Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 04-02-2015, 21:47   #31
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację






Lato 2518 roku K.I., południe

Weissdrachen, karczemna stajnia


Bert wszedł do stajni i przywitało go wesołe rżenie koni. Na ziemi leżało w nieładzie zrzucone z piętra siano przy drabince. Koniki były brudne i od razu poznał po jednym, że głodny. Nie było w środku nikogo, a przecież na czatach powinien być kuzyn Arno. Zajrzał do pustych boksów, lecz nie było tam ciała Josta, które chciał obejrzeć. Po przeszukaniu zakamarków parteru stajni był przekonany, że jeśli już, to trup przyjaciela musiał być na górze.

Na pięterku zobaczył leżącego na sianie chłopa o wielkim, sinym nosie, który oddychał pochrapując z cichutka i chyba zepsuł wiatr, bo jakby capiło. A może, to zagrzebany w sianie Jost zaczynał się rozkładać w stajennym ciepełku? Winkel nie wiedział.

Do stajni wsunęła się po cichu Gowdie i stanęła przy drewnianych drzwiach obok czatującego na zeksa Hammerfista. Bert zobaczył Szczygiełka a ona jego, stojącego u szczytu drabiny na pierwsze piętro stajni.

- No i co? - zapytała konspiracyjnie Winkela.

Idąc ku drabinie spadła jej pod nogi w siano martwa, dorosła jaskółka. Spojrzała pod sklepienie. Nad jej głową, na najwyższej belce u szczytu dachu było gniazdo, z którego wypadł ptaszek.





Lato 2518 roku K.I., południe

Weissdrachen, cmentarz


Atmosfera na cmentarzu była napięta i wszyscy z niepokojem czekali na odpowiedź Morryty, który przeciągał ciszę zdawałoby się w nieskończoność. Kapłanowi chyba jednak ulżyło, nie bynajmniej, że złe i niesamowite wieści usłyszał z ust Bauera, lecz, dlatego, że nie znalazł w nich fałszu. Z błyskiem zainteresowania w zielonych oczach przyglądał się duchowi Josta, aż w końcu ruszył ku niemu krocząc w milczeniu a gdy zatrzymał się przed kamiennym murkiem dzielącym go od eterycznej duszy, Schlachter zobaczył w głębokich oczach kapłana skupienie i troskę, tak jak rodzic patrzy z przejęciem na choć byle najmniejszą krzywdę swego dziecka.

Niezręczne milczenie przerwało pojawienie się Yorriego Rdestobrodego, który taszczył za sobą trupa. Morryta obrócił surowy wzrok w stronę lasu, lecz tylko na chwilę, bo gdy zobaczył kątem oka przy krasnoludzie zwłoki Josta, jakoś tak po ludzku obrócił oczami ku niebu i westchnął, jakby chciał wzniecić akt strzelisty „Panie, wybacz gamoniom, bo nie wiedzą co czynią”.

Kapłan zwinnie przeskoczył kamienne ogrodzenie i stojąc twarzą w twarz z Yorrim, odebrał z wciąż trzęsących się rąk bladego krasnoluda martwe ciało. Wziął trupa delikatnie na ręce i podał ostrożnie Kannincherowi i Bauerowi przez mur, przelewające się przez ręce ciało Schlachtera.

Na ziemi pośród grobów dokładnie obejrzał denata.

Potem wstał.

- Czasu zostało do zmroku. Pomogę, ale warunki są trzy. Muszę wszystko wiedzieć, bo we wsi wciąż jest wspólnik rzeźnika. Musicie znaleźć ich nekromancką księgę. Nikt nie może się o tym dowiedzieć. – powiedział stanowczo do wszystkich zgromadzonych a zaraz jakby każdemu z osobna, na twarzach ludzi, krasnoluda i ducha zawieszając zdeterminowane, nieugięte spojrzenie zielonych oczu. Zwłaszcza Kanincher odczuł zaniepokojenie, zdając sobie sprawę, że cbyba nie przypadł kapłanowi do gustu, lub, ze to sam Morr w tym konsekrowanym miejscu kultu, świętym terenie swej domeny, surowo spojrzał na wyznawcę oczyma kapłana. Nie wiedział, lecz mimowolnie wzdrygnął się czując jakby wzrok Morryty przeszył go na wylot zaglądając w duszę i widząc jak na dłoni wszystko w jej gmachu.

Morryta wysłuchał snu Josta. Upewnił się, że nikt nie widział trupa, ani ducha, biorąc je za to czym były. Nikt, prócz zjawy, którą spotkał w lesie Yorri. Dał wszystkim jasno do zrozumienia, że jeśli do nocy nie znajdzie się demoniczna księga z rytuałem odwrócenia skutków, będzie za późno dla ich przyjaciela, a wioska zostanie w rękach Łowcy Czarownic Rocha, któremu będzie musiał o wszystkim wtedy powiedzieć.

Kapłan pomodlił się z szacunkiem nad trupem nakładając dłonie na czoło i pierś umarłego.

- Zakopcie w trumnie albo schowajcie w piwnicy. - rzucił wstawszy z klęczek.

Ducha Josta olśniło. Czemu wcześniej syn rzeźnika o tym nie pomyślał? Przecież pamiętał, jak ojciec zawsze mawiał, że rozkład ciała następuje natychmiast po śmierci a spowolnić go może niska temperatura. Klepnąłby sie w czoło, gdyby mógł. Od czego była w domu chłodnia dla mięsa i Przechowalnia Morra?

Morryta więcej nic już nie mówił. Poszedł bez wahania samotnie przez łąkę do lasu, w którym straszyło.

Nikt nie miał wątpliwości, że gdyby Bauer nie był nowicjuszem Sigmara, który mimo swego na ogół przyklejonego do facjaty kpiącego uśmieszku, faktycznie przekonał członka gildii Łowców Czarownic, co do ich niewinności w paraniu się zakazanymi sztukami nekromanckimi, mogłoby być z nimi źle, a już na pewno z przyszłą egzystencją Josta. Kupili czas, nadzieję i zyskali sojusznika.

Eryk pamiętał z nauk pobieranych w klasztorze, że księgi magiczne, choć istniały w reikspielu, to rzadko, gdyż zazwyczaj jednak były w tajemnym magicznym, klasycznym lub mowie zakazanej. W miasteczku dwie osoby były, które pomóc mogłyby odprawić odprawienie rytuału magiczne, z tego tytułu, że do tego potrzebna była moc. Kapłan Sigmara lub Morra. Ich szczęściem, ten drugi się zgodził i zważywszy na okoliczności, był najlepszym wyborem. Strach pomyśleć co by się stało, gdyby przyszli do niego bez żadnego dowodu z samym tylko duchem, trupem i dobrymi intencjami...

Ku cmentarzowi z okolicznego pola schodzili rolnicy, co dostrzegł pierwszy bystrooki Edmund. Dwóch z kosami szło w niewielkim odstępie od siebie, a ten trzeci, z motyką, maszerował dziarsko z sasiedniej miedzy kartofli. Nawoływali się machając rękoma w stronę cmentarza, do któego dzielio ich jeszcze z dwieście metrów.

- Wiedziałem, że mnie zobaczą. - Yorri mruknął pod nosem komentarz, który Kanincher przypisal niemal równoczesnie w myślach swej winie.

Nie było ważnym kogo, jeśli w ogóle, lecz faktycznie miejscowych zaintersować podchody do ich cmentarza mogły, w jakże niepokojącym dla Weissdrachen czasie...




 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 04-02-2015 o 21:51.
Campo Viejo jest offline  
Stary 10-02-2015, 12:54   #32
 
Evil_Maniak's Avatar
 
Reputacja: 1 Evil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputację
Morrycki kapłan wbrew wszelkim obawom Edmunda wydał się nad wyraz ludzki, zdecydowanie inaczej wyobrażał sobie jego postać i to co zrobi, gdy tylko się dowie o nieumarłym Schlachterze. Albo to wszystko co usłyszał o kapłanach to fałsz albo wyjątek potwierdza regułę. Na wszelki wypadek nadal będzie się do Morrytów odnosił z dystansem, a do obecnego kapłana nie odezwał się nawet słowem. „Lepiej nie ryzykować”, pomyślał w duchu, „nadal gdzieś tutaj grasuje nekromant…”

Głowę Edmunda niespodziewanie przeszył pomysł. Przecież kapłani Morra za wszelką cenę chcą się pozbyć nekromanckiego śmiecia. Bez względu na to czy Josta da się jeszcze uratować czy też nie, kapłan może zagwarantować jego bezpieczną podróż do mrocznego królestwa w dowolnym czasie, ale jakakolwiek istota błąkająca się po świecie i która zabiera dusze Morrowi stanowi zagrożenie. Z dobrymi argumentami już dawno mogli go przekonać, aby im pomógł. Edmund pacnął się otwartą dłonią w czoło, powinien o tym pamiętać. Nie powinien wątpić. Szczęśliwie sytuacja zmieniła się na lepsze, kapłan zgodził się pomóc, wyjaśnił kilka spraw i podpowiedział co powinni robić. Wreszcie znalazł się ktoś kto wie co trzeba zrobić, ponieważ do tej pory Edmund i jego kamraci biegali po mieścinie jak kury z poucinanymi głowami próbujące znaleźć ziarno na plaży.


Kanincher spojrzał na swoich kompanów, zarówno tych żywych, jak i martwych. Nie zauważył w ich oczach żadnego planu jak się pozbyć nadchodzących wieśniaków, więc postanowił zrobić jedyną rzecz jaka ma wpadła do głowy. No może drugą. Pierwsza to wybić ich w pień, ale ten plan nie miał większych perspektyw na powodzenie i mógł mieć niebagatelny wpływ na dalsze ich losy.

- Udawajcie, że oglądacie groby, schowajcie jakoś ciało. Idę z nimi pogadać. - rzucił na wpół oddechu Edmund i począł iść w stronę murku. Tym razem wykorzystał swoje pokłady aktorskiego fachu i ledwo przeskoczył murek, upadając na trawę. Wstał, otrzepał się i dalej kontynuował w kierunku rolników. Nie chciał do nich krzyczeć, krzyczący krasnolud najpewniej zwrócił ich uwagę, także poczekał, aż będą bliżej niego.

- Witam serdecznie panów. Czy panowie znają, znali, spotkali albo wiedzą gdzie mógłbym znaleźć Artura Kaninchera? Może się też przedstawiać jako Artur Eckstein? Pochodzi z wioski Oberwil, ale o tym też mógł kłamać. - zanim zdążyli odpowiedzieć dodał szybko. - Już śpieszę z wyjaśnieniami. Wspomniany Artur to mój ojciec. Łachudra zostawił mnie i matkę na pastwę losu, kiedy byłem malutki. Poprzysiągłem, że go znajdę i zniszczę mu życie, tak jak on zniszczył nam. Dowiedziałem się, że żył kilka lat tutaj w Weissdrachen i tutaj szukam śladów jego bytności. Nie wiem niestety jak dawno to było, nikt z miejscowych o nim nie słyszał. Obawiam się, że mogę go znaleźć na tutejszym cmentarzu, dlatego też moi przyjaciele pomagają mi szukać jego miejsca pochówku. - mówiąc ostatnie słowa spuścił głowę na kwintę i czekał na odzew.

- Takiego nikogo świnko nie było między nami. - powiedział wsparty na trzonie motyki rolnik.

- Nawet jak zmienił imię łachudra, to groby nieopisane. Chcesz to pokaże kilku obcych co my ich pochowali w ostatnich latach. – rzucił drugi chłop, który najwyraźniej zajmował się też górnictwem, jako używał swojego palca niczym kilofu w odmętach kopalni swojego nosa.

- Nie muszą panowie sobie głowy zaprzątać. Tam mam sigmaryckiego nowicjusza co czytać umie i w razie potrzeby spytam Jakuba w karczmie albo do waszego kapłana zajrzymy. Ale dziękuję za pomoc okazaną. - Edmund skłonił się w pół pas. - Życzcie mi szczęścia w poszukiwaniu tego obszczymura, a wam życzę szczęścia przy zbliżających się żniwach i zbiorach. Plony wyglądają wyjątkowo urodziwie, a pogoda ostatnimi czasy dopisuje.

- Aha. No to dobra. - skwitował miejscowy.

Nie zwracali już za bardzo uwagi na Edmunda, kiwnęli tylko głowami na odchodne.

- To gdzie go te orki napadły? - zapytał jeden z nadchodzących z kosą.

- Orki? A nie zwierzoludy? - wtrącił trzeci.

Kosiarz wzruszył ramionami. - No gdzieś tam chyba. - wskazał ręką w kierunku lasu ten co miał odpowiedzieć na pierwsze pytanie. - Przy potoku, za cmentarzem.

- Chodźta. Ślady jakie zostawić musiały, tak?

- Się zobaczy. - rzucił ten z kosą sceptycznie.

Kiedy tylko rolnicy zaczęli iść przeciwnym kierunku banita uśmiechnął się do siebie i wrócił na cmentarz, tym razem zręcznie przeskakując przez mur.

- Poszło całkiem nieźle. - stwierdził zdziwiony Edmund. - Macie jakiś pomysł co robimy z ciałem? I gdzie do cholery może być ta księga?


Nekromanci, umierające kury, upiory w pobliskim lesie, zwierzoludzie, orki? Trochę tego za dużo jak na taką mieścinę, niegodziwość zdawała się wypływać z każdego możliwego otworu tego grodu, a z każdą chwilą Weissdrachen zdawało się być bardziej zainfekowane złem niż sądzili do tej pory. Jak tylko Jost będzie bezpieczny w swoim ciele to Edmund chętnie pomoże łowcy czarownic zapalić oczyszczający ogień.
 

Ostatnio edytowane przez Evil_Maniak : 10-02-2015 o 13:10.
Evil_Maniak jest offline  
Stary 10-02-2015, 13:08   #33
 
Fyrskar's Avatar
 
Reputacja: 1 Fyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputację
Yorri popatrzał głupawo na kapłana i uśmiechnął się rozbrajająco. Przynajmniej go człek nie wyklął, nie przeklął, ani ku niemu nie zaklął plugawie. Tyle tego dobrego, bo w ślad za krasnoludem ruszyli miejscowi, grupką małą, ale hardą. Pokręcił wymownie głową i nie mniej wymownie podrapał się po tyłku, mechacąc wełniane nogawice. Co za parszywa wioska. Jakieś nekromanty, po lasach upiory straszą, a z mordy miejscowi też raczej nieatrakcyjni. Ale taki urok okolice, jak widać. Niezbyt uroczy.

No, przynajmniej morryta pomógł im, w stopniu pewnym. Cóż, widać, że nie miejscowy. Miejscowy pewnikiem motyką by ich okładać jął, albo w lasy by zwiał, gdyby duszka takiego obaczył. Na coś się jednak człeczy kapłani przydają.



- Pfrr… - krasnolud wydał z siebie bliżej nieokreślony dźwięk. - Trumny to my nie mamy, chyba, że ktoś zaraz takową wykona. Może jakąś piwniczkę znajdziemy. Choć… większość ma właścicieli. Znamy jakiegoś właściciela, który by się nie wygadał? A względem księgi, to nie wiem, prawdę mówiąc. Jakieś pomysły ktoś ma?

- Opuszczony dom rzeźnika albo budynki gospodarcze obok, tam pewnie chłodnia jakaś jest. Ale nie przeciągniemy znowu ciała przez całą wioskę do domu rzeźnika, trzeba było o tym pomyśleć dzisiaj rano. Jest tutaj jakiś schowek grabarza? - Edmund zarzucił pytaniem kompanów, sam rozglądając się po okolicy.

- Za świątynią, pod murem samym niemalże jest przechowalnia Morrycka, moglibyśmy chyba zaryzykować… Bo lepszego pomysłu nie ma, prawda? - Nowicjusz spojrzał po pozostałych, włączając w to Josta, który ostrożnie wynurzył się z kryjówki. - A z księgi musiał korzystać nekromanta, musiał ją tutaj mieć. To jeden z wymogów rytuału, nie ważne czy go odprawiamy, czy odwracamy jego skutki. Więc albo ukrył księgę gdzieś po drodze, albo wziął ze sobą. - Spojrzał z uwagą na towarzyszyl. - Jeśli nie znajdziemy jej na cmentarzu, będziemy musieli znaleźć używane przez niego ciało… tego chłopca. Jednak nie sądzę, żeby nawet o tak wczesnej porze ktokolwiek przechadzał się z księgą pod pachą między chatami, a i plecak u malucha byłby podejrzany, trzeba więc przeczesać okolicę szlaku, jaki przeszedł. - Tu wskazał widoczne jeszcze na ziemi ślady. - Nie dokończył rytuału i wracał biegnąć, mógł więc po prostu cisnąć księgę w krzaki licząc, że nikt nie ma interesu się tam plątać i odbierze księge jak zrobi się bezpieczniej. Także, kto z Jostem zostaje tu szukać księgi, a kto idzie spróbować schować ciało w przechowalni?

Edmund chwycił ciało zwiadowcy. - Myślę, że nikt nas nie zauważy. Wystarczy nie krzyczeć w niebogłosy. - uśmiechnął się do krasnoluda sapiąc nieco z wysiłku.

- Ja mogę się rozejrzeć w krzakach - powiedział Jost - ale nie sądzę, żeby to miało sens. Ksiega była zbyt ważna, żeby ją ot, tak sobie, rzucić w krzaki. Ja bym zabrał ją ze sobą... - A potem stąd uciekam. - dodał. - Obejdę wioskę i pójdę do lasu.

- Ja - smarknął Yorri. - poszukam z Jostem tej księgi. Jak już z duchami mam przebywać, to wolałbym, by to znane mi duchy były. A jak z Jostem przebywać mam, to wolę z duchem jego. Tak przynajmniej pogadać można. - wyszczerzył się.

- A zatem ja z Edmundem przeszukamy cmentarz, jak tylko odstawimy ciało w bezpieczne miejsce - podsumował Eryk.
 
Fyrskar jest offline  
Stary 10-02-2015, 13:47   #34
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Kliknij w miniaturkę


Jost w duchu (jeśli tak można to było powiedzieć w sytuacji bycia duchem) przeklął własną bezmyślność.
Jeśli jako duch związany był z własnym ciałem, to w miarę pogarszania się stanu tego ciała i stan ducha musiał się pogarszać.
Może był to wpływ szoku, jakim było przejście do stanu duchowego, ale bez względu na wszystko powinien był o tym pomyśleć. Wszak jeśli miał kiedyś wrócić do swego własnego ciała, to najlepiej by było, gdyby owo ciało znajdowało się wtedy w jak najlepszym stanie. Wolałby nie chodzić po świecie nieco... nadpsuty. W zupełności wystarczał mu złamany nos. Upodobnienie się do truposza, co to niedawno wstał z grobu, nijak mu nie odpowiadało.
Ale nie odpowiadało mu również spotkanie oko w oko z wieśniakami. Nie sądził, by (po przygodach z ożywionymi truposzami) mieszkańcy wioski będą mieli ochotę na kulturalną rozmowę. Raczej można było się spodziewać, że mocniej chwycą za kosy i zrobią przyjezdnym krwawą łaźnię.
A ciało zapewne by spalili od ręki... Przedtem potraktowawszy czymś ostrym.

- Schowajcie go... mnie... moje ciało - powiedział cicho - do przechowalni Morra. Dowiedzcie się, gdzie to jest. Może to koło świątyni? Ostatecznie u rzeźnika musi być chłodnia.

Nie czekał na odpowiedź towarzyszy.
Chłopi byli coraz bliżej... a on chciał się znaleźć jak najdalej od tego miejsca. To znaczy nie od cmentarza, a od nadchodzących


Zbyt daleko nie musiał uciekać.
Wystarczyło zrobić kilka kroków i przypaść do ziemi... Edmund zatrzymał i zagadał nadchodzących niemal na śmierć. Na tyle skutecznie, że tamci w końcu obrócili się na pięcie i poszli... w las.


Jost nie miał zamiaru ryzykować.
Cmentarz, wbrew przewidywaniom, okazał się nad wyraz licznie uczęszczanym miejscem, gdzie nie mógł znaleźć ciszy i spokoju.
Miał się dać zamknąć w przechowalni Morra? Tam pewnie nie miałby gości, ale co by tam robił? Już lepiej było powłóczyć się po okolicy. Dalszej chyba. Ale na tyle bliskiej, by móc wrócić przed zmrokiem.
Najlepszy byłby, chyba, ponownie tamten lasek.
Jak tylko przejrzy te nieszczęsne krzaczki (a w obecność tam księgi nie wierzył), to prześlizgnie się nad rzeczkę.

- Jak tu skończymy, to pójdę do lasu. Tam mnie w razie czego szukajcie - powiedział.
 
Kerm jest offline  
Stary 10-02-2015, 21:21   #35
 
Lechu's Avatar
 
Reputacja: 1 Lechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputacjęLechu ma wspaniałą reputację
Post Dziękuję AE, rudej i Campo za dialogi...


Stajnia jak stajnia. Pachnąca na swój sposób urokliwie, pełna różnych zwierząt, ich odchodów, siana i... dziwnej, niecodziennej ciszy. Bert od razu poznał, że poza rżeniem koni w drewnianej konstrukcji nie było słychać nic innego. Po sprawdzeniu parteru gawędziarz nadal nie miał pojęcia gdzie się podział Yorri i ciało Josta. Musieli albo być na piętrze albo opuścić ten mało elegancki przybytek co byłoby dziwne. Nieść ciało w dzień przez miasteczko niedawno opanowane przez hordę umarlaków? Co najmniej nierozsądne.

Stojąc pod drabiną prowadzącą na pięterko Winkel słyszał coś z góry. Jakby ciche chrapanie połączone z miarowym oddychaniem. Ktoś tam musiał spać. Po pokonaniu kilku stopni drabiny okazało się, że był to sporych rozmiarów chłop. Jego olbrzymi, siny nos zdradzał spore ilości tanich trunków, które musiał w siebie - nie tak dawno - wlać. Co więcej na górze capiło jakby śpiący stajenny narobił w spodnie czego Bert nie miał ochoty sprawdzać. Z krzywym wyrazem gawędziarz odrzucał od siebie myśli, że za smrodem stoi rozkładające się pod rozgrzanym sianem ciało Schlachtera.

Kiedy Winkel obrócił się w stronę drzwi - cały czas stojąc na drabinie - zauważył Gowdie, które najwyraźniej była ciekawska nie tylko świata na zewnątrz, ale również tego co czaiło się na piętrze tej stajni. Pod nogi Szczygiełka spadła bezwładnie jaskółka zakopując się od razu w walającym się wszędzie sianie. Bert doskonale wiedział, że tak nie zachowałby się żywy ptak. Coś z tym miejscem było nie tak. Musieli tylko dojść do tego co...


Podział ról był dość prosty. Gowdie miała dokładnie sprawdzić stajnię, a Arno przeszukać karczmę pod kątem niecodziennych rzeczy oraz zjawisk. W stajni na pierwszy rzut oka nic nie było, ale dobrze jak dziewczyna się porządnie temu przyjrzy, a w karczmie... Hammerfist jak mało kto dobrze wiedział czego w karczmie można się spodziewać, a czego nie. Krasnolud mógł zacząć od udziwnień w sali, w której nocowała drużyna kiedy Winkel zdecydował się zagadnąć gospodarza dokąd to udali się wszyscy pozostali. Eryk na pewno nie wpadłby na pomysł tak doskonały jak przemycanie ciała Josta pod okiem społeczności Weissdrachen. Musieli na to wpaść Yorri i Edmund.

- Przepraszam gospodarzu… - zagadnął Winkel do mężczyzny zaraz po wejściu do przybytku. - Czy widział Pan może gdzie udali się moi kompani? - zapytał ciekawy gawędziarz.

- Horst, widziałeś gdzie poszli przyjezdni? - karczmarz zapytał siedzącego przy stole obok okna mężczyzny.

- W tamtą stronę. - wskazał ręką od razu zapytany.

- Czemuś o panienkę Elizę wypytywał wcześniej? - karczmarz ściszył głos, choć Herr Rocha w karczemnej sali nie było. - Panienka nie umiała wcale gotować.

- Nie wiem czy to dla Ciebie niesamowitości są… - powiedział bardzo cicho do karczmarza Winkel. - Jednak odkryłem, że Panienka Eliza była miłością zniesławionego rzeźnika. Ciekawość zwykła mną targała. - dodał Bert spokojnie patrząc na karczmarza. - Idę w poszukiwaniu kompanów, Jakubie. Do zobaczenia później.

- Do zobaczenia. - odprowadził Berta wzrokiem i pokiwał głową mrucząc coś pod nosem.
 
Lechu jest offline  
Stary 11-02-2015, 19:17   #36
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Uczciwi w sercu zawsze mogą liczyć na łaskę Sigmara, który za ich dobroć, swoją dobrocią ich nagrodzi. Ci zaś, którzy w sercach chaos kryją niechaj drżą, albowiem jeden los i tylko jeden dla nich, potępienie i wieczna męka.
Udało się. Morryta okazał się być znacznie bardziej życzliwy niźli zakładali, i co najmniej tyle mądry. Mimo iż nie mógł im pomóc w danej chwili, to dobrze wiedział co należy zrobić, a to już był ogromny sukces. Teraz mieli jeden cel - znaleźć księgę nekromanty.

Teraz dopiero Eryk zrozumiał, iż księga stanowi niejako źródło mocy dla nekromanty. Zupełnie jak kapłan czytający podczas nabożeństwa, mimo iż zna tekst na pamięć. To nie jest zwykły spis zaklęć i symboli, to coś więcej. To niezbędny element, zarówno przy odczynianiu rytuału, jak i jego odprawianiu. Dzieciak musiał więc mieć ją ze sobą, co ograniczało nieco pole poszukiwań.

Edmund szybko rozprawił się z nadchodzącymi rolnikami przy pomocy drobnych kłamstewek. Szło mu to nad wyraz gładko, co ponownie kazało Erykowi przemyśleć, czy można mu zaufać. Ale to tylko przez moment - w końcu był tu, z nimi, pomagał przywrócić Josta do dawnej postaci. A przecież nie musiał, droga wolna, nikt by go siłą nie trzymał, wiedział o tym. Wyglądało na to, że mimo iż zdarzyło mu się błądzić w życiu, miał czyste serce.

Przez moment Eryk myślał, że krzyk Yorriego o duchu w lesie miał im pomóc, odwrócić od nich uwagę Morryty, wszak mógł nie wiedzieć, że z własnej woli z nim rozmawiają. Potwierdził jednak później, że bynajmniej, że to prawda najprawdziwsza, że teraz to się tyle z duchami naobcował, że nie ma bata, coby takiego w lesie nie rozpoznał. Obecność drugiej zjawy była bardzo niepokojąca. Kto to mógł być? Jeśli została duchem niedawno, to dlaczego? W zbieg okoliczności trudno było wierzyć. Jeśli jakiś czas temu, czemu nie rozpłynęła się jak Schlachter? Bo jej ciało było w dobrym stanie?

Bo ktoś je zamieszkiwał?

Absurdalny pomysł, Sigmaryta odrzucił go prędko, była wszak jeszcze sprawa zwierzoludzi w lesie, o których, jak mu się zdawało, wspominali odchodzący rolnicy. Całkiem możliwe, że to tylko plotki, ale jeśli nie... Jaki mieli cel, i czy związany z tutejszym chaosytą? Czy kapłan Morra powinien samemu zapuszczać się w las? Jego wiedza i niepodważalne umiejętności mogą się nie przydać w przypadku kilku strzał czy gradu ostrzy...

Musiał być dobrej myśli i zająć się swoim zadaniem. Musieli znaleźć księgę i schować w zimnie rozkładające się już ciało Josta. Pierwszym miejscem wymienionym do tymczasowego pochówku była, co się tu dziwić, przechowalnia Morra, czyli miejsce do takiego celu przeznaczone. Pomysł sam w sobie dobry, a z braku innych możliwości, najlepszy, choć ryzykowny. Przechowalnia była blisko, zaraz przy murze, jednak, z tego co Eryk pamiętał i co było w pełni logiczne, była zamknięta z zewnątrz. Będą więc prawdopodobnie musieli wyważyć kłódkę, a to będzie widoczne z zewnątrz. Może znajdzie się inne przejście, które pomieści nieruchomego Josta, ale ciężko było na to liczyć.

Trzeba było też rozpocząć poszukiwania księgi na cmentarzu. "Chłopiec" uciekał, prawdopodobnie ktoś go zobaczył, mógł więc nie mieć czasu żeby dokładnie schować księgę, a i nieść ze sobą byłoby wielce podejrzane - Bauer wątpił, aby którakolwiek z młodych latorośli Weissdrachen potrafiła czytać w jakimkolwiek języku.

Chociaż była też inna opcja - chłopiec przyszedł na grób kogoś z rodziny, znalazł wyrysowany znak i uciekł... na widok ducha kobiety. To by oznaczało, iż nie mają żadnego śladu nekromanty, i właśnie dlatego Eryk odrzucił tę ewentualność - jeśli tak było, ich szanse były właściwie zerowe. Tylko obecnie przyjęty przez niego scenariusz dawał jakiekolwiek szanse powodzenia.

Ustalili, że Sigmaryta wraz z Edmundem ukryją ciało, zaś sam Jost i Yorri przeszukają zarośla. Myśl o włamaniu do przechowalni Morra przyprawiała Eryka o dreszcze. Już raz igrali z mocą Pana Umarłych, podając się za kapłanów, teraz włamią się do poświęconego mu miejsca. Eryk nie był zwolennikiem powiedzenia "cel uświęca środki", jednak w obu tych przypadkach tak było - walczyli o życie przyjaciela i zdecydowani byli zrobić dla niego wszystko. Oby teraz również osiągnęli cel.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline  
Stary 11-02-2015, 21:49   #37
 
rudaad's Avatar
 
Reputacja: 1 rudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputację
Godziny popołudniowe, niewielki karczemny gwar, spokój na sali wspólnej i cisza w stajni - "Pomór jakby kogo powiesili." - przeleciało Gowdie niewesoło przez myśl... Nomen omen podsumowując jednym zdaniem obecną sytuację całej wsi. Mimo wszystko, niezrażona tym dziewczyna utrzymywała dobrą minę do złej gry witając się z karczmarzem uśmiechem. Najważniejszym tego powodem było to, że przecież to nie jej nogi tańczyły wisielczy taniec na wietrze. By do tego nie dopuścić zebrała cały swój drobny dobytek aby w każdej chwili być gotową do drogi. Z samym Jostem nie zamieniła chyba nawet jednego zdania. Nie zależało jej więc, jak innym, a wcześniejsze swoje postanowienie niepokazywania się w przylegającej do gospody stajni złamała tylko z powodu zwyczajnej jej ciekawości. Zaspokojonej już po chwili głuchym plaskiem spadającego spod sufitu martwego ptaka, na widok którego mało przeciągle nie pisnęła i nie wyrwała się w podróż powrotną do domu, gdzie nie trafiały się jej takie niespodzianki. Zatrzymał ją spokojny i odrobinę zdziwiony głos upośledzonego w mowie krasnoluda patrzącego zawzięcie na stworzenie na podłodze:

-Normalnym takie jest coś? - zapytał marszcząc brwi. Nieszczególnie pewnie znał się na ptactwie, ale niejedna Gowdie niczego takiego za pewne nie widziała wcześniej.

Wiedziała za to, że zwierzęta czasem padają i to z niczyjej winy, choć coś dużo było tej śmierci jak na jedno małe miasteczko. Gdy khazad wskazał ptaka bezwiednie przeszedł jej nawet dreszcz po plecach. Wszak do wszystkiego tego złego jaskółka była symbolem odrodzenia, a ta konkretna nie wyglądała jakby miała odżyć. Widok nasuwał raczej skojarzenie z groźbą wymierzoną w Szczygiełka.

- W mieście jaskółki nisko na deszcz latają, ale żeby martwe padały od samego spojrzenia na gniazdo to nigdy nie widziałam. Dobrze to nie wróży, ale chyba też nie najgorzej, ot kolejny i kolejny zbieg okoliczności. Jeśli jeszcze nam ich mało. - odpowiedziała Arno dziewczyna, próbując bardziej uspokoić siebie niż jego.

-Nie podoba mi się zatem to. Chaosu działaniem może jest to? Tak jeśli, to opcji mamy kilka: Jost naładowany jest tym i w gnieździe zabił ptaki obecnością swoją samą, złego coś w karczmie jest. Karczmę samą przetrzepać zatem by można było - odparł Hammerfist i spojrzał na Berta jakby szukał potwierdzenia lub zgody. Dla byłej złodziejki, każdy plan nieobejmujący jej udziału w całym tym "w perspektywie stosowym" przedsięwzięciu był dobry.

- Myślę, że to nie zbieg okoliczności. - powiedział Bert patrząc na Gowdie. - Słyszałem jak w świątyni tutejsi mówili, że jeden z ich społeczności truje sąsiadom kury. Wydaje mi się, że on może być niewinny, a za śmiercią lokalnych zwierząt mogą odpowiadać złe moce. Sprawdzić karczmę wydaje się dobrym pomysłem, o ile pod tym hasłem kryje się zapytanie o resztę naszych towarzyszy. Musimy znaleźć Josta. Mam pewien pomysł, który muszę wykonać. - Winkel zastanowił się chwilę. - Eryk mówił o tym, że zamierza udać się na cmentarz. Może on by wiedział gdzie jest reszta…

- Od stajni zacząć możemy, coby upewnić się, że przeoczyć niczegośmy nie przeoczyli tu będąc. Potem z resztą co sprawdzić pójść możemy - skinął głową khazad.

- Mnie się też coś nie zgadza z tą bezpieczną karczmą, skoro jeden już tam wyzionął ducha pod czujnym okiem trzech specjalistów… Plan dobry. Ja mogę zostać tu, zanim wy się tam uwiniecie. - również przytaknęła Szczygiełek byle tylko za bardzo się nie wystawiać na ludzki widok.

- Dobra. - powiedział Winkel. - Chodź Arno. Rozejrzysz się w karczmie, a ja zapytam karczmarza o naszych towarzyszy. Musieli gdzieś go przenieść…

Nie minęła chwila, gdy dziewczyna pozostała sama w stajni i wzięła się do poszukiwań... choć i tak starym zwyczajem wpierw oceniła wszystkie pomieszczenia pod kątem ewentualnych dróg ucieczki i kryjówek, gdyby cokolwiek poszło nie tak jak trzeba. Następnie korzystając ze zdobytej, poprzez obserwacje, wiedzy szybko zajrzała do każdej skrytki jaką sama by wybrała żeby ukryć coś wartościowego. Miała zamiar znaleźć coś użytecznego lub wystarczająco niezwykłego by mogło zabijać lub wyganiać ducha z ciała. Trafiła jednak na coś zaledwie dziwnego - dwa jajka o miękkich skorupkach i... i nic więcej, a zajrzała w każdy kąt, nawet taki pełen końskich odchodów. Przy okazji grzebania się w zwyczajowych dodatkach do prowadzenia hodowli, zaglądnęła też do zwierzaków i głaszcząc siwka postanowiła, nim wyjdzie, wstąpić do opoja dźwięcznie nazywanego stajennym by zostawić mu niespodziankę od kopytnych na jaką sobie zasłużył nie karmiąc zwierząt na czas. Te zaś tchnięte zewem natury i być może wspólnym celem ze Szczygiełkiem nie poskąpiły nawozu, który dziewczyna starannie zebrała przez słomę i finezyjnie - w kształcie ludzkiej sylwetki - ułożyła przy boku pijusa, by zapewnić mu pełną wrażeń, głównie zapachowych, pobudkę. Plan był dobry, wykonanie jeszcze lepsze, a smyranie ochlapusa słomką po nosie z odległości drabinki, stanowiło kulminację kunsztowności konceptu! Birbant jak na życzenie obalił się wprost na końskie łajno odganiając się od natrętnej słomki. Nie przebudził się jednak zawodząc tym samym wszelkie nadzieje Gowdie na choć jedno wesołe wydarzenie tego dnia, który jednak nie dobiegał jeszcze końca...
 
__________________
"Najbardziej przecież ze wszystkich odznaczyła się ta, co zapragnęła zajrzeć do wnętrza mózgu, do siedliska wolnej myśli i zupełnie je zeżreć. Ta wstąpiła majestatycznie na nogę Winrycha, przemaszerowała po nim, dotarła szczęśliwie aż do głowy i poczęła dobijać się zapamiętale do wnętrza tej czaszki, do tej ostatniej fortecy polskiego powstania."
rudaad jest offline  
Stary 11-02-2015, 23:14   #38
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Bert i Arno uwinęli się dość szybko z badaniem karczmy. Niestety zbyt szybko, jak na gust khazada. Gdyby znaleźli coś... cokolwiek, to zajęłoby to więcej czasu, zaś tego cokolwiek właśnie potrzebowali.
Po wyjściu okazało się, że kobieta również dość szybko zakończyła swoją część zadania, co nie napawało optymizmem.

- Jak poszukiwania w stodole? - zapytał gawędziarz Gowdie zaraz po opuszczeniu przybytku stajennego.

- Bo słabo u nas trochę - wtrącił ponuro Arno.

- W sumie to tak - dziewczyna wyciągnęła przed siebie zamknięte dłonie i wręczyła towarzyszom znaleziska - jedno miękkie, trochę ubrudzone końskim łajnem jajko dla krasnoluda, jedno miękkie, trochę bardziej ubrudzone końskimi odchodami jajko dla człowieka, któremu się buzia nie zamykała. Sama nie wiedziała co może być z nimi nie tak, niech sobie obejrzą sami i zdecydują czy się do czegoś im przydadzą… jakby nie patrzeć ciągnie nie była to jej walka.

Hammerfist obejrzał jajko trzymając je w dwóch palcach. Nie, żeby jakoś szczególnie go to brzydziło, ale nigdy nie miał ciągot do łajna.

- Dziękuję za ten piękny dodatek. - rzucił Winkel z uśmiechem. - Pochodzimy ze wsi i nic co ze wsi nie jest nam obce. Pamiętam nawet jednego podróżnika co zawsze smarował sobie usta końskim i krowim specjałem, bo ponoć wtedy przechodzi ochota aby je oblizywać i nigdy nie są spierzchnięte. - Bert chwilę się zastanowił. - No i to w sumie tłumaczyłoby jego małe powodzenia u kobiet. Dziwne to jajko… Jakieś takie miękkie, niewydarzone. To kolejny dowód na to, że matka natura walczy ze złymi siłami, które starają się opanować okolicę. Jak myślicie?

- To dlatego się nie przebudził, nierób jeden! - powiedziała do siebie dziewczyna z szerokim uśmiechem słysząc odpowiedź Berta. - A ja miastowa myślałam, że coś wskóram i pogonię pijaka do pracy, jak zwierzęta głodne, a pod jego nadzorem takie dziwne rzeczy się dzieją. Samo jajko, dziwne, ale nic innego tam nie było, na naturze też się nie wyznaję. - zamyśliła się - to gdzie teraz?

- W okolice cmentarza. Z tego co wiem Eryk się tam wybierał, a może z czasem dołączyli do niego inni. - powiedział gawędziarz. - Ojciec Choliebek nie wydawał wam się jakiś dziwny? - zapytał bardzo cicho Winkel. - Ja rozumiem, że można się martwić o swoje owieczki, ale on wyglądał jakby go wykopali spod ziemi… Masakra jakaś.

- Co myśleć nawet, to nie wiem po prawdzie. Znaleźć i do kupy złożyć nie mogę nic. Rzeczy dzieją dziwne się, a ni widu, ni słychu źródła ich - pokręcił głową khazad patrząc na umazane jajko, po czym spojrzał na Berta.

- Trop pochwycić jednak musimy jakiś szybko, bo Josta sprawa gorzej coraz miast lepiej wygląda. Może by jajka te Morra kapłanowi pokazać? - zaproponował Arno.

- Do łowcy bliżej, a efekty mogą być takie same. Zadni z nas znawcy, ale jakoś mam przeczucie, że grzebanie się w tym głębiej może nam przysporzyć więcej szkody niż pożytku. - lekko martwiała dziewczyna - Co do ojca Choliebka… Ja tam wielu wielebnych nie znam, ale to, że nic nie mówi to jakby znak czasów i miejsca. Swoich problemów na nas nie przerzuci, a my i tak byśmy ich nie podźwignęli.

Arno skrzywił się paskudnie i wymownie spojrzał na Berta. Nie trzeba było słów, by zdradzić co myśli krasnolud o zaangażowaniu w śledztwo Łowcy Czarownic.

Dodatkowo nie podobało mu się podejście Gowdie, która najwyraźniej chciała po prostu wykręcić się ze wszystkiego. Był coraz bardziej poirytowany, lecz głównym tego powodem było to, iż tak na prawdę jeszcze niczego nie mieli. A czas uciekał.

- Po prostu chodźmy na ten cmentarz - burknął w końcu Arno.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline  
Stary 12-02-2015, 21:23   #39
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację





Lato 2518 roku K.I., po południu

okolica Weissdrachen


Gdzie strumień płynął z wolna, rozsiewał zioła Vorgeheim, tam Jost dryfował z wolna a nad nim szumiał gaj. Schlachter bez przekonania szukał księgi przy potoku razem z Yorrim. Krasnolud dla odmiany wybrał towarzystwo znajomego ducha mając chyba dosyć opieki nad trupem. Nie było żadnej księgi, którą by znaleźli przy rzeczce płynącej w cieniu drzew i krzewów, co rosły wzdłuż jej brzegów aż do lasku za cmentarzem. Co jednak odkryli to zaskrzepła krew, na konarze ze złamaną gałązką w ostry szpikulec, sterczącym przy strumieniu na wysokości głowy przeciętnego wzrostu człowieka. Były ślady obecności jednego osobnika, pod konarem pod konarem. Przepatrywacz wyczytał z połamanych gałązek krzaków i trawy, że ten ktoś upadł, prawdopodobnie właśnie wyrżnąwszy się łepetyną w gałąź. Ślady potem prowadziły w linii prostej przez łąkę w stronę Weissdrachen.

Idąc wzdłuż potoku, kiedy byli blisko lasku za cmentarzem, gdzie udał się Morryta, zobaczyli uciekających stamtąd ku wsi miejscowych. Tych samych trzech mężczyzn, co z nimi rozmawiał niedawno Edward. Po twarzach rolników, odczytali z ukrycia, że ktoś lub coś napędziło im niemałego w lesie stracha.





Lato 2518 roku K.I., po południu

Weissdrachen, przy świątyni Sigmara


Eryk wszedł na teren kultu Sigmara sam. Przeszedł się wzdłuż nowej palisady okalającej świątynię, dom tamtejszego kapłana, oraz sporo drzew. W ich cieniu, przy murze stał stary budynek. Z zewnątrz obłożony był sporymi kamieniami był po bokach i na dachu, spomiędzy których wyrastała trawa. Gdyby nie solidne dębowe drzwi na dole opadających schodów, osadzone w kamiennej ścianie, można by wziąć tą strukturę za garbatą, kamienną kupę rumowiska, co kształtem przypominała mały kurhan. Oprawa drzwi układała sie w znak bramy Pana Umarłych, w żelaznych ramionach leżała solidna drewniana sztaba. Nad stropem wejścia przyglądał się nadgryziony zębem czasu, rzeźbiony w kruk.

Nowicjusz szedł do tej struktury niespiesznie. Przechadzał się jak gdyby spacerował w zadumie w cieniu drzew. Z domu przy świątyni wyszedł kapłan. Zobaczył Eryka i ruszył ku niemu. Po zapoznaniu, gdy ojciec Choliebek wyzbył się wszelkich podejrzliwości co do osoby Bauera, kapłan dał Erykowi klucze do swego domu. Od słowa do słowa, okazało się, że strapiony, zmęczony i najwyraźniej niewyspany duchowny, znał się z przeorem zakonu stirlandzkiego nowicjusza jeszcze z Altdorfu, z czasów młodości.

- Narąb drewna, rozpal w piecu a potem zamieć w świątyni. U mnie zatrzymać się możesz jak długo chcesz. – łysy, nalany na poczciwej twarzy kapłan, wcisnął Bauerowi klucz do ręki. - Wrócę to pogadamy, teraz czasu nie mam. Idę na cmentarz do sługi Morra, co modli się za naszych umarłych... Eh... już pewnie słyszałeś co u nas się działo z tym nekromantą? – Bauer pokiwał głową. - A ja dzisiaj w nocy sen miałem co mi wciąż spokoju nie daje. Siła wielka z mocą ogromną jakby dusze chciała wyrwać z mego ciała. Znaczyć coś to może i kto jak nie sługa Pana Snów wiedzieć będzie lepiej?

Edmund schowany w krzakach przy palisadzie widział mijającego go, maszerującego na cmentarz kapłana Sigmara. Zaraz potem pojawił się Bauer i obaj zanieśli oparte na ich ramionach, bezwładne ciało Josta, włóczące nogami po drodze. Złożyli trupa w Przechowalni Morra w chłodnej ciemności podziemia na kamiennym stole. Wyszli i zamknęli sztabę odetchnąwszy z ulgą, że nikt ich nie widział i że to nie oni są na miejscu Josta, żywego czy martwego.





Lato 2518 roku K.I., po południu

Weissdrachen


Arno, Bert i Gowdie ruszyli przez miasteczko w stronę cmentarza odprowadzani spojrzeniem siedzącego na ławie przed „Trzema Smokami” Igora. Szczygiełek zauważyła, że między domami mignęła sylwetka śpieszącego się gdzieś w głąb Weissdrachen karczmarza Jakuba.

Na szafocie wisiał obleziony muchami na spuchniętej twarzy trup rzeźnika, omijany skrzętnie przez miejscowych przechodniów. Obracał się nieznacznie przy skrzypieniu belki szafotu poruszany podmuchami westchnień letniego, słonecznego dnia. Smród gnijącego ciała pobudzał do wymiotów drażniąc zmysły i odruchowo chciało się zakrywać nos.

Ten widok mógł dla Winkela i Hammerfista przypominać starego Bauera, starszego Biberhof, którego skazali na śmierć niemal w ostatniej chwili, znajdując brakujące dowody, dzięki chytremu Millerowi. Dla Gowdie widok wisielca też nie był obcy. Na halstedzkim rynku nie była to pierwszyzna. Wieszało się ku satysfakcji mieszkańców miasta kilka razy w miesiącu. Kat nie mógł narzekać na brak roboty a gawiedź na dobre, stare wieszanko. Najtrudniej było patrzeć co wrażliwszym, na śmierć podrostków, dorosłych, zwłaszcza mężczyzn, jakoś tak naturalniej.

Dzieciaki ze śmiechem wpadły na Strilandczyków ganiając się beztrosko, jak to zwykle w ich wieku bywa. Dziewczynka z kucykami odbiła się od Arno i zaraz potem przytuliła do nogi Gowdie szczerząc się brakiem jedynek na brudnej, roześmianej buzi malca. Chowała się przed zaczepiającym ją, goniącym rówieśnikiem nim dołączyła do gromady urwisów i pobiegli ulicą dalej. Gawędziarz, Hammerfist i Szczygiełek szli na cmentarz, lecz spotkali się z Edmundem i Erykiem na gruntach świątyni Sigmara, gdy tamci wracali z Przechowalni Morra.





 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 13-02-2015 o 19:17. Powód: Berty i Eryki
Campo Viejo jest offline  
Stary 19-02-2015, 19:26   #40
 
Evil_Maniak's Avatar
 
Reputacja: 1 Evil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputacjęEvil_Maniak ma wspaniałą reputację
- A wy gdzieście byli? Cały czas was szukamy. - rzucił wesoło Edmund próbując nieco rozweselić niezbyt tęgie miny towarzyszy. Ich twarze zdradzały jedynie tyle, że nie mają dobrych informacji.

- Że macie coś rzeknijcie lepiej. Prócz jaj miękkich i to jaskółczych raczej takoż ptaka padniętego pod nogami naszymi jaskółką będącego nic przydatnego w oko nie wpadło nam… - burknął Arno.

- Miękkie jaja? - parsknął Edmund - Padnięty ptak? - zachichotał głupawo zakrywając usta dłonią - Eryk, powiedz im co znaleźliśmy, ja potrzebuje chwilkę. - i odwrócił się nieznacznie tłumiąc śmiech.

- Na początek powiem, że lepiej uważać, bo może nas śledzić Igor albo łowca Roch. - powiedział cicho Winkel. - Gdzie przenieśliście Josta? Do przechowalni? - zapytał gawędziarz patrząc na Bauera.

- Tak, ciało jest teraz w przechowalni, ojciec Choliebek powierzył mi klucze, ale to akurat mało ważne. Słuchajcie, kapłan Matajasz wszystko wie i pomoże nam odczynić niedokończony rytuał, którego ofiarą padł Jost. - Zamilkł, popatrzył poważnie po towarzyszach, aby zrozumieli, że się nie zgrywa. - Znaleźliśmy na cmentarzu niedokończone znaki wyrysowane na ziemi między nagrobkami, oraz prowadzące do nich dziecięce ślady. Świeże, z dzisiejszego poranka, ktoś przeskoczył przez murek cmentarza, nie wchodził główną bramą, zaś wracając biegł. No i najważniejsze, do odprawiania i odczyniania takich rytuałów potrzebna jest księga nekromanty, i to jest nasz priorytet. Bez niej nie uratujemy Josta. - spojrzał smutno, dłużej zatrzymał się na Bercie. - Najprawdopodobniej prawdziwy nekromanta przechodzi z ciała do ciała, i teraz znajduje się w ciele… dziecka. Oczywiście jego też wypadałoby pochwycić, ale najważniejsza jest księga. Aha, i Łowca z Kislevitą niech zostaną nieświadomi.

- Naprawdę musieliście zwątpić w nasze możliwości skoro zwróciliście się o pomoc do członka Gildii Łowców Czarownic. - uśmiechnął się smutno Bert. - Ojciec Choliebek mówił mi, że przed świtem widział dziecko gnające ulicą. Zdziwiło go to, bo o tej porze dziatki przecież jeszcze powinny spać. Proponuję dokładniej dopytać o dzieciaka. Macie może pojęcie gdzie poszedł kapłan? Chyba szukał Morryty, bo ostatnio miewał problemy ze snem.

- Tak, wspominał, że idzie na cmentarz go szukać. Ale Morryta udał się do lasu, Yorri jakąś kobiecą zjawę tam zobaczył… Sam nie wiem, co by było gorsze - jego wybujała wyobraźnia, czy kolejny duch w okolicy… Ale wiecie co, coś mi przyszło na myśl. Mówią, że ktoś kury truje, wy mówicie, że jaskółka martwa na waszych oczach padła, a jajka skorupki miękkie mają… Nie myślicie, że to może mieć ze sobą związek? Może księga nekromancka wpływa w pewien niekorzystny sposób na otoczenie? Wiecie, którzy gospodarze narzekali, że im kury padały?

- Ufff… - Edmund otarl łzę z kącika oka i wyprostował swoją twarz przyjmując pełne powagi oblicze bandyty. - Nie zapominajcie, że w pobliżu kręcą sie zwierzoludzie, albo orki, rolnicy nie są pewni. Yorri też coś wspominał, że przy karczemnej stodole o tym gadali. Zło najwyraźniej ciągnie do Weissdrachen z każdej strony.

Hammerfist uśmiechnął się szeroko.

- Dobymi wieści są te! I mnie fakty pewne łączyć zaczynają się. Ten Igor z dziećmi dużo bawi się i w towarzystwie przebywa ich. Razem poprzednim uwagi nie przykuło to mojej. Po mojemu Czarownic Łowca wiedzieć może z towarzyszem swym, co i my tyle. Robić co mamy! I stajnię pod księgi ukrycia kątem przeszukać można karczmę takoż, Choliebka ojca o dzieciaka wypytać. Choliebek ojciec na cmentarz poszedł skoro, to i ja idę. Mutanty jakie przybyć mogą - powiedział Arno szczerząc się nieprzyzwoicie do sytuacji.

Edmund szybko otoczył ramieniem Gowdie.

- My w takim razie pójdziemy pobawić się z dzieciakami. Miejmy nadzieję, że kogoś nie lubią. - wtórował uśmiechem krasnoludowi. Gowdie natomiast poczuła mocniejszy uścisk niż powinna.

- Ze mną idzie kto? - zapytał khazad.

- Hola panowie. W stajni księgi nie ma, jeśli komu coś więcej niż mi w oko wpadnie to mu tego konia, z rzędem na rzecz stajennego, co go karmiłam rano. Konia, nie stajennego. - Wymsknęła się półobrotem z ramion Edmunda i stanęła do niego twarzą. - Jak dzieci Ci się zachciewa to albo innej sobie szukaj, albo uważaj co by cię Łowca nie przyuważył. - dodała z uśmiechem lekko marszcząc nosek. - Popytać możemy. A komu w drogę, temu nowe buty potrzebne, tak że się tak nie spiesz.

- Dobrze wiesz o co chodzi. - odburknął Edmund. - Gównażeria musi znać jakiegoś wyrzutka, ktoś kto nie chce z nimi bawić. Zapytamy grzecznie, a same nam wypaplają. Trzeba ich tylko słuchać.

- Wydaje mi się, że księga ma znacznie większy obszar rażenia niż jeden czy dwa budynki. Skoro jaskółka padła w stodole, a kury setki metrów dalej to złe moce mogą mieć w zasięgu większość Weissdrachen. - zastanowił się Winkel. - Poszukiwania jednak zacząłbym od okolicy gospodarstwa Hochschaplera. Większość oskarżeń co do trucia kur to właśnie w jego osobę była kierowana. Wystarczy zapytać czy mu również kury padają, a odpowiedź będzie prosta. Ja mogę rozmówić się z ludźmi, ale przydałby mi się ktoś bystry kto rozejrzy się w tym czasie po gospodarstwie i okolicy.

- Ja pójdę z Tobą. Nawet, jak mnie zobaczą, powinni być zadowoleni, że sługa Sigmara poświęca im uwagę. Albo przynajmniej mniej niezadowoleni. - Eryk uśmiechnął się słabo. - Ci ludzie nie mają z tym nic wspólnego, pamiętajcie. To jeden nekromanta który tak miesza, prawdopodobnie w ciele dziecka. - przypomniał o możliwości, która najbardziej nim wstrząsnęła.

- Zanim się rozejdziemy to może ustalimy gdzie się spotkamy w razie czego? Nasze spotkania wyglądają na bardzo przypadkowe, a nie chciałbym wykorzystać naszych zapasów szczęścia. - zauważył Edmund. - A i przypominam, że gdybyście szukali Josta, a w sumie jego ducha, i Yorriego to poszli do lasu przy rzece.

- Spotkajmy się tam gdzie to wszystko miało swój początek. - powiedział Winkel. - W karczmie.


I na nowo się rozdzielili, tym jednak razem, ku chyba ogólnemu zadowoleniu, mieli plan, a przynajmniej jego zalążek. Sztywne ciało Schlachtera leżało bezpiecznie w przechowalni Morra, w miejscu które można by określić jako prawowite.

- Miejmy nadzieję, że Morr się nie wkurzy. – mruknął Edmund do Eryka, kiedy układali truposza.

Kiedy wszyscy odeszli w swoją stronę i Edmund razem z Gowdie mieli wyruszyć na poszukiwania bachorów banita poczuł jak ktoś ciągnie go za pasek od torby. Szybkim ruchem odwrócił się, uderzył rękę napastnika i jednocześnie położył dłoń na rękojeści miecza.

- Wybacz, przyzwyczajenie. – rzucił rzeczowo do płaszcza białych kłów, tworzących uśmiech na piegowatej twarzy.

- Chce iść zobaczyć ten symbol na cmentarzu, i ty mnie do niego zaprowadzisz. – rozkazała Gowdie.

Wzruszył ostentacyjnie ramionami, gdyż Edmundowi nie zostało nic więcej jak tylko się zgodzić. Pięknej kobiecie wszak się nie odmawia. Wspólnie doszli do wniosku, iż nie ma sensu iść główną drogą na cmentarz, zbyt wiele ciekawskich oczu, a i nuż coś znajdą w pobliżu cmentarza. Niezauważenie dostali się w pobliże grobu Elizy, gdzie nakrapiane dziewczę skupiło swój wzrok na leżącym nieopodal rysunku na piasku. Nie widział w nim nic szczególnego i nie miał zamiaru go oglądać na nowo, z pustego to i Ranald nie naleje. Jednak Gowdie wydawała się nim dziwnie zafascynowana, przez głowę Edmunda przeszła myśl, że skubana może widzieć w nim coś więcej, niż cała reszta. Kątem oka zauważył nadchodzącego Arno.

- Krasnolud idzie. – szepnął banita.
 
Evil_Maniak jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:50.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172