Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 06-02-2015, 23:07   #4
Umrzyk
 
Umrzyk's Avatar
 
Reputacja: 1 Umrzyk jest jak klejnot wśród skałUmrzyk jest jak klejnot wśród skałUmrzyk jest jak klejnot wśród skałUmrzyk jest jak klejnot wśród skałUmrzyk jest jak klejnot wśród skałUmrzyk jest jak klejnot wśród skałUmrzyk jest jak klejnot wśród skałUmrzyk jest jak klejnot wśród skałUmrzyk jest jak klejnot wśród skałUmrzyk jest jak klejnot wśród skałUmrzyk jest jak klejnot wśród skał

- Psik! Idź sobie. Sio stąd, zarazo! - w pokoju był kot. Sumire dokonała tego wiekopomnego odkrycia na godzinę przed świtem, próbując obrócić się na bok. Nic z tego, bestia ani myślała się ruszyć. Nie, żeby w kwaterach Czwartego Oddziału wolno było trzymać koty, regulamin precyzował to dość jasno. Żadnych zwierząt. Ciężkie westchnienie zakłóciło ciszę. Zamknęła oczy. Policzyła do trzech. No jasne, Halucynacja. Potwór ani myślał zniknąć, wczepiony pazurami w kołdrę dokładnie na brzuchu Shinigami. Pełne oburzenia miauknięcie - bo jak to, jak śmie go budzić? Jakim prawem? - podziałało mobilizująco. Dziewczyna zerwała się z łóżka. Zachowała równowagę, uniknęła upadku i do wtóru syków Halucynacji pozbierała się do pionu. Tego kota tu przecież nie było. A gdyby akurat zwidział się większej grupie, to się po postu mówiło o Halucynacji zbiorowej. Kociątko przywleczone z Rukongai przez któregoś z oficerów wyrosło na paskudnego, czarnego kota, który panoszył się po kwaterach i sporadycznie straszył pacjentów. Bo czarne koty przynoszą pecha, tak? Nie bardzo wiedziała, o co chodzi akurat z tym przesądem, ale coś takiego przecież było. Na oślep zapaliła światło. Wystarczyła chwila, by kocisko wymknęło się przez uchylone drzwi, najwyraźniej niezadowolone takim stanem rzeczy. Zwężona źrenica prawego oka powoli przystosowywała się do zmiany w oświetleniu. Druga pozostała niezmienna, w takich chwilach proteza wypadała nienaturalnie. Oceniła spojrzeniem opłakany stan pokoju, przypominając sobie przebieg wczorajszego wieczoru - po kąpieli była zbyt śpiąca, żeby chociaż zasunąć za sobą drzwi, o sprzątaniu nie wspominając - a wcześniej pili przecież za zdrowie jednego z żołnierzy, w końcu się żenił. A jeszcze wcześniej było to co zwykle, czyli kupa pracy. Inwentaryzacja magazynów. Myśl o raporcie, który niezbyt składną stertą spoczywał na biurku, obok całej masy zaświadczeń o tym, co i w jakiej ilości pobrano z magazynu, a co powinno się w nim znajdować, wywołała u dziewczyny szczerą rozpacz. Kolejne westchnienie, tym razem bezgłośne. Lubiła swoją pracę. Naprawdę lubiła. To była spokojna, niekłopotliwa robota. Tylko tym razem ni cholery nic się nie chciało zgadzać, czyli pewnie trzeba będzie raz jeszcze przejrzeć zapasy. Cztery skrzynie środków opatrunkowych nie mogły ot tak sobie zniknąć. Trzysta ampułek z środkiem zwiększającym krzepliwość i przyspieszającym produkcję krwi nie rozpłynęło się nagle w powietrzu. A w papierach ani słowa na ten temat. Najchętniej wróciłaby do łóżka, zakopała się pod kołdrą i zapomniała o całej sprawie, przecież było wcześnie. Zapatrzyła się na pogniecione, leżące na podłodze ubrania. Zebrała się w sobie. Dziesięć minut minęło jej na metodycznym przywracaniu pomieszczenia do porządku. Dziesięć kolejnych na podobnych staraniach, tym razem w odniesieniu do siebie. Rozczesać włosy, bo przez noc już przeschły. Przebrać się w czyste ubrania. Nałożyć makijaż - prosty bo prosty, ale przecież być musi. Trochę dłużej zamarudziła nad lustrem, wpatrując się w swoje odbicie. Lewe oko, zastąpione protezą, teoretycznie było w porządku. Tylko teoretycznie. Skrzywiła się, spojrzała raz jeszcze, po czym zakryła je przepaską. Tak lepiej. Jeszcze srebrna bransoletka, składająca się z trzech splecionych łańcuszków, którą zapięła na prawej ręce i zabiegi dobiegły końca. Zanpakutou, z którym obeszła się z odrobinę większym szacunkiem, przytroczone do pasa. Podeszła do biurka, pozbierała raport i zamknęła go w osobnej teczce. Posegregowała pozostałe papiery, w końcu trzeba to jeszcze przekazać Chinatsu - to siódma oficer będzie się martwić, co z tym fantem zrobić dalej.

[...]

Przekazała raport i dwie - teraz już starannie ułożone - sterty papierów w ręce zwierzchniczki, której przypadło dowodzenie ich grupą. Podział obowiązków w Czwartej Dywizji był specyficzny, oddział dzielił się na mniejsze grupy wysyłane później do poszczególnych zadań, a te przecież nie ograniczały się wyłącznie do opieki nad pacjentami. Jako dziewiąta oficer Kanehira nie stała w hierarchii wysoko, na jej stanowisku znajdowały się jeszcze dwie inne osoby. A pracy przecież znalazłoby się dla jeszcze kilku. Nie zamierzała zmieniać tego stanu rzeczy, wyższe stanowisko to tylko większa odpowiedzialność. W drodze powrotnej zdążyła po raz kolejny tego dnia spojrzeć w szkarłatne niebo - zupełnie beztrosko. Krwawy wschód słońca nie zaniepokoił jej nawet na chwilę, przeczucie milczało. Dzień był młody, siedziba oddziału powoli budziła się do życia, sielanka trwała. Sumire energicznym krokiem skierowała się ku stołówce, jednym uchem łowiąc pełne niepokoju komentarze dotyczące nietypowego zjawiska.
"Zły omen."
"... mówię ci, nic dobrego z tego nie wyniknie."
"Ej, to prawda, że w świecie ludzi takie rzeczy zdarzały się przed wojną?"
"Mam nadzieję, że nikt nie zginął."
"Same problemy..."

Cóż powiedzieć, myślami była przy śniadaniu. Plotki krążyły, również te związane z niechęcią do dowództwa. Na równi z tymi, że ktoś się zaręczył, ktoś umarł, ktoś bardziej natarczywy dostał w pysk od pielęgniarki i masą podobnych, mniej lub bardziej interesujących informacji, którymi żył ciężko pracujący oddział. Słuchała, każdy słuchał. Na zamartwianie się czymkolwiek jeszcze przyjdzie pora, nie zamierzała robić tego na zapas. To mógł być całkiem udany dzień, za wcześnie, żeby narzekać.

[...]

Pierwsze ziarenko niepokoju wykiełkowało dopiero na widok demonicznego motyla. Wyrosło, rozkwitło i zaczynało wydawać owoce.

„Sprawa największego priorytetu. Proszę stawić się niezwłocznie w budynku Dywizji II.”

To chyba akurat ten moment, w którym należało oprzytomnieć. Uśmiech, który jeszcze chwilę temu malował się na twarzy dziewiątej oficer stopniowo znikał, z każdym kolejnym słowem wiadomości. W jednej chwili spokojnie siedzisz sobie na stołówce, rozmawiasz ze znajomymi i kończysz śniadanie, a w następnym rutyna się sypie.
- Mhm, to chyba dalsza bitwa z magazynem mnie ominie - powiedziała w roztargnieniu, sprzątając za sobą resztki posiłku. Ostatnie spojrzenie na Chinatsu i kilku szeregowych żołnierzy oddziału, z którymi miała podjąć się tej mrówczej pracy - a także na puste miejsce po szczęściarzu, za którego pili wczoraj. Jakby się tak bliżej przyjrzeć, to niektórzy wyglądali niewyraźnie, ale ostatnie, do czego miała teraz głowę to nawiązywanie do ewentualnego kaca i odporności na alkohol. W drodze do siedziby Drugiej Dywizji nie napotkała żadnych problemów, czasu na myślenie było za to aż nadto. Ziarenko niepokoju wyrosło, rozkwitło, zaczynało wydawać owoce – dziewczyna zaczęła się zastanawiać, czy w tych całych przesądach i omenach nie kryje się aby odrobina prawdy. W końcu kto by sobie zawracał głowę dziewiątym oficerem? Dotarła na miejsce, nadal pogrążona w myślach. Niezbyt wesołych. Ale, co się będzie zastanawiać - za kilka minut pewnie dowie się, co dalej. Miało to i dobre strony. Gdybanie nad losem zaginionych dóbr szpitala chwilowo jej nie dotyczyło. Nie będzie roztrząsać, czy to po prostu niedopatrzenie, nieuwaga, czy może ktoś po prostu okradł magazyn, jak bardzo irracjonalne by się to w tej chwili nie wydawało.
 
Umrzyk jest offline