Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-02-2015, 12:33   #21
ObywatelGranit
 
ObywatelGranit's Avatar
 
Reputacja: 1 ObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnie
Podróż do wioski, na którą nalegał między innymi Karnax, utwierdziła go w przekonaniu, że wyspa musi skrywać straszną tajemnicę. Oprócz epizodu w porcie, nie napotkali żadnych zwierząt. Gdzieniegdzie dostrzegali ich zwłoki, ale nikt nie był na tyle odważny, by się upewnić, że to z pewnością tylko martwe truchła. Optymizmem nie napawał go też widok kapłana, któremu aura wyspy wyrazie dawała się w kość. W czasie przeprawy, szczęśliwie dość łatwej, bo wystarczyło poruszać się ubitą drogą, Jagan pełnił rolę zwiadowcy ich małego oddziału ratunkowego. Gdy Karnax i drużyna napatoczyli się na truchła orków miał okazję zabłysnąć wiedzą na temat nieumarłych. Chociaż w ostatecznym rozrachunku obecność rewenantów wśród żywych trupów rodziła tylko kolejne pytania.
- Rewenanci? - spytał Jagan, który cały czas kucał przy ciele potężnego orczego wojownika. - W sensie, że powstali z martwych sami siłą zemsty, czy zostali wskrzeszeni przez kogoś, by dokonać zemsty? -
-Z tego co wiem, to raczej powstają sami. Pragną śmierci tego, co ich zabił i podążają za nim nieomylnie. Trudni do zabicia. Są, jak by to ująć, fizyczną manifestacją nienawiści i negatywnej energii. Może jakiś zdolny nekromanta byłby w stanie stworzyć takiego, ale nie słyszałem o tym. Przychylałbym się jednak do wcześniejszych słów kapłana, że to efekt złej aury otaczającej wyspę- odpowiedział czarodziej zgodnie ze swoją wiedzą.
- To może mieć coś wspólnego z grupą archeologów, która od miesiąca podobno jest na wyspie? - spytał pół-Shou - Kiedy zginęli ci orkowie i kiedy zostali ożywieni? Czy Rewenanci mogą walczyć razem z bezrozumnymi zombi? Albo, może oni wskrzesili swoich ziomków?
-Hmmm, rewenanci zachowują swoje wspomnienia i umiejętności jakie posiadały za życia, ale ich celem jest tylko zemsta. Jak jej dokonają, ponownie stają się zwykłymi zwłokami. Czy walczyli razem i od jak dawna są martwi, nie wiem. Ktoś, kto zna się na śladach mógłby to lepiej stwierdzić. Co do teorii rewenanci nie mają innego celu poza zemstą, mógłby taki przejść sobie przez miasto pełne ludzi i nikogo nie zaczepić. Więc możliwe jest, że mimowolnie walczyli razem. Zombie bez doraźnych rozkazów raczej nie zaatakuję innego nieumarłego. No i kto wie, może jest w tym wina tych archeologów. Może się do czegoś dokopali, do czego nie powinni? No i ciekawe. kto był celem tych rewenantów? - odpowiedział czarodziej w zamyśleniu, trochę za długim wywodem.
- Lepiej zachować ostrożność wchodząc do wioski. - dodał Jagan.
Oczywiście pół-Shou miał rację, spodziewając się, że w wiosce czeka ich jakaś niespodzianka. -Nie pomyliłeś się...- szepnął Karnax widząc że górnicy, których chciał ratować przywitali ich wycelowanymi kuszami.

Choć konwersacja była nadzwyczaj ciekawa Awiluma nie wzięła w niej udziału, miast tego skupiła się na zapamiętaniu symboli jakimi pokryty był szaman, to mogło być kiedyś potrzebne a jeśli nie to taki ćwiczenie dobrze zrobi umysłowi wystawionemu na stres.

- No i jak widać górnicy świetnie dali sobie radę bez nas. - syknęła Meriel do Karnaxa rozglądając się po polu usłanym trupami orków. - Bez obawy, dobrzy ludzie! - dodała na tyle głośno, by ludzie w osadzie mogli usłyszeć - Przybywamy w pokoju na polecenie pana Cromwella!
-Panienko Meriel, dziękuję za tą uwagę.- szepnął Karnax do czarodziejki, obdarzając ją uśmiechem.

- Powiedzcie Cromwellowi, że kopalnia jest nieczynna i stan ten nie ulegnie zmianie, dopóki nie przyśle tu przynajmniej połowy kościoła Kelemvora i wojennych czarodziejów z Cormyru! Nie zbliżajcie się! - Odkrzyknął mężczyzna po drugiej stronie muru, kilkanaście kusz dalej było wycelowanych w drużynę poszukiwaczy przygód.

-Ludzie, tak się składa, że my przybywamy wam pomóc! Mamy papiery potwierdzające, że jesteśmy od waszego pracodawcy! Uwierzcie, że naprawdę przychodzimy z pomocą. Mamy czarodziejów i mamy kapłana! Na pewno przydadzą się wam. Naprawdę sądzicie, że przedzieralibyśmy się przez to piekło, gdyby nam na was nie zależało!? Wpuście nas i wyjaśnijcie, co tu się stało!- Krzyknął Karnax do zabarykadowanych ludzi i wystąpił krok do przodu unosząc ręce w geście poddania, miał nadzieję, że tak wzbudzi zaufanie.

- Pan Cromell przysłał nas, by wybadać sytuację, sprawdzić czy potrzebujecie pomocy i konkretnie jakiej - zawtórował Jagan, który jednak przezornie trzymał się lekko za czarodziejem. - Potrzebujemy ocenić sytuację, by móc zdać raport. Jesteśmy zmęczeni rejsem i walką na nabrzeżu, pozwólcie nam wejść, rozejrzeć się, sprawdzić czego Wam potrzeba i sprawdzić, co jest przyczyną tych anomalii - krzyknął.

- Ekhm - odchrząknął Vade. - Szanowni górnicy! - zawołał i wystąpił przed szereg z naturalnym wdziękiem wchodząc w rolę “twarzy i głosu” drużyny.
- Jestem Vade Credo herbu Lira - plenipotent Pana Cromwella, wędrujący szlachcic i trubadur z zamiłowania. Wszystko, o czym mówią moi towarzysze, to najszczersza prawda. Posiadamy uwierzytelniające nas pismo, oręż, leki, magię, świeże informacje i solenną determinację do udzielenia wam pomocy. Jedyne, czego nam potrzeba, to odrobiny światła rzuconego na spowijający wyspę mrok tajemnicy. Możecie sprawdzić jednego z nas, choćby i mnie, jeżeli obawiacie się podszywających się pod poszukiwaczy przygód nieumarłych. Widzieliśmy ślady zła, które dotknęło wyspę i całkowicie rozumiemy wasze obawy.
Szlachcic wykonał pauzę, aby przedstawione informacje miały szansę się przyjąć. - W ślad za moimi towarzyszami proszę więc was o trochę zaufania.

Po wywodzie trubadura za drewnianym murem zapadła chwilowa, niewygodna cisza.
- Kto to kurwa jest plenipotent? - W końcu ktoś po drugiej stronie przerwał pauzę, mówiąc jeden do drugiego. Dało się słyszeć przyciszone rozmowy, ale widocznie gadanina Vade’a tak namieszała lokalnym w głowach, że już sami nie wiedzieli, co robić. Jedno było pewne, nieumarli nie mieli takiej gadki.
- Eee… No dobra, panie Lira, podejdź bliżej, my też wypuścimy jednego z naszych w celu potwierdzenia waszej tożsamości - odpowiedział pierwszy głos, ten który na początku kazał się nie zbliżać. Vade spojrzał po pozostałych, mrugnął porozumiewawczo, po czym podszedł kilka metrów stając około trzech metrów od zasieków.

Drewniane wrota zostały otwarte od środka, a z pomiędzy nich wyszła samotna postać. Mężczyzna nie był pierwszej młodości, zmarszczki i zmęczone spojrzenie musiały być piętnem, jakie odcisnęło na jego twarzy ostatnie kilka dni na wyspie. Broda i włosy były co prawda w nieładzie, jednak maniera z jaką się poruszał zdradzała pewność siebie. Dobrze zszyta skórzana zbroja i wiszący u pasa miecz, a także ostrożny i wymierzony krok świadczyły o doświadczeniu bojowym. Pomijając nieład we włosach, można było powiedzieć, że był na swój sposób podobny do Vade’a.
- Pokaż no te papiery - powiedział na dzień dobry, wyciągając dłoń po dokumenty. Otrzymawszy papier przeleciał tylko szybko wzrokiem po tekście, po czym zatrzymał się na moment na podpisie. Po kolejnych kilku sekundach oczekiwania uśmiechnął się i wyciągnął dłoń do trubadura.
- Isherwood, nie wiem, co was przygnało do tego piekła, ale mam nadzieję, że Cromwell obiecał wam solidną zapłatę, co? Zluzujcie broń, papiery są dobre, póki co to nasi! - Krzyknął za mur, dalej nie zdejmując drugiej ręki z rękojeści miecza. Być może spodziewał się zasadzki? Po drugiej stronie palisady dało się słyszeć szczęk luzowanych kusz i coś na wzór -uff. Atmosfera widocznie stała się lżejsza zarówno po wewnętrznej, jak i zewnętrznej stronie wioski, rzecz jasna nie wliczając w to sterty trupów leżących tu i ówdzie.

- Raczej starajcie się nie wyciągać broni, nie rzucać przypadkowych zaklęć i generalnie nie robić nic, przez co ktoś odruchowo mógłby wbić wam sztych w jelita albo nafaszerować was bełtami. Z założenia nie jesteśmy całkiem źli, po prostu większość z nas od kilku nocy nie spała, a wczoraj musieliśmy spalić blisko dwudziestu naszych, ludzie są nerwowi, wiecie jak jest - opowiadał brodacz idąc przodem, mając teraz za plecami już całą zgraję awanturników, posiłków przysłanych przez Cromwella. Wewnątrz, na blankach, o ile można tak było nazwać ustawione pod balami skrzynie, siedziało na oko z dwadzieścia osób z kuszami. Tu i ówdzie dało się zauważyć beczkę z oliwą, porozwieszane gdzie się da buteleczki z wodą (zapewne święconą), czosnek i symbole dobrych bóstw. Jak widać dobre bóstwa miały w ostatnich dniach w poważaniu Ferrbeth i jej mieszkańców.
Ostrokół co prawda nie wywoływał zachwytów, ale swoje zadanie w taki lub inny sposób spełniał. Zapewne byle ogr był w stanie roztrącić topornie powiązane pale, ale ogrów póki co nie zanotowano. Zanotowano za to zombie, które jak wiadomo są kiepskimi alpinistami i prawdopodobnie gdyby nie trójka rewenantów, na środku wioski nie dogasałby stos ludzkich, zwęglonych ciał.

Zostawiając na moment obraz, który miłośników palenia ciał wprawiłby w ekscytację, sama wioska prezentowała się dość normalnie. Oczywiście otoczona była drewnianym ostrokołem i to nie było normalne, ale odejmując płonące trupy i ostrokół, była normalna. Większość budowli stanowiły zwyczajne, drewniane, parterowe domki mieszkalne porozrzucane chaotycznie wokół biegnącej przez środek uliczki i prowizorycznego placu miejskiego. Przy większości z nich widać było akcesoria życia codziennego, balie z wodą albo rozwieszone pranie. W niektórych oknach wychylały się przestraszone twarze, tych jednak było bardzo niewiele jak na osadę tych rozmiarów. Oprócz blisko dwudziestu drewnianych domów z budowli rzucał się w oczy piętrowy, podbudowany kamieniem budynek oraz również piętrowa, drewniana szopa będąca prawdopodobnie magazynem lub innego rodzaju składem żywności.

Najbardziej charakterystyczna była jednak kamienna budowla znajdująca się naprzeciwko (z oddzielającym oba budynki placem wiejskim) tej piętrowej, podbudowanej kamieniem. Ta była nieco niższa od sąsiada z naprzeciwka, jednak miejsce dachu zastępowały stanowiska strzeleckie i prowizoryczne, murowane fortyfikacje. No i zostawała jeszcze dogasająca na placu, pomiędzy dwoma budowlami, sterta trupów…
 

Ostatnio edytowane przez ObywatelGranit : 13-02-2015 o 13:38.
ObywatelGranit jest offline