Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy

Sesje RPG - Fantasy Czekają na Ciebie setki zrodzonych w wyobraźni światów. Czy magią, czy też mieczem władasz - nie wahaj się. Wkrocz na ścieżkę przygody, którą przed Tobą podążyły setki bohaterów. I baw się dobrze w Krainie Współczesnej Baśni.


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 14-12-2014, 22:16   #221
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Walka się zakończyła. Pozostały po niej ciepłe trupy, które jeszcze przed chwilą oddychały. Teraz… pozostaną pożywieniem dla padlinożerców. Zarówno dwunogich, jak i czteronogich. Bądź co bądź świeże mięso miało wielu amatorów w tych górach, a i mienie zabitych rozbójników pewnie przyciągnie czyjeś chciwe oczy.
Wilki, niedźwiedzie, drapieżne ptaki… ogry, trupożerne yōkai, zabłąkane duchy zmarłych. Świeże zwłoki nie pogrzebane zgodnie z obrządkiem mogły przyciągnąć je wszystkie.
Nie było więc sensu tracić czasu...


Niedobitki bandytów udały się w jedną stronę, a Chińczycy w drugą zabierając ze sobą swych rannych. Byli pewni, że po tym pokazie ich jasnowłosego potwora nikt nie będzie ich ścigał. I mieli rację.
Żadnemu z napastników nawet nie przyszło do głowy, by ich śledzić. Każdy z nich marzył, by znaleźć się jak najdalej od tej bestii. Gdy biegli w góry wydawali się Leiko stadem spłoszonych saren. Spanikowani biegli niemal na oślep, nie zważając na to jak niebezpieczne to może być na śliskich od deszczu górzystych szlakach. Podążanie za nimi było łatwe… dogonienie ich ryzykowne, nawet dla tak zwinnych osób jak Kojiro i Leiko. Uciekali szybko… z pozoru na oślep rozbiegając się po górskich ścieżkach. Z początku Maruiken uczepiwszy się jednej grupki sądziła, że będzie wałęsała się bez celu po górach. Że podążanie za tymi przestraszonymi bandziorami było błędem i stratą czasu. Że te przerażone obdartusy nie wiedzą, gdzie idą. A jednak nie… Deszcz już przestał siąpić, słońce zachodziło, a niedoszli pogromcy mnichów schodzili w ukrytą w górach kotlinę leśną.
Specjalnie kluczyli po górskich ścieżkach, by zgubić ewentualny pościg, bowiem Leiko w blasku zachodzącego słońca dostrzegła pozostałe grupki bandytów schodzące pozostałymi.


Ich kryjówka na wypadek porażki, była dobrze pomyślana, to łowczyni musiała przyznać. Stary budynek będący jedyną pozostałością, po wiosce o której zapomniano jeszcze przed wojną ery Onin. Budowla ukryta w kotlinie o której nawet lord Sasaki nie wiedział… Albo ich niedawno ścięty przywódca był znacznie lepszym strategiem niż szermierzem, albo… za tą kryjówką krył się ktoś inny.
Ktoś sprytny i podstępny, ktoś zdolny wyprowadzić w pole wychowanicę mateczki Chiyome. Ktoś kto potrafiłby ukryć się przed czujnym wzrokiem łowczyni. Daikun.
Leiko nieomal czuła jego obecność pod skórą. Tajemniczy mnich, którego drogi już parę razy się skrzyżowały z jej drogami, na pewno był gdzieś w okolicy. Ale jaka była jego rola w tym wszystkim?
I komu służył?

Większość bandytów już weszła do owego opuszczonego budynku, także i Leiko z Kojiro powoli się podkradali w jego kierunku, licząc że napotkają owego mnicha. Cóż, łowczyni na to liczyła. Kojiro nigdy owego staruszka nie spotkał. Podążali bezszelestnie, oboje idealnie wtapiając w cienie zapadającej nocy.
A jednak zostali zauważeni…
A jednak sami nie zauważyli.
- Na waszym miejscu nie zaglądałbym do budynku. Stracili kamratów, stracili swojego szefa. Nie są w dobrym nastroju. A choć to tchórze z natury, to i głupcy… a głupcy w grupie bywają agresywni.- usłyszeli te słowa tuż za sobą. I z góry.


Mnich stał na szczycie wysokiego słupa, z dwa metry za nimi… Zaszedł nich od tyłu i wdrapał się niezauważony. I to w tam zaawansowanym wieku. Leiko mogłaby się poszczycić takim osiągnięciem.
To było aż nienaturalne.
Kim naprawdę był ten staruszek?! Bo na pewno nie mnichem. I być może… nawet nie człowiekiem.
Póki co Daikun przyglądał im się z wysokości odzywając się raczej cichym tonem.
- Może jednak porozmawiamy w innym miejscu? Z dala od niepotrzebnych świadków?- zaproponował.
Przy okazji sięgnął po tykwę przy pasie.


- Nie wiem jak dla was młodziki, ale dla mnie to był bardzo ciężki i długi dzień.- dodał z ironicznym uśmiechem.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 09-02-2015, 12:21   #222
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
-Hai, tak będzie najlepiej -odparła Leiko ze spokojem, nie dając po sobie poznać, że „pielgrzym” zaskoczył ją swym nieoczekiwanym pojawieniem się. Ot, jak gdyby spodziewała się go tutaj zastać, dokładnie na tym słupie, na który niejeden młodzik miałby problem ze wspięciem się.

Pochyliła się w eleganckim, aczkolwiek krótkim powitalnym ukłonie, mówiąc szeptem o beztroskich nutkach -Mogę sobie jedynie wyobrażać jak ciężką misją jest poszukiwanie duchowego oświecenia, skoro cały czas prowadzi ku niebezpiecznym okolicom pełnym Oni..

Prostując się łowczyni spojrzała ku górze, by na uśmiech staruszka odpowiedzieć swym własnym. Również odrobinę ironicznym, lecz przede wszystkim.. kocim. Enigmatycznym w swej naturze, sprawiającym wrażenie, iż wie ona i widzi więcej niż mówi, nawet w tych słowach podszytych drugim znaczeniem.

Starzec zeskoczył błyskawicznie i wylądował miękko i bezszelestnie na ziemi. W ogóle nie poruszał się osoba przyciśnięta brzemieniem lat. A przecież właściwie był szkieletem ludzkim obciągniętym zmarszczkami i miał głowę ledwo na wysokości biustu Maruiken.

- Więc udajmy się w inne miejsce. To jest zatłoczone i pełne… rozgoryczonych osób. - ruszył przodem robiąc za przewodnika. A Kojiro spojrzał pytająco na łowczynię, choć domyślał się, że ona podąży za nim.
-Zostawmy maski na później. Dobrze wiecie, że moja misja nie ma nic wspólnego z oświeceniem. Jestem… ogrodnikiem…- dodał enigmatycznie Daikun.

Kobieta lekko skinęła głową swemu yojimbo, nim nieśpiesznym krokiem ruszyła za staruszkiem. Tak bez słowa wyjaśnienia dlaczego mieliby się zainteresować jego osobą i skąd właściwie ona go zna. Jej sekrecik, wyjątkowy słodki kąsek, którym tym razem to ona mogła nakarmić swego tygrysa o tysiącu tajemnic.
Sama także nie wierzyła w pełni Daikunowi. Tak, raz wspomógł ją pomocną radą, lecz nie zyskał sobie tym bezwzględnego i ślepego zaufania łowczyni. Nie wiedziała kim albo czym był, a tym bardziej jaka była jego rola w tej skomplikowanej układance.
Dlatego idąc, w swym przemoczonym kimonie przylegającym do jej napiętego ciała, Leiko nie pozwalała sobie na nieuwagę. Rozglądała się bystro, gotowa zareagować w razie ewentualnej pułapki.

-Ogrodnikiem? - powtórzyła, odrobinę rozbawiona tą myślą. Wiedziała jednak, że i teraz staruszek po prostu nie mówił jeszcze wszystkiego -Gdzież zatem jest Twój ogród do pielęgnowania? Kwiaty do zadbania, chwasty do wyrwania?
- Rozglądasz się po nim podczas każdej swej podróży
.- zaśmiał się Daikun odpowiadając beztroskim tonem.- Moim ogrodem jest cesarstwo wschodzącego słońca, moimi kwiatami lud tej ziemi, a moimi chwastami… cóż… są na przykład ci czciciele demonów z Tybetu podszywający się pod buddyjskich mnichów.
Sięgnął do tykwy i upił nieco jej zawartości.





- Czasami ten obowiązek potrafi być niezwykle męczący. Lata też robią swoje.- westchnął.
- A kto ci zlecił ten obowiązek? Dla kogo niby pracujesz ogrodniku?- zapytał podejrzliwie Kojiro.
-Jak to dla kogo… dla cesarstwa. Dla cesarstwa stojącego powyżej samurajskich, klanów, daymio…- stwierdził staruszek. - Są zagrożenia bowiem, którego dotykają nie jednej wsi, miasta, prowincji... zagrożenia dla całych wysp japońskich, których krótkowzroczni przywódcy rodów nie potrafiliby zobaczyć, nawet gdyby wlazły im pod kimono.

Nie rozumiała. W innych okolicznościach pomyślałaby, że ma przed sobą bredzącego staruszka, którego myślami i słowami kierował upijany trunek. Ale teraz byłoby to tylko trywializowanie jego osoby, bowiem kobieta podświadomie czuła, iż prawda była o wiele bardziej skomplikowana.

-Wędrujesz po Japonii i starasz się wszędzie dbać o jej dobro? Opiekujesz się nią? W takim razie skoro tutaj jesteś to domyślam się, że nie są Ci obce intencje Chińczyków. Czy masz zamiar powstrzymać ich przed dokonaniem rytuału w Shimodzie? - dopytywała się, próbując objąć umysłem naturę istoty Daikuna.. choć zapewne i to imię było także częścią maski. Ciche westchnienie umknęło spomiędzy jej warg, a posklejane deszczem kosmyki włosów zatańczyły w powietrzu, gdy pokręciła głową w zrezygnowaniu -Ale przecież sam co dopiero widziałeś tego jasnowłosego demona, który z nimi podróżuje. Jest straszliwym chwastem, wręcz niemożliwym do wyrwania z ziemi Hachisuka..

- On jest mieczem nie chwastem.
- poprawił ją staruszek idąc przodem.- On jest jednym z siedmiu oczu. Zebrali ich pięcioro… a przynajmniej tak im się wydawało. To za mało, więc szukają innych sposobów na uwolnienie swego sinpo czyli… jak to zwą w dolinie Indusu?... aaa… potężnej rakszasy z więzienia ukrytego Japonii. Rytuał w Shimodzie pewnie jest jednym z takich sposobów.
- A czym są te miecze?
- zapytał zaciekawiony Kojiro.
-Siedmioro potomków pomniejszego Kami, w których jego krew jest szczególnie silna.- zastanowił Daikun.- Tak sądzę. Są oni pieczęciami do jego wrót i jednocześnie strażnikami owego sinpo.

Ponury cień wymalował się na twarzy łowczyni przez chwilę równie długą co mrugnięcie. Ten.. ten demon, ten jasnowłosy mnich, który właśnie samodzielnie przetrzebił grupę bandytów, był jej podobny? Jakże to mogło być możliwe? Nie mogła mówić za żadną inną osobę ukrywającą tę klątwę, lecz ona przecież nie miałaby z nim szans. Był o wiele potężniejszy, bardziej zabójczy. Być może to mnisi nakarmili go energią Oni, by uczynić z niego takiego potwora? Ona się przed tym wzbraniała, czy gdyby było inaczej, to też siałaby taki postrach?
Zatrwożyła ją ta myśl.

-To jak w tej legendzie o siedmiookiej bestii, ne? I o bohaterskim samuraju, który wyłupał jej oczy, zjadł je i dopiero wtedy mógł ją zabić, a jej potęga dotąd płynie w krwi jego potomków. Do niedawna nie sądziłam, że jest w niej choćby ziarnko prawdy, a co dopiero, że ktoś będzie próbował przyzwać tę kreaturę.. -mruknęła, a niedowierzanie w głosie zdołało ukryć jej wewnętrzny niepokój -W tym pilnie strzeżonym palankinie podobno znajduje się kobieta. Czy to w niej odnaleźli rozwiązanie swego problemu z niedoborem tych mieczy?
-Prawdopodobnie tak i mam wrażenie, że nie będzie dla niej przyjemne, ani dla owych potomków.
- stwierdził po krótkim namyśle Daikun.- Na pewno to co się stanie w Shimodzie ma temu służyć. Może dzięki temu znajdą zagubionych potomków? Może… stanie się coś gorszego? Kto wie?

-Powiedziano mi, że posłuszne mnichom Oni mają w trakcie rytuału porwać kilku co.. bardziej interesujących łowców
-gorzkawy uśmieszek nieśmiało zawitał w kącikach warg kobiety, dopiero co wypowiadające tak niedorzeczne słowa. Ładnie jednak brzmiały, niepozornie. Nie zdradzały przed tygrysem, czemu naprawdę mnisi rwali się do skrzywdzenia jej Tsuki no Musume.
- Ale po co i dokąd? Wykorzystać do wypuszczenia tej bestii z jej więzienia, czy może chcą zabrać ich do swojego klasztoru, aby przemienić we wcale nie gorsze kreatury o włosach białych jak śnieg? Tego nie wiem. I nie mam ochoty się dowiedzieć -mruknęła, po czym wzrok zatrzymała na bardzo drobnej postaci staruszka, mówiąc przy tym wesoło -Nie pogardziłabym i tym razem poradą, Daikun-san.
-Ja… nie wiem. Tu moje informacje się kończą. Niestety nie udało mi się dowiedzieć w jakim celu.
- westchnął smętnie Daikun i spojrzał za siebie na idącą za nim parkę.- Ale może wy coś wiecie?

Łowczyni na moment przeniosła wzrok na Kojiro, a potem koniuszkami palców musnęła swe wargi w zamyśleniu.
- Mam obawy, że niewiele więcej. Ci mnisi są niezwykle tajemniczymi osobnikami, nie sposób w pełni przeniknąć ich zamiarów.. -stwierdziła niechętnie, bo wszak w tym temacie nie była idealnym źródłem wiedzy. Wręcz przeciwnie, sama z największym pragnieniem syciła się każdym użytecznym skrawkiem informacji. Nie miała także jeszcze pewności, jak wiele może zdradzić temu niepozornemu staruszkowi
- Kierujemy się przede wszystkim pogłoskami i podejrzeniami, oraz własnymi interpretacjami tej legendy wokół której kręci się ich zainteresowanie. Póki co możemy przede wszystkim improwizować i próbować im jak najbardziej przeszkadzać w dokonaniu rytuału...
- Legenda… jest problemem. Jest bardzo stara i zdarzyło mi się usłyszeć ją w kilku wersjach. I… muszę przyznać, że słyszałem lepsze historie, niż bohater pożerający swego wroga.- zaśmiał się chrapliwie. I nagle znikł obojgu z oczu. Zaskoczyło to zarówno Kojiro jak i Leiko. Ale gdy zbliżyli się do miejsca w którym zniknął im z oczu, po kilku minutach zauważyli szczelinę w skale, którą łatwo było przeoczyć.
W tą szczelinę wcisnął się starzec i tą szczeliną przeciskali się zarówno Maruiken i Sasaki.

Ukryta kotlina w z niewielkim jeziorkiem wypełnionym gorącą wodą, zapomniana i pokryta pajęczynami jaskinia. Kryjówka bardziej niedźwiedzia niż wieśniaków. Być może jakiś pustelnik mieszkał tutaj, ale byłby to jedyny ślad cywilizacji.
- Mnisi na pewno wiedzą więcej na temat dawnych wydarzeń, a także na temat Jigoku… a skoro już o tym mowa.- mówiąc to sięgnął pod szatę, a łowczyni poczuła delikatne ukłucie Ganriki.





Wyciągnął shurikena i wymamrotał coś pod nosem i błyskawicznie cisnał pociskiem w bok. Przyszpilając jakieś małe oni do starego drzewa. Wielkogłowe, piszczące zębatą paszczą oni, próbujące małymi skrzydełkami oderwać się od kory, do której stary mnich go przybił. Tyle że shuriken nie był bronią mnicha. Ninja się nimi posługiwali.
-Wygląda na to, że Chińczycy kogoś desperacko szukają.- stwierdził Daikun zagadkowym tonem podchodząc do szamocącej się bestii i jednym uderzeniem laski zabijając je.

Długie palce łowczyni rozluźniły swój uścisk na drewnianej rączce parasolki, na której zacisnęły się w gwałtownym odruchu. Dobrym odruchu.
To mgnienie niepewności, że dała się poprowadzić prosto w pułapkę Daikuna, zmusiło jej serce do silniejszego uderzenia, a usta do zamarcia w bezdechu. Instynktownie była gotowa walczyć, nawet nim jeszcze ostrzeżenie Ganriki sięgnęło jej myśli. Ale to nie staruszek okazał się być zagrożeniem. Mimo to prawdziwe źródło niepokoju jej wewnętrznej bestii, nie złagodziło powagi sytuacji. Dreszcz, niby paskudnie oślizgły wąż, powiódł po już i tak wychłodzonym od deszczu ciele kobiety.

-Sądziłam, że do poszukiwań wykorzystują te dziwaczne amulety z kocimi oczami. Czyżby zmienili swoje sposoby? -zapytała, a po przyjrzeniu się stworzonku, dodała -Nie widziałam tej kreatury wcześniej.
Nie wyczuła jej także, dopiero teraz. Leiko rozglądała się po niewielkiej kryjówce, jak gdyby oczekiwała teraz zobaczyć więcej tych szkaradzieństw przysłanych na przeszpiegi. Za nią? Odkryli, że odłączyła się od swojej grupy i próbowali ją odnaleźć, by zaciągnąć do Shimody? -Czy cały czas była z nami? Obserwowała nas?
-Iye… raczej przyleciała tutaj, jedno z wielu oczu mnichów. Amuletów używają do poszukiwań tego, czego natury nie znają. Takie małe demony, służą zaś do poszukiwań tych, których znają wystarczająco dobrze.
- odparł w odpowiedzi Daikun uśmiechając się zagadkowo.- Ale i mnisi z amuletami mogą także udać się na poszukiwanie ich zguby…

-To.. nie jest pocieszająca myśl, Daikun-san
-odparła Leiko, dla której podejrzany uśmieszek pielgrzyma także nie zwiastował teraz niczego dobrego. Czy wiedział, czy domyślał się jakie ona przebrzydłe brzemię w sobie nosi? Tak jak mała miko i Chińczycy, odkrył jeden z jej najpilniej strzeżonych sekretów? Poczułaby się zaskoczona takim odkryciem, lecz nie tak mocno jak na początku swej podróży. Ostatnimi czasy miała wrażenie, że jedynie jej tygrys pozostawał nieświadomy tej części Tsuki no Musume czyniącej z niej potwora. A może i on wiedział więcej niż mówił?

-Być może istnieje możliwość, aby ukryć się przed tymi wszystkowidzącymi oczami mnichów? - złote, błyszczące jak u kota w ciemnościach spojrzenie łowczyni przesuwało się nieśpiesznie od Kojiro do staruszka. Wszak każdy z nich potrafił się ukrywać. Czy to niczym duch, czy to wtapiając się w otaczający go krajobraz -Jakże jednak ktoś może zmienić swoją naturę?
- Może… ale nie na zawsze. Ta sekta jest bardzo uparta.
- stwierdził w zamyśleniu Daikun.- I bardzo potężna.
- I bardzo bogata…
- dodał Kojiro nieco zmęczonym tonem głosu.- Wiemy to, wiemy… A jaki jest jej cel? Bo obudzenie rakszasy, czy czymkolwiek jest mityczny stwór, nie wydaje się być rozsądnym pomysłem. Nie był chyba hojnym i dobrotliwym stworzeniem, ne? Raczej jedynie potężnym.
-Cóż… sekty niekoniecznie działają licząc na zysk w postaci potęgi, czy też bogactwa. Jakikolwiek jest ich cel, niewątpliwie dotyczy on potrzeb duchowych bardziej niż materialnych. Niemniej… to co chcą sprowadzić na Japonię, może być katastrofą przed którą nie ma ucieczki. Jeśli im się uda…
- odparł złowieszczym tonem Daikun.- Na całej wyspie nie znajdziecie nory dość małej, by się w niej ukryć, przed złem jakie zamierzają uwolnić.

-Skłamałabym mówiąc, że interesuje mnie teraz co kieruje tymi mnichami i ich chęcią przywołania takiej bestii. Ślepe oddanie swej wierze, fanatyzm czy szaleństwo.. to mało ważne
– w trakcie wypowiadania tych słów, drewniane geta kobiety zaczęły postukiwać o ziemię, roznosząc się cichym i krótkim echem po kryjówce. W trakcie tej krótkiej przechadzki, dłonią delikatnie musnęła ramię swego yojimbo, w próbie ukojenia jego niecierpliwości.
-Trzeba im coś odebrać. Coś ważnego i niezbędnego w całym planie. Nie znam się na rytuałach, lecz podobno są im potrzebne konkretne.. składniki, ne? Szczególnie do przywołania takiego potwora. Siedmiu potomków, ta kobieta, sami mnisi..-wyliczyła i uśmiechnęła się słabo, bez choćby krztyny czaru i zmysłowości zwykle przecież zachwycających w tym drobnym ruchu warg -Lub.. może powinniśmy już zacząć szukać tego niebiańskiego ostrza z legendy i dzielnego samuraja, który gotów będzie jeszcze raz pożreć oczy tej kreaturze?

- Jeśli wierzyć legendom, dzielnym samurajem mógłby być brat daymio Hachisuka. W końcu Kami naznaczyli go płomiennymi włosami. Czyż nie jest to znak przeznaczenia do wielkich czynów ? A niebiańskie ostrze… cóż… Ma chyba ten młody chłopiec imieniem Akado Yoru, choć…- tu bystre spojrzenie starczych oczu skupiło się na zdobycznym wakizashi Leiko.- i twój oręż wydaje się niezwykły, ne?
- Ale czy jest to niebiańskie ostrze z legend?
- powątpiewał Kojiro.- Wedle legendy jaką mi opowiedziała Maruiken-san, niebiańskie ostrze tkwi wbite w serce samego siedmiookiego oni, a nie wędruje przy obi jakiegoś młodzika.
-To stara legenda…
- przypomniał Daikun.- Trudno powiedzieć ilu brudu przeinaczeń i błędnych interpretacji naniósł na nią czas.

W trakcie tej ich wymiany zdań, łowczyni w milczeniu gładkim ruchem wyciągnęła swe wakizashi zza obi, a następnie ułożyła ostrożnie na otwartych dłoniach. Jak bezcenny skarb, niespotykanej wartości dzieło sztuki lub.. dziecko. Tak, to porównanie stało się bardziej niż idealne w momencie, gdy wędrując wzrokiem po zdobieniach broni, jej oczy lśniły szczerym zachwytem. I dumą.

-Akado-kun.. jest niezwykłym młodym łowcą. Niewątpliwie pisane są mu wielkie czyny, zaś jego katana podobno ma w sobie moc samych Kami, dzięki której panuje nad błyskawicami -powiedziała cichym tonem głosu, zahipnotyzowana wręcz pięknem nieskazitelnej, lustrzanej tafli jaką był podziwiany przez nią smukły kawałek stali.
-Zdarzyło się, iż w czasie podróży w mej grupie łowców były aż trzy niepowtarzalne ostrza. Jego, innego bushi, w którego broni miał być zamknięty demon, oraz.. moje – przy tym ostatnim słowie, Leiko ujęła miękko za rękojeść perfekcyjnie dopasowaną do jej dłoni. Płynnie przecięła bronią powietrze, ciesząc się każdym jej zaśpiewem dzwoniącym w uszach.
-Jeżeli tamte dwa są podobne mojemu, to są to bardzo kapryśne miecze. Jedynie trzymane przez odpowiednie dłonie ukazują swą prawdziwą naturę. A jeśli temu wierzyć i rzeczywiście próbować odnaleźć naszego bohatera godnego legendy.. - zerknęła przez ramię na staruszka i lorda Sasaki, dodając -To brat daymio nim nie jest.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 09-02-2015, 12:29   #223
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
-Akado-kun też długo nie będzie bohaterem godnym legendy. Jego niebiańskie ostrze ma jeszcze słabego właściciela. Może za parę lat się to zmieni, niemniej teraz raczej nie stanowi wyzwania dla…- Kojiro skupił spojrzenie na Daikunie.- ...czyżby… to ten jasnowłosy gigant? To by się przecież w sumie zgadzało. Jeśli to on miałby stanowić zagrożenie dla planów mnichów, to rozsądnym byłoby to zagrożenie zlikwidować. Nie mogli go zabić fizycznie, więc skorumpowali? Jeśli tak, to… sytuacja robi się… beznadziejna.

-To by wyjaśniało także, dlaczego ktoś taki znajduje się ich szeregach. Nie jest przecież mnichem, przypomina raczej..
-urwała w zamyśleniu, a prowadzone wdzięcznym łukiem ostrze z powrotem troskliwie ułożyło się na jej dłoniach -Demona trzymanego przez nich na łańcuchu.

Palcem psotnie trąciła malutki dzwoneczek u rękojeści, którego dźwięk wprawdzie wyraźnie ją uradował, chociaż nie odwrócił uwagi od tematu toczącej się rozmowy. Tak ponurej i niepewnej -Ale to tylko jeden z siedmiu, ne? Potężny, owszem. Lecz może wśród pozostałej szóstki jest ktoś mogący go pokonać i przeszkodzić Chińczykom. Może któreś z tej dwójki, która jeszcze im się wymyka?

-Nie jest jednak demonem. Jest człowiekiem… jak każde z nas. Więc więzi które trzymają go przy mnichach, czy to lojalność, żądza, strach, chciwość… więzi te można zerwać.- stwierdził z uśmiechem Daikun i podrapawszy się po brodzie dodał.- Niestety podobnie jak mnisi nie znam tożsamości całej siódemki. Ale póki co… najważniejsze to przeszkodzić w tym co mnisi planują w Shimodzie. Bo jeśli osiągną to co planuję, mogą nie potrzebować siedmiu oczu oczu demona.

-Hai
- zgodziła się kobieta bez chwili namysłu. Nawet kuszący do dotykania i podziwiania, trzymany w dłoniach skarb nie potrafił odsunąć w zapomnienie celu tego spotkania ze staruszkiem.
-Grupa z palankinem ma dostarczyć tajemniczą kobietę do opuszczonej świątyni w Shimodzie i tam też spotkać kogoś.. kogoś ważnego. Ale widzieliśmy już jak się zakończyła próba zasadzki na nich, nie ma sensu próbować tego ponownie. Możemy nie mieć teraz wielu możliwości do działania, lecz plan Chińczyków ma przyciągnąć ku nim wiele Oni. Miejsce rytuału będzie chaosem, i może on zadziałać na naszą korzyść -jedna z brwi Leiko uniosła się wdzięcznie w przejawie zainteresowania -Być może moglibyśmy im nieco przeszkodzić, uniemożliwiając części łowców dotarcie do Shimody. Słyszałam, że niektóre z ich grup są atakowane, co na pewno osłabi później obronę mnichów przeciwko zastępom demonów.

- Niestety bandyci nie dadzą się podpuścić ku kolejnym napaściom. Ich przywódca nie żyje, ich serca są pełne przerażenia jakie w nich wywołał ów jasnowłosy mnich
.- westchnął nieco smętnie Daikun.- Szkoda… nie sądziłem jednak, że jeden śmiertelnik może okazać się, aż tak zatrważający.
-Rzeczywiście, wielka szkoda
-krótkim westchnieniem kobieta dodatkowo podkreśliła rację staruszka. Ta ich zgraja naprawdę mogłaby się okazać przydatna, wręcz niezastąpiona w sianiu zamieszania w grupach łowców. Czy ich poświecenie było wartej swej ceny? Na pewno nie zostało zmarnowane. Leiko wszak poznała straszliwą potęgę, z jaką zapewne w końcu przyjdzie jej się zmierzyć.. mniej lub bardziej bezpośrednio.

Eleganckim ruchem ręki umościła wakizashi z powrotem w jego zdobionym saya otulonym kokardą pasa obi.
-Ale tak jak mnisi przyciągają Oni na miejsce rytuału, tak samo do Shimody zmierzają osoby z zamiarem powstrzymania ich mrocznych praktyk. My możemy dalej śledzić grupę z palankinem, z nadzieją na odnalezienie słabostki jasnowłosego lub sposobu na uratowanie tamtej kobiety – zwróciła swe spojrzeniem tym razem na Kojiro, na tę drugą uciechę jej oczu, w których tęczówkach o barwie płynnego złota pojawił się jednak nie podziw. A konsternacja. Niepewność tego, jak wiele mają czasu, czy odnajdą wielkiego tygrysa i czy będzie on dla nich użytecznym sojusznikiem -Może dopiero zejście z tych gór da nam więcej możliwości do działania..

- Istnieje osada po drodze do Shimody, możliwe że jacyś yamabsuhi schronili się w niej. - zamyślił się Daikun.- Bowiem w górach nie spotkałem żadnego z nich. Co mnie niepokoi. Ci eremici potrafili sobie radzić z ciężkim klimatem gór, grupkami bandytów, a nawet górskimi ogrami i pomniejszymi Oni. Ich pomoc byłaby więc wielce użyteczna.
- Ja również.
- potwierdził Sasaki.- Byłem w paru ich kryjówkach. Nie ma śladu po nich.
-Czyżby Maeda?
-wtrąciła się kobieta, wspominając plany Kasana -Przywódca mej grupy łowców rozmawiał z naszym niedawnym gospodarzem właśnie o tej wiosce, o przejściu przez nią w drodze do Shimody. Ale już wtedy Muratsugu-san nie miał z niej żadnych wieści, a podobno była celem demonów.
Jej przypominaniu sobie informacji przekazywanych tamtego wieczora pomiędzy dwoma mężczyznami, towarzyszyło cichutkie zadzwonienie zdobień uszu, gdy w zamyśleniu przechyliła głowę -Mówił także, że Yamabushi zeszli z gór. Czy jest możliwe, aby i oni zainteresowali się praktykami Chińczyków i wyruszyli powstrzymać ich rytuał?

Leiko nie było wprawdzie obce to określenie, lecz brakowało jej doświadczenia z tymi niezwykłymi mnichami oddanymi swym indywidualnym drogom ku oświeceniu. Nie spotkała w swoim życiu żadnego z nich. Nie wiedziała co kieruje ich myślami, a co za tym idzie – jak mogli zareagować na takie zagrożenie zasnuwające ziemie klanu.

- Trudno powiedzieć. Yamabushi podążają drogą shugendō.- stwierdził Daikun pocierając swą krótką bródkę. - Próbują osiągnąć oświecenie stając się jedności z Kami i naturą. Zwykle ne interesują się sprawami tego świata… ale sekta z Chin planuje zakłócić równowagę świata duchów, więc… kto wie.
-Mogą być użytecznymi sojusznikami, ale lata odosobnienia uczyniły z wielu z nich bardzo nieprzewidywalne, chaotyczne, a co najgorsze skupione na sobie istoty.
- zamyślił się Sasaki Kojiro.- Niemniej zwerbowanie kilku z nich, byłoby niewątpliwym sukcesem.

Wargi Leiko rozchyliły się w subtelnym, jednakże dość wesołym uśmiechu rozpromieniającym odrobinę ponurość tych rozmów. Ukryła go wdzięcznie za uniesionym rękawem swego kimona.
-To brzmi, jakbyśmy tworzyli istną armię przeciwko Chińczykom -mruknęła żartobliwie, nim zgodziła się ze swym yojimbo -Spróbujmy zatem odnaleźć chociaż jednego z tych yamabushi. Może widmo wypuszczenia na wolność tak straszliwej bestii będzie dla nich wystarczającym impulsem, aby zjednoczyć się w walce przeciwko wspólnemu wrogowi. Wszak jeśli rytuał się powiedzie, to nie pozostaną im ani sekrety, ani Kami do poszukiwania oświecenia.

- Jeśli już mówimy o armii, to w okolicy dawnego klasztoru kręcą się buntownicy…
- przypomniał Sasaki z uśmiechem. Zaś Daikun dodał ponuro.- Armia by się przydała, łowczyni-san. Mnisi mają pod sobą nie tylko spętane przez nich Oni, ale też i wojska Hachisuka. Daimyo może i nie jest jeszcze ich bezwolną marionetką, ale i to się zmieni wkrótce. Jestem tego pewien. Mają też mnóstwo złota, którymi mogą kupić lojalność krótkowzrocznym bushi.
Pokiwał głową dodając skrzekliwym.- Hai, hai… być może armia będzie potrzebna, jeśli sytuacja rozwinie się niefortunnie.

Słysząc to wszystko kobieta w strapieniu musnęła palcami swój policzek, spoglądając to na staruszka, to na ronina. Szczególnie na tym drugim dłużej zatrzymywała wzrok. Bo i czyżby dostrzegła łobuzerską naturę w tym jego uśmieszku? Czy bawiła go, niczym małego chłopca, myśl o prowadzeniu własnej armii przeciwko mnichom i ich białowłosym kreaturom? Łotr jeden.

-Wiele wymagacie od zwykłej łowczyni -powiedziała po części z niedowierzaniem, a po części z rozbawieniem w głosie -A ja nie mam ani złota mnichów, ani siły przekonania klanowych przywódców, aby przeciągnąć na swą stronę bushi, czy choćby łowców. Większość z nich jest prosta, a przez to zaślepiona lśniącymi monetami jakimi klan ma ich obdarować po dobrze wykonanym zadaniu w Shimodzie. Oni potrzebują wyraźnych dowodów, inaczej nie zwrócą się przeciwko klanowi.
Jeszcze wilgotne kosmyki włosów smagnęły lekko porcelanę skórę Leiko, gdy pokręciła głową, pytając -Póki co skupmy się na zejściu z gór i znalezieniu jakichkolwiek sojuszników, dobrze?

- Zejście z gór nie będzie dla was problemem.
- stwierdził autorytarnym tonem stary mnich.- Jeszcze kilkaset metrów i będziecie na równinie prowadzącej do pól ryżowych otaczających Maedę i jeziora nad którym leży. A ja… chyba poszukam sobie innego miejsca na spoczynek. Spotkamy się w Shimodzie, młodziki.
Podrapał się po policzku i ruszył w kierunku szczeliny skalnej po drugiej stronie kotlinki. Wydawał się znać te góry na wylot.

-Bądź ostrożny, Daikun-san -odrzekła mu Leiko na pożegnanie, bardziej z własnej uprzejmości niż faktycznej troski o staruszka. Nie potrzebował jej, dobrze o tym wiedziała. Wyraźnie sam bardzo dobrze sobie dawał radę z Oni i innymi nieprzyjemnościami podróży. W jaki sposób, to pozostawało tajemnicą.
Objęła się ramionami starając się ogrzać przed wieczornym chłodem, ale jednocześnie próbując uniknąć jeszcze ciaśniejszego przyklejenia do siebie kimona przesiąkniętego deszczem.

-My też powinniśmy się rozejrzeć za kryjówką. Mnisi już raz wysłali tutaj jedną ze swych kreatur, nie chciałabym się obudzić z wpatrzonymi we mnie ślepiami kolejnej – zaś samo wyobrażenie takiego przebudzenia wystarczyło łowczyni do odczucia igiełki wstrętu mającej zatruć jej przyszłe sny. Mimo to w tej chwili zdołała jeszcze posłać mężczyźnie subtelny, lecz nadal czarujący uśmiech ozdabiający jej żartobliwe pytanie -I czyżbyś teraz miał w planach armię zamiast chatki w górach, mój tygrysie?

-Chatka ma swoje zalety… w miłym towarzystwie to niewątpliwie kusząca perspektywa.
- mruknął w odpowiedzi Kojiro, wodząc dłońmi wpierw po jej kimonie, a wkrótce pod nim. Dość szybko zdołał wślizgnąć dłonie pod tkaninę jej stroju. Była to sztuczka, którą niewątpliwie doskonalił na wielu dwórkach i kurtyzanach.- Ale podobnie jak ci yamabushi, tak i my nie zdołamy ukryć się przed zawirowaniami świata. Niemniej mamy jeszcze jeden problem…- mruczał muskając delikatnie wargi Leiko swymi ustami.- Nie mamy generała. Jestem doświadczonym wojownikiem, świetnym szermierzem i życie nauczyło mnie kilku sztuczek i umiejętności. Niestety, dowodzenie nie jest jedną z nich. Armia byłaby przydatna, ale razem z utalentowanym przywódcą. Niemniej… te rozważania, lepiej się prowadzi w ciepłej wodzie, niż w chłodzie nocy, ne?

Miał rację. Mimo zagrożenia ze strony Oni… gorące jeziorko kusiło, tym mocniej im bardziej we znaki dawał się przeszywające zimno nadal wilgotnego kimona.
Doprawdy rozpraszający, przyznała kobieta z rozbawieniem w myślach, kiedy poczuła jak jej ciało drży i napina się spragnione pod dotykiem ronina. Tak bez jej woli, instynktownie już dając się urabiać pod jego dłońmi, wiedząc jak wiele mogą one podarować jej przyjemności.

-Nic Ci nie straszne, byle tylko móc uwolnić mnie z kimona, Kojiro-san? -wyszeptała zbliżając się jeszcze do niego na kroczek, aż już ciasno i samolubnie zajęła dla siebie całą przestrzeń w jego ramionach. Ciepłą i rozkoszną, w której tuliła się do niego swymi kuszącymi krągłościami, tym bardziej wyeksponowanymi teraz oklejającym je ciemnym materiałem odzienia. Była pokusą, słodką i nęcącą, jak gdyby wyzywała tego namiętnego łobuza na próbę. Ciężką.
-Lecz nie powinniśmy tutaj zostawać. Możliwe, że mnisi już wiedzą o tej kryjówce, a nie chciałabym tak bardzo sprawdzać naszego szczęścia – gorącym oddechem muskała wargi mężczyzny. Nie całowała ich, z psotą w oczach i w uśmiechu na ustach umykając przed swym tygrysem -Wolałabym się stąd oddalić. Może uda nam się znaleźć inne miejsce na odpoczynek, ne?
-Nie jestem takim znawcą tych gór jak Yokimura-dono. Niemniej… znam pewną kryjówkę w okolicy.- uśmiechnął się Sasaki. Po czym westchnął.- Tyle, że dojście do niej zajmie nam pół nocy. Niewiele czasu na odpoczynek. A i pewnie niezbyt wygodna… niestety. Czy jednak masz ochotę podjąć taki wysiłek?

Nie odpowiedziała mu od razu, bo i wybór nie był aż tak łatwy. Powiodła spojrzeniem w stronę szczeliny, ledwo widocznej naprawdę, w której dopiero co zniknął staruszek. Gdyby tylko wiedziała wcześniej, to mogłaby go zapytać o inne kryjówki w okolicy znane jemu, lecz niekoniecznie mnichom. Następnie jej wzrok objął zakamarki kotliny upewniając Leiko, że żadne nie wbijają się w nią żadne wyłupiaste ślepia.
W końcu zawtórowała mężczyźnie swym własnym westchnieniem.

-Iye. Jeśli raz im się udało mnie znaleźć, to zrobią to po raz kolejny, nieważne gdzie się ukryję. A łatwiej będzie stanąć przeciwko nim i ich bestiom po odpoczynku, niż po nocy spędzonej na wędrowaniu po górach.. -mruknęła, choć zaakceptowanie takiego rozwiązania nie odpowiadało jej w pełni. Ale czy naprawdę była w sytuacji do wybrzydzania? Nie była, tak samo jak i góry nie były miejscem, w jakim czułaby się bezpiecznie i naturalnie.

Kręcąc lekko głową, nie po raz pierwszy przecież tego wieczoru, łowczyni powłóczystych ruchem przesunęła dłońmi po klatce piersiowej ronina, do którego tak się tuliła w próbie przegnania chłodu i niepokojów -Pamiętasz, kiedy wszystko było łatwiejsze? Zlecenia na demony i wieczory spędzane w opuszczonej świątyni na wzajemnych próbach wykradnięcia sobie sekretów?
-Dla mnie nigdy nie było to łatwiejsze. Jesteś przebiegłą osóbką Maruiken-san.
- mruknął wesoło Kojiro rozkoszując się ciepłem jedwabistej skóry Leiko, gdy jego palce muskały jej ciało.- Niemniej pamiętam czasy, gdy problemów było znacznie mniej i były mniej poważne.

-I nie było tego poczucia beznadziejności, ne? Tego wrażenia, że poruszamy się na oślep w mroku, w którym wystarczy zaledwie jedno potknięcie..
-smukłe i zadbane, pomimo niesprzyjającym temu okolicznościom, palce uniesionej dłoni kobiety zacisnęły się powoli w pięść. Miękko, delikatnie, bo przecież nie w chęci uderzenia mężczyzny. Szczególnie, że zaraz z powrotem je rozluźniła, swym tchnieniem muskając skórę, jak gdyby zdmuchiwała zeń jaki niedostrzegalny pyłek. To co pozostanie po zwycięstwie mnichów.
-Aby Chińczycy zatriumfowali i ich bestia została wypuszczona na wolność -uśmiechnęła się smutno, przyglądając się porcelanowej bieli swych dłoni -To wielka odpowiedzialność złożona w nieodpowiednich rękach.

- Wątpiłbym, Leiko-san.
- mruknął jej do ucha ronin pieszcząc je zarówno ciepłym oddechem jak i miękką pieszczotą ust.- Wątpiłbym, by nasze ręce były nieodpowiednie. Mimo wszystko, kto jeśli nie my? Kto inny mógłby sobie poradzić z tą intrygą, jeśli nie ty… Tsuki no musume?
Poczuła jego schodzące po swej szyi, a palce muskające wiązania bielizny pod kimonem i powoli je rozluźniające. - Osobiście jeśli mam powierzać swój los to w tak zwinne palce jak Twoje Leiko-san, no i mimo wszystko … nie jesteśmy sami. Mnisi mają i innych wrogów.
-Odnoszę wrażenie, że nie jesteś teraz najbardziej obiektywnym z mężczyzn..
- wymruczała z rozbawieniem, tuż po tym jak zachichotała cicho na jego słowa, połączone z tak nieobyczajowymi działaniami jego warg i dłoni -Ale zawsze wiesz co powiedzieć. Arigatou gozaimasu.

W tym czasie jej ręce, jak para węży, zwinnych i nieśpiesznych w swych łowach, zsunęły się bezszelestnie po torsie mężczyzny osłoniętym jeszcze przez jego odzienie. Ale nie na długo. Kilkoma wprawionymi ruchami rozwiązała jego obi, by opadło w nieładzie na ziemię, a ona znów mogła się skryć pomiędzy połami jego kimona. Przylgnąć do niego mocno, aż do wyczucia na swej skórze jego serca bijącego, któremu jej własne towarzyszyło w prędkim rytmie -Cóż jeszcze oprócz giętkiego języka i zręcznej dłoni do miecza, skrywasz w zanadrzu, lordzie Sasaki?

-Gdybym ci powiedział, czyżby nie zepsułoby ci to poszukiwań? Najlepiej takie sekrety odkrywać osobiście, ne Tsuki no musume?
- mruczał w odpowiedzi ronin, sam jedną dłonią wodzą po jej pośladku, podczas gdy druga wędrując po udzie i biodrze kierowała się ku bardziej tajemniczemu zakamarkowi jej kuszących krągłości. Kojiro niewątpliwie miał wiele badawczego zapału, ustami smakując jej wargi i szyję. I ów zapał był dla łowczyni coraz wyraźniej wyczuwalny. Zwłaszcza teraz, gdy się przytuliła do niego całym ciałem.

-Mężczyzna tak dobrze znający moją słabość, musi być najzdolniejszym z kochanków.. lub najgroźniejszym z wrogów – błysk w oczach świadczył nie tylko o pragnieniu kobiety, lecz także o żartobliwej naturze jej słów. Choć czy na pewno? Wszak gdyby tylko zechciał ją skrzywdzić, to taki moment ich lubieżnego zbliżenia byłby ku temu idealny. Zbyt pewną siebie wtedy była, zbyt przekonaną o schwytaniu tego nieokiełznanego drapieżnika. Tego który był jej podobny sprytem.
Stawała przed nim naga i bezbronna. Budziła się i zasypiała w jego ramionach. Rozgrzewał ją w chłodzie poranków, a nocami dbał, ku swej uciesze, aby jej ciało drżało tylko z jego powodu, nigdy z zimna. Zapewniał jej bezpieczeństwo, bo i czyż nie od tego właśnie byli yojimbo? Strzec tego co najważniejsze, a że temu tygrysowi przypadło bycie strażnikiem akurat Tsuki no musume.. to tylko dodawało ekscytacji jego obowiązkowi.

Gdzie się kończyła granica całkowitego działania na rzecz swego zadania, a gdzie zaczynało samolubne czerpanie przyjemności z cudzego towarzystwa?
Nieważne. Znów nieważne.

Teraz nie było więcej słów, nie było myśli zatroskanych ani planów niespełnionych. Nie było klanu Hachisuka, nie było złowieszczych mnichów, ani nawet demonów czających się w mrokach.
Tylko dwa ciała w siebie wtopione namiętnym uściskiem. Jego oddech spragniony na jej szyi, jej dłonie rozkoszujące się ciepłem jego skóry.
Ukojenie.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 09-02-2015, 12:35   #224
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Gwar ludzkich głosów wypełniający powietrze. Pozornie zgiełk, w którym nie sposób było odnaleźć sens. Bezład słów wypowiadanych jeden przez drugiego, wybuchów śmiechu i gniewnych okrzyków. Męczący chaos, mozaika w rozsypce.




Barwy domów i barwy postaci żyjących w nich. Nie tylko ich ubrań, ale przede wszystkich feeria charakterów.
Ile mieszkańców, tyle kolorów. Od dzieci po starców, kobiet po mężczyzn, biednych po bogatych. Wielkie dramaty oraz wstydliwe tajemnice ukrywane w drobnych gestach, subtelnych zmianach nut w głosie i nieudolnych próbach zatuszowania prawdy.

Gejsza krocząca ulicą w dzień. Piękna i elegancka, jak gdyby ktoś tchnął życie w rzeźbioną statuę pozwalając jej cieszyć oczy zwykłych ludzi. Idealna, lecz niedostępna, stworzona tylko do podziwiania. A mimo to coś w zwykle perfekcyjnym makijażu, lub idealnie dopasowanym kimonie podkreślającym urodę.. zdradzało jej romantyczną historię. Niedomalowane, jak w roztargnieniu, Shironuri na szyi, może przekrzywiona lekko kokarda barwnego obi. Drobiazgi niedostrzegalne przez mijające ją osoby, oślepione niezwykłością kobiety.
Ale nie mogły umknąć złotookiemu spojrzeniu.

Mężczyzna, niechybnie jakiś lord, o czym świadczyło jego kimono przesadnie wręcz podkreślające bogactwo jego właściciela. Było zbytkiem, na które zapewne mogli sobie z łatwością pozwalać możniejsi od niego, lecz oni znali gustowny umiar. Być może on potrzebował zawsze zapewniać o swym wielkim dobytku mijanych ludzi, którzy za byle rękaw z jego odzienia mogliby wykarmić całą swoją rodzinę. Być może pod tą dumą i podwójnym podbródkiem uniesionym wysoko, kryło się coś więcej niż zwyczajna ludzka próżność.
Cienie pod oczami zdradzały ciężką noc, może nawet kilka pod rząd, a kimono choć niewątpliwie piękne, to po bliższym przyjrzeniu ukazywało gdzieniegdzie przetarcia, kolory nie były już tak wyraźne, jak gdyby zbyt często przepierane. Nawet w trakcie swego upadku z sakiewką straszącą pustką, potrafił zachować na twarzy maskę. Aby tylko nikt się nie dowiedział, aby nie stracić także w oczach innych.
Ale ona wiedziała.

Dusza i serce Tsuki no musume wzdychały za takimi urokami miasta. Nie za cudownymi widokami jakie mogła podziwiać w swych podróżach. Nie za słońcem chowającym się o zachodzie w jeziorze mieniącym się od jego blasku. Nie za urokliwymi polankami ukrytymi głęboko w lasach, opływającymi bladym światłem cyklopicznego oka spoglądającego z nocnego nieba. Nawet kwiaty, te prześliczne płateczki przyćmiewające kolorami najpiękniejsze kimona, dzielnie przebijające się pomiędzy nieprzyjaznymi skałami, nie budziły w Leiko takiej tęsknoty.

To wśród uliczek miasta i w cieniu majestatycznych pałaców ukazywała się jej prawdziwa natura, pomimo tych wszystkich trucheł Oni jakie pozostawiała za sobą podróżując przez obce ziemie. Właśnie tam mogła kolekcjonować cudze sekrety, odkrywać to co pieczołowicie ukryte i dokładać kolejne fragmenty do swych układanek. Subtelnie i cierpliwie trącając misterne pajęczyny intryg, samej będąc dokładnie w ich środku.

Zatem powodem jej tęsknoty nie było zmęczenie, czy brak wygód. Maruiken Leiko była przystosowana do wypełniania swego przeznaczenia w każdych warunkach, jeśli zachodziła taka potrzeba. Okasan mogła ją posłać ku najgłębszych czeluściom jigoku, a ona by nie mrugnęła, nawet w myślach nie miałaby czelności podważać takiej decyzji.
W gęstwinach potrafiła się poruszać zwinnie i szybko, jak dopiero wypuszczona strzała. Na zimnej ziemi odpoczywała równie dobrze, co otulona delikatnymi jedwabiami na najwygodniejszych futonach. Zaś chłód strumyków orzeźwiająco zastępował jej wszystkie japońskie łaźnie.

Jednakże wędrując ku Shimodzie czuła się.. zbędna i niepotrzebna. Nie miała w sobie tej siły jaką dawały jej zawiłe jak labirynty korytarze domostw i tawern, gdzie bronią były słowa, mimika i gesty, a zbroję zastępowały zdobione kimona. To był jej świat enigmatycznych uśmiechów i niejednoznacznych szeptów, góry zaś.. były potężne, i to ona musiała się im podporządkować. Nie interesowały ich ani najbardziej czarujące uśmiechy, ani giętkość języka, ani piękne kreacje. Zmuszały do pokory.

Zasiewały w niej ziarnko niepewności.
Ta kobieta, stąpająca tak pewnie przecież po ziemi ścielącej się przed nią w mieście, w takiej nieprzystępnej dziczy traciła grunt pod nogami. Nie mogła w niej swobodnie lawirować. Nie mogła być niczym motyl i roztaczać swój czar wśród kwiatów, które w zamian karmiłyby ją swoimi słodkimi informacjami. Najpożywniejszymi z kąsków, odsłaniającymi przed nią mroczne meandry tej wielkiej gry toczącej się w pałacowych komnatach. Niebezpiecznej i perfidnej, a mimo to Leiko dopuszczała do siebie wątpliwości dopiero będąc daleko od tego codziennego tańca na krańcu ostrza.
Żmudna wędrówka przez lasy i góry nie dostarczała jej wielu nowych zagadek do rozwikłania, i przez to miała ona zbyt wiele czasu na zgubne rozmyślania.

Czy na pewno dokonała słusznego wyboru wyruszając razem z innymi łowcami na to polowanie, zamiast pozostać w Miyaushiro i poznawać jego tajemnice? A jeśli kobieta w palankinie nie jest tą, której ona szuka? Wtedy się okaże, że tylko zmarnowała cały ten cenny czas na uganianie się za nawiną nadzieją, gdy powinna poszukiwać siostrzyczki w otoczeniu daymio. Próbować odnaleźć sposób na uratowanie jej ze szponów bestii, zamiast tonąć coraz głębiej w bagnie knowań Chińczyków i bajek o uśpionych demonach. Bo jeśli sama Leiko nie będzie mogła w pewnym momencie zadbać o zaczerpnięcie ożywczego powietrza, to jakże mogła zadbać o bezpieczeństwo tamtej?

Czasem.. czasem w snach krótkimi mgnieniami nawiedzała ją śmierć. Krew na twarzy mistrzyni warzenia zarówno słodko odurzających afrodyzjaków, jak i trucizn zabijających bezboleśnie, niespodziewanie.




Strach rozdzierający fioletem malowane usta i te oczy jeszcze błyszczące ogniem. I jedno słowo raniące ni mniej niż zimne ostrze - „wybaczam”. Spokój umarłej, a obłęd żywej. Zbyt słabej i bezsilnej, by pomóc jednej ze swych najbliższych osób. Żałosnej.

Ta myśl bolała. Ten podświadomy lęk rzucający się jej do gardła, gdy była najbardziej bezbronna. Idealny drapieżnik.
Był jej cierniem w sercu, który w takich momentach przekręcał się i wbijał coraz głębiej. Z miłości do siostrzyczki, lecz przede wszystkim z obowiązku do Okasan. Tak jak umysł potrafił odpierać od siebie wspomnienia wielkich tragedii, tak samo jej wyobraźnia nawet nie dopuszczała do siebie widoku jaki zastałby po powrocie do domu. Zwykle pięknej i pełnej miłości twarzy Mateczki, okaleczonej jednak rozczarowaniem, że to ona, jej ulubienica, zawiodła poświęcając życie swej siostrzyczki. To.. to złamałoby serce Leiko. I gdyby samo to nie było wystarczające do skruszenia jej życia, to nie zawahałaby się przed wbiciem ostrza prosto w swoje ciało. Bowiem śmierć byłaby słodyczą w porównaniu do codziennego przeżywania tego koszmaru bycia.. nieudacznikiem.

Cięższe westchnienie okazuje się być kojącym, tak samo jak i muśnięcie palcami skroni, niczym w chęci fizycznego odjęcia od nich zdenerwowania czającego się w cieniu. Wewnętrzne niepokoje kobiety chowają się przed spojrzeniem zatroskanego Kojiro, a posłanym ku niemu ciepłym uśmiechem rozwiała pytania cisnące się na te usta zgubnie namiętne. Nie całkiem, na pewno nie. Iskry, niby gwiazdy lśniące w jego oczach ciemnych jak nocne niebo, zawsze mówiły jej o tych wszystkich myślach jakich nie wypowiadał. O wiedzy jaką posiadał – o niej, o sobie. O nich.
Wybrała milczenie o swej złości, która ni szpetnym grymasem nie uzewnętrzniła się na jej twarzy. Była jak malowana główka porcelanowej lalki. Jak gdyby nie potrafiła czuć. A przecież ona jak nikt inny, pragnęła uciszyć w sobie tę wściekłą burzę uczuć. Być zimną i niewzruszoną, by móc zlekceważyć ten wewnętrzny ból.

Jedyne co teraz mogła, to spróbować odwrócić swą własną uwagę innymi myślami. Spotkanie z Daikunem pozostawiło ją z wieloma pytaniami, na które odnalezienie odpowiedzi było teraz ważniejsze niż wątpliwości łowczyni. W szczególności zaintrygowało ją to co powiedział o potomkach legendarnego bohatera, których pomimo swych amuletów i rytuałów, Chińczycy nie zdołali jeszcze wszystkich odnaleźć. Sama łowczyni znała tożsamość szóstki, z której niestety większość pozostawała już oplecionych ciasno przez mnisie sieci.

Szlachetny i niewinny Akado-kun przekonany o swym światłym celu. Milczący oraz dość ponury Kazama, który ulubił sobie nieprzerwane towarzystwo demona czającego się w jego mieczu. Kohen słaby na ciele i zdrowiu, lecz posiadający w sobie tę nieznaną dla niej magię, która pomimo swej mroczności prowadziła czarownika ciągle przed siebie. Mnich o niespotykanie jasnych włosach, istny Oni złakniony tego przyjemnego szumu w uszach jaki tylko może dać rozkosz z rozlewania krwi.
Mała, drażniąca czasem Ayame naznaczona w swym życiu zbyt dużą ilością nieszczęścia jak na zaledwie dziecko. I ona, Maruiken Leiko brzydząca się tego daru Siedmiookiego Demona, które każde z nich w sobie nosiło. Brakowało jednego do kolekcji mnichów.

Czy ona już spotkała ostatniego z wyklętych, czy może ich ścieżki dopiero miały się spleść ze sobą?
Wiele osobliwych postaci spotkała od początku tej podróży daleko w Nagoi, ale czy któreś z nich mogło ukrywać w sobie to piętno wypalone na duszy?

Żarliwy Kirisu-kun z radością popisywał się przed łowczynią swoimi umiejętnościami walki z Oni, zawsze mając nadzieję na zobaczenie w odpowiedzi zachwytu błyszczącego w jej oczach. Zachwytu z łatwością mogącego się przekształcić w pożądanie, które to on bohatersko musiałby ugasić na futonie. Potrafił walczyć, nie mogła mu tego odmówić. Był dobrym partnerem na polowaniach, lecz nie wybitnym. Prowadził swe trójzęby gwałtownie, a ogień otulający ich ostrza był zaledwie sztuczką, nie mocą pochodzącą z pożartych demonów.

Ginamoto Sageru chłodny jak lodowa statua, elegancki jak ptak od którego wziął swoje przezwisko. Nie miała okazji zobaczyć jak wygląda jego sposób walki, lecz jeśli pogłoski przenoszone z jednej wsi do kolejnej był prawdziwe, to był on równie straszliwym pogromcą Oni co kobiecych serc. Wzbudzał podziw nie tylko w prostych wieśniaczkach, lecz także u towarzyszących mu łowców, nawet u samego Kumy, który swoimi potężnymi dłońmi mógłby skręcić kark delikatnej Czapli. Wyjątkowo zdolny bushi, czy zwyczajny mężczyzna otulony oddechem swej wewnętrznej bestii?

A Niedźwiedź właśnie, on musiał zawdzięczać latom ciężkiej pracy swoją siłę podobną temu zwierzęciu. Bo i czy nawet to przekleństwo, w przypadku Leiko źródło wielu nienaturalnych mocy, mogło obdarować śmiertelnika takimi mięśniami? Dobroduszny i z poczuciem humoru, a mimo to siał istny postrach na polu walki. Jego wielki miecz niósł za sobą śmierć dla demonów, być może mało finezyjnie lecz jak najbardziej skutecznie. A przecież nie był to nawet jedyny sposób, w jaki Kuma wykorzystywał swój oręż.

Pamiętała także o Sakurze z włosami przypominającymi barwą kwitnące kwiaty wiśni. Była jedyną kobietą pośród łowców, której imię budziło należyty szacunek z powodu pozabijanych przez nią Oni. Maruiken nie znała żadnych z tych historii, mogła sobie jedynie wyobrażać jak wiele miała ona doświadczenia w polowaniach. I jak wiele straciła zyskując je, a pozostawiając w paszczy jakiegoś demona swą rękę i oko. T było olbrzymie poświęcenie, i czy na pewno warte swej ceny?

A to było zaledwie kilku łowców, tych najbardziej oczywistych wyborów. Zaledwie garstka, którą ona spotkała i zachowała w swej pamięci, a przecież klan najął istną armię tych najemników gotowych upolować każdą bestię za błysk złota. Mogła tylko się domyślać, ile pośród nich jeszcze było wojowników wyróżniających się swoimi umiejętnościami.
Poza nimi, ileż jeszcze twarzy przewinęło się przed jej oczami odkąd wyruszyła? A ile z nich miało w sobie iskierkę niezwykłości?

Młody Yasuro, niepozorny przyszły dowódca o ręce biegłej w posługiwaniu się kataną. Uroczy w swej niewinności, podobny do Wilczka. I tak jak w jego przypadku, tak samo ciężko byłoby uwierzyć, że jakiś demon ośmieliłby się zhańbić to ucieleśnienie dobra i samurajskiego honoru.
Akage, czy też Nanashi pod którym to imieniem poznała brata samego daymio Hachisuka. Iye, wszak tak naprawdę to wcale nie poznała, bo i czyż naprawdę miała potrzebę odkrywania tajemnic wszystkich napotkanych postaci, nawet niewadzących jej wędrowców? Być może powinna, acz czy wtedy jej drogi inaczej by się potoczyły i teraz znajdowałaby się w innym miejscu, mając mniej zmartwień na głowie? Wątpiła. Tak jak i w jego bycie jednym z siódemki, choć czy mogła wierzyć, że jej wakizashi ukazywało swą prawdziwą naturę tylko w dłoniach przeklętych wybrańców?
Może był nim któryś ze straszliwych, białowłosych sług klanu – Ishiki lub nawiedzający ją w koszmarach Gozaenmon. Być może byli podobni temu jasnowłosemu mnichowi, zatem nakarmieni przez Chińczyków energią demonów, by stać się potężniejszymi, straszliwymi.. bardziej zwierzętami niż ludźmi, gotowymi rzucić się do walki na byle skinienie swych szacownych panów. Nie wiedziała, z którym z tej trójki spotkanie napawałoby ją największym przerażeniem.
Może..

Umysł kobiety rozpaczliwie poszukiwał odpowiedzi. Nie tylko daleko w Miyaushiro albo w coraz mniej odległej Shimodzie, lecz także i w najbliższym otoczeniu. Dlatego zawiesiła swój wzrok na kołyszących się długich pasmach włosów należących do mężczyzny wyszukującego dla nich najwygodniejszych ścieżek pośród podstępnych gór.

Ah, jakąż byłoby psotą ze strony kapryśnych Kami, aby ten fragment układanki pozostawić jej tuż przed nosem.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 19-02-2015, 20:26   #225
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Poranek… przynosił różne pokusy.


A wśród nich nieznaną dotąd Leiko pokusę zapomnienia. Otoczona przez intrygi wykraczające poza znane jej dobrze układy władzy żądzy oraz chciwości w których czuła się jak ryba w strumieniu, traciła grunt pod nogami. Maruiken źle bowiem się czuła w obecnej roli, pionka sił których natury nie pojmowała. Wiedziała już że mnisi ją potrzebują do realizacji swych planów, ale jakie były szczegóły owych planów?Czy jej siostrzyczka uwięziona w zamku nie była przypadkiem przynętą na nią ?
Przerażająca perspektywa.

Czy przyjdzie Leiko wieść żywot zaszczutego lisa, na którego będą polować słudzy mnichów? Czy dano jej wybór? Dotąd była snem, pojawiającym się nagle i znikającym równie szybko. Czasem słodkim snem zapomnienia, czasem zimnym snem śmierci. Zawsze jednak w cieniu, zawsze z boku… teraz, wystawiona na spojrzenia czuła się nieswojo. Czuła się bezbronna.
Ale nie w jego ramionach. Otulona przez swego yojimbo czuła się bezpieczna. On oddzielał ją od zagrożeń, on oddzielał ją od zmartwień, on oddzielał ją od rosnącej potęgi jej oka.
Przy nim była tylko Leiko, łowczynią. Choć nie mogła wątpić iż ronin domyślał się więcej niż okazywał, to jednak Sasaki Kojiro wydawał się tym nie przejmować. Może nie miało to znaczenia dla niego.
Może wystarczała mu świadomość trzymania w jej swoich ramionach i rozkoszowania jej nocnym towarzystwem.
Sam z poplątaną przeszłością, akceptował taką Tsuki no musume, jaką mu odsłaniała nie zagłębiając się jej prawdziwą przeszłość i prawdziwą naturę.
Była to pokusa. Udawać przed nim i przed sobą, zwyczajną kobietę.


Zapomnieć o Oku, zapomnieć o mateczce, obowiązkach, przeszłości. Zostać Tsuki no musume z jego wyobrażeń. Dla Maruiken osaczanej przez implikacje wynikające z niechcianego dziedzictwa, była to pokusa trudna do zwalczenia, zwłaszcza wczesnym porankiem, gdy w jej tygrysie budził się apetyt, który mógł być zaspokojony jej wężowym splotem ciała łączącym oboje w jeden pulsujący rytmem miłości organizm.

Sen jednak nie mógł trwać wiecznie.

W końcu musieli wyruszyć porzucając za sobą góry i ich tajemnice. I wątpliwości. Przytulona do ramienia swego obrońcy i zadumana. Ostatnia noc pozwoliła rozproszyć nieco lęki, dzisiejszy poranek całkowicie je stłumił… szkoda, że tak samo nie pozwolił stłumić głodu. Z drugiej strony rozmyślania o wczorajszej rozmowie wlały nieco otuchy w serce Leiko.

“Nie jest jednak demonem. Jest człowiekiem… jak każde z nas.”


Tak powiedział starzec o złotowłosym Oni. A skoro jest człowiekiem, a nie potworem ze świata duchów to łowczyni miała szansę na zwycięstwo. Wszak na naturze ludzkiej, a zwłaszcza na męskich namiętnościach znała się bardzo dobrze. Mogła z nim nie wygrać bezpośredniej konfrontacji na miecze… ale wystarczyło wszak zmienić zasady pojedynku na bardziej wygodne dla niej, ne? Wszak i tak zawsze wolała korzystać ze swego wakizashi jedynie w ostateczności.

Ruszyli do Maedy… Nie było wszak na razie potrzeby podążania tuż za grupą z palankinem. Wiedzieli dokąd zmierza. Mogli ich dogonić, gdyż tamci poruszali się wolniej i nie mogli wybierać najkrótszych szlaków. W Maedzie mogli się kryć potencjalni sojusznicy, więc warto tam było zajrzeć. Nie mówią już o tym, że w Maedzie można było kupić ciepły posiłek, co było dodatkową motywacją do wyruszenia właśnie tam. Miała wszak sporo monet zarobionych u Hachisuka i paradoksalnie nie miała ich gdzie wydać. Pierwszy raz łowczyni zetknęła się taką sytuacją.
Podróży ku temu miastu towarzyszył miły ciepły blask słońca. Ganriki milczało, więc podróż w towarzystwie jej osobistego tygrysa zapowiadała się przyjemnie. Tym bardziej, że kolejne niespodzianki również były równie przyjemne.

Trop tygrysa jaki przeciął ich drogę i prowadził w podobnym co ich kierunku. Trop olbrzymiego tygrysa… co pozwalało łatwo zgadnąć do kogo ów trop należał. Niestety dość szybko ów trop gubił się wśród traw, więc nie byli w stanie go śledzić. To jednak był kolejny promyczek otuchy wlany w serce Leiko. Bo czyż ktokolwiek mógł mierzyć się z tą olbrzymią bestią , która potrafiła urywać głowy jednym kłapnięciem paszczy? A która była jej sojusznikiem?
Nic więc dziwnego, że Mauriken towarzyszył dobry humor. Ale gdy zbliżali się do Maedy, poczuła zimno przeszywające jej ciało do kości. Strach który pojawił się znikąd sprawił, że bardziej przytuliła się do Kojiro.
Czuła że coś jest nie tak, czuła zagrożenie, czuła jak ganriki się w niej budzi i… nie potrafiła zlokalizować zagrożenia, choć miała wrażenie, że z każdym krokiem zbliża się ku niemu.

I że bez względu, gdzie by ruszyła i tak by go nie uniknęła. Karma… z którą musiała się zmierzyć.
Zbliżali się do Maedy… ukrytej pomiędzy dwoma zboczami wioski, której pola ryżowe schodziły kolejnymi terasami do jeziora.
Idealne miejsce na sielskie życie… kiedyś. Teraz Maeda była ruiną pozbawioną życia.


Brama była uszkodzona, budynki zniszczone. Maeda nie przetrwała wojny. Jej mieszkańcy uciekli lub zginęli. Czy na pewno?


Choć wyglądała na pustą i zapomnianą, to łowczyni nie ufała temu pozornemu spokojowi. I sięgnęła po swe własne sztuczki. Naimenteki joukei ujawniło przed nią prawdę. W tej wiosce były Oni, duże i liczne. Aż sześć sporych okazów wręcz błyszczących w jej spojrzeniu. Kryły się w starych chatkach, najwyraźniej na nią oczekując… albo kogoś innego, choć w to Maruiken wątpiła.
Był tu też człowiek, ale kto?

Pozostało to sprawdzić. Bądź co bądź, Maruiken była też i ciekawa sytuacji panującej w tej osadzie. Teraz gdy wiedziała o pułapce, mogła wykorzystać tę wiedzę przeciw napastników. Mogła się tam podkraść niezauważona wraz z Kojiro, którego talentom w tej dziedzinie mogła zaufać na równi ze swoimi.
Więc powoli i cicho zbliżali się do osady, łącząc się z cieniami rzucanymi przez zachodzące słońce.
Dotarli niepostrzeżenie pod bramę, prześlizgnęli się pod ścianę najbliższego zabudowania i wtedy łowczyni wreszcie mogła się przyjrzeć człowiekowi oczekującego na nich.


Hirami Kasan… stał oparty o ścianę rozpadającego się domostwa pogrążony w rozmyślaniach nad niestałością świata lub parszywych powodach, dla których tkwił w tym miejscu. Iye… po dłuższym przyglądaniu się Leiko stwierdziła, że się myliła. Wcale nie był zamyślony. Wyraźnie na kogoś oczekiwał.
Po chwili w cieniu zburzonego domostwa dostrzegła ukrytą w mroku sylwetkę szerokiej w barach rogatej istoty wysokiej na trzy metry. Oni… duży i pewnie potężny. Nie jedyny. W tym miejscu było ich jeszcze pięć. Nie kryli się przed Kasanem, niewątpliwie samuraj musiał o nich wiedział.
W końcu i Hirami i Oni byli częścią pułapki.
Czekali. Tak jak on. Czekali na kogoś. Czekali na nią.
Tak czuła w sercu i dlatego zadrżała zaskoczona, gdy Kasan w końcu się odezwał oblizując lubieżnie wargi. - Wyjdź ze swej kryjówki, wraz ze swym towarzyszem o znajomym zapachu. Nie ma się co ukrywać. I tak cię znajdę Maruiken-san.
Skąd... wiedział?Przecież jej nie mógł zobaczyć.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 27-03-2015, 16:01   #226
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
-Powiedz, Kojiro-san..-słowa wypowiedziane przez kobietę miękkim tonem, ucięły ciszę otulającą podróżników. Nie było ona męcząca, na pewno też nie była niezręczna. Po prostu urokliwie naturalna, z wtórującymi im śpiewami ptaków oraz szumem liści drzew i krzewów.

Wędrowali na tyle szybko, by nie zastała ich kolejna noc w górach. A jednocześnie na tyle spokojnie i nieśpiesznie, by rozmowa nie wadziła wędrowcom. Wręcz przeciwnie, mogła stać się przyjemnością rozganiającą znużenie, grą pomiędzy dwójką osób posiadających swe zagadki, w której to wygraną stanowiło poznanie natury swego rozkosznego przeciwnika.

Spijanie tajemnic z warg swego yojimbo, było dla Leiko idealnym spędzaniem czasu. Zawsze ekscytującym, zawsze wymagającym od niej doszukania się kruszyny prawdy pośród jego mozaiki uników i słodkich słówek.

-Gdzie byś teraz był, gdybyśmy nigdy nie spotkali się w Nagoi? Gdyby nasze ścieżki nie splotły się ze sobą na Twych rodzinnych ziemiach, gdybyś nie postanowił porywać co noc Córy Księżyca i wpaść wraz z nią w pajęczyny mnisich intryg? -melancholia odbijała się w jej złocistych oczach, gdy spoglądała przed siebie z cienia rozłożonej parasolki -Czy sądzisz, że mimo to poczułbyś jakiś zew kierujący Cię ku Shimodzie? A może odnalazłbyś swą siostrę, a teraz byłbyś już daleko od klanu, ciesząc się spokojem w górskiej chatce? Ani myśląc o demonach, ani o armiach, ani o przeszłości?

- Gdybym odnalazł siostrę… znikłbym jak duch.
- mówił powoli ronin zastanawiając się nad jej słowami.- Zbyt długo wędruję nie skrępowany żadnym więzami powinności. Za bardzo zasmakowałem w wolności… by znów stać się więźniem własnego honoru. Moje ziemie są puste. Siostrzyczka jest bardziej bezpieczna ukryta w rodzie Dasate. Ja sam jestem duchem przeszłości. I niech tak już pozostanie. Nie jestem jednak pewien czy byłaby to samotna górska chata, Leiko-san. Japonia ma jeszcze wiele urokliwych miejsc do odwiedzenia, wiele dróżek do przemierzenia, wiele smaków do spróbowania. Ale ty jako łowczyni… pewnie wiesz o tym lepiej niż ja, ne? Masz jakieś miejsce, które uważasz za dom, które jest ci szczególnie bliskie?
-Iye
– skłamała krótko w odpowiedzi Leiko -Widziałam wiele urokliwych miejsc, lecz żadne z nich nie było domem. Wojna zniszczyła wszystko co bliskie, a później nadeszły polowania prowadzące mnie za zarobkiem po wioskach, kierujące od jednego miasta do kolejnego. Zwierzyna nie zwykła sama przychodzić pod drzwi łowcy.

Uśmiechnęła się potem subtelnie, zaledwie uniesieniem kącików ust, jak gdyby z odrobiną nieśmiałości. Delikatnym ruchem ręki trzymającej za rączkę parasolki odsłoniła swój nadgarstek, a na nim tak długo już przewiązaną należącą do ronina tasiemkę, niecodzienną ozdobę kobiecej urody -I czy nie związałeś się ze mną powinnościami? Czyż nie dlatego jesteś tutaj, idący w pewną pułapkę gości swego dawnego klanu, zamiast rozkoszować się gdzieś daleko swą wolnością?
-Iye Leiko-san, to przyjemność, a nie powinność.
- uśmiechnął się czule Sasaki do łowczyni.- Idę tam gdzie chcę, podążam za tym, za kim chcę. To że jestem tu obok ciebie, to mój wybór i w ogóle go nie żałuję. I przyznaję, że obecne problemy z mnichami… cóż…- oparł dłoń na rękojeści swej katany.-Przyznaję że rodzinne ziemie zaczęły zaskakiwać tajemnicami o których nie wiedziałem i kłopotami jakie się tu pojawiły. Nie wiem ile prawdy przekazał stary mnich, ile sekretów zdradził mała miko. Jednak zbyt wiele się dowiedziałem, by po prostu odwrócić się i odejść.

-Czyżby... -kobieta w rozbawieniu skubnęła zębami swą wargę, wspominając ich spotkanie w opuszczonej świątyni, w czasie którego pierwszy raz usłyszała jego imię -Czyżby to słabość, mój tygrysie? Teraz Ty pozwalasz się prawie bezwolnie kierować w stronę wyraźnego niebezpieczeństwa, aby poznać sekrety skryte głęboko pod symbolami Hachisuka? Czy taka słabość nie miała być kobiecym przywilejem?
Westchnęła potem, ale nie ciężko, nie ze zmęczenia. Jej ciche westchnienie było spowodowane nieco rozleniwionym nastrojem rozmyślań w jaki popadła -Tyle czasu już wędrujemy razem. Odnoszę wrażenie, że już od Nagoi, wprawdzie osobno, lecz zawsze blisko, zawsze w końcu musiały się spleść nasze drogi. A ja nie wierzę w przypadki, i czasem zadaję sobie pytanie, jaka Tobie przypadła rola do odegrania. Oprócz uprzyjemniania mi tej niewdzięcznej podróży.

- Obawiam się że moje słabości są bardziej przyziemne niż ciekawość.- odparł wesoło ronin zerkając znacząco spojrzeniem po ciele łowczyni. Po czym zamilkł na moment rozważając głębsze implikacje jej słów.- Może i jest w tym wszystkim Karma, ale nie czuję się niewolnikiem losu, a ty Leiko-san?
-Czasem, Kojiro-san
-mruknęła, a przekrzywiając lekko parasolkę odsłoniła nad sobą niebo, ku któremu wzniosła zatroskane spojrzenie -Czasem czuję się bezsilna na myśl o tym, co czeka na mnie kolejnego dnia, kolejnej nocy. Tak jak teraz, gdy z każdym krokiem coraz bardziej tracę kontrolę nad tym co mnie otacza. I co może na mnie czekać za następnym zakrętem ścieżki.
Stąpała ostrożnie po górskich szlaku, bo chociaż nie powinny być jej straszne żadne kamyczki czy nierówności ziemi, to takie zapatrzenie się w śnieżnobiałe obłoki mogło być zdradzieckie i zakończyć się potknięciem -Wtedy.. wtedy mam wrażenie, że ktoś inny rządzi mym Losem i ja nie mogę nic zrobić przeciwko jego kaprysom. Nic zmienić w tym, co dla mnie zaplanowano.

- Niemniej nie jesteś piórkiem na wietrze, ne?- zapytał Kojiro z ciepłym uśmiechem.- Nie jesteś nieświadomą biegu wydarzeń osobą, jak towarzyszący ci do niedawna łowcy, ne? Wiesz co się dzieje dookoła ciebie i świadomie dokonujesz wyborów wpływając na wydarzenia.
-Hai
– przyznała mu rację łowczyni -Chociaż czasem zazdroszczę im tej niewiedzy, tego poczucia słodkiej nieświadomości zagrożenia jakie na nich czyha. To musi być.. - zamilkła poszukując odpowiedniego słowa -..miłe. I na pewno łatwiej byłoby przeszkodzić mnichom, gdyby więcej łowców wiedziało o ich mrocznych planach. A tymczasem to my musimy nosić na barkach całą tą wiedzę i towarzyszące jej zmartwienia.

Opuściła głowę, by tym razem złocisty wzrok zatrzymać na czymś o wiele ciekawszych od chmur płynących nieśpiesznie po niebie. Czymś także przyjemniejszym dla oczu, czym była przystojna twarz jej yojimbo. Uśmiechnęła się do niego -Chociaż przyznaję, jest o wiele lżej, gdy ten ciężar się rozdziela na dwoje.
-Miło dzielić tajemnice z tak rozkosznym spiskowcem ja ty, Tsuki no musume.
- ronin ujął tę jej dłoń, która była wolna od ciężaru parasolki i musnął jej wnętrze ustami.- A i nie ma się co przejmować mnichami. W tej chwili ich tu nie ma. W tej chwili ich uwaga w niewielkim zapewne stopniu jest skupiona na nas.

Dotyk jego ust na skórze był tak przyjemnie gorący, że spodziewała się później zastać na dłoni ślad po tych kuszących wargach. Rozkoszne piętno, pamiątkę po namiętności zamiast wstydliwą oznakę klątwy.
Leiko w milczeniu przyglądała się tej czułostce swego tygrysa. Czyż było możliwe, aby jakiś przebrzydły demon z legend pozostawił swe odbicie w tak niezwykłym mężczyźnie? Jakież to dopiero byłby smutny kaprys Losu. Przekleństwo wszak nie oszczędzało ani niewinności, ani urody, ani świętości, ani sprytu. Mogło obudzić się w każdym.

Opuszki palców kobiety pieszczotliwie musnęły policzek ronina, gdy zapytała -Czy widziałeś ze swego ukrycia co się wydarzyło jak młody Akado-kun pochwycił w dłoń moje wakizashi? To, które odebrałam widmowym strażnikom w kopalni na Twych rodzinnych ziemiach?
-Iye… byłem za daleko. Yokimura-dono był zbyt czujny, bym mógł sobie pozwolić na obserwowanie was z bliskiej odległości.
- zaprzeczył Kojiro z lekkim uśmiechem.- Twój Nanashi okazał się naprawdę czujnym strażnikiem. I kłopotliwym.

-Mój Nanashi?
-powtórzyła łowczyni z wesołością w głosie. Pokręciła głową i ze stuknięciem swych geta przystanęła w miejscu, jak w chęci zrugania mężczyzny za tak niemądre pomysły. Ale nie, ona delikatnie uwolniła dłoń z jego jakże zgubnie miłego uścisku, i sięgnęła nią ku broni zawsze wygodnie umoszczonej za kokardą zdobiącą jej obi. Trzymając ją ostrożnie, z wyraźną troską jak swój największy skarb, mówiła w zamyśleniu -Zmieniło swój kształt, Kojiro-san. To co w mych dłoniach pozostawało wakizashi, w nim musiało rozpoznać bushi i pod jego dotykiem przybrało bardziej właściwą dla niego postać. Katany. A mimo to w dłoniach Nanashiego pozostawało jedynie chłodnym, pozbawionym duszy ostrzem.
- Słyszałem o magii, o starożytnych duchach śpiących w broni i czekających na odpowiednie osoby. Na te wybrane… na te… wyjątkowe. Szkoda, że… nie wspomniałaś o tym tej miko. Wydawała się dość obeznana w magicznych sztukach. Mogłaby powiedzieć coś więcej.
- zamyślił się Kojiro przyglądając jej skarbowi. Po czym uśmiechnął się wesoło dodając ironicznie.- Ale myślę że nasze drogi i ścieżki Korogi oraz jej yojimbo prędzej czy później się przetną. Będzie więc okazja.
-Oh, na pewno. Nie sądzę jednak, bym musiała przy każdej mej trosce zwracać się do niej po pomoc, nie uważasz?
-odpowiedziała mu z podobną nutką ironii oraz drgnięciem jednej z malowanych brwi, w subtelnym wyrazie niechęci wobec poszukiwania odpowiedzi u małej miko. Owszem, czasem bywała przydatna, posiadała wiedzę, której brakowało chodzącej pewnie po ziemi Maruiken, lecz nie była jedynym źródłem informacji.

-Ale nie mówię Ci o tym, by poradzić się Ciebie w kwestii niezwykłych artefaktów, mój tygrysie – słowa swe osłodziła czarującym uśmiechem. Ufała jego niezliczonym umiejętnościom, lecz chociaż miał wiele niezliczonych wręcz talentów, to wiedzę o mistycyzmie prezentował podobną jej samej.

Czuła w dłoni przyjemny ciężar broni oraz zdobienia saya wyraźnie odznaczające się pod jej smukłymi palcami. Maleńki dzwoneczek wiszący u rękojeści zabrzmiał swą cichutką, krótką pieśnią, kiedy kobieta wyciągnęła wakizashi w kierunku ronina -Iye, iye. Jestem po prostu ciekawa, jak moje wakizashi zareagowałoby na Twój dotyk.
-Mój dotyk?
- ronin ostrożnie sięgnął po skarb Leiko i powoli wysunął go z saya. Zacisnął powoli dłoń jakby bał się iż okaże się kruche i delikatne niczym chińska porcelana. Nie było takie. Wykonał kilka zamachów wakizashi i mruknął.- Lekkie… bardziej niż powinno. Bardzo lekki oręż, ale rękojeść solidna.

Nie było żadnej zmiany w wyglądzie broni. Kojiro nie miał w sobie tego czegoś co miała ona i Okami-kun.

To.. okazało się nieść za sobą falę ulgi w ciele i duszy łowczyni. Każde przecięcie powietrza przez ostrze, tak zimne i niewzruszone dotykiem Kojiro, napełniało ją poczuciem zadowolenia, że Los oszczędził jej yojimbo zostania przeklętym. Jego uczy błyszczały tylko łobuzersko lub z pożądaniem na jej widok, nigdy z powodu klątwy przebudzającej się w jego krwi. Nie pożerał energii zabitych przez siebie demonów, nie obdarowywały go swymi mocami, a każdy z jego talentów był jego własnym. Nie miał w sobie niczego obślizgłego, niczego nienaturalnego.

-Tak jak powinno być.. -wymruczała enigmatycznie, a następnie zbliżyła się jeszcze do niego, nie zważając na wakizashi zręcznie tańczące w jego dłoni. I unosząc się lekko w swych geta, w pocałunku musnęła fioletem ust policzek swego tylko ronina.

Zaskoczyła go tą chwilą czułości. Zamarł w miejscu. Po czym objął łowczynię w pasie, przytulił i pocałował. Wpierw delikatnie, potem czule, potem namiętnie i zachłannie… potem jego usta wędrowały po jej szyi. Aż w końcu się opanował i uśmiechając rzekł.- Jesteś zaprawdę niebezpieczną osóbką, Leiko-san. I to na wiele sposobów.
-Mmm.. może tylko odrobinę mniej przewidywalną od innych kobiet z jakimi splatały się Twoje ścieżki. Ale czy na pewno niebezpieczną?
-zapytała Leiko wtulając się w niego, otulając się jego ciepłem i zapachem. Oh, jakim wytchnieniem było mieć o jedno zmartwienie mniej.
-Czyż nie jestem w Twych objęciach delikatna jak lalka z porcelany? Czyż nie sprawiasz zaledwie swym spojrzeniem, że drżę, a me serce bije szybciej? A Twe wargi, Kojiro-san... -koniuszkami palców jednej dłoni musnęła kąciki jego ust uniesione w uśmiechu. Cofała je psotnie, aby w znanej sobie pieszczocie nie zdążył ująć żadnej z opuszek w usta, prosto na pastwę tego zwinnego języka -Czyż nie są najstraszliwszą bronią jaką masz w zanadrzu przeciwko mnie? Czyż nie wystarczy zaledwie ich jedno muśnięcie, bym stała się bezwolna, kuszona wizją zatonięcia w przyjemności, jaką tylko one mogą mi dać? -przekrzywiła głowę, by móc spojrzeć na mężczyznę spod wachlarzy gęstych rzęs -Ryzykiem jest każda chwila spędzana z Tobą.

-Zapewniam cię moja Tsuki no musume… to obosieczna broń. Bo czyż nie jest pokusą, by ukryć się z tobą wśród gorących źródeł i rozkoszować każdą chwilą..
- Kojiro szeptał do ucha Maruiken ogrzewając je swym oddechem i wprawiając całe ciało łowczyni w drżenie. Wszak jego usta były tak blisko, czy muśnie jej płatek uszny? Iye, to złe pytanie… Właściwe brzmiałoby raczej, kiedy to zrobi? Drażnił się z jej oczekiwaniami, podsycał ciekawość, uwodził. Musiał być postrachem na dworze Hachisuka. Któraż wszak mogła by się mu oprzeć, skoro taka doświadczona uwodzicielka jak Leiko miała z tym problem?

-Czyż nie najstraszliwszą bronią jest twa obecność tak blisko, gdy cię ciężko się oprzeć pokusie twych ust? Czasami delikatność potrafi być najpotężniejszym orężem, ne?- słodził swymi słowami, łechtał próżność i rozpalał pragnienia. Zaprawdę, bardziej niebezpieczne od jego katany, były jego usta i słowa.

Poznała już kiedyś to uczucie, tą dziwną.. radość leniwie roztaczającą się po jej ciele, będącą balsamem na udręczoną duszę. Poznała je dawno temu, w innym miejscu, z innym.. jeszcze wtedy młodzianem. I było to uczucie jak najbardziej karygodne.
Wiedziała jak łatwiejszym byłoby odrzucenie Kojiro od siebie teraz, zamiast czekać do zakończenia jej misji na ziemiach Hachisuka. Do tego czasu mogła już się za bardzo do niego zbliżyć. Przyzwyczaić się do jego nęcącej obecności u swego boku, a wtedy rozstanie.. mogło być znów cierpieniem. Tęsknota za jego bliskością i głosem byłaby rozpaczą, duszoną w sobie pod maską chłodnej obojętności. Jej sekretem.
Ale czyż każda chwila tej przyjemności teraz, nie była warta największego smutku w przyszłości? Nikt też jej tutaj nie mógł zobaczyć poza nim samym, nikt nie mógł donieść do Matki o jej przewinieniu. I póki tak było.. to nie musiała się przejmować prawdą ukrytą pod czułymi gestami.

-Twój złoty język, mój tygrysie. Jestem pewna, że swymi słowami mógłbyś przyprawić samą Amatersau o rumieńce -szepnęła z karcącą nutką w głosie. Zuchwały kusiciel, tak ciężko było mu się oprzeć. Pod jego oddechem na skórze przymknęła powoli oczy. W ciemności przecież nikt jej nie osądzał -Byłeś kiedyś w Maedzie? Mają tam gorące źródła, albo tawernę o urokliwych pokojach, idealnych do zapomnienia o trudach podróży? Może dzisiejszą noc uda nam się spędzić pod dachem i na wygodnym futonie, ne?
- Maeda ma wygodną gospodę urokliwe lasy i pola ryżowe, ma też nieduże jezioro o chłodnych wodach zachęcających do zanurkowania w nie. I bardzo smaczne ryby. Są one zresztą wraz z lokalną odmianą ryżu, specjalnością ich gospody.
- Kojiro potwierdził część jej nadziei. - Niestety na gorące źródła liczyć nie możemy.

Pokiwała głową z cichym westchnieniem opuszczającym jej klatkę piersiową -Zatem Maeda będzie miłą odmianą i pozwoli nam nabrać sił przed tym co nas później czeka. A może nawet odnajdziemy w niej odpowiedni na niektóre z pytań.
-To będzie ostatnie spokojne miejsce jakie napotkamy w podróży do Shimody.- stwierdził z uśmiechem Kojiro.

I jak się okazało, bardziej nie mógł się mylić.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 27-03-2015, 16:36   #227
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Nie było wygodnej gospody, nie było jej specjalności. Były same ruiny dawnych domostw.
Nie było urokliwych lasów. Były krzewy i gęstwiny tonące w nieprzyjaznym mroku.
Nie było gościnnych mieszkańców. Były same potwory.
Nie było futonu, nie było nocy spokojnej.
Był tylko strach.


Ganriki ogłuszało swym ostrzegawczym wrzaskiem. Przesycało sobą duszę, paraliżowało ciało i pulsowało mocnym rytmem w żyłach. Ale to nie ono sprawiało, że oddech z trudem wciskał się w jej płuca.
Serce. Zamarło na krótki moment, kiedy usłyszała złowieszczy głos mężczyzny, a potem uderzyło. Silnie, niczym młot. Głośno, przyćmiewając sobą każdy inny dźwięk natury. I szybko, coraz szybciej przyprawiając ciało łowczyni o dygotanie. O chwilę słabości.

Spojrzała w bok, na ronina również jak i ona korzystającego z udogodnień cienia rzucanego przez ściany zniszczonej chałupki. Przerażający widok krył się w jego tęczówkach prawie tak ciemnych jak nocne niebo – odbicie jej samej, lecz nie eleganckiej, posągowo opanowanej. Z ledwością mogła siebie rozpoznać w tym rozciągającym się przed nią obrazie kobiety zaszczutej, zatrwożonej, zagubionej. Zwierzyny, nie drapieżnika. Ofiary, nie łowcy.

Ciemność kojąca, otulająca ją spokojem jak najbezpieczniejszymi z objęć. Opuszczeniem powiek Leiko podarowała sobie krótki moment wytchnienia. Nie mogła się teraz poddać panice, jakkolwiek kuszącą by ona nie była. Myśli krążyły szybko, poszukiwały drogi ucieczki z tej pułapki.
Bo przecież musieli uciec. Skryć się pośród smętnego labiryntu zniszczonej wioski, być niewidzialnymi dla spojrzeń, niechwytnymi dla ostrych szponów i długiego ostrza katany. Odejść zwinnie i niepostrzeżenie, tak samo jak się tutaj dostali. Dopiero daleko od tego potrzasku będzie rozmyślać w jaki sposób Kasan ją odnalazł.
Muśnięciem rękawa Kojiro dała mu bezgłośnie znak, aby ostrożnie ruszyli z powrotem pomiędzy chatkami. Sama bezszelestnie ruszyła wzdłuż ściany tej, która dotąd była im schronieniem. Waż i tygrys. Czyż takie otoczenie pełne kryjówek nie powinno stanowić dla nich przewagi?

- Nie mam ochoty na twe gierki kobieto. Nie chcesz chyba bym się musiał uciec do przemocy?- z każdym wypowiadanym słowem z Kasana opadała maska uprzejmości i grzeczności.Ton jego głosu był zimny i bezlitosny. Spojrzenie pozbawione litości i innych uczuć przypisywanych człowiekowi.
Pstryknięcie palcem i dwa szybkie gesty dłonią wskazujące kierunek. Dwa czerwone błyski z dwóch kryjówek Oni. Bestie pojawiły się nagle w wybuchu czerwonego światła tuż przed wejściem do wioski, którym Leiko i Kojiro tu weszli odcinając drogę im drogę ucieczki.





Duże, przypominające wzrostem i muskulaturą ogry, ale nie tak prymitywne jak one. Te duże bestie przypominały żołnierzy. Choć ostrza były prymitywne, a zbroje popękane, wydawały się być członkami armii wprost z otchłani Jigoku. I potrafiły się natychmiastowo przemieszczać na niewielkie odległości. A sam Kasan powoli ruszył w stronę przyczajonych w mroku Maruiken i Sasaki’ego. Co jakiś czas wysuwając język i wsuwając go błyskawicznie z powrotem.
Także trójka pozostałych Oni wynurzyła się z cieni zrujnowanej wioski. Pułapka zaczynała się zaciskać.
Czy to były te bestie, o których przestrzegali ją Hataro i Ayame? Oni-zabójcy spętane przez Hachisuka, wyjątkowe pośród innych demonów mających przybyć na miejsce rytuału w Shimodzie.

„Wysokie na dwóch ludzi, o paskudnych pyskach i olbrzymich rogach wyrastających z łbów. Potężnymi ostrzami przecinające ciało na pół i plujące jadem trawiącym ciało niczym ogień.”

Tak wspominali je Korogi ze swym yojimbo, już wtedy przywołując dreszcz niepokoju na ciele kobiety. Jakże dawno to było, jakże wtedy nierealną zdawała się myśl, że to ona będzie poszukiwana przez klan i stanie się zwierzyną rzuconą na pastwę takich drapieżników.
Sposób, w jaki były posłuszne samurajowi, niczym psy pod swoim panem lub.. raczej bushi pod rozkazami swego przywódcy, było również czymś nienaturalnym. To nie powinno mieć miejsca, lecz teraz było jej najmniejszym ze zmartwień. Stały na drodze jej i Kojiro, nie było teraz ważnym dlaczego i jak bardzo były uległe Kasanowi.

Zamarła w miejscu, prawie stając się jednym z cieniem rzucanym przez smutną pamiątkę wojny jaką była zniszczona chatka. Miała wrażenie, że cały świat nagle ucichł – śpiew ptaków, szum liści i krzewów, nawet skrzypienie na wietrze resztek z tego co pozostało po drzwiach i okiennicach w wiosce. Uszy kobiety wypełniał tylko głośny odgłos kroków mężczyzny, nieubłaganie zbliżających się ku ich dwójce. Ale przecież.. to nie mogło być możliwe, aby wiedział gdzie się ukrywają, ne? Nie mógł z taką łatwością wytropić i ducha potrafiącego się stać wręcz niewidocznym, i kunoichi której naturalnym talentem było prawie rozpływanie się w powietrzu w obronie przed niechcianymi spojrzeniami. Oboje powinni być nieuchwytni dla każdego samuraja, dlaczego więc ten wyraźnie szedł w ich stronę? Kim.. iye, czym on był?

Jedno zerknięcie wystarczyło, aby legł w gruzach jej plan ucieczki tą samą drogą, którą tutaj przybyli.
- Kasan wydaje się być w stanie nas wyczuć… ale nie dokładnie. Raczej jak pies tropiący jelenia.- szepnął jej cicho Sasaki.- One zaś chyba w ogóle nie są w stanie nas odnaleźć. Jeśli pozbędziemy się Hirami, to moglinyśmy się wymknąć niezauważeni, tyle że…
Nie dokończył. Oboje wiedzieli, co miał na myśli. Zwykli ludzie nie są psami myśliwskimi. Zwykli ludzie nie tropią w ten sposób...po zapachu. A więc Hirami Kasan nie był już zwykłym człowiekiem.

Przywodził jej na myśl.. tamtego dziwacznego ronina spotkanego kilka dni temu, który zdołał wytropić ją za pomocą samego węchu, lecz to nie zapach Leiko był dla niego zewem, a noszona przez nią błyskotka skradziona mnichom. Czy i Kasan był takim straszliwym dziełem Chińczyków? Jeszcze nie tak szalonym jak tamten, ale już po części będącym bestią, nie lepszą od tych reagujących na każdy jego gest.
W zrozumieniu skinęła lekko głową na słowa swego yojimbo. Jednak jak pozbyć się przywódcy stada, gdy zaś on swym jednym skinięciem mógł zapewne przywołać ku sobie każdego z tych Oni.

-Musimy spróbować.. rozdzielić jego uwagę -odparła równym szeptem Kojiro, tuż po tym jak przechyliła ku niemu głowę -Jeśli to przed tymi demonami mnie przestrzegano, to specjalnie zostały spętane przez Hachisuka, aby schwytać mnie i kilku innych łowców w trakcie rytuału. Gdybym zaczęła uciekać, Kasan powinien posłać je za mną. Zostając bez pomocy.
Wiedziała co oznaczałoby przyjęcie takiego planu. Rolę przynęty, raz jeszcze.

Sasaki nie był zadowolony z tego pomysłu. Wiedział jak dużo było w tym ryzyka. Rozumiał jednak jak niewielki mają wybór. Skinął głową jedynie uznając wszak doświadczenie Maruiken w kwestii polowania na Oni.
- Postaram się rozprawić z nim szybko. Przedtem nie był zbyt dobrym szermierzem.- odparł w końcu cicho. Tylko że przedtem nie był także potworem w ludzkiej skórze. Kto wie, jakimi sztuczkami obdarzyli go mnisi.
-Hai. Bądź ostrożny, Kojiro-san -wymruczała stanowczym tonem, jak gdyby wymagając od mężczyzny złożenia jej choćby bezgłośnej obietnicy, że nic mu się nie stanie -Gdyby pojawiła się taka potrzeba, gdyby okazał się być zbyt silny to.. uciekaj. Jeśli uda im się mnie schwytać, to będę potrzebowała dzielnego ronina, aby znów przybył mnie porwać.

Nie było ni czasu, ni miejsca na czułostki. Chęci także brakowało, bo nawet najdrobniejszy gest wykonany w stronę ronina w takiej sytuacji miałby w sobie nazbyt wiele z niepewności i pożegnania. A przecież nie mogło nim być.

Zatem uśmiechnęła się tylko do niego, jednym z tych subtelnych, lecz jakże ciepłych uśmiechów rozgrzewających serce i duszę. Zapewniającymi, że przecież to tylko chwilowa, drobna przeszkoda na ich drodze, po której wszystko znów będzie dobrze. Tak jak być powinno.

W milczeniu, bo żadne słowa nie były już potrzebne, Leiko w pochyleniu umknęła nawet sprzed jego spojrzenia. Ruiny wioski dawały jej wiele możliwości do ukrycia lub bawienia się z przeciwnikami w kotka i myszkę, dlatego stopy kierowały ją coraz głębiej pomiędzy zniszczony chatki, zamiast we wcześniej obraną stronę bramy strzeżonej teraz przez dwójkę Oni. Nadal cicho, nadal niepostrzeżenie dla zwykłych oczu.

- Już ci powiedziałem kobieto, że nie bawi mnie szukanie cię w ciemnościach. Mam cię dostarczyć żywą…. ale niekoniecznie nietkniętą.- zagroził wściekle Hirami ruszając w kierunku łowczyni… mniej więcej. On jeszcze jej nie widział. Ona nie spuszczała z niego oka. Gest jego dłoni sprawił, że jeden trójki Oni pojawił się nagle przy budynku obok tego, w którego cieniu kryła się Leiko. Jeden zamach olbrzymiego miecza i budowla została zrównana z ziemi.
-To twoja ostatnia szansa… wiedźmo.- rzekł głośno Kasan.- Jeśli trzeba będzie zrównam tą całą wioskę z ziemią, a potem wyładuję na tobie moją frustrację, więc dobrze ci radzę… wyjdź z ukrycia póki jeszcze możesz.

Łowczyni skuliła się w cieniu, gdy usłyszała jak deszcz gruzów groźnie przecina powietrze w tak bliskim sąsiedztwie jej kryjówki. Szczęśliwie jedynym co zdołało jej sięgnąć, był sam pył roznoszący się gęstą chmurą naokoło tego, co dopiero było smętnym szkieletem chatki. Jakież straszliwe bestie miał klan w swym zanadrzu. Jeśli zaledwie jednym ruchem miesza potrafiły coś takiego uczynić ze ścianami budynku, to jakie zniszczenia mogłyby uczynić miękkiemu ciału. Ani myślała pozwolić im sprawdzić.
Ciemności.. poczucie zagrożenia tak mocno przytuliło ją do siebie, że nawet nie zwróciła uwagi na z wolna zapadającą noc. Dla jednych powód do strachu i ukrywania się pod kocami, dla niej ta pora była najbliższym z sojuszników. Mężczyzna mógł sobie węszyć jak pies, ale ona potrafiła stać się niewidzialną. Stopić się w jedno z cieniami.

Melodyjny chichot Leiko rozległ się w mroku i odbił się pomiędzy ruinami wioski.
-Oh, Kasan-san. Dobrze wiesz, jakimi słowami zjednać sobie serce kobiety.. - odpowiedziała mu równie głosko i także beztrosko, niby to nie biorąc w ogóle pod uwagę wątpliwości, czy możliwości przegrana tej ryzykownej gierki -Lecz pierwszy raz widzę, aby silny, dorosły samuraj potrzebował pomocy w złapaniu.. byle skromnej łowczyni. Czyżbyś tak bardzo się mnie obawiał, że musisz mnie ganiać w towarzystwie swych paskudnych zwierzątek?

Jeszcze gdy rozbrzmiewało w powietrzu ostatnie wypowiadane słowo, Leiko już uskakiwała w kierunku kolejnej z kryjówek, a potem jeszcze i jeszcze następnej. Poruszała się szybko, w żadnym miejscu już nie zatrzymując się na dłużej. Stąpała lekko, próbując stać się panią tej sytuacji i zdominować ten labirynt będący ich polem walki.

- Czyżbyś próbowała wzbudzić moją furię tym przytykiem. A może… odwrócić uwagę od swego porywacza, ne?- Kasan zignorował jej obelgę, rozglądając się ostrożnie w około.- Nie dam mu się zaskoczyć Maruiken-san.




Jego dłoń gwałtownie sięgnęła do katany, którą wyciągnął i wykonał zamach.- Czuję go tak samo jak ciebie. A moi słudzy dopadną go zanim zdąży podejść do mnie na odległość miecza.

Kolejny ruch dłoni. Oni błyskawicznie przeniósł się w kierunku kolejnego budynku burząc go zamachem miecza i ponownie czyniąc to ze stojącym obok. Przy jednym z nich Leiko stała ledwie kilka chichotów temu. Ta gra w kotka i myszkę robiła się coraz bardziej ryzykowna.

-To bardzo nieładnie, Kasan-san – i znów jedwabisty głos odzywający się gdzieś wśród kurtyny nocy nakrywającej leniwie szczątki wioski. Po jej słowach przeskakiwały nutki zawodu wobec zachowania tego samuraja oraz smutku, bardziej pasujących do spotkań towarzyskich i figlarnych przekomarzań, niż do takich okoliczności walki pomiędzy życiem oraz śmiercią. Wprawdzie nie mógł jej zabić, lecz nawet gdyby ją złapał.. to jakie czekałoby na nią życie w rękach mnichów? -Nieładnie podejrzewać kobietę o takie złowieszcze zamiary. Czyż nie byłam Ci tylko miłą przez te wszystkie dni naszej wspólnej podróży? A jak Ty mi się teraz odwdzięczasz za moją uprzejmość? Groźbami i tak paskudnymi osądami?

Kolejna dawna ścieżka pomiędzy domostwami posłużyła Leiko do wymknięcia się z miejsca, w którym dopiero co pozostawiła echo swego głosu. Lekkomyślność z jaką się odzywała była zaledwie ułudą. Wiedziała dobrze jak wysoką była stawka tego polowania, w której to ona stanowiła zwierzynę. Musiała.. musiała zmusić Kasana, aby skupił się tylko i wyłącznie na jej schwytaniu. Teraz był zbyt pewny swego. Zatem czając się kierowała swe kroki stopniowo ku przeciwnemu krańcowi wioski, tam gdzie stopniowo schodziła ona do pól ryżowych. Byle jak najdalej od niego, aby posłał za nią więcej ze swych demonów. Aby irytacja przesłoniła mu zdrowy rozsądek.

-Nieładnie się też ukrywać ne… Leiko-san? W końcu przyszedłem cię odbić z rąk twego porywacza.- gest dłoni Hirami’ego. Oni znikł, by pojawić się przy kolejnym budynku w błysku czerwonego światła. Budynku jakże odległego od Maruiken. Miecz potwora jednym zamachem rozwalił budynek, lecz bystre oko łowczyni zauważyło cień, który wymknął się z niego przed uderzeniem miecza.

-Jeśli sądzisz że zapomniałem o twym przyjacielu, to mylisz się. Ja nie popełniam tak trywialnych błędów.- Kasan okazał się trudnym przeciwnikiem. Chłodno kalkulujący strateg mimo swej arogancji nie ulegał gniewowi. Rozgrywał tą partię shogi powoli i z rozmysłem. I co gorsza miał do swej dyspozycji więcej fuhyō niż ona. Jego pięć pionków kontrolowanych jego silną wolą, komplikowało sytuację. A co gorsza, im bliżej Leiko była pól ryżowych, tym mniej kryjówek miała do swej dyspozycji. Prędzej czy później.. zabraknie cieni w których mogła by się skryć. I on też o tym wiedział.

Sytuacja robiła się dramatyczna. I wydawał się że tylko cud… mógłby ją uratować.

Głośne ryki i odgłosy walki były takim właśnie cudem. Dobiegały one od strony bramy wjazdowej, przy której dwa Oni Hirami’ego walczyły zaciekle z czymś dużym.





Choć tumany pyłu wywołane tym zaciekłym starciem, nie pozwalały określić czym była ta istota. Zapewne Oni, ale Leiko nigdy nie spotkała się z czymś takim. Niemniej to była właśnie czynnik chaosu, który zaburzał strategię Kasana i dawał szansę Maruiken na odwrócenie sytuacji.

Kolejna sztuczka klanu? Leiko wcale nie byłaby tym zaskoczona. A póki nie znała prawdziwej natury tej.. tej istoty, to nie mogła w żaden sposób dostosować swych działań do jej pojawienia się. Czy to wykorzystania jej obecności przeciwko samurajowi, czy to zaplanowania swej własnej ucieczki przed potężnymi szponami i kłami. Nie posiadała jednak daru czasu i swobody, by móc znaleźć się bliżej i potwierdzić swe podejrzenia. Bądź całkowicie je obalić, i przywitać kolejnego przeciwnika dołączającego do ich niebezpiecznej gierki.
Teraz wszak już Kasan przysparzał jej wystarczająco dużo problemów. Nie był byle prostym, naiwnym bushi, którego mogłaby okręcić wokół swego paluszka i zaprowadzić prosto w pułapkę. Jeśli jednak potrzebował silniejszego bodźca do działania, to ona z radością mogła mu go dać.

Korzystając z zamieszania kobieta wspięła się ostrożnie i powoli na to, co wojna zostawiła z chaty górującej niegdyś nad pozostałymi. Teraz z jej szczątków nadal rozpościerał się lepszy widok na okolicę, co nocą i tak byłoby bezużyteczne. Ale nie dla niej, obdarzonej wszak swym przekleństwem, które pozwalało jej widzieć więcej w mroku, dostrzegać ciepło wypełniające inne ciała.
Odczepiła od swego pasa parasolkę, by w kolejnej chwili długi, ostry szpikulec ją zwieńczający, wymierzyć w kierunku mężczyzny. Nie nacisnęła palcem ukrytego w rączce mechanizmu. Jeszcze nie. Potrzebowała mieć pewność, że trafi, choćby zrani go dotkliwie.

Z dachu widziała dobrze trzy ścierające się sylwetki, błyski dwóch miecz i coś… jeszcze. Coś poruszającego się tak szybko, że jej oko nie było w stanie za tym nadążyć. Broń owego nowego stwora.

Ryk bólu, fontanna krwi, jeden z Oni służących Kasanowi został zdekapitowany. Ale Hirami tym się na razie przejmował, skoro dojrzał swą zdobycz, dumnie stojącą i rzucającą mu wyzwanie.
-Osłaniać mnie.- warknął gniewnie i zaczął równie zwinnie doskakiwać do łowczyni, wykorzystując ruiny budynków.

Kojiro wtedy zdecydował się zaatakować. Odbił się od ściany i niczym wystrzelona strzała ruszył w kierunku Hirami. Ale Oni który pojawił się między nim, a cele zablokował jego atak i przeszedł do kontrataku. Opadając w dół wraz z wrogiem Sasaki wydawał się być skazany na porażkę. Ale ostrze jego broni przeszyło powietrze kilkoma łukami.





Ciosy te były szybkie i precyzyjne. Broń przecięła nie tylko powietrze, ale też i ciało potwora, który nie zdążył sparować ani jednego z uderzeń Sasaki. Oddzielnie upadła ręka trzymająca broń, oddzielnie lewy róg, oddzielnie głowa martwego potwora. Kojiro opadł na nogi bezpieczny tylko przez chwilę.
Drugi potwór widząc z jaką finezją i łatwością ronin rozprawił się z jego “bratem” bluznął strugami wydzieliny o ostrym kwasowym zapachu, zmuszając Sasaki’ego do uskoczenia. Oni wiedząc, jak groźną jest katana w jego ręku, trzymał ronina na dystans.

Kasan jednak nawet nie zwrócił na to uwagi, będąc pewny że jego Oni poradzą sobie z owym yojimbo swej ofiary. I Leiko wiedziała, że miał rację. Owszem… Sasaki niewątpliwie udowodnił, że jego finezja szermiercza wygrywa z brutalną siłą demonów Hachisuka. Ale nawet on nie mógł wyjść zwycięsko z potyczki więcej niż jednym Oni na raz, tym bardziej gdy nie dali mu podejść na odległość ostrza katany. A drugi właśnie pojawił się tuż za nim.

Łowczyni przygryzła delikatnie wargę, gdy spojrzeniem niespokojnie wodziła pomiędzy zbliżającym się do niej Kasanem, a roninem znajdującym się w potrzasku pomiędzy dwiema z tych bestii. Wybory, wybory. Jakże zawsze były ciężkie. Jeśli zdołałaby trafić teraz samuraja, to mogłaby go wykluczyć z dalszej walki, lecz.. poruszał się teraz zbyt szybko, zbyt zwinnie zmniejszał odległość pomiędzy sobą i łowczynią. Zasiewał w niej wątpliwości w momencie, gdy miała tylko jedną szansę.
Chybieniem przypłaci zbyt wiele. Nie osłabi go, a na pomoc ze strony swego tygrysa także nie będzie mogła liczyć. Nawet on, pomimo swego niezaprzeczalnego talentu, mógł nie przetrwać swego własnego starcia i pozostawić ją samą, nie mogącą już nić zrobić przeciwko swej nadciągającej przegranej.
Dłoń mocno obejmowała drewnianą rączkę parasolki, prowadząc ją tuż za swoim wzrokiem – od mężczyzny ku demonom zagrażającym jej yojimbo. Czyż sam się kiedyś nie śmiał, dawno temu na swych rodzinnych ziemiach, że jej tamtejsi młodzi yojimbo potrzebowali ochrony? Jakąż było to teraz ironią Losu, doprawdy.

Podjęta decyzja zmusiła Leiko do porzucenia swego początkowego zamysłu. Wycelowała końcówką szpikulca prosto w Oni próbujące opluć jadem Kojiro. Paskudna kreatura, należało jej zamknąć tę paszczę. Dotykiem palca posłała drobną broń w powietrze, ale już nie obserwowała jej lotu. Zręcznie znów zaczęła umykać ku cieniom, aby wśród nich skryć się przed nadciągającym samurajem.
Ryk bólu świadczył, że pocisk trafił… nie zamknął ego paszczy co prawda, ale Maruiken nie wątpiła, że ronin wykorzysta w pełni tę chwilę rozkojarzenia potwora.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 27-03-2015, 17:39   #228
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Ona sama też nie miała czasu na rozkojarzenia, Kasan zbliżał się zbyt szybko. Może nie był tak utalentowanym szermierzem jak Sasaki, ale był niewątpliwe równie szybki jak on, czy ona sama, która… czuła się cudownie. Jej ciało nabrało wigoru, a wszelkie zmęczenia i otarcia znikały z jej skóry. Oko syciło się siłą życiową umierających Oni znajdujących się w pobliżu niej. A Kojiro wszak zabił już jednego, a drugiego wykańczał.

Ucieczka nie pozwalała na rozmyślanie o tym co działo się w jej ciele, a może i także duszy. Nie było teraz ważne obrzydzenie, jakie ją ogarniało w innych, spokojniejszych już sytuacjach po pożarciu energii pokonanego demona. Jeśli zdoła szczęśliwie umknąć Kasanowi, to później nawet będzie wdzięczna za to niechciane uczucie, ale nie teraz, gdy jej wolność wisiała na włosku. Włosy..

Przemykając wąskimi przejściami pomiędzy rozpadającymi się chatkami, łowczyni rozbudziła w sobie tę część krwi, którą obdarował ją ktoś z nieznanych przodków. Sięgnęła w głąb siebie ku swojej klątwie, nie raz już ratującą ją z opresji. Kosmyk, jak włókienko czarnego jedwabiu, zaczął pod jej palcami tkać się do długości niespotykanej na głowie Leiko. Porozrzucane gruzy, resztki drzwi i okien, to wszystko było istnym rajem dla pająków, by mogły pośród nich pleść swoje pajęczyny. Było też idealne dla niej do rozstawienia swych sieci w ciasnym przejściu pomiędzy ruinami. Silnych i ostrych, wręcz niewidocznych w ciemnościach nocy. Zabójczych, jeśli wpadnie w nie nieświadoma niczego muszka. Pozostawiła je jednak luźne, czekające. Aby w odpowiednim momencie, z odpowiedniej odległości, pociągnąć za trzymany koniec i napiąć je, szybko i gwałtownie.

Do jej uszu docierały odgłosy bitwy, głośne ryki oni, szczęk oręża. Sytuacja podwładnych Kasana zmieniła się diametralnie, co łowczynię cieszyło. A Hirami podążał za nią wściekły i zdeterminowany ,by ją złapać. Wiedział, że nie może sobie pozwolić na nonszalancję. Zapewne planował ją pochwycić i uciec porzucając swe demony na pastwę yojimbo i nieznanego oni.
Ten pośpiech miał się stać jego zgubą. Wpadł prosto w jej pułapkę i nieświadom tego podążał dalej. Pajęczyca pochwyciła swą muszkę, teraz należało wybrać moment, by zamknąć tą śmiertelną pułapkę.

W ciemnościach kobiece wargi rozchyliły się w lekkim uśmiechu. Nie krnąbrnym, nie złośliwym, nie drwiącym. Uśmiechu zadowolenia z dobrze wykonanego planu.

Nici oplatające w czułych uściskach ciało mężczyzny były zaledwie drgnięciami w końcówce pajęczyny trzymanej przez Leiko. Zawiadamiały ją o ruchach wykonywanych przez niego i o tym jak coraz ciaśniej pozwalał im się wokół siebie zaplatać. Czyżby nagle role się odwróciły, drapieżnik stał się muszką, a jego niedoszła ofiara.. zwycięską pajęczycą?
Ostrożnie wspięła się odrobinę wyżej po najbliższej ze ścian chatynki i.. pociągnęła. Nie bardzo mocno, nie była to przecież jedna z tych pułapek, które miały za zadanie schwytać i unieść wysoko swą zwierzynę. Na to łowczyni na pewno nie miała siły, pomimo pochłanianej energii Oni. Iye, te sieci musiały się tylko napiąć bezlitośnie, poszatkować ubranie i ciało. Zranić, osłabić i wprawić w jeszcze więcej furię, o ile nie zabić od razu.

Jedno pociągnięcie czarnych nici i...




… krew trysnęła strugami, pokrywając całe ciało Kasana ściśnięte przez zabójczą czarną pajęczynę. Leiko nie zdołała go poszatkować. Ale i tak rany zadane jej sztuczką, uczyniły z jego ciała pokrytą czerwoną posoką, humanoidalną kukłę oplecioną jej włosami. Żaden człowiek nie mógłby tego przeżyć. Żaden człowiek…
Tyle, że on już nie do końca był człowiekiem, prawda? Byle prostym gestem kontrolował te potężne Oni, potrafił węszyć z nienaturalną ludziom dokładnością, a tylko tych dwóch jego sztuczek Leiko sama była świadkiem. Nie wiedziała czym jeszcze obdarzyli go Chińczycy, jak bardzo zbliżyli go do bestii.

Te wątpliwości zmusiły ją do trzymania się w bezpiecznej odległości od, jak wyraźnie wskazywały jej oczy i rozsądek, samurajskiego truchła. Ten widok nie wywołał w niej radosnego okrzyku mogącego świadczyć o jej triumfie nad swym oprawcą. Póki nie miała pewność, że wpadając w pułapkę rzeczywiście zginął, to nawet nie dopuszczała do siebie możliwości odprężenia się po tej dzikiej gonitwie. Czekała w napięciu. Bo to może jakaś kolejna pułapka była?

Na razie nic na to nie wskazywało. Przyczajona w ciemności Leiko przyglądała się zwłokom z którym spływały krople krwi i włosom, po których przepływały czerwone kropelki. Gdzieś tam Oni kontrolowane przez Hiramiego ścierały się z niespodziewanym intruzem, a Kojiro odbywał taniec śmierci z kolejnym rogatym potworem. Gdzieś tam… toczyły się walki, których odgłosy dochodziły do ukrytej w mroku łowczyni. Zapomnianej.

Kiedy Kasan zginął Oni przestały być karnym wojskiem. Bez dowódcy kierowały się tylko prostą żądzą zabijania. I rzuciły do walki przeciwko widocznym celom.

Stuknięcie geta zgubiło się pośród tego całego zgiełku unoszącego się nad wioską. Kobieta ostrożnie wychynęła ze swej kryjówki, by potem zeskoczyć z powrotem na ziemię pomiędzy chatynkami. Kasan się nie ruszał, nie powstawał z martwych, a tworząca się wokół niego coraz większa kałuża krwi była wyjątkowo.. ludzka. Wszystko wskazywało na jej wygraną w tej potyczce, lecz mimo to ciągle czuła jakieś wewnętrzne kłucie niepokoju. Zbyt wiele już owoców mrocznych rytuałów widziała na ziemiach Hachisuka, aby móc czuć się ukojoną taką śmiercią. Bądź tym, co tylko na nią wyglądało.

Zdobne ostrze wakizashi błysnęło blado w ciemnościach, gdy Leiko płynnym ruchem wysunęła je zza swego pasa obi. Jeśli samuraj nie zamierzał jeszcze rozstać się ze swoim życiem, to ona z chęcią mogła mu w tym jeszcze pomóc. Tym bardziej, jeśli miał w sobie cząstkę demona, przeciwko którym jej drogocenna broń była bardziej niż skuteczna. Krok za kroczkiem zbliżała się do tego co pozostało z samuraja. Rozglądała się bacznie i nasłuchiwała, czy aby żaden z Oni nie zamierzał się na nią rzucić z mroku, ale przede wszystkim skupiała wzrok na swym celu. Musiała mieć pewność.

Na szczęście dla niej rogate Oni były zajęte walką zarówno z Sasaki jak i z nieznanym stworem, toteż łowczyni bez zwracania czyjejkolwiek uwagi dotarła do skrwawionych zwłok uwięzionych w jej pajęczej sieci.
Te jednak rozpadły się nagle na jej oczach, na tysiące drobnych wijących się robaków… iye. To były pijawki. Leiko odruchowo doskoczyła widząc jak te małe paskudy łączą się ze sobą tworząc na jej oczach przysadzistą humanoidalną sylwetkę.






Chodzącą kolonię wijącego się ohydnego robactwa, która przemówiła głosem Kasana, choć nie miała ust.
-Widzisz co narobiłaś? Przez ciebie jestem spragniony.- wysyczał gniewnie demon.- Będę się musiał tobą pożywić.

Iye, iye, iye, iye!
Serce Leiko zamarło na ten krótki, potworny moment, w którym rozsądek zdołał zrozumieć cóż za okropność pojawiła się przed jej oczami. Myśli zaś przez cały czas gnały niczym rozszalałe, galopujące konie. Czy tym był Kasan? Człowiekiem poddanym chińskim rytuałom, które uczyniły z niego taką.. taką kreaturę? Demonem ukrywającym się pod ludzką skórą, spętanym przez klan tak samo jak reszta służących im Oni? I jak ona, nawet nie prawdziwa łowczyni, mogła walczyć z czymś takim? Jej wakizashi przypominało zaledwie skromną igiełeczkę przy tym cielsku tętniącym pijawkami.

Nie była dla niego żadnym przeciwnikiem. Nie sama. Musiała odnaleźć Kojiro lub.. lub.. może skorzystać z zamieszania jakie zaprowadzał tamten obcy demon. Walczył z Oni wcześniej podległymi samurajowi, nie był zatem niczyim zwierzątkiem, ne? Jeśli tylko w podobny sposób rzuciłby się na Kasana, to ona mogłaby uciec. Jeśli tylko.

Niepewny, ale był to jedyny plan jaki miał chociażby iskiereczkę nadziei na powodzenie. Kobieta znów umykała, znów biegła i uskakiwała w labiryncie ruin, gdzie mrok nocy był jej najbliższym sprzymierzeńcem. Pochłonięte siły zabitych w okolicy demonów pozwalały jej być w ciągłym ruchu, bez wytchnienia. Nie mogła pozwolić mu się choćby dotknąć którąś z tych spragnionych krwi pijawek.

- Już mi nie uciekniesz, wiedźmo!- gdzieś z głębi “trzewi” tego potwora wyrwał się ni to syk, ni to ryk, gdy ona zaczęła uciekać. Zamachnął się łapą posyłając niczym pociski fragmenty swego “ciała”. Część pijawek rozstrzaskała się na ścianach domostw. Kilka jednak dosięgło celu. Kilka przylepiło się do stroju łowczyni. Jedna przylgnęła do szyi wgryzając się w skórę i chłonąc krew Maruiken. I coś jeszcze… nie potrafiła tego zdefiniować, ale czuła że wraz z krwią pobierana jest coś. Jej moc.
Niemniej to była tylko jedna pijawka i nie była w stanie osłabić sił uciekając łowczyni. Dawała jednak przedsmak tego, do czego był zdolny Kasan wyzwolony z ograniczeń swej maski. Co gorsza, z kilkoma robakami doczepionymi do jej stroju Leiko nie była w stanie zgubić Hirami’ego.
Podążał bezbłędnie jej tropem. Więc jedyna nadzieja była w szczęku oręża. Kojiro walczył jeszcze.
A ona była w stanie zlokalizować jego położenie na podstawie tego dźwięku.

Te pijawki były jak początek najgorszego z koszmarów. Skoro zaledwie jednym ruchem potrafił jej nimi sięgnąć, to jaki czekał ją Los, jeśli nie zdoła przed nim uciec? Ciało gęsto pokryte tymi przebrzydłymi stworzeniami, wysysającymi z niej i krew i moc z każdego, nawet najbardziej intymnego fragmentu skóry. Nie potrafiła odegnać od siebie tego wyobrażenia. Było jej jednak zarówno powodem do ściśnięcia się krtani ze strachu, co także istnym biczem poganiającym ją do jeszcze szybszej ucieczki. Wahanie teraz oznaczałoby przegraną, a ona – ten koszmar. Nie mogła pozwolić, aby wydarzył się na jawie.
Biegnąc w kierunku walczącego ronina, Leiko dłonią sięgnęła ku swej szyi, gdzie wyczuła pod palcami oślizgłe ciałko przyssanej pijawki. Okropność. Kasan nie tylko w jej oczach, ale także dla kogoś tak niewinnego jak Yasuro, miał w sobie coś.. nieprzyjemnego. Nie węża jednak.
Pomiędzy sykami z bólu od prób oderwania pijawki od swej skóry, zawołała krótko będąc coraz bliżej odgłosów walki – Kojiro..!


Ronin nie odpowiedział. Był bowiem zajęty polowaniem. Skupiony był na szermierczym pojedynku z rogatym Oni, co jednak nie było typowym starciem.
Ronin, wykorzystując swą zwinność, doskakiwał do potwora i atakował szerokim cięciem.





A jeśli ostrze dosięgło ciała potwora, ten znikał… by pojawić się kilka metrów dalej, splunąć kwasem w swego prześladowcę, znów zniknąć… pojawić się ze Sasaki w nadziei na zadanie mu ciosu w plecy, który okazałby się śmiertelny, gdyby nie refleks jak i spryt ronina. On bowiem umiał doskonale przewidzieć taktykę prymitywnego stwora i wykorzystywał jego strategię przeciw niemu. Niemniej jak dotąd nie udało Kojiro zadać ostatecznego ciosu rogatemu potworowi. Mimo, że krwawił z wielu ran, nadal był w stanie walczyć.
Ronin nie odpowiedział na wezwanie Leiko. Był zmęczony, dyszał, nie był w stanie krzyczeć. Nie miał na to czasu. Nie odpowiedział na wezwanie… ale spojrzał w stronę łowczyni. Zauważył ją.

Nawet gdyby był najzdolniejszym, najzwinniejszym i najsprytniejszym samurajem jakiego nosił na swej ziemi Kraj Kwitnącej Wiśni, to nadal stawienie czoła grupce takich bestii stanowiłoby problem. Ile już ich zabił? Dwie? Trzy? Pierwsza okazała się być błahostką, lecz każda kolejna uczyła się na błędach swych poprzedników. Każda kolejna była coraz to trudniejszym przeciwnikiem dla jej yojimbo. Każda odwracała jego uwagę od niej, gdy akurat potrzebowała pomocy.

Łowczyni zerknęła szybko za siebie. Kasan potrafił ją wytropić pośród tych ciemności, ale czy w swej prawdziwej postaci nadal był tak zwinny, by móc dotrzymać jej kroku? Potrzebowała zaledwie chwili, aby wspomóc Kojiro w jego nieskończonym pojedynku. Wakizashi lśniło odbijanym w ostrzu bladym spojrzeniem księżyca, kiedy Leiko krok za krokiem ruszyła w kierunku walczących. Zaś jej oczy, złociste jak u kota i tak samo widzące w mroku więcej niż zwykły człowiek, błyszczały determinacją. I nie tylko. Giragira rozpaliło jej krew planując oślepić demona i stworzyć otwarcie do zadania mu ostatecznego ciosu.

Nagły atak łowczyni zaskoczył stwora, oślepiony blaskiem jej oka zatrzymał się na moment. To było zbyt proste. Zaskoczony atakiem Maruiken potwór, był bezbronny. Wystarczyło jedno szybsze cięcie. Nie poczuła nawet zbyt wielkiego oporu pod ostrzem, lekkie niczym piórko wakizashi rozcinało krtań oni niczym delikatny ryżowy papier. Zastrzyk mocy był odurzający przez chwilę. Gdy zabijała tak potężną istotę będą tak bliskoniej, czuła jak rany się zasklepiają, czuła jak energia wypełnia żyły, czuła jak zmęczenie znika. Czuła się taka.. silna.

To uczucie było tak zwielokrotnione w porównaniu do każdego innego razu, kiedy łowczyni wbrew sobie pochłaniała energię zabitego Oni, że teraz swą intensywnością aż zachwiało jej ciałem.
Rozkoszne, niepokojące, odrażające. Nie potrafiła jednocześnie określić, czy poza siłą wzbierało w niej obrzydzenie, czy może zachwyt na tą wspaniałą błogością rozpływającą się w niej ku koniuszkom palców. Prawdą było, że na pierwsze nie miała czasu, a drugie... drugie kusiło jak najsłodszy kochanek zachęcający ją do zatonięcia w jego ramionach. Tym bardziej, jak dłonią sięgnęła ku swej szyi i wcześniejsza paskudna rana po wpiciu się pijawki, okazała się być.. nieistniejąca. Jak gdyby nic takiego nie miało miejsca na jej nieskazitelnej skórze.

Podeszła pośpiesznie do ronina, przyglądając mu się bacznie w poszukiwaniu ran po ostrzu rogatego Oni lub śladów po jego palącym jadzie.
-Sprawiłam, że Hirami musiał zrzucić swoją ludzką maskę i.. -urwała, a następnie krótko pokręciła głową -On jest potworem, Kojiro-san. Musimy trzymać się od niego z daleka, inaczej staniemy się jego pożywieniem -i znów szybkie rozejrzenie się w kierunku, z którego sama przybyła w biegu. W napięciu lustrowała wzrokiem smutne ruiny wioski pogrążone w ciemnościach, w poszukiwaniu nawet czegoś tak drobnego jak pojedyncze pijawki -Możemy wykorzystać tę drugą kreaturę u bram wioski. Poprowadzić ku niej Kasana, a jeśli zacznie z nim walczyć tak samo jak z jego demonami, to wtedy.. wtedy może pojawiłaby się dla nas szansa ucieczki.
-Na to wygląda…
- Kojiro spojrzał w kierunku bramy z której dochodziły odgłosy walki i ryki dwóch bestii.- … że czymkolwiek jest tamten potwór, to nie lubi Kasana.

Jego skóra była nieskazitelna, a choć ubranie napalone w paru miejscach jadem, lśniło się jedynie potem. Sasaki okazał się nieuchwytny dla przeciwnika. Na dalsze oględziny nie było jednak czasu, bowiem groteskowy w swej postaci Hirami zbliżał się do nich człapiąc pospiesznie na swych kończynach. Yojimbo pochwycił dłoń Leiko i cmoknął ją czule w policzek szepcząc.- Prowadź, Tsuki no musume.

Odpowiedziała mu bez słów, zaledwie lekkim uściśnięciem jego palców. I był to jedyny pieszczotliwy gest wobec ronina, na jaki mogła sobie teraz pozwolić. Jeśli uda im się uciec z tego potrzasku bez uszczerbku na zdrowiu, to dopiero wtedy będzie czas na znalezienie ukojenia w jego objęciach. Nie teraz, gdy przetrwanie potyczki z Kasanem było tak.. niepewne.

Poprowadziła go ukrytymi, zapomnianymi ścieżkami pomiędzy pozostałościami po wioskowych chatkach. Kiedyś zapewne były wydeptane od przemierzających je mieszkańców, lecz teraz były idealne do ukrywania się wśród nich przed nocnymi koszmarami. Leiko starała się tak pokrętnie kierować kroki ich dwojga, aby potwór nie mógł jednoznacznie rozpoznać celu ich ucieczki. W pełni korzystała z tego labiryntu, jak gdyby znów naiwnie starała się zgubić Kasana, zamiast ruszyć bezpośrednio w stronę bestii walczącej u bram. A im była jej bliżej, tym ryki donośniej wypełniały uszy kobiety. Jednakże przed rzuceniem się prosto w szpony, być może kolejnego demona pragnącego tylko ją rozszarpać, z cienia najpierw chciała się przyjrzeć temu olbrzymowi. Wybrać odpowiedni moment.

Dotarli dość szybko do bramy wioski, tam gdzie ścierały się obecnie dwie bestie. Dwa martwe rogate Oni leżące na ziemi świadczyły jak niebezpiecznym przeciwnikiem jest ów potwór zajęty obecnie walką z ostatnim poplecznikiem Kasana.

W dolnej połowie ów potwór podobny był do węża, długi robakowaty w kształcie ogon pokryty był zieloną łuską, przy czy ów ogon nie wyrastał z tyłu, a raczej z boku, z drugiej strony kończąc się obłym grubym końcem, jakby śladem po amputowanej drugiej kończynie. Czyżby ten potwór miał kiedyś dwa ogony z czego ostał mu się tylko jeden?






Kalectwo jednak nie czyniło bestii mniej groźną, opancerzony łuskami tyłów, paszcza węża ukryta pomiędzy gigantycznymi zakrzywionymi rogami, pazurzaste łapy.
Przy nim rogate Oni przestawały robić wrażenie, ta bestia wyglądała na groźniejszą od nich. Co potwierdzały trupy demonów. I zresztą taka była. Nagle jej ogon zawirował i posłał w kierunku rogatej bestii dziesiątki zielonych pocisków, rogaty sługa próbował się ocalić znikając nagle z toru ich lotu i prawie mu się udało.




Część pocisków dosięgnęła celu wbijając się w jego tors i odcinając jeden z rogów.

-Musimy uważać, żeby nie wejść między walczące strony.- szepnął cicho Kojiro potwierdzając tylko myśli łowczyni.

Ona przyglądała się tej kreaturze z pewną fascynacją oraz przerażeniem, choć to ostatnie graniczyło z szacunkiem wobec tego tworu z głębin jigoku. W swych podróżach widziała już niejednego Oni. Mniejsze i większe, najbardziej wynaturzone i te złudnie ludzkie, mrożące krew w żyłach swym choćby spojrzeniem i te płotki nie stanowiące żadnego wyzwania. Jednak to co miała teraz przed sobą.. przechodziło wszelkie pojęcie. Ileż przyjemności mogłoby jej dać zabicie tego okazu i pożarcie jego siły. Ileż zyskałaby dzięki niemu mocy..
Odegnała od siebie te dziwne myśli. Czy aby na pewno jeszcze były jej?

-Hai.. - odparła również szeptem mężczyźnie, po czym raz jeszcze tego wieczora ujęła dłonią za swą wierną parasolkę. Nie planowała się choćby zbliżać do tego demona na długość jego ogona, ani stawać naprzeciw jego ciosów, lecz na wszelki chciała mieć możliwość obrony, by nie skończyć jak jego przeciwnik -Ten potwór robi wokół siebie tyle zamieszania, że jeśli skupi się na Kasanie, to powinniśmy móc przekraść się naokoło nich. Daleko od tych.. pocisków jednego i pijawek drugiego.

Mówiąc to sięgnęła wolną dłonią ku okolicom swego uda otulonego kimonem, do którego materiału wczepiła się krwiożerczo jedna z pijawek. Oderwała ją jednym ruchem, a następnie rzuciła na ziemię. Odrażające ciałko z nieprzyjemnym odgłosem zostało rozgniecione drewnianymi zębami jednego z geta Leiko. Musiała zmusić samuraja, tego potwora jakim się stał, aby bez względu na wszystko ruszył za nią. Nawet prosto w szpony tej bestii potężniejszej od siebie.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 01-04-2015, 18:56   #229
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Uwięziona pomiędzy kilkoma Oni. Między polującym na nią potworem powstałym z pijawek, a toczącymi śmiertelny bój rogatym potworem uzbrojonym w miecz, a wężową bestią z rogami niczym ostre miecze. Uwięziona w wymarłej wiosce… Leiko nie tak wyobrażała sobie tą misję, gdy zlecała ją mu jej mateczka. Znaleźć siostrę ukrytą wśród kurtyzan władcy Hachisuka, sprawdzić co z nią. Uratować jeśli jest w niebezpieczeństwie. Zabić jeśli uratować by się nie dało.
Subtelna misja wśród cieni miasta… która jednak ostatecznie zaprowadziła Maruiken tutaj właśnie. Do wymordowanej wioski będącej polem walki potworów z Otchłani Jigoku.
Dlaczego tak się stało? Leiko miała nieprzyjemne wrażenie, że odpowiedź na to pytanie płynęła wraz krwią w jej żyłach.

Na razie przyglądali się walce czekając na przybycie odmienionego Kasana. Pojedynkowi dwóch bestii, z których jedna była wrogiem, a druga… niewiadomą. Demon Hachisuka znikł nagle, by równie nagle pojawić się zadając przeciwnikowi cios w plecy.


Ten jednak to przewidział, blokując miecz swoim twardym jak stal rogiem. Potwór Hachisuka znikł, ale jego przeciwnik znikł również. Pojawili się nieco dalej… razem. Wężowaty zdążył tuż przed zniknięciem przeciwnika opleść ogonem jego nogę i dzięki temu rogaty potwór nie mógł mu uciec wykorzystując swoją sztuczkę z zamianą miejsc. I jego los był już w zasadzie przypieczętowany. Pociągając ogon wężowaty powalił swego wroga na błotnistą glebę wpełzł na niego dla pewności, tym samym unieruchamiając swym ciężarem przeciwnika. Jego lewa łapa przebiła zbroję i wbiła się w ciało powalonego przeciwnika. A prawa zacisnęła na krtani, wpierw dusząc, a potem…
Powalony oni próbował się bronić plując żrącą plwociną, ale słabo mu to wychodziło przy ściśniętym gardle. A i potwór nie miał zamiaru go dusić. Jeo szponiasta łapa zaciskała się coraz mocniej na szyi wierzgającego przeciwnika, aż w końcu...


Gwałtownym ruchem łapy wyrwał krtań potwora powodując fontannę czerwonej posoki tryskającej z dużą siłą z rozerwanego karku. Wężowy potwór zaś pożarł łapczywie zdobyczny ochłap mięsa i zwrócił swe spojrzenie w kierunku zbliżającej się sylwetki opasłego humanoida, którym obecnie był Kasan.


-Hirami-san... co się stało? Nie wyglądasz za dobrze.- ów głos, obecnie ironiczny i szyderczy w tonie, był skądś znany Leiko. Nie mogła jednak skojarzyć ni twarzy ni imienia, ale była pewna że słyszała go niedawno.
Hirami najwyraźniej znał właściciela owego głosu, bo się zatrzymał tymczasowo zapominając o łowczyni.
- Ōhira-san, powinieneś dziękować Kami że nikt cię nie szukał, po tym jak uciekłeś jak tchórz.- odpowiedział Kasan.
Wężowaty nazwany przez Hiramiego "Ohira" syknął gniewnie w odpowiedzi.- Nie uciekłem ze strachu.
Spojrzał na swe łapy dodając.- Widzisz co nam zrobili? To ma być siła? To ma być potęga?! Ty jesteś żałosną kupą robactwa, ja tym… czymś takim. Moi towarzysze zaś popadli w obłęd i rzucili się na siebie nawzajem.
-Byli słabi. Byli żałośni. Tak jak ty…-
odparł pogardliwie Kasan.- Nie potrafisz zobaczyć ponad koniuszek swego nosa. Twój mały rozumek nie potrafi zrozumieć jaki dar otrzymał. Ani jak z niego właściwie korzy…
Błyskawiczny zamach ogona Ohiry pozbawił Hiramiego skupiska pijawek będących jego głową.
-Zaraz się przekonasz , że potrafię... ty pachołku mnichów.- ryknął głośno wężowaty. A Kasan zamachnął się dłonią posyłając w kierunku Ohiry swych małych posłańców.
Jednak Ohira nie przejął się tym, tylko ruszył w prost do ataku, by rozszarpać przeciwnika szponami na strzępy.


Potężna bestia zderzyła się ze zwalistym cielskiem Kasana rozszarpując je szponami i miażdżąc pijawki ogonem, których jednak było zbyt wiele do unicestwienia wijących się w błotnistej glebie. Wydawało się, że Kasan jest skazany na porażkę. Ale Leiko bynajmniej nie była tego taka pewna. Bo choć Hirami wydawał się być w ciężkiej sytuacji, z trudem parując masywnymi łapami wściekłe i szybkie ataki ogona i szponów Ohiry to… wężowaty był już pokryty pijawkami. Przyssane do jego pancerza małe potworki spijały jego siły życiowe i moc przekazując je swemu panu i ciału zarazem. Jeśli Ohira nie zdoła szybko zniszczyć Hiramiego to… zginie. Ale sam wężowaty albo nie zdawał sobie z tego sprawy, albo nic go to nie obchodziło. Ohira-san był zaślepiony nienawiścią.
Leiko z Kojiro natomiast tacy nie byli i oboje wiedzieli, że tą sytuację powinni wykorzystać na swą korzyść, póki jeszcze Kasan był w defensywie.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Stary 25-05-2015, 00:16   #230
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Zniszczona wioska stała się świadkiem starcia gigantów, podobnie jak dwójka wojowników czających się w cieniu zniszczonej chaty.
Leiko obserwowała jak wężowa bestia z furią rozrywała tłuste cielsko chodzącej kolonii pijawek. Kasan stracił prawą łapę, która odrąbana u podstawy opadła na ziemię w postaci wijącej się brei robactwa. Ale wtedy właśnie z brzucha Hiramiego wyłoniła się inna łapa, która chwyciła czteropalczastą dłonią krtań Ohiry i uniosła w górę zaskoczonego potwora odrywając go od ziemi.
-Zawsze byłeś głupi, cherlawcu.- syknął głos Kasana, gdy jego łapa zaciskała się na jego krtani.- Zamiast wykorzystać moc, by zdobyć władzę, ty wybrałeś małostkowo… zemstę. I co niby osiągniesz zabiciem mnie? Nic. Poza tym… nie potrafisz mnie zabić. Ty już słabniesz, Ohira-san.

Leiko musiała wykorzystać tę okazję do ucieczki. Szczególnie, jeśli miała to być jedyna, to nie mogła jej tak po prostu przepuścić. Nie było sensu oglądać tego starcia dwóch kreatur, a już tym bardziej czekać na jej zakończenie. Nie mogła też przecież rzucić się na pomoc temu jednemu, nawet jeśli wyraźnie był wrogiem Kasana. Ona, pomiędzy dwoma tak potężnymi demonami? To nie było jej miejsce, to nie był jej cel.
Zaczęła więc lawirować pomiędzy ruinami wioskowych domów, uważnie i bez pośpiechu, aby w jakiś niemądry sposób nie zwrócić na siebie uwagi walczących bestii.

W pewnym momencie nachyliła się ku towarzyszącemu sobie cieniowi jakim był Kojiro, a jej usta, niedawno jeszcze zaciskające się w wyrazie rozdarcia pomiędzy pomocą swemu yojimbo i zaszkodzeniem swemu prześladowcy, teraz rozchyliły się, bezgłośnie wypowiadając jedno słowo. Imię. Ohira-san. Może to był kolejny z samurajów niegdyś przechadzających się tymi samymi korytarzami zamku Hachisuka co młody lord Sasaki, lecz jego los okazał się być tragiczniejszym niż wolnego ducha. Jaką paskudną maho trzeba się parać, aby zmienić kogoś w takie stworzenie, które w sobie już prawie nie ma nic z człowieka? Każdego dnia i na każdym kroku odkrywała coraz to nowe, przerażające ślady, jakie pozostawili na tych ziemiach mnisi. Blizny, które już na zawsze będą je szpeciły, tak jak i osoby mające nieszczęście wpaść w tę sieć intryg.

Ryki ścierających się bestii i huk rozwalanych chatynek, to towarzyszyło ucieczce Leiko i Kojiro z owej przeklętej wioski. Ronin nie odezwał się w ogóle, dopóki nie zniknęli wśród drzew a wioskę wraz z toczącą się walką stracili z pola widzenia. Dopiero wtedy rzekł zaspokajając nieco ciekawość łowczyni.
- Ohira to nie imię. To nazwisko. Ohira to niezbyt zamożny samurajski ród, którego synowie służyli jako przywódcy klanowych oddziałów ashigaru.- stwierdził zamyślony.- Nie pamiętam żadnego bushi z tego rodu. Nie byli dość znaczący, bym miał z nimi styczność.
-I na tyle nieznaczący dla mnichów, że pozwolili uciec jednej ze swych bestii
-odparła Leiko cicho. Może i już oddalili się od Kasana, może i mogli nareszcie odetchnąć przez moment.. lecz odgłosy tamtej tytanicznej wręcz walki docierały do jej uszu nawet tutaj, w cieniu otaczających ją drzew. Instynktownie zmuszały ją do szeptania, do zwracania na siebie jak najmniejszej uwagi, w razie gdyby pijawkowy demon nadal mógł ją wyczuć w ten swój dziwaczny, nienaturalny sposób. Nie czuła się bezpiecznie. Jeszcze nie.

-Nie możemy tutaj zostać, Kojiro-san. Ale jak daleko możemy uciekać, nim Hirami znów nas odnajdzie? Wątpię, żeby wtedy raz jeszcze pojawiła się druga bestia mogąca odwrócić od nas jego uwagę – rozglądała się czujnie po ciemnościach pośród krzewów, jak gdyby w obawie przed dostrzeżeniem w nich kolejnych demonich oczu wpatrujących się w nią z głodem. Jednak każdy ryk dobiegający z oddali sprawiał, że jej spojrzenie ponownie wędrowało ku zostawionej za sobą wiosce -Musimy znaleźć tygrysa i jego opiekuna. Lub inną pomoc. Nie możemy z nim sami walczyć.
- Hai…
- skinął głową ronin i uśmiechnął się wesoło chcąc dodać Leiko otuchy. -Ale Kasan, jeśli przeżyje, też poniósł straty… Nie ma już Oni, którymi mógłby dowodzić.
Po czym dodał poważnym tonem.- Nie wiem gdzie jest tygrys i Daiji-san, ale domyślam się w którym kierunku udała się Korogi i Furoku-san. Tę dwójkę moglibyśmy znaleźć.
-Dobrze, tak zróbmy. Wszakże i tak wszyscy zmierzają ku Shimodzie, ne?
-mruknęła łowczyni w odpowiedzi. Sama nie miała innego planu, a tak prosty był lepszy niż żaden, nawet jeśli jej pomocą okaże się być mała miko. Nie była teraz w sytuacji do wybrzydzania swych sojuszników.

-Nie sądzę jednak, aby brak swych demonich pachołków spowolnił polowanie Kasana. Musimy się spieszyć -mówiąc to mimowolnie palcami musnęła miejsca na swej szyi, w które żarłocznie wpiła się jedna z pijawek tamtej bestii jaką stał się samuraj. Nie było śladu po ugryzieniu, skóra była gładka i jedwabista. Pozostało jedynie nieprzyjemne wspomnienie. Nawet nie czuła się zmęczona po tym całym byciu zwierzyną. Miała wręcz wrażenie, że mogłaby przejść całą noc bez odpoczynku. Tylko.. czy to aby na pewno był dobry znak?

-W okolicy jest stara opuszczona świątynia shinto. Niektórzy twierdzą że przeklęta, inni że nawiedzona. Myślę, że w jej okolicy ukryła się miko, albo nawet w samej świątyni.- zapronował Kojiro uśmiechając się ironicznie. -A jeśli prawdą jest historia o duchach ją nawiedzających, to… można by sprawdzić czy Kasan również z nimi da sobie radę. Jeśli nas już goni.

Ronin nie był również zmęczony, w końcu był wędrownym szermierzem. Przywykł do wysiłku wędrówki jak i walki, a jego styl szermierki bardziej oparty na finezji, niż brutalnej sile nie był tak wyczerpujący jak by się mogło wydawać.

-Hai, wypróbujmy ten pomysł. Mała miko ma własne, przydatne sztuczki, w razie gdyby te duchy zaczęły sprawiać nam problemy -przy innych okazjach mogła pozwalać sobie na ignorowanie użyteczności nieletniej Ayame, lecz teraz, z taką bestią niechybnie niedługo znów kroczącej jej śladem, Leiko potrzebowała każdej pomocy.
-Chodźmy -mruknęła w końcu, gdy ciszę nocną przeciął kolejny ryk którejś z dwóch potężnych kreatur. Nie było więcej czasu do zmarnowania. W którymś momencie jeden z nich okaże się być silniejszy lub sprytniejszy od swojego przeciwnika, a oni nie powinni wtedy być w okolicy, aby zwrócić na siebie uwagę zwycięzcy.

Przemykając bezszelestnie przez gęste mroki otulające las, kobieta nareszcie pokusiła się na delikatnie wesoły uśmiech. Może i jej yojimbo nie mógł go dostrzec, ale miękkie i lekko żartobliwe brzmienie jej głosu już nie mogło mu umknąć -Chyba nie jesteś już najbardziej żarliwym ze złodziei próbujących skraść Tsuki no Musume, Kojiro-san. Kasan bardzo się stara, ne?
-Doprawdy? Ale to nie on ją może teraz pochwycić w ramiona, to nie on może skraść rozkoszny pocałunek z jej warg, ne Leiko-san? Kasan się może starać, ale ostatecznie to ja ucieknę z tą słodką zdobyczą.
- odparł z uśmiechem ronin prowadząc Maruiken wąskimi ścieżkami. Jakkolwiek potwory robiły na nim wrażenie, to nawet ich widok tytanicznego starcia nie był w stanie wlać strachu w serce młodego lorda Sasaki.

To było.. pocieszające. Być może widok tych dwóch potworów nie sparaliżował Leiko strachem, może i nadal mogła cieszyć się swym zdrowym rozsądkiem poszukującym odpowiednich ścieżek pośród tak wielu zagrożeń. Bardziej od lęku odczuwała.. zmartwienie i niepokój swoimi reakcjami. Pochłonięte energie życiowe tamtych demonów nie dopuszczały zmęczenia do jej ciała, ale przecież coś takiego nie mogło mieć tylko pozytywnej strony. A jakże drażniącym było to życie w ciągłej niewiedzy, kiedy i czy w ogóle, klątwa zacznie domagać się swego. W takim momencie pragnęłaby mieć przy sobie kogoś.. hai, kogoś potrafiącego ocenić chłodno sytuację. Kogoś.. zaufanego?

-Czy to nie jest interesujące, jak wiele jeszcze takich bestii pod postacią samurajów, Twój dawny klan może trzymać w swych szeregach? Być może Twoja śmierć oszczędziła Ci takiego losu, mój tygrysie.. -raz jeszcze jej szept sięgnął uszu mężczyzny, a znaczenie wypowiadanych przez nią słów lawirowało na granicy wesołości i powagi. A serce, jeszcze niedawno bijące swym przyśpieszonym rytmem polowania, teraz uspokajało się w klatce piersiowej kobiety otulonej mrokiem. Było to zapewne złudne poczucie bezpieczeństwa, lecz niewątpliwie kojące.
- Hai… To możliwe niestety. Niemniej skoro mnisi się ukrywają z tym, to nie są aż tak pewni wpływów klanie. Możliwe że istnieje opozycja do ich rządów, ale lojalność większości z nich nadal jest przy daimyo.-ocenił sytuację ronin i dodał.- Zbliżamy się…
Wskazał na postawioną na szczycie wzgórza, ale już widoczną opuszczoną świątynię shinto.






Budowla wydawała się być w dobrym stanie, co niewątpliwie dodawało prawdopodobieństwa plotkom o duchach. Bo przecież budynku w tak dobrym stanie się nie porzuca. I jeszcze mgła rozpełzająca się od szczytu wzgórza i spływająca falami po schodach i lesie. Upiorna i sięgająca do kolan mgła.

-Skłamałabym mówiąc, że to miejsce wygląda zachęcająco, lecz.. nie mamy innego wyboru, ne? -skwitowała cicho łowczyni, kiedy spojrzeniem powoli wodziła po górującej ponad nimi opuszczonej świątyni. Tonąca w ciemnościach, gdzieniegdzie tylko podkreślona bladym blaskiem księżyca budowla, przypominała widok pasujący do jakiejś straszliwej opowieści o mrocznych rytuałach i krwawych ofiarach. I może rzeczywistość nie była aż tak odległa od tego co podsuwała wyobraźnia. Złowieszcza mgła w oślizgły sposób przesuwająca się po drzewach, świątyni i własnych nogach Leiko, tylko podsycała nieprzyjemne wrażenie. Przywoływała dreszcze na jej skórze.

Zbliżając się zacisnęła ostrożnie palce na swym wakizashi. Rozglądała się także czujnie, gotowa bronić się lub zastygnąć bezszelestnie w miejscu, gdyby jej oczy odkryły jakieś życie czające się w okolicach świątyni. Jej Naimenteki joukei omiotło budynki świątyni, gdy zbliżyli się do bramy.






Z dużymi masywnymi drzwiami zamkniętej bramy. Nie dostrzegła w okolicy sylwetek żywych ludzi, jedynie żywe istoty jakie zauważyła to były drobne zwierzęta. Nie było też i Oni, za to w świątyni kryła się zimna niebieskawa sylwetka istoty, jakiej już dawno Maruiken nie widziała. Duch zmarłego człowieka. Plotki więc były prawdziwe. Ta świątynia była nawiedzona.
A spojrzawszy za siebie, spostrzegła podążającą powoli i ostrożnie inną ludzką postać. Ale czy to na pewno był człowiek? Po tym co łowczyni widziała w wiosce z której uciekli… Naimenteki joukei nie musiało w pełni oddawać rzeczywistości. To był tylko jeden człowiek, a miko przecież podróżowała w towarzystwie. Poza tym zdążał z tego samego kierunku, z którego Leiko i Kojiro uciekali.

-Ktoś nadchodzi.. -szepnęła do ronina, choć nie miała wątpliwości, że i on w jakiś sposób dowiedział się o obecności tamtej istoty. Może usłyszał delikatny szelest liści lub trawy, które dla tygrysa były jak głośne trzaski niezdarnej bestii. Ale jakiej? Kto okazał się być wygranym i teraz ruszył na dalsze łowy? Kasan chcący ją złapać pomimo wszystkich przeszkód? Ten drugi demoniczny samuraj, Ohira-san, który z jakiegoś powodu także upatrzył ją sobie na zwierzynę?

Dłonią musnęła zatrzaśnięte wrota. Ciężkie i potężne, idealnie chroniące wnętrze przed intruzami. Albo gośćmi poszukującymi schronienia przed koszmarami nocy. Powiodła spojrzenie najpierw w jedną stronę, potem w drugą wzdłuż muru otaczającego budowlę. Nie wyglądał na taki, który stanowiłby duże wyzwanie dla zręczności jej lub Kojiro.

-Ty przejdź pierwsza. Będę cię osłaniał Tsuki no musume.- szepnął w odpowiedzi ronin rozglądając się z dłonią na rękojeści dłoni. -Mamy jeszcze czas… jeszcze tu nie dotarł.
Sasaki miał rację. Ów “człowiek” jeszcze był daleko. Nie czekając na wynik walki, zyskali przewagę.
Jednakże nie znali też zwycięzcy pojedynku.

Leiko bez słowa skinęła tylko głową i płynnym ruchem schowała wakizashi z powrotem za swój pas obi. Teraz jeszcze nie było jej potrzebne.
Spowita mgłą, niczym jaka zjawa samotnie wędrująca nocami po ścieżkach swego dawnego życia, przeszła kilka kroków wzdłuż muru. Może i był on wysoki, i silnie bronił skrytą za nim świątynię, lecz nie pozostawał niewzruszony na wpływ nieubłaganego czasu. Gdzieniegdzie na nim zdążyły już się pojawić szczeliny, zbyt małe i płytkie, aby cokolwiek mogło przejść, a jednak na tyle duże, by stanowić punk zaczepienia dla zwinnych palców.
Podwinęła wygodniej długie, szerokiego rękawy swego kimona, które przecież nie zostało uszyte do wspinania się w nim. Ale sytuacja wymagała dostosowania. W mroku wymacała opuszkami palców pierwszą ze szczelin i uczepiła się jej kurczowo, by móc podciągnąć swe ciało wyżej. Ostrożnie, ale też z wyraźnym pośpiechem, udało jej się sięgnąć ku szczytowi muru. A potem przeskoczyć na jego drugą stronę, ku schronieniu lub ponownej pułapce.

Wylądowała cicho niczym kot, na pustym dziedzińcu wymarłej świątyni. Ale nie cichej… Nagle rozległ się dźwięk dzwonka, a potem do uszu łowczyni dotarła modlitwa intonowana przez mnichów, przerywana kolejnymi dzwonkami. Niemniej Leiko nie mogła określić jej źródła, która zamarła tak szybko jak się znienacka zaczęła. Nie widział swym spojrzeniem jednak aż tylu istot, żywych czy nieumarłych, więc ta modlitwa była zapewne tylko echem dawnych wydarzeń. Nie znała się może na zaświatach tak dobrze jak jej znajomy czarownik, ale posiadła pewną chłopską wiedzę na temat duchów… i była pewna, że takie dusze zostają uwięzione na ziemi w wyniku dramatycznych wydarzeń. Więc coś złego stało się w tej świątyni przed laty.
Nerwowo wzdrygnęła się, gdy poczuła ruch powietrza za sobą. Na szczęście był to tylko Sasaki Kojiro, który podążył za nią.

Duchy, demony skrywane pod ludzką skórą, mroczne rytuały. To nie był żywioł Maruiken Leiko. Intrygi w jakie popadła za bardzo wykraczały poza sferę przyjemnie dla niej przyziemną, w której główną rolę powinny odgrywać przede wszystkim ludzkie emocje i pragnienia, kwestie jej przecież wspaniale znane. Pośród nich mogła lawirować zwinnie, wykorzystywać je ku własnym celom i móc przewidzieć konsekwencje swych działań. A w przypadku tych mnichów? Tutaj grunt usuwał się jej spod nóg, musiała improwizować, aby wynagrodzić jakoś swój brak wiedzy w tematach duchowych i mistycznych. Nie czuła się komfortowo nie potrafiąc w pełni kontrolować sytuacji.

Wstrzymała kroku, aby zrównać się z towarzyszącym sobie tygrysem. Czy też to słyszał, czy i jego przeszył dreszcz? Sama nasłuchiwała ponownego echa przeszłości, ale także wszelkich niepokojących odgłosów dobiegających zza muru, a mogącego świadczyć o zbliżającym się łowcy.
-Czyżby i tutejszych mnichów nie oszczędziły okrutności wojny? - zapytała kobieta spoglądając w kierunku świątyni będącej ich celem.
-Iye… ta świątynia była opuszczona lata przed wojną. Nie znam dokładnie historii tego przybytku, ale słyszałem o zbrodni związanej z namiętnościami. Ponoć jakiś mnich posunął się tu do gwałtu na miko, a ta w szale wymordowała ich wszystkich, a potem popełniła samobójstwo wieszając się na belce stropowej świątyni… lub… coś w tym rodzaju.- zamyślił się Kojiro kucając obok Leiko.- Od tego czasu nikt nie przekraczał progu tego splugawionego miejsca. A bynajmniej tak słyszałem.

Aż do teraz… Maruiken przeszył powiew zimnego wiatru, którego jej towarzysz chyba nie poczuł.
Może to przez oko? Może to właśnie wina jej klątwy, że mimo niechęci do tego, to jednak ciągle kroczyła pomiędzy światami: duchów i ludzi?

Wzdrygnęła się raz jeszcze wyraźnie i zerknęła szybko za siebie. Co to było za dziwne uczucie? Nie widziała żadnego ducha, demona ni śmiertelnika, nic czym mogłaby sobie wyjaśnić pochodzenie tego dziwnego chłodu. Czy było to coś, potrafiącego się skryć nawet za jej wzrokiem podsycanym wewnętrznym przekleństwem? Nieprawdopodobne. Niepokojące. Niewidoczne, nieznane zagrożenie było gorsze od tego już poznanego, którego obecności za sobą była już świadoma. Jakże walczyć z samym wrażeniem, poczuciem niebezpieczeństwa?

Stała nieruchomo, ni kroku kolejnego nie stawiając w kierunku budynku. To nie było dobre miejsce. To nie była przyjemnie pusta świątynia, w jakiej w Nagoi spotykała się z tylko roninem. W tej ciężko było dopatrzyć się schronienia -Nie chciałabym zostać zmuszona do sprawdzenia co jest w środku, Miejmy nadzieję, że dla tutejszych niespokojnych duchów nasz prześladowca okaże się być większym intruzem niż my.
- Omińmy więc budynki główne i skierujmy się ku tylnej bramie świątyni, by w razie czego mieć możliwość opuszczenia jej szybko i bez zwracania uwagi tutejszych… “mieszkańców”.
- stwierdził cicho Kojiro.- Jak uważasz, Leiko-san?
Widać było, że jeśli chodzi o sprawy nadprzyrodzone zdawał się na jej doświadczenie. Nie wiedział jednak, że jest ono bardziej skąpe niż przypuszczał.

-Sądzę, że Oni już bardzo dobrze wiedzą o naszej obecności tutaj, Kojiro-san. Może nawet teraz nas obserwują, czekają na nieodpowiedni ruch lub zbytnie zbliżenie się do miejsca ich śmierci. Może pozwolą nam odejść w spokoju, a może zatrzymają nas, abyśmy zostali ich wiecznymi towarzyszami – kobieta roztoczyła przed ich dwojgiem tak ponurą wizję, dzięki której tylko kolejna fala drobnego dreszczu przewinęła się przez jej skórę, także i tą ukrytą głęboko pod miękkim kimonem. Potem jednak pozwoliła sobie na moment odwrócić czujne spojrzenie od zabudowań i zwróciła je ku roninowi, uśmiechając się przy tym z odrobiną smutku w uniesionych kącikach warg -Nie wiem czego oczekiwać po tych duchach. Są dla mnie zagadką. Nie słyszę jeszcze naszego prześladowcy. Ale jeśli skierujemy się ku tylnej bramie, to będzie musiał ruszyć naszym śladem przez wrota i świątynię. Podaruje nam to trochę czasu na ucieczkę, szczególnie gdy on zwróci na siebie uwagę tych mnichów. W końcu ani Kasan, ani ten Ohira-san, nie byli zbyt subtelnymi bestiami, ne?
-O Ohirze nic powiedzieć nie mogę, natomiast Kasan…-
Kojiro zamilkł na chwilę, wyraźnie zamyślony.- Kasan jest podstępny i bardzo inteligentny. A właściwie był, bo nie wiem ile w tym potworze pozostało z bushi, którego znałem. Jeśli jednak choć trochę, to należy brać pod uwagę jego spryt i zmysł taktyczny. Kasan... również może się przemknąć niezauważony.

-Nawet jemu nie powinno się udać do nas podkraść. Na wszelki wypadek jednak powinniśmy znaleźć miejsce do ukrycia
-mówiąc to kobieta w końcu poświęciła swą uwagę nie tylko samej świątyni, która wzbudzała w niej wiele nieprzyjemnych odczuć, ale także otaczającym ją zabudowaniom. Na pewno miały one wiele zakamarków, tym lepszych i bardziej dla niej idealnych, że teraz także tonących w głębokim mroku. Aby tylko nie zostać zmuszoną do przekroczenia bramy i wejścia do środka..

-Noc, ale też mgła powinny mu utrudnić wypatrzenie nas. Wprawdzie w jakiś nienaturalny sposób potrafił nas wywęszyć wtedy pomiędzy ruinami wioski, ale sam mówiłeś, że nie był w tym dokładny. Istnieje szansa, że jeśli znów zacznie wszystko niszczyć na swojej drodze, to ściągnie na siebie gniew tutejszych mieszkańców. Lub zwróci na siebie uwagę naszych sojuszników, jeśli są w okolicy - nie było to wiele. Zaledwie nadzieja, dość naiwna, że duchy okażą się być przydatne, lub mała miko ze swym yojimbo bądź tygrys ze swym opiekunem, przybędą na pomoc. Ciężko było Leiko określić, które zdawało się być najmniej prawdopodobne.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:38.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172