| Yorri popatrzał głupawo na kapłana i uśmiechnął się rozbrajająco. Przynajmniej go człek nie wyklął, nie przeklął, ani ku niemu nie zaklął plugawie. Tyle tego dobrego, bo w ślad za krasnoludem ruszyli miejscowi, grupką małą, ale hardą. Pokręcił wymownie głową i nie mniej wymownie podrapał się po tyłku, mechacąc wełniane nogawice. Co za parszywa wioska. Jakieś nekromanty, po lasach upiory straszą, a z mordy miejscowi też raczej nieatrakcyjni. Ale taki urok okolice, jak widać. Niezbyt uroczy.
No, przynajmniej morryta pomógł im, w stopniu pewnym. Cóż, widać, że nie miejscowy. Miejscowy pewnikiem motyką by ich okładać jął, albo w lasy by zwiał, gdyby duszka takiego obaczył. Na coś się jednak człeczy kapłani przydają. - Pfrr… - krasnolud wydał z siebie bliżej nieokreślony dźwięk. - Trumny to my nie mamy, chyba, że ktoś zaraz takową wykona. Może jakąś piwniczkę znajdziemy. Choć… większość ma właścicieli. Znamy jakiegoś właściciela, który by się nie wygadał? A względem księgi, to nie wiem, prawdę mówiąc. Jakieś pomysły ktoś ma?
- Opuszczony dom rzeźnika albo budynki gospodarcze obok, tam pewnie chłodnia jakaś jest. Ale nie przeciągniemy znowu ciała przez całą wioskę do domu rzeźnika, trzeba było o tym pomyśleć dzisiaj rano. Jest tutaj jakiś schowek grabarza? - Edmund zarzucił pytaniem kompanów, sam rozglądając się po okolicy.
- Za świątynią, pod murem samym niemalże jest przechowalnia Morrycka, moglibyśmy chyba zaryzykować… Bo lepszego pomysłu nie ma, prawda? - Nowicjusz spojrzał po pozostałych, włączając w to Josta, który ostrożnie wynurzył się z kryjówki. - A z księgi musiał korzystać nekromanta, musiał ją tutaj mieć. To jeden z wymogów rytuału, nie ważne czy go odprawiamy, czy odwracamy jego skutki. Więc albo ukrył księgę gdzieś po drodze, albo wziął ze sobą. - Spojrzał z uwagą na towarzyszyl. - Jeśli nie znajdziemy jej na cmentarzu, będziemy musieli znaleźć używane przez niego ciało… tego chłopca. Jednak nie sądzę, żeby nawet o tak wczesnej porze ktokolwiek przechadzał się z księgą pod pachą między chatami, a i plecak u malucha byłby podejrzany, trzeba więc przeczesać okolicę szlaku, jaki przeszedł. - Tu wskazał widoczne jeszcze na ziemi ślady. - Nie dokończył rytuału i wracał biegnąć, mógł więc po prostu cisnąć księgę w krzaki licząc, że nikt nie ma interesu się tam plątać i odbierze księge jak zrobi się bezpieczniej. Także, kto z Jostem zostaje tu szukać księgi, a kto idzie spróbować schować ciało w przechowalni? Edmund chwycił ciało zwiadowcy. - Myślę, że nikt nas nie zauważy. Wystarczy nie krzyczeć w niebogłosy. - uśmiechnął się do krasnoluda sapiąc nieco z wysiłku.
- Ja mogę się rozejrzeć w krzakach - powiedział Jost - ale nie sądzę, żeby to miało sens. Ksiega była zbyt ważna, żeby ją ot, tak sobie, rzucić w krzaki. Ja bym zabrał ją ze sobą... - A potem stąd uciekam. - dodał. - Obejdę wioskę i pójdę do lasu.
- Ja - smarknął Yorri. - poszukam z Jostem tej księgi. Jak już z duchami mam przebywać, to wolałbym, by to znane mi duchy były. A jak z Jostem przebywać mam, to wolę z duchem jego. Tak przynajmniej pogadać można. - wyszczerzył się.
- A zatem ja z Edmundem przeszukamy cmentarz, jak tylko odstawimy ciało w bezpieczne miejsce - podsumował Eryk. |