Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 08-02-2015, 22:05   #120
Seachmall
 
Seachmall's Avatar
 
Reputacja: 1 Seachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputacjęSeachmall ma wspaniałą reputację
Ocero

O świetnie. Tylko tego teraz potrzebował… w sumie, faktycznie tego potrzebował. Wskazówek. Selunita spojrzał na mężczyznę.
- Nie wierzę w to. Przynajmniej na pewno nie ci, którzy nie mają tego w dogmacie. Zaufaj mi, gdyby bogowie chodzili teraz po Torilu i mordowali wszystko co zobaczą… no wiedzielibyśmy o tym. Więcej osób by mówiło o tym niż tylko jedna organizacja.
- Oni się z tym kryją.. na razie. - odparł drżącym głosem rozmówca. - Jak możemy się przed nimi obronić, my - śmiertelni? - oczy mężczyzny zaszły łzami, kiedy mówił. Był przerażony.
- Hej, hej. Kto był… jest twoim stróżem? Któremu bóstwu oddawałeś swe modły. - Selunita oparł dłoń na ramieniu mężczyzny.
- O… Oghma… - wyszeptał mężczyzna. - Wciąż nie mogę zrozumieć dlaczego chciałby naszej zguby, ale… Te słowa… - łzy popłynęły po policzku.
- Są tylko tym. Słowami. Nieważne jak prawdziwie brzmią, dopóki Oghma nie zjawi się w mieście i nie zacznie nas pożerać nie powinieneś im zawierzyć bardziej niż swojej wierze. - Ocero wymusił delikatny uśmiech - A teraz, chcę, żebyś coś dla mnie zrobił. Wypowiedz do siebie, może być po cichu słowa: “Oghma zszedł na Toril, aby posilić się smiertelnymi, a jedyny powód dla którego nikt o tym nie wie. Jest to, że się z tym chowa.” I postaraj się nie roześmiać z powodu absurdu jaki się za tym kryje.
Mężczyzna wypowiedział to, co mu Ocero polecił, nieprzekonany jednak co do tego czy to było śmieszne. Spojrzał kapłanowi w oczy.
- A co jeżeli jednak, mimo wszystko jest to prawda..?
- Na to nie mam odpowiedzi, jednak jest coś co mnie… zapewnia w moim przekonaniu. Zakładam, że nie wyczuwałeś niczego dziwnego w powietrzu, przez ostatnie kilka dni? Albo nie słyszałeś plotek o tym co się dzieje w Skullporcie?
- Czułem i słyszałem…
- Więc, gdyby półnaga elfia bogini biegała po mieście pod naszymi nogami porzerając dusze, czy nasze siły życiowe, na pewno byśmy coś usłyszeli. I nie zniknęłaby tak nagle jak zniknęła. Jednak jeżeli się mylę i bogowie faktycznie nam źle życzą… zniknięcie Eilistraee ze Skullportu może jedynie dawać nam nadzieję
- Albo wybrała się na polowanie… - odparł grobowo mężczyzna.
- Tu mi dałeś pomysł… Tak czy inaczej, jeżeli moje zapewnienia, że ci którzy nagadali tobie te historyjki o morderczych bogach. Odpowiedz mi na to pytanie. Skoro bogowie się kryją ze swym zamiarem, skąd oni o tym wiedzą?
- Widzący im to przepowiedział! - jęknął rozmówca Ocero.
- A skąd wiedzą to ci Widzący? - Ocero uniósł brew - Zajrzeli do umysłu boga i przeżyli? Czy biyli świdkami tego aktu i również przeżyli? Oba scenariusze wydają się mało prawdopodobne.
- Wizje… Widzący miał wizje…
- Ja też podróżuje z wieszczem, nawet dwoma. Żaden o niczym takim nie wspominał. Jedynie o kapłanie klęczącym… nad kapliczką… przysięgającym zemstę… hum… - twarz Selunity malowała obraz jakby dopiero coś pojął - No patrzcie. Tak czy inaczej, chcesz poznać moją radę bracie?
Mężczyzna przez chwilę milczał i trwał w bezruchu, żeby w końcu pokiwać powoli głową, nie chcąc mówić roztrzęsionym głosem.
- Pójdź do swojej swiątyni Pana Wiedzy, znajdź kapłana, któremu jesteś wstanie zaufać i porozmawiaj z nim, powiedz czego się lękasz, co sprawia, że zawierzasz słowom wieszcza, którago nigdy nie spotkałeś. Po czym wsłuchaj się w jego słowa, jestem pewny, że ci pomoże.
- …dobrze… Może tak będzie najlepiej. - mężczyzna szybko otarł łzy, jakby zawstydzony ich obecnością, swoją słabością.
- To ciężkie czasy bracie, okazanie łez nie jest słabością. Najsilniejsi płaczą kiedy sytuacja się tego domaga. W dniach takich jak teraz, jedyne co sprawia, że sam nie zalewam się łzami, to moje doskonałe poczucie humoru.
- Dziękuję… - odparł mężczyzna, chociaż widać było, że do końca przekonany nie jest, jednak jakiś ciężar zszedł mu z serca. - Wybacz za zabieranie twojego czasu. Pójdę już..
- Zanim odejdziesz… nie wiesz gdzie może znajdę tych Widzących, albo przynajmniej kogoś kto zna kogoś kto wie gdzie znajdę Widzących? Porozmawiałbym z nimi.
- Ja z jednym rozmawiałem… Niedaleko tej nowej świątyni Selune, ale to było z dwa dni temu.
- Dziękuję. Idź teraz.
Mężczyzna tylko skinął głową selunicie i ruszył w swoją stronę już pewniejszym krokiem. Może ta rozmowa jednak coś dała?
Selunita miał nadzieję, że był wstanie pomóc mężczyźnie. Ruszył dalej do siedziby straży.

- Ocero! Ocero! - usłyszał w pewnym momencie wołanie za sobą, a kiedy odwrócił się zobaczył biegnącą w jego kierunku młodszą kapłankę Selune, Antasię. Kiedy dopadła w końcu do niego złapała go za nadgarstki i wyrzuciła z siebie:
- Ondonasprzyszedłbyłwświątynipowiedziałżebęd zienaschroniłłaterazposzedł. - jej głos był pełny desperaji i lęku, a oczy zaszklone.
- Mogłabyś powtórzyć tą ostatnią część? Nie dosłyszałem. Wiesz, tylko to co powiedziałaś po “Ocero, Ocero”. - Selunita jednak pozwolił się dalej ciągnąć.
- Musisz nam pomóc! - wydusiła z siebie kapłanka. - On przyszedł.... Pytał o świątynię, o Widzących, chciał rozmawiać z...
- Kim jest “on”?
- Ten Myrkulita! On powiedział, że będzie nas chronił, był przerażający, nie chcę, aby wracał! Rozmawiał z Milanią, jako że upierał się, aby to była Wysoka Kapłanka. Selune, on wróci! - kapłance wyraźnie wszystko się plątało.
- Spokojnie, spokojnie. Jeżeli wróci będę na niego czekał. Teraz tylko brakuje mi nekrofili terroryzujących dzieci… Chodź, jeżeli wróci i zrobi coś co mi się nie spodoba, to zobaczymy jak bardzo Pan Śmierci jest po jego stronie…
- Ocero, Ocero… - załkała. - ONPOSZEDŁDOTARNIUSA! - rzuciła się na szyję kapłanowi drżąc cała. To wszystko było… nadwyraz dziwne i szalone.
- Jeżeli coś mu zrobił... Słuchaj mam prośbę. Udaj się do karczmy Złoty Kufel, znajdź dwa elfy Eriliena i Quelnatham, oraz pół-elfa Aerona. I powiedz, że proszę ich, aby zjawili się u nas w świątyni. Erilien jest świętym rycerzem Correlona, nie musisz się ich bać. Jeżeli ich tam nie będzie, poproś karczmarza, aby im powiedział. - wręczył dziewczynie kilka złotych monet - Daj mu to na zachętę. Po czym wróć do świątyni. Dobrze?
- Ocero! - kapłanka uniosła głos cała roztrzęsiona. - Nie ma czasu, musisz iść do Tarniusa teraz! Ten Myrkulita to śmierć sama w sobie, może być za późno! - pociągnęła Ocero. - Chodźchodźchodźchodź.
Ocero delikatnie odsunął rękę dziewczyny.
- Wiem, dlatego udaje się teraz do… przytułku. Ty idź do moich znajomych. Nie martw się, zajmę się wszystkim. Dobrze?
- Uważaj… Ten Myrkulita to nie jest zwykły nekromata… to rycerz Myrkula… - spojrzała na Ocero i ponownie złapała go za rękę dodając odważnie: Idę z tobą!
Ocero spojrzał na dziewczynę, po czym w niebo.
- Naprawdę? Tak masz zamiar mi dziś uprzykrzyć życie? - ponownie spojrzał na dziewczynę - Dobrze, ale kilka zasad. Robisz co ci każę, jeżeli znajdziemy go przy Tarniusie zajmiesz się tym starym durniem. Jeżeli powiem “Uciekaj”, uciekasz i nie patrzysz za siebie. Jasne?
Dziewczyna cała drżała na samą myśl spotkania ponownie rycerza Myrkula walcząc sama ze sobą, czy pójść, czy też nie. Troska o Ocero i Tarniusa przemawiała za pójściem do przytułku, ale strach, ten nienazwany strach…
- Mówił… mówił, że nazywa się Tahir ibn… Alhazred… - spuściła głowę. - Nie wiem czy to ważne…*
- Jeżeli jest, to jest to sprawa na później. Idziemy?
Antasia pokiwała niepewnie głową.

~~~~~

Ocero wraz z młodszą kapłanką dotarli pod przytułek, który nie zmienił się nic a nic, co nie było dziwne. Antasia zatrzymała się jednak patrząc w bezbrzeżnym przerażeniu na wejście.
Ocero spokojnie wkroczył do środka upewniając się, że kapłanka podąża za nim. Zaczął rozglądać się za członkami personelu.
Dziewczyna wyszeptała chwytając Ocero za rękę.
- To demon śmierci… - zamknęła oczy. - Nie mogę… Nie mogę…
Ocero pogłaskał dłoń dziewczyny.
- Hej, hej. Jestem tu, chodź za mną i po prostu się rozglądaj, jeżeli coś zobaczysz daj mi znać.
Kapłanka trzęsąc się wzmocniła uchyt na dłoni Ocero i ruszyła kilka kroków, po czym puściła ją i odwróciła się tyłem do starszego kapłana.
- I-idź sam… Poczekam… - po policzkach pociekły jej łzy zażenowania swoją osobą, strachu i wstydu.
- Hej, hej. Doszłaś tak daleko. To nie powód do wstydu. Poczekaj i uważaj na siebie. - po czym ruszył dalej.
Szybko napotkał właśnie tę kapłankę, która ostatnio prowadziła go do Tarniusa. Na widok Ocero uśmiechnęła się i skinęła mu głową.
- Cieszę się, że znowu przyszedłeś. Tarniusowi chyba dobrze robi twoja obecność, bracie.
- Nie spodziewałem się jednak, że przyjdę tak szybko. Czy ktoś go ostatnio odwiedzał?
- Od czasu twojej wizyty? Nie.
- Proszę mnie do niego zaprowadzić. To istotne.
- Cóż, dobrze. - zgodzila się kobieta. - Został przeniesiony do innego pokoju, proszę za mną.

Kobieta prowadziła Ocero nie w dół, jak ostatnio, ale w górę. Mijali zwykłe pokoje, jak i zabezpieczone cele. Chociaż korytarze utrzymane były w porządku i kolorystykę stanowiły spokojne barwy, a światło wpadało przez okna, to jednak nie czuło się tutaj zbyt dobrze. To miejsce pełne było choroby i beznadziei. Szepty, szlochy i nawoływania, które przenikały umysł Ocero napełniały jego serce nieokreśloną trwogą.
- Znajduje się w pokoju Pyłu. - oznajmiła znienacka jego przewodniczka.
Ocero szedł dalej, aż nagle usłyszał za sobą ciche kroki. Kiedy się odwrócił zobaczył idącą w pewnej odległości za nim młodą kapłankę, która go złapała na mieście. Stanęła, gdy i ten stanął, a kiedy próbował zrobić krok w jej stronę cofnęła się o podobny.
- Nie zatrzymuj się. - powiedziała łagodnym głosem, chociaż wyczuwalny był w nim strach. - Będę blisko.
Z każdym pokonanym odcinkiem drogi cele robiły się coraz bardziej zabezpieczone, jakby trzymano w nich nie pacjentów, ale jakieś dzikie zwierzęta... I jedną z nich był pokój Pyłu. Przewodniczka zatrzymała się, jednak nie otworzyła celi, tylko odwróciła się i spojrzała przenikliwym wzrokiem na Ocero.
- Erm.. tak? Mam wręczyć daninę? Wypowiedzieć tajne hasło?
- Wejdź, kapłanie do pokoju Pyłu.
- A kto otworzy drzwi? - Ocero coraz mniej się podobała sytuacja.
- Ty. - odparła kobieta.
- Mogę poprosić o klucz? - zastanawiał się, czy kobieta z którą rozmiawia nie zmieniła się podczas ich nieobecności z członka personelu na rezydenta.
- Otwórz oczy, synu Tarniusa. - zanim Ocero zdążył odpowiedzieć poczuł niewielki ciężar w prawej, zaciśniętej w pięść, dłoni.
Odruchowo spojrzał na przedmiot, który tam był. Przysięgam na Selune, jeżeli wrócę wzrokiem do tej kobiety i jej tam nie będzie… przestane pić?
W dłoni kapłana pojawił się klucz, a kapłanka tak jak sądził, zniknęła.
- Wino… - Spojrzał na kapłankę, która za nim podążyła, aby upewnić się, że tam ciągle jest. Ucieszyło go chociaż to - Czy ja z kimś rozmawiałem w drodze tu?
Kapłanka jedynie pokręciła głową, po czym podeszła do Ocero i wyszeptała mu do ucha:
- Czy boisz się śmierci?
I wódkę… Spojrzał na kapłankę.
- Nie. Boję się kilku rzeczy. Nieumarłych, wysokości, Tarniusa wychodzącego z łaźni. Śmierć nie jest wysoko. A teraz lepiej idź na bezpieczną odległość, nie mam pojęcia co mnie czeka za tymi drzwiami. - lub jak długo będę wstanie powstrzymać chęć trzaśnięcia cię w potylice. Dodał w myślach.
Kapłanka skinęła głową i ruszyła w przeciwną stronę, aby za chwilę zniknąć za zakrętem.
Selunita odetchnął, włożył klucz do zamka po czym przekręcił i otworzył drzwi. Zanim jednak wszedł zerknął co jest wewnątrz pokoju.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Ocero, Tahir

Kiedy Ocero uchylił drzwi zobaczył iście osobliwą scenę. Nie wiedział co było dziwnejsze- zakuty w czarną zbroję koszmar, któremu wpadające do środka światło dodawało jeszcze bardziej niepokojącego charakteru, czy stojący na łóżku Tarnius trzymający oburącz wzniesiony ku górze sejmitar uśmiechający się w sposób, który sprawiał, że Ocero poczuł ciężar w żołądku.

Tahira natomiast zaalarmowało otwieranie drzwi. Kiedy spojrzał w tamtą stronę zobaczył człowieka o krótkich, ciemnych włosach, które pokrywały tylko część jego ogolonej głowy, w sile wieku, noszącego na szyi symbol Selune.

Do obu doszedł nagle szept Tarniusa, który opuścił broń i spojrzał na kapłana.
- Synu…
- Co się tutaj dzieje? - głos Ocero był… suchy. Tarnius zauważył delikatne drżenie mięśni karku Selunity. Gotowało się w nim.*
- Więc… - chropowaty i szepliwy głos, dobywający się od osoby w zbroi koloru nocy i pelerynie-szalu w czerni mającej brunatny odcień przypominał świst wiatru w dolinie - To jest twój syn, Tarniusie?
- Tak… To Ocero właśnie… - odparł Tarnius patrząc na swojego “syna”.
Jego “syn” wszedł do końca do pomieszczenia i zamknął za sobą drzwi.
- Więc, zakładam, że ty jesteś tym Myrkulitą, który sterroryzował moją rodzinę?
- A kimże ty jesteś? - wiatr zaczął nieść drobinki piasku, zostawiające wyżłobienia w oblodzonych zboczach doliny. Wodząc wzrokiem na szczeliną hełmu Tahira, wyznawca pana śmierci okalał wzrokiem broń Ocero - Kapłanem, który nie umiał jej ochronić?
- Nie było mnie w mieście, ale to nie twoja sprawa. Kim niby ty uważasz, że jesteś że masz prawo do takich aktów? - Selunita spokojnie oparł dłoń o trzonek buławy.
- Istnieją warty, które są wieczne, kapłanie. Jeżeli nie było cię, to nigdy nie było ci pisanym chronić Twej rodziny, lecz nie lękaj się. Pomogę głowie tejże rodziny ochronić ją, was wszystkich, wliczając w to ciebie. - wyznawca pana śmierci podszedł do Tarniusa - Bogini zdaje się daje ci szansę skonfrontować twe postanowienia. Czas nas nagli.
- Głowa mojej rodziny, nie ma się ostatnio dobrze. Zostaw tego starca, już dość się nacierpiał. Czego od niego chcesz, a może… coś uda nam się zrobić. - Te ostatnie słowa widocznie z trudem przeszły Ocero przez gardło.
Tahir jednak tylko czekał na decyzję Tarniusa.
- To ja sprowadziłem zagrożenie i dyshonor dla mojej rodziny. - spojrzał na swojego syna. - To moja powinność, Ocero.
- Gówno mnie twoja “powinność” obchodzi Tarnius. Co ty niby chcesz zrobić? Spójrz na siebie, niedożywiony, stary, osłabiony… na litość Selune wyglądasz jak coś co ten wielbiciel grobów by stworzył. Są inne drogi odkupienia Tarnius, dobrze o tym wiesz.*
- Sam słyszysz, “cierpiący starcze”. Nie szanują cię, nie rozumieją cię... - Tahir chciał kontynuować, lecz przerwano mu.
- Powiedz jeszcze jedno słowo sucharze, a wegne ci ten hełm do środka. - Selunita podszedł do Tarniusa i pomógł/zmusił go do zejścia z łóżka - Jesteś tutaj ofiarą, tak jak każdy kto spotkał tych cholernych “Widzących”. Nie masz obowiązku nic z nimi robić. Jeżeli chcesz obronić swoją rodzinę, powierz to zadanie komuś kto będzie wstanie je dokończyć. Nie mówie tych słów z braku szacunku… zależy mi na tobie i nie chce, aby coś ci się stało. - spojrzał na Myrkulitę - Chyba, że nasz drogi sługa Pana Śmierci sądzi, że wie lepiej.
- Tylko Tarnius, wie lepiej. Sam widzisz, dlaczego do ciebie przyszedłem. - kolejne słowa kierowane były już do najwyższego kapłana - Dziecko nie ma cierpliwości, bystrości umysłu, ogłady ani przebiegłości. Jak możesz łudzić się, że ktokolwiek poza tobą jest w stanie rozwiązać tę kwestię?
- Mam jej chyba więcej od ciebie… - Selunita przyjrzał się ojcu - Dobrze wiesz jak to się skończy, prawda? Nie pozwolę temu n… Myrkulicie ciebie nigdzie zabrać, nie ważne co sam zdecydujesz. Jeżeli tak wam się spieszy, powiedz gdzie znaleźć tych widzących, a nasz grabarz dowie się ile we mnie ciepliwości i przebiegłości.
- Jak… Jak ty ŚMIESZ! - uniósł się Tarnius. - Kim ja jestem dla ciebie? Starcem, który nie może podejmować własnych decyzji?
Ocero zamrugał kilka razy.
- Jesteś moim cholernym OJCEM ty stary capie! Czy to nie obowiązek dziecka troszczyć się o swoich rodziców? To właśnie to robie. I chciałem zauważyć, że ostatnim razem jak dokonałeś “własną decyzję”, to zniszczyłeś świątynię Selune. Powiedz jak prawdziwe i silne są słowa tego Myrkulity?*
- Ocero… - słowa brzmiały, jak gdyby były przeliterowywane, kaligrafowane w pamięci - Od teraz będzieć zwać mię Tahir ibn Alhazred i przestaniesz przynosić hańbę swemu ojcu i swojej bogini. - rzucił emisariusz, nie włączając się bezpośrednio w dyskusję, a jednak zarazem wystosowując do niej pewien punkt.
- Calishyta, co? Uwierz mi, w porównaniu do ciebie ja znam serce swojej bogini. Drogę, którą ty oferujesz mojemu ojcu nie jest dla niego. - Selunita spojrzał na swego ojca - Tarnius, tato… proszę nie rób tego co on chce, jeżeli naprawdę chcesz pomóc naszej rodzinie, zostań tu i wydobrzej… przy okazji jak zamierzasz go stąd zabrać? Tutaj jest straż i nie puszczą go na ładne oczy.*
Emisariusz zaśmiał się krótko, ale donośnie, przechodząć półłukiem, półksiężycem wokół dwóch kapłanów, przyglądając się im obu, tym razem bardziej Ocero.
Muszę przyznać, że jest przebiegły. Posiada język węża, twój syn. Zatem Tarniusie… czy obowiązkiem rodzica jest dbać o bezpieczeństwo dzieci? Czy też jesteś ofiarą Widzących? Lecz czy to nie Twoja decyzja sprowadziła ogień do Domu Księżyca? Nim odpowiesz rozważ, że żeby naprawdę im pomóc, powinieneś zrobić to, co twój syn mówi, ponieważ to on to mówi. - rycerz z południa przytoczył niektóre ze słów Ocero w parafrazie, nim zwrócił się bezpośrednio do niego - Wyjdziemy stąd, młody Ocero, dokładnie tak jak się tutaj dostałem. Jako że zdajesz się próbować przekonać swojego ojca do swych racji tylko bo to, by nie musieć otwarcie go do nich przymuszać, wstrzymam się na razie ze zdradzeniem ci… szczegółów.
- Jestem winny temu, co się stało, a to, co mówi mój wężousty syn… Jest kierowane młodością.
- Wężousty? - Selunita wycedził - Ty stary… - Ocero westchnął - Dobrze… Tahirze, wyjdźmy bo chyba muszę ci o czymś uświadomić.
- Jedynie, jeśli twój “ojciec”, który zarazem jest Najwyższym Kapłanem twej wiary w Mieście Wspaniałości, niech tak się stanie.
- Ocero, dziecko. - odezwał się Tarnius. - Aż takie słowa chcesz wypowiedzieć, że znowu chcesz mnie traktować jak biednego, schorowanego starca, któremu trzeba ograniczać przykrości?
- Da ci to czas na przemyślenie całej sprawy. Obaj przedstawiliśmy swoje racje, teraz ja mam zamiar przedstawić jemu jedną. Ty, myśl. Zaraz wrócimy.
- Idźcie więc… - mruknął Tarnius i usiadł na łóżku wciąż trzymając pewnie sejmitar… nie wiadomo czy do obrony, czy… ataku.
Na zewnątrz Ocero spojrzał na Myrkulitę.
- Ty wiesz, że on jest złamany prawda?
- Lecz ty nie wiesz, młody kapłanie, co to znaczy.
- Może i nie, ale wiem, że nie jest w formie na nic niebezpiecznego. A wątpię, abyś ty miał coś innego na myśli.
- Pozwól, że ci objaśnię, o młody Ocero. To nie odżywienie, nie wyszkolenie, nie młodość zabija. Nawet nie ostrożność, nie doświadczenie. To co zabija, to wola. A Tarnius, do którego nie masz za grosz szacunku, jest idealną osobą, bez względu na stan, którą zabrałbym na wyprawę, by ocalić naiwnych, a bezwiernych z Widzących posłać prosto na Ścianę, i to zamierzam uczynić. Uważasz, że w czym go przewyższasz, młodzieńcze? W poczytalności? Twe szaleństwo jest całkiem inne, i równie niebezpieczne, a na imię mu troska.
Brew Selunity delikatnie drgnęła na słowa o braku szacunku.
- Co jest z wami rycerzami wiary i z chęcią masowego wbijania mieczy w ludzi…
- Co jest z wami, wyznawcami miłosiernych bóstw, że po spopieleniu ich domu nie macie tego odruchu. - skwitował emisariusz.
- Bo wtedy Faerun byłby cholernie odludnym miejscem, ale jak sądze tego chce Myrkul.
- Wgląd w naturę Pana Umarłych jest ci widać równie obcy, jak mnie w Srebrną Panią. Każdy umrze. Lecz ci, którzy zmieniają przeznaczenie dusz muszą odejść bezzwłocznie, albowiem śmierć, szybka na tym świecie, jest wiecznością po jego opuszczeniu.
- Przysięgam zaczniesz mnie nazywać “Czcigodnym” a zrobię komuś krzywdę… Nie mam nic przeciwko twojej misji, też chcę się dobrać do nich, bo szerzą zwątpienie w mieście. Jednak jaką możesz mieć pewność, że Tarnius jest bezpiecznym kompanem? Widzę jak ładnie ubierasz ten swój piaskowy głos, ale to nie zmienia faktu, że twoje słowa wpływają na jego decyzje. Jesteś gotów zaryzykować, że Widzący znowu go nie dorwą i nie przekonają na swoją stronę?
- Miał już z nimi styczność. Pierwszej uwierzę w jego niezłomność niż fakt, że choćby ciebie by nie nawrócili. Jak zauważyłeś, twój mentor jest złamany, nie szalony. To coś całkiem innego, a złamana kość zrasta się najsilniej, złamane ostrze jest przekuwane w pęknięciu gdy kowalowi znany jest najsłabszy punkt, a pozostałe są silniejsze. Mógłbym przyjść jedynie po informacje o widzących, mógłbym zniknąć jak jego mara i nikt nigdy by się nie dowiedział. Oferuję mu jednak przekuć jego duszę, by wybrał czego chce i sam tego zaznał, czy ruszyłby by mścić tych, których mu odebrano, czy by chronić tych, których wciąż może, wobec odpowiedzialności, a nie oczekując pochwały, czy szacunku. Jesteś gotów odebrać mu to, kapłanie? Odebrać mu samodzielność?
- Dobry jesteś muszę przyznać. Musisz kiedyś spotkać się z jednym Corellonitą, którego znam. Patrzenie jak wy dwaj tyradujecie dałoby mi rozrywki na dekadzień. Tak jak powiedziałeś on jest ciągle złamany, a ty już chcesz zacząć nim machać. Kość i ostrze potrzebują czasu. Tak czy inaczej to nie twoja decyzja, ale mam w takim razie prośbę. Jeżeli się zgodzi i postanowi iść z tobą, to zabierzcie mnie też. Będę cicho, będę słuchał poleceń dużo starszych i mądrzejszych ode mnie, ale bedę miał oko na swojego ojca.*
- Trzech to zbyt wielu na taką misję, a twoje delikatne serce i młodość kapłanie… - Tahir jak gdyby się zawahał, jak gdyby dostrzegłszy nową możliwość.
- Nie ma miłości, bez szacunku. - powiedział głosem tyleż grobowym, co namcalnie zaczepionym w przeszłości - Gdybyś naprawdę go kochał, chciałbyś go zastąpić, nie pozwoliłbyś jednak nie-szalonemu tu gnić i nie zabrałbyś go rodzinie, kapłanie. Czy naprawdę mamy o czym mówić?
- Och przestań z tym “młody”, niedługo minie mnie 40 wiosen. - Selunita westchnął na słowa Tahira - Skąd pomysł, że ja go nie szanuje? Co, bo ubieram słowa jak ubieram, a nie zwracam się do niego tytułami? Na litość bogów nie będę go nazywał “Panem Ojciecem” tylko dlatego, że tak wypada. A kto powiedział, że miałem zamiar mu pozwolić tu zostać? Jeżeli zgodziłby się na to, że zastąpię jego osobą w tym szczytnym celu mordowania idiotów, to stanąłbym na głowie, aby zabrać go spowrotem do świątyni Selune.
- Twoje relacje z twoim wysokim kapłanem i ceremoniały wyznawców Pani Gwiazd nie są moją sprawą, ale podejmując decyzje za niego, bez względu na to czy przekonasz go do swoich racji… Lecz być może jest to rozwiązanie. Może mógłbyś go zastąpić, a on mógłby wziąć odpowiedzialność za swe czyny i wrócić by namiestnikować Selune w… waszej nowej świątyni. - Tahir podszedł nieprzyjemnie blisko Ocero, przyglądając się mu uważnie. Przechylił hełm, kierując wzrok na buławę.
- Lecz on jest zdolny, i niebezpieczny, nie przez takie zabawki. Uważasz, że to czyni cię przydatnym? Jego czyni pierwszorzędne doświadczenie z Widzącymi, lata mądrości i doświadczeń i rozwagi, które można wyostrzyć w krawędź nie mniej groźną niż moja broń. Nie potrzebuję twojego ramienia, kapłanie, nie, może z boginią byłbyś potężny, lecz teraz to te cechy, które on ma, a tobie ich brak mogą usłużyć. Przekonaj mnie.
- To pierwszorzędne doświadczenie z Widzącymi, nie skończyło się dla niego dobrze. Ja natomiast spędziłem trochę czasu próbując naprawić szkody, które wyrządzili. Kiedy przyszedłem do niego jakiś czas temu, był wrakiem człowieka. Nie jadł, nie pił i dalej wierzył w te brednie Widzących. Udałomi się dojść do jakiegoś zrozumienia, czemu nie mogą mieć racji. Podobnie dzisiaj udało mi się zapewnić jednego Oghmianina. Więc pozwól, że powiem przykrą prawdę. Tarnius ma doświadczenie w przegrywaniu z nimi, ja w wygrywaniu.
- Twoja hipokryzja, obsceniczność i arogancja stanowią istotnie, niezwykłe połączenie z prawdziwie dobrym sercem. - emisariusz zrobił pauzę, niemal westchnięcie, które musiało być jakimś odpowiednikiem parsknięcia w… skądkolwiek był.
- Obsceniczność? Naprawdę?
- To połączenie może istotnie być przydatne by pozostawać głuchym na uwodzicielskie słowa bezbożników i demagogów. Cóż, więc. Decyzja jest jego… ale przedstaw mu swą propozcję. A nuż ryszym razem.
- To twoja opinia, ja swoje wiem, czemu ich słowa są fałszywe.
- Ja również to wiem, jednakże jako sharif również mam swoją dumę, wstrzymaną przez twojego… ojca. Nie groź mi więcej, Ocero, albo być może przyjdzie ci weryfikować, czy jesteś w stanie wcielić swe słowa w życie.
- Oczywiście… - Selunita wszedł do pomieszczenia gdzie był Tarnius- Możemy porozmawiać?
Tarnius podniósł głowę i spojrzał Ocero w oczy.
- Tak, synu?
- Nie chcę, abyś z nim szedł. Nie chcę, abyś polował na tych cholernych Widzących. Jeżeli się zgodzisz, ja pójdę z nim się zająć niewiernymi, a ciebie odstawimy do świątyni. Zajmiesz się wszystkimi, pokażesz im jak się bronić. Co ty na to?
- Jak długo mąż bierze odpowiedzialność za swe czyny, decyzje są tylko jego. - przypowiestnie skwitował Tahir.
- To moja wina, ja powinienem wziąć odpowiedzialność i odbyć pokutę zajmując się Widzącymi. Jak mógłbym cię samego puścić?
- Nie jestem jednak twym jedynym dzieckiem. Antasia, Milania i inni. Wszyscy się o ciebie martwią i chcą cię z powrotem.
Jesteś też przywódcą duchowym, a każdy przywódca musi brać więcej względów, niż tylko pokutę. Świątynią Selune w Waterdeep nie jest Dom Książyca… TY jesteś świątynią. I być może od jej odnowienia zechcesz zacząć. Musisz wybrać zatem, zdaje się, powinność męża, lub powinność świątyni. - na koniec słów emisariusz przyklęknął na jedno kolano i schylił nieco głowę, jak gdyby oczekując decyzji przywódcy duchowego, co któryś z mężczyzn mógłby odnieść do porównania Tarniusa do świątyni - jak też protekcji, do jakiej sam Tahir był się zobowiązał.
Ocero nic już nie mówił, ale chyba również będzie musiał uświadomić Tahira, że nikt go nie chce w okolicach świątyni.
- Czemu najpierw tak chciałeś, szacowny Tahirze, przekonać mnie do tej misji, a teraz, gdy przyszedł Ocero wszystko zmienia formę?
- Nic nie zmienia formy, Tarniusie. Twój syn przedstawił propozycję, której żaden z nas nie mógł wziąć pod uwagę pod jego nieobecność, a choć twój powrót do świątyni Selune i szybka odnowa Domu Księżyca może być… ciosem w bluźnierstwa w tej wojnie wiary, wolałbym twoje doświadczenie i obeznanie z tym miastem i z wrogiem jako towarzysza. Jednak pozostaję przekonania, że decyzję możesz podjąć tylko ty. Bez względu na to, jaka będzie, pamiętaj jednak, że z każdą minutą powtarzane kłamstwo bliższe jest iluzji prawdy, i kolejne dusze mogą być bezpowrotnie tracone gdy słowa bezwiernych skostnieją w sieć.
- Beze mnie nie dostaniecie się do nich, wiecie o tym? - mruknął Tarnius.
- Co masz na myśli?
- Tylko ci, którzy doznali ich… “oświecenia” będą w stanie dotrzeć do gniazda niewiernych. Mogę jednak wprowadzać innych, którzy poszukują tego oświecenia.
Selunita westchnął, po czym pstryknął palcami.
- Znam kogoś kto może pomóc. Jednak to będzie czasochłonne… a czasu nie mamy.
- Wygląda więc na to, że zdecydowano za ciebie, Najwyższy Kapłanie. - Tahir wstał, odpinając od talii poznaczony czasem pas ze skóry dziwnego zwierzęcia i wraz z pochwą na sejmitar wręczył Tarniusowi.
- Nie mamy zatem na co czekać.
- Więc idę z wami. Bez urazy Tahirze, ale… nie wyglądasz na kogoś, kogo dałoby się łatwo przekonać na te bzdury. Do tego ja jestem Selunitą, więcej sensu miałoby gdyby przyprowadziłby mnie, a nie rycerza Myrkula z Calimshanu.
- W rzeczy samej. Będę w stanie was wesprzeć, gdyby groziło wam jakieś niebezpieczeństwo, i gdy przyjdzie oczywiście do konfrontacji z bezwiernymi. W tym czasie jednak jesteś… idealnym logicznym kandydatem. Ponadto moglibyście się dowiedzieć więcej, jak daleko sięga ten kult. Jak by nie było, warto dowiedzieć się wszystkiego co już wiesz, Tarniusie.
- Więc idziemy? Będę jeszcze musiał zobaczyć czy Antasia ciągle tu jest, nasz drogi sharif tak nią wstrząsnął, że dziewczyna boi się własnego cienia.
 
__________________
Mother always said: Don't lose!
Seachmall jest offline