Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 10-02-2015, 12:46   #688
valtharys
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Kapłan niestety nie miał zbyt wiele informacji o Nagashu do przekazania, poza tymi najbardziej znanymi informacji. Wszystkim wiadomym było, że ów potężny Nekromanta pochodził z dalekiej krainy Nehekhara, która istniała wiele tysięcy lat przed narodzinami Sigmara. Jego zamiłowanie do śmierci, i obsesja by nigdy nie umrzeć, doprowadziły go skierowania swoich kroków ku mrocznej magii. I tak stał się pierwszym nekromantą, a potem pierwszym liszem, jakiego Świat widział. Według legend, podobno to on przyczynił się do powstania Panów Nocy czyli wampirów. I to z jego tomów, stojąc na blankach Zamku Drakenhof, Vlad von Carstein wykrzyczał mroczną inkantację, podnosząc ogromne hordy nieumarłych i opanowując Sylvanię. Według podań Wielki Nekromanta wracał przynajmniej dwukrotnie i dwukrotnie był pokonywany. Te fakty, które rozpowszechniły się na przełomie stuleci, były znane wszystkim mieszkańcom Imperium.
Ojciec Kazrika zasugerował, że więcej informacji najemnicy, mogli by uzyskać w głównej siedzibie zakonu Morra.

Tak jak powiedział Wolf, czasu nie było za wiele i nim dzień miał dobiec końca, każda grupa miała odwiedzić jeszcze jeden punkt. Jordi w tym czasie musiał udać się do króla, by stawić się na jego wezwanie, choć wcześniej zamierzał zaprowadzić Wolfa i elfkę do jego więzionego syna. Reszta natomiast musiała radzić sobie sama.

Galvin i Karl

Droga do Siwego Zębacza była dość prosta, i obaj bohaterowie trafili tam bez problemów. Przed karczmą nie było żadnych pilnujących ochroniarzy, więc wejście do środka stanowiło czystą formalność. Gdy tylko otworzyli oni drzwi na zewnątrz, ze środka dobiegły ich gromkie odgłosy zabawy i hulanki, a dym zapewne pochodzący od fajek uderzył w ich nozdrza.
Po przekroczeniu progu obaj najemnicy mogli stwierdzić, że karczma z zewnątrz wyglądała na większą. Być może ścisk, tłok jaki panował w tym radosnym przybytku oddawał takie wrażenie, a może po prostu gęsto nagromadzone stołu, przy których siedzieli krasnolud i ludzie. Część stołów przeznaczono tylko do gry w kości, i tam na próżno było dostrzec talerzy, półmisków z jadłem.
Za barem stał rudowłosy krasnolud, o postawię dębu i minie jakby stado pszczół go użądliło. Ponurym wzrokiem otaczał gości, i co jakiś czas zerkał dyskretnie w kierunku dwóch innych Khazadów. Odziani w koszulki kolcze, i nabijane ćwiekami rękawice obserwowali otoczenie, bacznie pilnując czy nikt nie zakłóca porządku w środku.

Lotar, Laura, Gomez

Trójka bohaterów udała się do świątyni Gazula. Po kilku prostych pytaniach okazało się, że Kazrika nikt nigdy w niej nie widział. Potwierdziło to dwóch innych kapłanów, a także kilku akolitów, którzy mają wieczorne wachty. Żaden z kapłanów także nigdy nie spotkał Kazrika, nawet w pobliżu świątyni.
Kolejnym miejscem do którego zostali skierowani była świątynia Valayi. Tam jednak sytuacja była równie podobna, co sprawiło, że owa trójka załatwiła sprawę dość szybko. Po powrocie do domu kapłana, okazało się, że reszta jeszcze nie wróciła. Był więc czas dla siebie i swoich potrzeb. W końcu cały dzień latali, a miasto krasnoludów oferowało tyle możliwości.

Wolf i Youviel

Jordi pożegnał parę przed więzieniem, ówcześnie prosząc strażnika o udostępnienie im widzenia się z Kazrikiem. Nie było to łatwe, ale w końcu krasnolud się zgodził, choć bez ustanku łypał na elfa spode łba. Nie było mu w smak, że do więzienia wchodzi przedstawiciel elfiego rodu. Broń oczywiście została im zabrana na czas “odwiedzin”. Także cela miała pozostać zamknięta, więc rozmowa z więźniem miała odbyć się przez kraty.
Oboje zostali wprowadzeni do środka. Cele znajdowały się za okutymi, stalowymi drzwiami, których pilnowało dwóch uzbrojonych w topory i kusze Khazadów. Gdyby nie rozkaz kapitana, zapewne nie wpuścili by tej dziwnej dwójki do środka.
W celach panował mrok, bowiem tylko na korytarzu paliły się świece. Trzy ledwo tlące się płomyki, dawały odrobinę światła skazanym, choć nawet nie na tyle by móc czytać. Więźniowie siedzieli na swoich pryczach, czekając na nieuchronny los. Jedynie Kazrik siedział na ziemi, wciśnięty w kąt i zdawał się być wpatrzony w swoje dłonie. Trzymał w nich coś małego, lecz mrok i jego pozycja uniemożliwiały identyfikację tego przedmiotu. Nawet jego szept, cichy i spokojny był ciężki do zrozumienia:
-Panie mój. Czy to ja jestem winien? Gazulu, mój przewodniku, wskaż mi drogę..odpuść me grzechy...Czerwień znów nadchodzi...Śmierć. Tylko ona mnie ukoi. Tylko ona da mi zapomnienie..
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline