Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 11-02-2015, 22:11   #77
Sayane
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację



Caer-Dineval/ Termalaine
19 Kythorn (Zielone Trawy), 1358 DR, Roku Cieni
Siódmy dzień wędrówki



Gdy bohaterowie dowlekli się wreszcie do karczmy okazało się, że część mieszczan wybrała “Ryżą Świnię” właśnie by zwycięstwo i opłakiwać zmarłych przy niezliczonych dzbanach piwa i wesołych dźwiękach muzyki. Znająca się na rzeczy Bel podejrzewała, że to właśnie obecność Termalainczyków była głównym motywem wyboru tej właśnie karczmy, toteż nie szczędziła energii by zadzierzgnąć nowe znajomości i sławić Beshabę. Głośnie toasty i nic nieznaczące błogosławieństwa zagłuszały jej narastający niepokój. Widziała tutejszego kapłana; rozpacz i rezygnację w jego wzroku. Od Sargi wiedziała, że jego bóg także nie odpowiada, choć najwyraźniej Aiden krył się z tym przed mieszkańcami miasta udając przed każdym, że boskie łaski wyczerpał już wcześniej. Belisara miała w takich rzeczach wprawę, toteż mała mistyfikacja przed obcymi nie stanowiła dla niej problemu. Ale niepokój pozostał.

Lena natomiast była spokojna. Modlitwa koiła jej duszę niezależnie od tego czy ktoś na nią odpowiadał czy nie. Pomogła obronić miasto i tylko to się liczyło. Co prawda z trudem wymknęła się z karczmy, zwłaszcza gry rozochocony tłum porwał ją do niezgrabnego tańca, ale gdy już znalazła się w kaplicy mogła oddać się medytacji. Próbowała porozmawiać z kapłanem, ale ten nie był chętny do konwersacji, więc w końcu dała spokój.

Tymczasem w gospodzie Sarga próbował swych sił jako śpiewak - na szczęście został skutecznie zagłuszony przez wiwaty - natomiast Derek i Tundar przezornie zadekowali się w kącie sali obstawieni dzbanami wina, hojnie stawianymi przez podpitych mężczyzn, jedząc, pijąc i odpoczywając. Wieczór mijał przyjemnie i żaden alarm nie zakłócił radosnej popijawy, a lokalny bard ułożył nawet na prędce balladę o dzielnych wojach, którzy wgryzłszy się w trzewia potrwora rozsadzili go od środka na strzępy. Nie było to zgodne z prawda… ale prawda nie sprzedaje się tak dobrze jak zgrabna fikcja, toteż nikt nie protestował.

Noc nie byłą już taka przyjemna; przynajmniej nie dla krasnoluda i półgiganta. Obaj niespokojnie rzucali się na posłaniach, nękani przywołanymi w czasie walki przez pająkowija koszmarami. Problem w tym, że większość koszmarów nie była ich własna… Jednak gdy o świcie obudziły ich pełne pęcherze i potężny kac, obaj zapomnieli o nocnych marach, zainteresowani bardziej sprintem do wygódki i wyrzygiwaniem wnętrzności na tyłach gospody, gdzie zmarnowaną kolacją radośnie zajęły się kudłate wieprzki karczmarza.

Rankiem, po spożyciu śniadania i uzupełnieniu zapasów piątka towarzyszy ruszyła w drogę powrotną do Termalaine, żegnana entuzjastycznymi pozdrowieniami mieszkańców strażników. Pojawienie się czarnego potwora sprawiło, że teoria Leny, która za zaginięcia myśliwych winiła tajemniczą rozpadlinę wydała się nieco bardziej prawdopodobna… choć nie przekonała wszystkich. Mieli jednak dowód w postaci czarnej brei kotłującej się we flaszkach za każdym razem gdy paladynka wystawiła ją na działania dwóch słońc, więc o wypłatę mogli być spokojni.

Podróż traktem przebiegła nadzwyczaj spokojnie. Nawet dziwaczne zjawiska nie dokuczały zbytnio, jak gdyby chcąc zrekompensować uciążliwości poprzednich dni. Oczywiście było tak, dopóki późnym popołudniem nie dotarli do Termalaine, gdzie osmalona palisada i pełne przerażenia opowieści świadczyły o tym, że szalejąca przyroda i magia nie ominęły i tego miasta. Sargę zainteresowała zwłaszcza opowieść o lokalnym magu - nie tak sprawnym, oczywiście jak gnom, lecz nie aż tak beznadziejnym, by identyfikując podróżnikowi miecz wysadzić siebie, jego i pół budynku.

Hardul i Lace z zainteresowaniem wysłuchali opowieści o podróży najemników, choć wydawało się, że najbardziej zainteresował ich atakujący Caer-Dineval potwór. Burmistrz ani myślał trzymać “śmierdzącego świństwa” - jak nazwał próbki Leny - w mieście i nakazał wysłać to do Bryn Shander, gdzie rezydowało więcej magów i kapłanów niż w całym Dekapolis razem wziętych. Mieszki ze złotem zmieniły właścicieli i wszyscy mogli wrócić do swoich dawnych zajęć… lub szukać nowych. Dwa słońca powoli przemierzały nieboskłon i każdy z piątki śmiałków miał pewność, że nowe kłopoty są tylko kwestią czasu.

 
Sayane jest offline