącleci bez mała!- Uzupełnił go Ori.
Najmłodszy w okolicy klanu Silnorękich podrapał się po brodzie. - Myślałem zabrać się na bagna razem z całą tą hałastrą, która się obecnie zbiera. Mam w tamtych okolicach pare niedokończonych spraw. No, w zasadzie na Evermoors… ale to jedno wielkie bagno stąd aż tam, więc wystarczająco blisko. To jednak zawsze może poczekać, więc można powiedzieć że nic nie robię.- Puścił oko i podsunął swój pusty kufel. - Z chęcią się napiję i dowiem na co was tu sprosiła. Do Luskan nic nie mam, beczkę oliwy i pochodnię zostawiłem z Boruchem. - Wyszczerzył zęby w uśmiechu.
Zaśmiali się oboje i wtedy wkroczył Dori. Widać było, że jest czymś zaaferowany ale też pozytywnie zaskoczony widokiem krewniaka!
-Na brodę dziadunia, a kogo ja tutaj widzę!- Ryknał niemalże na cała karczmę trzeci z bliźnikaów idac żwawym krokiem, roztrącając stoliki oraz krzesła
-Czy me oczy już nie te i coś się rzuciło? Co tutaj robisz!- Dori uściskał krasnoluda ze śmiechem. Piwo się polało
-Więc- czwórka krasnoludów była już po powitaniach-0 Jesteś zainteresowany pomocą? To dobrze.- rozejrzał się w lewo i prawo- Wiesz co to jest księzycowa stal?
- W zasadzie nie, poza tym że nadaje się na broń, ale z czego to, albo gdzie i jak to stworzyć, nie mam za bardzo pojęcia. - Donagrim posłużył się odrobiną wiedzy, jaką udało mu się zasłyszeć. Oczywiście dopiero po należytym powitaniu sie z trzecim wujem. – Co do pomocy, jasne, pytanie w czym dokładnie.
-Ano w tym, że wszelkiego rodzaju sztaby lub sam materiał, w zależności jak był składowany, trzeba będzie bezpiecznie przetransporotwać do domu. A do tego trzeba kogoś zaufanego. A jak inaczej mogłoby być, żeby rodzinie nie zaufać?
Niedźwiedź dodał dwa do dwóch. Skoro trzeba było przetransportować sztaby bezpiecznie do domu. Znaczylo to po prostu że ktoś inny chciał na nich połozyc łapy. Więc najlepiej, jeśli byłyby w czymś schowane, lub czyms pokryte. Chodziło o zwykłe ich wyszmuglowanie. – Jeśli będzie trzeba, to się coś zorganizuje. Po cichu, sztaby lub przedmioty topia sie szybciej niz zelazo? Jesli nie, to transport nie będzie problemem. – Odparł po krótkiej chwili namysłu.
-Amen- Rzekł Dori i westchnął- Zatem jesteśmy umówieni. Wciągniemy ciebie gdzie trzeba, tylko powiedz jak się z toba skontaktować, gdzie mieszkasz? Bo może wolałbyś pomieszkać w warsztacie u nas?
- Warsztat brzmi nieźle, zatrzymałem się w jednej z karczm, ale wszystko jest teraz przepełnione. – Odparł najmłodszy krasnolud. Niemalże gołąwąs, w końcu miał na karku zalewdwie koło osiemdziesięciu lat. – Muszę tylko zabrać Borucha i bryczkę.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 11-02-2015, 09:20   #20
 
Cedryk's Avatar
 
Reputacja: 1 Cedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputacjęCedryk ma wspaniałą reputację


Aldan rozejrzał się po sali treningowej, nie było to jednak miejsce dobre dla pozostawienia dokumentów. Zakrzyknął więc, zwracając uwagę stojącego przed drzwiami ordynansa.

- Danielu!!
[MEDIA]http://www.chantberry.com/Szafraniec_01.jpg[/MEDIA]

Gdy już wierny sługa podszedł, wydał mu polecenie, wskazując na niesione przez sługę pałacowego dokumenty.

- Dopilnuj aby te dokumenty znalazły się w moim biurku. Przygotuj też Rycerską Biblioteczkę, wydaj odpowiednie polecenia służbie. Spotkam się w niej z Lady Alamrtyn Niebieskooką i jej asystentką za dwa dzwony. Tyle czasu zajmie mi wytypowanie giermków. Gdyby Mistrzyni przybyła wcześniej przeproś ją w moim imieniu, zadbaj też by niczego Paniom nie brakowało.
- Oczywiście, Lordzie Aldanie, tak się stanie!


Powiedział z obowiązkiem w głosie ordynans

- Będę oczekiwał ich przybycia!- Po czym kłaniając się odszedł wszystko przygotować wedle instrukcji.

Potem zwrócił się do sługi.

- Przekaż Lady Alamrtyn, iż oczekiwał będę na nią w Rycerskiej Biblioteczce za około dwa dzwony.
- Dobrze panie…


Gestem odprawił sługę. Uśmiechnął się do oczekujących kandydatów.
Po tych słowach sługa oddalił się


- Znacie mnie, lecz ja o was niewiele wiem. Zatem zaczniemy o prezentacji. Przedstawcie się, przedstawcie powody wstąpienia na drogę paladynów Tyra lub też rycerzy.

Pierwsza przed szereg wyszła kobieta. Widać było, iż potrafi się poruszać będąc ubrana w zbroję i jest to dla niej naturalne.

-Jestem wierną paladynką Tyra, boga sprawiedliwości!

Rzekła
- No...staram się nią być w każdym razie.
Dodała i odchrząknęła by dodać sobie pewności
- Chcę podążać ścieżką sprawiedliwości poprzez marsz na jego wrogów i czynienie dobra i naprawiania krzywd! Wierzę w to, że taka walka nie jest bezsensowna i jest potrzebna i sprawiedliwość zatryumfuje wszędzie tam, gdzie panuje nieprawość! Jestem Leila Cliff, osoba niższego stanu pochodząca z Luskanu, która widziała pełno nieprawości w ich wykonaniu, która doznała masę krzywd z jej strony! Walczyłam z orkami, walczyłam już z bandytami, potykałam się z goblinami i koboldami! Smak krwi nie jest mi obcy i wszędzie tam, gdzie postawiłam swoją nogę i gdzie wkroczyłam, zapanowała sprawiedliwość i światło dobra! Wioska Czarnolas dwa dni drogi stąd, gdzie grasowała szajka bandytów została przeze mnie uratowana i jest to największe me dokonanie!

Reszta kandydatów milczała, czekając czy Aldan zechce coś powiedzieć lub zadać dodatkowe pytania.
Aldan zamyślił się próbując przypomnieć sobie czy słyszał już o tym wydarzeniu. Po chwili namysłu, gdy nie potrafił sobie przypomnieć nic takiego, Aldan postanowił zlecić zadanie wywiedzenia się na temat tego zdarzenia swojemu ordynansowi.
Chwilę zbierał myśli zanim zadał pytanie.

- Tyr jest bogiem prawa i dobra, dopiero potem sprawiedliwości. Wyczuwam w tobie dozę chaosu, nie wiem jednak czym jest ona spowodowana. Może to bunt przeciwko rodzinie, która być może chciał wydać cię panno za mąż wbrew Twojej woli lub nie zezwoliła na zostanie wojowniczką. Gorzej jeśli jest to bunt przeciwko prawom lub autorytetom. Muszę zatem zadać pytanie co spowodowało, iż postanowiłaś zostać paladynem Tyra. Opisz mi też jak to uratowałaś wioskę, w jaki sposób?


Po tych słowach zafrasowany podrapał się prawą ręką po brodzie, w lewej zaś ściskał symbol Tyra, wyrzeźbiony w jazodrzewie przez Meleaneę, jakby szukając pomocy w bogu.
Aldan czuł, że jest mu lepiej, gdy trzyma i ściska figurkę.

- Swego czasu żyłam w Luskanie- Zaczęła opowiadać kobieta
-Nie było to łatwe życie. Moja rodzina trudniła się wytwarzaniem beczek i wiodło nam się całkiem nieźle, aż opryszki nie podpaliły naszego domu. Rodzice zginęli w pożarze. Ścigałam ich i do tej pory nie udało mi się wymierzyć sprawiedliwości. Gdy zgliszcza ostygły, wydobyłam co cenne, spieniężyłam i wykupiła miecz, pancerz i lekcje fechtunku. Modliłam się do wielu bóstw, ale...raz we śnie widziałam Tyra
Aldan zobaczył łzy w jej oczach.

- Nie...nie posiadała ta postać dłoni, w tym śnie powiedziała “Udaj się do miasta z płaczącym okiem, po drodze czyń sprawiedliwość i naprawiaj szkody, czuwam nad Tobą”
Westchnęła
- No i czyniłam dobro. W czasie podróży natrafiłam na wioskę i tam właśnie widziałam z oddali odchodzących ludzi. W samej wsi spotkałam kobiety i dzieci i głównie starców. Płakali nad zabitymi. Dowiedziałam się, że jest tam...ich przywódca, Rudlof Czarnobrody, zły krasnolud. Bandyci kryli się w pobliskich lasach, więc wytropiłam ich i wymierzyłam im sprawiedliwość. Nie chcieli się poddać, mimo mych próśb i nawoływań, walczyli do końca.

Paladyn pokiwał głową, przeszedł do następnego kandydata.

- Te same pytanie, na które odpowiedziała już Leila do was wszystkich. Wpierw jednak mości krasnoludzie odpowiedzcie mi na jedno, czy będziecie w stanie być posłusznym osobie dwukrotnie młodszej od siebie?


W tym czasie powrócił już Daniel. Zanim krasnolud zdążył odpowiedzieć, Aldan gestem go powstrzymał.

- Panno, włóżcie pełną zbroje płytową ćwiczebną, mój ordynans pomoże ją wam wyregulować, przepaszcie ćwiczebny miecz. Potem będziesz wspinać się na linę póki sił ci starczy
.

Ręką wskazał na zwisające z sufitu liny.

Kobieta wyszła na chwilę z Danielem i wróciła w pełnym rynsztunku. Widać było, że dobrze się czuje w płycie i nie sprawiało jej to problemu, jakby to była jej druga skóra. Kobieta pewnym krokiem podeszła do liny zwisającej z sufitu i zaczęła się wspinać, poruszając bezgłośnie ustami. Tak jakby się modliła.

- Nie będzie z tym problemu, panie.

Rzekł krasnolud z powagą i dumnym głosem
- Jesteśmy szkoleni na paladynów, więc naturalnym jest to, że nie na wiek patrzymy. Dlatego też nie będzie najmniejszego problemu by wykonywać rozkazy czy polecenia. Ja zaś zwę się Grungi. Wywodzę się z klanu Czarnoskałych. Jestem pierwszą osobą ze swojej rodziny, która ruszyła do klasztoru, by zostać orędownikiem i obrońcą prawdy i porządku.

Aldan pokiwał ze zrozumieniem głową, słysząc roztropną odpowiedź krasnoluda, dotyczącą zwierzchności.

- Jakiż jednak był powód wyboru Tyra, myślałem iż zasadniczo wyznajecie swoich bogów?
- Dlatego Panie, że jesteśmy krasnoludami postępowymi. Nasza rodzina trudni się głównie produkcją narzędzi, jednak nie jesteśmy zamknięci w sobie. Uważam, że Tyr jest właśnie odpowiedzią wszystkich prawych i dobrych krasnoludów.


Aldan pokiwał głową przyjmując wyjaśnienia Grungiego. Po czym wskazał na stos ćwiczebnych pancerzy i broni.

- To samo zadnie. Wspinaczka w pełnym oporządzeniu do czasu utraty sił. Takie samo zadnie zresztą będzie dla was Panowie, gdy już odpowiecie na moje pytanie.

Skinięciem głowy zachęcił innych kandydatów, aby przestawili powody obrania drogi paladynów Tyra.

- Jestem Piter La Lema

Powiedział dumnie młodzieniec.

- Ma rodzina od pokoleń chwali Helma oraz Tyra i nasi potomkowie zawsze zostawali kapłanami lub też Paladynami! Jestem kolejną osobą z rodu, która została posłana by służyć dumnie i chwalić Tyra niosąc prawo i porządek!- Aldan wiedział, że jest to prawda. Znał ród, jak chyba każdy szlachcic. To co mówił było prawdą, zawsze w kronikach, przy czynach wielkich, gdzie brali udział paladyni lub kapłani, pojawiało się to nazwisko.
- Ja zaś jestem Hans De Lange. Szczycę się tym, że nasz ród, chociaż nie jest tak sławny jak ród mego poprzednika, nadal jest wysławiany za swoje podejście do wszystkiego, co związane z prawością. Uznajemy to za cnotę, której należy przestrzegać, bo bez prawa nie ma dobra!
Rzekł dumnie.
- Będziemy zawsze służyć miastu, najlepiej jak dane pokolenie umie!

Gdy kandydaci zaprzestawali wspinaczki, po kolei kierował ich do ćwiczeń z manekinami, nie dając ni chwili odpoczynku, obserwując czy takie traktowanie wywoła ich jakieś reakcje.
W ich twarzach nie dało się nic wyczytać, znać jedynie było na nich zmęczenie. Sami nie narzekali, nie zająknęli się, ochoczo stawali do kolejnej próby. Pot lał się z nich, ale nie zastanawiali się nad tym, po prostu wykonywali zadanie.

Gdy już wszyscy zaprzestali wspinaczki, dobrał ich w pary.

- Walczycie ze sobą. Ćwiczebną bronią najwyżej się ogłuszycie. Walka trwa do momentu ogłuszenia przeciwnika lub gdy nakażę wam przestać walczyć.

Paladyna nie interesowały wyniki, lecz podejście do ćwiczeń oraz rozkazów. Dobrego wojownika łatwo wyszkolić, trudniej sprawić by był posłuszny oraz wykazywał się zapałem w dążeniu do celu.
Widać było, że kolejne polecenie walki bez wytchnienia, dawało się kandydatom coraz bardziej w kość. Krasnolud walczył z kobietą, a tamci dwaj mężczyźni ze sobą. Szło im lepiej lub gorzej, lecz stawali aż do opadnięcia z sił, coraz dłużej robiąc przerwy i łapanie drugiego oddechu. Byli cali mokrzy, padnięci, ale mimo to do ostatniego momentu trzymali miecz i nim robili.

Aldan był zadowolony, kandydaci sprostali wymaganiom na giermków. Zatem podjął jedyną słuszną decyzję w takiej sytuacji.

- Tak. Wszyscy posiadacie predyspozycje i odpowiednie motywacje by zostać paladynami Tyra. Postanowiłem zatem, iż wszystkich was przyjmę na giermków. Zasłużeni dostąpią honoru dołączenia do mojego pocztu. Oczywiście najwięcej pracy będę miał z tobą panno, nie ukończysz szkolenia póki nie zmieni się twój charakter. Muszę być pewny, iż zawsze przestrzegasz prawa. Od tej pory wszyscy jesteście giermkami. Tak też będą się do was ludzie zwracać, pomijając wasze tytuły. Będziecie ćwiczyli się, modlili, uczyli i wypełniali na zmianę obowiązki, które wyznaczę wam ja lub mój ordynans Daniel.

Wskazał na stojącego przy drzwiach wieloletniego ordynansa, a wcześniej kamerdynera.

- Jesteście wolni. Jutro rano o szóstym dzwonie macie stawić się w zamku bezpośrednio u Daniela. Wyznaczy on wam sypialnie i przydzieli obowiązki. Jakieś pytania?


 
__________________
Choć kroczę doliną Śmierci, Zła się nie ulęknę.
Ktokolwiek walczy z potworami, powinien uważać, by sam nie stał się potworem.
gg 643974
Cedryk vel Dumaeg czasami z dopiskiem 1975

Ostatnio edytowane przez Cedryk : 11-02-2015 o 17:53.
Cedryk jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:25.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172