Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-02-2015, 14:54   #230
Plomiennoluski
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Praca Wspólna

Zwiastun Świtu
przypadł do druidki.

- Panie Poranka, w swej łaskawości pozwól mi uzdrowić rany potrzebującego pomocy, ku większej Twej chwale! - wyrecytował krótką, iście polową modlitwę wznosząc rękę ku niebu i przyzywając błogosławieństwa swego patrona. Blask Twórcy rozpalił ją białym, czystym światłem. Tibor dotknął rozoranego nadgarstka kobiety. Światło jednak nie wniknęło w ciało, nie zasklepiło rany ani nie wywołało żadnej reakcji.

Zszokowany kapłan przyglądał się przez chwilę bezwładnemu ciału.
- Niech to demony! - obrócił kobietę na plecy i zaczął masaż serca na przemian ze sztucznym oddychaniem, próbując pospiesznie przywrócić krążenie i oddech. Masywne żebra półorczycy trzeszczały pod naciskiem silnych dłoni, klatka piersiowa unosiła się i opadała, pompowana pospiesznymi oddechami… wszystko na próżno. Tibor pracował niezmordowanie, czując jak pot ścieka mu po twarzy i ciele. Minuta, dwie… pięć…

Wreszcie przerwał i jeszcze raz dotknął szyi kobiety, przyłożył dłoń do jej ust. Potem podniósł się powoli.
- Nie żyje.
Grzmot pokiwał głową niejako na potwierdzenie. Przystawił ucho do jej piersi i nóż do ust, by sprawdzić czy oddech się unosi, nim powiedział coś więcej. - Poświęciła się, żeby oczyścić źródło. - Skwitował goliat.

Tibor spojrzał na klęczącego obok Burro, na resztę towarzyszy, na skomlącego niespokojnie Ferenga, potem na jezioro. Nowy blask zapalił się w oczach chłopaka gdy ruszał ku brzegowi jeziora. Wahał się przez chwilę, wreszcie nabrał trochę wody w dłonie i wrócił do ciała.
- Ojcze Puszczy, spojrzyj łaskawym okiem na swą służebnicę, wróć jej życie którego nie szczędziła by w Twe imię oczyścić z zepsucia i przywrócić do życia to święte miejsce. - modlił się gorąco. Mógł nie ufać Kostrzewie, ale nie chciał jej krzywdy czy śmierci. Obmył czoło kobiety wodą, potem rozcięty nadgarstek. - Okaż miłosierdzie, wysłuchaj prośby sługi Pana Poranka, Twego boskiego sojusznika i przyjaciela. Twoja wola władna jest zdziałać cud - nie moje dłonie. Pozwól wrócić duszy niewiasty, by mogła chwalić Cię i głosić wielkie dzieło które za Twoją przyczyną nastąpiło na oczach nas śmiertelnych - przemawiał z pokorą, pochylony nad ciałem.

Z kolei Var zanucił cichą modlitwę, do ojca natury też, ale głównie do Kuliak i duchów przodków, by mieli druidkę w swojej pieczy. Było pewne, że udowodniła swoje szczere chęci. Nawet jeśli nie przed towarzyszami podróży, to na pewno przed swoim bogiem i duchami natury. Modlił się o to, by z druidką stało się to, co duchy same uwidzą za najlepsze w tak niepewnych czasach. Śmierć i życie po niej były miłe, jako naturalna kolej rzeczy, zapewne zwłaszcza dla Kostrzewy. Teraz jednak, w tych okolicznościach, mogły mieć dla kobiety inne pomysły.
Kucharz podszedł bliżej i delikatnie przytrzymał głowę druidki, starając się pomóc Tiborowi.
- Wstawaj, no. - łamiący się głos niziołka był ledwie słyszalny. Dla wiodącego spokojne życie Burra, tyle śmierci i krwi to było ponad jego nerwy. Zupełnie nie mógł się odnaleźć w sytuacji. Chciał po prostu by Kostrzewa wstała i uśmiechnęła się krzywo, potwierdzając że to tylko żart i wszystko będzie dobrze.

Mara stała z boku. Miała mętlik w głowie. Całą sobą wyczuła chwilę, gdy iska życia Kostrzewy zgasła, lecz nagły wybuch sił witalnych natury zupełnie ją oszołomił. Mogła nienawidzić druidki i żżymać się na jej brutalną szczerość, lecz to półorkini zyskała sobie przychylność i łaskę bogów - nie Tibor, bezskutecznie modlący się nad jej ciałem. Choć zaklinaczna pomyślała, że w swym zaślepieniu nie różnił się wiele od upartej druidki.
- Zostawcie ją - rzekła drżącym głosem. - Nie pamiętacie co mówiła Arna? Ona nie chce być wskrzeszona. Powiedziała przecież, żeby jej nie przeszkazać. Dajcie jej spokój.
Tibor oderwał spojrzenie od Kostrzewy i popatrzył na dziewczynkę. Potem pokiwał głową i wstał znad ciała.
- Przykro mi, nie dałem rady. I nie każcie mi tego samego czynić z Shando.
Grzmot popatrzył przez chwilę na kapłana, potem na martwe ciało orczycy i wzruszył ramionami.
- Nie chciała, nie chcieli, to sie nie dało, nikt cię o to samo w sprawie Shanda chyba prosić nie będzie. Zrobiłeś co mogłeś. - Poklepał Tibora po ramieniu, a następnie zajął się praktyczną stroną śmierci druidki. Zaczął szukać kamieni na kopczyk dla niej. Nie miał pojęcia jakie zwyczaje w tych sprawach mają opiekunowie natury, więc uznał że ani palić, ani zakopywać nie ma sensu, ani nie ma czym. Został więc kopczyk. Teraz trzeba było je tylko dostarczyć i ułożyć. Najlepiej w miarę prędko. Zmitrężyli już dość czasu, trzeba było zacząć nadrabiać, ruszyć najpierw do Dugan’s Hole, a potem zapewne do Bryn Shander. Byle jak najdalej od tego dziwnego miejsca. Nie wspominając już o tym, że zmiennokształtny nabierał przewagi, a to mogło dodatkowo popsuć szyki. Miał zamiar użyć kostura, kiedy już wyjdą za wąwóz poza doliną. Wypadało wykorzystać rozsądnie te ostatnie parę godzin światła dziennego.

Opuszczali dolinę w różnych nastrojach. W czwórkę, piątkę, jeśli liczyć Ostatka, idącego spokojnie na postronku. Tworzyli całkiem malowniczą i jak widać było ostatnimi czasy, wybuchową mieszankę. Zatrzymali się jeszcze na chwilę przy Galeb-Dhurze, by rozmówić się z nim odnośnie opieki nad zasadzonym przez Kostrzewę dębem. Gdy Grzmot odwrócił się, by ostatni raz spojrzeć na dolinę, przed oczyma mignął mu na chwilę całkiem inaczej wyglądający krajobraz. Może tylko oślepiło go słońce, ale zdawało mu się że widzi w oddali Kostrzewę. Uśmiechnął się więc tylko lekko, naciągając głębiej kaptur i ruszył dalej.

Każdy uważnie rozglądał się na boki i do góry, byle mieć pewność że nic ich nie zaatakuje, lub że się w coś nie wpakują. Grzmot dodatkowo rozglądał się za czymkolwiek na opał, lub jakimś pożywieniem dla muła. Mieli mnóstwo mięsa, zwłaszcza dla czterech osób, ale za to pasza była całkiem inną historią. Var użył nawet magicznego kija, by wyznaczyć najbezpieczniejszą a jednocześnie najkrótszą drogę do Dougan's Hole, nie miał zbyt dużej wprawy w używaniu magicznych przedmiotów., ale zdawało się, że ten do tej pory prowadził ich w miarę dokładnie. Wieczór również zapowiadał się pracowicie, przynajmniej dla magików, którzy mieli zamiar spróbować się skontaktować z paladynami czy czarodziejką, nie był pewien, taka magia nieco przerastała jego głowę.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...

Ostatnio edytowane przez Plomiennoluski : 14-02-2015 o 17:08.
Plomiennoluski jest offline