Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-02-2015, 12:08   #18
psionik
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
Wicher w żaglach, spiętrzone fale i perspektywa zamorskiej przygody wystarczyły aż nadto, by wprawić Vade’a w doskonały nastrój. Gdy tylko usłyszał zaczątki szant, sam ochoczo przyłączył się do chóralnych śpiewów, a nawet zaintonował jedną z nich. Wkrótce jednak pojawił się tajemniczy podwodny cień i załoga ucichła. Całe szczęście skończyło się na paru minutach strachu, gdyż zniknął równie niespodziewanie jak się pojawił. Gdy księżyc zalśnił wysoko na niebie, a w oddali zamajaczyła linia brzegowa, Vade poczuł dreszcz ekscytacji. Kolejny nieznany ląd czekał na swego zdobywcę. Za każdym razem, gdy przybywał w nowe miejsce, towarzyszyło mu to niesamowite odczucie.

Za pomocą szalupy dobili do brzegu, gdzie od pierwszych chwil towarzyszyła im śmierć. Ohydne nieumarłe ptaszysko prędko zostało odesłane do sześćset sześćdziesiątej szóstej warstwy Otchłani, a oni mogli przystąpić do działania.
- Sprawdźmy port. Mam wrażenie, że znajdziemy tutaj jakieś wskazówki, a może nawet kogoś, kto nie zamienił się w żywego trupa - mówiąc to Vade wskazał na najbliższe zabudowanie i dając przykład ostrożnie ruszył w tamtym kierunku.

Nim na dobre poczuli suchy ląd pod stopami, ich tajemniczy artefakt postanowił zmienić tragarza. Nie obyło się przy tym bez gromady pań lekkich obyczajów płynących wartkim strumieniem z ust zaklinaczki, kiedy okrągłe ciężkie draństwo przygniotło jej stopę. Gdy już powściągnęła język i zdała sobie sprawę z tego, co się stało, w pierwszym momencie Meriel osłupiała, takiego obrotu spraw się bowiem nie spodziewała. Zaraz potem jednak, jak gdyby nigdy nic, chwyciła tajemniczy przedmiot w dłoń i z nonszalanckim uśmiechem na ustach rzuciła:
- No to wygląda na to, że teraz moja kolej - po czym zapakowała artefakt ostrożnie do swojego plecaka.

Zachowanie artefaktu wprawiło elankę w niemałe zaskoczenie, nie straciła jednak inicjatywy. Podobnie jak setki lat wcześniejl kiedy ratowała swe życie, tak i teraz jej umysł pracował na najwyższych obrotach. Zamknęła o czy i wysłała świadomość na poszukiwanie.
- Nic. - Słowa wypowiedziała na głos, jednak nie zwracała się do nikogo poza sobą.

Karnax od wydarzeń w ładowni i przeszukania statku większość czasu spędził w kajucie. Jego bezpośredniość nie przypadła do gustu kapitanowi ani nawet drużynie. Z braku innych zajęć postanowił poświęcić resztę rejsu teoretycznym rozważaniom na temat magii, spisując kilka własnych spostrzeżeń i pomysłów. O tym, że trupy wrzucono do łodzi, którą cumowano i o tym, że olbrzymie, tajemnicze monstrum przepłynęło pod statkiem dowiedział się od towarzyszy przypadkiem, podczas kilku krótkich spacerów, by rozprostować kości i dać odpocząć oczom. Żałował że tego ostatniego nie miał okazji widzieć na własne oczy.
Gdy podróż dobiegła końca i stanęli na pomoście, był po prostu zadowolony. Zawsze wolał podróż lądem. Nawet opustoszały port i dwa martwe ptaszyska, co ich zaatakowały, nie były w stanie zepsuć mu dobrego samopoczucia. Co innego nasuwający się wniosek, jaki los mógł spotkać mieszkańców wyspy i jakie to komplikacje ich czekają. Dręczyło go też pytanie, co te zwłoki animuje. Ciekawe wydarzenie z kulką nie dziwiło go szczególnie, możliwe, że towarzyszki miały jakieś sekret przed drużyną, którego nie chciały ujawnić, a dotyczył on tajemniczego artefaktu.
-To co, ruszamy do wioski? Jakieś pomysły, przemyślenia, ustalenia?- spytał Karnax kompanię, obserwując kto teraz będzie przenosił kulę. Trochę się też dziwiąc pojedynczemu słowu jakie wypowiedziała elanka.

- Pomysły?- Algow zmierzył Karnaxa zimnym jak stal spojrzeniem- Mam nadzieję, że się mylę, ale mi to wygląda na to, że jakieś złe bóstwo postanowiło zamanifestować swoją obecność na tej nieszczęsnej wyspie. Tyle wywnioskowałem obserwując te dwie mewy. Obym się mylił. Jeśli mam rację, to dalsza porcja kłopotów czeka nas, gdy odwiedzimy wioskę. Mam nadzieję, że górnicy przeżyli. Pan Crommwel chyba będzie się musiał pożegnać z planami wydobywczymi na tej wyspie. Będziemy mieli szczęście, jeśli ktoś z nas przeżyje i mu o tym zamelduje. Dalej jesteście ciekawi moich myśli?
Kapłan uśmiechnął się cierpko i wyjął zza pasa buzdygan. Poprawił także tarcze. Przygotowany na najgorsze ruszył z wolna pomostem ku wiosce.

Od pozbycia się trupów ze statku, aż do wieczora, z pominięciem chwil grozy spowodowanej pojawieniem się lewiatana, Jagan spędził na opalaniu się, odpoczynku, piciu i grze w kości. Gdy tylko słońce zaszło, mężczyzna zszedł pod pokład, gdzie mógł w spokoju odpocząć i zebrać myśli. Trochę martwił się trupami, wolałby żywych przeciwników o wewnętrznych organach podatnych na uszkodzenie. Jeśli za brakiem dostaw stała nekromancja, mężczyzna będzie musiał bardzo uważać.
Gdy schodzili na ląd, pożegnał się z kapitanem, prosząc by ten nie podpływał zbyt blisko.

Cała sceneria wyspy wyglądała po prostu irracjonalnie. Nie podobało mu się dosłownie nic. Ani fakt, że artefakt zaczął działać, ani dwie martwe mewy, a w szczególności to, że Vade ruszył na szpicy.
- Nie pozwólcie mi powstać jako coś takiego - powiedział grobowym tonem patrząc na truchła ptaków.

Port był całkowicie opuszczony, jednak nie było to wcale aż tak dziwne, biorąc pod uwagę porę. Pomost prowadził na plażę i w stronę żurawia ze strażnicą. Vade wyszedł na czoło badając budynek. Być może słowo strażnica było zbyt wygórowane, bo mowa tu o wysokiej na kilka metrów drewnianej ażurowej konstrukcji z bali o kamiennym fundamencie. Na parterze znajdowało się niewielkie biurko i dwa krzesła, prawdopodobnie tutaj ktoś, kiedyś robił notatki o dobrach wyjeżdżających z Ferrbeth, zajmował się odprawami i tym podobnym. Obecnie jednak pomieszczenie było puste. Podobnie sytuacja miała się z pomostem widokowym, na który prowadziła drabinka. Na samotnym stoliku na górze leżała tylko przybita do blatu mapa wyspy, w zasadzie niezbyt różniąca się od tej wręczonej przez Cromwella.

Jedyną korzyścią zbadania strażnicy był widok na południową część Ferrbeth. W głównej mierze była to oczywiście dżungla zakończona dwoma, bliźniaczymi szczytami, jednak dalej na północ dało się dostrzec światła ognisk prawdopodobnie dochodzących z wioski. Nie wiadomo było co i kto rozpaliło ogień, ale coś rozpaliło na pewno. Dawało to jako taką nadzieję na zastanie w niej czegoś żywego. Martwi w końcu nie mieli w zwyczaju palenia ognisk…?

Skoro już spenetrowali strażnice i nie znaleźli nic ciekawego Karnax, przyjrzał się bliżej przybitej mapie. Zwracał uwagę na drobne różnice z ich mapą, chociaż spodziewał się że pewnie nic nie znaczyły. Po chwili wahania i jeśli było to możliwe oderwał rysunek wyspy starając się jak najmniej go przy tym uszkodzić i schował do szat. Ta mapa mogła mu się jeszcze przydać.

- Panie Vade, jeśli panu życie miłe, pozwoli pan, że to ja będę szedł na zwiad. - powiedział, Jagan, który bezszelestnie wszedł do strażnicy. W przeciwieństwie do szlachcica, pół-Shou wszedł po ścianie budynku.
- Podróż w nocy może nie być najlepszym pomysłem. Przeszukajmy strażnicę i ruszajmy z samego rana, gdy szarówka pozwoli nam lepiej widzieć i uśpi czujność strażników. - zasugerował - Kilka godzin przed świtem to najgorszy czas na warte, ludzie są najbardziej zmęczeni. Dodatkowo, nie wchodziłbym do wioski, bo nie wiemy, w jakim stanie są tam ludzie. -

Na parterze budynku, w zawalonej gratami skrzyni znajdującej się pod biurkiem, Jagan znalazł kilka ksiąg z wpisami odnośnie statków, ładunków i w zasadzie wszystkiego, czego mógł potrzebować. Pamięć Laury była statkiem, który śmiało zajmował ponad dziewięćdziesiąt procent raportów, większość z nich posiadała ten sam wzór - wpłynął pusty, wypłynął z ładunkiem od pięćdziesięciu, do stu pięćdziesięciu ton żelaza. Czasami zdarzała się notatka o tzw. żelazie wyższego gatunku, jednak uwagę asasyna przykuł jeden, powtarzający się raz na miesiąc/dwa wpis odnośnie tego akurat statku.

Cytat:
Pamięć Laury - wpłynął z ładunkiem do portu drugiego; wypłynął z ładunkiem stu ton żelaza
Port ten tutaj nie wygądał na coś, co posiadało port, a nawet dok drugi. Inna rzecz, że przy okazji tego akurat wpisu ładunek żelaza zawsze był taki sam. Być może miejscowi, o ile ktoś z nich żyje, będą potrafili rzucić odrobinę światła na ten wpis?

Reszta wpisów koncentrowała się na przywozach nowych pracowników, przy czym nie było ani jednego wpisu o kimkolwiek wypływającym z Ferrbeth. Jeden poszczególny wpis przykuł uwagę Jagana, traktował on o ekipie archeologów siedzących na wyspie około tygodnia.

- Czekać do rana? Jest to jakiś plan.- odezwał się nieproszony Algow - Istotnie po ciemku nasze działania mogą być utrudnione. Ja nie mam nawet lampy. Jeśli mamy tu nocować to ja uwalę się gdzieś na górze. Obudźcie mnie na moją wartę.
Co powiedziawszy udał się na piętro strażnicy, gdzie rozłożył posłanie i zaczął ściągać zbroję.

- Proszę przodem, mości Jaganie - Vade zgodził się z towarzyszem, który zdecydowanie lepiej nadawał się do roli zwiadowcy.
Strażnica prędko rozczarowała szlachcica, gdyż poza malowniczym widokiem nie zapewniła żadnych ciekawych odkryć. Z drugiej strony, po spotkaniu z mewami, brak wiadomości był dobrą wiadomością.
Tropikalny charakter wyspy szybko dał się we znaki warstwowo odzianemu bardowi. Kiedy padła propozycja postoju, przystał na nią. Wykorzystał przerwę do zrzucenia kamizeli i marynarki. Zwinął je i wcisnął do plecaka. Nawet w nocy parność i wysoka wilgotność powietrza stanowiły pewne wyzwania dla kogoś o czysto chondackich korzeniach.
- Jeżeli nic nie stoi na przeszkodzie, wziąłbym pierwszą wartę - zaoferował się.

- Skoro tak, to ja zajmę się studiami. - Awiluma bez wahania zgodziła się na propozycję Vade’a i od razu dla potwierdzenia swych słów przywołała magiczną księgę.
- Panowie wybaczą, ale czy któryś z was zabrał może latarnię czy lub inne miłe oczom źródło światła?
- Ta-dam! - zanucił Vade, a nad głową Awilumy rozbłysła magia.
- Wyłącz to natychmiast! - syknął Jagan - To światło widać z daleka! - mężczyzna powstrzymał się przed użyciem wobec nieroztropnego szlachcica niecenzuralnych słów i przemocy. Następnie wyjął z plecaka mały cylindryczny przedmiot zawinięty szczelnie w czarny materiał. - To jest źródło światła, ale skorzystaj z niego w taki sposób, żeby światło nie wydostało się przez okna - powiedział podając zawiniątko czarodziejce.
Vade zmrużył lekko oczy, po czym jednym machnięciem ręki odprawił zaklęcie: - Proszę - odparł.
Elanka z wdzięcznością przyjęła zawiniątko jednak nie powstrzymała się od drobnego uszczypliwego komentarza.
- Sadzisz, że jeśli kogoś interesują przybysze, to nie zauważył statku? Chyba trochę przesadzasz Jaganie, ten kto odpowiada za cały… burdel na wyspie i tak już pewnie o nas wie. Ukrywanie się sprawi nam tylko kłopoty, ale nie sądzę, by coś zmieniło. - Po chwili dodała już tonem bardziej pojednawczym. - Zrobię jednak jak chcesz i postaram się czytać tak, by światło nie było łatwe do zauważenia.
- Statek jest nieoświetlony i mimo wszystko z dala od brzegu - próbował się bronić Jagan - poza tym, dopóki ktoś nie będzie wypatrywać statku w zatoce nie będzie wiedzieć o nim, a już na pewno nie będzie wiedzieć, gdzie podziała się załoga. Palenie światła w strażnicy może zostać zauważone z bardzo daleka. Wolę dmuchać na zimne, szczególnie, jeśli cała wieś i kopalnie są siedliskiem nieumarłych. -
- W takim razie, wystawmy podwójne straże. Myślę, że dopóki nie znamy sytuacji nie byłoby to pozbawione sensu - powiedział Vade.
- Dobrze, to wy się wystawiajcie, a ja poczytam. Przyda mi się kilka czarów. - Elanka nie miała chwilowo głowy, by myśleć o tym, czego tak bał się Jagan, bardziej interesowało ją zachowanie kuli i dziwna aura wyspy.
- Usiądź na górze, obserwuj i nasłuchuj. - poradził mu Jagan.
-Ja wiem, zwlekając trochę ryzykujemy życie tutejszych mieszkańców… chyba… Lecz niechaj będzie, ja na statku wypocząłem. Nie potrzebuję dużo snu. Mogę pełnić wartę, chociaż żaden ze mnie przepatrywacz. W ciemności nie wiele widzę, ot mogę jedynie komuś towarzyszyć by zareagować na najgorsze. Gdzie mam się usadowić? Parter czy pomost?- Dodał Karnax, czekając na jakąś radę od towarzyszy. Trochę dziwił go ten postój, po co było w takim razie opuszczać statek nocą.
-Panienko Awilumo, wcześniej na pomoście, kiedy kula stała się materialna dla Meriel nagle skomentowałaś całą sytuację, dziwnym stwierdzeniem… nic... O co chodziło?- Spytał elankę czarodziej. Podszedł jednak na tyle blisko i był na tyle cichy by jego pytanie nie zwróciło uwagi reszty drużyny.
- Gdyby to było istotne podzieliłabym się wrażeniami. - Oderwana od księgi była zdecydowanie nie w sosie. - A teraz jeśli pozwolisz… - Uniosła księgę by zademonstrować co robi, w końcu on jako mag powinien zrozumieć jak denerwujące jest gdy przerywa się medytacje.
[i]-Wybacz Milady, nie chciałem przeszkadzać.-[i/] Odpowiedział szybko Karnax, trochę zbity z tropu oschłością psioniczki. Wsunął ręce do kieszeni i pośpiesznie udał się na doradzone mu miejsce warty.

Jagan tymczasem skrył się w głebi wieży i usiadłwszy na krześle wyjął z kieszeni mały kamyczek. Ten, który udało mu się wykraść z martwego ciała w Telflammie, zanim ciało dosłownie rozpłynęło się w powietrzu. Przyglądał się dziwnemu znalezisku, starając się zrozumieć, do czego mógł służyć.
 
psionik jest offline