Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 11-02-2015, 12:33   #21
 
ObywatelGranit's Avatar
 
Reputacja: 1 ObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnie
Podróż do wioski, na którą nalegał między innymi Karnax, utwierdziła go w przekonaniu, że wyspa musi skrywać straszną tajemnicę. Oprócz epizodu w porcie, nie napotkali żadnych zwierząt. Gdzieniegdzie dostrzegali ich zwłoki, ale nikt nie był na tyle odważny, by się upewnić, że to z pewnością tylko martwe truchła. Optymizmem nie napawał go też widok kapłana, któremu aura wyspy wyrazie dawała się w kość. W czasie przeprawy, szczęśliwie dość łatwej, bo wystarczyło poruszać się ubitą drogą, Jagan pełnił rolę zwiadowcy ich małego oddziału ratunkowego. Gdy Karnax i drużyna napatoczyli się na truchła orków miał okazję zabłysnąć wiedzą na temat nieumarłych. Chociaż w ostatecznym rozrachunku obecność rewenantów wśród żywych trupów rodziła tylko kolejne pytania.
- Rewenanci? - spytał Jagan, który cały czas kucał przy ciele potężnego orczego wojownika. - W sensie, że powstali z martwych sami siłą zemsty, czy zostali wskrzeszeni przez kogoś, by dokonać zemsty? -
-Z tego co wiem, to raczej powstają sami. Pragną śmierci tego, co ich zabił i podążają za nim nieomylnie. Trudni do zabicia. Są, jak by to ująć, fizyczną manifestacją nienawiści i negatywnej energii. Może jakiś zdolny nekromanta byłby w stanie stworzyć takiego, ale nie słyszałem o tym. Przychylałbym się jednak do wcześniejszych słów kapłana, że to efekt złej aury otaczającej wyspę- odpowiedział czarodziej zgodnie ze swoją wiedzą.
- To może mieć coś wspólnego z grupą archeologów, która od miesiąca podobno jest na wyspie? - spytał pół-Shou - Kiedy zginęli ci orkowie i kiedy zostali ożywieni? Czy Rewenanci mogą walczyć razem z bezrozumnymi zombi? Albo, może oni wskrzesili swoich ziomków?
-Hmmm, rewenanci zachowują swoje wspomnienia i umiejętności jakie posiadały za życia, ale ich celem jest tylko zemsta. Jak jej dokonają, ponownie stają się zwykłymi zwłokami. Czy walczyli razem i od jak dawna są martwi, nie wiem. Ktoś, kto zna się na śladach mógłby to lepiej stwierdzić. Co do teorii rewenanci nie mają innego celu poza zemstą, mógłby taki przejść sobie przez miasto pełne ludzi i nikogo nie zaczepić. Więc możliwe jest, że mimowolnie walczyli razem. Zombie bez doraźnych rozkazów raczej nie zaatakuję innego nieumarłego. No i kto wie, może jest w tym wina tych archeologów. Może się do czegoś dokopali, do czego nie powinni? No i ciekawe. kto był celem tych rewenantów? - odpowiedział czarodziej w zamyśleniu, trochę za długim wywodem.
- Lepiej zachować ostrożność wchodząc do wioski. - dodał Jagan.
Oczywiście pół-Shou miał rację, spodziewając się, że w wiosce czeka ich jakaś niespodzianka. -Nie pomyliłeś się...- szepnął Karnax widząc że górnicy, których chciał ratować przywitali ich wycelowanymi kuszami.

Choć konwersacja była nadzwyczaj ciekawa Awiluma nie wzięła w niej udziału, miast tego skupiła się na zapamiętaniu symboli jakimi pokryty był szaman, to mogło być kiedyś potrzebne a jeśli nie to taki ćwiczenie dobrze zrobi umysłowi wystawionemu na stres.

- No i jak widać górnicy świetnie dali sobie radę bez nas. - syknęła Meriel do Karnaxa rozglądając się po polu usłanym trupami orków. - Bez obawy, dobrzy ludzie! - dodała na tyle głośno, by ludzie w osadzie mogli usłyszeć - Przybywamy w pokoju na polecenie pana Cromwella!
-Panienko Meriel, dziękuję za tą uwagę.- szepnął Karnax do czarodziejki, obdarzając ją uśmiechem.

- Powiedzcie Cromwellowi, że kopalnia jest nieczynna i stan ten nie ulegnie zmianie, dopóki nie przyśle tu przynajmniej połowy kościoła Kelemvora i wojennych czarodziejów z Cormyru! Nie zbliżajcie się! - Odkrzyknął mężczyzna po drugiej stronie muru, kilkanaście kusz dalej było wycelowanych w drużynę poszukiwaczy przygód.

-Ludzie, tak się składa, że my przybywamy wam pomóc! Mamy papiery potwierdzające, że jesteśmy od waszego pracodawcy! Uwierzcie, że naprawdę przychodzimy z pomocą. Mamy czarodziejów i mamy kapłana! Na pewno przydadzą się wam. Naprawdę sądzicie, że przedzieralibyśmy się przez to piekło, gdyby nam na was nie zależało!? Wpuście nas i wyjaśnijcie, co tu się stało!- Krzyknął Karnax do zabarykadowanych ludzi i wystąpił krok do przodu unosząc ręce w geście poddania, miał nadzieję, że tak wzbudzi zaufanie.

- Pan Cromell przysłał nas, by wybadać sytuację, sprawdzić czy potrzebujecie pomocy i konkretnie jakiej - zawtórował Jagan, który jednak przezornie trzymał się lekko za czarodziejem. - Potrzebujemy ocenić sytuację, by móc zdać raport. Jesteśmy zmęczeni rejsem i walką na nabrzeżu, pozwólcie nam wejść, rozejrzeć się, sprawdzić czego Wam potrzeba i sprawdzić, co jest przyczyną tych anomalii - krzyknął.

- Ekhm - odchrząknął Vade. - Szanowni górnicy! - zawołał i wystąpił przed szereg z naturalnym wdziękiem wchodząc w rolę “twarzy i głosu” drużyny.
- Jestem Vade Credo herbu Lira - plenipotent Pana Cromwella, wędrujący szlachcic i trubadur z zamiłowania. Wszystko, o czym mówią moi towarzysze, to najszczersza prawda. Posiadamy uwierzytelniające nas pismo, oręż, leki, magię, świeże informacje i solenną determinację do udzielenia wam pomocy. Jedyne, czego nam potrzeba, to odrobiny światła rzuconego na spowijający wyspę mrok tajemnicy. Możecie sprawdzić jednego z nas, choćby i mnie, jeżeli obawiacie się podszywających się pod poszukiwaczy przygód nieumarłych. Widzieliśmy ślady zła, które dotknęło wyspę i całkowicie rozumiemy wasze obawy.
Szlachcic wykonał pauzę, aby przedstawione informacje miały szansę się przyjąć. - W ślad za moimi towarzyszami proszę więc was o trochę zaufania.

Po wywodzie trubadura za drewnianym murem zapadła chwilowa, niewygodna cisza.
- Kto to kurwa jest plenipotent? - W końcu ktoś po drugiej stronie przerwał pauzę, mówiąc jeden do drugiego. Dało się słyszeć przyciszone rozmowy, ale widocznie gadanina Vade’a tak namieszała lokalnym w głowach, że już sami nie wiedzieli, co robić. Jedno było pewne, nieumarli nie mieli takiej gadki.
- Eee… No dobra, panie Lira, podejdź bliżej, my też wypuścimy jednego z naszych w celu potwierdzenia waszej tożsamości - odpowiedział pierwszy głos, ten który na początku kazał się nie zbliżać. Vade spojrzał po pozostałych, mrugnął porozumiewawczo, po czym podszedł kilka metrów stając około trzech metrów od zasieków.

Drewniane wrota zostały otwarte od środka, a z pomiędzy nich wyszła samotna postać. Mężczyzna nie był pierwszej młodości, zmarszczki i zmęczone spojrzenie musiały być piętnem, jakie odcisnęło na jego twarzy ostatnie kilka dni na wyspie. Broda i włosy były co prawda w nieładzie, jednak maniera z jaką się poruszał zdradzała pewność siebie. Dobrze zszyta skórzana zbroja i wiszący u pasa miecz, a także ostrożny i wymierzony krok świadczyły o doświadczeniu bojowym. Pomijając nieład we włosach, można było powiedzieć, że był na swój sposób podobny do Vade’a.
- Pokaż no te papiery - powiedział na dzień dobry, wyciągając dłoń po dokumenty. Otrzymawszy papier przeleciał tylko szybko wzrokiem po tekście, po czym zatrzymał się na moment na podpisie. Po kolejnych kilku sekundach oczekiwania uśmiechnął się i wyciągnął dłoń do trubadura.
- Isherwood, nie wiem, co was przygnało do tego piekła, ale mam nadzieję, że Cromwell obiecał wam solidną zapłatę, co? Zluzujcie broń, papiery są dobre, póki co to nasi! - Krzyknął za mur, dalej nie zdejmując drugiej ręki z rękojeści miecza. Być może spodziewał się zasadzki? Po drugiej stronie palisady dało się słyszeć szczęk luzowanych kusz i coś na wzór -uff. Atmosfera widocznie stała się lżejsza zarówno po wewnętrznej, jak i zewnętrznej stronie wioski, rzecz jasna nie wliczając w to sterty trupów leżących tu i ówdzie.

- Raczej starajcie się nie wyciągać broni, nie rzucać przypadkowych zaklęć i generalnie nie robić nic, przez co ktoś odruchowo mógłby wbić wam sztych w jelita albo nafaszerować was bełtami. Z założenia nie jesteśmy całkiem źli, po prostu większość z nas od kilku nocy nie spała, a wczoraj musieliśmy spalić blisko dwudziestu naszych, ludzie są nerwowi, wiecie jak jest - opowiadał brodacz idąc przodem, mając teraz za plecami już całą zgraję awanturników, posiłków przysłanych przez Cromwella. Wewnątrz, na blankach, o ile można tak było nazwać ustawione pod balami skrzynie, siedziało na oko z dwadzieścia osób z kuszami. Tu i ówdzie dało się zauważyć beczkę z oliwą, porozwieszane gdzie się da buteleczki z wodą (zapewne święconą), czosnek i symbole dobrych bóstw. Jak widać dobre bóstwa miały w ostatnich dniach w poważaniu Ferrbeth i jej mieszkańców.
Ostrokół co prawda nie wywoływał zachwytów, ale swoje zadanie w taki lub inny sposób spełniał. Zapewne byle ogr był w stanie roztrącić topornie powiązane pale, ale ogrów póki co nie zanotowano. Zanotowano za to zombie, które jak wiadomo są kiepskimi alpinistami i prawdopodobnie gdyby nie trójka rewenantów, na środku wioski nie dogasałby stos ludzkich, zwęglonych ciał.

Zostawiając na moment obraz, który miłośników palenia ciał wprawiłby w ekscytację, sama wioska prezentowała się dość normalnie. Oczywiście otoczona była drewnianym ostrokołem i to nie było normalne, ale odejmując płonące trupy i ostrokół, była normalna. Większość budowli stanowiły zwyczajne, drewniane, parterowe domki mieszkalne porozrzucane chaotycznie wokół biegnącej przez środek uliczki i prowizorycznego placu miejskiego. Przy większości z nich widać było akcesoria życia codziennego, balie z wodą albo rozwieszone pranie. W niektórych oknach wychylały się przestraszone twarze, tych jednak było bardzo niewiele jak na osadę tych rozmiarów. Oprócz blisko dwudziestu drewnianych domów z budowli rzucał się w oczy piętrowy, podbudowany kamieniem budynek oraz również piętrowa, drewniana szopa będąca prawdopodobnie magazynem lub innego rodzaju składem żywności.

Najbardziej charakterystyczna była jednak kamienna budowla znajdująca się naprzeciwko (z oddzielającym oba budynki placem wiejskim) tej piętrowej, podbudowanej kamieniem. Ta była nieco niższa od sąsiada z naprzeciwka, jednak miejsce dachu zastępowały stanowiska strzeleckie i prowizoryczne, murowane fortyfikacje. No i zostawała jeszcze dogasająca na placu, pomiędzy dwoma budowlami, sterta trupów…
 

Ostatnio edytowane przez ObywatelGranit : 13-02-2015 o 13:38.
ObywatelGranit jest offline  
Stary 13-02-2015, 13:20   #22
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
W głowie Meriel, gdy przemierzała tę zapomnianą przez bogów osadę, kotłowało się wiele pytań. Co musieli zmalować jej mieszkańcy, a przynajmniej jakaś ich garstka, że los tak okrutnie z nich zakpił? Dlaczego, widząc zagrożenie nie opuścili wyspy? Co wspólnego z zombiakami mieli archeologowie, którzy jakiś czas temu pałętali się po wyspie? Od natłoku myśli zaklinaczkę o mało co rozbolała głowa. O mało, gdyż nie była ona jednak jedną z wymuskanych panienek, które od byle niedogodności dostawały ataku migreny, od byle wiaterku zapalenia płuc, a od byle kuksańca siniaków.
- Jak rozumiem, mości Isherwoodzie, jesteś sołtysem tej osady? - zapytała Meriel, by ustalić osobę, której należało zadać tych kilka bardzo ważnych pytań. - Mamy nadzieję, że rzucisz nam nieco światła na to, co działo się na wyspie. Niestety, marynarze, którzy tu ostatnio byli, a którzy zaalarmowali naszego mocodawcę, nie byli w stanie zbyt wiele powiedzieć. Nie dotarli do Telflamm w jednym kawałku. - zaklinaczka uznała, że należy od razu przejść do sedna.

- Sołtysem? - Roześmiał się brodacz na wieść o awansie społecznym - sołtys, o ile takowy w ogóle istniał, leży tam - wskazał palcem dogasające palenisko.
- Ale jeżeli chcesz się czegoś dowiedzieć, pytaj mnie. Jestem jednym ze starszych i lepiej zorientowanych mieszkańców, więc mam nadzieję uda mi się zaspokoić ewentualny głód wiedzy.

Dopiero po chwili Isherwood się zreflektował, słysząc o niefortunnym losie marynarzy. Wśród pozostałych mieszkańców wioski zapanowało niewielkie poruszenie, jedni szeptali coś do drugich.
- Craven i cała jego załoga nie żyją? Psia mać, odesłaliśmy ich z pustymi rękami właśnie po to, żeby uchronić ich przed klątwą, czy co do cholery dzieje się na wyspie - Meriel słuchając odpowiedzi Isherwooda i wzmianki o odesłaniu ekipy marynarzy zauważyła coś, co dotychczas jej umykało. Lwia większość mieszkańców wioski nie wyglądała na takich, co pierwszy raz trzymała broń w ręce. Co prawda zaklinaczka nie widziała żadnego z nich w boju, jednak służąc w wojsku człowiek uczy się rozpoznać kogoś, kto czuje się swobodnie z mieczem u boku.

- To może od początku, kiedy to się zaczęło?
- A mnie bardziej od kiedy interesuje, jak to się zaczęło. - Elanka nie bawiła się w formalności, nikomu nie jaśniepaniła ani nie mościła. Po prostu przeszła do meritum. Wszystko, co zobaczyła do tej pory na wyspie utwierdziło ją w przekonaniu, że nie jest to miejsce, w którym przeżywa się przygodę życia a umiera zapomnianym przez los. Na śmierć ani zapomnienie nie była gotowa.
- Nie chcecie się stad wydostać? - Dodała po chwili szczerze zaskoczona, że pierwszą reakcją mieszkańców wioski nie była prośba o ratunek i transport z wyspy. Przecież każdy normalny człowiek wiał by ile sił w nogach a oni się tu barykadują… dziwne.
-Swoją drogą czy nie wypadało by jeszcze ostrzec kapitana Olega? Czy oni nie chcieli czasem o poranku przybić do portu? Mogą nie być gotowi na to co spotkają na brzegu- dodał Karnax trochę nie uprzejmie wtrącając się do rozmowy.
Vade przytaknął Karnaxowi: - Im prędzej tym lepiej. Tych pasiastych bestii może być znacznie więcej. Nie wspominając o ich mniej świeżych wariantach.
- Jeżeli chodzi o mnie, Panie Isherwoodzie, to interesuje mnie kopalnia. Czy wybuch hmm… - bard poszukał w myślach odpowiedniego słowa: - tej plagi, miał coś wspólnego z wydobyciem żelaza? Spostrzegliście jakąś zależność? I co z tymi orkami? Widzieliśmy całą masę orkowych ciał.
-Słyszeliśmy też coś o archeologach którzy już jakiś czas byli na tej wyspie, wie Pan co z nimi, czego szukali? Co znaleźli?- doda swoje Karnax, ale bez pośpiechu, nie chcąc zalać lawiną pytań Isherwooda.
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.
echidna jest offline  
Stary 13-02-2015, 13:28   #23
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
Brodacz przez chwilę słuchał kolejnych pytań, najwidoczniej układając sobie wszystko w głowie i odpowiadając po kolei.
- Zaczęło się co? Ataki nieumarłych, czy zaprzestanie wydobycia w kopalni? - Odpowiedział pytaniem na pytanie Meriel, po czym odwrócił się do psioniczki.
- Najlepiej i jedno, i drugie - zripostowała szybko Meriel w duchu przeklinała swego rozmówcę za udawanie idioty. - i bardziej od dokłanego terminu interesują mnie okoliczności

- Chcieć, a móc to dwa różne tematy białowłosa. Formalnie nie możemy opuścić Ferrbeth i tyle. Co do pańskich pytań, panie Lira, to pozwoli pan, że odpowiem krótko i po kolei - zaczął, zatrzymując się w miejscu i wyliczając trubadurowi odpowiedzi. Poszukiwacze dopiero teraz zorientowali się, że większość mieszkańców podąża za nimi, na murach została tylko garstka.
- Szczerze mówiąc nie jestem czarodziejem ani kapłanem i nie mam pojęcia. Około dwóch tygodni temu, w kopalni ludzie zaczęli ginąć. Od tak, schodzili na niższe poziomy, a potem zostawała po nich plama krwi, żadnego ciała ani ekwipunku. Mniej więcej w tym samym czasie zaczął się problem z nieumarłymi, część z nich zaczęła wstawać z grobu, również od tak.

- Orkowie zaś, orkowie zaatakowali w nocy czego w zasadzie się spodziewaliśmy. Wiedzieliśmy o ich wiosce i wiedzieliśmy też, że Cromwell płaci im sporo za nasz spokój - zaczął mężczyzna, w czasie pogawędki grupa doszła do placu wiejskiego znajdując się na tyle blisko paleniska, by poczuć smród zwłok.

- W chwili, gdy zaczęły się te wszystkie kłopoty zakładaliśmy, że istnieje realna szansa na przemarsz umarłych środkiem wioski. Stąd też te wszystkie umocnienia. W każdym razie zapewne was zmartwię, ale nie wyznajemy demonów i nie chodzimy nocami poprzebierani w czarne szaty - mężczyzna sprawiał wrażenie człowieka przypartego do muru, albo kogoś kto świetnie kłamał.

- Nie obrażę was chyba stwierdzeniem, że ta sytuacja przerasta zarówno was jak i nas i lepiej wam będzie wrócić do domu z pustymi kieszeniami, ale żywi?

- Panie Isherwood, przynajmniej moja skromna osoba czuję się w moralnym obowiązku pomóc tutejszym osadnikom! Nie wspominając już o zwykłej ciekawości czy to wrodzonej czy wynikłej z mej profesji. Do niczego dziwnego, podejrzanego górnicy się nie dokopali? Teraz każdy szczegół się przyda. Proszę też powiedzieć czy wiadomo coś panu na temat archeologów co tutaj przybyli?- Karnax zadał kolejne pytania.

Isherwood spojrzał zdezorientowany na Karnaxa, miejscowi dookoła zastygli w ciszy, każdy spojrzał po sobie, po czym cała gawiedź wybuchła śmiechem. Powszechny rechot zagłuszył ciche parsknięcie dobywające się z ust zaklinaczki.
- Hahaha, dobrze gadasz młody, podobasz mi się! - Parsknął brodacz, klepiąc czarodzieja po plecach.
- Pomaganie z moralnego obowiązku kiepsko wpływa na żywotność, ale skoro taka twoja wola to mieszaj się w nasze sprawy, ile dusza zapragnie - Kontynuował, wskazując palcem podbudowany kamieniem budynek, ten z drewnianym piętrem.
- Chodźcie, napijemy się za nasze wspólne zdrowie. W takim tempie i tak dużo nam go nie zostało, kolejka na nasz koszt!
 
psionik jest offline  
Stary 13-02-2015, 14:18   #24
 
Nemroth's Avatar
 
Reputacja: 1 Nemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetny

Wnętrze knajpy było dość zadbane, w przeciwieństwie do portowych spelun nie czuć było ani moczu, ani potu, a stoliki były czyste. Isherwood wszedł do środka sam, zostawiając dwóch ludzi przy drzwiach i sadzając gości przy jednym ze stolików. On sam poszedł za bar po alkohol i kubki, rozlewając po nich wódkę i stawiając przed każdym z siedzących. Wkrótce i on usiadł wychylając cały kubek gorzały na raz, jego twarz spoważniała, zlustrował każdego z zebranych wzrokiem.
- Dobra młodzieży, nie kwestionując waszych talentów czego dokładnie szukacie na Ferrbeth? Jak już pewnie zauważyliście, wyspa jest martwa i jeżeli to faktycznie Cromwell was przysłał, powiedzcie mu jak sytuacja wygląda. Odpowiem na wszystkie wasze pytania, a w zamian wy pod koniec naszej rozmowy odpowiecie mi, czy dalej uważacie, że macie tu coś do roboty, rozumiemy się?
- Mamy wznowić transport i wydobycie, takie dostaliśmy polecenie do Pana Cromwella. Jednak sytuacja jak zauważyliśmy jest poważna. Dlatego uważam że mamy tu coś do roboty i na wyspie zostaniemy dopóki nie przywrócimy porządku rzeczy. Przynajmniej spróbujemy Panie Isherwood, nie wypada zostawić górników samych w tej wiosce na pastwe nieumarłych-powiedział Karnax kierując te słowa głownie do nieoficjalnego zarządcy osady, po chwili milczenia dodał - Drużyno jeśli nikt nie ma lepszego pomysłu to ja udam się z powrotem na statek Pamięć Laury i ostrzegę załogę o niebezpieczeństwie jakie czyha na lądzie. Coś mam im jeszcze przekazać? Jakieś rady? -

Meriel spojrzała na swego towarzysza spode łba. Bardzo, ale to bardzo nie lubiła, kiedy ktoś jej mówił, co zrobi, a czego nie. Nie powiedziała jednak nic. Zamiast tego wychyliła szklankę gorzałki duszkiem.

Vade podziękował za trunek i westchnął:
- Nie najlepsza to pora na picie, a jak to mówią: niektórych spraw lepiej na trzeźwo nie poruszać - wziął łyka i momentalnie dostał wypieków. Zakasłał: - Wyborny trunek… - zakasłał raz jeszcze. - Uważam, że statek powinien stać na kotwicy w oczekiwaniu na nagłą potrzebę. Moglibyśmy ewakuować górników na pokład.

Karnax zauważając złe spojrzenie Meriel którym go obdarzyła nie był pewny o co chodzi. Czyżby martwiła się jego samotną podróżą do statku? Czy prędzej nie spodobało się jej coś co powiedział?
-Wybacz Panienko Meriel jak czymś Cię uraziłem- szepnął w jej kierunku.

- Niech trzymają się na kotwicy w bezpiecznej odległości. Jeśli nie będzie z nami kontaktu przez parę dni, niech się zawiną z powrotem do Telflammu - odpowiedział posępnie Jagan.
Cały czas był sceptycznie nastawiony do nieumarłych, ale wiedział, że taki kupiec jak Cromowell nie nie dość, że nie wypłaci im ani miedziaka więcej, to jeszcze może żądać zwrotu zaliczki.

-Dobrze, takie wytyczne im przekaże, miejmy nadzieję że tyle ostrożności wystarczy- powiedział Karnax i zdecydował się już na nastepne kroki, pozostało mu jedynie poczekać do końca rozmowy z Isherwoodem.

- Górników? - Odpowiedział brodacz na chwilę tracąc poważną maskę z twarzy - naprawdę uważasz, że jesteśmy prostymi górnikami? Nie zapytałeś sam siebie, dlaczego nie zwialiśmy stąd pierwszym, lepszym statkiem? Ani jak banda chłopów zatłukła kilofami hordę nieumarłych? - Isherwood uśmiechnął się złowieszczo.
- Mało wiesz o życiu, chłopcze. Wychowałeś się w bogatej rodzinie, a twój tata zapłacił czesne za studia u lokalnego magika? Później, zamiast mu dziękować uznałeś, że nie nadajesz się do życia lokalnego szlachetki i dałeś nogę w świat, zostawiając swoją rodzinę bez choćby - pocałujcie mnie w dupę, napisanego na świstku papieru zostawionym na komodzie? Eh dzisiejsze dzieciaki, nie doceniacie życia, jakim obdarzyli was bogowie.

Vade zdobył się na kolosalny wysiłek i nie skomentował słów Isherwooda. W milczeniu tylko wychylił zawartość kubka.

- Ja nie uważam was za zwykłych górników. - Rzekła Awiluma ze swego miejsca, już dawno zauważyła, że coś jest nie tak z tymi ludźmi. - Sama wiem aż za dobrze, jakie decyzje podejmuje się, by ratować życie. Wiec powiedz mi mój drogi Isherwoodzie. Dlaczego tu zostaliście? Zabrakło wam statków, czy jest jakaś inna przyczyna?

-Panie Isherwood, ja nie chciałem nikogo urazić tym sformułowaniem. Wasz a teraz i nasz szef Mavis Cromwell użył takiego określenia “górnicy”. Proszę mi uwierzyć, że nie chciałem Pana i reszty osadników tym obrazić. Oczywiście gratuluję odwagi i świetnego poradzenia sobie z żywymi trupami. No i dodam dla jasności samemu zapracowałem na bycie jak to Pan powiedział magikiem i jeśli pogoń za marzeniami, chęć dynamicznego rozwoju i ujrzenia tajemnic naszego świata na własne oczy to oznaka nie docenianie życia… to tu się z Panem akurat zgadzam- odpowiedział Karnax obdarzając serdecznym uśmiechem Isherwooda.

- Rzecz w tym ślicznotko, że dosłownie nie możemy opuścić Ferrbeth. Rzecz jasna nie fizycznie, ale jeżeli zejdziemy na ląd, spotka nas śmierć. Nas i nasze rodziny, które opuściliśmy w celu zapewnienia im bezpieczeństwa - twarz Isherwooda znów spięła się w poważnym grymasie.
- Cromwell mimo tego co się o nim mówi, nie jest głupi. Płaci dobrze, niczego nam tutaj nie brakuje i zapewnił nam bezpieczeństwo, ale ta wyspa jest naszym więzieniem. Wszyscy mieszkańcy wioski są zbiegami, wrogami politycznymi i osobami, które naraziły się gildiom złodziei. Cromwell wykupił nas u oprawców, ale pod warunkiem, że żadne z nas nie opuści Ferrbeth. Dlatego nie wsiedliśmy na pierwszy statek, ślicznotko. My, a przynajmniej większość z nas potrafi sobie radzić w życiu, ale polityka i gildie złodziei nie zaatakują nas. Zaatakują naszych bliskich, oczernią nas publicznie i zniszczą. Poza tym nawet zbir ma swój honor, zostajemy tutaj do końca. Jeżeli dalej chcecie nam pomóc, pomoc przyjmiemy i udzielimy wszelkich informacji.

-Cóż, to pozwala dodać przypuszczenie, że wydarzenia na wyspie mogą być wycelowane bezpośrednio w was, albo kogoś z was. Co jednak i tak nie zmienia mojej wcześniejszej deklaracji. Postaram się problem rozwiązać przy użyciu dostępnych mi sił i środków. No i już wcześniej pytałem ale nie było odpowiedzi. Co z tymi archeologami co pojawili się na wyspię? Słyszał Pan coś o nich?- rzekł czarodziej.

- Ktoś ożywia trupy żeby zrobić nam krzywdę? Myślę, że trochę za daleko poleciałeś w teoriach spiskowych. Po co? Nie łatwiej przysłać zabójców i załatwić sprawę raz, a dobrze? Archeologowie… Faktycznie, była tutaj jakiś czas temu banda jajogłowych. Najpierw twierdzili, że wyspa ma ważne znaczenie historyczne, potem szukali czegoś w kopalniach, ale niczego nie znaleźli. Koniec końców, uznaliśmy, że przypłynęli przez plotki, jakoby żelazo z Ferrbeth zawierało śladowe ilości adamantu i wykopaliśmy ich z powrotem na ich statek do Telflamm - odpowiedział Isherwood, po czym polał kolejną kolejkę, czekając na dalsze pytania.
 
Nemroth jest offline  
Stary 13-02-2015, 14:19   #25
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację
-Może poleciałem za daleko a może zabójcom nie brak wyobraźni? To jednak tylko skromna hipoteza Panie Isherwood, jedna z wielu jakie pewnie krążą po głowie zgromadzonych. Dobrze teraz swobodnie zgłaszać pomysły i wygłaszać poglądy. Co z wioską orków? Kontaktowali się z wami od czasu pojawiania się nieumarłych?- spytał Geth.

- I co również mnie interesuje, Czym Cromwell im płacił za wasz spokój? - Awiluma dorzuciła swoje trzy grosze do pytań Karnaxa.
- Może ci archeologowie zamiast znaleźć coś w kopalniach, coś w nich zostawili - zaklinaczka pokusiła się o dość śmiałą, ale jednak nie zupełnie bezsensowną teorię. Ci zmieniający zdanie archeologowie jakoś tak mało archeologicznie jej pachnieli.- Czy ktoś z was oglądał później miejsce, w którym pracowali?

- Płacił im tym samym, czym płacił nam. Żywność, dobra luksusowe, żelazo i tym podobne. Nie wnikam, co dokładnie płynęło do zielonych, bo staraliśmy się ograniczać kontakt tak bardzo, jak było to możliwe. Było z nimi coś nie tak, coś niepokojącego… - Odpowiedział, po chwili namysłu podniósł rękę wskazując na sufit przybytku.
- Nam dowoził na ten przykład, luksusowe trunki. Złoto nam tutaj i tak nie potrzebne, to przynajmniej szło się rozerwać. Co do archeologów, panienko, nie sądzę chociaż ręki odciąć sobie nie dam. Ci ludzie byli tu naprawdę krótko i raczej ktoś zawsze ich obserwował. Rzecz jasna możecie sami sprawdzić kopalnię i wioskę orków, ale nie liczcie, że puszczę tam kogoś z naszych.

Awiluma oparła się wygodniej na krześle i wysączyła trunek, który jej podano. Dopiero teraz zorientowała się, że nie ma pojęcia, co tak właściwie pije. W sumie może to i dobrze.
- Blodwyn kochanie, chciałeś zobaczyć wioskę orków? - Zapytała kokieteryjnie.
- To ja pójdę z wami - zaproponowała Meriel. Właściwie to nie do końca była propozycja. Raczej stwierdzenie faktu, bez miejsca na sprzeciw.

[i]-Drogie Panie, mam nadzieję że przed wyruszeniem do orczej wioski poczekacie na mój powrót? Wiem że moje umiejętności są skromne, ale zależy mi, by wam towarzyszyć. Nie żebym odejmował Panu Blod’whunowi, ale wolałbym żeby się zbytnio nie rozdzielać. -[i/] dodał Karnax do towarzyszek.

- Waszych ludzi brać nie będziemy, wystarczy, że wskażą nam drogę - powiedział milczący dotąd Jagan. - Byłoby to za duże ryzyko zarówno dla nas, jak i dla nich.
Zastanawia mnie jednak jeszcze jedno. Od jak dawna ludzie. których tu widzimy są na wyspie? -
po piciu orkowej wódki przez parę dni, zwykła wóda nie była aż taka zła. Mężczyzna wolał jednak nie kusić losu, więc wychylił całość za jednym razem. Paliło jak zwykle, ale nie wypadało odmawiać.
- Mam taką propozycję, ja już, natychmiast wyruszę na statek. Poinformuję załogę o możliwych problemach i wrócę tu najszybciej jak się da, potem wspólnie ruszymy do wioski orków. Zgadasz się Panienko Awilumo? - spytał Karnax psioniczki obdarzając ją miłym uśmiechem.
- Ja też mam propozycję - syknęła Meriel - Zajmij się tym, co miałeś robić i nie traktuj reszty jak bandy przedszkolaków, które sobie bez ciebie nie dadzą rady

Elanka uśmiechęła się ciepło w odpowiedzi na słowa Karnaxa.
- Wybacz, ale tym razem znacznie bardziej przydadzą się zdolności Blodwyna. - A słowa jej były ciepłe niczym promienie letniego słońca i równie zdradliwe, mogły spowodować nagłą śmierć libido maga.
[i]-Panie wybaczcie, przepraszam jeśli uraziłem was swoimi słowami, nie było to moim zamiarem. Ja po prostu się martwiłem… bywa że jestem nad opiekuńczy, Amin hiraetha - Karnax na krótką posmutniał ale zaraz ponownie się uśmiechnął - widać jednak nie potrzebnie, dacie sobie świetnie radę bez takiego pesymisty jak ja. Blod’whun powodzenia. Proszę mi wybaczyć Panie Isherwood, pozwolę sobie poinformować bezpośrednio kapitana Olega o zagrożeniach jakie tu na niego czekają, byłbym wdzięczny gdyby tutejsi strzelcy nie wzięli mnie na cel podczas mojego lotu. -[i/] Czarodziej wstał od stołu, poczekał na odpowiedź Isherwooda i wyszedł na zewnątrz. Był gotów zaryzykować podróż do statku.

- Moje słowo jest dalej aktualne, jeżeli będziecie potrzebowali posiłku, noclegu albo ekwipunku to wszystko znajdziecie tutaj. Panie czarodzieju, jak myślę traficie na statek? - Zapytał przywoływacza Isherwood, po czym zwrócił się do pozostałych.
- Do wioski orków dojdziecie wychodząc drugą, północną bramą. Kierujcie się na rozwidleniach w prawo, macie mapę?

Vade zabrał głos: - Proszę się nie martwić - mamy mapę. Z chęcią udam się do orczej wioski z wami, jeżeli życzycie sobie mego towarzystwa - drugą część wypowiedzi zaadresował do Blodwhuna, Awilumy i Meriel. - Powiedzcie mi gospodarzu, czy archelogowie zostawili cokolwiek po sobie? Jakieś zapiski? Stanowiska badawcze? Może ktoś z was utrzymywał z nimi bliskie kontakty? Chciałbym również spotkać się z górnikami przodowymi - tymi, którzy pracowali na najgłębszych poziomach kopalni. Ponadto uważam, że prędzej czy później będziemy musieli osobiście sprawdzić szyby. Czy przewiduje pan taką możliwość?*
- Nie ma co czekać na pana Karnaxa, aż wróci ze statku - powiedział Jagan. gdy przywoływacz opuścil karczmę. - Sprawdźmy czy wśród orków ktokolwiek został przy życiu i spotkajmy się tutaj z powrotem. Jak wróci nasz posłaniec, będziemy mogli zobaczyć jak wygląda kopalnia. - mężczyzna zajrzał do pustego kubka, po czym odłożył go na stół. W przeciwieństwie do pozostałych mężczyzn nie miał zamiaru pytać czarodziejek o pozwolenie.

- Jak chcecie. - Awilima tylko założyła nogę na nogę. - Ale do waszej wiadomości, jeśli zrobi się gorąco każdy ratuje się sam, ja ewentualnie mogę zabrać jedną osobę. I druga sprawa, nie idziemy tam by wyrżnąć zielonych. Ktoś ma jeszcze coś do dodania nim ruszymy?

- O żadnych zapiskach mi nie wiadomo, chociaż możecie przeszukać ich obóz niedaleko kopalni. Znaczy się, o ile coś z niego zostało - odpowiedział Isherwood.
- Nasze relacje ograniczały się w zasadzie tylko do obserwowania ich, czy nie robią czegoś podejrzanego albo nie próbują nam kraść narzędzi. Dopóki mieli pozwolenie od Cromwella, dopóty ich nie ruszaliśmy. Później zaczęli za bardzo się panoszyć i utrudniać pracę, to ich wywaliliśmy - mężczyzna polał jeszcze kolejkę, po czym zorientował się, że butelka stała się pusta. Podrapał się po głowie, położył pustą flaszkę na podłodze i wrócił do tematu.
- Większość pracujących na dole osób nie żyje, zostali tylko ci nie schodzący na niższe poziomy. Rzecz jasna mogę zwołać wszystkich, jeżeli chcecie, ale wątpię, że dowiecie się czegokolwiek nowego. Według świadków śmierć była błyskawiczna. Jeden z ludzi opowiadał, że ktoś zginął między jednym słowem, a drugim kiedy rozmawiali. Dzieliła ich drabina, nie widzieli się nawzajem, a po chwili tego drugiego już nie było. Tyle dobrego, bo zazwyczaj zastawaliśmy plamę krwi i uwalane ściany, przypuszczam że biedacy zginęli w bólu. Oczywiście możecie zejść do kopalni, o ile nie boicie się o swoje życia.

Isherwood wstał od stołu, spoglądając na zebranych i wychodzącego Karnaxa.
- Mam zwołać ludzi? Może faktycznie ktoś doda coś nowego do sprawy.

- Może lepiej po powrocie z osady zielonych? - Awiluma zaczęła się wiercić jakby nie mogła dłużej wytrzymać. - Wolę z nimi porozmawiać za dnia i na wieczór wrócić tutaj, za mury.
- Tak, Awiluma ma rację, chodźmy teraz. Rozmawiać z ludźmi z kopalni możemy po zmroku. Gospodarzu, czy mógłbyś nas uraczyć jeszcze jedną flaszką? - Widząc zdziwione twarze swych towarzyszy Meriel dodała - No co? Nie wypada iść z pustymi rekami. Jak chcecie, możecie nazbierać po drodze kwiatków. - kończąc zdanie Meriel przybrała na twarz szelmowski uśmiech.
- Może nawet więcej niż jedną… tam jest cała wioska. - Awiluma w mig podchwyciła pomysł.
- Pomijając tych, którzy leżą martwi przed palisadą - dodał już bardziej ponuro Jagan.
 
Googolplex jest offline  
Stary 14-02-2015, 12:48   #26
 
Sierak's Avatar
 
Reputacja: 1 Sierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłość
Telflamm, 4. Eleasis (Śródlecie); 1373 DR, Rok Zbuntowanych Smoków


Geth wyszedł z gospody i prowizorycznego ratusza jako pierwszy, mijając stojących na zewnątrz strażników. Rozejrzał się jeszcze raz po wiejskim placu, zaś jego wzrok utkwił w stosie dogasających ciał. Ile ci ludzie musieli wycierpieć, skoro nawet śmierć przyjaciół ich nie ruszała? Przywoływacz jeszcze raz spojrzał na lokalnych, ich stoickie twarze nie zdradzały emocji. Mimo wszystko w nocy wygrali, przeżyli a żaden z nich się nie cieszył. Wiedzieli, że to jeszcze nie wszystko co Ferrbeth ma dla nich w repertuarze. Wiedzieli też, że prawdopodobnie żadne z nich nie wyjdzie z tej opowieści żywe.

Bez słowa komentarza czarodziej wyjął z sakiewki niewielkie pióro mewy i wyrecytował zaklęcie. Nagle stał się lżejszy, a jego stopy oderwały się od podłoża pozwalając mu na lot.

Geth szybował nad dżunglą zajmującą znaczną powierzchnię Ferrbeth, kierując się w stronę drewnianego portu i statku na którym zostali marynarze. Widział go już z daleka dryfującego kilkadziesiąt metrów od linii brzegu, czyli dokładnie w tym samym miejscu w którym znajdował się, gdy drużyna z niego schodziła. Podróż zajęła czarodziejowi niecałe pięć minut w czasie których miał okazję podziwiać wyspę z lotu ptaka. Widok zaś wcale nie napawał go optymizmem. Geth nie posiadał elfiego, sokolego wzroku jednak nawet z daleka dostrzegł absolutny brak życia tam na dole. Nie widział przemykających między drzewami zwierząt, co jakiś czas zauważał pojedyncze zwłoki, kilkakrotnie zaś mógł przysiąc, że widzi spacerujące sobie jak gdyby nigdy nic, nieumarłe zwierzęta. Czym prędzej pospieszył zaklęcie i na ile się dało zwiększył prędkość. Statek szybko powiększał się w jego odniesieniu i już po kilkunastu sekundach znalazł się na tyle blisko, by przywoływacz mógł dostrzec wszelkie znajdujące się w nim detale.

Przywoływacz szybko pożałował swojego pośpiechu żeby dotrzeć na statek. Młodzieniec przełknął tylko głośno ślinę widząc, jak cały pokład uwalany jest we krwi i nieruchomych ciałach. Bezszelestnie wylądował na deskach obserwując krwawą łaźnię, panowała przerażająca cisza. Szybko naliczył dwanaście trupów, większość z nich miała poderżnięte gardła, kilka ślady szponów zaś pojedyncze ciało wyglądało tak, jakby ktoś wylał na nie wiadro kwasu, eksponując światu gołą czaszkę i nie do końca rozpuszczone oczy. Geth stanał przed dylematem badania okrętu samotnie i ewentualnego stawienia czoła nieumarłym żeglarzom, lub szybkiego powrotu i odnalezienia swoich towarzyszy. Rozmyślania przerwał odgłos kroków kogoś lub czegoś wchodzącego po schodach. Czarodziej odwrócił się szybko przez ramię i dostrzegł coś, co zmroziło mu krew w żyłach. W drzwiach prowadzących do kajut stała czarna jak noc bestia, wysoka na tyle by musiała się schylać przechodząc przez drzwi. Geth bez problemu przeliczył, że pokryty łuską stwór przewyższa go przynajmniej o półtorej głowy, a on sam nie był przecież niski.

Jadowicie żółte oczy zwęziły się widząc kolejną ofiarę do zlikwidowania. Stwór był pokryty czarną łuską, zaś głowa i kark opancerzona była dodatkowo kostnymi wypustkami. Szereg długich kłów zastygł w przerażającym uśmiechu, dwa zakrzywione rogi dodawały bestii pewnej demonicznej aparycji. Gad był jednak ubrany zwyczajnie, a właściwie to nie był ubrany zwyczajnie jak na swój status nieokrzesanego potwora. Jego ciało okryte było eleganckimi, zdobionymi szatami w kolorze purpury przepasanymi klamrami i paskami ze zdobieniami w kształcie smoczych szponów. Czarne, trzymane odwrotnie, długie ostrze zalśniło w jego dłoni jakby na znak jego zamiarów wobec nieoczekiwanego gościa.

Stwór otworzył pysk nie spuszczając wzroku z Karnaxa, jednak ten wcale nie interesował się tym, czy gad chce zainicjować rozmowę. Niesamowicie szybka reakcja, która często ratowała czarodziejowi życie pomogła mu i teraz, dając dosłownie ułamki sekundy na działanie. Kątem oka Geth dostrzegł, że przynajmniej cztery z leżących na pokładzie ciał wstają ponownie do nie-życia.

Telflamm, 4. Eleasis (Śródlecie); 1373 DR, Rok Zbuntowanych Smoków


- Idźcie beze mnie, ja zostanę tutaj i pomogę komu się da. Na murach widziałem rannych, a w przypadku kolejnego ataku nieumarłych będę w stanie ograniczyć straty tutejszych. Spotkamy się jak wrócicie - powiedział Algow do wstających z miejsc poszukiwaczy przygód. W jego oczach było twarde postanowienie, ogień rzec można. Coś w rodzaju twardej decyzji wiary, co mądrzejsi zdali sobie już sprawę, że namawianie kapłana nie ma sensu.

Pozostała szóstka z fanatycznie nastawionym do wycieczki Blod’whunem wyruszyła z wioski czym prędzej. Pożegnała się z wysłannikiem Lathandera i Isherwoodem, po czym opuściła osadę drugą bramą kierując się na północ Ferrbeth.

Droga była spokojna, bez wartych zaznaczenia przygód, a gorąco dawało się wszystkim we znaki. Z jednej strony tropikalny klimat, błękitne niebo, palmy i wszechobecna zieleń pozwalały się oderwać od ponurej sytuacji na wyspie, z drugiej temperatura wymuszała rozpinanie kurtek, pancerza i czego się tylko dało, byle nie utopić się we własnym pocie. Rzecz jasna wszyscy byli gotowi na nieumarłych, olbrzymie tygrysy i co tam jeszcze dżungla mogła na nich rzucić, ale nic się nie stało. Pierwsza część drogi minęła w niepokojącym wręcz spokoju, absolutnej ciszy nie zmąconej skrzeczeniem ptaków i odgłosami zwierząt. Drużyna minęła rozstaje dróg kierując się, za namową Isherwooda, w prawo. Wnioskując po mapie droga w lewo prowadziła do opuszczonej teraz kopalni i była wyraźnie szersza niż nie uczęszczana odnoga.

Trakt prowadzący do wioski orków był zdecydowanie węższy, po kilkuset metrach nie był już utwardzony i co jakiś czas wymuszał karczowanie przejścia mieczem. Idący na szpicy Jagan kilkakrotnie mógł przysiąc, że coś porusza się między drzewami jednak późniejsze sprawdzenie podejrzanego miejsca nie potwierdziło jego obaw. Sielanka spowodowana błękitnym niebem i palmami szybko ustąpiła miejsca obawie i wzmożonej czujności. Drużyna wiedziała, że jeden fałszywy i bezmyślny krok mógł ją wprowadzić w siedlisko nieumarłych albo bogowie wiedzą czego jeszcze. Mimo wszystko zdeterminowana, parła do przodu…

Po niecałych dwóch godzinach marszu poszukiwacze przygód dotarli do wioski orków, a raczej tego co z niej pozostało. Ruiny prowizorycznych domostw zbudowanych z pali, kości, kamienia i skór były zdewastowane lub w większości spalone. Układ wioski polegał na dwóch wielkich, położonych w centrum drewnianych domostwach i mniejszych, rozsianych chaotycznie dookoła nich. Sądząc po porozwalanych dookoła przedmiotach codziennego użytku atak lub cokolwiek zrujnowało osadę, musiał nastąpić nagle i niespodziewanie. Wszędzie było pełno zaschniętej krwi, część skór dosłownie nasiąkła juchą zmieniając barwę na czerwień. Część ciał dalej leżała rozrzucona w nieładzie, zmasakrowana, bez żadnego porządku ani schematu. Już na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że ilość krwi znacznie przewyższa możliwości trupów, nawet choćby wysuszyć je z niej do cna. Większość zwłok miała poderżnięte gardła, reszta ślady szponów, jeszcze inne były częściowo nadpalone.

Co szybko rzuciło się w oczy, wiele domów miało wymalowany na drzwiach lub ścianach symbol - okrąg w którym dwa gwoździe nachodziły na siebie w nierównym krzyżu. Oznakowane było każde domostwo, zaś jeden z dwóch centralnych namiotów miał go wymalowanego na całej powierzchni jednej ze ścian, którą stanowiła rozwieszona na drewnianym stelażu skóra.


To co dopiero postawiło drużynę na nogi to istota znajdująca się w środku tego obrazu śmierci i zniszczenia. Na placu przed dwoma największymi domami siedziało stworzenie rodem z najniższych warstw piekieł. Widząc nadchodzących podróżników wstało na proste nogi, a wzrostem przekraczało Blod’whuna ponad dwukrotnie. Czarna łuska na przemian przeplatała się z kostnymi wypustkami wychodzącymi z pod pancerza, jego głowa składała się już z praktycznie samych kolców nachodzących na siebie w chaotycznym nieładzie. Czerwone, gadzie ślepia spoczęły na niespodziewanych gościach, wydawać się mogło że czarna łuska zamyka w szczelnym pancerzu całe ciało przybysza z wyłączeniem brzucha, w bliższym spojrzeniu jednak ten też był osłonięty twardą, tyle że jaśniejszą, zbroją. Na ziemi, obok czarnego koszmaru spoczywał długi, również najeżony kolczastymi zadziorami łańcuch.

Diabeł rozpostarł swe dwukrotnie większe od siebie skrzydła, jakby chcąc zaimponować intruzom samą swoją prezencją. Awiluma szybko spostrzegła tajemne inskrypcje wypisane w kręgu wokół przybysza i zdała sobie sprawę, co też trzyma go na planie materialnym. Krąg przywołania, bestia uwięziona była w nie pozwalającym mu opuścić tego planu magicznym kręgu. Tak więc dopóki ten pozostawał nienaruszony, drużyna mogła czuć się w miarę bezpiecznie, o ile można było w ogóle mówić o bezpieczenstwie w obliczu takiego przeciwnika.

- Ludzie... I do tego żywi, podejdźcie, wzbudziliście moje zainteresowanie - rzekł władczo diabeł jakby w ogóle nie biorąc pod uwagę możliwości, że któreś ze śmiertelnych mu się sprzeciwi. Dopiero po kilku sekundach zebrani zdali sobie sprawę z faktu, że bestia nie otwarła nawet najeżonego kłami pyska.
 
__________________
- Alas, that won't be POSSIBLE. My father is DEAD.
- Oh... Sorry about that...
- I killed HIM :3!
Sierak jest offline  
Stary 18-02-2015, 15:43   #27
 
Nemroth's Avatar
 
Reputacja: 1 Nemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetnyNemroth jest po prostu świetny
Geth Blackwind - samotny lot na statek Pamięć Laury

Widok z góry na wyspę nie ani trochę nie był lepszy od widoku z ziemi. Geth był przekonany że cokolwiek działo się na wyspie musiało obejmować swoim zasięgiem cały jej obszar. Dodatkowo te żywe trupy kroczące miedzy drzewami jak gdyby nigdy nic. Potworny widok. Będzie musiał donieść swoim towarzyszom o tym. Chociaż pewnie i tak wszyscy się tego domyślają. Sprężył się by dostać się jak najszybciej na statek. To był błąd. Wylądował wśród zmasakrowanych zwłok. Przez krótką chwilę poczuł się słabo, od dawna nie był świadkiem takiej rzeźni. Nie polubił marynarzy a już szczególnie kapitana ale nie zasługiwali na taki los. Potem zobaczył to coś. Gadzie stworzenie, wyraźnie spokrewnione z czarnym smokiem było ubrane i uzbrojone w ludzki ekwipunek. Musiało być więc inteligentne. Wystarczyła chwila by stać się świadomym że ta bestia była sprawcą całej masakry. Dodatkowo zwłoki okrążające Getha zaczęły się poruszać. Powinien uciekać, tak podpowiadał zdrowy rozsądek ale ten głos był już tylko szeptem. Spróbuję pokonać bestię, jak przystało na wojownika! Chociaż samemu nie miał już wiele sił, liczył że potwór może tez był osłabiony po walce z marynarzami. Zareagował błyskawicznie, wzniósł się do góry na kilka metrów, by mieć pewność że nie będzie w zwarciu a potem użył swojego najsilniejszego zaklęcia przyzwania. Za jaszczurzym humanoidem pojawił się wielki wilk który swoją potworną aparycją też budził lęk. Złowieszcze zwierzę zaatakowało i nie trafiło...


-Źle to rozegrałem, zbyt pośpiesznie- wymamrotał pod nosem Karnax.

Ograniczone ścianami zwierzę próbowało dorwać czarnego gada, jednak ten bez problemu uniknął ataku. Jak gdyby nigdy nic na moment zniknął, rozpływając się w powietrzu i pojawiając się z powrotem kilkadziesiąt centymetrów dalej. Nie zwracał uwagi na przywołanego wilka, a na przywoływacza. Bez zastanowienia plunął strumieniem żrącego kwasu paląc żagle i wszystko, co zetknęło się z substancją. Geth mimo błyskawicznej reakcji oberwał zdrowo, ubranie i skóra zaczęły się topić, w powietrzu uniósł się straszny smród topionego mięsa. W międzyczasie żywe trupy, teraz już z jednym celem w swoim zasięgu, zaczęły okrążać bestię odcinając jej pole do manewru.

-Ty zasrany parszywcu…- wyszeptał Geth, czując bardzo silny ból w miejscu trafienia. Chciał odruchowo przyłożyć rękę do piekącej rany ale zatrzymał się. Kwas choć szybko parował, mógł go jeszcze poparzyć. Czarodziej skupił się i wykonał niezbędne gesty i wypowiedział tajemnicze słowa. Obok smoczego pomiotu bo tak się Gethowi stwór kojarzył, pojawiły się czarcie wilki.


Czarodziej tak je przyzwał by jeszcze bardziej zablokowały stworowi ucieczkę. Po czym odleciał na w jego mniemaniu bezpieczną odległość.

Pomiot był w tej chwili otoczony niemal ze wszystkich stron, jedyne co w jego mniemaniu mogło być całkiem pocieszające to fakt, że złowieszczy wilk był uwięziony za ścianą. Co prawda bestia napierała na ściany ze wszystkich sił, jednak drewniana konstrukcja była zbyt mocna, by złamać się od tak. Nie zmieniało to jednak faktu, że miecznik miał przed sobą nie lada wyzwanie, a wywiązywał się z niego doskonale płynnie unikając ciosów ożywionych marynarzy i kłów jednego z wilków. Dopiero druga przywołana przez Getha bestia zdołała złapać kłami jego przedramię i korzystając z okazji, powaliła go na ziemię. Nie obróciło to jednak losów walki, smoczęcie w mgnieniu oka podniosło się unikając kolejnej fali ataków, po czym wbiła sztych ostrza w trzewia jednego z wilków, prawie zabijając go na miejscu.

Geth nie był zadowolony patrząc na pole walki. Chociaż przeciwnik był otoczony jego bestie i tak nie mogły go zranić. Nie przychodził mu też do głowy żaden pomysł jak ową sytuację zmienić. -Jak tak dalej pójdzie zostanę bez zaklęć i zmuszony zostanę do ucieczki…- pomyślał oceniając sytuację. Lecz jeszcze się nie poddawał, rzucił kolejne zaklęcie. W bezpiecznej odległości od zombie pojawiły się pająki które, miotnęły siecią w jaszczura.


Sytuacja na dole zaczęła się robić gorąca, bo co rusz pojawiały się nowe, przywołane przez czarodzieja bestie zaś czarny stwór nie bardzo miał jak dostać się do maga. Przyzwane potwory zajmowały go dostatecznie, by ten nie zawracał sobie głowy latającym Gethem. Złowieszczy wilk ponownie zaatakował powalając adwersarza na ziemię, zaś siedzące na maszcie pająki plunęły sieciami dodatkowo go unieruchamiając. Miecznik zdawał sobie sprawę, że nie mógł pozwolić sobie na lekceważenie przeciwnika i jeszcze raz zionął strumieniem kwasu. Żrąca substancja przeżarła się przez pajęczyny, poważnie raniąc wielkiego wilka i dalej znajdującego się w linii żywego trupa i jednego z insektów. Pająk spadł z masztu na ziemię, po czym rozpłynął się tak, jakby w ogóle go tam nie było. W międzyczasie swoje dodawały zombie próbujące zatłuc wszystko, co się ruszało.

Że z sekundy na sekundę tego co się ruszało było coraz więcej, żywe trupy były lekko zdezorientowane.

Geth zaczynał wątpić czy da radę wygrać z wytrzymałym przeciwnikiem, jego potwory choć jaszczura raniły i otaczały wydawały się nie nadążać. Nie chciał się jednak jeszcze poddać, przyzwał kolejną bestię i kontynuował atak.


Na pokładzie miała miejsce prawdziwa szamotanina, cała drużyna przywołanych potworów na zmianę atakowała czarnego smokokrwistego. Wielki, czarny wilk po raz kolejny pozostawił ślad swoich kłów na łuskach bestii o włos mijając szyję tylko dzięki temu, że przeciwnik był pod wpływem rozmycia. Insektowate próbowały dorwać cel żądłami i dzięki lepkiej sieci, ale szamotanina uniemożliwiła im spokojne wycelowanie i trafienie. Ten moment wykorzystał smokokrwisty dosłownie rozpływając się w powietrzu. Pole walki ogarnęła niepokojąca cisza, Geth wiedział że zaraz nadejdzie atak, pytanie czy wycelowany w niego, czy w któreś z jego bestii?

Impas przerwał czarci wilk powalając jednego z żywych trupów. W zamian reszta zombie próbowała zrobić swoje kordelasami, nieskutecznie jednak.

Geth pośpiesznie przeanalizował sytuację. Znowu przez jego głowę przewinęły się myśli o odwrocie. Choć obawiał się ataku niewidzialnego przeciwnika nie chciał uciekać, postanowił zaufać swojemu przeczuciu i szczęściu. Wyczarował chmurę iskrzących się złotem cząstek które natychmiast przylegały do wszystkiego co znalazło się w ich zasięgu. Miał nadzieję że celnie wymierzył i magiczny pył zdradzi pozycję jego przeciwnika.

Geth wycelował na oślep, na tyle na ile precyzyjne mogły być informacje od mało inteligentnego pająka, jednak przeszywający okolicę ryk zdawał się być potwierdzeniem jego działań. Po kilku sekundach czarodziej dostrzegł humanoidalną sylwetkę pokrytą złocistymi drobinkami.

W czasie w którym bestie na dole rozprawiały się z żywymi trupami, monstrualny pająk plunął siecią w kierunku smokokrwistego. Pocisk zatrzymał się niestety na maszcie, który w naturalny sposób osłaniał przeciwnika przed atakami nadchodzącymi z dołu. W odpowiedzi czarna bestia napięła łuk i wystrzeliła, Karnax poczuł jak strzała wbija mu się w udo powodując niesamowite pieczenie, trucizna - pomyślał, czym prędzej szukając miejsca na statku by znaleźć odrobinę stałego gruntu pod stopami. Adwersarza już nie było, gdyż ten po oddaniu strzału wskoczył do wody i tyle było po nim widać i słychać. Wygrana, mimo faktu istnienia, nie dawała przywoływaczowi takiej satysfakcji jak powinna. Wiedział on bowiem, że to nie ostatnie spotkanie z czarnym wojownikiem.

Przywołane bestie bez problemu rozprawiły się z żywymi trupami po kilku chwilach znikając, oddalając się z powrotem na rodzime plany. Geth mimo początkowych obaw widocznie zwalczył działanie trucizny gdyż nie odczuł na sobie jej dalszych, widocznych skutków.

Przeciwnik zdecydował się uciekać. Geth wahał się jeszcze czy nie puścić w pościg za uciekającym jaszczurem czegoś co radzi sobie w wodzie ale doszedł do wniosku że byłby to zbyteczny trud. Stercząca z uda strzała, ostatni prezent od gada oprócz bólu wywoływała także nieprzyjmene pieczenie. Nie odłączny znak że grot był pokryty trucizną.
-Gdybym miał pecha, mógłbym właśnie nieprzytomny tonąć…- szepnął do siebie, tracąc wroga już całkiem z oczu. Podleciał nad okręt. Skupił się na dalszej walce z nieumarłymi. Gdy je pokonał a nie wszystkie wezwane potwory zniknęły wydał telepatyczne polecanie by sprawdziły resztę pomieszczeń. Może insekty wykrywały jeszcze czyjąś obecność?
-Przeżył ktoś!? To my drużyna którą tu transportowaliście, zagrożenie zażegnane! - wykrzyknął w kierunku kajut, ładowni.
-Co ja teraz zrobię? Jak nikt nie przeżył? Nie znam się kierowaniu statkiem, siedzenie tu jest ryzykowne bo bydlak może zaraz wrócić, diabły i demony wiedzą czy już się nie wyleczył z ran.- zaczął gadać sam do siebie rozglądając się po pokładzie. Zdecydował się wrócić do reszty, na przeszukanie czy pochowanie zwłok nie miał czasu. Jedyne co mu przychodziło do głowy to namierzyć i opuścić kotwicę, jeśli ta już nie była zanurzona w wodzie. Miałby wtedy przynajmniej nadzieje że statek pozostanie w miejscu. Nim odleci do wioski by przekazać towarzyszom co zaszło, wyleczy się jeszcze z ran. Gdy tylko Karnax dotarł do górników postanowił donieść o wydarzeniach na statku osobie którą uważał za tutejszego lidera. Jak tylko odnajdzie Isherwooda opisze pokrótce że załoga Pamięci Laury nie żyję i stała się żywymi trupami. Że ich morderca, istotna podobna do czarnego półsmoka zdołał uciec. Okręt najprawdopodobniej całkiem opustoszały pozostawał w jakieś odległości od brzegu na opuszczonej kotwicy. Potem czarodziej poprosi Aglowa o usunięcie z uda strzały, też dzieląc się z nim informacjami o wydarzeniach na statku. Po czym jeśli nie wystąpią żadne komplikacje bezzwłocznie uda się za reszta drużyny do wioski orków. Może spotka ich jak będą wracać a może przydała by im się pomoc. Był już trochę zmęczony ale nie było czasu do stracenia. Postanowił działać, wyśpi się po śmierci.
 
Nemroth jest offline  
Stary 19-02-2015, 13:41   #28
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
Prowadzący drużynę Jagan czujnie obserwował otoczenie. Po nocnej przygodzie z wielkimi tygrysami i widokiem wioski zaatakowanej przez nieumarłych, mężczyzna dwoił się i troił, żeby nie wprowadzić drużyny w pułapkę. Kilka razy zatrzymywał nawet towarzyszy, by sprawdzić samemu, ale na szczęście zawsze okazywało się, że jego własny mózg płata mu figle i widzi to, czego nie ma.

Podróż mimo pięknego nieba i palm nie należała do najprzyjemniejszych. Pół-Shou najpierw rozpiął, a potem zdjął kamizelkę pozostając jedynie w luźnej koszuli i lekkim mithralowym pancerzu. Było tu zdecydowanie za ciepło i zdecydowanie za cicho. Coś, co Jagan zauważył już poprzedniej nocy i co nie dawało mu spokoju, to zupełna cisza. Jakby cała wyspa była niezamieszkała przez żadną żywą istotę.
~ Może jest już zamieszkiwana przez nieżywe istoty? ~ pomyślał, ale postanowił nie dzielić się spostrzeżeniem z resztą drużyny.

Dodatkowo, rzadko używany szlak był bardzo zarośnięty i mężczyzna robił dobry pożytek ze swojego ostrza. Przez gęstwiny poruszał się szybko i sprawnie, jakby ignorując nierówny trakt, wystające korzenie. Płynnie przechodził pomiędzy haszczami i gdyby nie cięcia ostrza, nie pozostawiałby po sobie żadnych śladów.

Gdy wyszli wreszcie z gęstwiny, ich oczom ukazała się wioska orków. A w zasadzie to, co z niej zostało. Pierwsze, co zrobił Jagan, to uzbroił się, na wypadek gdyby napastnicy byli w pobliżu. Wioska nie miała żadnej palisady ani muru, więc zabójca zatrzymał drużynę i sam ruszył zweryfikować, czy droga jest bezpieczna. Nie chcąc zdradzać się przed resztą drużyny swoimi umiejętnościami, awanturnik podbiegł lekko pochylony do pierwszego domku i przylgnął do ściany. Jego obcisły strój i kamizelka, którą na powrót założył, idealnie sprawdzała się stapiając go ze zwęgloną ścianą budynku. Drużyna chwilę jeszcze obserwowała nasłuchującego mężczyzny, który szedł wzdłuż budynku, gdy ten nagle zniknął.

Jagan wykorzystał prostą sztuczkę, jakiej nauczył się dawno temu, by niewidocznym przebiec do kolejnego budynku. Już na pierwszy rzut oka widział, że w wiosce miała miejsce masakra. Orkowie zostali po prostu zamordowani! Wokół panowała cisza, mężczyzna nie wyczuł żadnego ruchu, oprócz dziwnego kształtu na środku placu. Obserwował przez chwilę postać, ale wyglądało na to, że tamten nie ma zamiaru się ruszyć. Był duży, nawet z tej odległości Jagan mógł dostrzec, że nie jest to ktoś z jego bajki. To mógł być smok, albo jakiś demon, albo nawet sam chuj-wie-co. Postanowił więc wrócić do drużyny, zdać raport i razem podjąć się ewentualnego wyzwania.

Awiluma ani myślała protestować, kiedy żółty człowieczek postanowił poprowadzić ekipę, były ku temu dwa powody. Pierwszy to fakt, że pięknie oczyszczał drogę i nawet nie trzeba było go namawiać do tej czynności. Drugim powodem było to, że jeśli ktoś miał ich zaatakować, to najpewniej zaatakuje właśnie Jagana, przynęta zawsze była dobrym pomysłem.

Wioska niestety nie wyglądała już tak różowo jak droga do niej, zniszczenia kazały przypuszczać, że nikt nie przetrwał. A na środku tego pobojowiska diabeł. Prawdziwy i do tego nie najsłabszy w swym rodzaju.
- No ładnie. - W głosie psioniczki dźwięczał nieskrywany podziw dla demonologów, którzy przywołali to indywiduum. - Nie zbliżajcie się do niego! - Syknęła ostro na wszelki wypadek, gdyby komuś wpadł do głowy głupi pomysł. Kątem oka obserwowała półorka, którego znała na tyle dobrze, by wiedzieć, że demon w wiosce orków mógł go wprowadzić w szał.

- Zostańcie tu! - Pouczyła towarzyszy sama zaś ruszyła w stronę bestii. - Rozumiesz mój język, baatezu? - Pytanie było retoryczne, doskonale wiedziała, że demon rozumie każde jej słowo. - Odpowiadaj, kto i w jakim celu cię przyzwał!

Cornugon, bo to właśnie jego rozpoznała Awiluma w czarnym, kolczastym diable, zmierzył psioniczkę wzrokiem uśmiechając się lubieżnie.
- Ubierasz się jak erynia, ludzka kobieto - rzucił zamiast przysłowiowego “dzień dobry”. Pomimo swojego uwięzienia wcale nie zachowywał się jak strona będąca w słabszej pozycji.
- Skąd pomysł, że dowiesz się ode mnie czegokolwiek stawiając mi żądania? W normalnej sytuacji już dawno wykrwawiałabyś się na śmierć, a sytuacja bardzo szybko może stać się na powrót normalna… Prawda zielonoskóry? - Awiluma dopiero teraz zauważyła stojącego za nią Blod’whuna, półork ściskał topór w dłoni tak mocno, że aż pobielały mu knykcie, w jego oczach tańczyły iskierki szału, widać że ostatnimi siłami woli trzymał się przed furią.
- To byli twoi bracia? Jęczeli jak lemury, gdy je zażynali, nawet nie stawiali wielkiego oporu - zaczął diabeł z punktu wyczuwając atmosferę - chociaż nie… To nie byli twoi bracia, jesteś bękartem. Przyszedłeś tu szukać matki, czy ojca, który począł cię gwałcąc ludzką kobietę?

Awiluma rzecz jasna zdała sobie sprawę, że w pytaniu diabła nie było ani krztyny zainteresowania pochodzeniem berserkera.

Jagan widząc przesuwającego się do przodu półorka, ruszył za nim niczym cień, gotów na interwencję, gdyby Blod’whun próbował czegoś głupiego.

-Slag! - Zaklęła przez zęby elanka. To było właśnie to czego się obawiała. - Blodwyn, patrz na mnie! Słuchaj! Chcesz go zabić, to pozwól mi działać, po to potrzebowałeś czarownika, pamiętasz? Chcesz zabić demona, który zabił twoich, a nie pierwszego lepszego! Od niego dowiem się, który to i kto go przywołał, jasne?! - Choć elanka nie była przesadnie religijna, w Jhaamdath mało kto traktował religię tak, jak to miało miejsce obecnie, to w tym momencie modliła się w duchu ile sił by Auppenser zesłał na tego półorka zdrowy rozsądek.

Vade wymęczony marszem przez parną dżunglę zareagował z lekkim opóźnieniem. Dopiero teraz dotarł do niego ogrom zła uwięzionego w magicznym kręgu przywołania. Z niekrytym obrzydzeniem przyglądał się maszkarze, która zaczęła przemawiać sobie znanymi sposobami i prowokować półorka. W mig spostrzegł zamysł przybysza - oszalały barbarzyńca miał złamać więzienie potwora! Szlachcic nie mógł do tego dopuścić. Zbliżył się do półorka i zaśpiewał cichym, spokojnym głosem:

Przyjacielu mój
nie daj się zwieść nędznikowi
co przybrał szaty smoka,
sprowokować cię on chce
to nie dziwota!

Sytuacja nagle z dziwnej stała się bardzo niebezpieczna, bo berserker z twardym postanowieniem ruszył naprzód w kierunku rogatego diabła. Cornugon zaniósł się jedynie donośnym śmiechem widząc, z jaką łatwością udaje mu się manipulować słabszymi bytami. Starania psioniczki, nawet poparte użyciem mocy, nie powiodły się. Półork spojrzał na nią tępo przez moment zastanawiając się nad czymś, po czym z powrotem ruszył do przodu. Gdzieś za jego plecami czaił się już Jagan gotów do ostateczności, byle nie wypuścić bestii na wolność. Spór zażegnał dopiero Vade używając swoich zdolności oratorskich. Blod’whun zatrzymał się w miejscu, spojrzał z zaskoczeniem na minstrela, po czym opuścił topór. Sprawiał wrażenie wybudzonego z długiego letargu ciągle spoglądając nieobecnym spojrzeniem na Vade’a.

- Czego chce? - Zapytał jak gdyby nigdy nic berserker nie do końca wiedząc, gdzie się znajduje. Będący dalej w magicznym kręgu diabeł parsknął głośno. Nie wiadomo czy wyrażał swoje zirytowanie, czy chciał zwrócić na siebie uwagę Blod’whuna.

- Pozwól przyjacielu na słowo. Gardłowa sprawa... - Vade posłał porozumiewawcze spojrzenie Awilumie, po czym zaczął odprowadzać berserkera jak najdalej od źródła zagrożenia.
 
psionik jest offline  
Stary 19-02-2015, 16:48   #29
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację
- Na wszystkie moce, które wyznajecie, zabierzcie go stąd zanim narobi nam kłopotów. - Awilumie nie było do śmiechu, diabeł w kręgu nie był łagodnym zwierzątkiem, które bogate panie tak chętnie przytulają. To była bestia z piekła rodem, a jedynie ulotne zaklęcie chroniło ją przed spotkaniem z furią potwora. - Meriel jak możesz… będę potrzebowała pomocy. Wiesz coś o czartach? - Zwróciła się do jedynej osoby, która w tej chwili mogła być prawdziwie przydatna. Vade raczej nie wchodził w rachubę, może i miał sporą wiedzę, ale nie aż tyle czystej mocy, jaką dysponowała zaklinaczka, a teraz to liczyło się bardziej. No i jak widać Vade był też jedynym, który potrafił przemówić półorkowi do rozumu, niech więc go trzyma poza zasięgiem kusiciela.

- Niestety nie, plany to nie moja działka - odparła rozbrajająco szczerze zaklinaczka, spoglądając jednocześnie ze strachem, ale i z fascynacją na uwięzionego w kręgu demona.

- Oh nie miejcie mi za złe tego małego przedstawienia. Wasz towarzysz pachnie jak ktoś, kogo polecono mi zabić - odezwał się czart, kiedy został już sam na sam z czarodziejkami.
- Białowłosa, o ile pamiętam chciałaś wiedzieć, co się tutaj wydarzyło?
- Najpierw mów kto i w jakim celu Cię przywołał. I bardzo proszę bez półprawd i wieloznaczności, oboje znamy twój kunszt w gierkach słownych, więc nie musisz się popisywać. - Rzuciła jakby rozmawiała ze starym znajomym. - Potem z chęcią wysłucham o tym, co tu zaszło, a na koniec myślę, że rozsądnie będzie zdecydować o twoim losie.

- Zadecydować o moim losie? Nie kuś mnie niższa istoto, nie zastanawiałaś się, skąd wziął się tutaj baatezu mojego kalibru? Naprawdę przyszło ci do głowy, że ktoś na tej zapyziałej wyspie jest w stanie mnie wezwać? - Odpowiedział diabeł drwiącym głosem na słowa elanki.
- Mnie tutaj PRZYSŁANO, jestem tutaj na polecenie arcyksięcia Minauros. Polecono mi kogoś zlikwidować tak samo, jak polecono mi zlikwidować waszego półorczego towarzysza i cały jego klan - diabeł zrobił przerwę pozwalając zebranym istotom przetworzyć podane przez niego informacje.

- Gdybym był tanar’ri wcale bym z wami nie pertraktował, po prostu poczekałbym aż moc kręgu osłabnie lub sprowokował was do odesłania mnie do otchłani. Później znów by mnie tutaj przysłano, w ten lub inny sposób i wtedy bym was odnalazł i zaszlachtował jak świnie. Natomiast baatezu są ponad takimi prymitywnymi sposobami załatwiania porachunków. Dalej chcesz “decydować” o moim losie, człowieku?

- Gdybyś był tanar’ri nie zawracała bym sobie głowy rozmową tylko wzmocniła pieczęcie i może wracała tu co kilkadziesiąt lat by ponownie je wzmocnić. - Rzuciła od niechcenia, przynajmniej miała nadzieje, że tak to zabrzmiało. Trochę drażniło ją, że czart zwraca się do niej per człowieku. - Wy baatezu cieszycie się… pewna opinią. To pozwala rokować nadzieję, że zawrzemy umowę. Owszem mogę op prostu wzmocnić zaklęcia i odejść, albo je usunąć i uwolnić Cię. Pytanie czy jesteś gotów zawrzeć umowę. Możliwe, że nasze interesy nie wykluczają się nawzajem, wiec po co sobie szkodzić?

- Mogłabyś, wtedy resztę życia spędziłabyś w myśli, że byle przypadkowa osoba, która tu trafi może mnie uwolnić. Byle akolita kultu może zostać przysłany, by mnie uwolnić. Wtedy zaś ja powziąłbym za cel unicestwienie cię - słowa diabła niosły ze sobą niestety ziarno prawdy, albo był to doskonały blef jakiego można było się spodziewać po baatezu.

- Pytanie człowieku, czy ty jesteś gotowa zawrzeć umowę? Pertraktując z diabłem skazujesz się na potępienie, czy twoi dobrzy bogowie nie patrzą krzywo na takie uczynki?

- To co na to moi bogowie, to już mój problem, nie sądzisz? - Wolała przemilczeć fakt, że od swego powrotu do świata żywych nie trafiła na ani jedno miejsce kultu Auppensera, na ani jednego wyznawcę tego bóstwa. - I przestań w końcu nazywać mnie “człowiekiem”.

Bies zignorował żądania Awilumy najwyraźniej niewiele sobie robiąc z jej gróźb, natomiast uśmiechnął się złowieszczo na słowa nie przywiązujące uwagi do dobrych bóstw. Dobrze, że Algow został w wiosce…
- Tak więc nie obawiasz się paktów z diabłami? Dobrze więc, mogę udzielić wam mojej wiedzy odnośnie tego, co dzieje się na wyspie i co się stało tutaj. Jeżeli zaś nasze cele się pokryją, jestem w stanie nawet wam pomóc, o ile nie boicie się o swoje dusze. Moje warunki są proste: po pierwsze uwolnijcie mnie z kręgu, po drugie oddajcie mi waszego półorczego towarzysza. Obawiam się, że znajduje się on na czarnej liście u nas, na dole.

- Półork i tak w końcu umrze, możesz chyba poczekać pół wieku, prawda? Zaś wypuszczenie Cię z kręgu jest jak najbardziej zrozumiałym żądaniem. - Awiluma przybrała najsłodszy z wyćwiczonych uśmiechów - ten, który zawsze przyciągał do niej złoto. - Teraz nie potrzebujemy twej pomocy, ale w przyszłości… wiesz jak to działa, przysługa za przysługę. Dziś ja uwalniam Cię z kręgu, w przyszłości ty pomagasz mi kiedy tego zażądam. Proste i bez żadnych kruczków. Możesz też sobie poczytać za zasługę ściągnięcie kolejnej duszy bliżej piekła jeśli chcesz, choć na moja będziecie musieli czekać dość długo.

W tym czasie bard złapał Blod’whuna za ramiona i mocno go przytrzymał. Wiedział, że nie ma szans powstrzymać wielkoluda, ale bardziej chodziło mu skupienie jego uwagi.
- Jeżeli naprawdę chcesz pokonać potwora, nie pozwól mu narzucać warunków. Bestia pragnie przerwania kręgu przywołania, co sprawi, że będzie mogła uciec i knuć swe intrygi dalej. Kluczem do zwycięstwa jest roztrzaskanie jej łba w odpowiedniej dla CIEBIE chwili - Vade ani na moment nie opuszczał wzroku. Musiał dotrzeć do półorka, gdyż jego żywiołowość mogła odwrócić się przeciwko nim. - Gdy tylko przyjdzie pora, sam stanę w jednej linii z tobą, by roznieść go na strzępy! - dał się ponieść fantazji. W jego oczach zalśniła bitewna pożoga, a słowa obnażały szczery zapał.
 
Googolplex jest offline  
Stary 22-02-2015, 23:29   #30
 
echidna's Avatar
 
Reputacja: 1 echidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemuechidna to imię znane każdemu
Meriel nie czuła się kompetentna, by pertraktować z diabłem. Prawdę powiedziawszy niewiele wiedziała o podobnych mu istotach i miejscu, skąd pochodziły. Co prawda kiedyś, dawno temu ten stary piernik, jak zwykła w myślach nazywać poczciwego papcia Salaraza, opowiadał jej o nich, ale prawdę powiedziawszy niewiele go wtedy słuchała, jak zresztą zawsze. Teraz chyba zaczynała powoli tego żałować.

Nie mniej jednak nie znając przeciwnika Meriel postanowiła się nie odzywać. Nie chciała nieprzemyślanym słowem popsuć ich pozycji w negocjacjach. Tak jej nakazywało wojskowe przeszkolenie i zdrowy rozsądek.

Diabeł znów zaprezentował Awilumie i Meriel jeden ze swoich wyćwiczonych uśmiechów, widać jednak było, że wymiana zdań zaczyna go powoli nudzić.
- W zasadzie pół wieku nie jest znowu aż tak wielkim odwleczeniem nieuniknionego. Mogę na to przystać, śmiertelniczko. Uwolnijcie mnie więc, a ja obiecuję zaspokoić wasz głód informacji na tyle, na ile perspektywa z zamknięcia pozwoliła mi zobaczyć na własne oczy.

- Uwalnianie diabła nie jest rozsądne - odezwał się Jagan - bestia rozsmaruje nas na miazgę tak samo jak tych orków tutaj.

- Nie tak szybko. Najpierw przyrzekniesz, że nie bedziesz szkodził ani nam ani naszym interesom. A potem opowiesz wszystko ze szczegółami i rozstaniemy się. - Niecierpliwość diabła, o ile nie była udawana, mogła jeszcze zadziałać na ich korzyść, więc Awiluma nie miała zamiaru rezygnować z okazji do zdobycia przysięgi baatezu. - I jeszcze kwestia drobnego wynagrodzenia za ten jakże naganny uczynek, którego zamierzam się dopuścić. Obiecaj, że pomożesz mi w przyszłości kiedy cię wezwę, tylko jeden raz. Tak jak ja pomogę teraz tobie.

- Chyba sobie kpisz - odpowiedział diabeł nie siląc się nawet na uśmieszki, grę aktorską i inne zbędne w tej chwili rzeczy.
- Przysięgam, że nie zaszkodzę waszym interesom. To wszystko, co mogę obiecać. Jako drobne wynagrodzenie potraktuj fakt, że nie rozsmaruję cię po całej szerokości wioski za impertynencję.

Awiluma nic nie odrzekła na tą deklarację diabła, zamiast tego zbliżyła się jeszcze bardziej i jakby od niechcenia spacerowała dookoła kręgu. W rzeczywistości jednak badała symbole i zaklęcia, które więziły czarta. Zastanawiała się przy czy można je wzmocnić, więżąc bestię na długie lata. Gróźb obawiała się tylko trochę, ostatecznie zawsze mogła poprosić Karnaxa o przywołanie silnego tanar’ri. To zajęło by oba biesy na długo, o ile nie na wieczność.

- Dziwny z ciebie czart. - Zaczęła w końcu. - Mogłabym się spodziewać, że z ochotą podejmiesz negocjacje. Tymczasem tobie się śpieszy? Widzisz, tamten półork z ochotą odrąbałby Ci głowę, a ja jestem pewna, że nasza mała grupka byłaby w stanie mu w tym pomóc. - Przystaneła i przywołała swoją księgę. Otworzyła na przypadkowej stronie po czym przewertowawszy kilka innych stron zamknęła i odwołała. Wyraźnie grała na zwłokę przed podjęciem decyzji. - Więc… jak się w ogóle nazywasz?

Oględziny psioniczki nie zdały się na wiele. Fachowe oko co prawda szybko wyłapało kilka luk w inskrypcjach kręgu, zaś wiedza pozwalała przypuszczać, że przywoływaczka byłaby w stanie je uzupełnić nie tracąc tutaj całego dnia, jednak brakowało jej jednej, podstawowej rzeczy - składników. Początkujący mag mógłby potrzebować całej fury ingredientów, ktoś na tyle zaawansowany w sztuce co Awiluma wiedział zaś, że operacja wzmocnienia takich pieczęci będzie wymagać krwi dobrej istoty, dość sporej jej ilości. Krwi której psioniczka nie bardzo miała możliwości w chwili obecnej upuścić.

- Tamten półork? - Zapytał diabeł wypowiadając każde słowo bardzo wyraźnie i powoli.
- Odrąbać mi głowę? Zarżnąłbym go tak samo, jak wyrżnąłem całe jego plemię - powiedział na tyle głośno, by Blod’whun mógł to usłyszeć. Berserker drgnął niepokojąco, jego mięśnie znów napięły się do granic możliwości, Vade szybko ocenił, że sugestia narzucona przez niego półorkowi jest na granicy przełamania.
- Widzisz? Twój zielonoskóry kolega jest bardziej skory do uwolnienia mnie, może to z nim powinienem rozmawiać? Nie odbieraj błędnie tej sytuacji, śmiertelniczko. Nie trafiłaś na smocze jajo i nie wyniesiesz z tej rozmowy bogactw. Za uwolnienie mnie otrzymasz wiedzę, ale widzę że nie to cię interesuje. Interesuje cię pozyskanie moich piekielnych mocy. Niech i tak będzie, jeżeli wydasz mi półorka, zezwolę ci na zawiązanie ze mną paktu - powiedział Cornugon ciągle spoglądając na Blod’whuna. Awiluma nie musiała się nawet trudzić żeby domyślić się, co planuje diabeł na wypadek fiaska negocjacji.
- Moje imię to Azerdeus, o ile pytasz o imię, którego używam zazwyczaj - przedstawił się na koniec, dając do zrozumienia psioniczce. że wyciągnięcie od niego prawdziwego imienia nie będzie takie łatwe.
- Awilumo! - Vade podbiegł do kobiety i chwycił ją za łokieć. - Pozwól, proszę - delikatnie, acz stanowczo odciągnął ją od kręgu przywołań.
- Zostawmy diabła. Nie widzisz do czego on zmierza? Każda sekunda gra na jego korzyść. Zdołałem uspokoić Blodwhuna, ale moje uroki nie będą działać przez wieczność. Proszę cie, odstąp od negocjacji. Jeżeli półork wpadnie w szał… Wolę nie myśleć co może się zdarzyć po uwolnieniu tak potężnego potwora.

- W końcu i tak sam się uwolni, nie odważę się wyrokować jak długo pieczęcie wytrzymają. - Psioniczka bez skrupułów rozwiała nadzieje Vadea na uniknięcie konfrontacji. - Albo zapewnimy sobie bezpieczeństwo albo będzie trzeba go zabić. Sam zdecyduj, która opcja lepsza.

- Paktowanie z taką istotą nie przyniesie nam nic dobrego. - wtrącił się Jagan, który starał się mieć na oku półorka, jednocześnie nie stając plecami do diabła. Uwięzionego, czy nie.
- Mówisz, że nie wiesz ile pieczęcie wytrzymają, ale chyba jesteś w stanie ocenić, czy to kilka dni, czy kilkanaście lat? - zapytał szczerze zaciekawiony. Po pominął podsłuchaną informacje o tym, że Awiluma nie jest człowiekiem kontynuując - Jeśli pieczęć miałaby wytrzymać lat kilkadziesiąt, to nas już wszystkich dawno nie będzie, więc co nas to obchodzi? -

- Szacować mogę… - Prychnęła niezadowolona psioniczka. - Jeśli mamy szczęście kilka dni, jeśli nie… kilka godzin. Pieczęć może uszkodzić cokolwiek, w dodatku mógł nie kłamać w sprawie kultystów. W końcu on już nas zna. - Uśmiechnęła się wrednie. - Z pewnością nie odpuści.

- Z jakiej odległości nie będzie mógł nas podsłuchiwać? - Jagan wciąż miał wąpliwości i wolał przedyskutować sprawę bez podsłuchujacego i wtrącającego się biesa.

- Pieczęcie blokują jego moc więc zostają mu tylko zmysły, nie wiele lepsze niż nasze. - Awiluma wzruszyła ramionami, jej akurat było wszystko jedno czy bies będzie słyszał naradę.
- Ja nie mam takich zdolności, by mówić bezpośrednio do Twojej głowy - uśmiechnął się pół-Shou, jednak wzruszył ramionami. - Jeśli jednak czeka nas konfrontacja, to lepiej mieć ją za soba, kiedy będziemy przygotowani. Jeśli on nas podsłuchuje, będzie to niemożliwe. - mężczyzna spojrzał na stojącego w kręgu potwora oceniając jego możliwości bojowe.
- Ustawianie się z taką istotą to samobójstwo -

- Z nim? - Elanka ruchem głowy wskazała w stronę biesa.
- Przecież nie ze mną - wtrącił się Jagan.
- Jemu akurat można zaufać, że dotrzyma umowy. Nie ma za bardzo innego wyjścia, taka jest natura jemu podobnych.
- Może jak sama powiedziałaś poczekać aż pieczęcie same odpuszczą i wtedy nas powybijać. Sama powiedziałaś, że pieczęć może uszkodzić cokolwiek. Nie musi się z nami układać.
- Kontynuuj.
- Tam skąd pochodzę mamy takie powiedzenie na tych, którzy próbują układać się z takimi istotami licząc, że je przechytrzą. Problem w tym, że to się po prostu nie udaje. Nasze legendy mówią o trzech rodzajach biesów. Jedne po wypuszczeniu rozrywają na strzępy nie przejmując się przysięgami, drugie wypełniają przysięgi, ale człowiek z racji swego ograniczonego spojrzenia na świat nie jest w stanie przewidzieć konsekwencji swojego kontraktu.
No i są jeszcze te trzecie, które w zależności od humoru robią tak, albo tak. Morał jest natomiast taki, że nieważne na którego z nich trafisz, nie wygrasz. -
zakończył Jagan patrząc na grono czarodzejów. Nie czuł się bynajmniej komfortowo, ponieważ nie wiedział kompletnie nic o naturze tego z czym się zetknęli i opowiadał o jakiś starych legendach Shou, które równie dobrze mogą mieć tyle wspólnego z prawdą co ten diabeł z altruizmem.
- Tam skąd ja pochodze tez mieliśmy powiedzenie. “Prawdziwe zwyciestwo to takie które odnosisz bez walki.” - Zacytowała psioniczka. - Wolę się z nim rozstać w pokoju niż spotkać kiedy nie będę przygotowana.
- Tylko czy jesteśmy w stanie wygrać bez walki? -
- Owszem, zmniejszając grono wrogów.
Jagan spojrzał na pozostałą dwójkę - Vade’a i Meriel. - A co wy sądzicie? -

Vade był absolutnie przeciwny negocjacjom i walce. Uważał, że najlepiej zostawić diabła, wszak mieli swoje interesy. Meriel z kolei była gotowa pertraktować, o ile nie wiązało się to z podpisywanie cyrografu. Na zaprzedawanie duszy nie miała ochoty. Nie mniej jednak zostawianie za sobą przeciwnika było bardzo złym pomysłem. Zwłaszcza takiego, którego więzienie lada chwila mogło runąć.
 
__________________
W każdej kobiecie drzemie wiedźma, trzeba ją tylko w sobie odkryć.
echidna jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:16.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172