Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-02-2015, 02:27   #14
Zombianna
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację
Przechodząc pomiędzy resztą psiarni Constance czuła nielichą satysfakcję. Tym razem to ona zwyciężyła w wyścigu po ochłapy, reszta musiała zadowolić się suchymi kośćmi. Każde kolejne zawistne spojrzenie, rzucane spode łba przez członków dziennikarskiej braci stanowiło balsam dla jej duszy. Niektórzy mieli minę, jakby chcieli rzucić się na nią z pięściami i wyrwać aparat - to również bawiło dziennikarkę, choć nie do końca. Znała dziesiątki podobnych historii w których Wielki Wygrany stawał się Wielkim Przegranym w przeciągu kilku chwil i solidnych kopów, na szczęście do podobnych incydentów nie doszło. Bez przeszkód przeciskała się pomiędzy ludzką masą, podążając w kierunku źródełka kofeiny.
- Cześć Conie. Jak leci? - usłyszała za swoimi plecami, gdzieś w połowie wyznaczonej trasy. Obróciła się tylko po to, by ujrzeć nienagannie uśmiechniętego faceta. Dałaby sobie uciąć lewą rękę, że nawet na samym dnie piekła, taplając się we wrzącej oliwie nie straciłby swoich manier - ot wrodzona cecha każdego Brytyjczyka. Nawet pamiętała jak się nazywa. Rob…Robert Harrington. Chyba wylądowali kiedyś razem w barze po jakiejś konferencji prasowej. - Słuchaj, byłaś tam no nie? Pohandlujemy? Przysługa za przysługę. Kopsnij się fotką czy dwiema. Będę ci wisiał przysługę. Co ty na to?
Kobieta zatrzymała się, dusząc w sobie przemożną chęć uraczenia natręta widokiem środkowego palca. Spodziewała się czegoś podobnego, jednak zamiast wymachiwać członkami uśmiechnęła się ciepło i kiwnęła głową.
- Cześć Robbie. Daj mi tylko napić się kawy, lecę z nóg. Na razie nie myśle trzeźw... - nim dokończyła w jej dłoniach wylądował papierowy kubek, ozdobiony masą arabskich szlaczków i wiele mówiącym logo, przedstawiającym brązowe ziarenko. Morneau upiła pierwszy łyk, mrużąc oczy z przyjemności. Co prawda dałaby więcej cukru, ale przynajmniej napoju nie rozcieńczało zbędne badziewie w postaci mleka.
Rob czekał, starając się nie okazywać zniecierpliwienia.Mimo to i tak widziała w jego ruchach typową dla napojonych kofeiną chomików nerwowość.
- Mmm...dobra. Teraz jestem przychylnie nastawiona do twojej prośby. Coś wymyślimy - powiedziała, wręczając mu pusty kubek.
Trzy minuty później mężczyzna z wyraźnie zadowoloną miną ruszył w swoją stronę, ściskając pendrive’a. Skapnęły mu tylko dwa zdjęcia: jedno przedstawiające ochroniarzy i płonącego Globmaster’a, a drugie desant żołnierzy bez żadnych trupów i terrorystów w tle, lecz i tak było to lepsze niż nic, które miał jeszcze przed chwilą. W tym czasie Constance ruszyła ku stacjonarnym komputerom, jako że internet bezprzewodowy na terenie lotniska leżał i kwiczał prosząc o dobicie - nic dziwnego przy tak dużej liczbie użytkowników. Znalazłszy wolną maszynę szybko przeklepała potrzebne materiały i razem ze zdjęciami puściła w obieg. Spełniła swój święty obowiązek, mogła z czystym sumieniem przejrzeć lokalne serwisy. Nim odpaliła pierwszą stronę telefon zaczął piszczeć, domagając się uwagi.
-Taaa? - znów odebrała, nie patrząc nawet na wyświetlacz.
- Hej mała - po drugiej stronie zabrzmiał kanciasty angielski w wykonaniu Ramiza - Słyszałem o jakiejś aferze, jesteś cała?
Kobieta mimowolnie wyszczerzyła się do monitora. Uwielbiała gościa. Nie dość, że mieszkała za darmo pod jego dachem, to jeszcze wynajdywał różne przydatne informacje, ułatwiające jej pracę. Poza tym jego życzliwość momentami obezwładniała.
- Hej. Tak, nic mi nie jest. Właśnie próbuję skorzystać z neta, ale sieć jest tak przeciążona, że wszystko chodzi, jakby chciało a nie mogło.
- Chcesz wrócić do domu? Mogę podjechać na lotnisko jeśli chcesz, to żaden problem. - chłopak jak zawsze tryskał optymizmem.
- Dzięki słońce, nie kłopocz się. Jestem na dwóch kółkach, nie zostawię ich samych. Widzimy się za dwie-trzy godziny. Mogę liczyć na coś do żarcia? - skrzywiła się, przerzucając kolejne strony z artykułami. Mogła się spodziewać podobnych komentarzy. Szkoda, że wszyscy pakole nie mogli być jak Ramiz - świat od razu stałby się pięknym miejscem...i spokojnym.
-I kawę? - ze słuchawki dobiegło ciche parsknięcie.
-Skoro sam proponujesz...wiesz, nie chcę wyjść na niewdzięczną…
-Mhm, jasne - Parskanie przerodziło się w chichot - pomyślę o tym. Trzymaj się i jakby co dzwoń.
- Dobrze tato.
Nim zdążyła odłożyć telefon, ten znów zaczął dzwonić. Zrezygnowana rzuciła okiem na wyświetlacz. Wystarczyła jedna rozróba i od razu wszyscy dostawali białej gorączki. Uczucie rezygnacji pogłębiło się tylko spojrzała kto tym razem się dobija. Z ekranu uśmiechał się do krótko ostrzyżony brunet w skórzanej kurtce, a jego jasnoszare oczy przewiercały kobietę na wylot wywołując dreszcze.
No tak, przecież obiecała że będzie informować o sytuacji na bieżąco...kurwa mać.
Wzięła głęboki oddech i przyjęła połączenie.
- Cześć kochanie, właśnie mia…
- Na litość boską, wreszcie! Dlaczego nie odbierasz?! Chyba chcesz żebym dostał zawału!
- Daniel...
Następne kilka minut minęło na zapewnieniach, że na pewno żyje, nie krwawi, ani nie jest ranna. Za trzecim razem, gdy musiała powtórzyć że na pewno nikt jej nie porwał, siedząca obok blondynka nie wytrzymała. Co prawda próbowała ukryć śmiech nagłym atakiem kaszlu, sztuczka ta nie do końca się jednak udała. Constance spojrzała na nią i uniosła oczy ku sufitowi, na co druga kobieta zareagowała szerokim uśmiechem, oraz wzruszeniem ramion.
- Zrób zdjęcie i mu wyślij. Od razu się uspokoi - doradziła dziennikarce, gdy ta skończyła swoją spowiedź i z odrazą odrzuciła komórkę na blat stolika. Mówiła z silnym francuskim akcentem, czego nie dało się nie zarejestrować. Morneau spojrzała na nią i odpowiedziała płynną francuszczyzną:
- Taaa..zawsze tak jest. Najchętniej widziałby mnie robiącą reportaż o życiu sinic, albo czymś równie, hm...bezpiecznym i spokojnym. Strzelaniny, wybuchy? Pewnie już kombinuje jak mnie ściągnąć na właściwą półkulę.
- Martwi się. Wiesz, to nie jest najbezpieczniejsze miejsce na ziemi. - blondynka mrugnęła, po czym wyciągnęła dłoń i dodała - Kojarzę cię. NYT, prawda? Nie miałyśmy okazji pogadać do tej pory. Jestem Nicole.
- Constance, ale mów mi Conie. Krócej i jakoś tak mniej sztywno - odpowiedziała, wymieniając uścisk - Jak ci się podoba ten upał? Jest trochę cieplej niż w Waszyngtonie.
- Nie podoba ani trochę, ale i tak to lepsze niż Ameryka Południowa - blondynka uśmiechnęła się - A jak ty to znosisz? Nowy York jest jeszcze zimniejszy.
- I tak jest lepiej niż w Somalii...przynajmniej odkryli już klimatyzację. Długo tu siedzisz? W Pakistanie znaczy.
- Niewystarczająco długo, żeby ogarnąć to miejsce. Jest w ogóle inne niż to co znałam do tej pory. A ty? W którym hotelu sie zatrzymałaś? Powiem, że jestem trochę zaskoczona… gdzie się tak wyuczyłaś francuskiego?
Morneau wzruszyła ramionami, przeciągając się aż zatrzeszczały stawy. Przy okazji rzuciła okiem na scenerię dookoła. Przy strefie ważniaków zaczynało coś się dziać. Pomiędzy morzem głów dostrzegła znajomego brodacza - tego samego, który oberwał w nogę podczas strzelaniny. Najwyższy czas, by zwijać żagle i wracać do upalnej rzeczywistości.
-Ojciec urodził się w Paryżu. Był pisarzem, więc przez większość dzieciństwa zmuszano mnie do czytania jego książek...tak jakoś wyszło. Hotel sobie darowałam, mieszkam kątem u znajomego: taniej, milej i bezpieczniej. Do tego lepiej karmią - domowa kuchnia, normalnie same plusy - wyszczerzyła się, podnosząc tyłek z krzesła - To mi przypomniało, że muszę jeszcze coś załatwić, inaczej będę spać w ogródku.
- Ja też będę się zbierać - Nicole sięgnęła do kieszeni i wyciągnęła z niej mały, biały prostokącik - Jesteśmy w kontakcie ok? Znam miejsce w którym podają świetne gol gappa. Usiądziemy na spokojnie, pogadamy...a nie tak w biegu.
-Jasne, teraz wszystko tak jakoś na wariata - Constance wyłuskała własną wizytówkę. Chwila rozmowy i zyskała nową, przydatną koleżankę...świetnie. Plan na dzień dzisiejszy został wykonany wzorowo. Wywiadów z żołnierzami nie zamierzała przeprowadzać, przynajmniej nie w tej chwili - brała udział w wystarczającej liczbie podobnych rozmów, by wiedzieć co mogłoby paść z ust marines. Zresztą nie prawda się liczyła, a to co chciał usłyszeć Stary, wraz z resztą zarządu.
Wychodząc z terminalu dziennikarka przeszła jeszcze obok pary uzbrojonych brodaczy. Nie zatrzymywała się, jedynie zwolniła i zapuściła żurawia na dokumenty, którymi kontraktorzy wymachiwali ochroniarzom przed nosem, po czym zdjęła okulary i ostrożnie schowała je do etui.
W domu okaże się, czy udało się wyłapać coś ciekawego.
Goniły ją terminy, a obiecany artykuł nie będzie tak miły i nie napisze się sam.
 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena

Ostatnio edytowane przez Zombianna : 08-02-2015 o 02:39.
Zombianna jest offline