Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-02-2015, 12:29   #223
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
-Akado-kun też długo nie będzie bohaterem godnym legendy. Jego niebiańskie ostrze ma jeszcze słabego właściciela. Może za parę lat się to zmieni, niemniej teraz raczej nie stanowi wyzwania dla…- Kojiro skupił spojrzenie na Daikunie.- ...czyżby… to ten jasnowłosy gigant? To by się przecież w sumie zgadzało. Jeśli to on miałby stanowić zagrożenie dla planów mnichów, to rozsądnym byłoby to zagrożenie zlikwidować. Nie mogli go zabić fizycznie, więc skorumpowali? Jeśli tak, to… sytuacja robi się… beznadziejna.

-To by wyjaśniało także, dlaczego ktoś taki znajduje się ich szeregach. Nie jest przecież mnichem, przypomina raczej..
-urwała w zamyśleniu, a prowadzone wdzięcznym łukiem ostrze z powrotem troskliwie ułożyło się na jej dłoniach -Demona trzymanego przez nich na łańcuchu.

Palcem psotnie trąciła malutki dzwoneczek u rękojeści, którego dźwięk wprawdzie wyraźnie ją uradował, chociaż nie odwrócił uwagi od tematu toczącej się rozmowy. Tak ponurej i niepewnej -Ale to tylko jeden z siedmiu, ne? Potężny, owszem. Lecz może wśród pozostałej szóstki jest ktoś mogący go pokonać i przeszkodzić Chińczykom. Może któreś z tej dwójki, która jeszcze im się wymyka?

-Nie jest jednak demonem. Jest człowiekiem… jak każde z nas. Więc więzi które trzymają go przy mnichach, czy to lojalność, żądza, strach, chciwość… więzi te można zerwać.- stwierdził z uśmiechem Daikun i podrapawszy się po brodzie dodał.- Niestety podobnie jak mnisi nie znam tożsamości całej siódemki. Ale póki co… najważniejsze to przeszkodzić w tym co mnisi planują w Shimodzie. Bo jeśli osiągną to co planuję, mogą nie potrzebować siedmiu oczu oczu demona.

-Hai
- zgodziła się kobieta bez chwili namysłu. Nawet kuszący do dotykania i podziwiania, trzymany w dłoniach skarb nie potrafił odsunąć w zapomnienie celu tego spotkania ze staruszkiem.
-Grupa z palankinem ma dostarczyć tajemniczą kobietę do opuszczonej świątyni w Shimodzie i tam też spotkać kogoś.. kogoś ważnego. Ale widzieliśmy już jak się zakończyła próba zasadzki na nich, nie ma sensu próbować tego ponownie. Możemy nie mieć teraz wielu możliwości do działania, lecz plan Chińczyków ma przyciągnąć ku nim wiele Oni. Miejsce rytuału będzie chaosem, i może on zadziałać na naszą korzyść -jedna z brwi Leiko uniosła się wdzięcznie w przejawie zainteresowania -Być może moglibyśmy im nieco przeszkodzić, uniemożliwiając części łowców dotarcie do Shimody. Słyszałam, że niektóre z ich grup są atakowane, co na pewno osłabi później obronę mnichów przeciwko zastępom demonów.

- Niestety bandyci nie dadzą się podpuścić ku kolejnym napaściom. Ich przywódca nie żyje, ich serca są pełne przerażenia jakie w nich wywołał ów jasnowłosy mnich
.- westchnął nieco smętnie Daikun.- Szkoda… nie sądziłem jednak, że jeden śmiertelnik może okazać się, aż tak zatrważający.
-Rzeczywiście, wielka szkoda
-krótkim westchnieniem kobieta dodatkowo podkreśliła rację staruszka. Ta ich zgraja naprawdę mogłaby się okazać przydatna, wręcz niezastąpiona w sianiu zamieszania w grupach łowców. Czy ich poświecenie było wartej swej ceny? Na pewno nie zostało zmarnowane. Leiko wszak poznała straszliwą potęgę, z jaką zapewne w końcu przyjdzie jej się zmierzyć.. mniej lub bardziej bezpośrednio.

Eleganckim ruchem ręki umościła wakizashi z powrotem w jego zdobionym saya otulonym kokardą pasa obi.
-Ale tak jak mnisi przyciągają Oni na miejsce rytuału, tak samo do Shimody zmierzają osoby z zamiarem powstrzymania ich mrocznych praktyk. My możemy dalej śledzić grupę z palankinem, z nadzieją na odnalezienie słabostki jasnowłosego lub sposobu na uratowanie tamtej kobiety – zwróciła swe spojrzeniem tym razem na Kojiro, na tę drugą uciechę jej oczu, w których tęczówkach o barwie płynnego złota pojawił się jednak nie podziw. A konsternacja. Niepewność tego, jak wiele mają czasu, czy odnajdą wielkiego tygrysa i czy będzie on dla nich użytecznym sojusznikiem -Może dopiero zejście z tych gór da nam więcej możliwości do działania..

- Istnieje osada po drodze do Shimody, możliwe że jacyś yamabsuhi schronili się w niej. - zamyślił się Daikun.- Bowiem w górach nie spotkałem żadnego z nich. Co mnie niepokoi. Ci eremici potrafili sobie radzić z ciężkim klimatem gór, grupkami bandytów, a nawet górskimi ogrami i pomniejszymi Oni. Ich pomoc byłaby więc wielce użyteczna.
- Ja również.
- potwierdził Sasaki.- Byłem w paru ich kryjówkach. Nie ma śladu po nich.
-Czyżby Maeda?
-wtrąciła się kobieta, wspominając plany Kasana -Przywódca mej grupy łowców rozmawiał z naszym niedawnym gospodarzem właśnie o tej wiosce, o przejściu przez nią w drodze do Shimody. Ale już wtedy Muratsugu-san nie miał z niej żadnych wieści, a podobno była celem demonów.
Jej przypominaniu sobie informacji przekazywanych tamtego wieczora pomiędzy dwoma mężczyznami, towarzyszyło cichutkie zadzwonienie zdobień uszu, gdy w zamyśleniu przechyliła głowę -Mówił także, że Yamabushi zeszli z gór. Czy jest możliwe, aby i oni zainteresowali się praktykami Chińczyków i wyruszyli powstrzymać ich rytuał?

Leiko nie było wprawdzie obce to określenie, lecz brakowało jej doświadczenia z tymi niezwykłymi mnichami oddanymi swym indywidualnym drogom ku oświeceniu. Nie spotkała w swoim życiu żadnego z nich. Nie wiedziała co kieruje ich myślami, a co za tym idzie – jak mogli zareagować na takie zagrożenie zasnuwające ziemie klanu.

- Trudno powiedzieć. Yamabushi podążają drogą shugendō.- stwierdził Daikun pocierając swą krótką bródkę. - Próbują osiągnąć oświecenie stając się jedności z Kami i naturą. Zwykle ne interesują się sprawami tego świata… ale sekta z Chin planuje zakłócić równowagę świata duchów, więc… kto wie.
-Mogą być użytecznymi sojusznikami, ale lata odosobnienia uczyniły z wielu z nich bardzo nieprzewidywalne, chaotyczne, a co najgorsze skupione na sobie istoty.
- zamyślił się Sasaki Kojiro.- Niemniej zwerbowanie kilku z nich, byłoby niewątpliwym sukcesem.

Wargi Leiko rozchyliły się w subtelnym, jednakże dość wesołym uśmiechu rozpromieniającym odrobinę ponurość tych rozmów. Ukryła go wdzięcznie za uniesionym rękawem swego kimona.
-To brzmi, jakbyśmy tworzyli istną armię przeciwko Chińczykom -mruknęła żartobliwie, nim zgodziła się ze swym yojimbo -Spróbujmy zatem odnaleźć chociaż jednego z tych yamabushi. Może widmo wypuszczenia na wolność tak straszliwej bestii będzie dla nich wystarczającym impulsem, aby zjednoczyć się w walce przeciwko wspólnemu wrogowi. Wszak jeśli rytuał się powiedzie, to nie pozostaną im ani sekrety, ani Kami do poszukiwania oświecenia.

- Jeśli już mówimy o armii, to w okolicy dawnego klasztoru kręcą się buntownicy…
- przypomniał Sasaki z uśmiechem. Zaś Daikun dodał ponuro.- Armia by się przydała, łowczyni-san. Mnisi mają pod sobą nie tylko spętane przez nich Oni, ale też i wojska Hachisuka. Daimyo może i nie jest jeszcze ich bezwolną marionetką, ale i to się zmieni wkrótce. Jestem tego pewien. Mają też mnóstwo złota, którymi mogą kupić lojalność krótkowzrocznym bushi.
Pokiwał głową dodając skrzekliwym.- Hai, hai… być może armia będzie potrzebna, jeśli sytuacja rozwinie się niefortunnie.

Słysząc to wszystko kobieta w strapieniu musnęła palcami swój policzek, spoglądając to na staruszka, to na ronina. Szczególnie na tym drugim dłużej zatrzymywała wzrok. Bo i czyżby dostrzegła łobuzerską naturę w tym jego uśmieszku? Czy bawiła go, niczym małego chłopca, myśl o prowadzeniu własnej armii przeciwko mnichom i ich białowłosym kreaturom? Łotr jeden.

-Wiele wymagacie od zwykłej łowczyni -powiedziała po części z niedowierzaniem, a po części z rozbawieniem w głosie -A ja nie mam ani złota mnichów, ani siły przekonania klanowych przywódców, aby przeciągnąć na swą stronę bushi, czy choćby łowców. Większość z nich jest prosta, a przez to zaślepiona lśniącymi monetami jakimi klan ma ich obdarować po dobrze wykonanym zadaniu w Shimodzie. Oni potrzebują wyraźnych dowodów, inaczej nie zwrócą się przeciwko klanowi.
Jeszcze wilgotne kosmyki włosów smagnęły lekko porcelanę skórę Leiko, gdy pokręciła głową, pytając -Póki co skupmy się na zejściu z gór i znalezieniu jakichkolwiek sojuszników, dobrze?

- Zejście z gór nie będzie dla was problemem.
- stwierdził autorytarnym tonem stary mnich.- Jeszcze kilkaset metrów i będziecie na równinie prowadzącej do pól ryżowych otaczających Maedę i jeziora nad którym leży. A ja… chyba poszukam sobie innego miejsca na spoczynek. Spotkamy się w Shimodzie, młodziki.
Podrapał się po policzku i ruszył w kierunku szczeliny skalnej po drugiej stronie kotlinki. Wydawał się znać te góry na wylot.

-Bądź ostrożny, Daikun-san -odrzekła mu Leiko na pożegnanie, bardziej z własnej uprzejmości niż faktycznej troski o staruszka. Nie potrzebował jej, dobrze o tym wiedziała. Wyraźnie sam bardzo dobrze sobie dawał radę z Oni i innymi nieprzyjemnościami podróży. W jaki sposób, to pozostawało tajemnicą.
Objęła się ramionami starając się ogrzać przed wieczornym chłodem, ale jednocześnie próbując uniknąć jeszcze ciaśniejszego przyklejenia do siebie kimona przesiąkniętego deszczem.

-My też powinniśmy się rozejrzeć za kryjówką. Mnisi już raz wysłali tutaj jedną ze swych kreatur, nie chciałabym się obudzić z wpatrzonymi we mnie ślepiami kolejnej – zaś samo wyobrażenie takiego przebudzenia wystarczyło łowczyni do odczucia igiełki wstrętu mającej zatruć jej przyszłe sny. Mimo to w tej chwili zdołała jeszcze posłać mężczyźnie subtelny, lecz nadal czarujący uśmiech ozdabiający jej żartobliwe pytanie -I czyżbyś teraz miał w planach armię zamiast chatki w górach, mój tygrysie?

-Chatka ma swoje zalety… w miłym towarzystwie to niewątpliwie kusząca perspektywa.
- mruknął w odpowiedzi Kojiro, wodząc dłońmi wpierw po jej kimonie, a wkrótce pod nim. Dość szybko zdołał wślizgnąć dłonie pod tkaninę jej stroju. Była to sztuczka, którą niewątpliwie doskonalił na wielu dwórkach i kurtyzanach.- Ale podobnie jak ci yamabushi, tak i my nie zdołamy ukryć się przed zawirowaniami świata. Niemniej mamy jeszcze jeden problem…- mruczał muskając delikatnie wargi Leiko swymi ustami.- Nie mamy generała. Jestem doświadczonym wojownikiem, świetnym szermierzem i życie nauczyło mnie kilku sztuczek i umiejętności. Niestety, dowodzenie nie jest jedną z nich. Armia byłaby przydatna, ale razem z utalentowanym przywódcą. Niemniej… te rozważania, lepiej się prowadzi w ciepłej wodzie, niż w chłodzie nocy, ne?

Miał rację. Mimo zagrożenia ze strony Oni… gorące jeziorko kusiło, tym mocniej im bardziej we znaki dawał się przeszywające zimno nadal wilgotnego kimona.
Doprawdy rozpraszający, przyznała kobieta z rozbawieniem w myślach, kiedy poczuła jak jej ciało drży i napina się spragnione pod dotykiem ronina. Tak bez jej woli, instynktownie już dając się urabiać pod jego dłońmi, wiedząc jak wiele mogą one podarować jej przyjemności.

-Nic Ci nie straszne, byle tylko móc uwolnić mnie z kimona, Kojiro-san? -wyszeptała zbliżając się jeszcze do niego na kroczek, aż już ciasno i samolubnie zajęła dla siebie całą przestrzeń w jego ramionach. Ciepłą i rozkoszną, w której tuliła się do niego swymi kuszącymi krągłościami, tym bardziej wyeksponowanymi teraz oklejającym je ciemnym materiałem odzienia. Była pokusą, słodką i nęcącą, jak gdyby wyzywała tego namiętnego łobuza na próbę. Ciężką.
-Lecz nie powinniśmy tutaj zostawać. Możliwe, że mnisi już wiedzą o tej kryjówce, a nie chciałabym tak bardzo sprawdzać naszego szczęścia – gorącym oddechem muskała wargi mężczyzny. Nie całowała ich, z psotą w oczach i w uśmiechu na ustach umykając przed swym tygrysem -Wolałabym się stąd oddalić. Może uda nam się znaleźć inne miejsce na odpoczynek, ne?
-Nie jestem takim znawcą tych gór jak Yokimura-dono. Niemniej… znam pewną kryjówkę w okolicy.- uśmiechnął się Sasaki. Po czym westchnął.- Tyle, że dojście do niej zajmie nam pół nocy. Niewiele czasu na odpoczynek. A i pewnie niezbyt wygodna… niestety. Czy jednak masz ochotę podjąć taki wysiłek?

Nie odpowiedziała mu od razu, bo i wybór nie był aż tak łatwy. Powiodła spojrzeniem w stronę szczeliny, ledwo widocznej naprawdę, w której dopiero co zniknął staruszek. Gdyby tylko wiedziała wcześniej, to mogłaby go zapytać o inne kryjówki w okolicy znane jemu, lecz niekoniecznie mnichom. Następnie jej wzrok objął zakamarki kotliny upewniając Leiko, że żadne nie wbijają się w nią żadne wyłupiaste ślepia.
W końcu zawtórowała mężczyźnie swym własnym westchnieniem.

-Iye. Jeśli raz im się udało mnie znaleźć, to zrobią to po raz kolejny, nieważne gdzie się ukryję. A łatwiej będzie stanąć przeciwko nim i ich bestiom po odpoczynku, niż po nocy spędzonej na wędrowaniu po górach.. -mruknęła, choć zaakceptowanie takiego rozwiązania nie odpowiadało jej w pełni. Ale czy naprawdę była w sytuacji do wybrzydzania? Nie była, tak samo jak i góry nie były miejscem, w jakim czułaby się bezpiecznie i naturalnie.

Kręcąc lekko głową, nie po raz pierwszy przecież tego wieczoru, łowczyni powłóczystych ruchem przesunęła dłońmi po klatce piersiowej ronina, do którego tak się tuliła w próbie przegnania chłodu i niepokojów -Pamiętasz, kiedy wszystko było łatwiejsze? Zlecenia na demony i wieczory spędzane w opuszczonej świątyni na wzajemnych próbach wykradnięcia sobie sekretów?
-Dla mnie nigdy nie było to łatwiejsze. Jesteś przebiegłą osóbką Maruiken-san.
- mruknął wesoło Kojiro rozkoszując się ciepłem jedwabistej skóry Leiko, gdy jego palce muskały jej ciało.- Niemniej pamiętam czasy, gdy problemów było znacznie mniej i były mniej poważne.

-I nie było tego poczucia beznadziejności, ne? Tego wrażenia, że poruszamy się na oślep w mroku, w którym wystarczy zaledwie jedno potknięcie..
-smukłe i zadbane, pomimo niesprzyjającym temu okolicznościom, palce uniesionej dłoni kobiety zacisnęły się powoli w pięść. Miękko, delikatnie, bo przecież nie w chęci uderzenia mężczyzny. Szczególnie, że zaraz z powrotem je rozluźniła, swym tchnieniem muskając skórę, jak gdyby zdmuchiwała zeń jaki niedostrzegalny pyłek. To co pozostanie po zwycięstwie mnichów.
-Aby Chińczycy zatriumfowali i ich bestia została wypuszczona na wolność -uśmiechnęła się smutno, przyglądając się porcelanowej bieli swych dłoni -To wielka odpowiedzialność złożona w nieodpowiednich rękach.

- Wątpiłbym, Leiko-san.
- mruknął jej do ucha ronin pieszcząc je zarówno ciepłym oddechem jak i miękką pieszczotą ust.- Wątpiłbym, by nasze ręce były nieodpowiednie. Mimo wszystko, kto jeśli nie my? Kto inny mógłby sobie poradzić z tą intrygą, jeśli nie ty… Tsuki no musume?
Poczuła jego schodzące po swej szyi, a palce muskające wiązania bielizny pod kimonem i powoli je rozluźniające. - Osobiście jeśli mam powierzać swój los to w tak zwinne palce jak Twoje Leiko-san, no i mimo wszystko … nie jesteśmy sami. Mnisi mają i innych wrogów.
-Odnoszę wrażenie, że nie jesteś teraz najbardziej obiektywnym z mężczyzn..
- wymruczała z rozbawieniem, tuż po tym jak zachichotała cicho na jego słowa, połączone z tak nieobyczajowymi działaniami jego warg i dłoni -Ale zawsze wiesz co powiedzieć. Arigatou gozaimasu.

W tym czasie jej ręce, jak para węży, zwinnych i nieśpiesznych w swych łowach, zsunęły się bezszelestnie po torsie mężczyzny osłoniętym jeszcze przez jego odzienie. Ale nie na długo. Kilkoma wprawionymi ruchami rozwiązała jego obi, by opadło w nieładzie na ziemię, a ona znów mogła się skryć pomiędzy połami jego kimona. Przylgnąć do niego mocno, aż do wyczucia na swej skórze jego serca bijącego, któremu jej własne towarzyszyło w prędkim rytmie -Cóż jeszcze oprócz giętkiego języka i zręcznej dłoni do miecza, skrywasz w zanadrzu, lordzie Sasaki?

-Gdybym ci powiedział, czyżby nie zepsułoby ci to poszukiwań? Najlepiej takie sekrety odkrywać osobiście, ne Tsuki no musume?
- mruczał w odpowiedzi ronin, sam jedną dłonią wodzą po jej pośladku, podczas gdy druga wędrując po udzie i biodrze kierowała się ku bardziej tajemniczemu zakamarkowi jej kuszących krągłości. Kojiro niewątpliwie miał wiele badawczego zapału, ustami smakując jej wargi i szyję. I ów zapał był dla łowczyni coraz wyraźniej wyczuwalny. Zwłaszcza teraz, gdy się przytuliła do niego całym ciałem.

-Mężczyzna tak dobrze znający moją słabość, musi być najzdolniejszym z kochanków.. lub najgroźniejszym z wrogów – błysk w oczach świadczył nie tylko o pragnieniu kobiety, lecz także o żartobliwej naturze jej słów. Choć czy na pewno? Wszak gdyby tylko zechciał ją skrzywdzić, to taki moment ich lubieżnego zbliżenia byłby ku temu idealny. Zbyt pewną siebie wtedy była, zbyt przekonaną o schwytaniu tego nieokiełznanego drapieżnika. Tego który był jej podobny sprytem.
Stawała przed nim naga i bezbronna. Budziła się i zasypiała w jego ramionach. Rozgrzewał ją w chłodzie poranków, a nocami dbał, ku swej uciesze, aby jej ciało drżało tylko z jego powodu, nigdy z zimna. Zapewniał jej bezpieczeństwo, bo i czyż nie od tego właśnie byli yojimbo? Strzec tego co najważniejsze, a że temu tygrysowi przypadło bycie strażnikiem akurat Tsuki no musume.. to tylko dodawało ekscytacji jego obowiązkowi.

Gdzie się kończyła granica całkowitego działania na rzecz swego zadania, a gdzie zaczynało samolubne czerpanie przyjemności z cudzego towarzystwa?
Nieważne. Znów nieważne.

Teraz nie było więcej słów, nie było myśli zatroskanych ani planów niespełnionych. Nie było klanu Hachisuka, nie było złowieszczych mnichów, ani nawet demonów czających się w mrokach.
Tylko dwa ciała w siebie wtopione namiętnym uściskiem. Jego oddech spragniony na jej szyi, jej dłonie rozkoszujące się ciepłem jego skóry.
Ukojenie.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem