- Nie pozostało zbyt wiele - mruknął Scully, którego rozgrywka toczona pod ich nosem w Omaha, zaczęła intrygować jeszcze bardziej. Podbito stawkę i nie liczono się z kosztami. Właściwie mogli spodziewać się wszystkiego - choćby i zmutowanych potworów wypełzających z trzewi miasta. Ktoś kto posunął się do takiego czynu, nie cofnie się przed niczym.
- Jasne, że m o g ą - odparł Nosferatu. - Zastanawiam się tylko czy nie za późno na śledzenie. Jeżeli nie odpowiemy na zrównanie z ziemią Elizjum - czyli jakby nie patrzeć, świętego miejsca - to wyjdziemy na miękkie cipy. Koniec popiskiwania w cieniu. Wyśledźmy ich i oddajmy kuksańca, albo zamiast drugiego śniadania, następnym razem zabiorą nam nasze nieżycie. - syknął i napiął muskuły. Na jego szyje wypełzły czarne i grube niczym żmije żyły. Palce Szczura poruszały się nerwowo, w poszukiwaniu krtani, na której mogłyby się zacisnąć. Chociaż spędził w mieście króciutki okres, zniszczenie Elizjum poruszyło go. Co innego odstrzeliwanie pojedynczych wampirów, ba, nawet księcia, a co innego strzał w miękkie podbrzusze.
- Buffet? Co on tam robi? |