Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-02-2015, 12:48   #26
Sierak
 
Sierak's Avatar
 
Reputacja: 1 Sierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłośćSierak ma wspaniałą przyszłość
Telflamm, 4. Eleasis (Śródlecie); 1373 DR, Rok Zbuntowanych Smoków


Geth wyszedł z gospody i prowizorycznego ratusza jako pierwszy, mijając stojących na zewnątrz strażników. Rozejrzał się jeszcze raz po wiejskim placu, zaś jego wzrok utkwił w stosie dogasających ciał. Ile ci ludzie musieli wycierpieć, skoro nawet śmierć przyjaciół ich nie ruszała? Przywoływacz jeszcze raz spojrzał na lokalnych, ich stoickie twarze nie zdradzały emocji. Mimo wszystko w nocy wygrali, przeżyli a żaden z nich się nie cieszył. Wiedzieli, że to jeszcze nie wszystko co Ferrbeth ma dla nich w repertuarze. Wiedzieli też, że prawdopodobnie żadne z nich nie wyjdzie z tej opowieści żywe.

Bez słowa komentarza czarodziej wyjął z sakiewki niewielkie pióro mewy i wyrecytował zaklęcie. Nagle stał się lżejszy, a jego stopy oderwały się od podłoża pozwalając mu na lot.

Geth szybował nad dżunglą zajmującą znaczną powierzchnię Ferrbeth, kierując się w stronę drewnianego portu i statku na którym zostali marynarze. Widział go już z daleka dryfującego kilkadziesiąt metrów od linii brzegu, czyli dokładnie w tym samym miejscu w którym znajdował się, gdy drużyna z niego schodziła. Podróż zajęła czarodziejowi niecałe pięć minut w czasie których miał okazję podziwiać wyspę z lotu ptaka. Widok zaś wcale nie napawał go optymizmem. Geth nie posiadał elfiego, sokolego wzroku jednak nawet z daleka dostrzegł absolutny brak życia tam na dole. Nie widział przemykających między drzewami zwierząt, co jakiś czas zauważał pojedyncze zwłoki, kilkakrotnie zaś mógł przysiąc, że widzi spacerujące sobie jak gdyby nigdy nic, nieumarłe zwierzęta. Czym prędzej pospieszył zaklęcie i na ile się dało zwiększył prędkość. Statek szybko powiększał się w jego odniesieniu i już po kilkunastu sekundach znalazł się na tyle blisko, by przywoływacz mógł dostrzec wszelkie znajdujące się w nim detale.

Przywoływacz szybko pożałował swojego pośpiechu żeby dotrzeć na statek. Młodzieniec przełknął tylko głośno ślinę widząc, jak cały pokład uwalany jest we krwi i nieruchomych ciałach. Bezszelestnie wylądował na deskach obserwując krwawą łaźnię, panowała przerażająca cisza. Szybko naliczył dwanaście trupów, większość z nich miała poderżnięte gardła, kilka ślady szponów zaś pojedyncze ciało wyglądało tak, jakby ktoś wylał na nie wiadro kwasu, eksponując światu gołą czaszkę i nie do końca rozpuszczone oczy. Geth stanał przed dylematem badania okrętu samotnie i ewentualnego stawienia czoła nieumarłym żeglarzom, lub szybkiego powrotu i odnalezienia swoich towarzyszy. Rozmyślania przerwał odgłos kroków kogoś lub czegoś wchodzącego po schodach. Czarodziej odwrócił się szybko przez ramię i dostrzegł coś, co zmroziło mu krew w żyłach. W drzwiach prowadzących do kajut stała czarna jak noc bestia, wysoka na tyle by musiała się schylać przechodząc przez drzwi. Geth bez problemu przeliczył, że pokryty łuską stwór przewyższa go przynajmniej o półtorej głowy, a on sam nie był przecież niski.

Jadowicie żółte oczy zwęziły się widząc kolejną ofiarę do zlikwidowania. Stwór był pokryty czarną łuską, zaś głowa i kark opancerzona była dodatkowo kostnymi wypustkami. Szereg długich kłów zastygł w przerażającym uśmiechu, dwa zakrzywione rogi dodawały bestii pewnej demonicznej aparycji. Gad był jednak ubrany zwyczajnie, a właściwie to nie był ubrany zwyczajnie jak na swój status nieokrzesanego potwora. Jego ciało okryte było eleganckimi, zdobionymi szatami w kolorze purpury przepasanymi klamrami i paskami ze zdobieniami w kształcie smoczych szponów. Czarne, trzymane odwrotnie, długie ostrze zalśniło w jego dłoni jakby na znak jego zamiarów wobec nieoczekiwanego gościa.

Stwór otworzył pysk nie spuszczając wzroku z Karnaxa, jednak ten wcale nie interesował się tym, czy gad chce zainicjować rozmowę. Niesamowicie szybka reakcja, która często ratowała czarodziejowi życie pomogła mu i teraz, dając dosłownie ułamki sekundy na działanie. Kątem oka Geth dostrzegł, że przynajmniej cztery z leżących na pokładzie ciał wstają ponownie do nie-życia.

Telflamm, 4. Eleasis (Śródlecie); 1373 DR, Rok Zbuntowanych Smoków


- Idźcie beze mnie, ja zostanę tutaj i pomogę komu się da. Na murach widziałem rannych, a w przypadku kolejnego ataku nieumarłych będę w stanie ograniczyć straty tutejszych. Spotkamy się jak wrócicie - powiedział Algow do wstających z miejsc poszukiwaczy przygód. W jego oczach było twarde postanowienie, ogień rzec można. Coś w rodzaju twardej decyzji wiary, co mądrzejsi zdali sobie już sprawę, że namawianie kapłana nie ma sensu.

Pozostała szóstka z fanatycznie nastawionym do wycieczki Blod’whunem wyruszyła z wioski czym prędzej. Pożegnała się z wysłannikiem Lathandera i Isherwoodem, po czym opuściła osadę drugą bramą kierując się na północ Ferrbeth.

Droga była spokojna, bez wartych zaznaczenia przygód, a gorąco dawało się wszystkim we znaki. Z jednej strony tropikalny klimat, błękitne niebo, palmy i wszechobecna zieleń pozwalały się oderwać od ponurej sytuacji na wyspie, z drugiej temperatura wymuszała rozpinanie kurtek, pancerza i czego się tylko dało, byle nie utopić się we własnym pocie. Rzecz jasna wszyscy byli gotowi na nieumarłych, olbrzymie tygrysy i co tam jeszcze dżungla mogła na nich rzucić, ale nic się nie stało. Pierwsza część drogi minęła w niepokojącym wręcz spokoju, absolutnej ciszy nie zmąconej skrzeczeniem ptaków i odgłosami zwierząt. Drużyna minęła rozstaje dróg kierując się, za namową Isherwooda, w prawo. Wnioskując po mapie droga w lewo prowadziła do opuszczonej teraz kopalni i była wyraźnie szersza niż nie uczęszczana odnoga.

Trakt prowadzący do wioski orków był zdecydowanie węższy, po kilkuset metrach nie był już utwardzony i co jakiś czas wymuszał karczowanie przejścia mieczem. Idący na szpicy Jagan kilkakrotnie mógł przysiąc, że coś porusza się między drzewami jednak późniejsze sprawdzenie podejrzanego miejsca nie potwierdziło jego obaw. Sielanka spowodowana błękitnym niebem i palmami szybko ustąpiła miejsca obawie i wzmożonej czujności. Drużyna wiedziała, że jeden fałszywy i bezmyślny krok mógł ją wprowadzić w siedlisko nieumarłych albo bogowie wiedzą czego jeszcze. Mimo wszystko zdeterminowana, parła do przodu…

Po niecałych dwóch godzinach marszu poszukiwacze przygód dotarli do wioski orków, a raczej tego co z niej pozostało. Ruiny prowizorycznych domostw zbudowanych z pali, kości, kamienia i skór były zdewastowane lub w większości spalone. Układ wioski polegał na dwóch wielkich, położonych w centrum drewnianych domostwach i mniejszych, rozsianych chaotycznie dookoła nich. Sądząc po porozwalanych dookoła przedmiotach codziennego użytku atak lub cokolwiek zrujnowało osadę, musiał nastąpić nagle i niespodziewanie. Wszędzie było pełno zaschniętej krwi, część skór dosłownie nasiąkła juchą zmieniając barwę na czerwień. Część ciał dalej leżała rozrzucona w nieładzie, zmasakrowana, bez żadnego porządku ani schematu. Już na pierwszy rzut oka można było stwierdzić, że ilość krwi znacznie przewyższa możliwości trupów, nawet choćby wysuszyć je z niej do cna. Większość zwłok miała poderżnięte gardła, reszta ślady szponów, jeszcze inne były częściowo nadpalone.

Co szybko rzuciło się w oczy, wiele domów miało wymalowany na drzwiach lub ścianach symbol - okrąg w którym dwa gwoździe nachodziły na siebie w nierównym krzyżu. Oznakowane było każde domostwo, zaś jeden z dwóch centralnych namiotów miał go wymalowanego na całej powierzchni jednej ze ścian, którą stanowiła rozwieszona na drewnianym stelażu skóra.


To co dopiero postawiło drużynę na nogi to istota znajdująca się w środku tego obrazu śmierci i zniszczenia. Na placu przed dwoma największymi domami siedziało stworzenie rodem z najniższych warstw piekieł. Widząc nadchodzących podróżników wstało na proste nogi, a wzrostem przekraczało Blod’whuna ponad dwukrotnie. Czarna łuska na przemian przeplatała się z kostnymi wypustkami wychodzącymi z pod pancerza, jego głowa składała się już z praktycznie samych kolców nachodzących na siebie w chaotycznym nieładzie. Czerwone, gadzie ślepia spoczęły na niespodziewanych gościach, wydawać się mogło że czarna łuska zamyka w szczelnym pancerzu całe ciało przybysza z wyłączeniem brzucha, w bliższym spojrzeniu jednak ten też był osłonięty twardą, tyle że jaśniejszą, zbroją. Na ziemi, obok czarnego koszmaru spoczywał długi, również najeżony kolczastymi zadziorami łańcuch.

Diabeł rozpostarł swe dwukrotnie większe od siebie skrzydła, jakby chcąc zaimponować intruzom samą swoją prezencją. Awiluma szybko spostrzegła tajemne inskrypcje wypisane w kręgu wokół przybysza i zdała sobie sprawę, co też trzyma go na planie materialnym. Krąg przywołania, bestia uwięziona była w nie pozwalającym mu opuścić tego planu magicznym kręgu. Tak więc dopóki ten pozostawał nienaruszony, drużyna mogła czuć się w miarę bezpiecznie, o ile można było w ogóle mówić o bezpieczenstwie w obliczu takiego przeciwnika.

- Ludzie... I do tego żywi, podejdźcie, wzbudziliście moje zainteresowanie - rzekł władczo diabeł jakby w ogóle nie biorąc pod uwagę możliwości, że któreś ze śmiertelnych mu się sprzeciwi. Dopiero po kilku sekundach zebrani zdali sobie sprawę z faktu, że bestia nie otwarła nawet najeżonego kłami pyska.
 
__________________
- Alas, that won't be POSSIBLE. My father is DEAD.
- Oh... Sorry about that...
- I killed HIM :3!
Sierak jest offline