Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-02-2015, 16:03   #71
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Udzieliwszy pomocy rannym, Lena ruszyła już, aby zająć się pożarem, który rozprzestrzeniał się z każdą chwilą i mógł zająć kolejne budynki. Mimo to usłyszała wołanie Dereka i mile zaskoczona szybkim działaniem eliksiru, zaraz wróciła się do niego.
- Potwór pokonany. Ale zostawił po sobie paskudną łatwopalną breję i teraz wszystko się pali. Jesteście nią pokryci, więc zalecam się opłukać - wprowadziła dopiero co obudzonych w sytuację, jednocześnie podając Derekowi drugą fiolkę eliksiru leczniczego. Nie dała mu go do ręki, ale podsunęła od razu do wypicia, na wszelki wypadek.
Co do opłukania się, Lena doszła do wniosku wszystkim im by się przydało, więc zaczęła się rozglądać za czymś co mogłoby im do tego posłużyć. Namierzyła wzrokiem pokaźną beczkę deszczówki.


- To się nada - powiedziała. Zaraz potem będą też mogli użyć ody do gaszenia, a jeśli Tundar odzyskał pełnię sił, użyje tej beczki w ten sam sposób i z tą samą łatwością jak ludzie używali wiader.
 

Ostatnio edytowane przez Mekow : 07-02-2015 o 16:16.
Mekow jest offline  
Stary 08-02-2015, 15:08   #72
 
Nightcrawler's Avatar
 
Reputacja: 1 Nightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemuNightcrawler to imię znane każdemu
- No toś my mu dali popalić – hehe rozumiesz bracie – popalić – umorusany sadzą gnom szturchnął w bok osłabionego walką krasnoluda. Ogień już właściwie zdławiono, ludzie pod wodzą Paladynki ustawieni w piękny szpaler – o tak Sarga też tam stał, machał tymi wiadrami – nie ma to tamto! – ludzie w każdym razie dali sobie rade. Tam gdzie jeszcze się coś tliło wystarczyło jeno siurnąć wodą i po robocie.
- No ale kąpiel, za przeproszeniem Pana to by się Panu zdała. Bo słabo, oj słabo tak w tej brei wyglądacie. A w dodatku pfee śmierdzi to to! – gnom zatkał nosek i zmarszczył się z obrzydzeniem.
- No wstawaj Pan, Tarcza, czy co tam Ci się złamało po drodze…- gnom zaparł się o gzyms chatki pod którą wciąż siedział obolały zwiadowca i spróbował podnieść krzepkiego krasnala na nogi. Jednak przewaga wagi i w ogóle sprawiała, że szło mu to niesporo – tak jak i, nawiasem mówiąc – dzisiejsza potyczka, a potem gaszenie – co większych wiader wszak nie mógł unieść i nie raz nie dwa uronił kropelkę czy dwie – no ze dwa razy całe wiadro jakoś tak się wykopyrtło. Całkiem z nie z jego winy przecież. Kto to widział, żeby taką wielgachną balie dawać takiemu małemu gnomu. Gdzie Ci ludzie mózgi mają. Tatko złotousty zawsze mawiał – „mierz piwo jedną miarką a siły na zamiary” – czy jakoś tak.
- a w sumie to piwa bym się napił- co Ty na to Dereku? Bo wiesz tak po prawdzie to już tu wiele nie ma do roboty i możemy wracać do tego no odpoczywania i zawijania się z powrotem – nie? z naiwnym pytaniem w oczach gnom spojrzał na zwiadowcę licząc że ów podniesie wreszcie z ziemi swój sporawy zadek.
 
__________________
Sanguinius, clad me in rightful mind,
strengthen me against the desires of flesh.
By the Blood am I made... By the Blood am I armoured...
By the Blood... I will endure.
Nightcrawler jest offline  
Stary 08-02-2015, 20:57   #73
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
- "Panie Tarcza coś tam ci się złamało" - burknął krasnolud, nieudolnie naśladując sposób mówienia Sargi - tak skwitowałeś historię mojego rodu i dzielnych przodków, którzy na ów nazwisko zasłużyli?
Derek rozdział się z blach i w samych hajdawerach zszedł po drabince po pomoście portowym, by pod morską wodą zmyć z siebie robaczą breję. Rany szczypały od słonej wody, ale krasnoludowi to nie przeszkadzało, raczej martwił się o popękane żebra i stłuczone kiszki.
Wyszedł znów na molo i otrząsną się niczym pies, po czym powąchał skórę i kiwnął głową. Potem pozwolił miejscowemu cyrulikowi obwiązać sobie ciasno pierś grubym płóciennym bandażem, a potem posmarować wijowe ukąszenia jakąś żółtą mazią.

- Sargo mój drogi - krasnolud cierpliwie znosił zabiegi uzdrowiciela - pozwól że opowiem Ci historię Złamanych Tarcz, to nie będziesz miał się z czego podśmiewywać i nabieżesz należytego szacunku do mojego rodowego nazwiska.

Cytat:
HISTORIA RODU ZŁAMANYCH TARCZ

Otóż dawno, dawno temu, za rządów Garumna Battlehammera w rodzinie Dębowych Tarcz żyło trzech braci - mocarny Urosh, który gniótł kamienie w pięści, bystrooki Dirkin, który ciskając toporem trafiał komara w locie oraz mądry Malek, który służył Moradinowi i otrzymywał od niego wielkie łaski.
Był to zły czas, gdy do domeny klany Battlehammera próbowały przeniknąć złe bestie spod ziemi. Najpierw zieloni, potem drowy, plugawe nasienie podmroku, ale bezskutecznie. W końcu spod ziemi przyszli czarni krasnoludowie. Duergarowie. Tylko krasnolud pokona krasnoluda pod ziemią, głosi stare powiedzenie i ja powiadam, jest w tym nieco prawdy.
A pierwsi duergarowie przyszli do kopalni pilnowanych przez trzech moich przodków. Bracia dzielnie osłaniali odwrót górników, co któryś został ranny, pomagał im Malek. Co jakiś się przedarł, Dirkin sięgał go toporem. Każdego zbyt silnego dla obu braci, z łatwością pokonywał Urosh. Walczyli tak długie godziny, oczekując posiłków. Topór przeciw toporowi, młot przeciw młotowi, w końcu ich tarcze zostały strzaskane.
Wtedy czarni cofnęli się i zaczęli ich ostrzeliwywać. A oni walczyli dalej, najeżeni bełtami jak jeże, wiedząc że nie mogą przepuścić wroga. W końcu padli, ale wytrzymali na tyle długo, że wróciły posiłki prowadzone przez samego króla.
Wroga odparto, a król nakazał kapłanom przywrócić dusze braci zza grobu, gdyż nie chciał tracić tak wspaniałych wojów. Wówczas dał im prawo założenia nowego rodu Złamanych Tarcz, by takich dzielnych krasnoludów klanowi przysporzyć.
Od tamtej pory moja rodzina zawsze wspiera wojenny wysiłek klanu - jesteśmy żołnierzami, rzemieślnikami zaopatrującymi armię. Nie boimy się śmierci, bo zawsze będziemy żyli w Poczcie Złamanych Tarcz, który jest recytowany w siedzibie rodu podczas każdej rodzinnej ceremonii.


Uzdrowiciel, zrobiwszy swoje kazał im obu zmiatać i zrobić miejsce dla rannych i poparzonych, co zrobili.
- A piwo to dobry pomysł, mój czarodziejski przyjacielu. Zaraz po tym, jak dopilnujemy, by tą breję co została z wijopotwory spalono do ostatniego robala - skwitował krasnolud - przy okazji poszukam kuszy i toporka.
 
__________________
Bez podpisu.

Ostatnio edytowane przez TomaszJ : 08-02-2015 o 20:59.
TomaszJ jest offline  
Stary 09-02-2015, 17:58   #74
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
Cóż za dziwny sen! Tundarowi najpierw śniły się hordy orków atakujących jego rodzinną wioskę, ojciec walczący na skarpie ze złowieszczym niedźwiedziem, później obrona wioski przed dziwnym czarnym stworem stworzonym z larw, który dosłownie wchłonął go do środka. To zdecydowanie było zbyt dużo!

Wojownik czuł, że opuszcza go uczucie ciepłego, przyjemnego snu. Echo biegnących ludzi, krzyczące kobiety. Mężczyzna poczuł ból w zasadzie na całym ciele i delikatne dłonie na sobie. Otworzył oczy i spojrzał na klęczącą przed nim Lenę. Czuł jak magia lecznicza płynie w jego ciele i nagle ze zdwojoną siłą odczuł ból w nogach, rękach, w klatce piersiowej. Czuł krew spływającą z rozwalonego nosa. Nie było dobrze. Tundar spróbował się podnieść. Nie było tak źle, mimo bólu, podniósł się i spojrzał na pożogę! Przez chwilę stał jak wryty patrząc na skalę zniszczeń jaką wyrządził potwór z jego snu.
To nie mogła być prawda! Półgigant przecierał oczy ze zdziwienia, potrząsając głową, ale obrazy nie chciały odejść. Wtem trafiły do niego odgłosy biegających ludzi próbujących ugasić pożar. Rozejrzał się po okolicy i kuśtykając ruszył gasić pożar łykając po drodze mikstury leczenia.


Jakiś czas później, całkowicie wypruty z sił, Tundar padł w gospodzie. Udało mu się skompletować swój porozrzucany po dokach ekwipunek (głównie topór i hełm), oraz wspomógł mieszkańców gasząc płonące domostwa.
Teraz pół-siedział, pół-leżał na ławie wpatrując się tępo w środek sali. Był zbyt zmęczony by pytać gdzie są jego towarzysze, więc postanowił poczekać na nich właśnie w tawernie. Bądź co bądź, to jedno z miejsc, gdzie ludzie zbierają się po takich niecodziennych wypadkach i tutaj Tundar miał nadzieję spotkać swoich ziomków.
 
psionik jest offline  
Stary 09-02-2015, 18:37   #75
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Ludzie są zaradną rasą i gdy trzeba potrafią naprawdę wiele zrobić. Jeśli nagle trzeba walczyć, rzucają wszystko i bronią swego życia stając gotowi do boju; A jeśli zaraz po walce z potworem trzeba stoczyć walkę z żywiołem ognia, ostro zabierają się za gaszenie pożaru. Życie i dom, to coś czego nikt nie chce tracić i czego każdy będzie bronić. Toteż wspólnymi siłami, przy lekkiej pomocy organizacyjnej i fizycznej ze strony ich zacnej ekipy, mieszkańcom Caer-Dineval udało się ugasić szalejące płomienie i bardzo ograniczyć wyrządzane przez nie szkody.
Nie było jednak czasu na świętowanie i fakt ugaszenia pożaru podsumowany był tylko skromnym "Hura!" i niezbyt okazałymi oklaskami kilku osób. Sukces potraktowano z dość skromnym entuzjazmem, gdyż nieszczęście i tak się stało, a nie brakowało przy tym rannych i poparzonych... i martwych, jak Lena się szybko zorientowała. Girsha, którego nie zdążyła tak naprawdę poznać, padł podczas walki z potworem. I nie on jeden... Lena uklęknęła na kolana parę kroków przed ciałem poległego towarzysza podróży, pochyliła głowę i pomodliła się za pokój dusz zmarłych - obecnie już tylko tyle mogła dla nich zrobić.
Zaraz potem wstała i ochoczo zabrała się za pomaganie ludziom. Oczyszczenie rany i bandaż dla tych co ucierpieli w walce, zimny okład i woda do picia dla poparzonych, a najbardziej potrzebującym Lena użyczyła swych eliksirów leczniczych. W końcu od tego były, a nie mogła trzymać ich tylko dla członków drużyny - wszak każdy cierpiący zasługiwał na równe traktowanie. Zużyła dwie kolejne fiolki, rozdzielając ich zawartość na pięciu czy sześciu ludzi. Na początek to wystarczyło, a tym co dalej to już zajęli się inni, oczywiście pod opiekuńczym okiem tutejszego kapłana - Aidena. Lena bez trudu się z nim dogadała, wszak paladyni i kapłani mieli ze sobą sporo wspólnego.
Chciała ofiarować trochę pieniędzy, aby dodatkowo wesprzeć tę niezbyt lekką sytuację. Mężczyzna jednak nie chciał przyjąć proponowanej przez nią kwoty, skoro już tyle im pomogła, więc w efekcie suma ograniczyła się do bardzo skromnych dziesięciu sztuk złota... W zamian za co, załatwiła sobie nocleg w miejskiej kapliczce - oczywiście Lena pomyślała o towarzyszach, ale uznała że i tak będą oni woleli miękkie łóżka w karczmie.
Pierwszą wolną chwilę, Lena przeznaczyła na zebranie pozostawionej przez potwora brei. Sporo tej substancji nie zajęło się ogniem i nie zdążyło wsiąknąć w ziemię, ani wyparować. Stworzenie było na tyle niespotykane i złowrogie, że warto było go lepiej poznać i w ten sposób przygotować się na inne spotkania z tego typu istotami. Miała swój flakon, który wypełniła po brzegi, a potem dostała jeszcze dwa od Aidena. Im więcej, tym lepiej. Lena wiedziała, że próbki te z pewnością przydadzą się do późniejszych badań, w efekcie których ludzka wiedza się z pewnością wzbogaci. A kto wie, może przy odrobinie szczęścia, wyjaśni się choć część tajemniczych zjawisk z jakimi się ostatnio zetknęli?
Odstawiwszy próbki w bezpieczne miejsce, Lena ogarnęła się porządnie, a następnie udała się do burmistrza.
Nie musiała nawet czekać, gdyż właściwie od razu ją poproszono. Rozmowa szła dobrze. W tej sytuacji ciężko było o precyzje, zarówno w kwestii bezpieczeństwa miasta, jak i tego z czym właściwie mieli do czynienia; nie mniej jednak szybko zgodnie uznali, że najgorsze mają już za sobą i można się zabrać za naprawę szkód. Lena w pełni zdawała sobie sprawę, że takie rzeczy jak ataki potworów na miasto i pożary nie są mile widziane, aczkolwiek naprawianie efektów tego może być okazją dobrej pracy dla robotników i rzemieślników - o ile jest ktoś, kto zapłaci im za naprawę szkód. Aby ułatwić burmistrzowi wypełnienie odpowiedniej roli, Lena złożyła skromny datek, opiewający na kwotę stu sztuk złota. Uznała, że tak trzeba i pewna była, że to pomoże. Burmistrz też wyglądał na pocieszonego.
Było już za późno, aby ruszać dalej. Zresztą i tak wszyscy byli zmęczeni, a niektórzy nawet ranni. Dłuższy (od pierwotnie przewidywanego) postój w mieście dobrze im wszystkim zrobi. Jej samej też przyda się kilka godzin bez zbroi na sobie - tak w lżejszym skórzanym pancerzu, który zawsze nosiła pod tym stalowym.
Czując się już w miarę bezpiecznie, Lena zdjęła swój główny pancerz i udała się do ich karczmy. Była już najwyższa pora, aby zjeść coś wraz z towarzyszami i wypić kufelek naparu z ziółek. Oczywiście zanim zabrała się za swoją pieczoną rybę, pochyliła głowę i przez dłuższą chwilę pogrążyła się w modlitwie. Jak zawsze przed jedzeniem.
Mimo ciężkich przeżyć, podczas kolacji panowała miła atmosfera, a i tematów do rozmów też nie brakowało.
Resztę wieczoru Lena spędziła zaś na modlitwie, ale teraz już klęcząc przed ołtarzem w kapliczce. Nawet gdy zapadł zmrok, kontynuowała przy skromnym blasku świec. Modliła się za dusze poległych i za opatrzność nad mieszkańcami miasta, ich drużyną i nad wszystkimi innymi.
Dopiero później, około północy, położyła się do snu na udostępnionej dla niej leżance.
 
Mekow jest offline  
Stary 11-02-2015, 01:31   #76
 
Quelnatham's Avatar
 
Reputacja: 1 Quelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetny

Domy Caer-Dineval znów wyglądały jak po wojnie. Spalone dachy wyciągały w niebo sczerniałe palce krokwi. Splamione rudo ulice służyły za śmiertelne łoże obrońcom. Świeżo owdowiałe mieszczki wycierały oczy, którym zabrakło łez. Czy co roku muszą przeżywać stratę? Czy Dolina kiedykolwiek zazna spokoju?

Być może kiedyś tak się stanie. Jednak teraz Belisara korzystała z okazji.

Weszła w tłum żałobników zebranych nad ciałami bliskich. Odnalazła Arnę i położyła jej dłoń na ramieniu.
- To straszne... - wyszeptała. - Niech Pani ma nas w swej opiece.
Jej przyjaciółka była tak wstrząśnięta, że ledwo mogła mówić.
- To... oni... - wyłkała przez ściśnięte gardło.
- Bądź silna. Zajmę się zmarłymi.
Pierw jednak skupiła się na żywych. Ktoś słyszał, że jest kapłanką, ktoś inny zapamiętał ją z bitewnej zawieruchy, jeszcze inni po prostu musieli mówić, nie zwracali uwagi do kogo. Słuchała, pocieszała, błogosławiła, tu i tam wspomniała o Beshabie, przytakiwała i przytulała sieroty, wraz z żałobnikami wycierała swoje zaczerwienione oczy.

Kapłan Aiden i Lena opiekowali się rannymi, Belisara była jedynym duchownym w pobliżu. Wystąpiła przed zebranych i wykonała krótką i w dużej mierze zaimprowizowaną wersję modlitwy za zmarłych. Dzień się kończył i nie starczyło czasu ich pogrzebać, ale należała im się nawet tak skromna uroczystość. Im i ich bliskim. Szare niebo ściemniało zupełnie, ale Belisara pozostała jeszcze przy najbardziej cierpiących.

Jutro ruszali do Termalaine, ale obiecała sobie, że częściej będzie odwiedzać sąsiednie miasto.
 
Quelnatham jest offline  
Stary 11-02-2015, 22:11   #77
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację



Caer-Dineval/ Termalaine
19 Kythorn (Zielone Trawy), 1358 DR, Roku Cieni
Siódmy dzień wędrówki



Gdy bohaterowie dowlekli się wreszcie do karczmy okazało się, że część mieszczan wybrała “Ryżą Świnię” właśnie by zwycięstwo i opłakiwać zmarłych przy niezliczonych dzbanach piwa i wesołych dźwiękach muzyki. Znająca się na rzeczy Bel podejrzewała, że to właśnie obecność Termalainczyków była głównym motywem wyboru tej właśnie karczmy, toteż nie szczędziła energii by zadzierzgnąć nowe znajomości i sławić Beshabę. Głośnie toasty i nic nieznaczące błogosławieństwa zagłuszały jej narastający niepokój. Widziała tutejszego kapłana; rozpacz i rezygnację w jego wzroku. Od Sargi wiedziała, że jego bóg także nie odpowiada, choć najwyraźniej Aiden krył się z tym przed mieszkańcami miasta udając przed każdym, że boskie łaski wyczerpał już wcześniej. Belisara miała w takich rzeczach wprawę, toteż mała mistyfikacja przed obcymi nie stanowiła dla niej problemu. Ale niepokój pozostał.

Lena natomiast była spokojna. Modlitwa koiła jej duszę niezależnie od tego czy ktoś na nią odpowiadał czy nie. Pomogła obronić miasto i tylko to się liczyło. Co prawda z trudem wymknęła się z karczmy, zwłaszcza gry rozochocony tłum porwał ją do niezgrabnego tańca, ale gdy już znalazła się w kaplicy mogła oddać się medytacji. Próbowała porozmawiać z kapłanem, ale ten nie był chętny do konwersacji, więc w końcu dała spokój.

Tymczasem w gospodzie Sarga próbował swych sił jako śpiewak - na szczęście został skutecznie zagłuszony przez wiwaty - natomiast Derek i Tundar przezornie zadekowali się w kącie sali obstawieni dzbanami wina, hojnie stawianymi przez podpitych mężczyzn, jedząc, pijąc i odpoczywając. Wieczór mijał przyjemnie i żaden alarm nie zakłócił radosnej popijawy, a lokalny bard ułożył nawet na prędce balladę o dzielnych wojach, którzy wgryzłszy się w trzewia potrwora rozsadzili go od środka na strzępy. Nie było to zgodne z prawda… ale prawda nie sprzedaje się tak dobrze jak zgrabna fikcja, toteż nikt nie protestował.

Noc nie byłą już taka przyjemna; przynajmniej nie dla krasnoluda i półgiganta. Obaj niespokojnie rzucali się na posłaniach, nękani przywołanymi w czasie walki przez pająkowija koszmarami. Problem w tym, że większość koszmarów nie była ich własna… Jednak gdy o świcie obudziły ich pełne pęcherze i potężny kac, obaj zapomnieli o nocnych marach, zainteresowani bardziej sprintem do wygódki i wyrzygiwaniem wnętrzności na tyłach gospody, gdzie zmarnowaną kolacją radośnie zajęły się kudłate wieprzki karczmarza.

Rankiem, po spożyciu śniadania i uzupełnieniu zapasów piątka towarzyszy ruszyła w drogę powrotną do Termalaine, żegnana entuzjastycznymi pozdrowieniami mieszkańców strażników. Pojawienie się czarnego potwora sprawiło, że teoria Leny, która za zaginięcia myśliwych winiła tajemniczą rozpadlinę wydała się nieco bardziej prawdopodobna… choć nie przekonała wszystkich. Mieli jednak dowód w postaci czarnej brei kotłującej się we flaszkach za każdym razem gdy paladynka wystawiła ją na działania dwóch słońc, więc o wypłatę mogli być spokojni.

Podróż traktem przebiegła nadzwyczaj spokojnie. Nawet dziwaczne zjawiska nie dokuczały zbytnio, jak gdyby chcąc zrekompensować uciążliwości poprzednich dni. Oczywiście było tak, dopóki późnym popołudniem nie dotarli do Termalaine, gdzie osmalona palisada i pełne przerażenia opowieści świadczyły o tym, że szalejąca przyroda i magia nie ominęły i tego miasta. Sargę zainteresowała zwłaszcza opowieść o lokalnym magu - nie tak sprawnym, oczywiście jak gnom, lecz nie aż tak beznadziejnym, by identyfikując podróżnikowi miecz wysadzić siebie, jego i pół budynku.

Hardul i Lace z zainteresowaniem wysłuchali opowieści o podróży najemników, choć wydawało się, że najbardziej zainteresował ich atakujący Caer-Dineval potwór. Burmistrz ani myślał trzymać “śmierdzącego świństwa” - jak nazwał próbki Leny - w mieście i nakazał wysłać to do Bryn Shander, gdzie rezydowało więcej magów i kapłanów niż w całym Dekapolis razem wziętych. Mieszki ze złotem zmieniły właścicieli i wszyscy mogli wrócić do swoich dawnych zajęć… lub szukać nowych. Dwa słońca powoli przemierzały nieboskłon i każdy z piątki śmiałków miał pewność, że nowe kłopoty są tylko kwestią czasu.

 
Sayane jest offline  
Stary 13-02-2015, 10:40   #78
 
psionik's Avatar
 
Reputacja: 1 psionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputacjępsionik ma wspaniałą reputację
Podły i pochmurny nastrój nie opuszczał Tundara przez resztę wieczoru. Nawet niezgrabny taniec Leny nie wyrwał go od posępnych myśli w jakie wprawiła go magia potwora.

Tundar był nadzwyczaj dużym człowiekiem, dorosłym, nawykłym do rozwiązywania problemów. Własnych i cudzych. Oprócz przydomka "Półgigant" szczycił się też doskonałą intuicją i niesamowitą zdolnością wpływania na otoczenie samą ukierunkowaną myślą.
Mężczyzna zawsze uważał, że poradził sobie z przeszłością, zamknął ten rozdział, jednak dzisiejszy atak obnażył jego bardzo dziurawą obronę mentalną.
Cały bastion na którym wojownik budował swoją teraźniejszość runą w jednej chwili. Nie chcąc psuć radości innych, Tundar szybko zawinął się do swojego pokoju usypiając się zawartością wziętej z baru butelki.

Gdy w środku nocy obudził się, czuł się jak gówno. Alkohol zdołał zbić silny organizm z nóg i gdy tylko Tundar podniósł się z podłogi, tępy ból w czaszce przypomniał mu, że w tym stanie nie powinien robić żadnych gwałtownych ruchów. Pomagając sobie rękoma, jakoś trafił do wychodka, gdzie dość szybko opróżnił zawartość zarówno żołądka, jak i jelit.

Ranek nie przyniósł ukojenia. Tundar co prawda czuł potworny kac, ale przede wszystkim czuł zmęczenie. Nie pamiętał co dokładnie mu się śniło, ale nie było to nic dobrego. Kilka razy budził się w nocy i w efekcie nie był pewien, czy w ogóle zmrużył oczy tej nocy. Pobudka też nie należała do najprzyjemniejszych - głośne pukanie do drzwi i Słońca wysoko na niebie przedzierające się do źrenic przez szczeliny okiennic, strzępy kołdry i zamknięte powieki.
Podobno wszyscy już na niego czekali, więc zebrał się szybko i zszedł na śniadanie.

Zauważył, że krasnolud, któremu pomógł poprzedniego dnia nie wyglądał lepiej. Zjadł coś ciepłego, ale bez przekonania i ruszył wraz z drużyną w droge powrotną.
Tundar miał sporo wątpliwości jeśli chodziło o zapłatę, jednak postanowił jak zwykle się nie odzywać. Nadal nie czuł się najlepiej, a dodatkowo jazda konna wcale nie sprzyjała poprawie.

Gdy dotarli w końcu do Termalaine, mężczyzna skonstatował, że dzisiaj chyba wszystko wygląda tak fatalnie jak on i to poprawiło mu nieco humor.
Wieczorem, gdy siedział z pełnym mieszkiem brzdęku humor poprawił mu się jeszcze bardziej. Na tyle, by zostać i posłuchać tego, o czym ludzie gadają w karczmach. A było czego słuchać.
Nawet on podzielił się historią swojej podróży, dziwnych wołów, dwóch Słońc, całej anomalii i ostatniej walki. Wraz z wyrzucaniem z siebie historii, Tundar odzyskiwał spokój. Gdy skończył, wysłuchał jeszcze kilku podobnych opowieści i nabrał pewności, że jego celem powinno być niesienie pomocy w tych trudnych czasach. Jego przeszłość zawsze będzie częścią jego, ale Półgigant nie nigdy nie będzie mieć możliwości zmienienia jej.
~ Cóż, trzeba się będzie z tym pogodzić ~ pomyślał patrząc na mistrza iluzji przekomarzającego się z ludźmi.
- Hoarze, zemsta nic nie da. Pogodziłem się ze swoim życiem, muszę iść dalej - powiedział pod wąsem. Od następnego dnia, musi znaleźć innego boga, który będzie go prowadzić przez resztę jego życia.
 
psionik jest offline  
Stary 14-02-2015, 11:56   #79
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację


Głęboko pod Kopcem Kelvina
27 Kythorn (Zielone Trawy), 1358 DR, Roku Cieni
Osiem dni po powrocie do Termaline
Kwatera polowa Drugiego Oddziału Zwiadu Górniczego, około południa

- To już wszystko, lordzie Battlehammer - Derek Złamana Tarcza skończył zdawanie raportu przełożonemu. Taka sytuacja wymaga zazwyczaj postawy wyprostowanej, wypolerowanego oręża i gromkiego głosu, ale myliłby się ten, kto pomyślałby, że tak właśnie krasnolud raportował. On, lord Uri Battlehammer i zastępca dowódcy, kapłan Farful Staranvil siedzieli przy ławie w opuszczonej podziemnej sadybie, pijąc grzybową okowitę ze skórzanych kubków. Konwenanse nigdy nie były w cenie w oddziałach Zwiadu Górniczego i Krwawe Kilofy nie były tu wyjątkiem.
- Dobrze, że wróciłeś, Derek. Szczerze mówiąc, spisaliśmy Cię na straty. - dowódca zwiadowców westchnął ciężko - Gdy się zaczęło, wysłałem Ghduna, Olirana i Kermira na powierzchnię. Tylko Oli wrócił i to z pomieszanymi zmysłami. Zresztą ty też swoje oberwałeś.
Obaj oficerowie spojrzeli na zwiadowcę, który w czasie krótkiej wyprawy postarzał się o conajmniej 30 lat. Jasne włosy zbladły, przecinane teraz paskami siwizny, rynsztunek nadawał się do gruntownej naprawy, nowe blizny nie zagoiły się do końca. Najgorsze jednak było spojrzenie - zmęczone i smutne. I zdezygnowane. Koszmary szły za Derekiem krok w krok, nie pozwalając by sen ukoił jego umęczone ciało i ducha.
Farful Staranvil, zastępca Uriego skończył spisywać sprawozdanie i przesunął zwój, by zwiadowca go podpisał. Ten zerknął tylko pobieżnie i postawił swoje runy pod schludnym pismem kapłana.


- Dziś wysyłam posłańca do kwatery głównej. I pomyśleć, że wysłaliśmy cię tylko do wytropienia zabójcy myśliwych. A to były zwykłe orki? Ehhh, że skończyło się aż taką katastrofą - kapłan też miał w oczach wiele smutku, ale starannie to ukrywał - Poszedłbyś z nim, Dereku, ale jesteś za słaby. Odpoczniesz kilka dni a potem na bezterminową przepustkę.
Normalnie krasnolud by zaprotestował, ale nie miał siły i ochoty.
- Obawiam się, że otarłeś się o śmierć o ten jeden raz za dużo. Przekażemy Ci aktualną listę korytarzy, w których nie ma anomalii, bo tu pod ziemią też porobiło się cudacznie, i udasz się do Groty Uzdrowicieli. Gorące źródła, masaże i reszta co tam mają postawią Cię na nogi. Na koszmary też coś poradzą, nie martw się.


Minął rok od tamtych wydarzeń a koszmary nie minęły, choć trzeba przyznać że Derek Złamana Tarcza oswoił się z nimi. Nigdy nie wrócił do Drugiego Regimentu Zwiadu Górniczego, na własną prośbę wcielono go do rezerwy jako kusznika. Uzdrowiciele pomogli mu, ale nie kapłani, których ogarnęła niemoc. Krasnolud zaczął szukać wsparcia u aptekarzy i alchemików, którzy sporządzali uspokajające i usypiające dekokty, niektóre okazywały się skuteczne.
Jedyne, co odeszło, to radość, odebrana po dziesiątkach dni oczekiwania na odejście męczących go wspomnień, obcych wspomnień, które robaczy potwór wlał w jego głowę i serce.


W końcu pomocy zaczął szukać w oberżach i mordowniach, na dnie kufli i butelek, w grzechocie kości toczących się po stole i zgiełkach walk kogutów. W końcu nikt nie rozpoznałby w tym siwym, zmarnowanym i wychudzonym krasnoludzie śmiałego zwiadowcy z Krwawych Kilofów. Gdzieś tam jednak, schowane głęboko w składziku czekały na niego zwiadowcze graty. Kusza wykonana przez wuja, solidny pancerz który nie raz ratował mu życie, no i oczywiście Plecak.
Może lekarstwem byłaby kolejna przygoda?
 
__________________
Bez podpisu.
TomaszJ jest offline  
Stary 18-02-2015, 00:17   #80
 
Quelnatham's Avatar
 
Reputacja: 1 Quelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetnyQuelnatham jest po prostu świetny
Caer-Dineval

Ledwie żywa padła na łóżko. Zamknęła oczy czując jeszcze słodki smak zwycięstwa. Ale to nie zabicie potwora wprawiło ją w taki nastrój, tylko to co działo się potem. Zrobiła wszystko co mogła by rozszerzyć swoje wpływy. Ktoś mógłby się śmiać, co to za wpływy?! Posłuch wśród wdów i sierot na lodowym krańcu świata! Ale Belisara wiedziała swoje. Ploteczkami, dobrym słowem i drobnym kłamstwem zdobywała życzliwość kolejnych osób. Nieszczęście było najlepszą sposobnością. Po wojnie mniejsze miasta Doliny cierpiały na kryzys przywództwa. Nieśpiesznie, niezauważalnie kapłanka zapełniała tę lukę. Z pomocą Beshaby... nagle stanęło jej serce.

Przecież jej Pani nie odpowiadała! Żaden bóg nie odpowiadał. Magia, świat oszalały! Oczywiście mogła okłamywać maluczkich, może nawet gnomiego maga, ale sama... zostawała sama z prawdą. Czy świat się kończył? Nie czuła strachu, może nawet czuła nadzieję. Przyjemny dreszcz niepewności. Była w końcu służką Pani Zagłady. Nawet jeśli nie odpowiadała Pani, pozostawała Zagłada.




Termalaine

Kiedy stanęła przed Hardulem nie mogła powstrzymać się od szerokiego, tryumfalnego uśmiechu. Oczywiście, pozwoliła Lenie opowiedzieć wszystko co się zdarzyło. Natchniona rycerka była w tym zdecydowanie lepsza, ale z boku, trochę z tyłu za połyskującą zbroją wzrok Belisary mówił wszystko. "Widzicie? Spróbujcie choć raz jeszcze mnie nie docenić!" Odbierając od Lace'a mieszek szepnęła mu w ucho:
- Dzięki trzęsiporteczku.

***

Termalaine... jej miasteczko. Najemnicy, nawet bohaterowie przychodzili i odchodzili. Ona zaś została. Postarała się by mieszkańcy jak najlepiej zapamiętali jej udział w wyprawie. Oczywiście, kilku wojów, przydali się trochę kochana, ale wiesz jak to jest z tymi chłopami...
 
Quelnatham jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:25.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172