Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 07-02-2015, 19:08   #118
Googolplex
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację
Większość drogi spedzili milcząc, paladyna trapiło wiele spaw i nie miał nastroju by wiele mówic a i Aeron nie szczególnie się rwał by zabawiać towarzysza rozmową. Mysli elfa na przemian zajmowała misja czcigodnego Quelnathama i opowieść Aerona o tym jak został odrzucony. Obu tym sprawom Erilien poświecał się z taką samą uwagą i za żadne skarby nie mógł się zdecydować która jest dla niego ważniejsza. Niestety, nie posiadał daru podzielności uwagi którym tak szczyciła się jego matka. No ale cóż, talentu do magii lodu również po niej nie odziedziczył.

W świątyni od razu poczuł się lepiej. Tu pozostała jakaś cześć boskiej iskry Corellona. Nie tak odczuwalna jak obecność która mu towarzyszyła niemal całe życie ale jednak. W rzeźbach i kwiatach w drzewach w całym pieknie tego miejsca było znać inspirującą moc najwyższego wśród Seldarine. Aromatycznym powietrzem tego miejsca aż przyjemnie było wypełnić płuca. Oto miejsce w którym swój dom znajdowała kwintesencja tego co najlepsze w Tel’Quess.

- Witaj czcigodny Kapłanie. - Skłonił się z szacunku dla opiekuna świątyni choć nie tak nisko jak przy ich pierwszym spotkaniu. Człowiek zapewne nie zwróciłby na ten drobny gest uwagi lecz dla elfa było jasne, że sprawa która sprowadziła ich w to miejsce nie należała do przyjemnych.

Avolern porzucił próby dogadania się z mieszańcem i zapytał Eriliena:
- Jakież to wiatry was tu przygnały, szanowni?

- Widzę, że duch Corellona ciągle błogosławi tej światyni. - Zaczął paladyn starając się nie zaczynać ozmowy od nieprzyjemnego tematu, wydawało mu się to bardzo nieuprzejme wobec kapłana od progu zwracać się z pretensjami. Zwłaszcze jeśli miał on jakieś ważne powody by odesłać Aerona. - Cieszy mnie to niezmiernie zwłaszcza teraz w obliczu nieszczęścia jakie na nas spadło.

- Ważne, aby nie tracić wiary. - odparł kapłan. - Bogowie się od nas nie odwrócili, a wręcz przeciwnie, okazali swoją łaskę.

Paladyn pokiwał głową w zadumie.
- Okazujesz wielką mądrość i ufność w Corellona Czcigodny, bowiem jak nauczał mnie mój senior. Corellon nigdy nie odrwóci się od swych dzieci. - Ostatnie zdanie podkreślił mocno je akcentująć i spoglądajac twardo prosto w oczy kapłana.
Kapłana to wyraźnie zdziwiło, ale odparł spokojnie:
- Nie odwróci, a szczególnie nie teraz, skoro nawet zszedł pomiędzy śmiertelnych.

No tego było dla biednego paladyna za wiele. Takich rewelacji to się nie spodziewał. Na zamianę bladł i czerwieniał, chciał zadać setki pytań i stał oniemiały. W efekcie musiał wygladać bardzo głupio niczym karp wyrzucony na brzeg który bardzo stara się złapać oddech ale nie może bo nagle życiodajna woda zniknęła.
- G-g-gdzie?! - Wydukał jakając się niczym młodzik pierwszego dnia służby u swego seniora.
Aeron również zdębiał i czekał milcząc, sam nie mogąc wydobyć z siebie głosu.
- Pierwsza myśl pewnie kieruje ku Evermeet, ale nasz Stwórca wybrał inne miejsce. Dostałem informację z samego Cormanthoru, że tam się On znajduje. - położył dłoń na ramieniu Eriliena. - Musisz być więc silny.
- Ale... a… Aeronie słyszałeś?! - W końcu radość zwyciężyła w sercu paladyna z innymi emocjami. Corellon Larethien był wśród swego ludu. W Cormanthorze! Czyżby wielki władca i obrońca elfiego ludu postanowił odzyskać własnoręcznie ziemie odebrane jego dzieciom? Jakiż wstyd, że nie ma przy jego boku tego który ślubował mu wierność. Czyż to dlatego moc boga opusciła paladyna? Czy to jest jego próba? Myśli kłebiły się w głowie Eriliena a jedna z nich paliła niczym żywy ogień. Gorąca potrzeba stanięcia przed swym bogiem, tak jak niegdyś w świątyni. Lecz tym razem wspólnie, przeciwko złu jake się zalęgło w tej prastarej krainie.

Tkniety tą nagłą potrzebą dobył swego miecza i przykęknął w najświetszym miejscu świątyni.
- Pobłogoslaw mnie czcigodny kapłanie gdyż otrzymałem święta misję! - Oparł dłonie na gardzie miecza i wzniósł głos w radosnej modlitwie a zakończył ją przysięga.
- Na ostrze twego miecza Sahandrian’a i ostrze mego miecza Dhaerowathil’a przysięgam niezwłocznie ruszyć by stanąc u twego boku w walce z wrogami naszego ludu. Nasz ukochany Panie, Ty z którego krwi jesteśmy zrodzeni, Wielki Obrońco Tel’Quessir, Ty który zsyłasz dary Sztuki swym dzieciom, Corellonie! Twój uniżony sługa rusza by znów wypałniać twą wolę!

Gdyby Erilien był świadomy swojego otoczenia zobaczyłby spojrzenie jakim kapłan obrzucił Aerona, gdy paladyn wypowiedział jego imię. Elf jednak szybko przestał zwracać uwagę na mieszańca i zaczął składać modły do Corellona, położywszy dłonie na głowie klęczącego Eriliena.
- Stwórco wszystkich elfów, który obdarzasz na codzień łaskami i czuwasz nad Tel’Quessir, twój uniżony sługa prosi, abyś okazał Erilienowi en Treves, twojemu wiernemu rycerzowi, który zawsze był i jest gotów stać na straży Twej woli, a którego wiara jest niezachwiana i szczera, swoją łaskę i pobłogosławił jego czyny, które spełniać będzie w Twoim imieniu. - zdjął dłonie z głowy Eriliena i rozłożył ręce. - Cormiira zostały dopełnione.

Kiedy podnosił się z kleczek wydawał się jakby wyższy, przepełniony wewnetrzną siła która niemal widocznie emanowała z jego ciała.
- Aeronie, podejdz do mnie. - Głos paladyna był spokojny i głebszy a zarazem bardziej przeszywajacy niż zazwyczaj.
Erilien zobaczył, że nawet Aeron przyklęknął na jedno kolano, ale drgnął, gdy paladyn się do niego odezwał. Co było osobliwe, Aeron pobladł, ale podszedł do Eriliena.
- Stawaliśmy razem przeciw wspólnemu wrogowi. Okazałeś swoją wielką odwagę. - Każde słowo paladyn wypowiadał z dziwnym namaszczeniem, jakby intonował słowa zaklecia.
- Teraz kiedy otrzymałem wszystkie znaki, rozpoznaję w tobie wybrańca Corellona. Na mocy swej władzy jako przyszłego lorda Zimowego Dworu przyjmuję cię Aeronie do swego rodu jako mego brata a jako rycerz naszego wielkiego pana przyjmuję Ciebie Aeronie i’Treves na swego giermka i ucznia. Czy przyjmiesz te zaszczyty i przysięgniesz wypełniać wole Corellona Larethiana naszego boskiego przodka?

Pół-elf zaniemówił. W głowie mu się nie mieściło, to co się wokół niego działo. Wziął głęboki oddech, uspokoił myśli i skłoniwszy głowę odparł:
- Jestem… zaszczycony tym… wszystkim… - spojrzał w oczy Erilienowi. - Przyjmę te zaszczyty i przysięgnę, tylko… - spuścił znowu głowę. - ...nie wiem czy jestem najlepszym kandydatem, a ostatnie czego bym chciał to czynić dyshonor twojej rodzinie i Corellonowi… - najwyraźniej męczyło go teraz to, co mówił o Seldarine.

Erilien tylko pokiwał głową zadowolony z tych słów półelfa.
- Twoja skromność to ostatni dowód na prawdziwość mych słów. Czcigodny kapłanie pobłogosław mego brata i przyjmij jego przysięgę. Oto bowiem przed toba ten który wraz ze mną pokrzyżował niecne plany naszych zagubionych kuzynów. Ten któremu Corellon zsyła wizje by prowadziły i sprawdzały jego wiernych. - Znów zwrócił się do półelfa. - Aeronie uklęknij i złóż przysięgę Corellonowi mój bracie. Rozwiej swe wątpliwości gdyż dowiodłeś już hartu swego ducha. Wiem iż nie zawiedziesz ani naszego rodu ani boskiego opiekuna.

Aeron cały poruszony tym, co się działo uklęknął i zwalczywszy problem ściśniętego gardła odezwał się.
- Ja, Aeron i’Treves, potomek elfów, przysięgam wypełniać wolę Stwórcy Elfów, który dba o wszystkie swoje dzieci, a jednocześnie błagam o wybaczenie dziecinnych słów, które opuściły moje usta, bo nie pochodziły od duszy.
Kapłan również był zszokowany całym tym zajściem, bo to nie mieściło mu się w głowie. Niemniej również złożył błogosławieństwo nad Aeronem, a wyglądało na to, że spadł mu jakiś kamień z serca.

- Wstań Aeronie. - Podał rękę półelfowi, swemu bratu. - Czeka nas sporo pracy, musimy przygotować się do drogi.

Aeron wstał z pomocą Eriliena. Widać było, że jest cały poddenerwowany sytuacją, chociaż starał sie grać spokojnego.
- Nasi towarzysze mogą pomóc… - wyszeptał. - Quelnatham chciał przecież ruszyć do Cormanthoru. Może móglby nas przenieść tam magicznie?

- Tak, czcigodny Quelnatham zapewne będzie chciał nam towarzyszyć w wyprawie do jego domu lecz nie powinniśmy prosić świątobliwego Ocero gdyż nie jego ta walka. Pójdzie jeśli sam będzie miał taką chęć a wówczas zyska naszą dozgonną wdzięczność. To jednak jego decyzja nie nasza.

- Czcigodny kałanie, ruszamy teraz by przygotować się do drogi. Niech błogosławieństwo Corellona nigdy Cię nie opuszcza!
 
Googolplex jest offline