Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 05-02-2015, 18:42   #686
Jaracz
 
Jaracz's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputację
Nagash…

Pradawne zło, które istnieje od zarania dziejów, od pierwszych ludzkich cywilizacji z dalekiego południa. Galvin aż usiadł z wrażenie, kiedy zdał sobie sprawę w jak piekielnie nieogarnialną dla niego i towarzyszy sprawę się władowali. Jak bardzo byli bezsilni wobec takiego zła. Kim bowiem byli, aby móc coś zdziałać przeciw takiej potędze. Już wcześniej sądził że Bragthorne przerasta ich siły, ale szybkie działanie o odpowiedniej porze pozwoli na niedopuszczenie do jego powtoru.
Teraz zaś… teraz zaś Galvin sam nie wiedział co ma czynić.
- Tak. Koledzy twojego syna opowiedzieli nam o paru sprawach i jego dziwnym zachowaniu, które eskalowało od paru miesięcy. - rzekł piwowar, skupiając się na tym, aby dzikie myśli nie zawładnęły jego umysłem do końca - Kazrik grał w kości u Siwego Zębacza. Raz bardzo dobrze mu szło, więc zapożyczył się u Gafara na sto złociszy. Ale przegrał. Jego kumple spłacili dług, kiedy się dowiedzieli… chcieli w ten sposób zrobić prezent dla dziecka Kazrika. - Galvin pomasował skroń - Tak czy tak… mógłbyś nam powiedzieć kim jest Gafar?

Kapłan na chwilę zamyślił się. Potarł dłonią o swoją długą brodę, i nabił ponownie fajkę:
-Gafar jest właścicielem Siwego Zębacza, a także miłośnikiem gier, zakładów i wszystkiego co może przynieść zysk. Chciwy, ale mający swoje zasady. Ludzie nazwali by go lichwiarzem, lub kimś podobnym do niego. Żyje z pomyłek innych - odparł.

-[i] Zauważyliśmy też dość dziwną poszlakę. Mianowicie wszyscy trzej górnicy mieli dłonie bardzo styrane pracą. Kazrik natomiast choć zrzędliwy nie uchylał się od obowiązków. Jak go widzieliśmy natomiast dłonie miał dokładnie doczyszczone.

-Zapewne strażnicy pozwolili mu się umyć. Nie jesteśmy barbarzyńcami, tym bardziej, że jest moim synem. Zapewne z szacunku do mnie, dali mu taką możliwość.. - odpowiedział po chwili Jordi.

- Pewnie tak. Było coś jeszcze… ponoć popadał ostatnio w stany depresyjne i mówił dużo, że życie jest bez sensu, że żyją wszyscy pod butami swoich żon i takie tam narzekania. Przy tym tamtego wieczoru powiedział, że pomodli się za “biedne i smutne życia” swoich towarzyszy.

Kapłan spoważniał,a potem roześmiał się by po chwili przeprosić za swój “wybuch”:
-Wybaczcie, ale Kazrik i modlitwa. Widzicie, gdyby nie Gael to by jego stopa w świątyni nie stanęła podczas ślubu. Niestety mój syn miał wiele przywar, a jedną z nich była jego niechęć do Bogów i modlitw. Ostatni raz widziałem go, bardzo dawno temu i to też nie w świątyni, a przed gdzie czekał na mnie. Tak więc..faktycznie dziwne to..A wiadomo do kogo miał się modlić to niby dokładnie ? - zapytał.

- Mamrotał coś ponoć o czerni i smutku. I że jest wolny, w przeciwieństwie do towarzyszy, pomimo że ma żonę, dlatego przed wyjściem na szybko wypił dwa kolejne kufle. Z tego co mówił Gnarok po drodze z karczmy do domu Kazrika jest świątynia Grungniego, Valayi i Gazula.

-Nie wiem. Naprawdę nie wiem. Musicie zapytać go. W dwóch ostatnich świątyniach z tego co mi wiadome, nigdy nie był.. Dlatego tak cieszyłem się, gdy Gael powiła syna. Liczyłem, że chociaż wnuk, będzie podobny do mnie - odparł ze smutkiem
Piwowar poklepał kapłana po ramieniu, aby okazać mu wsparcie, jednak, kiedy przemówił jego słowa były skierowane głównie do towarzyszy.

- Teraz kiedy wiemy więcej możemy już coś zdziałać. Trzeba nam porozmawiać z Kazrikiem, może trochę wytrzeźwiał, sprawdzić czy nie widziano go w pobliżu którejś ze świątyń, oraz pójść do Siwego Zębacza wziąć na spytki Gafara. Trzeba by też w Czarnym Rogu rozpytać się czy ktoś nie interesował się Kazrikiem przed całym tym incydentem. Czasu mamy niewiele, tropów jest kilka. - niestety Galvin zdawał sobie sprawę, że jego obecność byłaby bardzo korzystna w każdym z tych miejsc jednak nie mógł być we wszystkich na raz.

Trzeba było rozważnie podzielić drużynę do tych zadań. Resztki optymizmu Lotara wyparowywały z każdą sekundą. Nie miał pojęcia, jak pomóc synowi Jordiego. Wierzył, nie da się ukryć, że Kazrik był pod wpływem Czerwonej Damy, ale dowodów na to nie miał i nie spodziewał się, by któryś z krasnoludów uwierzył w coś takiego. Przede wszystkim żaden z krasnoludów nie spotkał się z Czerwoną Damą, a nawet gdyby zechcieli w uwierzyć w Damę, to zapewne twierdziliby, że krasnoludy są zbyt... twarde, by dać się omotać jakiemuś widmu, a jak na razie to był jedyny argument przemawiający na korzyść Kazrika. A do tych problemów doszła jeszcze wizja powrotu Wielkiego Nekromanty... Sigmar, ponoć, poradził sobie kiedyś z poprzednim wcieleniem Nagasha, ale raczej żaden z nich nie wyglądał na Sigmara...
Mamy przechlapane, pomyślał.
- Ja mogę iść wszędzie - powiedział Lotar - ale nie ukrywam, że prowadzenie śledztwa niezbyt mi wychodzi. W takim razie najlepiej by było, gdybym się wybrał do świątyni. Najpierw Grungiego, a w razie czego do tych pozostałych dwóch. To, że tam nie bywał nie oznacza, że akurat nie zmienił zdania.

W pierwszej chwili Wolf chciał mruknąć że to bzdury. Nagash był przecież postacią z legend. Myśl że mógł przeżyć, a przede wszystkim przetrwać walkę z samym Sigmarem była… możliwa w świetle ostatnich wydarzeń. Z żalem, smutkiem i przerażeniem, rycerz uświadomił sobie w jak wielkie bagno wdepnęli - a przecież wiedza o tym z kim naprawdę walczą, dopiero zaczęła się zagnieżdżać w ich świadomości. Jeśli w istocie to Wielki Nekromanta był ich przeciwnikiem, a Bragthorne jedynie sługą, mierzyli w coś co ich przerastało. Na szczęście Wolf był też człowiekiem sceptycznym. Dlatego naraz postanowił sobie nie popadać w panikę, a rozwiązać jeden problem zanim zabiorą się za drugi. Mercuccio był problemem, którym mogli się zająć zdejmując głowę nowego barona z jego fałszywych barków.
Rycerz po chwili zauważył, że nerwowo pociera palcami o siebie i natychmiast przestał. Skupił się na rozmowie z kapłanem.
- Pójdę do Kazrika. Chcę spojrzeć na niego i zadać kilka pytań. Youviel pójdzie ze mną. Galvin, rozmowa z Gafarem może należeć do tych cięższych. Wolałbym żebyś ty ją poprowadził. Weź ze sobą Laurę. Gomez, ty pójdziesz z Lotarem i Karlem do świątyni. Jeśli macie inne propozycje, mówcie. Zważcie jednak że nie mamy dużo czasu.

Youviel w milczeniu słuchała słów kapłana, dopóki nie padło imię nekromanty. Nie znała tak dobrze dziejów ludzi, ani z kim ich bóg niegdyś walczył. Jednak imię Nagash znała dobrze. Opowieści o niegdyś pokonanym lecz wciąż budzącym grozę złu, były żywe w kulturze leśnych elfów. Historie przekazywane z ust do ust jako nauki starszych klanu zapadły bardzo dobrze w pamięć kobiety. Twarz elfki wykrzywił grymas wyrażający coś pomiędzy niedowierzaniem a niezadowoleniem. W milczeniu dusiła złość patrząc tylko groźnie dookoła. Taka wieść, nawet jeśli niepewna, była poważna i wracanie do spraw przyziemnych jak syn kapłana drażnił kobietę. Patrzyła wrogo to na kapłana, to na Galvina i na koniec na Wolfa. Głupi śmiertelnicy.

Na krótki moment niedowierzanie odebrało fanatyczce mowę, wyciskając powietrze z płuc niczym solidny cios młota. Dłoń odruchowo spoczęła na rękojeści broni, a po plecach przeszedł zimny dreszcz. Kobieta znała aż za dobrze imię przeklętego maga, aspirującego do miana boga. Nie raz i nie dwa czytała o jego losach, zamknięta w kamiennej celi podczas czuwania... w innym miejscu i innym życiu. Od tamtego czasu wiele się zmieniło, ba! Mogła pokusić się o stwierdzenie, że zmiany dotknęły dosłownie wszystkiego, co znała i pamiętała, lecz zakorzeniona głęboko w sercu i umyśle nienawiść pozostała.
- Panie, zmiłuj się - wyszeptała pod nosem. Strach powoli ustępował, wypierany przez wściekłość. Wiec o to od samego początku chodziło.
Naraz jej ciałem wstrząsnął śmiech, twarz ozdobił zły uśmiech. Uniosła głowę, spoglądając na każdego z obecnych, a w czarnych oczach zapłonął ogień.
- Jestem ciekawa, czy TO też uda się wam beztrosko zignorować - ochrypły głos rozszedł się po pomieszczeniu. - Tyle, że tym razem problem nie zniknie, jeśli odwrócimy się do niego plecami, a wręcz przeciwnie. Naszym obowiązkiem jest działać.

- No to działaj, kurwa, i nie pierdol o działaniu i obowiązkach. - warknął piwowar - Masz plan? Masz pomysł co zrobić? Jedziesz do Baronii zatłuc Mercuccia, czy od razu pod Wrota? A może łapiesz statek do Arabii? Proszę bardzo w całym porcie kilka się znajdzie. - Galvin machnął ręką gdzieś w bliżej nieokreśloną stronę - Proszę, podziel się swoją błyskotliwą strategią, chyba że jak zwykle tylko kłapiesz paszczą, którą wykrzywiasz jak dupa do srania, kiedy tylko możesz.
Nie na żarty komentarz Laury wkurzył Galvina. I nie była to kwestia, że jej nie ufał. Tylko tego, że w tej chwili jedyne co mogli na pewno zdziałać to wypełnić swoją obietnicę wobec Jordi’ego.
- Jeżeli masz coś konstruktywnego do przedstawienia to przedstaw. Jeżeli nie, to racz zamilknąć. Wszyscy wiedzą naprzeciw kogo stajemy i jak bardzo wobec niego jesteśmy bezsilni. Potrzebujesz rozdzierania szat i zawodzenia, żeby to do ciebie dotarło? - dodał na koniec z ponurym wyrazem twarzy.

- Jesteś kurwa głuchy, czy upośledzony? Stawiam na to drugie, skoro tak bulgoczesz i unosisz sie dumą. - Kobieta machneła lekceważąco dłonią, spoglądając z góry na krasnoluda. Przed oczami stanął jej obraz stosu z krzyżem pośrodku i płonąca wioska pełna zweglonych ciał. Odpuściła, bo nie mieli czasu. Szkoda, że pokurcz nie potrafił schować swoich zachcianek głeboko w buty i zrobić tego, co konieczne, zamiast tego, co chciał. - Nie jestem aż tak ślepo zapatrzona w siebie, żeby nie dostrzegać, kto i co jest naszym priorytetem, ale jeśli chcesz dalej życ w swoim małym, ciasnym świecie iluzji - twoja wola. Gdybyś naprawdę zdawał sobie sprawę, kim jest nasz wróg, nie brandzlowałbyś sie nad gówno wartymi problemami... A nie, czekaj. Przecież marnowanie tutaj czasu nie jest bezsensowne. Wszystko ma sens, jeśli zamieszany jest w to ktoś z twoich kamratów, albowiem tylko khazadzkie sprawy godne są uwagi, na resztę można wyłożyc metr chuja z jajami do kompletu. Nie ma nic bardziej konstruktywnego, niż siedzenie w tej zaplutej twierdzy. Mercuccio by ci przyklasnął. Szkoda jedynie, że on akurat nie jest po naszej stronie.

- Skończcie te przepychanki - powiedział Lotar. - Jak się skończy ta zabawa, możecie się nawet pozabijać, ale na razie dajcie sobie spokój. I tak dzisiaj nigdzie nie ruszymy, więc możemy załatwiać dwie sprawy naraz. Jakby nie było, chodzi o naszych sojuszników, prawda? A nuż się okaże, że coś złego się dzieje wśród krasnoludów? Co będzie jeśli się okaże, że to nie był jedyny taki przypadek? W końcu sami nie damy sobie rady ze sprawą Nagasha.
- Nadal czekam na jakąś kontruktywną myśl ze strony Laury. Póki co jedyne na co się zebrała to histeria i plucie jadem. Zero produktywności, zero działania… zero pożytku z takiego pieniacza jak ona. - odparł krasnolud - Tak samo zero zorientowania co zostało obiecane, co miało miejsce w strażnicy, co miało miejsce pod wrotami i co ma miejsce tutaj. Sigmar dłonią twarz zasłania z zażenowania. - warknął Galvin i zwrócił się do reszty - To że Mercuccio dostanie za swoje to już pewne. To że trzeba nam wrócić do wrót i potwierdził słowa szaleńca też jest pewne. Z miejsca nie zrobimy nic, trzeba nam się odpowiednio do tego przygotować i wyposażyć, a możemy to zrobić jednocześnie pomagając komuś kto wyświadczył nam przeogromną przysługę udostępniając teksty, które nas oświeciły odnośnie całej sprawy. Sam Czcigodny też z pewnością nie zachowa tej wiedzy dla siebie i niedługo będzie o tym wiedział także Król, a z czasem reszta władców krasnoludzkiej domeny, co w dalekiej konsekwencji będzie dla nas potężnym wsparciem. Sprawa nas przerasta, ale jeżeli będziemy jak ogary pędzić za zwierzyną pozostając ślepi na to co jest w koło wróg schwyta nas w polu, otoczy i wybije. Zero pożytku przyniesie takie działanie, a samymi chęciami nic nie zdziałamy. - rzekł Galvin z uczuciem i dodał - A jak ktoś chce mi wyskakiwać jeszcze z lekcją historii kim był Nagash to niech, kurwa, najpierw zda sobie sprawę że ten zdechnięty panek musiał swoje hordy przeprowadzić przez ziemie krasnoludów. Niech też sobie, kurwa, zda sprawę, że większa część jego wojsk rozbiła się o krasnoludzkie twierdze, i niech sobie, kurwa, zda sprawę, że Sigmar sam jeden tej wojny nie wygrał, tak jak nie wygrali sami ludzie i nie wygrały same krasnoludy.
Rozejrzał się po sali z gniewnym spojrzeniem.
- Ktoś ma coś jeszcze do dodania?

- Tak jak i w przeszłości, tak i teraz Bracie mamy wspólnego wroga. - powiedział ze spokojem Karl - Jedynie wspólnym wysiłkiem powstrzymamy jego powrót, lecz najpierw musimy namierzyć tych którzy ten powrót wspierają i ich słusznie przesłuchć jak na heretyków przystało.

- Czyli jednak jesteś upośledzony, gdyby ktoś miał wątpliwości. - Laura zaklaskała w dłonie, krecąc z pogardą głową - Widzisz, jak ktoś jest głupi i jak chce by głupi, nie powinien używac religii, zasłaniac nią swojej ignorancji. Nie moją rolą jest uświadamianie głupców, którzy nawet nie zadają sobie tyle trudu, by słuchac co sie do nich mówi, tym bardziej nie zamierzam sie powtarzac, bo ktoś łeb z dupą zamienił w przekonaniu o własnej mądrości, choc droga to daleka nie była. - parskneła. Bogowie, już Lothar miał wicej rozumu, ale czego spodziewac sie mogła po brodatym pokurczu, prócz pieniaczki i przekonaniu o własnej nieomylności? Los czasem bywa złośliwy. Wiecej nie zamierzała wdawac sie w żadne dyskusje. Raz, że dalsza wymiana zdań nie miała sensu poza urąganiem własnej godności, a dwa - dośc już stracili czasu na zbdnym pieprzeniu. Była jedynie ciekawa w którym momencie i na kim odbije sie to marnotrastwo.

- Nie kłóćmy się o historię, religię i pieniądze - stwierdził cyrulik - Nie znając wersji drugiej strony tylko rzucimy się sobie do gardeł, a właśnie tego chcą nasi wrogowie. Mamy cel i skupmy nasze siły na nim. Podziały zostawmy na boku

Elfka z posępną miną słuchała wymiany bełkotu. Nic odkrywczego sobie nie powiedzieli. Poparzona kobieta odwróciła się na pięcie zostawiając skaczącą sobie do gardeł parkę.
- Dostaliście swoje zadania - powiedziała głośno i oschle przed wyjściem. Wolf chciał pójść i porozmawiać z Kazrikiem? Dobrze, no to niech idą teraz. Zdenerwowana elfka zostawiła otwarte drzwi nie czekając aż tamci skończą. Ludzie, khazady psia ich mać.

- Galvin idź z Karlem - rzekł w końcu Wolf - [i]Laura dołączysz do Gomeza i Lotara. Dowiedzcie się jak najwięcej w temacie Kazrika. Nie chcę na razie słyszeć o Nagashu. Jeden problem na raz. Kazrik. Mercuccio. Nagash.[i] - potoczył wzrokiem po zebranych - Ochłońcie i skupcie się na obecnym zadaniu. Najdalej w dniu po Drugim Szpuncie chcę stąd wyjechać w kierunku baronii. Jednak im szybciej się tym zajmiemy tym lepiej. Mercuccio nie będzie czekał.
Po tych słowach kiwnął Jordiemu głową na pożegnanie i wyszedł. Nie był pewien czy wieczorem zobaczy ponownie wszystkich towarzyszy. Miał jednak nadzieję, że zostawią własne animozje na boku. Rozumiał tych którzy dawali upust swoim emocjom. Osobiście jednak wolał przegryźć nowe rewelacje związane z nekromantą sam, w ciszy. Każdy radził sobie z tym tak jak umiał.
 

Ostatnio edytowane przez Jaracz : 05-02-2015 o 18:44.
Jaracz jest offline