Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 04-02-2015, 03:21   #115
Pipboy79
Majster Cziter
 
Pipboy79's Avatar
 
Reputacja: 1 Pipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputacjęPipboy79 ma wspaniałą reputację
Kaarel pakował swój ekwipunek. Jak zwykle musiał uważnie przemyśleć jak go dobrać. Ze swoim własnym standardem czyli "Taurusem" i monoostrzami nie miał problemów, był nawykły do tego standardu. Ale teraz na misję musiał się zdecydować pomiędzy tym co mógł zabrać a co chciałby zabrać. Jak zwykle miał ostry dylemat bo chciałby zabrać jak najwiecej ale i z drugiej strony nie chciał stracić na mobilności. Ostatecznie wieć zdecydował się na dobranie głównie dodatkowych granatów i min bo mu się wydawało, że przydadzą się na pewno.

Na pożegnanie odwrócił się jeszcze i spojrzał ostatni raz na swoich kamratów którzy zostawali na miejscu... Dave, Azul, Titus, Briggs... Nie widział czy się jeszcze zobaczą. Jak zawsze gdy się rozstawali na akcji. Teoretycznie Chris i on szli na bardziej niebezpieczną część operacji ale tak naprawdę na wojnie dziwnie się czasem układało. Mogli wrócić cało i odkryć jeden wielki lej po bombie albo bazę zdobytą przez renegatów. W końcu bowiem nie była broniona przez Gwardię czy czcigodnych Astartes ale przez jakiś plemiennych półdzikusów. Uśmiechnął się więc do nich na pożegnanie i zawadiacko machnął ręką jakby z Chris'em szli na spacerek czy nudny patrol na tyłach a nie w ogień walki.

Baza jednak jeszcze na dobre nie znikła im za plecami gdy doszły ich dwóch odgłosy walki. Kaarel był zaskoczony bo nie spodziewał się jej tak prędko na tak dalekich tyłach. Zakładając, że mają do czynienia z jakąś grupka wrogich sił specjalnych ruszył ze swoim gotowym do strzału "Taurusem" w stronę odgłosów walki. Gdy uznał, że są blisko, skitrał się za framugą jakiegoś okna iii... dziwił się temu co widział. Wyglądało jakby dwie grupy Kago strzelały się ze sobą całkiem na serio.

- Może jacyś sabotażyści renegatów? - mruknął niepewnie w stronę Akkermana obserwując z zaskoczeniem tę scenę. Nawet jeśli renegaci z 47-go użyli jakichś sił specjalnych w roli przebierańców to jednak zrobili to na tyle dobrze, że obserwując walkę Cotant nie był w stanie obecnie stwierdzić kto jest kto.

Na szczęscie dostrzegł w pobliżu ruch i rozpoznał go jako grupkę pod dowództwem Yarni. - Hej! Yarni! Co się tu dzieje? Którzy to nasi? - spytał nie bawiąc się w ceregiele. Gdy im wyjawiła rewelacje o zdrajcach w ich szeregach jakoś to nie podbudowało zaufania do plemienia zarządzanego przez cholernego odmieńca. Nie zamierzał jednak stać bezczynnie. Połączonymi siłami razem dość sprawnie rozprawili się z widoczną grupką zdrajców w ich szeregach. Dotąd dość wyrównana walka została przesądzona gdy dostali się pod ogień grupki Yarni oraz nowoczesny i celny ogień dwóch Gwardzistów wspomaganym przez ich granaty. Ten zmasowany i zaskakujący atak szybko złamał opór dysydentów.

Jednak po tej przygodzie Kaarel był zdania, że powinni raczej pójść na zwiad w wersji full - wypas czyli unikać kontaktu w wszystkimi członkami plemienia o dziwnym slangu i koncentrować się na czytelnym przeciwniku czyli renegatach. Nie chciał mieć "swoich" na sumieniu a i obawiał się ewentualnych konsekwencji jakie mogli potem ponieść, zwłaszcza ich koledzy pozostawieni w bazie. A tak sytuacja była czysta. To też niejako tym bardziej pokierowało dalszymi ich działaniami. Bowiem plemieńców mieli wszędzie dookoła, w bazie, przed sobą i na linii walk. Jedyny pewnym miejscem gdzie ich nie powinno być... Było renegackie zaplecze... Które zresztą i tak leżało w centrum ich zainteresowania jeszcze przed wyruszeniem z bazy.

Po rozstaniu z grupką Yarni Kaarel spytał Chris'a czy nie byłoby dobrze ostrzec chłopaków w bazie przed tą hecą wśród miejscowych. Bo jako obcy byli szczególnie podatni na takie przebieranki jeśli tam też był taki rozłam.

Przez następne dwa dni to był chyba pierwszy i jedyny moment gdy mogli rozmawiać i czuć się w miarę swobodnie. Z perspektywy tych dwóch dób to prawie od razu weszli w rejon walk a więc zaczęli swój cyrk który oficjalnie nazywany był elegancką nazwą "przenikania linii wroga" a w praktyce był morderczą kombinacja sprintów, czołgania, zalegania w bezruchu, szukania kryjówek i kombinowania skąd wróg mógłby ich nie wypatrzeć. Wszystko to w trybie najwyższej koncentracji i czujności co było całkiem wyczerpujące jeśli się przedłużało. A przedłużało się bo w praktyce musieli minąć nie tylko główną linię walk ale i ich bezpośrednie zaplecze i to po obu stronach jeśli chcieli unikać kontaktu z niepewnymi Kago.

Po drodze mijali więc linie walk, które ogniskowały się o starcia na poszczególne domy i kompleksy. Walczono zażarcie od strychów po piwnice ale Kaarel mial wrażenie, że ich sojusznikom nie idzie zbyt dobrze. Przynajmniej tam gdzi ich mijali. Renegaci zdawali się mieć lepszy sprzęt, przewagę liczebną, lepszy sprzęt, lepszą organizację i lepszy sprzęt. To znacznie działało na ich korzyść. Fakt, że walki wciąż trwały był spowodowany tym, że Kago działali na znanym sobie terenie który wykorzystywali po mistrzowsku. Cadianczyk szedł o zakład, że mieli mentalność typowej milicji czyli poza terenem uznawanym za swój jako całość byli gówno warci i nawet te renegackie wypierdki by ich gdzie i kiedy indziej dość szybko rozjechały. No ale było własnie tu i teraz a walki wciaż trwały.

W końcu duecie imperialnych zwiadowców udało się zostawić za sobą główną linię walk i znaleźli się na zapleczu przeciwnika gdzie było nieco spokojniej. Żałował, ze nie mieli to jakiegoś obserwatora artyleryjskiego, na wprawne wojskowe oko plutonowego to widział tu cel za celem. Nic tylko stać i podawać koordynaty. No ale cóż, musieli działać tym co zabrali z bazy. I działali.



---



Walka z Tauroxem Prime



Natrafili na ulicę której renegaci używali do transportu zaopatrzenia i przemieszczania oddziałów. Na oko Kasrkina to było to czego szukali. Ulica była idealna. Dość długa, wąska, z zawalonymi wokół budynkami które zasypywały ją hałdami gruzów. Pojazdy musiały bardzo zwolnic by lawirować pomiędzy tymi hałdami. Piechota raczej też nie powinna po tym gruzie bez sensu się kręcić tylko zasuwać dolem po w miare płaskiej powierzchni. Do tego jeszcze ulica skręcała układając się mniej wiecej w literę "L" a na zakrecie ocalała kamienica była całkiem masywna i kilkupietrowa. Dawła więc ładny wgląd z góry na oba ramiona ulicy. Dzięki temu mieli dobry wgląd i pole ostrzały na ewentualnego wroga na dole jak i tego co by nadchodził z pomocą. Zdaniem plutonowego nie skorzystanie z takiego zaproszenia byłoby obrazą i kpieniem ze sztuki wojennej i dotychczasowego doświadczenia. Więc je wykorzystali.

Plan nie był zbyt finezyjny ale na inny nie mieli czasu. W kazdej chwili mogli się spodziewać wrogich sił więc należało się śpieszyć. Porozstawiali wiec trochę min przeciwpancernych, trochę przeciwpiechotnych, naszykowali granty krag i te zwykłe, Kaarel z lubością zamontował trochę zaostrzonych prętów, sprawdził kilka kryjówek i już dostał sygnał od chorążego o zbliżaniu się przeciwnika. No i jak zwykle, plutonowy preferował blizsze kontakty więc zaczaił się w kryjówce na dole. Zaś mający lepszy wgląd na całość sytuacji Chris ze swoim hellgunem pozostał na górze. Spodziewali się, że akcje zainicjuje wybuch którejś z min które tak pracowicie nastawiali. Tak też się faktycznie stało.

Kaarel ściśnięty w swojej jamie początkowo niewiele widział. Dlatego musiał się zdac początkowo na będącego na czujce Chris'a. Za to słyszał całkiem sporo. Słyszał potężniejacy łoskot gąsiennic i warkot mocnego silnika. Dlatego piechotę usłyszał dopiero z bliska. Przez moment jak zawsze w takich sytuacjach miał idiotyczne wrażenie, że go odkryją, choćby przypadkiem. Aby nie myśleć o takich głupotach skoncentrował sie na modlitwie.

Nagle z wąskiego pola widzenia jakie miał w swojej kryjówce zauważył trzęsące się pod wpływem drgań potężnej maszyny małe kamyki a zaraz potem zobaczył jej potężne gąsiennice. Dwie pary przednich i tylnych. Taurox Prime. Niezła zdobycz. Zaraz za maszyną mignęły mu nogi obstawiających ją renegackich żołnierzy. Kaarel odruchowo oblizał wargi. Na ich dwóch to naprawdę niezła zdobycz. Ale i ciężki orzech do zgryzienia póki nie był to wrak a renegaci trupami. Ale wierzył, Opatrzość i swoją misję no i wojenne szczęście.

Chwilę łoskot maszyny cichł gdy oddalała się od kryjówki plutonowego ale zaraz potem przez ulicę targnęła potężna eksplozja gdy mina przeciwpancerna zrobiła co do niej należało. Prawie od razu dały się słyszeć zaskoczone wrzaski bólu i strachu zołnierzy na zewnątrz. Kaarel dał im tylko moment gdy przez ulcię przeszedł błysk, huk wystrzału i przelciały odłamki gdy ze swej kryjówki cisnął w zaskoczoną grupkę pierwszy granat. Mający lepszy widok i rozeznanie Chris nie dał im nawet tyle czasu i jego atak zlał się prawie w jedno z wybuchem miny.

Pierwszy granat Cadiańczyk cisnął przeciwpiechotny by do reszt zdezorientować i osłabic osłaniającą pojazd piechotę i jego samego mieć na czysto. Z drugim już wyrwał się za jakiś załom i cisnął ku maszynie już krakowym. Przeleciał on łukiem nad powalonymi piechociażami z laskarabinami i wyladował na tylnej pace transportera. Niestety ku zgryzocie Gwardzisty zaczął się zsuwać po jej skosnej płaszczyźnie i co prawda wybychł zaraz potem ale już jak spadał a więc pojazd nie otrzymał pełengo uderzenia choć jeśli tam w środku ktoś jeszcze żył to pewnie dzwoniło mu w uszach teraz mocno.

Na ciśniecie kolejnego granatu nie pozwolili mu obrońcy. Pechowo dla Imperialnych z renegackiej piechoty podniosło się sprawnie może ze dwóch ale okazali się być nie w ciemię bici i otworzyli ogień do Kaskina. Kryli się za paką transportera byli więc skryci przed ogniem Chrisa który w tym czasie siał spustoszenie tam gdzie mógł sięgnąć swoim śmiercionosnym narzędziem. Kaarel więc został zmuszony do skrycia się i nastepny granat posłał już przeciwpiechotny.

Walka zaczęła się na dobre. Okazało się, że część piechociarzy przeżyła pierwszą falę ataku imperialnego duetu, zdaniem niepocieszonego Kaarela przezyło ich niezadowalająco dużo. Ale terz dały o sobie znać reszta zasadzki jaką na nich we dwóch przygotowali. Gdy próbowali schować się podobnie jak Kaarel na poboczu kóryś wpadł na minę przygotowaną na tę okazję. Mina przeciwpiechotna wyskoczyła na metr ukazujac się jako zamazana smuga po czym eksplodowała prawie w brzuchu schylonego do tej pory żołnierza. skumulowana fala uderzeniowa razem z chmarą odłamków przepołowiła go i poszybowała morderczym okregiem dalej. Wraz z nią udały się w podróż krwawa chmura kostnych odłamków jego kręgosłupa, żeber, miednicy, zawartości żołądka, jelit i nerek ochlapując ścianę transportera i swoich kolegów spreyem goracej, mokrej, żwawej czerwieni. Moment potem pozbawione nóg ciało opadło na zapylony gruz ladując tuż przy własnych nogach zaś mimo wszystko wciąż żywy żołnierz po pierwszym szoku i zakoczeniu zaczął się drzeć w niebogłosy przekrzykując nawet odgłos strzelaniny.

Po drugiej stronie pojazdu prawie jednocześnie któryś zsunął się po osuwisku kamieni i wpadł na przygotowane wcześniej przez Kasrkina zaostrzone pręty które przebiły mu nogi. Tez dołączył do wrzeszcącego kolegi choć był na tyle przytomny, że dorzucał jeszcze przekleństwa to prosząc i błagając kolegów by go wyciągnęli z dołu. Samemu, zwłaszcza z pocharatanymi nogami było to cholernie ciężkie, o czym sam się przekonał Cotant gdy wpadł do tego osuwiska podczas przygotowań i Chris musiał mu pomóc się wydostać. A wtedy jeszcze tam pretów nie było i nie był ranny w nogi. Właśnie dlatego uznał, że to świetne miejsce na taką niespodziankę. Zwłąszcza, że sterta pogiętych drutów czy prętów w tych ruinach nikogo nie dziwiła i nie budziła zastanowienia.

Te dwa wypadki skutecznie hamowały rozbieganie się na boki piechociarzy koncentrując ich nadal przy pojeździe. A własnie w tym worku ogniowym chcieli ich utrzymać jak najdłużej dwaj imperialni zwiadowcy. Tamci nie mieli wyjścia bo albo dostawali się pod ogień walcego z prozdu i z górnych kondygnacji Chrisa albo od tyłu ze szczytu gruzów Kaarela. Wiec mimo, że wciąż mieli przewagę liczebną i ogniową szybko ją tracili tak samo jak i swoje morale a stos renegackich KIA, z rozprutymi przez karelowe pociski lub wypalone przes chrisowy laser flakami powiększał się z każdą chwilą. Kaarel czuł, że są bliscy całkowitego rozgromienia wroga bo odstzeliwało się już tylko ze dwóch czy trzech piechociarzy gdy wówczas ich Pan, Patron i Ojciec postanowił poddać ich próbie.

Zauważył jakąś cmugę jaką oderwała się od pojazdu, moment później usłyszał jakieś "pop" i wraz z nią wybuchły granaty dymne. Teraz już wiedział co to było. System zasłony dymnej walnięty z pancerki. A więc ktoś tam się uchował! Zasłona miała sens tyle, że Cotant był już tak blisko, że działał w jej obrębie a Chrisowi z góry niewiele to przeszkadzało bo zasłona działała głównie na powierzchni gruntu.

Gorzej było, gdy Cadiańczyk zauważył, że lufa wieżyczki unosi się ku górze. - Chris! Uważaj! - krzyknął ostrzegawczo przerywajac ostrzał wroga i szykując kolejny krakowy granat przeklinając w duchu, że nie załatwił sprawy od razu za pierwszym razem.

- Widzę! - usłyszał krótką odpowiedź a zaraz potem minigun zaczął jazgotac swoim wysokim jekiem zalewając kamienice na górzę strumieniem ołowiu. Pociski szarpały wgryzajac się w starożytne mury szatkując je bezlitośnie. Wystarzyła chwila czy dwie skumulowanego ognia by niczym małe piranie przegryźć się przez ścianę. Zaś wyrzutnik łusek prawie z takim samym strumieniem zasypywał cała okolicę pojazdu gorącymi łuskami. Prawie tez od razu pojawił sie jasny, rzadki dym który gęstniał od rozrzewających się pracujących mechanizmów broni.

To jednak plutonowy objał rzutem oka szykujac granat. Jednak okazało się, że solidna, imperialna konstrukcja, nawet uszkodzona ale wciąż nie zniszczona skrywa więcej niespodzianek. Nagle boczne drzwi otworzyły się i zaczęli z nich wyskakiwać wrodzy żołnierze! Karskin momentalnie pojął plan przeciwnika. Minigun zdjął im przynajmniej chwilowo z głowy jednego napastnika a on przerywają ostrzał dla sięgniecia po granat dał im niezbędny moment na wykonanie najbardziej niebezpiecznego momentu wyskakiwania z pojazdu. Zaraz też rzucili się albo za zasłony, albo otworzyli ogień albo przygotowywali własne granaty. Stuacja się momentalnie odwróciła i teraz on był pod ostrzałem!

By go uniknąć skrył się za załomem i cisnął już odbezpieczonym krakiem na na pamięć. Złapał za karabin i runął na oslep w dół gruzwiska ku jamie z której zaczynał akcję scigany nadlatującymi wrogimi granatami. Ledwo się wcisnął a te już opadły pośród gruz, ich turlający się klekot zlał się w jeden odgłos z wciąż obsypującymi się po jego biegu kamieniami. Zaraz potem wybuchły zasypując okolice falą uderzeniową i odłamkami. Kasrkin w swojej jamie był całkiem bezpieczny ale nie mógł tu zostać bo była ślepa. A wiedział, ze przeciwnik nie widząc jego ciała na pewno zacznie "trzepać" okolicę szukając go. A, że jama była właściwie jedyna kryjówka na tyle bliską, żeby zdążyć się schować to by go tu znaleźli na pewno. Ledwo więc przebrzmiał odgłos stalowego gradu uderzającego w gruz, nim się jeszcze rozwiał dym z eksplozju plutonowy czmychał już ze swojej jamy próbujac ujść przeciwnikowi.

Przez osuwający się gruz i prawie z oddechem wroga na karku biegło zdawało mu się, że biegnie cholernie wolno. Jednak zdążył w ostaniej chwili bo gdy znikał zw jakiejś zakurzonej, ciemnej futrynie bzyknęły wokół niego pierwsze promienie lasera gdy wroga piechota dotarła do szczytu hałdy na której się pierwotnie chował.

Sytuacja się posypała kompletnie. Chris był pod ostrzałem miniguna który blokował mu prawie całą ścianę a więc i szybki powrót do walki. On sam był scigany przez piechociarzy którzy po momencie krzysu odzyskali werwę. Co więcej minęli teren z atrakcjami jakie przygotowali dla nich zwiadowcy bowiem nie mieli ani czasu ani środków by zabezpieczyć więcej niż bezpośrednią okolice pułapki. No i na koniec chyba do tych dupków dotarło, że walczą z zaledwie dwoma strzelcami co tym bardziej dodało im animuszu. Teraz Kaarel żałwoał, że nie ma z nimi reszty chłopaków. Razem by już pewnie dawno ich wykońćzyli skoro we dwóch z Chrisem trzymali ich w szachu tak długo. Jakby byli całą drużyną to by te palanty zaraz po wyskoczeniu dostały się pod ogień reszty oddziału a i granat ktoś by zdążył rzucić. No ale reszty chłopaków nie było a oni byli we dwóch i to jeszcze rozdzieleni. przez wroga.

Zdaniem Kaarela zrobili co mogli, teraz należało ujść z życiem i się nawzajem odnaleźć. Wtedy ewentualnie sie porozważa nad dalszymi opcjami choć odpuścić juz prawie całkowicie rozbitemu przeciwnikowi jakoś mu się nie uśmiechało. Zwłaszcza, że przed chwilą całkowite zwyciestwo zdawało się tak blisko!

~ A pierdolę! Spróbuję jeszcze raz... ~ agresywna i ryzykancka natura znów dała o sobie znać. Biegąc jakimś korytarzem przyszykował kolejny granat. Zatrzymał się i odrzucił go ku poscigowi. Ten poleciał w głąb a potem zaczą wesoło zeskakiwac po schodach klatki schodowej ską ddoszły go zaskoczone i ostrzegawcze okryki pościgu. Zaraz potem nastąpiła eksplozja. Zgadywał, że o ile nie byli kompletnymi fajtłapami to dali radę zwiać więc wracajac już z powrotem ku rozwalonek klatce schodowej szykował kolejny. Pierwszy miał skurwysynom pokazać, że nie grają z jakimś szmaciarzem i na pewno nie jakąś bierną ofiarą. W duchu zaś odliczał 3... 2... brał juz zamach gdy zauważył ruch i z dołu wyskoczyło małe, metaliczne jajeczko i potoczyło się pod ścianę. - O skur... - krzyknął odruchowo gdy zorientował się, że wpadli na ten sam pomysł. Wściekły i przestraszony cisnął swój granat w dół i dał nura do pomieszczenia obok. Ledwo upadł na podłoge z korytarza dobiegł go kolejny huk o deszcz odłamków. Na szczęscie większosć fali uderzeniowej poszła po osi korytarza a to co przeszło nad nim wział na siebie jego kochany pancerz. Zaś odłamki miały za słabą moc by przebić się przez ściany a to co poszło rykoszetem, dzięki łasce Imperatora, nie trafiło go lub też utknęło w pancerzu. Ale w uszach dzwoniło mu już nieźle.

Z dołu jednak doszły go jęki rannych i stłumione przekleństwa. Tamci najwyraźniej też nie spodziewali się kolejnego granatu i zbieżnych pomysłów. Kaarel usmiechnął się mściwie. Gdyby miał jeszcze jeden granat to byłaby świetna okazja by go posłać na dół i dobić cholerników. A tak trzeba było sprawę załatwić inaczej. Dalszą egzystencję zawdzięczał tylko dzięki ponadprzeciętnemu refleksowi.

Wstawał własnie na nogi gdy zza drzwi wpadł na niego facet z pistoletem i monoszablą w dłoni. Od razu rozpoznał oficera. Za kurwy nędzy nie zdążyłby wbiec po schodach tak szybko więc musiał być na nich juz podczas wybuchu. Pewnie chciał wpaść zaraz po eksplozji ich granatu i ewentualnie dobić napastnika nawet jeśli przeżył wybuch. Miało sens.

Wrogi oficer strzelił do Kaarela z bliska ale ten już się schylał dając jednoczesnie kroka w bok, inaczej wiązka lasera trafiła by go prosto w pierś. Nie zdążył ani się wyprostować ani unieść karabinu gdy facet ponowił atak tym razem szablą. Plutonowy nie mając szans się wyprostować przed drugim atakiem zanurkował i puścił się szczupakiem już na ziemi robiąc przewrót i lądujac na nogach. A, że wylądował tuż przy drzwiach dał za nie susa choć na chwilę odrywając się od przeciwnika. Pozwoliło mu to sięgnąć po własny pałasz ale nic więcej. Oficer wypadł z przejścia zaraz potem więc plan by go zdzielić ostrzem w bebech jakby przez nie wychodził spalił na panewce. Mając jednak broń w ręku Kaarel od razu poczuł się znacznie pewniej i sam zaatakował wroga zmuszając go do obrony. Dość szybku idało mu się chwycić wolną ręką tę ramię z pistoletem więc uniemożliwiał tamtemu strzelanie.

Mocowali się tak chwilę, sapiac i stękając z wysiłku gdy ramie mierzyło się z ramieniem, wola z wola a determinacja z determinacją. Ku zaskoczeniu Kasrkina czuł, że przeciwnik jest niesamowicie silny i tak na tępą siłę to w końću go nie utrzyma. Postanowił zaryzykować.

Bez ostrzeżenia nagle puścił własne ostrze i wolną ręką uderzył przeciwnika w pierś łapiąc go od razu za chabet. To razem z wcześniejszym naporem na nadgarstek przeciwnika spowodowało, że ten odruchowo się cofnął o krok by nie stracić równowagi. Przez ułamek sekundy osłabiło to jego opór wobec Gwardzisty ale na to on własni czekał. Nie zamierzał go wiecej pchac czy próbowac przewracać. Nagle pociągnął go do siebie obracając się jednoczesnie woół własnej osi ale nie puszczał więc przeciwnik zaskoczony tą nagłą zmiana balansu poleciał do przodu. Już w locie już w tej chwili bezwładne ciało zostało łatwo odwrócone tak, ze upadał na plecy. A kaarelowe kolano prawie razem z nim wbiło mu się w żołądek przygniatając go do posadzki. Lewa ręka wciąż trzymała ramię przeciwnika z tym pistoletem zas prawa trafiła tamtego pięścią w twarz, krtań i jeszcze raz w twarz dajac czas na sięgnięce po bagnet i definitywne wykończenie sprawy.

- Hiuhhh... Ku chwale Imperium i Imperatora! - odetchnął z ulgą ciężko dysząc ze zmeczenia nad wciąż rzężącym w agonii wrogim oficerem. Przez moment naprawdę było gorąco ale widocznie Bóg - Imperator uznał w swej mądrosci, że ten gwardzista jeszcze mu się przyda.

Jako trofeum zabrał czapkę tego zabitego oficera. No i granaty jakie znalazł oczywiście. Wykończenie poranionych wczesniej granatem piechociarzy było juz dosć proste. Wrócił ostrożnie Tauroxowi wciąż rokracznemu na drodze gdzie spotkał się wreszcie z Chrisem który też uwinął sie już ze swoją częścią roboty. Razem z bliska mogli obejrzeć pobojowisko.

Okazało się, że o dziwo radiostacja pojazdu wciąż działa. Widząc to Kaarel nie mógł się oprzeć pokusie. - Hej Chris... - rzekł z diabelskim uśmiechem jak zawsze gdy szykował kumuś jakiegoś psikusa. - Pownerwiamy ich? - rzucił wesoło. Chwycił za radiostację i myślał chwilę po czym odezwał się w głośnik. - Hej, hej, hej, wypierdki z 47-go?! Jak wam idzie dostawanie łupnia od miejscowych brudasów? - rzekł wesoło tonem towarzyskiej pogawędki z kumplem z baru. - Tu w imieniu Imperialnej Gwardii i Kasrkinów pozdrawia was plutonowy Kaarel Cotant! Tak, ten sam co wam załatwił parę dni temu waszego snajpera! Dokładnie ten! Obecnie chciałem was poinformować, że spodziewane wsparcie w postaci wyczekiwanego Tauroxa Prime wraz z jego wesołą brygadą ulegnie opóźnieniu. Opóźnienie może niestety ulec zmianie... - rzekł teraz dla odmiany oficjalnym tonem znanym z jakiś dworców czy portów kosmicznych. -... Gdyż wpadł w moje ręce... Czekacie na inne posiłki? Chcecie się wycofać? Przegrupować? Może ewakuować rannych? Albo po prostu czekacie na dostawę żarcia? Walcie śmiało! Czekam tu na was! Nie jestem wybredny i zajmę się kazdym z was tak samo troskliwie! rzekł z parodiując ton troskliwej serdoczności kończąc ze swojej strony transmisję. Uznał, że takie gierki w eterze w połączeniu z tą akcją na zapleczu mogą się ładnie kumulować. Teraz jednak był czas stąd spadać.


---



Drugi dzień i powrót



Potem już tak spektakularnych akcji nie mieli co nie oznaczało, że się nudzili czy odpoczywali. Zwłaszcza noc mieli pracowitą bo dzięki swoim multiwzjerom i skradajkowym sztuczkom z jednej strony oraz naturalneej tendencji do przygasania walk i chęci złapania oddechu z drugiej strony aż się prosiło by to połączyć w mordercze kombo. Noże, saperki, miny na ściezkach i drogach, zaszlachtowani wartownicy, granaty wrzucane do obozowisk, osrzelana z ciemnosci pogoń znaczyły szlak przejscia obydwu zwiadowców. Było ich tylko dwóch. Ale wrogim żołnierzom zdawali się być wszędzie. Ciemność nocy zdawała się być tożsama ze śmiercią od noża, nadlatującego granatu, czy odnalezienia zaszlachtowanego kumpla któego sie mijało przed chwilą. Ci którzy dali radę mimo to spać mieli spokój ale pozostali nerwowo czekali świtu jak wybawienia. Na terenie na którym operował "nocny koszmar" żołnierze wroga wstali nerwowi i zmęczeni i nawet jeśli w świetle dnia ich strach przybladł a słońce wsparte rozkazami oficerów i podoficerów było w stanie go zagłuszyć to jednak nie wyplenic całkowicie.

Drugi dzień walk pokazał, że walka wchodzi w krytyczna dla obu stron fazę. Z jednej strony Kago wciąż się cofali i generalnie od wczoraj oddali już całkiem sporą połac terenu ale nadał walczyli, ginęli ale nie poddawali się. Z drugiej renegaci już nie mieli takiej przewagi liczebnej a zniszczenie przez Gwardzistów Tauroxa oraz przez komando plemoenców Manticory zniwelowało wpływ ich ciężkiego wsparcia. Dało też o sobie znać zmęczene walką, zniechęcenie brakiem szybkiego sukcesu, zażartością oporu no i chaosem zasianym na zaleczu.

Chris i Kaarel przystąpili do rzezania kogo się dało na zapleczu. Wiedzieli, że jeśli centrum Kapitolu zostanie zodbyte to ich towarzysze znajdą się w niebezpieczeńśtwie a oni sami nie zostaną właściwie sami w tym spustoszonym mieście. Liwkidowali pojedynczych żołnierzy i mniejsz egrupki. Większe obrzucali granatami, ostrzeliwali i dawali dyla nim zdążono zorganizować jakąś sensowniejszą kontrę. Momentami współpracowali z plemieniem Kago jak wtedy gdy próbujący wycofać się przed ich kontratakiem renegaci wpadli na zastawione przez nich miny i dostali pod ich ostrzał wywołując połoch.

Pod koniec drugiego dnia walka wreszcie miała się ku końćowi. Renegaci odpuścili i wycofali się. Zdrajcy Kago zostali zliwkidowani. Para imperialnych zwiadowców i harcowników mogła wreszcie wrócić do ich zaimprowizowanej bazy. Siłą rzeczy wrócili jako jedni z ostatnich bowiem mieli największy kawał drogi do pokonania. - Kurwa... Będę spał przez tydzień... - mruknął jedno z pierwszych zdań po przywitaniu z niewidzianymi od dwóch dób kamratami. Czuł się wykończony, zwłaszcza psychicznie bowiem długotrwałe przebwanie we wrogim środowisko wymagało stałego czuwania i gotowości co było sprzeczne z ludzką naturą. Karskin temu podołał częściowo dzięki własnym cechom charakteru ale głónie dzięki treningowi. Teraz jednak gdy już było po wszystkim najchętniej polazłby do swojego wyra i zrobił co zapowiedział.

Ale tak naprawdę radość z przeżycia walki i ponownego scalenia z chłopakami z oddziału była tak wielka, że i tak by chyba nie dał rady zasnąć. No i widział, że i porucznik, pod okiem Titusa wygląda już znacznie lepiej niż go zostawiali i maszyny pod sprawnym ramieniem Azula również. To cieszyło serce i oko zołnierza. Może było ciężko ale wszyscy razem przetrwali to a wróg został odparty. Zostawało jeszcze złożyć raport porucznikowi ze swojej dwudniowej eskapady. Dopiero potem mógł się nagadać mniej oficjalnie i oczywiście pochwalić swoim nowym trofeum, tym razem w postaci oficerskiej czapki renegatów.

Dopiero potem jak już odespał swoje, pierwsza radość minęła a wokół odbywała się ta dziwna ceremonia przprowadzana przez Kago i ich czterorękiego szefa sprawiła, że humor mu stopniowo rzedł a zaczynało się przypominać wszystkie wątpliwości jakie budziło w nim do tej pory to plemię. Ogólnie jakby Dave postanowił stąd spadać wcale by nie miał nic przeciwko.
 
Pipboy79 jest offline