Może ten paskudny dzień nie skończy się tak jak się zaczął.
Damian był dawno niewidzianym kumplem. Kumplem z zupełnie innego świata. Ich drogi się rozeszły jeszcze w liceum. Od tego czasu spotykali się na piwie, albo wódce. Ale już nie było jak kiedyś. To
Tomek wyrwał się z malutkiej pipidówki na północ od Warszawy, ale to Damian skończył definitywnie z ciemnymi interesami. Obaj żyli w innych światach.
- Cześć, jak się masz? Chcesz piwo, bo mogę pójść. - Chętnie napiję się piwa. Pod tym względem nic się u mnie nie zmieniło. Pacierza i alkoholu nie odmawiam.
Tomek przyglądał się Damianowi uważnie. Wygląd kolegi go zaniepokoił. Chociaż Damian był budowlańcem, to zawsze dbał bardzo o swój wygląd. Gdy wrócił z dwoma piwami Tomek rozpoczął:
- Gratuluję. Widziałem, że jesteś po zaręczynach z Agą. Kolejny krok do dorosłości masz za sobą. Co cię sprowadza do stolicy?
W oczekiwaniu na odpowiedź Tomek pociągnał łyk Żubra z kufla.
Miła odmiana po piwach marki “wyprodukowano dla Biedronka”.
- No dzięki, dzięki - odpowiedział na gratulacje uśmiechając się lekko i masując kark.
- Głównie robota, kumpel po fachu nie mógł jednej roboty wykonać, bo matka mu zmarła więc spytał czy nie chcemy przejąć to przęjelim, nie? Tu zawsze lepiej płacą, a i starych znajomych można spotkać - wyciągnął kufel, chcąc stuknąć się szkłem z kolegą.
- A ty jak z robotą i swoją dorosłością? Polecam trzymać się z dala.
Chociaż dzielił ich tylko rok różnicy wieku, to Damian po skończeniu zawodówki nie kontynuował nauki. Pracował na swój rachunek. Liceum Tomka, a teraz studia zdawały się potęgować tę skromną różnicę wieku. Tomek stuknął się kuflem z Damianem.
-
Racja. Do dupy ta dorosłość. Dzisiaj z roboty wyleciałem. Pracowałem w Plusie. Dzwoniłem z przedłużaniem abonamentów. Teraz muszę czegoś poszukać. Jak tak żeś wspomniał o tej zmarłej matce kumpla, to mi się przypomniało, że z miesiąc do mojej nie dzwoniłem. - chłopak jakby się zamyślił, po czym postanowił zmienić temat
- A dzisiaj to chyba się nieźle namęczyłeś w robocie. Wyglądasz na wyjebanego jak koń po westernie. Wszystko ok? - Nooo… nie? - spytał przeciągle sam siebie. -
shit nie wiem, chyba nie, nie za bardzo. Z Agnieszką wszystko w porządku, żeby nie było, nie ma na co narzekać, docenia mnie, że ciężko pracuję i w ogóle, ale ten, trochę jednak kłopotów zawsze się gdzieś znajdzie, wiesz jak jest. W sumie to ten… nie wiem czy ten, ale możliwe, że trochę w tej kwestii też się z tobą skontaktowałem, pomyślałem, że jakoś może możesz mi pomóc, nie wiem - wzruszył ramionami niepewnie.
- Jeśli nie chcesz słuchać to spoko, nie, ale ten… jeśli mógłbyś mi pomóc - próbował zmieszany, proszenie o pomoc przychodziło mu z trudem po tak długim samodzielnym życiu.
- Wiesz Damian, jak nie powiesz o co chodzi to Ci nie pomogę. Jeśli chodzi o kasę to też u mnie kiepsko, bo wyleciałem z pracy. Ale przez wzgląd na dawne czasy chętnie ci pomogę w miarę możliwości.
Tomek pocągnął solidny łyk piwa i czekał. Musiał przyznać sam przed sobą, że Damiana pamiętał jako zupełnie innego człowieka. Chyba nigdy nie widział go tak zmieszanego i zakłopotanego.
- Eh - kumpel zwiesił głowę smutno. -
Żeby to była kasa… wcześniej był to problem w sensie, firma wpadła w jakieś kłopoty i przyszły chujki z jakiejś… kurwa mafii chyba nie wiem. Spłacaliśmy ich, wszyscy, byli w miarę rozsądni, dawali dość dobitnie znać, że jak nie będziemy płacić to… różne rzeczy, ale nie musieli nikogo uszkadzać, bo i im nie na rękę, że potem nie ma jak spłacać. Wszystko spoko - rozłożył ręce wzdychając -
spłaciliśmy chujków i nagle jesteśmy im winni przysługę za zwłokę. Nie wszyscy, ale niektórzy. Przeprowadzili na nas mały wywiad, rozeznali się w przeszłości czy coś, rozumiesz.
Tomka źrenice rozszerzyły się ze zdziwienia.
- Dokopali się do tego pierdolonego sklepu sprzed siedmiu lat? No i co z tego? Przecież swoje odrobiliśmy. Zresztą nikt z nas od tego czasu się w nic nie wpakował. Byliśmy smarkaczami, więc co ich obchodzą nasze błędy młodości? - Też się nieco zdziwiłem - powiedział szybko dokończając piwo.
- Wychodzi na to, że szukają wspólników, pytali mnie czy mam dalej jakieś kontakty, dość delikatnie pytali, ale było wiadomo o co chodzi. Lubią handlować i mówili, że szukają kogoś kto byłby zainteresowany dystrybucją. Jak zaprzeczyłem, że kogoś znam, powiedzieli, że jak z tobą nie pogadam to… no nie ma po co tego powtarzać - wyrzucił prędko z siebie, by nie plątać się za bardzo w słowach.
- No dobra. Gadasz ze mną. O czym? Co jest do opchnięcia? - Tomek zastanawiał się co wie o nim Damian. Chłopacy nie utrzymywali kontaktu od dłuższego czasu. Damian wiedział, że Tomek od czasu do czasu sprzedaje kradzione telefony komórkowe, ale nie powinien wiedzieć nic o narkotykach którymi handluje od blisko dwóch lat spędzonych w Warszawie. Pytanie co wiedzieli ci z mafii.
- Albo wiesz co? Ja stawiam następną kolejkę - Tomek opróżnił swoje piwo i poszedł do baru po kolejne dwa. Dobra okazja, żeby rozmienić forsę od Radka. Dlaczego ci frajerzy z bogatych rodzin zawsze szastali wysokimi nominałami? Może chodzi o podkreślenie statusu materialnego? 15zł za dwa piwa nie było kwotą wygórowaną jak na Warszawski standard. Nie było też kwotą do jakiej przywykł Tomek, kupujący zazwyczaj alkohol w marketach. Gdy wrócił do stolika postawił piwo przed kolegą i usiadł.
- To za rozwiązanie problemów. - wzniósł pokal przed siebie.
- No to o co im chodzi, w czym mogę im pomóc? I kto do diabła robił im ten wywiad, że od Ciebie dotarli do mnie. Przecież ze dwa lata się nie widzieliśmy. - Co nie? - poruszył brwiami popijając piwa.
- Cholera wie, dziwni są. Zawsze gadałem z tymi samymi, jednym czarnuchem i jednym… chyba ruskim, trochę miał taki akcent. Chcą opychać coś co niby świetnie im się schodzi na wschodzie, wydaje mi się, że to ruscy w większości i na wschodzie sprawdzili jak się schodzi to teraz chcą tutaj się przenieść. Nic mi nie mówili szczegółowego żebym nic nie wiedział w razie czego, dali to - powiedział wyciągając zza pazuchy zapieczętowaną kopertę.
- Nie otwierałem i nie chcę. Dali takie też paru innym gościom, którzy też mieli wśród znajomych, gadałem z nimi i mówili, że nie gadali z ludźmi, których kazali im zagadnąć od paru lat. Nieźle rozeznani no… - Grubo - Tomek sięgnął po kopertę. Spojrzał pod światło żeby zobaczyć co to może być, jednak nic mu to nie dało, bo w klubie panował półmrok. Bezceremonialnie otworzył kopertę i zajrzał do środka, tak żeby Damian nie zobaczył co jest w środku.
W środku znajdowała się karta A4 zapisana czcionką arial 9 w dość niewielkiej części, jednak dostatecznie dłużej by znalazły się tam jego dane, włączając w to adres, numer telefonu, imiona i adres rodziców, nawet ojca w Niemczech. Wszystko to znalazło się mniej więcej w lewym górnym rogu, w prawym dolnym zaś, dopisano krótką wiadomość i jeden adres z Warszawy, z dość nieciekawej okolicy, o ile Tomek dobrze kojarzył.
“Tyle co masz teraz zaoszczędzone dostaniesz w dwa tygodnie” brzmiała notka.
- Coś złego? - spytał Damian.
- Zobaczymy. Chcą się spotkać. Tu jest adres. - Podał Damianowi kartkę.
- Może być nieźle. 1000zł, za dwa tygodnie pracy to nie najgorsza stawka, a mnie i tak z pracy wywalili. Ciekawe jak się natrudzili ze sprawdzeniem moich oszczędności. Jutro tam pójdę. Chcesz iść ze mną? - Coś ty stary - odchylił się na siedzeniu i oddał koledze kartkę.
- Ja się w te rzeczy już nie pakuje, choćbym chciał. Mafia mafią czy kim tam są, ale wiesz co by mi Aga zrobiła jakbym… no domyślić się możesz.
Właśnie takiej odpowiedzi spodziewał się Tomek.
- Cóż, szkoda. - pociągnął solidny łyk piwa
- pogadajmy o czymś przyjemniejszym. Kupujecie mieszkanie, czy po ślubie zamieszkacie ze starymi?
W barze zeszło im do 1:00. W sumie wypili pięć kolejek. Na szczęście Tomek stawiał tylko dwie. W końcu był bezrobotnym studentem. Dowiedział się za to od Damiana jakie życie jest beznadziejne i jak ciężko jest uzyskać "zdolność kredytową" gdy pracodawca odprowadza najniższą krajową, a dodatkowe dwa tysiące płaci pod stołem. Konsensusem spotkania było stwierdzenie "dorosłość jest do dupy". Właśnie z takimi słowami w głowie Tomek zasypiał około 2:30 w swoim pokoju w akademiku.
Około 11:30 obudził go
Wilczek, jego współlokator, maniak komputerów z Ochrony Środowiska. W zasadzie nie mieli wielu wspólnych tematów. Za to Bartek Wilk miał istotną zaletę: mało znajomych w "realu". Rzadko kiedy ktoś odwiedzał ich pokój, co bardzo pasowało Tomkowi. Co innego znajomi on-line. Właśnie rozmawiał z kimś na Skype. Znowu. Tomek nie miał pojęcia dlaczego Wilczek został w akademiku na wakacje. Nie pracował, nie miał zajęć. Gdy go o to zapytał to usłyszał jedynie: "Akademiki mają najlepszy światłowód. Nie darowałbym sobie wyjazdu". Tomek wiedział, że Wilczek zarabia w internecie. Miał jakieś forum, jakieś blogi, wrzucał ze znajomymi podcasty, prowadził kanał na YouTube. Tomkowi łeb pękał na samą myśl, jak można siedzieć całe życie przed kompem. Żeby znowu o tym nie myśleć wstał i poszedł pod prysznic.
Około 12:00 w najbliższej budce z hot dogami zamawiał hot doga maxa z surówką. Musiał mieć energię, bo czekał go pracowity dzień. Ruszył w podróż na adres z kartki. Niestety po minięciu trzech przystanków musiał zmienić tramwaj, bo natknął się na kanarów. Powinni się lepiej maskować. A tak, każdy doświadczony gapowicz z łatwością ich unika. Niestety wydłuża to czas podróży, ale w skali miesiąca daje duże oszczędności.
Tomek miał nadzieję, że uwinie się na miejscu do wieczora. W końcu o 22:00 ma być u
Darka.