Przetopione sadło niedźwiedzia nie było zbyt dobrym paliwem do lampy. Płomyk był niewielki, a przy tym nieco łoju należało wpierw roztopić, by w ogóle lampę dało się zapalić. Później płonęła już sama, ale ilość emitowanego światła była wręcz żałosna. Ot płomyczek coby nie siedzieć w kompletnej ciemności. Nadał się jedynie do oznaczenia miejsca obozowania, ale płonące ognisko z resztek ekwipunku pobitych wrogów zupełnie przytłaczało ten wątły płomyk. Będzie za to w sam raz, gdy ogień wygaśnie.
Dzięki zaradności Thravarssona wkrótce mieli nowy zapas pochodni. Z braku porządnych materiałów były one koślawe niczym orkowe kulasy, ale lepsze takie, niż żadne. Do tego Kyan zajął się też patroszeniem ubitego przez Fulgrimssona gada. Grundi z kolei niestrudzenie dłubał szczypcami w kolczych pancerzach, a w miarę postepu prac znaleźna kolczuga stawała się coraz mniejsza. Chcąc zachować chociaż trochę materiału do naprawy własnego pancerza Detlef musiał zwyczajnie zabrać kawałek i wrzucić go między swoje graty.
Mięso niedźwiedzia i węża zostało poporcjowane i upieczone nad prowizorycznym ogniskiem. Przynajmniej sprawa żywności została na jakiś czas załatwiona. Gorzej było z wodą - po prostu musieli zdobyć jej chociaż trochę jak najszybciej, zanim osłabną zupełnie. Dziwne są ścieżki, którymi los prowadzi - jeszcze całkiem niedawno mieli serdecznie dość wody, a teraz oddaliby wiele za choćby jeden łyk.
Pierwsze warty, w tym Thorvaldssona, minęły spokojnie. Obudziwszy Kyana zdjął z siebie pancerz, wsunął do ust gorący jeszcze kawałek pieczonego niedźwiedzia i przeżuł go ze smakiem. Żałując, że nie może przepłukać gardła orzeźwiającym chmielowym napitkiem ułożył do snu.
Obudziło go szarpanie. Ktoś zatkał mu usta! Dłoń Detlefa bezwiednie sięgnęła po sztylet z pazura bestii z Twierdzy Skaz. Szczęśliwie nim zadał cios rozpoznał znajomą gębę. To był Thravarsson! - A idź w cholerę... - wymamrotał. Ten jednak nie dawał za wygraną i gadał coś o czającym się w mroku przeciwniku. - Dobra... już... - sapnął i podniósł się ciężko łypiąc oczami dookoła. Na razie nic nie próbowało go zabić, więc ruszył budzić Grundiego, Dorrina, Thorina i Ergana. Pomny swojej reakcji poza ręką na ustach druga chwytała również za ramię, by nie narazić się na zbyt nerwową reakcję któregoś z budzonych. W międzyczasie hałas obudził też Dirka i Hurana. Pozostałych Detlef nie budził - ich stan uniemożliwiał im czynny udział w walce.
Zhufbarczyk postanowił nie pozostawiać wrogowi szansy na odesłanie go do sal przodków i zaczął przywdziewać skórzany, a następnie kolczy pancerz. Trwało to niemiłosiernie długo, ale reszta w tym czasie nie próżnowała i obstawiała podejrzany tunel. Gdy skończył, Kyan wręczył mu pochodnię i kuszę wywołując pewną konsternację Thorvaldssona - jak do cholery miał strzelać, skoro w jednej łapie trzymał płonącą żagiew? Sam Thravarsson ruszył do wylotu korytarza i szukał śladów bytności wroga.
Detlef gestem przywołał Grundiego i podeszli do Kyana. Nasłuchiwali i wypatrywali ruchu w ciemnym jak dupsko orka tunelu, ale nic nie spostrzegli. Czyżby wartownikowi tylko się przewidziało? Po dłuższej chwili, gdy Thravarsson zakończył bezowocny obchód jaskini polecił wszystkim wrócić na miejsca i udawać sen. Kyan miał wypatrywać kolejnych ruchów tego, kto krył się gdzieś w tunelach dochodzących do jaskini. Rozważał też przeniesienie obozu do ślepego korytarza na południowym wschodzie - zawsze łatwiej bronić jednej flanki.
Pojawiły się jednak sprzeciwy co do jednego i drugiego wariantu. - Po ki chuj robić z siebie przynętę? Mało mamy rannych? Skorośmy sie już pobudzili to właźmy na górę i tam dokończmy odpoczynek, a nie śpimy na środku skrzyżowania jak jakieś pojeby. - Rzucił Grundi, a reszta mu przytakiwała. Thorin dorzucił opinię, że włażenie do ślepego tunelu nie da oddziałowi szansy na wycofanie się w razie kłopotów.
Thorvaldsson postanowił uporządkować działania. Oznajmił, że podejmą próbę wspięcia się na górę - tu patrzył wymownie w stronę Khaidar - ale nie mogą zapominać o sprawach bezpieczeństwa. Rozdzielił warty - czujki miały wypatrywać wszelkich oznak zbliżającego się wroga i poinstruował Khaidar co ma robić, po dotarciu na górę. Pięćdziesiąt, a może nawet sześćdziesiąt stóp wspinaczki po orkowych linach - nawet dla zdrowego i wypoczętego krasnoluda to było duże wyzwanie. Ronagaldsdottir zdecydowała się jednak spróbować.
Entuzjazm grupy szybko został ostudzony - sama Khaidar odpuściła dopiero po kolejnej porażce z rzędu. Najwyraźniej rany przeszkadzały bardziej, niż była skłonna przyznać. W końcu siadła na zadku i ponuro patrzyła przed siebie dysząc niczym machina parowa. - Nie dam... rady... - wydusiła z siebie, choć trudno jej było przyznać się do porażki.
Niespodziewanie do liny podszedł Thravarsson. Pociągnął kilka razy, jakby testując mocowanie, po czym zaczął zrzucać z siebie cały zbędny ekwipunek. W końcu został w samej koszuli i spodniach, a za broń mając tylko sztylet w cholewie buta. Pierwsze próby poszły podobnie, jak poprzedniczce, ale w końcu zwiadowcy udało się wspiąć znacznie wyżej. Będąc niemal na szczycie lina wyślizgnęła mu się z jednej ręki i zawisł trzymając się drugą. Okupił to nieprzyjemnym chrupnięciem w boku i falą bólu, która przeszła jego ciało. Połamane wcześniej żebra i kości szczęki z pewnością nie ułatwiały zadania. Dyszał ciężko i próbował skupić resztki sił, które mu zostały.
Kyan dotarł do krawędzi otworu i próbował uchwycić się skały. Nie zdołał jednak zawisnąć i znów spadł niżej. Krew z otartych dłoni znaczyła miejsca, gdzie dotykał liny. Ostatnia próba. Thravarsson spiął się i wybił do góry, jednak nie uchwycił krawędzi otworu i zaczął spadać. Rozpaczliwa próba chwycenia się liny również spełzła na niczym. Wśród obserwujących z dołu towarzyszy rozłegło się ciche westchnienie - już wiedzieli czym się to zakończy. Kyan spadł z wielkiej wysokości na stos orkowych trupów i leżał powykręcany pomiędzy nimi nie dając znaku życia.
Pierwszy podbiegł Thorin. Po chwili, w czasie której nikt nie odezwał się słowem, zawołał: - Żyje! Wyjdzie z tego! - To była dobra wiadomość, chociaż azulskie kopalnie ponownie osłabiły zdolność bojową oddziału. Ilu jeszcze... - pomyślał thazor.
Odważny Thravarsson był wciąż nieprzytomny i pod stałą opieką Alriksona. Nie będą mogli się stąd ruszyć, zanim nie stanie na nogach - praktycznie nie było komu go nieść. W pewnej chwili Thorin zaproponował, by spróbować wykonać drabinkę sznurową wykorzystując do tego orkowe liny zwisające z góry. Thorvaldsson przytaknął, jednak zdawał sobie sprawę, że potwierdzenie skuteczności tej metody zajmie sporo czasu. Dlatego postanowił rozdzielić oddział i wraz z Khaidar sprawdzić południowo-zachodni tunel. Grundi dostał wolną rękę w zakresie pozostałych khazadów i miał zdecydować, czy na czas prac nad przeprawą na wyższy poziom pozostaną na miejscu, czy też wycofają się do ślepego tunelu.
Nie tracÄ…c czasu Detlef i Khaidar wyruszyli na zwiad.
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... |