Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 08-02-2015, 16:00   #71
 
Halfdan's Avatar
 
Reputacja: 1 Halfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skał




Willy z rękoma założonymi na głowie dokonywał szacowania strat. Cały bok zarysowany. Lincoln Cosmopolitan , ulubiony samochód jego szefa. Dwudziestoośmioletni asystent wyjął z bagażnika szmatkę, wosk i zaczął polerować. Jego szef, Warren Buffett, był zajęty rozmową, a raczej kłótnią z tym całym Niemcem, Dieterem Schroedingerem. Stali między dwoma jeszcze bardziej odrapanymi furgonetkami (jedna przypominała wóz hipisów, druga była oblepiona hasłami nawołującymi do zaprzestania polowań na wieloryby) zaparkowanymi obok biblioteki, z tuzinem zamaskowanych antyterrorystów (zwanych duchami) w środku. No i był tam też ten olbrzymi Murzyn, co on wpierdala że tak wyrósł? Willy liczył na to że może Warren nie zauważy rys w tym całym zamieszaniu.





- Willy! Was machst du hier? - usłyszał z tyłu. Słodki, niewinny głos należał do Ulrike, siostrzenicy a może nawet córki Dietera. Ulrike wyglądała jakby ktoś wyrzeźbił ją w glinie i ożywił, za inspirację biorąc plakaty propagandowe Trzeciej Rzeszy. Aryjska rasa: błękitne oczy, blond włosy, cera jak mleko i te sprawy. A do tego była wysoka prawie tak jak Willy, była chuda i miała mnóstwo piegów. Dziewczyna mimo że miała już około dwudziestu lat, nie stosowała kosmetyków. Była zawsze grzeczna i przyjazna. Willy'ego zastanawiało jak taka niebiańska istota może być spokrewniona z Dieterem, który roztaczał wobec siebie aurę zimną niczym norweskie zimy. I po jaką cholerę brał ją na takie akcje? Chce zrobić z niej komandosa, tak jak ze swoich okrytych złą sławą czterech synów? Ulrike w przeciwieństwie do swojego "Vati", "tatka" jak go nazywała, mówiła biegle po angielsku. A ten stary Szkop mimo że wszystko rozumiał, to odmawiał używania języka królów. Warren zorganizował więc Willy'emu przyspieszony kurs mowy Goethego, a nic tak nie motywuje jak chęć rozmowy z taką dziewczyną jak Ulrike. Umówili się więc że będą rozmawiać tylko po niemiecku, używając angielskiego tylko awaryjnie.
- Cześć Ulrike, miło Cię widzieć! - chłopak uśmiechnął się szeroko - mieliśmy mały problem z wampirami. Warren chciał się z nimi dogadać, ale wpadł prosto w środek walki między nimi. Dwie grupy walczą między sobą, jedna spaliła siedzibę tych drugich. Na szczęście ktoś ich ostrzegł i nikomu nic się nie stało, ale samo miejsce, nazywane Elizjum poszło z dymem.
- Elizjum? część Hadesu dla dobrych ludzi? Ciekawie dobrana nazwa - dziewczyna również się uśmiechnęła i podeszła blisko do chłopaka. Za blisko. Normalnie Willy wychowany na ranczu miałby z tym problem, w jego stronach ludzie witają się machnięciem ręki, a na taką odległość dopuszczane są tylko naprawdę bliskie osoby. Jednak jeśli chodzi o Ulrike, to chłopakowi jakoś to nie przeszkadzało...
- Miejsce w którym każdy jest bezpieczny. Ale jak widać nie wszyscy tego przestrzegają. Ja zostałem wysłany żeby sprowadzić pomoc i jak pędziłem przez miasto to zahaczyłem o hydrant...
- Nie przejmuj się - dziewczyna spojrzała wyżej na okna biblioteki. Pokazała palcem wybitą szybę - Widzisz? nikt się nie przejmuje takimi drobnymi rzeczami. Koncentrując się na pierdołach można przegapić kamień milowy - zabrała mu szmatkę z ręki - My mieliśmy problem z wilkołakami. Napadły na nas i zdążyły porysować furgonetki, ale na szczęście tata zawsze wozi ze sobą rozpylacz srebra. Psiaki zwiały szybko z podkulonymi nogami!
- To dlatego nie było żadnych duchów, gdy przyjechałem. Nie mogli pomóc Warrenowi, bo Dieter zabrał ich w inne miejsce bez konsultacji. I to o to tak się kłócą?
- Chyba tak. I o łączność. Ktoś nas blokuje i nie wiemy kto.
- Wampiry, wilkołaki, blokada łączności. Ciekawe co będzie następne. Mumia Lenina?
- Naziści z ciemnej strony księżyca, w latających spodkach - zaśmiała się głośno - Zobaczymy się później? Masz ochotę na kolejną lekcję Mutterschprache?
- Niestety, Warren ma dla mnie zadanie. Mam pomóc im z tym Elizjum. Strażacy właśnie dogaszają budynek, a ja muszę dopilnować by nie znaleźli tam zbyt wiele.
- To może w takim razie...
- Ulrike! Wir fahren zurück - Dieter zawołał ją gdy wraz z Warrenem wysiedli z furgonetki. Ulrike ścisnęła rękę Willa i pobiegła do furgonetki z wielorybami. Wsiadła, a ten wielki murzyn na którego wołali "Untermensch" zamknął drzwi.
Warren i jego towarzyszka Carmen podeszli do samochodu.
- Wracamy z nimi do firmy. Weź mój samochód, wiesz co masz robić Willy. Pamiętaj, chcemy się dogadać. I weź to, może ci się przydać - podał mu owinięte płótnem pudełeczko - Szkopisko mówi że po dachach grasują wilkołaki i wampiry. Chcesz zabrać ze sobą jakiegoś ducha?
- Obejdzie się - Willy machnął im ręką na pożegnanie, wsiadł do samochodu i ruszył w drogę.
 
Halfdan jest offline  
Stary 11-02-2015, 17:23   #72
 
archiwumX's Avatar
 
Reputacja: 1 archiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputację
To było ekstremalnie ciężkie przeżycie...

Gdy przybyli Eric zobaczył łowców wampirów i zakradających się w ich pobliżu jakiegoś ghula sabatnika na po diablerii. Morgan zaczął się skradać do całego towarzysza, a następnie Adam wytworzywszy pazury rzucił się na łowców i tak się rozpętało piekło...

Eric rzucił ostrzeżenie o sabatniku i łowcy do spółki z Morganem zabili ghula, a następnie zaczęli ostrzeliwać Erica, który im się odgryzał. W pewnym momencie do jego kryjówki wpadł granat, który na szczęście nie wybuchł, ale wygonił go z kryjówki. Następnie ponosząc sporo ran zastrzelił "przynajmniej tak wyglądało" strzelców, a następnie wspierał dzielnie walczącego Adama, który mało co jej nie przepłacił letargiem... albo i Prawdziwą Śmierć, która następnie by spotkała też Tremere. Gdy się udało unieszkodliwić wszystkich widocznych łowców Adam i Eric poszli się pożywić, gdy pewna łowczyni ożyła i rozpoczęła strzelaninę z Ericiem. Już dziewczyna miała załatwić Tremere, gdy na szczęście Morgan posłał w nią szablę, która posłała ją w końcu w zaświaty.

Po uprzytomnieniu sobie tego, że wygrali Eric szybko się rzucił do Adama, aby wyjąć z niego topór, a następnie dopadł do dziewczyna, która tak mu zalazła za skórę. Gdy łyknął krwi (To znaczy pochłonął 1 punkt. Dobrze rozumiem, że poziom trudności to poziom mocy (1) + 3 = 4?), zasmakował jej i jeśli nie wyczuł zagrożenia łapczywie wysuszył swą ofiarę.
 
__________________
Szukam tajemnic i sekretów.
archiwumX jest offline  
Stary 11-02-2015, 19:39   #73
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację




Золa oglądała panoramę. Czarne niebo okopcone granatowym smogiem. Łunę nad budynkiem, języki płomieni wystające z okien, liżące ściany. Podpalaczy nie dostrzegła. Może odjechali, może siedzieli przyczajeni, obserwowali pożogę. Elizjum zostało zniszczone, ale jedyne uczucie nieodżałowania wynikało z niemożności posłania granatów pomiędzy kanistry w rękach Sabatników. Przez moment skupiła się na osobach stojących przy furgonetkach. Na ubiorze, gestach, twarzach. Rysach niemieckiego mężczyzny. Odzianego w mundur SS, z trupią czaszką szczerzącą się z czarnego otoku. Trwającego na spalonej ziemi.

[MEDIA]http://i.dailymail.co.uk/i/pix/2014/07/16/article-2694629-1FAF9D9A00000578-846_964x300.jpg[/MEDIA]

~*~*~*~

- Przyszliśmy za późno! - padł krzyk zagłuszony eksplozją. Spojrzała przez lornetkę. Obrazem szarpały wybuchy. Wizję przesłaniał kurz, opadający pył. Złowrogi cień znikał we wnętrzu śmigłowca. Mogła przysiąc, że patrzy na nią z politowaniem. Uśmiecha się, zadufany w swojej bezkarności. Zignorowała ból przestrzelonego ramienia. Zaciskając zęby, łapiąc palcami brunatne grudy, wspinała się na szczyt moździerzowego krateru. Spod świeżego opatrunku sączyła się krew, gdy stając między wyschniętymi konarami wyciągała rękę w stronę zbiega. Dwieście, trzysta metrów, za dużo by sięgnąć. Nigdy za wiele by próbować. Skupiała się na maszynie, przez ból, przez łzy, przez bród na twarzy i zmęczenie w mięśniach. Kosz wirnika topniał smagany jęzorami ognia. Żar wypływał spod powiek dziewczyny, wirował we wnętrzu dłoni, rozgrzewał powietrze, osmalał mundur, gdy na tle czarnego nieba, okopconego granatowym smogiem przemierzała pogorzelisko.

~*~*~*~

- Przyszliśmy za późno - powtórzyła zdezorientowana. Niepewnie chwytając się ostatniego punktu zaczepienia. Przetarła ręką oczy, zamarła. - Они сделали, как они хотели, teraz wloką się w kolejne miejsce - grała na zwłokę, powoli wracając do siebie - Będą jak wrzód na dupie - oceniła sytuację.

Wycofała się w głąb dachu. Rozejrzała, sprawdzając, czy i ona nie jest obiektem czyjegoś zainteresowania. Tylko wiatr, cienie, pokrzykiwania strażaków, migotliwe światła. Zmysły milczały na temat zagrożeń, co i tak nie dawało żadnej gwarancji bezpieczeństwa.

- Gdy trafimy na sforę - zagadała do Nosferatu. Musiała się upewnić - twoje zwierzęta będą w stanie ich śledzić?

Usiadła, odetchnęła, w spokoju obserwowała wędrówkę chmur.

- Нам не нужно героической битвы. Chce ich nękać, wrednie i nieczysto. Aż po świt, aż będą musieli schować napchane frazesami łby przed radosnym spojrzeniem słońca. Wtedy... chciałabym, aby chłopaki Devila wiedzieli, w które drzwi wjechać cysterną.

Miejsce było znajome, to tutaj postanowiła sprawdzić Kainitów. Czy posunęła się wtedy za daleko, może. Scully więcej nie wracał do tematu. Mimo to czuła, że coś jest na rzeczy. Zadra głęboko pod skórą. To dlatego nie pozwoliła zginąć Veronice? Życie za życie, parsknęła. Działanie, które nic nie zmieni, absolutnie nic. Naprawa świata wymagała czegoś więcej niż granatnik, który trzymała w dłoniach. Czegoś dużo większego, co zatrzęsie nim w posadach, zniszczy i pozwoli się odrodzić. Przebuduje, zaczynając od istoty człowieka. Robota dla bogów, nie dla wampirzycy, przytłoczonej tym co widziała, widzi i będzie oglądać, aż do samego końca. Coraz bardziej zmęczonej nieustanną walką. Tylko frakcje zmieniały nazwy, reszta pozostawała dobrze znanym, czystym skurwysyństwem.

~*~*~*~

Grupa żołnierzy zajmowała pomieszczenie zaadoptowane na przyfrontową kantynę - najlepsze w okolicy, miało trzy ściany i kawał sufitu. Wystające pręty zbrojenia, obdarte z cementu, wyginały się na wszystkie strony, tworząc niedocenione dzieło sztuki nowoczesnej.

- Po raz kolejny ich widziano - mężczyzna z blizną na połowę twarzy żuł zaschniętą, chlebową piętę. - Za każdym razem są kurewsko lepsi.
- Doktor Frankenschwein nie śpi - zawtórował mu soldat o sympatycznej aparycji, jasnych włosach, niebieskich oczach i budzącym zaufanie uśmiechu. Zajęty był czyszczeniem rozłożonego na części karabinu. Wyćwiczonymi ruchami sprawdzał mechanizmy. - Najpierw atakowali w nocy. Wpadali w okopy, w szale siali pogrom, aż do nagłego zgonu. Już wtedy byli piekielni do ubicia.
- Zamiast spustu - młoda dziewczyna zasiadała w kącie. Rzeźbiła w drewnie figurkę. - zwalniają blokadę magazynka. Mylą zwolnienie zawleczki ze zwolnieniem zwieraczy. Nic dziwnego, że nic nie mogą ubić.
- A ta zawsze wie lepiej... - blondyn odfuknął. - Młoda zrób nam przysługę, idź - machnął ręką na zachód - zabij pies-go-trącał fuhrera. Zakończ wojnę, a uwolnisz nas od wszy, wilgoci i swojego towarzystwa.
- No przecież - nastolatka uśmiechnęła się pod nosem, ostrożnie wycinała kły w rozdziawionej paszczy niedźwiedzia. - A co do wszy, lepiej trzymaj się z daleka - wstrząsnęła rudą czupryną.

Do pomieszczenia wpadło trzech piechurów. Wtoczyło się wesoło, bo i przerwa w natarciu, a i jeszcze żyją, a i wchłonęli nieco procentów. Początkowa chęć zawarcia przyjaźni minęła po spojrzeniu na rękawy obecnych. Czarne nietoperze na niebieskich tarczach, GRU SV-8 wyszyte na rantach. W pośpiechu opuścili "lokal", potykając się o własne nogi.

- Chyba nie jesteśmy zbyt popularni - jasnowłosy przerwał niezręczną ciszę. Poorany parsknął, opluwając się okruchami, wkrótce reszta do niego dołączyła, jakby usłyszeli najlepszy dowcip od czasów cara Mikołaja.

~*~*~*~

Wyłoniła się z ciemności za plecami Willego. Urywając się postrzępionym cieniom. Blada i posępna.

- Młody, dobrze ułożony, a zadaje się z mordercą - przyciągnęła uwagę chłopaka głosem chłodnym jak wnętrze lodowca. Poczekała aż się odwróci. - Dobrze znasz Heimdalla, co? Przekaż mu: dusze twych ofiar pragną krwi - cedziła. - I odbiorą ci wszystko, kawałek po kawałku, cierpliwie, wszystko co ma dla ciebie wartość. Zmiażdżą w trupich szczękach, wyplują i zdepczą.

Rozpływała się w ciszy zaułka, rozmazana w wyziewach krat kanalizacyjnych. Mrok pożerał jej sylwetkę. Ostatnie były zęby. Biel kłów wyszczerzonych w nienawistnym grymasie. - Zgadnij od czego zaczną? - zachichotała, pozostawiając w trzewiach młodzieńca nieprzyjemne, pełzające uczucie.

[MEDIA]http://www.fimfiction-static.net/images/story_images/237154.jpg[/MEDIA]

 
Cai jest offline  
Stary 12-02-2015, 22:15   #74
 
ObywatelGranit's Avatar
 
Reputacja: 1 ObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnie
- Nie pozostało zbyt wiele - mruknął Scully, którego rozgrywka toczona pod ich nosem w Omaha, zaczęła intrygować jeszcze bardziej. Podbito stawkę i nie liczono się z kosztami. Właściwie mogli spodziewać się wszystkiego - choćby i zmutowanych potworów wypełzających z trzewi miasta. Ktoś kto posunął się do takiego czynu, nie cofnie się przed niczym.

- Jasne, że m o g ą - odparł Nosferatu. - Zastanawiam się tylko czy nie za późno na śledzenie. Jeżeli nie odpowiemy na zrównanie z ziemią Elizjum - czyli jakby nie patrzeć, świętego miejsca - to wyjdziemy na miękkie cipy. Koniec popiskiwania w cieniu. Wyśledźmy ich i oddajmy kuksańca, albo zamiast drugiego śniadania, następnym razem zabiorą nam nasze nieżycie. - syknął i napiął muskuły. Na jego szyje wypełzły czarne i grube niczym żmije żyły. Palce Szczura poruszały się nerwowo, w poszukiwaniu krtani, na której mogłyby się zacisnąć. Chociaż spędził w mieście króciutki okres, zniszczenie Elizjum poruszyło go. Co innego odstrzeliwanie pojedynczych wampirów, ba, nawet księcia, a co innego strzał w miękkie podbrzusze.

- Buffet? Co on tam robi?
 
ObywatelGranit jest offline  
Stary 16-02-2015, 22:38   #75
 
TomBurgle's Avatar
 
Reputacja: 1 TomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputacjęTomBurgle ma wspaniałą reputację
Od momentu kiedy wsiadł do samochodu był roztrzęsiony;
tak, decyzja adama była jedyną słuszną. Ale wciąż czuł że miał być tam

Wyostrzone zmysłu fanfarami oznajmiały że w paradowali w sam środek grupy włamywaczy. Choć wciąż za drzwiami, słyszeli każdy krok i każde słowo. W przelocie zgarnął kawaleryjską szablę spod portretu jakiegoś radzieckiego oficera. Gdyby pomyślał o przygotowaniu się, zabrałby któryś z pistoletów. A tak jego pozycję siły miał podkreślać antyk zwinięty na miejscu. Już miał odezwać się żeby rozpocząć mediacje, kiedy we troje zauważyli czającego się Sabatnika.
I od tego momentu było już tylko gorzej

***

Skoro Eryk i Adam byli cali, a Robert został unieszkodliwiony, nie można było już dłużej odwlekać konfrontacji z Suzan. Po raz kolejny otworzył się na otaczający go świat: dźwięk panicznie bijącego serca, szuranie butów, szelest ubrań, świst oddechu, zapach potu i dziewczęcego ciała, ślady ciepła i aury na poręczach, ścianach, klamkach. Ślad był wyraźny, choć rozmywał się coraz szybciej.
Czując jak jego martwe ciało płonie życiem z intensywnością która wypaliłby z człowieka życie w ciągu godziny, Morgan pędził śladem dziewczyny. Choć, pamiętając jakim drapieżnikiem okazała się jej siostra, mógł za chwilę zakończyć całą noc patem.
 
__________________
W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki!
TomBurgle jest offline  
Stary 17-02-2015, 11:28   #76
 
Brilchan's Avatar
 
Reputacja: 1 Brilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputacjęBrilchan ma wspaniałą reputację
Przed walką


Adam jeszcze podczas jazdy opowiedział reszcie o wizji którą doznał wspólnie z Morganem - O ile dobrze zrozumiałem, John zesłał nam tą wizje jako ostrzeżenie. W “pałacu cara ” są nieproszeni goście przydałoby się jakiegoś złapać żywcem żeby upewnić się czy są to włamywacze, ludzie Gerolda czy łowcy ale jeżeli nie nadarzy się okazja nie ma co żałować. Nie ryzykujcie niepotrzebnie, mają dokumenty jakie zbierał na nas ten ruski dziad więc tak czy inaczej są zagrożeniem dla Maskarady a wszyscy wiemy co to oznacza - Powiedział zimno. Po chwili ciszy dodał - Spróbujcie rozprawić się z nimi szybko Elizjum jest atakowane przez wrogie wampiry nasz wiking i jacyś jego sprzymierzeńcy pomagają przy ewakuacji. Jeden z tamtych wampirów też ruszył do posiadłości więc możemy się spodziewać dodatkowego przeciwnika priorytetem jest zabezpieczanie dokumentów potem ruszymy do kontrataku przeciwko wrogim Kainitom - Wyjaśnił pokrótce i wydał proste polecenia.

Opowiadając pominął jednak pewien szczegół który nie był ważny dla ich obecnej sytuacji. Zanim ujrzał wizje ostrzegające przed wrogami przed jego oczami w rozbłysku kolorów zobaczył sceny ze swej przeszłości. Był wtedy guholem, biegł przez las wraz z innymi sobie podobnymi żołnierzami aby pod wodzą starych wampirów mordować czerwoną zarazę komunistów...

Zrozumiał przesłanie szalonego wikinga: "Porzuć niezdecydowanie, odkryj w sobie tamtego dawnego wojownika lub zgiń! ".

Gdy zbliżali się do posiadłości przekręcił gałkę w swojej lasce i wyciągnął z ukrytego w niej schowka długie obosieczne ostrze, następnie oderwał potrzewkę na plecach taniej marynarki gangstera i schował tam puste w środku drewno. Cylinder oraz okulary zostały ładnie złożony i wylądowały w kieszeni - Żeby nie było wątpliwości ja w przeciwieństwie do naszego zdrajcy jestem Torredorem po prostu miałem sporo bliskich przyjaciół pośród Bruja- Rzekł z uśmiechem po czym skupił się a po chwili dzięki mocy krwi jego oczy widziały w ciemności.

Gdy Adam wyciągnął szpadę, Eric położył dłoń na jego ramieniu
- Pozwól, że za nim ruszymy do bitwy skorzystam z nadwzroku i przyjrzę się temu.

Estraicher jedynie skinął głową na znak zgody i mocniej ścisneła szpadę. Gdy tylko wysiądzie z samochodu zamierzał skorzystać z akceleracji wiedział że zużywa dużo krwi ale zamierzał tym razem pokazać się jako regent który potrafi walczyć z wrogiem ~A braki uzupełni się na przeciwnikach~ - Pomyślał z dzikim uśmiechem po czym otworzył kopniakiem drzwi następnie poczeka na sygnał od Smitha.

Walka

Łowcy dozbrojeni bronią porozwieszaną na ścianach okazali się niezwykle groźni osłonili się rzymską tarczą ustawili na schodach czekając na atak.

Tymczasem Czarownik ujrzał wrogiego wampira. Jego aura była purpurowa, przy brzegach robiła się brązowa by na końcu przejść w czerń. Oczywiście była blada. Oprócz tego sabatnik miał uaktywnioną moc niewidoczności, ale bez problemu go wyczuł. Dodatkowo zmysły Niemca ostrzegały go przed niebezpieczeństwem, twoje istnienie jest zagrożone. Czuł się obserwowany, ale nie wiedział przez kogo i skąd.

Erick wykazując się sprytem krzyknął - Uwaga! Tam się czai sabatnik!- wskazując go ręką obie grupy na kilka chwil połączył wspólny przeciwnik który pod tak zmasowanym atakiem szybko odszedł w objęcia prawdziwej śmierci.

Walka która nastąpiła potem była krótka oraz krwawa Adam wyrywał śmiertelnym oręż z rąk i odbijał ich ataki korzystając ze swej nadludzkiej szybkości starając się rozerwać ich na strzępy. Wokół latały kule i słychać było ogłuszający ryk wystrzałów.

Został zaatakowany w plecy wyostrzone krwią zmysły i wzmocnione ciało wytrzymało te ciosy jednak ból rozproszył go na tyle że został potężnie ugodzony siekierą w serce. Jego przeciwnik był guholem a siła jego ciosu była tak wielka że bibliotekarz złamał poręcz.

Pocieszeniem było to że zdołał oderwać dłoń która została przeciwko niemu wzniesiona unieszkodliwiając śmiałka.

Po walce

Powrócił do życia gdy Erick wyciągnął z niego siekierę, walka była skończona. - Danke schön Herr Smith- Wyszeptał osłabiony następnie zaleczył rany, w jego ciele pozostało mało krwi co objawiło się podszeptami Bestii namawiającej go do diabolizacji sojusznika...

~ Zapchaj się tym!~ - Pomyślał osuszając resztki krwi z urwanej prawicy którą wciąż kurczowo ściskał, na szczęście mieli dużo świeżych trupów do wyboru, Adam wybrał sobie młodego Indianina

~Dzielnie walczyliście, zasłużyliście na śmierć i pochówek prawdziwych wojowników! Niestety, czasy są zbyt niespokojne na takie luksusy a ja jako nowy władca muszę być bardziej pragmatyczny wycisnę z was ostatnią kroplę krwi a zwłokami nakarmię świnie aby zatrzeć wszelkie ślady zachowując Maskaradę~- Pomyślał ze smutkiem, nie mógł sobie jednak pozwolić na słabość gdyż wiedział że ta grupa byłaby niezwykle groźna gdyby znała położenie ich legowisk i wdarła się tam za dnia.


Zaspokoiwszy głód odnalazł Morgana, okazało się że dziewczyna uciekła a on znalazł kolorowy szal przy schodach - Szybko, trzeba ją znaleźć! To ona miała papiery, jeżeli pójdzie z nimi do tego mafioza jesteśmy zgubieni ! Może Midnight ją pochwycił ?

Torreador obficie korzystał z akceleracji oraz Nadwzroku aby zlokalizować ślady trasy jaką obrała Suzan lub wykryć jej aurę jeżeli wciąż była w budynku nie obawiał się zużywać tego cennego zasobu gdyż na schodach czekało jeszcze kilka stygnących zwłok.

Jeżeli jej nie znajdzie wróci do dwóch Czarowników i omówi sprawę jeńców .

- Co robimy z guholami którzy ocaleli po bitwie ? Osobiście nie ryzowałbym posiadanie tak groźnych żmij pośród swych sług lecz jeżeli sądzicie że jesteście wstanie ich opanować to zezwolę żeby zachowali życie jako członkowie waszej świty. Wciąż winię się za to że nie ocaliłem tamtego kamerdynera w sądzie który miał pójść na służbę do Pana Smitha to by wyrównało tamten dług. To nieortodoksyjne rozwiązanie ale trzeba rozważyć czy możemy sobie pozwolić na marnowanie cennych zasobów w obliczu wojny ?

Przed odjazdem uzupełnił braki w Vitae którą zużył na poszukiwanie i spróbował jakoś zabezpieczyć posiadłość przed włamaniem potem przyślę tu swoich pracowników i Alistra aby posprzątali.
 

Ostatnio edytowane przez Brilchan : 17-02-2015 o 15:09. Powód: Ustąpienie Ericowi miejsca przy szalu
Brilchan jest offline  
Stary 17-02-2015, 14:39   #77
 
archiwumX's Avatar
 
Reputacja: 1 archiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputację
Gdy Erick wyssał swoją przeciwniczkę podszedł do Morgana wziął szal, wyostrzył wszystkie swoje zmysły i starał się wyczuć aurę jego właścicielki...
 
__________________
Szukam tajemnic i sekretów.
archiwumX jest offline  
Stary 17-02-2015, 21:39   #78
Cai
 
Cai's Avatar
 
Reputacja: 1 Cai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputacjęCai ma wspaniałą reputację

- Wciąż tylko budynek - wzruszyła ramionami. - Budynki można odbudować. Swoją drogą koszmarnie brzydki.

Była niespokojna, pochłonięta natarczywymi myślami.

- Kto mówił o samym śledzeniu? Dużo trudniej wyłapać ogon, gdy nad głową latają kule, a fragmenty krajobrazu wybuchają - spojrzała na Nosferatu. Uśmiechnęła się, jakby samym wyrazem twarzy próbowała odgonić czarne chmury. - Dystans, zaskoczenie, mobilności, wykorzystanie terenu. Chcesz pomnik chwalebnej śmierci gieroja? Mogę ci postawić. Gargulec na jednym z dachów. Вы знаете... Маскарад.

Postąpiła w kierunku klatki schodowej.

- Uruchom ten твое zwiad i znajdźmy ich wreszcie... - znikała we wnętrzu. - Potem zaczniemy polowanie. Gdy dotrwają do końca, zderzą się z wariantem B.

Schodziła na dół postępując po dwa schody. Sztywno, niechlujnie, stylem zombie, kuzyna wampirów o ograniczonej poczytalności. Pchnęła ostatnie z drzwi. Wytoczyła się na zewnątrz, wpatrzona w dal źrenicami rozszerzonymi jak po kokainie, nieobecna.

- I uważaj na Niemca. - Dodała pod nosem. Jej głos tężał. - Za dużo czasu. Za dużo, by okultystyczne eksperymenty nie przyniosły efektów.
 
Cai jest offline  
Stary 20-02-2015, 13:11   #79
 
Halfdan's Avatar
 
Reputacja: 1 Halfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skałHalfdan jest jak klejnot wśród skał
Robert oddychał ciężko, siedząc pod ścianą. Nie mógł uwierzyć że przegrali. Wszystko poszło idealnie – wykurzył wampira z karabinem zza zasłony rzucając kamień krzycząc że to granat. Plan był idealny - James blokował wrogie ciosy tarczą, a Mikase atakował. Miguel zaszedł go od tyłu. Wampir nie mógł wygrać mając dwóch wrogów z przodu i jegnego z tyłu. Zwłaszcza że Miguel, James i Mikase umieli walczyć wręcz. A jednak jakoś mu się udało. Ten z karabinem przyjął chyba z dziesięć pocisków i wciąż stoi na nogach. A ten ostatni, dobry Boże, cóź on zrobił z biednym Mikase. Dosłownie wypatroszył go jak prosiaka, jednym cięciem. Takie chuchro, które nawet nie powinno być w stanie podnieść takiej szabli! A na koniec odebrał mi własną wolę. Już wie jak musi się czuć jego córka w objęciach tego wampira, Marchinga jak wyczytał na szybko w teczce. Taka bezsilność, i ciało i umysł odmawiają mi posłuszeństwa! Boże dopomóż! Zamiast pomocy przyszły wszystkie trzy wampiry z szalikiem Suzan.




Suzan wybiegła na schody i rzuciła szalik w dół, sama zaś pobiegła do góry, mając nadzieję że ścigający ją wampir da się zmylić i będzie szukać jej na dole. Plan był prosty: schować się i uciec w dzień gdy wampiry pójdą już spać. Wybiegła na korytarz na drugim piętrze. Przy przedniej części korytarza były pokoje studentów, każdy miał tabliczkę z nazwiskiem przy drzwiach. Sue Morrigan, otwarte na oścież. W środku idealny porządek, oprócz stelaża z płótnem, niedomytych pędzelków i otwartej i zaschniętej już farby na środku. Suzan pomyślała na początku że to fotografia, ale portret nie był dokończony. Kolejny pokój należał do Sama III Jacksona. Nie był już tak czysty jak pokój Sue, a właściciel był wielkim fanem Elvisa Presleya. I grał na skrzypcach, był na łóżku leżał pusty futerał. Trzecie drzwi podpisane Brandon Freeman Junior były wyłamane. Na ścianach były wieczne pióra, cała kolekcja. Część z nich była na podłodze, szafka nocna była wywrócona, a na dywanie były ślady krwi. Dalej była biblioteka i gabinet z którego wcześniej zabrali dokumenty. To piętro to złe miejsce na kryjówkę, wampiry na pewno się tutaj pojawią. Przejrzała szybko teczki i pobieżnie rzuciła okiem na te opatrzone zdjęciami wampirów które ją goniły.
Wróciła na schody i weszła poziom wyżej. Weszła do dużego pomieszczenia, chyba sali konferencyjnej bo na środku stał wielki stół z mnóstwem krzeseł i aż oniemiała z wrażenia. Pomieszczenie było pełne przepychu: na ścianach oprócz bogato zdobionych broni (te tutaj w przeciwieństwie do tych co wisiały na dole nie wyglądały na broń użytkową, a bardziej na taką której używa się na paradach i ceremoniach, jak np miecz koronacyjny) były też obrazy jakby z XIX wieku przedstawiające arystokrację i zadumanych poetów. Dominowała purpura, w tym kolorze były ogromne firany przesłaniające okna, zdobione naścienne dywany (jak to się nazywało, miała w szkole, rarytasy jakoś tak), obrusy na stołach oraz obicia zabytkowych krzeseł. Zresztą wszystko wydawało jej się tutaj jednym wielkim zabytkiem.
Zachwyt został przerwany jak zobaczyła trupy i ślady walki. Porozwalane krzesła, dziury po kulach, krew, broń, wybite okno. Martwy facet najbliżej niej był jakby poparzony kwasem, drugi trochę dalej miał rozerwane gardło. Inne były dziwaczne: rozrzucone ubrania (niektóre mocno porozrywane) i rzeczy osobiste takie jak zegarki i biżuteria, a w środku proch i kości. Tutaj zginęły wampiry, pomyślała. Jeden zabity w rogu najdalej od drzwi był odziany w purpurę i miał na sobie mnóstwo biżuterii. Nie było szkieletu, sam proch, a staroświeckie arystokratyczne ubranie było poszarpane i zakrwawione tylko na rękawach. Drugi zniszczony metr obok był ubrany w elegancki garnitur i kapelusz, teraz już poszarpany i nie nadający się do niczego. Parę metrów dalej, na środku leżało tradycyjne indiańskie odzienie i ozdoby, takie w którym nie chodzą już nawet sami indianie. Suzan widziała kiedyś tak ubranego kolesia w gazecie, co bronił praw indian Omaha, może to on? Szczątki tego wampirzego indianina były rozsypane, jakby jego ciało rozbryzgło się po pomieszczeniu. Na środku wielkiego konferencyjnego stołu leżały markowe i pewnie drogie kobiece ciuchy z szkieletem w środku – niebieski żakiet, krótka spódniczka, pomarańczowe szpilki. Kobieta, blondynka bo jej włosy wciąż były na czaszce, została z ogromną siłą przybita do stołu dziwnym mieczem. Suzan przyjrzała się bliżej, oręż był zrobiony z kości! Próbowała go wyjąć, ale nie dała rady - miecz przebił stół na wylot i cały się wyszczerbił i powyginał, raczej się nie nada już do użytku. Szkoda, skoro zniszczył tę wampirzycę to mogłaby zaciukać nim Morgana! Ostatni wampirzy trup był przy oknie, pod firanką. Matowa czerwona sukienka i reszta odzienia w tym kolorze. O dziwo zachowana w całości, proch został rozsypany przez wiatr. Na podłodze dostrzegła błysk. Błyszczący krótki miecz. Podniosła go. Wypolerowane niczym lustro ostrze. SREBRO! No tak, tym ich zabito! Rozejrzała się po pomieszczeniu i stwierdziła że to również nie jest dobre miejsce na ukrycie się. Odwróciła się do wyjścia, gdy w drzwiach dojrzała trzy wampiry. Morgan, opisany w teczce jako "niegroźny w bezpośrednim starciu". Eric, opisany jako "woda nie krew" oraz Adam jako "5 o'clock tea time no more". Ogarnęły ją dreszcze i poczuła zimny pot na plecach. A jednak ją znaleźli. Wyciągnęła miecz przed siebie i krzyknęła:
- Nie zbliżajcie się! To srebro, wiem że ono was zabija, zniszczę was jak podejdziecie bliżej!! - po czym ruszyła tyłem w stronę okna, uważnie obserwując Kainitów.




Willy był zły. Dał się zajść jak dziecko. Szybko wyjął z kieszeni pudełeczko, otworzył je i wyjął dwie strzykawki. Gdy ich zawartość znalazła się już w jego krwi, wyjął Browninga, którego dostał od Warrena i przygotował się do walki. Wampirzyca, bo to chyba była kobieta sądząc po głosie, jednak nie zaatakowała ponownie. Mężczyzna schował broń i wrócił do samochodu, myśląć o tym co powiedziala. Heimdall? A kto to jest? Dieter? Stary szkop musi mieć z kimś na pieńku, skoro ścigają go aż tutaj. A może to wrogowie jego synów? Muszę przekazać to Warrenowi – pomyślał.
Wyciągnął z szafki samochodu teczkę, otworzył ją i zaczął w niej grzebać. FBI, CIA, KGB, NSA, NASA, Policja ... jest!! Wyjął legitymację "Assistant Chief Omaha Fire Department" ze swoim zdjęciem, odpalił samochód i ruszył w stronę strażaków.
Wysiadł pod budynkiem, wyjął urządzenie wspomagające dyskusję, błysnąl nim w oczy strażakom i obwieścił że przejmuje dowodzenie. Po kilku minutach dyskusji strażacy oddali się pod jego komendę. Willy pozwolił im dogasić pożar, upewnił się że nie zobaczą zbyt wiele i zaczał szacowanie strat. Nie było aż tak źle
Omaha Civic Auditorium to ogromna sala koncertowa. Otwarte od kilku lat, ze względu na boom zespołów rockowych przeżywa swoje chwile świetności. Część wyłącznie dla wtajemniczonych to obudowany wysokim murkiem zamykany parking, mała sala konferencyjna, dwie przyległe sale nagraniowe w podziemiach i schowek techniczny(będący wejściem do sieci kanałów). To właśnie tym wejściem wpadli sabatnicy. Studio nagrań i sala konferencyjna są kompletnie zdewastowane, całe wnętrze uległo zniszczeniu. Dzięki szybkiej interwencji straży pożarnej (aż dziwnie za szybkiej) wielka sala koncertowa pozostała nietknięta i wciąż będzie można tutaj organizować imprezy. Z tego co mówił Warren, napastników było czterech: gruby latynos, nosferatu z siekierą ubrany w ciuchy pracownika komunalnego, nastolatka ubrana na czarno-biało oraz zambo (krzyżówka murzyna z chińczykiem). Wpadli, zobaczyli że nikogo nie ma, rozlali benzynę, podpalili i uciekli tak jak przyszli. Później ten cały tenor Eryk wbiegł do środka tylko z gaśnicą i jakimś cudem zdołał opanować płomienie.
Po paru minutach do spalonych pomieszczeń weszło kilka osób. Płacząca kobieta i pocieszający ją mężczyzna, państwo Lockett jak dobrze pamiętał. Młodszej kobiety nie znał. No i ten cały tenor Eryk, rzucający mu nienawistne spojrzenie. Willy natychmiast się przedstawił:
- Witam, jestem Willy, asystent pana Buffetta. Zająłem się już strażakami i policją. Wasze sekrety i tajemnice są bezpieczne, nikt nie będzie wam tutaj buszował – zrobił krótką przerwę na oddech – Przykro mi że wasze schronienie zostało spalone. Pan Buffett chciałby spotkać się z panem Fornsterem jak i z innymi spokrewnionymi i obiecał pomoc przy odbudowie, jeśli będzie taka potrzeba. Czy wiecie gdzie obecnie przebywa gospodarz tego miejsca? Jeśli nie, to czy pozwolicie że zaczekam tutaj razem z wami na jego przybycie?
- Przykro mi, ale nie wiemy gdzie on jest. Możesz tutaj zaczekać, jeśli odpowiadają ci takie warunki... - odpowiedział pan Lockett.

Willy usiadł na cudem ocalałym krześle i zaczął myśleć kim jeszcze może być Heimdall. Dieter może i był wnerwiający w obyciu, ale Willy sam widział jego dzieła. W zeszłym roku był w Indiach i osobiście doglądał upraw zupełnie nowej odmiany ryżu, opracowanej przez Dietera. Odmiany odpornej na szkodniki i powodzie, w dodatku dającej dużo więcej plonów niż tradycyjne odmiany. Zaczyna się już mówić o "zielonej rewolucji", o szansy dla krajów rozwijających się. To mogłoby mu narobić takich wrogów?

Po dziesięciu minutach wejściem od strony kanałów wszedł Road Devil.
- Kurwa, przybyłem zbyt późno! Gdzie jest reszta? Wrócili już z kwatery księcia czy poszli za Sabatnikami? - rzucił z grymasem.
A więc są w Joslyn Castle. Willy wstał i wyjął kluczyki do samochodu.
 
Halfdan jest offline  
Stary 20-02-2015, 21:29   #80
 
czajos's Avatar
 
Reputacja: 1 czajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwuczajos jest godny podziwu
Anthony siedział na tylnym fotelu Bentleja i bez zainteresowania przyglądał się mijanym na ulicach ludziom. Żałosnym i prostym ludziom, narzędziom właściwie. Marching już dawno utracił swoją więź z człowieczeństwem, był bestią, wilkiem wśród stada cieląt. Samochód podjechał pod posterunek policji stary i szary budynek nawet dla nie posiadającego daru nadludzkiej percepcji Anthonego roztaczał auro szarości i beznadziei, a teraz i delikatną nutkę strachu. Wchodząc do poczekalni jego oczy zalśniły nienaturalnym blaskiem, nie była to jednak budząca przerażenie krwista czerwień którą dawała Dyscyplina Animalizmu, a delikatny nieopisany słowami blask który przyciągał do niego śmiertelników niczym ćmy do wiszącej na ganku lampy. Stoją w pomieszczeniu ludzie ucichli nieco gdy go ujrzeli, kilku co śmielszych próbowało nawet zwrócić się do niego z jakimś pytaniem bo rozsiewana przez niego aura opanowania i autorytetu skłoniła ich do przekonani, że jest kimś znaczącym w tu w siłach porządkowych Omahy. Przelotnie ujrzał też dwóch innych mężczyzn którzy tuż przed nim wkroczyli w obręby posterunku, jeden biały drugi czarnoskóry, odwrócili się na chwilę jakby porażeni prądem i spojrzeli na Marchinga jednak zdołali zerwać pęta uroku i odejść w głąb budynku tylko raz czy dwa razy rzucając przez ramie spojrzenie na Anthonego który właśnie skierował się do okienka gdzie siedziała Jennifer.
- Anthony Marching, witam -powiedział swoim hipnotycznym i uwodzicielskim głosem Anthony.
- Mam pewną informację dla Detektywa Wildflowera, prosił bym by była Pani tak uprzejma i wskazała mi jego biuro -
Policjantka po drugiej stronie szyby zagapiła się na niego i zawiesiła na chwilę jak niczym nastolatka do której właśnie odezwała się jej szkolna miłość.
- Yyyy, tak,tak oczywiście - odpowiedziała nagle wyrywając się z tego zamyślenia i bezwiednie przeczesując blond włosy i uśmiechając się niepewnie w kierunku Anthonego.
- Tutaj do drzwi proszę - powiedział wskazując ręką znajdujące się po lewej drzwi, a następnie wstała od biurka z kluczem w dłoni by otworzyć je i wpuścić Marchinga i Zabydeusza.
- Muszą Panowie iść tu wzdłuż tej ściany do schodów, a następnie wejść na drugie piętro tabliczka z imieniem jest na drzwiach. - mówiła dalej starając się jak najdłużej przykuć na sobie uwagę Marchinga.
- Może kawę ? - zapytała jeszcze gdy dwójka aplikantów podziękowała jej skinieniem głowy, a On obdarował ją nawet chyba lekkim uśmiechem.
- Nie mieli byśmy czelności Panni tym trapić- powiedział Zabydeusz widząc, że kobieta oderwała się trochę od rzeczywistości, a jego Pan zaczyna być lekko znudzony tą błazenadą.
- Z pewnością ma Pani jeszcze mnóstwo innych obowiązków - kontynuował delikatnym ruchem dłoni wskazując kobiecie okienko przy którym przed chwilą siedziała, a w którym gdy tylko Anthony się oddalił znowu zaczęła się tworzyć kolejka. Kobieta zmieszała się lekko i rzuciwszy ostatnie spojrzenie na Marchinga pożegnała się i odeszła.
Anthony zaczął wchodzić po schodach,a Zabydeusz niczym wierny pies kroczył krok w krok za nim. Biuro Wildflower'a nie było trudne do znalezienia, nalepiona na przydymioną szybę nalepka jednak wskazywała, na to ,że biuro dzieli on jeszcze z jednym mężczyznom niejakim Charlsem Soup. Czytając tą karteczkę Anthony lekko zmarszczył brwi, nie przypominał sobie by w którejś z rozmów z Nocollo pojawiało się to nazwisko. Sam Wildflower był wtyką jego potomka w policji Omahy, był on detektywem który zajmował się sprawami prowadzonej przez niego organizacji więc naturalnie Anthony skierował się właśnie do niego, jednakże taki mały problem jak obecność innego śmiertelnego w pomieszczeniu nie miał żadnych szans naruszyć chociażby spokój Wampira.

Wildflower siedział za swoim zdezelowanym biurkiem wpychając właśnie do i tak już przepełnionej popielniczki kolejny niedopałek, nienawidził tej roboty, gdyby nie to że Don Leone łożył kasę która spłacała jego rachunki i spełniała zachcianki już dawno rzucił by to wpizdu, a tak znowu musiał wpatrywać się w scenogramy z przesłuchań by szukać w nich przesłanek o zdarzeniach które nie miały wypłynąć na światło dzienne i musiał redagować swój raport tak by zostały one zignorowane. Wpatrując się w ciąg liter które układały się w pijacki bełkot przesłuchiwanego w pierwszej chwili nawet nie podniósł głowy gdy otworzyły się drzwi do gabinetu. Ale gdy tylko uniósł głowę od razu otrzeźwiał nie lubił takich gości, idealnie ubrany z drogim zegarkiem i wykiwajdłem za plecami, oj niedobrze.

Drzwi otworzyły się pod naciskiem dłoni Zabydeusza i Anthony rzucił spojrzenie na człowieka Nicolla czterdziesto-kilku może nawet piędziesięcio-kilku letni lekko szpakowaty mężczyzna siedział nad jakimiś dokumentami w kłębach tak gęstego papierosowego dymu, że nawet oddychającemu tylko po to by zachować maskaradę Wampirowi zaczęło to przeszkadzać.

Gospodarz nie zearegował natychmiast, ciągle wpatrzony w papiery przez chwilę zignorował gości, jednakże gdy tylko jego oczy łaskawie spojrzały na Marchinga jego postawa natychmiast się zmieniła. Sylwetka wyprostowała się, a całe krzesło odsunęło się od biurka jakby siedzący na nim mężczyzna właśnie miał się rzucić do ucieczki. Tak reakcja detektywa natychmiastowo popsuła Anthonemu humor, miał nadzieję, że Wildflower będzie inteligentną i poważną osobą, a okazał się, jak to zwykle bywa ze sprzedawcami własnych ideałów, kolejnym karaluchem obdarzonym po prostu silnym instynktem przetrwania który wiedział kiedy zamknąć usta.
- Wildflower rozumiem ? - zapytał Anthony stając przed biurkiem detektywa i patrząc na niego z góry. Wcześniej chciał się usadowić na kanapie która stała na przeciwległej ścianie pokoiku niestety wystarczyło jedno spojrzenie, że jest pokryta równomierną warstwą obrzydliwego lepiącego się brudu.
Detektyw przytaknął ale nie zmienił pozycji, a w jego głowie chwila po chwili pojawiały się niepokojące domysły czego to może od niego chcieć ten jegomość.
- Jestem tu od Nicolla, odpowiesz mi teraz na każde zadane przeze mnie pytanie. - powiedział Marching.
- Yyyy, no ale przecież ..... - Bełkotał przez chwilę bez składu detektyw aż nagle w jego oczach zapalił się chytry ognik.
- Nie mam pojęcia o czym mówisz. Chyba, że masz jakieś informacje wtedy lepiej żebyś... - powiedział z nową werwą Wildflower.
- Milcz - przerwał mu Anthony, a szczęka detektywa zamknęła się z kłapnięciem. Fascynujące obrzydliwe stworzenie z tchórza do twardziela w 3 sekundy.
- Nie będę tu się bawił w żadne hasła potwierdzenia czy gierki ja pytam ty odpowiadasz, rozumiesz ?- Kontynuował Marching.
Detektyw tylko skinął głową usta miał sklejone niczym klejem. Nagle drzwi do pomieszczenia otworzyły się a do środka wszedł wysoki blondyn około trzydziestki niosąc w rękach dwa kubki mętnej cuchnącej chemią lury którą tutaj nazywano kawą.
- Dobry wieczór - powiedział po chwili przerwy patrząc ze zdziwieniem na dwójkę stojącą przed biurkiem jego partnera. Anthony zbadał go spojrzeniem jako taki zegarek całkiem porządna marynarka, może być, a następnie spojrzał pytająco na Wildflowera który jakby za dotykiem magicznej różdżki nagle odzyskał zdolność mówienia.
- Usiądź Charli, mamy gości od naszych znajomych - powiedział lekko łamiącym się głosem Wildflower.
Słysząc te słowa blondyn skierował się do swojego biurka i postawił na nim kawy.
- Detektyw Charls Soup - powiedział nowo przybyły i usiadł.
- Mam ty trochę do zrobienia Panowie i oczekuję waszej współpracy w tym temacie. Powiedzcie mi kto jak i dlaczego trzyma wszystkie sznurki w tym posterunku. - powiedział Anthony i usiadł na kanapie w miejscu które chwile temu Zabydeusz doprowadził trzymaną w marynarce chusteczką do akceptowalnego porządku. Zdanie to napędzane siłą sztuki Dominacji spowodowało, że zasiadający za biurkiem Wildflower zaczął ochoczo dzielić się swoją wiedzą, a siedzący obok niego partner choć wyraźnie zdziwiony rozwojem sytuacji nie miał nic innego do wyboru jak pomóc mu uzupełnić brakujące luki.

****

Cała wizyta na posterunku zajęła Anthonemu dwie godziny. Dwie godziny wytężonej pracy, zaczepiał ludzi na korytarzach wzywał do różnych biur i spotykał w toaletach. Co prawda nie miał jeszcze policji w kieszeni, taki poziom władzy uzyskiwało się przez tygodnie, a nie kilka godzin ale nie było szans by na posterunku zdarzyło się teraz cokolwiek o czym nie poinformowano by, oczywiście pośrednio, Marchinga. Po skończonym oblocie pozostało tylko przyjrzeć się nowo przybyłym, dwójka agentów FBI także kręciła się po posterunku by poznać jego strukturę, tej nocy Anthony nie miał już czasu się nimi zajmować. Jego wampirze zmysły dostrzegały już powoli pojawiającą się na krawędzi horyzontu łuną. Jako Lasombra Marching był wyjątkowo wyczulony na takie szczegóły i gdy tylko powrócił z Zabydeuszem do samochodu założył przyciemniane okulary o modnych w dzisiejszych dniach dużych szkłach przypominających okulary pilotów myśliwców i na powrót skierował się w obręby swojej domeny. Za jakąś godzinę powinna się tu zjawić jego goście. Telefony które próbował wykonać z samochodu Marching do swojego potomka pozostawały głuche, widać blokada łączności ciągle funkcjonowała więc dzisiejszego wieczora nie będzie w stanie zapewnić gościom świeżej Vitae ale na szczęście w jego piwnicach pozostawało dość zasobów by zorganizować jeszcze jedno czy dwa przyjęcia, będzie się też mógł pochwalić szerszą paletą smaków.

Margarita i Paulo spisali się wyśmienicie, oświetlenie podjazdu zmieniło go w świetlistą promenadę i ujawniło skryte w mroku detale idealnie utrzymanego ogrodu. Na wejściu Anthonego przywitały wszystkie jego kobiety odziane w odświętne stroje, a także dwójka jego Ghuli, która zachęcona skinieniem dłoni swego Pana zaprowadziła go do sali balowej. Długie wyłożone marmurem pomieszczenie mogło by pomieścić dwa korty tenisowe, a na centralnie umieszczonym stole można by było grać w curling, piękno dębowego drewna układało się w naturalne ciągnące się wzory na jego powierzchni, a otaczające krawędź delikatne zdobienia same w sobie były dziełem sztuki. Ściany pokrywały najróżniejsze obrazy, płaskorzeźby i arrasy przedstawiające głównie sceny biblijne. W najdalszym krańcu sali stało za to gigantyczne palenisko które zostało ustylizowane w taki sposób, że na myśl przychodziły człowiekowi wrota do piekieł, wewnątrz szalała burza płomieni i zapewne gdyby nie odległość dzieląca je od stołu nie była tak duża, a samych nie izolowała od otoczenia pancerna szyba Anthony nigdy nie odważył by się zasiąść u szczytu stołu w wielkim fotelu. Fotel ten miał jedno zadanie, podkreślić pozycję zasiadającego w nim, w swej domenie Anthony był jedynym i niekwestionowanym władcą, a wszyscy pozostali, co najwyżej, gośćmi domu.
 
__________________
Nowa sesja dark sci-fi w planach zapraszam do sondy

Ostatnio edytowane przez czajos : 21-02-2015 o 11:36.
czajos jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:43.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172