Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-02-2015, 02:40   #114
Micas
 
Micas's Avatar
 
Reputacja: 1 Micas ma wyłączoną reputację
The heretic and the blasphemer can offer no excuse for their crimes.

Nowy dowódca Sabatorii, wspierany przez swoich towarzyszy, wydał pierwsze dyspozycje.

Niezmordowany tech-kapłan Azul raz jeszcze podjął się napraw stalowych bestii, chcąc przywrócić im sprawność i chwałę wojennych machin godnych Imperialnej Gwardii. Wykorzystał w tym celu kurczące się zapasy, okoliczny złom oraz pomoc ze strony drużyny serwitorów. Armagedońcy i Ryan również przyłożyli rękę do napraw, podczas gdy Briggs i Haller trzymali wartę, a Titus opiekował się rannymi. Po niecałych dwóch dniach obydwa pojazdy były zreperowane - a nawet obłożone dodatkowymi blachami pancerza, zmodyfikowanych w taki sposób, aby przyjęły właściwości ablatywne. Zaraz potem Wyklep padł na pysk, nie mogąc dłużej ignorować wycieńczenia i poważnych ran. Dołączył do Engela, który w międzyczasie zdołał odzyskać przytomność - lecz nie był w stanie funkcjonować tak, jak przed pojedynkiem... Pozytywnym akcentem natomiast było wybudzenie Remiego Petrola. Volgicki snajper był wściekły i nie zdzierżył dalszego leżenia na macie, rwąc się do dalszej służby. Najwidoczniej nie był nawet w połowie tak poszkodowany, jak mógł być po akcji z Kayne'm.

W międzyczasie trwała bitwa.


47th Mechanized Imperial uderzył z pełną pozostałą mocą na terytorium Kago. Kilka transporterów opancerzonych i rzesza piechoty atakowały na całej długości frontu, stopniowo spychając tubylców wgłąb dawnej dzielnicy administracyjnej, mimo ufortyfikowania całej okolicy. Powody były dwa. Spora część pozostałych renegatów była znacznie lepiej wyposażona i wyszkolona, niż postapokaliptyczna, plemienna hołota. Poza tym... napastnicy mieli pomoc wewnątrz.

Jedną z pierwszych rzeczy, które uderzyły Cotanta i Akkermana, były... bratobójcze walki między tubylcami. Widząc cały ten burdel, zawczasu przycupnęli w jakichś pustych ruinach. Dopiero spotkanie Yarni i jej ludzi rozwiało wątpliwości - niewielka część tubylców, przebiegle rozmieszczona na skrajach terytorium, była zdecydowanie bardziej za sojuszem z renegatami, aniżeli Sabatorii. Podczas gdy kobieta wspierała wysiłki obrońców w ogarnianiu burdelu i karaniu zdrajców, agenci Officio Sabatorum zaczaili się na jednej z głównych ulic i uczynili z niej autostradę do piekła.

Następne minuty, godziny, dni i noce upłynęły na opóźnianiu i wykrwawianiu wroga - tak na ulicach, jak i w zaułkach, budynkach oraz ruinach. Renegaci i zdrajcy płacili krwią za każdą przecznicę. Wpadali na przemyślnie skonstruowane pułapki i potykacze. Umierali od eksplozji granatów i innych materiałów wybuchowych. Padali, skoszeni kulami, laserami i ostrzami. Mimo, iż mieli przewagę liczebną, a niekiedy także sprzętową - szczególnie licząc ich BWP - to ich natarcie grzęzło za sprawą profesjonalistów z Sabatorum.

Pod koniec drugiego dnia odpuścili. Zdrajcy zostali wytrzebieni. Wyrzutnia rakiet Manticore odnaleziona i zniszczona przez infiltratorów Kago z pancerzownicami. Dwa BWP zniszczone (Taurox Prime oraz ostatni Pachyderm), reszta uszkodzona (acz wycofana, nim zdołano dokończyć robotę). Około jedna trzecia napastników pozostała na polu bitwy. Kago ponieśli jednak równie poważne, jak nie gorsze straty. Dziesiątki żołnierzy poległo w ulicznych starciach bądź zostało zamordowanych przez wiarołomców. Cały zewnętrzny łuk obronny oraz pierwsze kilka przecznic głębokości terytorium było spustoszone i trawione pożarami. Wielu walczących po obydwu stronach odniosło rany. Została też zużyta spora ilość amunicji i innych materiałów wojennych.

Ale, to było do zniesienia. W końcu, świeżo zawiązany sojusz odniósł pierwsze wspólne, ciężko wywalczone zwycięstwo.

Nieznośne było to, co wydarzyło się po bitwie.


W południe trzeciego dnia, na placu pałacowym zorganizowano wiec. Stawili się nań praktycznie wszyscy Kago. Zaproszono także Sabatorii. Sprawa była podobno bardzo ważna, więc pojawili się także ranni... którzy zaraz tego pożałowali.

Na placu były stosy poległych, z obydwu stron konfliktu, obdarte ze wszystkiego - nawet z bielizny. Obok zaś były kopy łupów - broń, pancerze, amunicja, odzienie, kosztowności, bibeloty... wszystko, co zdarto z trupów czy wyniesiono ze zniszczonych pojazdów i budowli. Zadziwiający był fakt, że w ledwo kilka godzin zdołano tak szybko i skutecznie zszabrować pole bitwy.

Kago wydawali się być bardzo podekscytowani. W ogóle nie raził ich fakt, że poległo tak wielu ich ludzi, że zostali zaatakowani, że część z nich zdradziła. Czekali na "pryncypa" i jego doradcę, którzy przybyli, jakżeby inaczej obstawieni przez doborowych gwardzistów "króla".

Oni, oraz kilku Kago w burych szatach, odprawili jakąś ceremonię, zalatującą prymitywną wiarą, bałwochwalstwem czy innym bluźnierstwem. A potem, pomagierzy "kapłanów" rozdawali wojenne łupy, rozdysponowując według zasług. Sabatorii nie dostali nic - taka była wcześniejsza umowa.

W nagrodę za pomoc i waleczność zaoferowano im coś znacznie gorszego.

Po rozdaniu łupów, pomagierzy zaczęli... rąbać zwłoki. Na oczach zebranych patroszyli je, cięli na połcie i kończyny, odrzucali "zbędne" fragmenty i trzewia. Potem "kapłani" wydawali się "święcić" te... mięso i rozdawać tubylcom. I spora część tej "nagrody" przypadła Sabatorii.

- Na litość Boga-Imperatora... - wydusił z siebie Briggs, jako pierwszy przełamując pełne zgrozy milczenie drużyny.

- Wy nie brać? - jeden z kapłanów rzekł, wymachując krwistą łydką... chyba kobiecą - Wasze myto. Dobre myto. Patrzeć!

Zwyrodnialec zdecydował się ugryźć soczysty kawał na surowo, nie bacząc na krew. Niektórzy spośród Imperialców nie wytrzymali i zaczęli wymiotować. Inni resztką sił powstrzymywali furię i chęć sięgnięcia po broń.

Wreszcie, po rozdaniu "mięsa", ludzie się rozeszli. Sabatorii, roztrzęsieni jak galarety, wrócili do swojego "hotelu". Trago powiedział, że wieczorem pryncyp chciał podjąć ich na audiencji.
 
__________________
Dorosłość to ściema dla dzieci.
Micas jest offline