Bez większych ceregieli Galvin podszedł do szynkwasu.
- Co tam macie dobrego karczmarzu? - zapytał na dzień dobry.
Karczmarz spojrzał na nowego gościa i odparł:
-Najlepsze ale w mieście, i mięsiwo..gulasz. Polecam.. - zaczął zachwalać -Nowi chyba jesteście w mieście? - zapytał.
- Ano nowi… ale tak czy tak dla mnie kufel piwa. Najlepszego. - rzekł Galvin kładąc na ladzie dwa srebrniki.
-Tak jak mój towarzysz. Najlepsze jakie macie, bom słyszał że najlepsze tutaj podajecie - powiedział z uśmiechem Karl kładąc monety śladem krasnoluda.
Karczmarz nalał dwa pełne kufle (litrowe) piwa i postawił przed przybyszami. Przez chwilę przyglądał im się bacznie, czekając czy coś jeszcze zamówią.
Chwyciwszy w dłoń kufel Galvin upił trochę złotego napoju i zacmokał. Było dobre. Bardzo dobre. Ale nie doskonałe. Nie to jakim zwykle mógł się raczyć tam gdzie uczył się swojego rzemiosła.
- Na drugie zaś… potrzebowalibyśmy paru informacji o pewnej osobie, która jakiś czas temu była wywalcem Siwego Zębacza. - rzekł krótko piwowar.
Karczmarz spojrzał podejrzliwie na Galvina, unosząc lekko brew do góry.
-A czy tutaj to jest jakiś punkt informacji… - żachnął się -Kogo szukacie? - zapytał po chwili, lekko pukając palcami
Dłoń Galvina podniosła się, a między palcami błysnęło złoto jakby dla odczarowania lekko nieufnego karczmarza.
- Kazrik Jordisson. Kojarzycie takiego kogoÅ›?
Karczmarz spoważniał. Mina jego stężała, a mięśnie napięły się. Gniew w oczach byłby dostrzegalny nawet dla ślepego.
-Tak. Bywał tu, ale już nie bywa. - splunięcie na podłogę.
- W to nie wątpię. Kwestia jednak nie tego czy tu jest czy go nie ma. Kwestia tego z kim się zadawał, z kim przesiadywał. - rzekł równie poważnie Galvin, choć po nim w przeciwieństwie do karczmarza dało się dostrzec ponurość. Położył złotą monetę na blacie i dodał - Po posiłku na głowę też poprosimy.
Karczmarz coś krzyknął do jakiejś Khazadki, z czego można było wywnioskować, że zaraz podadzą ciepły gulasz.
-To nie wasz interes z kim się tu zadawał. Swoje złoto schowaj, bo i tak Ci nie pomogę. Morderca rodziny nie zasługuje nawet na splunięcie,a co dopiero by przywoływać go do rozmowy. - zaciśnięte zęby mogły świadczyć o jednym. Plotka stała się znana. Pogarda dla Kazrika stała się faktem.
- Nie z powodu obłąkanego jesteśmy tutaj, a z powodu… prawdy. - rzekł piwowar, wypił parę łyków i kontynuował wcale nie rozluźniony smakiem trunku - Poproszono nas, abyśmy odtworzyli ile jesteśmy w stanie z ostatnich kilku miesięcy życia szaleńca.
-Powiem krótko. Bywał tu, a z kim grał i z kim gadał to nie moja sprawa. Lepiej przestańcie o niego pytać, bo sobie kłopotów narobicie.. - rzucił ostrzegawczo -Ja tu tylko podaję..a o nim nie chcę gadać.. - ponowne splunięcie na ziemię.
-Nie musisz z nami rozmawiać, ale odmawiając nam pomocy narażasz swoich pobratymców na podobny los który spotkał Kazrika. Jego umysł został spaczony, jego myśli odwrócone przeciwko niemu i jego braciom i siostrom. Możecie nic nie mówić, ale jeżeli nastanie następna tragedia, krew będzie na waszych rękach Panie. - powiedział stanowczo i fachowo Karl dopijając kufel piwa, który po opróżnieniu postawił mocno na ladzie. - Nic tu po nas przyjacielu - zwrócił się już do Gavlin’a - Dorwiemy plugawego nekromantę tak czy inaczej, nie dziś, to jutro, choćbyśmy mieli umrzeć.
Karczmarz się zaśmiał tylko gromko na słowa człeczyny. Machnął ręką i ruszył w kierunku innej klienteli. Widocznie słowa cyrulika nie zrobiły na nim większego wrażenia.
Dłoń piwowara powędrowała do twarzy i zakryła ją w geście kompletnego szoku i zażenowania.
- O ja pierdolę. Karl, cholera… z Bretonii się urwałeś czy jak... - wymamrotał.
Przelał piwo do swojego kufla przytroczonego łańcuchem do pasa i ruszył do wyjścia popijając z niego. Olać gulasz. |