Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-02-2015, 20:18   #36
Zormar
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
Tura 8

Kerok szedł. Zmierzał na obrazy, gdzie wraz z archontem i Prorokiem omówi dalsze losy tego świata. Świata Kenku, gdyż innego nie znają. Wreszcie jednak przekroczył próg.

Kerok podszedł do Proroka i archonta. Przywitał się z nimi w tradycyjny sposób, lecz widać było, że niezbyt żywo. Również jemu te czasy dały się ostro we znaki.
- Czas nam rozrządzić co teraz uczynić- ogłosił formalnie to, co było już dawno wiadome.
- Zawołać medyka? - zadał pytanie archontowi, słysząc jego kaszel.
- Nie, nie trzeba… - wydusił niemrawo archont. - Najlepiej pomoże mi powrót do wielkiego, skąpanego w bieli Sluepburga. Na pewno tutejsze powietrze po prostu nie sprzyja memu ludowi. Jest tutaj znacznie cieplej… - dodał, kończąc wypowiedź suchym kaszlem który rozległ się po całym pomieszczeniu.
- Czas już! - zagrzmiał Prorok. - Czas już nastał, Keroku! Przepowiednia spełniona prawie w całości, trzeba nam jeszcze tylko jednego, by dopełnić woli Kektaka! - przerwał na chwilę. - Przekaż mi władzę tak, jak zostało przepowiedziane, niech wola boża stanie się tu i teraz!
- Oczywiście, że możemy sprawić, by wypełniło się to jak zostało przepowiedziane, ale czy lepiej nie będzie, gdy wzniesiesz się ponad ograniczoną rolę Keroka i przekażesz ludowi nauki Kektaka? Czyż nie zrobisz więcej, gdy będziesz bliżej ludu przekazując mu nauki i moc? MOC! Wszakże wspominaliście, że Kektak obdarzył was swym błogosławieństwem. Czy nie pomyśleliście, że może być to sprawdzian? Może Kektak sprawdza twą wiarę. Sprawdza to, czy pomyślisz o ludzie jeszcze lepiej i wspaniałomyślniej niż jako Kerok, a jako nauczyciel, który przekaże wszystkim Kenku tajemnicę MOCY?! Czyż tak czasem może o Wielki Nasz Pan nie chciał nas nagrodzić za naszą wiarę? Czyż czasem nie chciał poprzez *CIEBIE* - podkreślił. - udzielić swemu ludowi, nam Kenku, błogosławieństwa odkrywając przed nami, za TWOIM pośrednictwem, tajemnicy MOCY?! Nie zniżaj się do roli Keroka! Bądź kimś więcej! Kimś lepszym! Kimś, kto podźwignie Kenku w po dwakroć większej chwale! Nie tylko w pokoju, lecz w największym błogosławieństwie Kektaka! - zaczął z entuzjazmem Kerok napełniając nim całe pomieszczenie. Tak mu się przynajmniej wydawało.
Archont podeśmiał się z przemówienia Keroka, zdając sobie sprawę z powodu tak “wyniosłych” słów.
Prorok stał przez chwilę, wpatrzony bezrozumnie w oblicze Keroka. Wydawał się niespecjalnie poruszony jego słowami, zmarszczył brwi.
- E… czyli odmawiasz przekazania mi władzy…?
Kerok zaczynał coraz bardziej sądzić, że prorok raczej nie jest żadnym prorokiem.
- Tutaj nie chodzi o władzę! Tutaj chodzi o Twoje posłannictwo! Posłannictwo wśród ludu. Czyż nie jest godniej by lud wielbił cię jako jedynego proroka, a nie Keroka jednego z wielu? Czy też może nie masz na celu dobra wszystkich Kenku?
- Cóż ty bredzisz?! - krzyknął nagle rozdrażniony. - Czyż nie przepowiedziałem, że Kektak wyznaczył mnie bym ustanowił jego królestwo na ziemi? Ja będę ostatnim Kerokiem, największym, najdostojniejszym, równym samemu Kektakowi, który wywyższył mnie do tego niewypowiedzianego zadania! A kim ty jesteś, mierny nielocie, wobec mojej potęgi!? Ja oddam Kenku skrzydła, wywyższę ich do gwiazd, połączę nasz świat ze światem Kektaka, będziemy równi największym Kerokom w historii, nie! Będziemy równi bogom, nie! Więksi od nich będziemy, wtedy to oni będą drżeć przed nami, nie my przed nimi! To oni będą nam stawiać ołtarze, nie my im! To my będziemy zsyłać na nich pożary i zarazy! W imię mojej nieskończonej, boskiej chwały! Jak śmiesz stawać mi na mojej świętej, nieomylnej drodze, krótkowzroczny głupcze!?
- Skończcie tę bezsensowną kłótnię! Po tym wszystkim nadal macie zamiar dzielić wasz lud?! Za to ginęliście zarówno wy jak i my?! - rzekł zdenerwowany archont, zakańczając swój wywód kaszlnięciem.
- Ty nie powinieneś mówić wcale! - ryknął Prorok. - Twoja rola się zakończyła, pachołku, wracaj do swej śmierdzącej łajnem krainy bezbożników!
-Teraz to ty bluźnisz! Uważasz się za Boga! Ba, masz się za kogoś większego od Bogów! Jeśli naprawdę Kektak dał ci jakąkolwiek moc, to może ci ją równie dobrze odebrać! Skoroś taki niby potężny, to dlaczego sam nie zniszczyłeś swych wrogów? Dlaczego sam jeden w glorii nie starłeś ich na pył?! - rzucił swe oskarżenia Kerok krzycząc, by wszyscy na zewnątrz to słyszeli. - Nigdy nie miałeś na celu dobra Kenku. Chcesz tylko zdobyć władzę, by spełnić swoje żałosne i małostkowe ambicję! Twój umysł i ciało skaził Aktek! I uważaj do kogo się zwracasz i w jaki sposób! Archont jest prawdziwym bohaterem tej wojny. To dzięki jego poświęceniu możesz krakać swoim dzióbkiem! Oszalałeś bluźnierco! Nikt nie jest większy od Kektaka, a kto tak sądzi ten nie jest Kenku! Heretyku!
Nie myśląc długo, archont błyskawicznie chwycił za topór i zamachnął się nim, by uciąć głowę szaleńcowi. Jako władca, nie mógł puścić takiej zniewagi płazem. Nie ważne czy na zewnątrz, wśród wojowników był ktoś temu przeciwny. Jego wojowie również czekali i w każdej chwili byli gotowi zaszlachtować tych, którzy tylko podniosą rękę na ich wodza.
Prorok już nabierał w swe płuca powietrza, by wykrzyczeć Kerokowi, co sądzi na jego temat, lecz jego serenada zakończyła się jeszcze zanim się zaczęła. Głowa z rozwartym dziobem spadła głucho na ziemię, a ciało osunęło się na stół. Za oknami zapanowało jakieś niezdrowe ożywienie.
Władca oparł się na toporze, dysząc dość głośno. Trzeba to przyznać, choroba zdecydowanie odcisnęła na nim swoje piętno. Kaszel zaś, był tylko jednym z objawów trawiącej go od jakiegoś czasu choroby. Kolejnym, była słabość w rękach i nogach, a cios na tyle silny, by z miejsca ściąć komuś głowę z pewnością wyczerpywał siły.
Po chwili złapał jednak dużą dawkę powietrza i rzekł:
- Teraz, drogi przyjacielu, możemy przejść do poważnego ustalania konkretów. Bez jakiegoś bezsensownie kraczącego wariata.
Kerok zaskoczony patrzył na archonta. Nie spodziewał się żadną miarą, że coś takiego może zaistnieć. Z otwartym dziobem stał tak, aż zdał sobie z tego sprawę. Postarał się szybko odzyskać koncentrację. Martwiły go trochę dźwięki z zewnątrz, lecz zdecydował, że najpierw zajmą się ustaleniami. Nie można tak przerywać ciągle raz rozpoczętej rzeczy. Wreszcie skinął głową na znak, że pora zaczynać.
- Teraz gdy sytuacja jest opanowana możemy najpewniej w niedługim czasie zapewnić wam zapasy na podróż powrotną. Masz jakieś swoje propozycje?
- Tak mam. Chciałbym abyś wysłał część swoich wojowników razem ze mną. My również mamy swoje problemy i potrzebujemy pomocy. Chciałbym aby wojownicy ci, zostali wyposażeni w waszą broń. Tę która pozwala wam zabijać z daleka. Z pewnością pozwoli nam to odnieść przewagę nad przeciwnikami. Jeśli zaś tego nie możesz zrobić… - przerwał kasłając - To wyposaż w nią moich wojowników. W takim wypadku, zostaniemy tutaj jeszcze jakiś czas. Dobrze by było gdybyście nauczyli nas jej wytwarzania.
- Niestety, ale nie możemy sobie teraz pozwolić na rozpraszanie naszych i tak niewielkich sił. Co się tyczy łuków to nauczymy was nimi walczyć i ich wytwarzania. Zasługujecie na to. Choć tak możemy się wam odwdzięczyć. Czy mieliście kiedyś do czynienia z takimi dużymi stworami. Chodzą na dwóch nogach, mają dwie ręce i jedno oko na głowie. Do tego są naprawdę wielkie i dysponują wielką siłą. Wiecie coś o takich istotach?
- Nie - odparł archont. - Jedynymi istotami znanymi nam oprócz was, są przebiegłe, złośliwe jaszczury mieszkające w górach znajdujących się na północ od naszego miasta. Ich władcą jest posiadający demoniczne moce starzec, którzy ciągle uprzykrza nam życie. To właśnie przeciw niemu potrzebujemy pomocy. Dobrze że chociaż waszą broń możecie nam zaoferować. Jednak… jest to dość mała pomoc. Na prawdę nie możecie dać niczego więcej? Będę musiał wynagrodzić swoim poddanym utratę bliskich. Może podarujecie nam rzeczy tych, z którymi pomagaliśmy wam walczyć? Chciałbym też aby nasze ludy połączyło trwałe przymierze. Niech będzie ono przypieczętowane krwią. Naszą. Zawrzyjmy przymierze krwi, a oprócz tego pozwólmy naszym ludom wymieniać się nawzajem wszelakimi dobrami. I niechaj umowy te, obowiązują do czasu istnienia naszych rodów. Czyli przez wieki.
- Niestety obecnie nie mamy takich możliwości. Nasz lud od długiego czasu toczyła choroba zdrady. Wewnętrzna trucizna, która zatruła Kenku. Muszę zadbać, by wykorzenić ją całkowicie i podnieść Kenku ku ich dawnej świetności. Mimo tego postaramy się wam pomóc, gdy tylko będziemy mogli - Kerok zamyślił się. -Próbowaliście użyć przeciwko niemu podstępu? Pułapki? Trucizny? To bardzo skuteczne metody. Ciało bez głowy to martwe ciało, tak samo jest gdy przywódca jest słaby, lub nie ma go wcale. Tego nauczyła nas niedawna historia. Kkk… myślę, że nie będziemy mieli nic przeciwko, jeśli zabierzecie część z rzeczy po Bractwie. Nie możemy wam ofiarować wszystkiego, gdyż są to też dobra należące do wszystkich Kenku. Co do przymierza… Niech się stanie co stać się powinno. Ku wspólnej chwale naszych ludów. Na wieki.
- W takim razie zostaniemy tutaj jeszcze przez kilka dni, nie więcej. Do czasu aż moi wojownicy nauczą się przynajmniej w niewielkim stopniu posługiwać się tą nową bronią. A co do tej trucizny… to cóż, może macie nam jakąś do podarowania? Mój lud nie przywykł bowiem do walki w ten sposób.
- Rośnie w naszych lasach drzewo o zatrutym drewnie. Gdy stworzy się z niego np. kielich wtedy trucizna przeniknie z kielicha do napoju. Można wlać cokolwiek bez podejrzeń, że płyn jest zatruty. Zatruty stanie się dopiero za chwilę. Myślę też, że kawałek drewna umieszczony w wodzie lub napoju sprawi, że ten również stanie się śmiertelny po wypiciu. Oczywiście wtedy można będzie prędzej poznać, że coś jest nie tak
- Hmm… w takim razie myślę że przez te kilka dni pomożecie nam obchodzić się z tym drewnem, albo chociaż przyrządzicie z niego dwa kielichy. Wolałbym raczej tą drugą możliwość. Swoją drogą… - władca przerwał aby kaszlnąć.- Skoro wszystko już załatwione, możemy zająć się odpowiednimi sprawami i nie tracić czasu na dyskusje.
Kerok przytaknął. Nadszedł czas na działania. Zdecydowane działania i rozkazy wydane bez wahania.


***

Gdy tylko opuścili miejsce narady podeszli do nich kapłani. Czekali na Proroka, lecz ten nie pojawiał się. Wreszcie któryś z nich zakrakał:
- Gdzie jest Prorok?!
- Prorok zdradził. Byliśmy ślepi, gdyż nie widzieliśmy tego, że kierował nim Aktek, lub jego sługa. Został opętany przez latające moce, by doprowadzić Kenku do upadku. Zaczął głosić herezję jakoby to miał być ponad bóstwa, ponad Kektaka! Został zaślepiony szaleństwem i napełniony został pogardą dla Kenku, lecz niezachwiana wiara w Kektaka otworzyła zaślepione oczy. Ujrzeliśmy to zło i wypełniła się wola Kektaka! Kenku przeszli próbę wiary! Kektak bowiem bezbłędnie sprawdzał swój lud, czy jest na tyle wierny, by nie odwrócić się od niego przy pierwszej sposobności. Teraz możemy się radować, bowiem zdaliśmy test i zostaliśmy pobłogosławieni! -rzekł Kerok do kapłanów, a następnie zwrócił się do tłumu. - Nadchodzi nowa era! Czas dobrobytu i urodzaju! Kenku zyskali dla siebie błogosławieństwo Kektaka, tak więc rozmnażajcie się jak było od wieków, lecz jeszcze bardziej! Niech będzie więcej dziobów niż kiedykolwiek, a imię Kektaka niech będzie wychwalane ponad niebo! Na początku tych chwalebnych czasów ogłaszamy radosną nowinę. Nasze ludy - wskazał na Kenku i Ulliarich. - zawrą między sobą wieczysty sojusz! Przymierze na krwi i poprzez krew wywalczone i utrzymane po wieki będzie! Ku chwale Kektaka! Teraz zaś nie zwlekajcie, czas nam podnieść Kenku-Aku z upadku i uczynić je wspanialszym niż kiedykolwiek! - rzekł z niegasnącym entuzjazmem, a następnie podniósł kawałek wyprawionej, białej skóry rozciągniętej na drewnianym rusztowaniu. Na skórze widniał nowy symbol Kenku-Aku:


Złączone pazury symbolizowały zjednoczenie i wspólnotę Kenku, a łańcuch u góry nierozerwany związek między przyszłością i przeszłością. Między jednym Kenku, a Kenku. Coś się skończyło i coś się zaczęło.

***

W Kenku-Aku wrzało, lecz nie od walki, cierpienia, czy ognia. Teraz wrzało życiem i pracą. Drogą ku lepszej i świetniejszej przyszłości. Kerok obserwował jak zmiany wchodziły w życie. Uprawy grzybów już niedługo zaczną się rozrastać. Nowe domostwa będą większe niż kiedyś. Muszą takie być. Trzeba bowiem podnieść lud z regresu. Młodzi bowiem są przyszłością tego ludu.

Odwrócił swój wzrok w innym kierunku. Ujrzał tam wojowników Kenku i Ulliarich, którzy wspólnie, ramię w ramię, zacieśniali więzy sojuszu, który został wczorajszego dnia przypieczętowany krwią. Na wieki. Obserwował jak Kenku podaje sojusznikowi kolejną strzałę, a tamten jeszcze dość niezdarnie chwyta ją w palce i nakłada na cięciwę. Potem oddaje niezdarny strzał, lecz nie zraża się, a Kenku udziela mu wskazówek na sobie. Zaczął, kolejny już raz, od pokazania postawy. Potem powoli pokazał jak należy trzymać łuk i strzałę. Na koniec oddał dwa szybkie strzały w cel namalowany na pniu niedalekiego drzewa. Ulliari będą potrzebowali czasu, by opanować sztukę władania tą bronią, Kerok był tego pewny. Nie zrażał się jednak tym. Siła ich sojuszników to także siła Kenku. Nie zapominał jednak o interesach swojego ludu. Już żywo rozmyślał kogo poślę razem z nimi, by nauczyli się języka oraz poznali ich kulturę. I technologię. Układy są układami, lecz nie można spoczywać na laurach. Trzeba się rozwijać, rozwój to przyszłość.

Kroki wyrwały go z zamyślenia. Odwrócił się i zobaczył dwóch Kenku w roboczych strojach. W ich pazurach ujrzał to na co od kilku dni oczekiwał. Dwa cisowe kielichy. Wskazał na mały stolik w rogu pomieszczenia. Ci bez zakrakania położyli je i wyszli. Spojrzał na wyrób i był zadowolony. Jednocześnie zanotował w pamięci, że wszyscy rzemieślnicy muszą zostać nagrodzeni za swoją pracę, by zapewnić Ulliarim dobrą podróż. Nie mogą być niedocenieni, gdyż wtedy nie będą zadowoleni. Gniewny lud to zły lud, a on nie może sobie pozwolić na coś takiego.

Pogrążony w zamyśleniu zasiadł na swoim tronie i oparł dziób na prawych pazurach. Niedługo zaczną się polowania na resztki Bractwa. Nie ma litości dla zdrajców. Tylko głupiec hoduje na własnej piersi węża. Im prędzej się ich pozbędzie tym lepiej. Pozostawała jeszcze tylko sprawa kapłanów. Byli niezadowoleni. To nie wróżyło dobrze. Na całe szczęście nie zapomniał o tym, co nadal spoczywało w górach. Ołtarz. Będzie on podarkiem, którym udobrucha kler, a wtedy prawie wszystko będzie jak należy. Rozsiadł się wygodniej na swoim tronie z którego wystawało tylko kilka połamanych rogów. Reszta albo została rozkradziona, albo zniszczona podczas powstania. Nie przejmował się tym jednak. Większość rzeczy szła bowiem jak dotąd po jego myśli. Och, gdyby tylko Kenku mogli się uśmiechać...
 

Ostatnio edytowane przez Zormar : 22-02-2015 o 12:20.
Zormar jest offline