Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 09-02-2015, 12:35   #224
Tyaestyra
 
Tyaestyra's Avatar
 
Reputacja: 1 Tyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputacjęTyaestyra ma wspaniałą reputację
Gwar ludzkich głosów wypełniający powietrze. Pozornie zgiełk, w którym nie sposób było odnaleźć sens. Bezład słów wypowiadanych jeden przez drugiego, wybuchów śmiechu i gniewnych okrzyków. Męczący chaos, mozaika w rozsypce.




Barwy domów i barwy postaci żyjących w nich. Nie tylko ich ubrań, ale przede wszystkich feeria charakterów.
Ile mieszkańców, tyle kolorów. Od dzieci po starców, kobiet po mężczyzn, biednych po bogatych. Wielkie dramaty oraz wstydliwe tajemnice ukrywane w drobnych gestach, subtelnych zmianach nut w głosie i nieudolnych próbach zatuszowania prawdy.

Gejsza krocząca ulicą w dzień. Piękna i elegancka, jak gdyby ktoś tchnął życie w rzeźbioną statuę pozwalając jej cieszyć oczy zwykłych ludzi. Idealna, lecz niedostępna, stworzona tylko do podziwiania. A mimo to coś w zwykle perfekcyjnym makijażu, lub idealnie dopasowanym kimonie podkreślającym urodę.. zdradzało jej romantyczną historię. Niedomalowane, jak w roztargnieniu, Shironuri na szyi, może przekrzywiona lekko kokarda barwnego obi. Drobiazgi niedostrzegalne przez mijające ją osoby, oślepione niezwykłością kobiety.
Ale nie mogły umknąć złotookiemu spojrzeniu.

Mężczyzna, niechybnie jakiś lord, o czym świadczyło jego kimono przesadnie wręcz podkreślające bogactwo jego właściciela. Było zbytkiem, na które zapewne mogli sobie z łatwością pozwalać możniejsi od niego, lecz oni znali gustowny umiar. Być może on potrzebował zawsze zapewniać o swym wielkim dobytku mijanych ludzi, którzy za byle rękaw z jego odzienia mogliby wykarmić całą swoją rodzinę. Być może pod tą dumą i podwójnym podbródkiem uniesionym wysoko, kryło się coś więcej niż zwyczajna ludzka próżność.
Cienie pod oczami zdradzały ciężką noc, może nawet kilka pod rząd, a kimono choć niewątpliwie piękne, to po bliższym przyjrzeniu ukazywało gdzieniegdzie przetarcia, kolory nie były już tak wyraźne, jak gdyby zbyt często przepierane. Nawet w trakcie swego upadku z sakiewką straszącą pustką, potrafił zachować na twarzy maskę. Aby tylko nikt się nie dowiedział, aby nie stracić także w oczach innych.
Ale ona wiedziała.

Dusza i serce Tsuki no musume wzdychały za takimi urokami miasta. Nie za cudownymi widokami jakie mogła podziwiać w swych podróżach. Nie za słońcem chowającym się o zachodzie w jeziorze mieniącym się od jego blasku. Nie za urokliwymi polankami ukrytymi głęboko w lasach, opływającymi bladym światłem cyklopicznego oka spoglądającego z nocnego nieba. Nawet kwiaty, te prześliczne płateczki przyćmiewające kolorami najpiękniejsze kimona, dzielnie przebijające się pomiędzy nieprzyjaznymi skałami, nie budziły w Leiko takiej tęsknoty.

To wśród uliczek miasta i w cieniu majestatycznych pałaców ukazywała się jej prawdziwa natura, pomimo tych wszystkich trucheł Oni jakie pozostawiała za sobą podróżując przez obce ziemie. Właśnie tam mogła kolekcjonować cudze sekrety, odkrywać to co pieczołowicie ukryte i dokładać kolejne fragmenty do swych układanek. Subtelnie i cierpliwie trącając misterne pajęczyny intryg, samej będąc dokładnie w ich środku.

Zatem powodem jej tęsknoty nie było zmęczenie, czy brak wygód. Maruiken Leiko była przystosowana do wypełniania swego przeznaczenia w każdych warunkach, jeśli zachodziła taka potrzeba. Okasan mogła ją posłać ku najgłębszych czeluściom jigoku, a ona by nie mrugnęła, nawet w myślach nie miałaby czelności podważać takiej decyzji.
W gęstwinach potrafiła się poruszać zwinnie i szybko, jak dopiero wypuszczona strzała. Na zimnej ziemi odpoczywała równie dobrze, co otulona delikatnymi jedwabiami na najwygodniejszych futonach. Zaś chłód strumyków orzeźwiająco zastępował jej wszystkie japońskie łaźnie.

Jednakże wędrując ku Shimodzie czuła się.. zbędna i niepotrzebna. Nie miała w sobie tej siły jaką dawały jej zawiłe jak labirynty korytarze domostw i tawern, gdzie bronią były słowa, mimika i gesty, a zbroję zastępowały zdobione kimona. To był jej świat enigmatycznych uśmiechów i niejednoznacznych szeptów, góry zaś.. były potężne, i to ona musiała się im podporządkować. Nie interesowały ich ani najbardziej czarujące uśmiechy, ani giętkość języka, ani piękne kreacje. Zmuszały do pokory.

Zasiewały w niej ziarnko niepewności.
Ta kobieta, stąpająca tak pewnie przecież po ziemi ścielącej się przed nią w mieście, w takiej nieprzystępnej dziczy traciła grunt pod nogami. Nie mogła w niej swobodnie lawirować. Nie mogła być niczym motyl i roztaczać swój czar wśród kwiatów, które w zamian karmiłyby ją swoimi słodkimi informacjami. Najpożywniejszymi z kąsków, odsłaniającymi przed nią mroczne meandry tej wielkiej gry toczącej się w pałacowych komnatach. Niebezpiecznej i perfidnej, a mimo to Leiko dopuszczała do siebie wątpliwości dopiero będąc daleko od tego codziennego tańca na krańcu ostrza.
Żmudna wędrówka przez lasy i góry nie dostarczała jej wielu nowych zagadek do rozwikłania, i przez to miała ona zbyt wiele czasu na zgubne rozmyślania.

Czy na pewno dokonała słusznego wyboru wyruszając razem z innymi łowcami na to polowanie, zamiast pozostać w Miyaushiro i poznawać jego tajemnice? A jeśli kobieta w palankinie nie jest tą, której ona szuka? Wtedy się okaże, że tylko zmarnowała cały ten cenny czas na uganianie się za nawiną nadzieją, gdy powinna poszukiwać siostrzyczki w otoczeniu daymio. Próbować odnaleźć sposób na uratowanie jej ze szponów bestii, zamiast tonąć coraz głębiej w bagnie knowań Chińczyków i bajek o uśpionych demonach. Bo jeśli sama Leiko nie będzie mogła w pewnym momencie zadbać o zaczerpnięcie ożywczego powietrza, to jakże mogła zadbać o bezpieczeństwo tamtej?

Czasem.. czasem w snach krótkimi mgnieniami nawiedzała ją śmierć. Krew na twarzy mistrzyni warzenia zarówno słodko odurzających afrodyzjaków, jak i trucizn zabijających bezboleśnie, niespodziewanie.




Strach rozdzierający fioletem malowane usta i te oczy jeszcze błyszczące ogniem. I jedno słowo raniące ni mniej niż zimne ostrze - „wybaczam”. Spokój umarłej, a obłęd żywej. Zbyt słabej i bezsilnej, by pomóc jednej ze swych najbliższych osób. Żałosnej.

Ta myśl bolała. Ten podświadomy lęk rzucający się jej do gardła, gdy była najbardziej bezbronna. Idealny drapieżnik.
Był jej cierniem w sercu, który w takich momentach przekręcał się i wbijał coraz głębiej. Z miłości do siostrzyczki, lecz przede wszystkim z obowiązku do Okasan. Tak jak umysł potrafił odpierać od siebie wspomnienia wielkich tragedii, tak samo jej wyobraźnia nawet nie dopuszczała do siebie widoku jaki zastałby po powrocie do domu. Zwykle pięknej i pełnej miłości twarzy Mateczki, okaleczonej jednak rozczarowaniem, że to ona, jej ulubienica, zawiodła poświęcając życie swej siostrzyczki. To.. to złamałoby serce Leiko. I gdyby samo to nie było wystarczające do skruszenia jej życia, to nie zawahałaby się przed wbiciem ostrza prosto w swoje ciało. Bowiem śmierć byłaby słodyczą w porównaniu do codziennego przeżywania tego koszmaru bycia.. nieudacznikiem.

Cięższe westchnienie okazuje się być kojącym, tak samo jak i muśnięcie palcami skroni, niczym w chęci fizycznego odjęcia od nich zdenerwowania czającego się w cieniu. Wewnętrzne niepokoje kobiety chowają się przed spojrzeniem zatroskanego Kojiro, a posłanym ku niemu ciepłym uśmiechem rozwiała pytania cisnące się na te usta zgubnie namiętne. Nie całkiem, na pewno nie. Iskry, niby gwiazdy lśniące w jego oczach ciemnych jak nocne niebo, zawsze mówiły jej o tych wszystkich myślach jakich nie wypowiadał. O wiedzy jaką posiadał – o niej, o sobie. O nich.
Wybrała milczenie o swej złości, która ni szpetnym grymasem nie uzewnętrzniła się na jej twarzy. Była jak malowana główka porcelanowej lalki. Jak gdyby nie potrafiła czuć. A przecież ona jak nikt inny, pragnęła uciszyć w sobie tę wściekłą burzę uczuć. Być zimną i niewzruszoną, by móc zlekceważyć ten wewnętrzny ból.

Jedyne co teraz mogła, to spróbować odwrócić swą własną uwagę innymi myślami. Spotkanie z Daikunem pozostawiło ją z wieloma pytaniami, na które odnalezienie odpowiedzi było teraz ważniejsze niż wątpliwości łowczyni. W szczególności zaintrygowało ją to co powiedział o potomkach legendarnego bohatera, których pomimo swych amuletów i rytuałów, Chińczycy nie zdołali jeszcze wszystkich odnaleźć. Sama łowczyni znała tożsamość szóstki, z której niestety większość pozostawała już oplecionych ciasno przez mnisie sieci.

Szlachetny i niewinny Akado-kun przekonany o swym światłym celu. Milczący oraz dość ponury Kazama, który ulubił sobie nieprzerwane towarzystwo demona czającego się w jego mieczu. Kohen słaby na ciele i zdrowiu, lecz posiadający w sobie tę nieznaną dla niej magię, która pomimo swej mroczności prowadziła czarownika ciągle przed siebie. Mnich o niespotykanie jasnych włosach, istny Oni złakniony tego przyjemnego szumu w uszach jaki tylko może dać rozkosz z rozlewania krwi.
Mała, drażniąca czasem Ayame naznaczona w swym życiu zbyt dużą ilością nieszczęścia jak na zaledwie dziecko. I ona, Maruiken Leiko brzydząca się tego daru Siedmiookiego Demona, które każde z nich w sobie nosiło. Brakowało jednego do kolekcji mnichów.

Czy ona już spotkała ostatniego z wyklętych, czy może ich ścieżki dopiero miały się spleść ze sobą?
Wiele osobliwych postaci spotkała od początku tej podróży daleko w Nagoi, ale czy któreś z nich mogło ukrywać w sobie to piętno wypalone na duszy?

Żarliwy Kirisu-kun z radością popisywał się przed łowczynią swoimi umiejętnościami walki z Oni, zawsze mając nadzieję na zobaczenie w odpowiedzi zachwytu błyszczącego w jej oczach. Zachwytu z łatwością mogącego się przekształcić w pożądanie, które to on bohatersko musiałby ugasić na futonie. Potrafił walczyć, nie mogła mu tego odmówić. Był dobrym partnerem na polowaniach, lecz nie wybitnym. Prowadził swe trójzęby gwałtownie, a ogień otulający ich ostrza był zaledwie sztuczką, nie mocą pochodzącą z pożartych demonów.

Ginamoto Sageru chłodny jak lodowa statua, elegancki jak ptak od którego wziął swoje przezwisko. Nie miała okazji zobaczyć jak wygląda jego sposób walki, lecz jeśli pogłoski przenoszone z jednej wsi do kolejnej był prawdziwe, to był on równie straszliwym pogromcą Oni co kobiecych serc. Wzbudzał podziw nie tylko w prostych wieśniaczkach, lecz także u towarzyszących mu łowców, nawet u samego Kumy, który swoimi potężnymi dłońmi mógłby skręcić kark delikatnej Czapli. Wyjątkowo zdolny bushi, czy zwyczajny mężczyzna otulony oddechem swej wewnętrznej bestii?

A Niedźwiedź właśnie, on musiał zawdzięczać latom ciężkiej pracy swoją siłę podobną temu zwierzęciu. Bo i czy nawet to przekleństwo, w przypadku Leiko źródło wielu nienaturalnych mocy, mogło obdarować śmiertelnika takimi mięśniami? Dobroduszny i z poczuciem humoru, a mimo to siał istny postrach na polu walki. Jego wielki miecz niósł za sobą śmierć dla demonów, być może mało finezyjnie lecz jak najbardziej skutecznie. A przecież nie był to nawet jedyny sposób, w jaki Kuma wykorzystywał swój oręż.

Pamiętała także o Sakurze z włosami przypominającymi barwą kwitnące kwiaty wiśni. Była jedyną kobietą pośród łowców, której imię budziło należyty szacunek z powodu pozabijanych przez nią Oni. Maruiken nie znała żadnych z tych historii, mogła sobie jedynie wyobrażać jak wiele miała ona doświadczenia w polowaniach. I jak wiele straciła zyskując je, a pozostawiając w paszczy jakiegoś demona swą rękę i oko. T było olbrzymie poświęcenie, i czy na pewno warte swej ceny?

A to było zaledwie kilku łowców, tych najbardziej oczywistych wyborów. Zaledwie garstka, którą ona spotkała i zachowała w swej pamięci, a przecież klan najął istną armię tych najemników gotowych upolować każdą bestię za błysk złota. Mogła tylko się domyślać, ile pośród nich jeszcze było wojowników wyróżniających się swoimi umiejętnościami.
Poza nimi, ileż jeszcze twarzy przewinęło się przed jej oczami odkąd wyruszyła? A ile z nich miało w sobie iskierkę niezwykłości?

Młody Yasuro, niepozorny przyszły dowódca o ręce biegłej w posługiwaniu się kataną. Uroczy w swej niewinności, podobny do Wilczka. I tak jak w jego przypadku, tak samo ciężko byłoby uwierzyć, że jakiś demon ośmieliłby się zhańbić to ucieleśnienie dobra i samurajskiego honoru.
Akage, czy też Nanashi pod którym to imieniem poznała brata samego daymio Hachisuka. Iye, wszak tak naprawdę to wcale nie poznała, bo i czyż naprawdę miała potrzebę odkrywania tajemnic wszystkich napotkanych postaci, nawet niewadzących jej wędrowców? Być może powinna, acz czy wtedy jej drogi inaczej by się potoczyły i teraz znajdowałaby się w innym miejscu, mając mniej zmartwień na głowie? Wątpiła. Tak jak i w jego bycie jednym z siódemki, choć czy mogła wierzyć, że jej wakizashi ukazywało swą prawdziwą naturę tylko w dłoniach przeklętych wybrańców?
Może był nim któryś ze straszliwych, białowłosych sług klanu – Ishiki lub nawiedzający ją w koszmarach Gozaenmon. Być może byli podobni temu jasnowłosemu mnichowi, zatem nakarmieni przez Chińczyków energią demonów, by stać się potężniejszymi, straszliwymi.. bardziej zwierzętami niż ludźmi, gotowymi rzucić się do walki na byle skinienie swych szacownych panów. Nie wiedziała, z którym z tej trójki spotkanie napawałoby ją największym przerażeniem.
Może..

Umysł kobiety rozpaczliwie poszukiwał odpowiedzi. Nie tylko daleko w Miyaushiro albo w coraz mniej odległej Shimodzie, lecz także i w najbliższym otoczeniu. Dlatego zawiesiła swój wzrok na kołyszących się długich pasmach włosów należących do mężczyzny wyszukującego dla nich najwygodniejszych ścieżek pośród podstępnych gór.

Ah, jakąż byłoby psotą ze strony kapryśnych Kami, aby ten fragment układanki pozostawić jej tuż przed nosem.
 
Tyaestyra jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem