Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-02-2015, 13:27   #619
Gob1in
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Przetopione sadło niedźwiedzia nie było zbyt dobrym paliwem do lampy. Płomyk był niewielki, a przy tym nieco łoju należało wpierw roztopić, by w ogóle lampę dało się zapalić. Później płonęła już sama, ale ilość emitowanego światła była wręcz żałosna. Ot płomyczek coby nie siedzieć w kompletnej ciemności. Nadał się jedynie do oznaczenia miejsca obozowania, ale płonące ognisko z resztek ekwipunku pobitych wrogów zupełnie przytłaczało ten wątły płomyk. Będzie za to w sam raz, gdy ogień wygaśnie.

Dzięki zaradności Thravarssona wkrótce mieli nowy zapas pochodni. Z braku porządnych materiałów były one koślawe niczym orkowe kulasy, ale lepsze takie, niż żadne. Do tego Kyan zajął się też patroszeniem ubitego przez Fulgrimssona gada. Grundi z kolei niestrudzenie dłubał szczypcami w kolczych pancerzach, a w miarę postepu prac znaleźna kolczuga stawała się coraz mniejsza. Chcąc zachować chociaż trochę materiału do naprawy własnego pancerza Detlef musiał zwyczajnie zabrać kawałek i wrzucić go między swoje graty.

Mięso niedźwiedzia i węża zostało poporcjowane i upieczone nad prowizorycznym ogniskiem. Przynajmniej sprawa żywności została na jakiś czas załatwiona. Gorzej było z wodą - po prostu musieli zdobyć jej chociaż trochę jak najszybciej, zanim osłabną zupełnie. Dziwne są ścieżki, którymi los prowadzi - jeszcze całkiem niedawno mieli serdecznie dość wody, a teraz oddaliby wiele za choćby jeden łyk.

Pierwsze warty, w tym Thorvaldssona, minęły spokojnie. Obudziwszy Kyana zdjął z siebie pancerz, wsunął do ust gorący jeszcze kawałek pieczonego niedźwiedzia i przeżuł go ze smakiem. Żałując, że nie może przepłukać gardła orzeźwiającym chmielowym napitkiem ułożył do snu.

Obudziło go szarpanie. Ktoś zatkał mu usta! Dłoń Detlefa bezwiednie sięgnęła po sztylet z pazura bestii z Twierdzy Skaz. Szczęśliwie nim zadał cios rozpoznał znajomą gębę. To był Thravarsson!
- A idź w cholerę... - wymamrotał. Ten jednak nie dawał za wygraną i gadał coś o czającym się w mroku przeciwniku. - Dobra... już... - sapnął i podniósł się ciężko łypiąc oczami dookoła. Na razie nic nie próbowało go zabić, więc ruszył budzić Grundiego, Dorrina, Thorina i Ergana. Pomny swojej reakcji poza ręką na ustach druga chwytała również za ramię, by nie narazić się na zbyt nerwową reakcję któregoś z budzonych. W międzyczasie hałas obudził też Dirka i Hurana. Pozostałych Detlef nie budził - ich stan uniemożliwiał im czynny udział w walce.

Zhufbarczyk postanowił nie pozostawiać wrogowi szansy na odesłanie go do sal przodków i zaczął przywdziewać skórzany, a następnie kolczy pancerz. Trwało to niemiłosiernie długo, ale reszta w tym czasie nie próżnowała i obstawiała podejrzany tunel. Gdy skończył, Kyan wręczył mu pochodnię i kuszę wywołując pewną konsternację Thorvaldssona - jak do cholery miał strzelać, skoro w jednej łapie trzymał płonącą żagiew? Sam Thravarsson ruszył do wylotu korytarza i szukał śladów bytności wroga.

Detlef gestem przywołał Grundiego i podeszli do Kyana. Nasłuchiwali i wypatrywali ruchu w ciemnym jak dupsko orka tunelu, ale nic nie spostrzegli. Czyżby wartownikowi tylko się przewidziało? Po dłuższej chwili, gdy Thravarsson zakończył bezowocny obchód jaskini polecił wszystkim wrócić na miejsca i udawać sen. Kyan miał wypatrywać kolejnych ruchów tego, kto krył się gdzieś w tunelach dochodzących do jaskini. Rozważał też przeniesienie obozu do ślepego korytarza na południowym wschodzie - zawsze łatwiej bronić jednej flanki.

Pojawiły się jednak sprzeciwy co do jednego i drugiego wariantu.
- Po ki chuj robić z siebie przynętę? Mało mamy rannych? Skorośmy sie już pobudzili to właźmy na górę i tam dokończmy odpoczynek, a nie śpimy na środku skrzyżowania jak jakieś pojeby. - Rzucił Grundi, a reszta mu przytakiwała. Thorin dorzucił opinię, że włażenie do ślepego tunelu nie da oddziałowi szansy na wycofanie się w razie kłopotów.


Thorvaldsson postanowił uporządkować działania. Oznajmił, że podejmą próbę wspięcia się na górę - tu patrzył wymownie w stronę Khaidar - ale nie mogą zapominać o sprawach bezpieczeństwa. Rozdzielił warty - czujki miały wypatrywać wszelkich oznak zbliżającego się wroga i poinstruował Khaidar co ma robić, po dotarciu na górę. Pięćdziesiąt, a może nawet sześćdziesiąt stóp wspinaczki po orkowych linach - nawet dla zdrowego i wypoczętego krasnoluda to było duże wyzwanie. Ronagaldsdottir zdecydowała się jednak spróbować.

Entuzjazm grupy szybko został ostudzony - sama Khaidar odpuściła dopiero po kolejnej porażce z rzędu. Najwyraźniej rany przeszkadzały bardziej, niż była skłonna przyznać. W końcu siadła na zadku i ponuro patrzyła przed siebie dysząc niczym machina parowa.
- Nie dam... rady... - wydusiła z siebie, choć trudno jej było przyznać się do porażki.

Niespodziewanie do liny podszedł Thravarsson. Pociągnął kilka razy, jakby testując mocowanie, po czym zaczął zrzucać z siebie cały zbędny ekwipunek. W końcu został w samej koszuli i spodniach, a za broń mając tylko sztylet w cholewie buta. Pierwsze próby poszły podobnie, jak poprzedniczce, ale w końcu zwiadowcy udało się wspiąć znacznie wyżej. Będąc niemal na szczycie lina wyślizgnęła mu się z jednej ręki i zawisł trzymając się drugą. Okupił to nieprzyjemnym chrupnięciem w boku i falą bólu, która przeszła jego ciało. Połamane wcześniej żebra i kości szczęki z pewnością nie ułatwiały zadania. Dyszał ciężko i próbował skupić resztki sił, które mu zostały.

Kyan dotarł do krawędzi otworu i próbował uchwycić się skały. Nie zdołał jednak zawisnąć i znów spadł niżej. Krew z otartych dłoni znaczyła miejsca, gdzie dotykał liny. Ostatnia próba. Thravarsson spiął się i wybił do góry, jednak nie uchwycił krawędzi otworu i zaczął spadać. Rozpaczliwa próba chwycenia się liny również spełzła na niczym. Wśród obserwujących z dołu towarzyszy rozłegło się ciche westchnienie - już wiedzieli czym się to zakończy. Kyan spadł z wielkiej wysokości na stos orkowych trupów i leżał powykręcany pomiędzy nimi nie dając znaku życia.

Pierwszy podbiegł Thorin. Po chwili, w czasie której nikt nie odezwał się słowem, zawołał: - Żyje! Wyjdzie z tego! - To była dobra wiadomość, chociaż azulskie kopalnie ponownie osłabiły zdolność bojową oddziału.
Ilu jeszcze... - pomyślał thazor.

Odważny Thravarsson był wciąż nieprzytomny i pod stałą opieką Alriksona. Nie będą mogli się stąd ruszyć, zanim nie stanie na nogach - praktycznie nie było komu go nieść. W pewnej chwili Thorin zaproponował, by spróbować wykonać drabinkę sznurową wykorzystując do tego orkowe liny zwisające z góry. Thorvaldsson przytaknął, jednak zdawał sobie sprawę, że potwierdzenie skuteczności tej metody zajmie sporo czasu. Dlatego postanowił rozdzielić oddział i wraz z Khaidar sprawdzić południowo-zachodni tunel. Grundi dostał wolną rękę w zakresie pozostałych khazadów i miał zdecydować, czy na czas prac nad przeprawą na wyższy poziom pozostaną na miejscu, czy też wycofają się do ślepego tunelu.

Nie tracÄ…c czasu Detlef i Khaidar wyruszyli na zwiad.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline