-
Kurwa- wymsknęło się
Atosowi na widok Hansa. Pierdolony idiota pomyślał chwilę później. Bo mimo całego swojego dobrego wychowania, ba sympatii do swoich ludzi... Miał przemożne wrażenie, że coś jest z nimi nie tak.
Ile razy można dać się prawie zabić dziennie? Jak nie ucięta ręka to spalenie.
-
Biegnij po pomoc, wróć z wiadrami wody.- powiedział do lokaja
Atos.
Po czym wylał na siebie bukłak wody. Johann popatrzył pytająco i chciał uczynić to samo.
-
Jeden ma większe szanse. Oddaj mi swój płaszcz i bukłak.- powiedział
Atos.
-
Ale...- chciał zaprotestować
Johann. Jego robotą było chronić panicza, również przed samym sobą.
Atos wyrwał mu bukłak i zaczął namaczać swój płaszcz.
-
Jesteś żołnierzem wykonuj rozkazy.- powiedział tonem nie znoszącym sprzeciwu. Chłodnym i zdecydowanym.
Johann przez chwilę się wahał, jednak był dobrym ochroniarzem. Wiedział gdzie przebiega granica między obowiązkami i chęciami a rozkazami. Chwilę później wręczył
Atosowi płaszcz.
Młody szlachcic okrył się płaszczem towarzysza, szczególną uwagę zwrócił na głowę. Zostawił tylko małą szparę by widzieć co robi. Na to zarzucił swoje mokre już okrycie.
Wziął solidny rozbieg i skoczył w krąg płomieni. Przy takiej osłonie i prędkości liczył, że ogień go tylko liźnie. Później sprawa będzie się miała gorzej. Wydostanie
Hansa spod belki. Weźmie go na ręce i okryje ich obu płaszczami, w tym i tym mokrym. Wyczeka ile się da, licząc że odsiecz nadejdzie. Woda z wiader nie ugasi pożaru ba nawet płomieni wokół nich, jednak da mu chwilę i przygasi ogień w miejscu w którym podejmie się drogi powrotnej. Jeśli pomoc nie nadejdzie albo nie będzie na nią czasu, wybierze najbardziej dogodne miejsce przykryje się jak poprzednio i skoczy do przodu przez płomienie by wydostać się ze śmiertelnego kręgu.
Miał nadzieje, że
Hans przeżyje. Osobiście zamorduje durnia.