Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-02-2015, 16:47   #209
Fyrskar
 
Fyrskar's Avatar
 
Reputacja: 1 Fyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputacjęFyrskar ma wspaniałą reputację
16 Pflugzeit, 2498 K.I., Backertag, popołudnie

Zakład stolarsko-bednarski, Schwartzhafen

Bełt śmignął prędko, jął rozcinać powietrze w rytm szumu lotki. I tak leciał i leciał, by wbić się w majstra. I trafił... ale o tym, jak niekorzystne dla marienburczyka było to trafienie, miał się Nathaniel dowiedzieć później, chwil kilka potem. Wracając jednak do bełtu, to ten wbił się pode obojczyk, rzucił majstrem na stertę sezonowanych klepek, które rozrzucił wokoło, jak wzrok sięgnąć może, daleko.

A potem, jednocześnie, opadło Van Holstinga trzech mężczyzn. Albo i więcej, w tym względzie pewności mieć nie mógł. I spadły na niego razy, ciosy klepkami, pięściami, Sigmar wie czym jeszcze. I warknął, syknął łowca z bólu. I ciemność widok mu zasłaniać jęła.

Potem słyszał już tylko urywane głosy, słowa, jak przez mgłę. Mówili chyba coś o straży, napadzie, morderstwa próbie. I inne słowa padały, ale połączyć je w sensowne zdanie jakieś trudno było.



Nathaniel uniósł się na przedramionach. Wokoło było ciemno, a klepisko było zimne i mokre. Czuł pod ręką kamień... czuł też ból. Był cały posiniaczony, obolały... z pewnością miał też coś złamane. Żebro... albo dwa. I lewą rękę. I miał chyba skręconą nogę. Obejrzał się jeszcze raz, wyłoniły się z mroku zarysy. Znajdował się w niewielkiej celi, odgrodzonej od korytarza kratą. Na owym korytarzu, gdzieś, kroków kilkanaście w prawo, pochodnia musiała się palić, bo ze strony tamtej łuna lekka dobijała.




16 Pflugzeit, 2498 K.I., Backertag, popołudnie

Kamienica Scrugerów i okolice, Schwartzhafen

Atos skoczył, daleko się wybijając, wysoko ponad klepisko. Sycząc i buchając dymem, liznęły płomienie ubiór szlachcica, czerniąc go i z cichym sykiem uchodząc, nie mogąc wypalić materiału. Treville podbiegł ku Hansowi, ku belce... ku płonącej belce. Tego nie przewidział, ale nie zraził się okalającymi drewno płomieniami, otoczył dłonie mokrym materiałem peleryny i uniósł belkę, zrzucił ją ku bokowi, na zwały drewna i pełgające po nich płomyczki. Szlachcic nakrył nieprzytomnego towarzysza mokrym płaszczem... który sechł, robił się ciepły.

I gdy płomienie jęły się niebezpiecznie zbliżać, gdy płaszcz radośnie wysechł był... wtedy do środka wpadli z wiadrami lokaj, wpadł Johann, wpadł ktoś jeszcze, albo ktosiów kilka, dym jednak osłaniał twarze przed wzrokiem Atosa. I skoczył, trzymając łowcę, szlachcic, tam , gdzie płomienie przygaszone wodą z cebrzyków były. I potknął się takoż. Bezwładny Hans upadł już za linią płomieni, potoczył się wprost w ręce Johanna i lokaja... a Atos upadł barkiem w ogień. Wyschnięte ubranie jęło płonąć.

Minęło trochę czasu, nim wydostali szlachcica. Miast rękawa miał nadpalone skrawki materiału, nadpalony był płaszcz. Całe prawe ramię miał pokryte oparzeliną, ból był tak silny, że ruszać nią nie mógł. Przypalone włosy miał od prawej strony, ucho poparzone, a i policzek płomienie liznęły. Ale żyw był, tak jak i Hans. I lokaj. Ino Scrugerowa sfajczyła się, by to tak prosto i prostacko zarazem określić.



Zerknęła Titi ku leżącym mężczyznom, położonym przez strażników koło kamienicy, otoczonym towarzyszami, Scrugerami, strażnikami i jednym niedorozwiniętym czeladnikiem powroźnika, co to głupio ślinił się. Ku rannym mężczyzną, by uściślić, z których jeden nieprzytomny był, drugi zaś w stanie nie lepszym, ino oczami z bólu zataczał i wargę usmoloną zagryzał. I zastanawiać się zaczęła, po co wleźli oni tam? Tak, czy siak, instynkt cyrulika zbliżyć jej się kazał ku ranionym.
 

Ostatnio edytowane przez Fyrskar : 13-02-2015 o 17:06.
Fyrskar jest offline