Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 03-02-2015, 00:41   #32
Warlock
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Portowa Nierządnica, Rzeka Reik
6 Pflugzeit, 2526 K.I
Południe

Rzeczna barka kapitana Dashauera opuściła Altdorf jeszcze przed południem. Słońce znajdowało się wysoko na bezchmurnym niebie, silny wiatr wiał od południa, a prąd rzeczny na tym odcinku był na tyle słaby, że Portowa Nierządnica bez większych trudności pięła się w górę rzeki. Dzień był piękny, chociaż nie dla każdego zaczął się on tak dobrze.

Mathias niemalże stracił nogę podczas walki w porcie i teraz zajmowała się nim młoda kobieta, Frieda, która została przedstawiona załodze ledwie kilka minut wcześniej. Bazrak wraz z Gunterem szczegółowo opowiadali piratom swoje starcie z żądnym zemsty niziołkiem i jego watahą siepaczy. Oczywiście, było to wszystko dość mocno przekoloryzowane, ale zgromadzeni wokół nich marynarze z żywym zainteresowaniem komentowali opisywane przez nich wydarzenia, a także co chwila rzucali obfitymi epitetami pod adresem nieobecnego Hildigrima. W ich oczach; krasnolud, oficer nawigacyjny i sternik, stali się kimś w rodzaju bohaterów, chociaż w rzeczywistości walka nie była dla nich nawet w połowie tak pomyślna jakby tego chcieli. Nie mniej jednak; tego dnia cała trójka mogła się cieszyć chwilą sławy, bo chociaż nie udało się wysłać niziołka w zaświaty, to w trakcie jego ucieczki boleśnie poczęstowano go strzałą w plecy, która być może wybije mu z głowy podobne numery.


Rozmowy nagle ucichły, gdy na pokładzie pojawił się kapitan Dashauer w towarzystwie szypra, Rolfa. Na widok ich poważnych min, załoga w kompletnym milczeniu ustawiła się w szeregu. Dało się usłyszeć tylko szum fal rozbijających się o burtę.
- Słyszałem o tym, co was dziś spotkało - zaczął Dieter w swym charakterystycznie zachrypniętym głosie. - Wysłałem gońca do Veldara Hocha prosząc go o zainteresowanie się tą małą pchłą, która czyha na życie mojej załogi. Szczury to potężna i bogata organizacja, zaś my jesteśmy ich najbardziej dochodową grupą, więc możemy już oficjalnie zaliczyć Hildigrima do przeszłości. Teraz niestety mamy o wiele ważniejsze problemy na głowie.
Kapitan przeszedł się wzdłuż pokładu zastanawiając się nad właściwym doborem słów. Nie chciał zdradzać załodze zbyt wielu cennych informacji, ale wiedział też, że żołnierz walczy dobrze tylko wtedy kiedy widzi w tym wszystkim sens. W końcu zatrzymał się, zupełnie przypadkowo, o ledwie kilka małych kroków naprzeciw oblicza Guntera, który z szacunku lub z przezorności spuścił wzrok.
- Niedaleko stąd, w ruinach zamku Volkerstahn, spotykają się dziś wieczorem ambasadorzy dwóch dawniej wrogich wobec siebie gangów. Nasi informatorzy poznali powód tego nietypowego zgromadzenia, a mianowicie chcą połączyć siły w walce ze Szczurami, którzy jak zapewne dobrze wiecie - dominują w Reikerbahn. Nie muszę chyba wam tłumaczyć, dlaczego taki sojusz jest dla nas bardzo niefortunnym zabiegiem… - Dashauer odsunął się od Guntera, po czym zmierzył każdego pirata z osobna, aby upewnić się, że wszyscy go słuchają - nikt nie śmiał postąpić inaczej.
- Veldar Hoch chce abyśmy rozwiązali to w sposób nieco bardziej subtelny od tego do którego przywykliśmy. Tym razem wyraźnie zaznaczył, że nie możemy rabować, gwałcić, palić i plądrować wszystko co wpadnie w nasze brudne łapska. Tym razem musimy zatrzeć za sobą ślady tak, aby oba te gangi obwiniły się za śmierć ambasadorów i kontynuowały swe krwawe wojenki - kapitan wyciągnął zza pazuchy zwój pergaminu, który okazał się być starą mapą Reiklandu. Zakreślone na niej było wiele okolicznych wiosek, gościńców, lasów oraz miast. Mapa pomimo swych lat sprawiała wrażenie bardzo szczegółowej.
- Wszystko wygląda na to, że nasi wrogowie włożyli sporo trudu, aby ukryć przed nami swą obecność. Chyba rzeczywiście w Altdorfie nic nie dzieje się bez wiedzy Szczurów, skoro na miejsce swojego spotkania wyznaczyli tak odległe miejsce. Tutaj znajduje się zamek Volkerstahn - wskazał palcem małą kropkę w pobliżu klasztoru Priestlicheim - ale zanim tam dotrzemy będziemy musieli pierw wylądować na piaszczystym brzegu rzeki Reik, w pobliżu mokradeł. Czeka nas kilkugodzinna podróż przez bagna, a później będziemy musieli jeszcze przeprawić się przez jezioro. Weźmiemy ze sobą łódź i jeśli Ranald nam dopisze to dotrzemy do ruin jeszcze przed zmrokiem. Istnieją oczywiście nieco bardziej niewygodne ścieżki, ale nam zależy na czasie, więc niestety nie mamy innego wyboru jak przedzierać się przez bagna i ciernie.
- Trzeba będzie też rozwiązać problem z naszym sternikiem i jego niefortunnie złamaną nogą - odezwał się po dłuższej chwili milczenia szyper Rolf - Nie zostawię go samego na pokładzie, więc trzeba będzie go tam zanieść. Bosman wyznaczy do tego odpowiednią osobę, albo nawet i kilka osób jeśli zajdzie taka potrzeba.

Mokradła, Wielki Las
6 Pflugzeit, 2526 K.I
Popołudnie

Po wylądowaniu na piaszczystej plaży, Portową Nierządnicę wyciągnięto wspólnymi siłami na brzeg, po czym przykryto liśćmi i gałęziami, aby uniknąć niepożądanej uwagi. Załoga opróżniła ładownię statku zabierając ze sobą prowiant, broń, a także wszystkie inne przedmioty, które mogłyby się przydać w dzikiej gęstwinie. Obładowani towarami niczym juczne woły, zanurzyli się w nieprzeniknionych ciemnościach Wielkiego Lasu.


Podróż przez bagna nie należała do zbyt łatwych. Wielkie prastare dęby, wysokie jak najwyższe budynki w Altdorfie, przesłaniały promienie słońca swymi potężnymi konarami, tym samym pogrążając puszczę w wiecznych ciemnościach. Znacząco komplikowało to nawigację, bo co jakiś czas trzeba było wspiąć się na drzewa i ustalić swą pozycję względem Wyjących Wzgórz, które górowały nad okolicznymi terenami. Liczne w tym lesie komary i inne krwiopijce skutecznie utrudniały życie zmęczonej podróżą załodze Portowej Nierządnicy, zaś grząski grunt i otaczające piratów sadzawki okazały się być wyjątkowo trudną przeszkodą do pokonania - trzeba było brodzić po kolana w mętnej jak zupa wodzie, a czasem nawet przepłynąć wpław mały zbiornik wodny, co przy dodatkowym obciążeniu stało się szczególnie męczącym wyzwaniem.

Mijały godziny, a cel ich podróży wydawał się być wciąż tak samo odległy. Po pewnym czasie dotarli na skraj wielkiego bajora, po środku którego znajdowała się stara, porośnięta pnączami i wodorostami łajba. Było tu zdecydowanie mniej przyjemnie niż w innych rejonach lasu - słońce zostało niemalże całkowicie przesłonięte przez konary wielkich drzew, robactwo całymi chmarami latało nad głowami Korsarzy doprowadzając ich do szaleństwa, a unoszący się w powietrzu bagienny odór był wyjątkowo trudny do zniesienia.

W takich to właśnie warunkach, kapitan Dashauer, nie mając innego wyboru, zarządził krótki postój.


- Przygotować łódź do przeprawy przez rzekę - rozkazał kapitan, uważnie rozglądając się dookoła.
- Mam nadzieję, że dopłyniemy tym cuchnącym jak rzyć starej kokocicy ściekiem aż do samego Volkerstahn. Wiem, że jesteście zmęczeni, ale ja nie mam zamiaru spędzić ani chwili dłużej w tym przeklętym lesie.

Załoga bez słowa sprzeciwu zastosowała się do rozkazów kapitana. Podobnie jak on, wszyscy chcieli opuścić mokradła w możliwe jak najszybszym czasie. W chwili, gdy część piratów przygotowywała łódź do dalszej podróży, reszta załogi w milczeniu odpoczywała - siedząc i leżąc na ciężkich skrzyniach i workach, które tu z tak wielkim trudem przytaszczyli.

Tylko urocza Frieda i sędziwy Bazrak mieli dość sił by rozmawiać. Młoda kobieta rozglądała się w tym czasie po okolicy w poszukiwaniu silnie trujących roślin, których toksyny mogłyby się przydać w trakcie walki, zaś siedzący przy ognisku krasnolud czyścił lufę garłacza i ładował doń ołowiane pociski na wypadek gdyby miał się okazać potrzebny w trakcie przeprawy.


Niespodziewanie, ich uwagę przykuł nagły ruch w leśnej gęstwinie. Jako pierwszy, szelest usłyszał krasnolud, który cichym gwizdem i ruchem głowy ostrzegł Friedę. Dziewczyna zamarła wsłuchawszy się w otaczające ją odgłosy lasu. Ona także usłyszała szelest, gdy ten powtórzył się po dłuższej chwili ciszy. Z początku myślała, że to jakiś mały ssak przedziera się przez zarośla, ale widok uginających się drzew i dźwięk łamiących się gałęzi sprawił, że mimowolnie cofnęła się o kilka kroków. Podobne odgłosy odezwały się gdzieś z boku, lecz te były o wiele mniej subtelne i usłyszała je reszta piratów.

Wszyscy Korsarze poderwali się z ziemi, chwycili za broń i w narastającym napięciu zaczęli przyglądać się uginającym się przed nimi drzewom. Coś wielkiego i potwornie silnego zbliżało się w ich stronę, w takich chwilach jak ta nikt nie śmiał pisnąć choćby słowem. Las ucichł na chwilę, zapadła złowroga cisza, jak przed burzą. Przez moment z wyjątkiem własnych nerwowych oddechów nie dało się usłyszeć nic więcej.

Najpierw ich nozdrza zaatakował powalający smród, przypominający odór dawno już zdechłej krowy. Chwilę później niski i donośny pomruk wydobył się zza dzikiej gęstwiny. Spomiędzy liści i krzewów wielki wynurzył się, pokryty ropiejącymi krostami pysk rzecznego trolla. Bestia w swej bezkresnej głupocie przyglądała się intruzom, nie będąc w stanie zrozumieć dlaczego te małe ludziki celują w nią jakimiś kawałkami pozlepianego ze sobą drewna i żelaza. Drugi z potworów, wychodząc z lasu stanął naprzeciw Friedy, która pobladła z przerażenia i mimowolnie skuliła się.

- Ognia!!! - Ryknął Dashauer, po czym sam, jako pierwszy, wystrzelił ze swego pistoletu. Ustawieni w szeregu piraci zawtórowali mu salwą z rusznic, muszkietów i garłaczy. Stojąca najbliżej trolli kobieta rzuciła się na ziemię, chcąc uniknąć przypadkowego trafienia (chociaż w rzeczywistości cel był na tyle duży, że ciężko było spudłować), po czym zaczęła się w pośpiechu czołgać w stronę obozu. Ściana dymu przesłoniła na chwilę widoczność, charakterystyczny zapach prochu uniósł się w powietrzu, lecz nawet on nie był w stanie zdusić smrodu dwóch bagiennych potworów.

Kiedy zasłona dymna opadła, oczom piratów ponownie ukazały się dwa trolle. Ślady po kulach zniknęły równie szybko jak się pojawiły, zaś wyraźne zaciekawienie na ich paskudnych obliczach zastąpiła pałająca żądzą mordu wściekłość. Potężne bestie rzuciły się w stronę marynarzy, gniewnie rycząc i wstrząsając ziemią przy każdym pokonanym susie.
 

Ostatnio edytowane przez Warlock : 13-04-2016 o 23:57.
Warlock jest offline