Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-02-2015, 21:49   #37
rudaad
 
rudaad's Avatar
 
Reputacja: 1 rudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputację
Godziny popołudniowe, niewielki karczemny gwar, spokój na sali wspólnej i cisza w stajni - "Pomór jakby kogo powiesili." - przeleciało Gowdie niewesoło przez myśl... Nomen omen podsumowując jednym zdaniem obecną sytuację całej wsi. Mimo wszystko, niezrażona tym dziewczyna utrzymywała dobrą minę do złej gry witając się z karczmarzem uśmiechem. Najważniejszym tego powodem było to, że przecież to nie jej nogi tańczyły wisielczy taniec na wietrze. By do tego nie dopuścić zebrała cały swój drobny dobytek aby w każdej chwili być gotową do drogi. Z samym Jostem nie zamieniła chyba nawet jednego zdania. Nie zależało jej więc, jak innym, a wcześniejsze swoje postanowienie niepokazywania się w przylegającej do gospody stajni złamała tylko z powodu zwyczajnej jej ciekawości. Zaspokojonej już po chwili głuchym plaskiem spadającego spod sufitu martwego ptaka, na widok którego mało przeciągle nie pisnęła i nie wyrwała się w podróż powrotną do domu, gdzie nie trafiały się jej takie niespodzianki. Zatrzymał ją spokojny i odrobinę zdziwiony głos upośledzonego w mowie krasnoluda patrzącego zawzięcie na stworzenie na podłodze:

-Normalnym takie jest coś? - zapytał marszcząc brwi. Nieszczególnie pewnie znał się na ptactwie, ale niejedna Gowdie niczego takiego za pewne nie widziała wcześniej.

Wiedziała za to, że zwierzęta czasem padają i to z niczyjej winy, choć coś dużo było tej śmierci jak na jedno małe miasteczko. Gdy khazad wskazał ptaka bezwiednie przeszedł jej nawet dreszcz po plecach. Wszak do wszystkiego tego złego jaskółka była symbolem odrodzenia, a ta konkretna nie wyglądała jakby miała odżyć. Widok nasuwał raczej skojarzenie z groźbą wymierzoną w Szczygiełka.

- W mieście jaskółki nisko na deszcz latają, ale żeby martwe padały od samego spojrzenia na gniazdo to nigdy nie widziałam. Dobrze to nie wróży, ale chyba też nie najgorzej, ot kolejny i kolejny zbieg okoliczności. Jeśli jeszcze nam ich mało. - odpowiedziała Arno dziewczyna, próbując bardziej uspokoić siebie niż jego.

-Nie podoba mi się zatem to. Chaosu działaniem może jest to? Tak jeśli, to opcji mamy kilka: Jost naładowany jest tym i w gnieździe zabił ptaki obecnością swoją samą, złego coś w karczmie jest. Karczmę samą przetrzepać zatem by można było - odparł Hammerfist i spojrzał na Berta jakby szukał potwierdzenia lub zgody. Dla byłej złodziejki, każdy plan nieobejmujący jej udziału w całym tym "w perspektywie stosowym" przedsięwzięciu był dobry.

- Myślę, że to nie zbieg okoliczności. - powiedział Bert patrząc na Gowdie. - Słyszałem jak w świątyni tutejsi mówili, że jeden z ich społeczności truje sąsiadom kury. Wydaje mi się, że on może być niewinny, a za śmiercią lokalnych zwierząt mogą odpowiadać złe moce. Sprawdzić karczmę wydaje się dobrym pomysłem, o ile pod tym hasłem kryje się zapytanie o resztę naszych towarzyszy. Musimy znaleźć Josta. Mam pewien pomysł, który muszę wykonać. - Winkel zastanowił się chwilę. - Eryk mówił o tym, że zamierza udać się na cmentarz. Może on by wiedział gdzie jest reszta…

- Od stajni zacząć możemy, coby upewnić się, że przeoczyć niczegośmy nie przeoczyli tu będąc. Potem z resztą co sprawdzić pójść możemy - skinął głową khazad.

- Mnie się też coś nie zgadza z tą bezpieczną karczmą, skoro jeden już tam wyzionął ducha pod czujnym okiem trzech specjalistów… Plan dobry. Ja mogę zostać tu, zanim wy się tam uwiniecie. - również przytaknęła Szczygiełek byle tylko za bardzo się nie wystawiać na ludzki widok.

- Dobra. - powiedział Winkel. - Chodź Arno. Rozejrzysz się w karczmie, a ja zapytam karczmarza o naszych towarzyszy. Musieli gdzieś go przenieść…

Nie minęła chwila, gdy dziewczyna pozostała sama w stajni i wzięła się do poszukiwań... choć i tak starym zwyczajem wpierw oceniła wszystkie pomieszczenia pod kątem ewentualnych dróg ucieczki i kryjówek, gdyby cokolwiek poszło nie tak jak trzeba. Następnie korzystając ze zdobytej, poprzez obserwacje, wiedzy szybko zajrzała do każdej skrytki jaką sama by wybrała żeby ukryć coś wartościowego. Miała zamiar znaleźć coś użytecznego lub wystarczająco niezwykłego by mogło zabijać lub wyganiać ducha z ciała. Trafiła jednak na coś zaledwie dziwnego - dwa jajka o miękkich skorupkach i... i nic więcej, a zajrzała w każdy kąt, nawet taki pełen końskich odchodów. Przy okazji grzebania się w zwyczajowych dodatkach do prowadzenia hodowli, zaglądnęła też do zwierzaków i głaszcząc siwka postanowiła, nim wyjdzie, wstąpić do opoja dźwięcznie nazywanego stajennym by zostawić mu niespodziankę od kopytnych na jaką sobie zasłużył nie karmiąc zwierząt na czas. Te zaś tchnięte zewem natury i być może wspólnym celem ze Szczygiełkiem nie poskąpiły nawozu, który dziewczyna starannie zebrała przez słomę i finezyjnie - w kształcie ludzkiej sylwetki - ułożyła przy boku pijusa, by zapewnić mu pełną wrażeń, głównie zapachowych, pobudkę. Plan był dobry, wykonanie jeszcze lepsze, a smyranie ochlapusa słomką po nosie z odległości drabinki, stanowiło kulminację kunsztowności konceptu! Birbant jak na życzenie obalił się wprost na końskie łajno odganiając się od natrętnej słomki. Nie przebudził się jednak zawodząc tym samym wszelkie nadzieje Gowdie na choć jedno wesołe wydarzenie tego dnia, który jednak nie dobiegał jeszcze końca...
 
__________________
"Najbardziej przecież ze wszystkich odznaczyła się ta, co zapragnęła zajrzeć do wnętrza mózgu, do siedliska wolnej myśli i zupełnie je zeżreć. Ta wstąpiła majestatycznie na nogę Winrycha, przemaszerowała po nim, dotarła szczęśliwie aż do głowy i poczęła dobijać się zapamiętale do wnętrza tej czaszki, do tej ostatniej fortecy polskiego powstania."
rudaad jest offline