Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 13-02-2015, 18:34   #210
rudaad
 
rudaad's Avatar
 
Reputacja: 1 rudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputacjęrudaad ma wspaniałą reputację
Tytytha - 116 centymetrowa halflindzka dziewoja o rudych włosach, pulchnej budowie ciała, niezwykłych oczach i szerokim, radosnym uśmiechu, charakterystycznym tylko dla tej rasy Starego Świata


do tego obciążona plecakiem niewiele mniejszym od niej samej - przemierzała ulice Schwartzhafen w poszukiwaniu swoich znajomych najemników, z którymi dotarła aż tutaj. Codziennej radości z pięknych chwil popołudniowego słońca nie psuła jej nawet wizja porzucenia jej samej przez grupę w głębi tajemniczej Sylvani. Nie miała im za złe osamotnienia. Nie miała nic przeciw znalezieniu się w samym środku magicznej krainy, za jaką uważała te rubieże Imperium. Chciała jedynie zapytać dawnych kompanów, czy może jeszcze liczyć na tego pegaza, o którym jej opowiadali całą drogę od Krainy Zgromadzenia i dla którego z nimi wędrowała taki szmat drogi. Pewnie nie mogła, ale za samo zadanie pytania nikt jej w głowę nie da przecież, a lepiej mieć pewność niż zmarnować okazję! Każda z okazji na poznanie czegoś nowego może się wszak nie powtórzyć! A to może być jedyny pegaz w Sylvani, więc nie ma co wybrzydzać trzeba iść popytać reszty! O ile jeszcze jakaś reszta tutaj została... - roztrząsała w myślach najważniejsze dla siebie kwestie Titi.

Wtem gwar jakiś, ruch i zamieszanie. Dom stojący w płomieniach, ale ogień jakiś taki niemajestatyczny. Przygasły odrobinę, za to z plonem zacnym - dwóch nieboraków osmalonych i bez pomocy. Dziwny ten kraj, ale nawet w takim, niziołków zwyczaje takie same! Dziewczę truchtem podbiegło do leżących, rozsuwając gapiów łokciami i wielgachnym plecakiem, który przy każdym jej kroku wydawał z siebie melodyjny, rytmiczny dźwięk srebrnego dzwoneczka przyczepionego do burty niziołkowego wspomagania grawitacyjnego. Jednoczenie nie pozwalając przegapić malutkiej, rudowłosej burzy energii, dobrych chęci i bezinteresowności znajdującej się teraz przy Atosie i Hansie. W mgnieniu oka zrzuciła z ramion plecak, chwyciwszy go kolanami pochyliła się nad nieprzytomnym i sprawdziła czy jeszcze dycha. Dychał! To już dobrze wróżyło i im obu i samej Titi. Choć matka Esmeralda nie dała dziewczynie czterech rąk, to od razu z tłumku wychwyciła największego z drabów, co najbardziej zmartwioną minę miał i wskazawszy na niego krótkim, pulchnym paluszkiem, odezwała się tonem nieznoszącym sprzeciwu:

- Ty, wody mi przynieś. Dwa wiadra, zimnej i czystej! - wprawiając większość zbiegowiska w zdziwienie, a na pewno zaskakując samego Johanna, do którego mówiła. Do reszty poza samymi ofiarami pożaru nie odzywała się wcale, ale wyjmując z bagażu kilka pakunków, wyraźnie, ruchem rąk oznajmiła im, że chorym potrzebne jest miejsce.

Nim poluzowało się w okół niej, Titi stała przy Atosie i mówiła do niego pół szeptem:

- Jestem cyrulikiem, ale nie rzeźnikiem, jak Ci wasi. Pomogę wam. Muszę rozciąć twoją śliczną kurtkę, bo dostaniesz zakażenia. - sięgnęła po sztylet do pasa i ze szczerym, rozbrajającym uśmiechem, nim zaczęła rozcinać ubiór szlachcica, szepnęła mu do ucha ciszej - Tak, będę Cię rozbierać i robić Ci dobrze...

Nim główny zainteresowany zdołał zareagować, nienadpalone części kaftana opadły na ziemię w strzępach, a na jego ramieniu wylądował namoczony wodą z manierki jedwab katajski chłodzący rany i przynoszący ulgę poparzonej skórze. Niziołka mimo swojej wagi poruszała się nad wyraz sprawnie i szybko.

- Dalej zabawiasz się sam, bo nie umrzesz mi tu przez ten ułamek klepsydry, ale temu tam może się to przydarzyć. Na ciebie popatrzę, czy tak jak trzeba moczysz szmatkę i nie robisz sobie więcej krzywdy niż pożytku, ale do niego muszę iść. Poza tym ja zawsze miałam słabość do tych bardziej chrupiących kawałeczków o nieznanym pochodzeniu w daniach mojego tatki. - powiedziała nie mogąc ukryć kipiącej w niej radości i przysuwając się już do Hansa, wiedziała, że musi go rozebrać ze wszystkiego co miał na sobie, a co nie wtopiło się jeszcze w skórę, ale niestety musiała czekać na wodę, z którą się grzebał wielkolud. Nie miała zamiaru zdzierać niczego na siłę, ani zostawiać nieszczęśnika nagiego na ulicy, a tym bardziej tam go na poważnie opatrywać. Chciała jedynie zdjąć z niego to co się da, owinąć namoczonym płótnem i przenieść do najbliższej karczmy, gdzie będą bardziej cywilizowane warunki do leczenia tego typu ran. One wszak potrzebowały czystości, zimna, spokoju i czasu... i prosiły się o troskliwą opiekę, a Titi na takiej się znała, jak na niczym innym na świecie.
 
__________________
"Najbardziej przecież ze wszystkich odznaczyła się ta, co zapragnęła zajrzeć do wnętrza mózgu, do siedliska wolnej myśli i zupełnie je zeżreć. Ta wstąpiła majestatycznie na nogę Winrycha, przemaszerowała po nim, dotarła szczęśliwie aż do głowy i poczęła dobijać się zapamiętale do wnętrza tej czaszki, do tej ostatniej fortecy polskiego powstania."

Ostatnio edytowane przez rudaad : 14-02-2015 o 14:06.
rudaad jest offline