"Głód popycha ludzi do strasznych rzeczy... niestety z czasem dla tych ludzi te rzeczy przestają być straszne... a stają się codzienne."
- Wyklep, volgicki Wieszcz Napędu
Pamięta. Azul pamiętał. Kiedyś w Kopcu Volg byli kanibale. Odszczepieńcy. Nikt jednak im nie miał za złe tego co robili. Ba! Większość ludzi spożywała przecież głównie trupią mąkę, która jakby nie patrzeć była odzyskiwana z każdego możliwego materiału biologicznego... Czyli również z ciał zmarłych.
Ale jednak ten makabryczny widok ludzi wpierdalających świeże ludzkie zwłoki był obrzydliwy. Pamiętał jak do tego ich hereteckiego Manufactorum wbiegł kiedyś jakiś zmutowany szczur i Rhazdak (którego potem swoją drogą malowniczo rozsmarował na ścianie Magos Minixiopis) pochwycił zwierzaka i wpakował sobie do swojej metalowej paszczęki rozrywając go mechanizmem do rozdrabniania pożywienia. Wszystko w koło ochlapał krwią. A widywało się na co dzień czasem znacznie gorsze masakry.
Dlatego też techkapłan tylko wspierał się na kosturze z kawałka stali i obserwował dzikusów babrających w ludzkich zwłokach. W takich chwilach zdecydowanie podobało mu się bycie Imperialistą. Byciem na dużo wyższym poziomie kulturalnym, intelektualnym i duchowym...
... niż to ścierwo! Cholerne ścierwo!
Dłonie drżały, bo Azul miał olbrzymią ochotę odpalić swój miotacz plazmy i potraktować wrogów słoneczną potęgą. No nic. Poczekają... będzie lepsza okazja, kiedy oddział nabierze z powrotem sił.
- Pamiętajcie co mówił Onyx zanim poszedł na bitwę razem z Kaarelem. - rzekł.
***
Po powrocie do hotelu Azul rozsiadł się na kanapie i zamknął oczy. Musiał odpocząć. Wieczorem chciał ich widzieć ten czteroręki watażka. Warto by było być w na tyle dobrej formie na ile mógł sobie pozwolić. Na wszelki wypadek.
Na wszelki wypadek. |