Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-02-2015, 12:21   #222
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
-Hai, tak będzie najlepiej -odparła Leiko ze spokojem, nie dając po sobie poznać, że „pielgrzym” zaskoczył ją swym nieoczekiwanym pojawieniem się. Ot, jak gdyby spodziewała się go tutaj zastać, dokładnie na tym słupie, na który niejeden młodzik miałby problem ze wspięciem się.

Pochyliła się w eleganckim, aczkolwiek krótkim powitalnym ukłonie, mówiąc szeptem o beztroskich nutkach -Mogę sobie jedynie wyobrażać jak ciężką misją jest poszukiwanie duchowego oświecenia, skoro cały czas prowadzi ku niebezpiecznym okolicom pełnym Oni..

Prostując się łowczyni spojrzała ku górze, by na uśmiech staruszka odpowiedzieć swym własnym. Również odrobinę ironicznym, lecz przede wszystkim.. kocim. Enigmatycznym w swej naturze, sprawiającym wrażenie, iż wie ona i widzi więcej niż mówi, nawet w tych słowach podszytych drugim znaczeniem.

Starzec zeskoczył błyskawicznie i wylądował miękko i bezszelestnie na ziemi. W ogóle nie poruszał się osoba przyciśnięta brzemieniem lat. A przecież właściwie był szkieletem ludzkim obciągniętym zmarszczkami i miał głowę ledwo na wysokości biustu Maruiken.

- Więc udajmy się w inne miejsce. To jest zatłoczone i pełne… rozgoryczonych osób. - ruszył przodem robiąc za przewodnika. A Kojiro spojrzał pytająco na łowczynię, choć domyślał się, że ona podąży za nim.
-Zostawmy maski na później. Dobrze wiecie, że moja misja nie ma nic wspólnego z oświeceniem. Jestem… ogrodnikiem…- dodał enigmatycznie Daikun.

Kobieta lekko skinęła głową swemu yojimbo, nim nieśpiesznym krokiem ruszyła za staruszkiem. Tak bez słowa wyjaśnienia dlaczego mieliby się zainteresować jego osobą i skąd właściwie ona go zna. Jej sekrecik, wyjątkowy słodki kąsek, którym tym razem to ona mogła nakarmić swego tygrysa o tysiącu tajemnic.
Sama także nie wierzyła w pełni Daikunowi. Tak, raz wspomógł ją pomocną radą, lecz nie zyskał sobie tym bezwzględnego i ślepego zaufania łowczyni. Nie wiedziała kim albo czym był, a tym bardziej jaka była jego rola w tej skomplikowanej układance.
Dlatego idąc, w swym przemoczonym kimonie przylegającym do jej napiętego ciała, Leiko nie pozwalała sobie na nieuwagę. Rozglądała się bystro, gotowa zareagować w razie ewentualnej pułapki.

-Ogrodnikiem? - powtórzyła, odrobinę rozbawiona tą myślą. Wiedziała jednak, że i teraz staruszek po prostu nie mówił jeszcze wszystkiego -Gdzież zatem jest Twój ogród do pielęgnowania? Kwiaty do zadbania, chwasty do wyrwania?
- Rozglądasz się po nim podczas każdej swej podróży
.- zaśmiał się Daikun odpowiadając beztroskim tonem.- Moim ogrodem jest cesarstwo wschodzącego słońca, moimi kwiatami lud tej ziemi, a moimi chwastami… cóż… są na przykład ci czciciele demonów z Tybetu podszywający się pod buddyjskich mnichów.
Sięgnął do tykwy i upił nieco jej zawartości.





- Czasami ten obowiązek potrafi być niezwykle męczący. Lata też robią swoje.- westchnął.
- A kto ci zlecił ten obowiązek? Dla kogo niby pracujesz ogrodniku?- zapytał podejrzliwie Kojiro.
-Jak to dla kogo… dla cesarstwa. Dla cesarstwa stojącego powyżej samurajskich, klanów, daymio…- stwierdził staruszek. - Są zagrożenia bowiem, którego dotykają nie jednej wsi, miasta, prowincji... zagrożenia dla całych wysp japońskich, których krótkowzroczni przywódcy rodów nie potrafiliby zobaczyć, nawet gdyby wlazły im pod kimono.

Nie rozumiała. W innych okolicznościach pomyślałaby, że ma przed sobą bredzącego staruszka, którego myślami i słowami kierował upijany trunek. Ale teraz byłoby to tylko trywializowanie jego osoby, bowiem kobieta podświadomie czuła, iż prawda była o wiele bardziej skomplikowana.

-Wędrujesz po Japonii i starasz się wszędzie dbać o jej dobro? Opiekujesz się nią? W takim razie skoro tutaj jesteś to domyślam się, że nie są Ci obce intencje Chińczyków. Czy masz zamiar powstrzymać ich przed dokonaniem rytuału w Shimodzie? - dopytywała się, próbując objąć umysłem naturę istoty Daikuna.. choć zapewne i to imię było także częścią maski. Ciche westchnienie umknęło spomiędzy jej warg, a posklejane deszczem kosmyki włosów zatańczyły w powietrzu, gdy pokręciła głową w zrezygnowaniu -Ale przecież sam co dopiero widziałeś tego jasnowłosego demona, który z nimi podróżuje. Jest straszliwym chwastem, wręcz niemożliwym do wyrwania z ziemi Hachisuka..

- On jest mieczem nie chwastem.
- poprawił ją staruszek idąc przodem.- On jest jednym z siedmiu oczu. Zebrali ich pięcioro… a przynajmniej tak im się wydawało. To za mało, więc szukają innych sposobów na uwolnienie swego sinpo czyli… jak to zwą w dolinie Indusu?... aaa… potężnej rakszasy z więzienia ukrytego Japonii. Rytuał w Shimodzie pewnie jest jednym z takich sposobów.
- A czym są te miecze?
- zapytał zaciekawiony Kojiro.
-Siedmioro potomków pomniejszego Kami, w których jego krew jest szczególnie silna.- zastanowił Daikun.- Tak sądzę. Są oni pieczęciami do jego wrót i jednocześnie strażnikami owego sinpo.

Ponury cień wymalował się na twarzy łowczyni przez chwilę równie długą co mrugnięcie. Ten.. ten demon, ten jasnowłosy mnich, który właśnie samodzielnie przetrzebił grupę bandytów, był jej podobny? Jakże to mogło być możliwe? Nie mogła mówić za żadną inną osobę ukrywającą tę klątwę, lecz ona przecież nie miałaby z nim szans. Był o wiele potężniejszy, bardziej zabójczy. Być może to mnisi nakarmili go energią Oni, by uczynić z niego takiego potwora? Ona się przed tym wzbraniała, czy gdyby było inaczej, to też siałaby taki postrach?
Zatrwożyła ją ta myśl.

-To jak w tej legendzie o siedmiookiej bestii, ne? I o bohaterskim samuraju, który wyłupał jej oczy, zjadł je i dopiero wtedy mógł ją zabić, a jej potęga dotąd płynie w krwi jego potomków. Do niedawna nie sądziłam, że jest w niej choćby ziarnko prawdy, a co dopiero, że ktoś będzie próbował przyzwać tę kreaturę.. -mruknęła, a niedowierzanie w głosie zdołało ukryć jej wewnętrzny niepokój -W tym pilnie strzeżonym palankinie podobno znajduje się kobieta. Czy to w niej odnaleźli rozwiązanie swego problemu z niedoborem tych mieczy?
-Prawdopodobnie tak i mam wrażenie, że nie będzie dla niej przyjemne, ani dla owych potomków.
- stwierdził po krótkim namyśle Daikun.- Na pewno to co się stanie w Shimodzie ma temu służyć. Może dzięki temu znajdą zagubionych potomków? Może… stanie się coś gorszego? Kto wie?

-Powiedziano mi, że posłuszne mnichom Oni mają w trakcie rytuału porwać kilku co.. bardziej interesujących łowców
-gorzkawy uśmieszek nieśmiało zawitał w kącikach warg kobiety, dopiero co wypowiadające tak niedorzeczne słowa. Ładnie jednak brzmiały, niepozornie. Nie zdradzały przed tygrysem, czemu naprawdę mnisi rwali się do skrzywdzenia jej Tsuki no Musume.
- Ale po co i dokąd? Wykorzystać do wypuszczenia tej bestii z jej więzienia, czy może chcą zabrać ich do swojego klasztoru, aby przemienić we wcale nie gorsze kreatury o włosach białych jak śnieg? Tego nie wiem. I nie mam ochoty się dowiedzieć -mruknęła, po czym wzrok zatrzymała na bardzo drobnej postaci staruszka, mówiąc przy tym wesoło -Nie pogardziłabym i tym razem poradą, Daikun-san.
-Ja… nie wiem. Tu moje informacje się kończą. Niestety nie udało mi się dowiedzieć w jakim celu.
- westchnął smętnie Daikun i spojrzał za siebie na idącą za nim parkę.- Ale może wy coś wiecie?

Łowczyni na moment przeniosła wzrok na Kojiro, a potem koniuszkami palców musnęła swe wargi w zamyśleniu.
- Mam obawy, że niewiele więcej. Ci mnisi są niezwykle tajemniczymi osobnikami, nie sposób w pełni przeniknąć ich zamiarów.. -stwierdziła niechętnie, bo wszak w tym temacie nie była idealnym źródłem wiedzy. Wręcz przeciwnie, sama z największym pragnieniem syciła się każdym użytecznym skrawkiem informacji. Nie miała także jeszcze pewności, jak wiele może zdradzić temu niepozornemu staruszkowi
- Kierujemy się przede wszystkim pogłoskami i podejrzeniami, oraz własnymi interpretacjami tej legendy wokół której kręci się ich zainteresowanie. Póki co możemy przede wszystkim improwizować i próbować im jak najbardziej przeszkadzać w dokonaniu rytuału...
- Legenda… jest problemem. Jest bardzo stara i zdarzyło mi się usłyszeć ją w kilku wersjach. I… muszę przyznać, że słyszałem lepsze historie, niż bohater pożerający swego wroga.- zaśmiał się chrapliwie. I nagle znikł obojgu z oczu. Zaskoczyło to zarówno Kojiro jak i Leiko. Ale gdy zbliżyli się do miejsca w którym zniknął im z oczu, po kilku minutach zauważyli szczelinę w skale, którą łatwo było przeoczyć.
W tą szczelinę wcisnął się starzec i tą szczeliną przeciskali się zarówno Maruiken i Sasaki.

Ukryta kotlina w z niewielkim jeziorkiem wypełnionym gorącą wodą, zapomniana i pokryta pajęczynami jaskinia. Kryjówka bardziej niedźwiedzia niż wieśniaków. Być może jakiś pustelnik mieszkał tutaj, ale byłby to jedyny ślad cywilizacji.
- Mnisi na pewno wiedzą więcej na temat dawnych wydarzeń, a także na temat Jigoku… a skoro już o tym mowa.- mówiąc to sięgnął pod szatę, a łowczyni poczuła delikatne ukłucie Ganriki.





Wyciągnął shurikena i wymamrotał coś pod nosem i błyskawicznie cisnał pociskiem w bok. Przyszpilając jakieś małe oni do starego drzewa. Wielkogłowe, piszczące zębatą paszczą oni, próbujące małymi skrzydełkami oderwać się od kory, do której stary mnich go przybił. Tyle że shuriken nie był bronią mnicha. Ninja się nimi posługiwali.
-Wygląda na to, że Chińczycy kogoś desperacko szukają.- stwierdził Daikun zagadkowym tonem podchodząc do szamocącej się bestii i jednym uderzeniem laski zabijając je.

Długie palce łowczyni rozluźniły swój uścisk na drewnianej rączce parasolki, na której zacisnęły się w gwałtownym odruchu. Dobrym odruchu.
To mgnienie niepewności, że dała się poprowadzić prosto w pułapkę Daikuna, zmusiło jej serce do silniejszego uderzenia, a usta do zamarcia w bezdechu. Instynktownie była gotowa walczyć, nawet nim jeszcze ostrzeżenie Ganriki sięgnęło jej myśli. Ale to nie staruszek okazał się być zagrożeniem. Mimo to prawdziwe źródło niepokoju jej wewnętrznej bestii, nie złagodziło powagi sytuacji. Dreszcz, niby paskudnie oślizgły wąż, powiódł po już i tak wychłodzonym od deszczu ciele kobiety.

-Sądziłam, że do poszukiwań wykorzystują te dziwaczne amulety z kocimi oczami. Czyżby zmienili swoje sposoby? -zapytała, a po przyjrzeniu się stworzonku, dodała -Nie widziałam tej kreatury wcześniej.
Nie wyczuła jej także, dopiero teraz. Leiko rozglądała się po niewielkiej kryjówce, jak gdyby oczekiwała teraz zobaczyć więcej tych szkaradzieństw przysłanych na przeszpiegi. Za nią? Odkryli, że odłączyła się od swojej grupy i próbowali ją odnaleźć, by zaciągnąć do Shimody? -Czy cały czas była z nami? Obserwowała nas?
-Iye… raczej przyleciała tutaj, jedno z wielu oczu mnichów. Amuletów używają do poszukiwań tego, czego natury nie znają. Takie małe demony, służą zaś do poszukiwań tych, których znają wystarczająco dobrze.
- odparł w odpowiedzi Daikun uśmiechając się zagadkowo.- Ale i mnisi z amuletami mogą także udać się na poszukiwanie ich zguby…

-To.. nie jest pocieszająca myśl, Daikun-san
-odparła Leiko, dla której podejrzany uśmieszek pielgrzyma także nie zwiastował teraz niczego dobrego. Czy wiedział, czy domyślał się jakie ona przebrzydłe brzemię w sobie nosi? Tak jak mała miko i Chińczycy, odkrył jeden z jej najpilniej strzeżonych sekretów? Poczułaby się zaskoczona takim odkryciem, lecz nie tak mocno jak na początku swej podróży. Ostatnimi czasy miała wrażenie, że jedynie jej tygrys pozostawał nieświadomy tej części Tsuki no Musume czyniącej z niej potwora. A może i on wiedział więcej niż mówił?

-Być może istnieje możliwość, aby ukryć się przed tymi wszystkowidzącymi oczami mnichów? - złote, błyszczące jak u kota w ciemnościach spojrzenie łowczyni przesuwało się nieśpiesznie od Kojiro do staruszka. Wszak każdy z nich potrafił się ukrywać. Czy to niczym duch, czy to wtapiając się w otaczający go krajobraz -Jakże jednak ktoś może zmienić swoją naturę?
- Może… ale nie na zawsze. Ta sekta jest bardzo uparta.
- stwierdził w zamyśleniu Daikun.- I bardzo potężna.
- I bardzo bogata…
- dodał Kojiro nieco zmęczonym tonem głosu.- Wiemy to, wiemy… A jaki jest jej cel? Bo obudzenie rakszasy, czy czymkolwiek jest mityczny stwór, nie wydaje się być rozsądnym pomysłem. Nie był chyba hojnym i dobrotliwym stworzeniem, ne? Raczej jedynie potężnym.
-Cóż… sekty niekoniecznie działają licząc na zysk w postaci potęgi, czy też bogactwa. Jakikolwiek jest ich cel, niewątpliwie dotyczy on potrzeb duchowych bardziej niż materialnych. Niemniej… to co chcą sprowadzić na Japonię, może być katastrofą przed którą nie ma ucieczki. Jeśli im się uda…
- odparł złowieszczym tonem Daikun.- Na całej wyspie nie znajdziecie nory dość małej, by się w niej ukryć, przed złem jakie zamierzają uwolnić.

-Skłamałabym mówiąc, że interesuje mnie teraz co kieruje tymi mnichami i ich chęcią przywołania takiej bestii. Ślepe oddanie swej wierze, fanatyzm czy szaleństwo.. to mało ważne
– w trakcie wypowiadania tych słów, drewniane geta kobiety zaczęły postukiwać o ziemię, roznosząc się cichym i krótkim echem po kryjówce. W trakcie tej krótkiej przechadzki, dłonią delikatnie musnęła ramię swego yojimbo, w próbie ukojenia jego niecierpliwości.
-Trzeba im coś odebrać. Coś ważnego i niezbędnego w całym planie. Nie znam się na rytuałach, lecz podobno są im potrzebne konkretne.. składniki, ne? Szczególnie do przywołania takiego potwora. Siedmiu potomków, ta kobieta, sami mnisi..-wyliczyła i uśmiechnęła się słabo, bez choćby krztyny czaru i zmysłowości zwykle przecież zachwycających w tym drobnym ruchu warg -Lub.. może powinniśmy już zacząć szukać tego niebiańskiego ostrza z legendy i dzielnego samuraja, który gotów będzie jeszcze raz pożreć oczy tej kreaturze?

- Jeśli wierzyć legendom, dzielnym samurajem mógłby być brat daymio Hachisuka. W końcu Kami naznaczyli go płomiennymi włosami. Czyż nie jest to znak przeznaczenia do wielkich czynów ? A niebiańskie ostrze… cóż… Ma chyba ten młody chłopiec imieniem Akado Yoru, choć…- tu bystre spojrzenie starczych oczu skupiło się na zdobycznym wakizashi Leiko.- i twój oręż wydaje się niezwykły, ne?
- Ale czy jest to niebiańskie ostrze z legend?
- powątpiewał Kojiro.- Wedle legendy jaką mi opowiedziała Maruiken-san, niebiańskie ostrze tkwi wbite w serce samego siedmiookiego oni, a nie wędruje przy obi jakiegoś młodzika.
-To stara legenda…
- przypomniał Daikun.- Trudno powiedzieć ilu brudu przeinaczeń i błędnych interpretacji naniósł na nią czas.

W trakcie tej ich wymiany zdań, łowczyni w milczeniu gładkim ruchem wyciągnęła swe wakizashi zza obi, a następnie ułożyła ostrożnie na otwartych dłoniach. Jak bezcenny skarb, niespotykanej wartości dzieło sztuki lub.. dziecko. Tak, to porównanie stało się bardziej niż idealne w momencie, gdy wędrując wzrokiem po zdobieniach broni, jej oczy lśniły szczerym zachwytem. I dumą.

-Akado-kun.. jest niezwykłym młodym łowcą. Niewątpliwie pisane są mu wielkie czyny, zaś jego katana podobno ma w sobie moc samych Kami, dzięki której panuje nad błyskawicami -powiedziała cichym tonem głosu, zahipnotyzowana wręcz pięknem nieskazitelnej, lustrzanej tafli jaką był podziwiany przez nią smukły kawałek stali.
-Zdarzyło się, iż w czasie podróży w mej grupie łowców były aż trzy niepowtarzalne ostrza. Jego, innego bushi, w którego broni miał być zamknięty demon, oraz.. moje – przy tym ostatnim słowie, Leiko ujęła miękko za rękojeść perfekcyjnie dopasowaną do jej dłoni. Płynnie przecięła bronią powietrze, ciesząc się każdym jej zaśpiewem dzwoniącym w uszach.
-Jeżeli tamte dwa są podobne mojemu, to są to bardzo kapryśne miecze. Jedynie trzymane przez odpowiednie dłonie ukazują swą prawdziwą naturę. A jeśli temu wierzyć i rzeczywiście próbować odnaleźć naszego bohatera godnego legendy.. - zerknęła przez ramię na staruszka i lorda Sasaki, dodając -To brat daymio nim nie jest.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem