Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 02-02-2015, 14:56   #611
Gob1in
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
- Pierdol się ty zawszony skubańcu! - Detlef dał upust swojej frustracji kopiąc truchło skavena, którego wąż ani myślał zeżreć. I głęboko w zadku miał to, że gad nie posiadający futra zdecydowanie nie mógł nabawić się wszy. Najwidoczniej był jednak na tyle cwany, że próby wywabienia go ze skalnej szczeliny spełzały na niczym. Jak wąż.

- Eee, tam. Mam tego dość. Kyan! Zbieraj się - idziemy sprawdzić tamten tunel. - Zawołał Thravarssona. Przed wymarszem upewnił się, że ktoś bardziej cierpliwy od niego zajmie się polowaniem na węża oraz, że wszystkie korytarze będą obserwowane na wypadek pojawienia się wroga, ze szczególnym uwzględnieniem tego, w którym zniknęli skaven i goniący go zielonoskóry.

Droga była wyczerpująca. Całkiem dobrze zapowiadający się tunel szybko skurczył się do rozmiarów odpowiadających snotlingowi, a nie dobrze zbudowanemu krasnoludowi. Przeciskanie się przez wąskie przesmyki, pełzanie na czworaka, a nawet czołganie się po nierównej skalnej podłodze sprawiły, że gdy tylko korytarz ponownie się rozszerzył, Thorvaldsson odetchnął z ulgą.

I zaraz tego pożałował. Już wcześniej dostrzegał ślady korzystania z tej drogi przez thagorraki, ale smród brudnego futra, skaveńskiego piżma i odchodów tworzący atmosferę dużej jaskini przytłaczał. Zhufbarczyk z trudem stłumił kaszel i przetarł zaszklone oczy. Spoglądając na splugawioną przez szczuroludzi jaskinię pod górską siedzibą jego ludu czuł narastający gniew i wszechogarniający smutek.
- Skurwysyny... - wycedził przez zaciśnięte zęby, ignorując przy tym żarty Thravarssona. Widać każdy reagował inaczej.

Otoczona kamieniami sadzawka mogłaby zaspokoić pragnienie i posłużyć do uzupełnienia zapasu wody w bukłakach. Mogłaby, gdyby nie sterty odpadków i odchodów pokrywające grubym dywanem całą przestrzeń wokół niej. Wstręt zagłuszył pragnienie i pozwolił zapomnieć o spierzchniętych ustach i napuchniętym języku. Odchodzące z tego miejsca tunele też nie wskazywały na to, że jest to droga prowadząca prosto na powierzchnię.

- Jakieś pomysły? - spojrzał pytająco na Kyana i wysłuchał, co miał do powiedzenia. - Też tak myślę - tędy nie przejdziemy z rannymi. Wracajmy. - Splunął jeszcze i wszedł z powrotem do tunelu, z którego przyszli.

W czasie drogi powrotnej towarzyszący mu krasnolud zebrał się na wypytywanie o to, co dalej. Co dalej po wyjściu na powierzchnię. O ile pytanie nie było głupie, czy niestosowne, to Detlef nie wiedział, co ma odpowiedzieć. Jasne, że zdawał sobie sprawę z poważnego stanu rannych i ogólnego zmęczenia trudami przeprawy. Daleko było do beztroski towarzyszącej im podczas wymarszu z Azul. Mimo, że odpowiedź na zadanie pytanie powinna brzmieć "nie wiem", to zhufbarczyk zdawał sobie sprawę, że nie tego po nim się oczekuje. On ZAWSZE musiał wiedzieć co dalej. ZAWSZE musiał mieć jakiś pomysł. Fucha thazora była niewdzięczna, niczym narożna wszetecznica.

- Prawdę mówiąc, nie zastanawiałem się nad tym. - Odparł, stawiając jednak na szczerość. - Podjąłem się zadania wyprowadzenia nas z oblężenia Azul i mam nadzieję, że tego dokonam. Wydaje mi się... a raczej - WIEM, że moje decyzje nie podobały się wielu z tych, którym przewodziłem przez ten czas. - Ciągnął dalej, przepychając się przez szczególnie wąski przesmyk. - Dlatego po wyjściu na powierzchnię, jak tylko będzie bezpiecznie, to dam wszystkim możliwość wyboru co dalej chcą robić. Może większość opowie się za wyborem kogoś innego na thazora? Może Grundi? Albo Thorin? A może Galvinssona będą chcieli słuchać? Tak naprawdę nieważne jest, co zdecydują. Ważne, żeby podjęli decyzję. Jakąkolwiek. Bo wcześniej tylko narzekali, że im źle. Że ktoś za nich nie przewidział, żeby przygotowali się do przeprawy przez otoczoną przez wroga górę. Po cóż zabierać prowiant, wodę, lampy i zapas oleju, skoro to tylko przechadzka po kopalni jest jeno. Bo źle, że wróg na nasze życia dybie, bo źle, że jeść nie ma co i woda się skończyła. Źle, że lekarstw nie ma i zmęczenie okrutne. Wszystko źle, kurwa! - Wybuchnął nagle. - Kury im szczać prowadzać, a nie za wojaczkę się brać! Auć! - przywalił głową w jakiś skalny występ i zamilkł.

- Widzisz - Roranowi za złe mieli wiele spraw, ale ja teraz przynajmniej trochę zaczynam rozumieć, dlaczego był taki jaki był. - Wyjaśnił Thravarssonowi nieco z historii oddziału. - Co wcale nie oznacza, że nie był z niego dureń jakich mało... - roześmiał się. - A co dalej? O tym zdecyduje thazor, jak już będzie wiadomo kto nim jest. - Zakończył nieco filozoficznie.

Po dołączeniu do reszty pozwolił Thravarssonowi podsumować wyniki zwiadu. Sam przyglądał się temu, co podczas ich nieobecności zdziałali. Jak zwykle, nie było tego zbyt wiele. "Każdy sobie rzepkę skrobie..." - idealnie odzwierciedlało nastawienie poszczególnych członków tego oddziału. Porcjowaniem mięsa niedźwiedzia nikt się nie zajął, a Detlef był pewien, że lada chwila wszyscy głośno będą się domagać jedzenia. Banda indywidualistów.

- Dorrin, przynieście z Khaidar materiał na ognisko! Tarcze tych obszczymurów, trzonki, łuki i strzały. Wszystko, co nadaje się do spalenia. Galeb, Ergan i Dirk - miejcie baczenie na korytarze.- Postanowił rozruszać trochę to apatyczne towarzystwo. Sam podszedł do resztek niedźwiedzia jaskiniowego.

- Pomogę ci z tym. Upieczemy to - na kilka dni powinno wystarczyć. - Rzekł do siłujacego się z mięsem Thravarssona. Detlef jednak nie zamierzał wykrawać pasków mięsa, tylko zajął się niedźwiedzim sadłem. Wycinał kawały tłuszczu i pakował je do względnie całego orkowego hełmu, jaki znalazł wśród walajacych się po jaskini rupieci. Wytopiony tłuszcz miał zamiar przelać do lamp - może nie było to nalepsze paliwo, ale palić się powinno i oświetlić im drogę do czasu opuszczenia podziemnych tuneli.

Nim rozleniwione ciepłem bijącym z ogniska towarzystwo postanowi hurmem odespać trudy przeprawy, Detlef rozdzielił warty pomiędzy zdatnych do tego khazadów. Choćby wartownik miał za zadanie tylko obudzić pozostałych, to też był brany pod uwagę.

- Jutro zrobimy zwiad na górze. - Oznajmił. - Khaidar pójdzie pierwsza i zrobi pętlę na jednej z tych lin lub przywiąże naszą, jeśli okażą się zbyt liche. Przez pętlę przełożymy kolejny sznur tak, aby oba końce były tutaj. Na jednym końcu pętla na nogę i dalej już wiecie. Wciągniecie mnie na górę jako drugiego. Jak tylko rozeznamy się w sytuacji, to zaczniemy wciągać na górę pozostałych - ostatnich wciągną ci, co będą na górze. Jakieś pytania? - spojrzał po zmęczonych twarzach rozjaśnionych blaskiem ognia. - Jeśli nie, to odpoczywajcie. Jutro powinniśmy wyjść na powierzchnię. - Dodał.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline