Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-02-2015, 20:34   #38
Warlock
Konto usunięte
 
Warlock's Avatar
 
Reputacja: 1 Warlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputacjęWarlock ma wspaniałą reputację
Mokradła, Wielki Las
6 Pflugzeit, 2526 K.I
Popołudnie

_Ptactwo tłumnie wzbiło się w powietrze, gdy pierwsza salwa z donośnym hukiem ugodziła pokryte glonami stwory. Nie wywarło to jednak na nich większego wrażenia - rozwścieczone do granic swych możliwości trolle ruszyły do kontrataku, niezgrabnie wymachując przed sobą czymś co przypominało gigantyczny młot, a w rzeczywistości było krzywo ociosanym głazem nabitym na spróchniały pień drzewa. Kolejne pociski posypały się w stronę szarżujących potworów, lecz te nawet jeśli coś poczuły to nie dały tego po sobie poznać.

_W obozie piratów zapanował nieopisany chaos. Ołowiane kule świstały nad głowami, ziemia drżała pod stopami walczących, zaś przepełnione bólem i przerażeniem krzyki Korsarzy zmieszały się z oszałamiającym rykiem rozpędzonych bestii. Grząski grunt sprawiał, że walka w takich warunkach była dla dość przeciętnych rozmiarem ludzi całkiem sporym utrudnieniem - tym bardziej, że jedyną skuteczną formą obrony przed potężnym obuchem było trzymanie go jak najdalej od siebie.
Dla niektórych nieco mniej walecznych piratów widok kilkutonowych, wściekłych olbrzymów, zdolnych zatopić jednym celnym ciosem ich nędzną łajbę był zdecydowanie zbyt intensywnym doświadczeniem. Śmiertelnie przerażeni rzucili się w stronę leśnej gęstwiny, pozostawiając po sobie wydawałoby się kompletnie bezużyteczną broń, która na tle zwalistych bagiennych potworów przywodziła na myśl bardziej wykałaczki niż miecze i muszkiety.
Dwaj mniej błyskotliwi marynarze, nieświadomi tego, że rzeczne trolle nie bez powodu wzięły swą nazwę, postanowili wskoczyć do pokrytego mułem ścieku, ale szczęśliwie dla nich bestie były zbyt pochłonięte walką z kapitanem i resztą pozostałej u jego boku załogi, by móc w ogóle zwrócić na to uwagę.

- Wracać tchórzliwe łajzy! - ryknął na całe gardło Dashauer, w chwili gdy niemalże połowa jego załogi panicznie rzuciła się do ucieczki. Wściekły posłał kulę w stronę jednego z przebiegających obok piratów, uśmiercając go na miejscu, ale nawet to nie było w stanie skłonić reszty do pozostania na polu bitwy. Z niekrytym zdumieniem odkrył, że chodziły po tym świecie istoty, które przerażały jego podwładnych bardziej niż on sam…
- Niech was wszystkich czeluść pochłonie! - Warknął przez zaciśnięte zęby, po czym odwrócił się w stronę wciąż wiernej mu kadry oficerskiej, która toczyła zacięty bój z trollami. Przez chwilę obserwował starcie oceniając ich szanse. Na pokrytej licznymi zmarszczkami twarzy kapitana widniał grymas niepokoju, ale potrzeba było czegoś więcej, aby móc zastraszyć Dietera Dashauera - legendarnego wilka morskiego, który już nie raz spoglądał w oczy śmierci i zawsze wychodził z opresji zwycięsko.


_Krasnolud rzucił się w stronę zapasów oliwy do pochodni, które z dość oczywistych powodów leżały nieco dalej od obozowego ogniska. Przed zejściem z pokładu Bazrak osobiście je spakował i solidnie związał razem z resztą towarów, chwaląc się przed załogą, że jego supeł nawet górski olbrzym nie byłby w stanie rozerwać. Teraz po raz pierwszy w życiu żałował swego marynarskiego kunsztu i nie widząc innego wyjścia sięgnął po wiszący u boku kozik, po czym zaczął nim energicznie piłować grube sznury.
Paraliżujący stres spowodowany odgłosami szybko zbliżającego się trolla, który najwyraźniej obrał sobie krasnoluda za swój cel, wcale nie pomagał w wykonaniu zadaniu. Bestia była już na tyle blisko, że Bazrak czuł jej odrażających oddech na karku, a nawet miał paskudne wrażenie, że słyszy jak ta napina swe potężne mięśnie przed wzniesieniem w górę ważącego blisko pół tony obuchu. Nie miał już czasu aby się upewnić - zaciskając gniewnie zęby przeciął sznur i wyrwał ze składu wypełnioną jakąś bliżej nieokreśloną cieczą beczułkę, modląc się w duchu, że trafił na właściwą.
Robiąc zamach, krasnolud okręcił się na pięcie o 180 stopni i cisnął przed siebie oliwą, która niczym piłka rzucona przez futbolistę pomknęła w stronę odrażającej mordy trolla.

- Ognia koźlesyny! - Zagrzmiał na całe gardło, zagłuszając nawet wściekły ryk pochylającego się nad nim trolla. - Rozpierdolić tą beczkę!

Ulryk, pan bitwy, chciał by tego dnia krasnoludzki okrzyk dosłyszał sprawny strzelec jakim niewątpliwie był Walbrecht Tarashoffer. Spostrzegł on lecącą beczułkę i nie potrzebował więcej wyjaśnień - wycelował i wystrzelił, a pocisk strzaskał ją na tysiące drobnych kawałeczków, zasypując zaropiałą twarz potwora gęstą jak maź oliwą.

_Zaskoczona bestia zaryczała wściekle, ale dość szybko jej gniewny wyraz twarz zmienił się w głupkowatą minę, gdy ze zdziwieniem odkryła, że ten nędzny atak wcale ją nie zabolał. Troll głośno zarechotał swym dudniącym głosem, po czym wyciągnął szpony w stronę stojącego na składzie towarów krasnoluda, ale gdzieś w połowie drogi niespodziewanie zatrzymał się, kątem oka zauważywszy błysk zbliżającego się doń ostrego światła.
Wykrzywił w tym kierunku swój wstrętny łeb, tylko po to by ułamek sekundy później oberwać kawałkiem rozpalonego drewna między ślepia. Stojący kilka metrów dalej Gunter, przetarł pokryte sadzą dłonie wyraźnie zadowolony ze swego celnego rzuty, po czym szybko oddalił się na bezpieczny dystans. Bestia po raz kolejny wydała z siebie głośny rechot, który bardziej przywodził na myśl niezdrowy kaszel, ale bardzo szybko jej dziki śmiech przerodził się w okrzyk zdziwienia i przerażenia, gdy zrozumiała, że cała stoi w płomieniach.

_Rycząc z bólu, troll rzucił się na ziemię próbując zdusić płomienie, lecz rozpalona oliwa nie była substancją, którą dało się tak łatwo ugasić. Uzmysłowienie tego zajęło mu zdumiewająco długą chwilę, a w tym czasie zdążył już oberwać kilka razy od otaczających go piratów. Dopiero któreś z kolei uderzenie młota Bazraka w łeb potwora przyśpieszyło jego procesy myślowe i przypomniało mu, że w pobliżu wciąż znajduje się zbiornik wodny. Głupkowaty olbrzym szybko poderwał się z ziemi, zrzucając z siebie brodatego karła, po czym ruszył w stronę rzeki, ale tam już żywy nie dotarł. Po drodze wykończyła go połączona salwa z broni palnej w wykonaniu kapitana Dashauera, nawigacyjnego Guntera, kucharza Walbrechta oraz szypra Rolfa.

Martwy już troll padł z donośnym łoskotem na ziemię, tuż przed zamulonym kanałem.


_Na polu bitwy ostał jeszcze jeden bagienny stwór, który w tym czasie pochwycił jednego z uciekających marynarzy i rzygnął nań zawartością swego żołądka, która w swej konsystencji niewiele różniła się od rozgrzanej oliwy. Z tchórzliwego nieszczęśnika została tylko nierozpoznawalna masa stopionej skóry, mięśni i kości, a smród rzygowin był wręcz powalający.
Troll wepchnął do paszczy stopione truchło - najpierw odgryzając głowę, a później jednym żarłocznym kęsem pozbawił je tułowia. Przykucnięty nad bagnem pałaszował ze smakiem zwłoki swej niedoszłej ofiarę i zapewne skonsumowałby je w całości, gdyby nie mała przypominajka w postaci kilograma śrutu wystrzelonego z garłacza krasnoluda, która trafiła go w porośnięty krostami policzek.
Wyraźnie niezadowolony takim traktowaniem rzucił za siebie niestrawione resztki, które z głośnym chlupem wpadły do mętnej jak zupa wody, po czym ruszył w stronę Bazraka wymachując nad głową swym potężnym młotem.

_Doświadczony artylerzysta próbował za wszelką cenę zejść z drogi zwalistej bestii, lecz grząski grunt znacząco utrudnił mu to zadanie. Nawet blisko tuzin pocisków wystrzelonych z muszkietów, łuków i kusz piratów nie był w stanie powstrzymać niewyobrażalnego szału trolla, który poza swym celem nie widział nic innego. Dla krasnoluda całe to spotkanie skończyło się dość dramatycznie…
Potężny zamach kilkuset kilogramowym młotem wysłał go wysoko w powietrze, niczym piłeczkę od golfa i umieścił w błotnistej sadzawce, która znacząco zamortyzowała jego upadek. Bazrak wciąż dyszał; życie zawdzięczając niesamowitej wytrzymałości charakteryzującej jego starożytną rasę.
Dłuższą chwilę zajęło mu dojście do siebie. Leżąc na plecach w bagnie czuł drgawki i przenikliwe zimno na całym ciele. Nie mógł się ruszyć czując jak całe ciało odmawia mu współpracy, kiedy umysł wciąż chciał walczyć. Nigdy wcześniej nie otrzymał tak potężnego ciosu - było to uderzenie, które słownie mógł porównać tylko z czołowym zderzeniem z rozpędzonym taborem węgla.

Cal po calu, żądny zemsty krasnolud zaczął podnosić się z otaczającego go bagna.


_Krew lała się strumieniem z ponad tuzina otwartych ran. Zaślepiona gniewem bestia zaczęła się niebezpiecznie chwiać na swych grubych jak pnie dębu nogach. Powoli zbliżała się w stronę piratów schowanych za przewróconą do góry dnem łodzią.
Opadała z sił z każdym pokonanym krokiem. W końcu opuściła ku ziemi młot - zbyt ciężki by go nieść - i ciągnęła go za sobą, orząc nim bagno niczym pługiem. Kule i strzały rzeźbiły w cielsku potwora kolejne głębokie rany i nawet wrodzona regeneracja trolla nie była w stanie powstrzymać tak intensywnego upływu krwi.
Niespodziewanie przy jego nogach pojawił się krasnolud z płonącym mieczem w dłoni. Silnym cięciem podciął bestii ścięgna kolanowe, zwalając ją na ziemię z drwalską finezją. Znajdująca się na tyłach obozu Frieda wykorzystała sytuację i wbiegła na plecy ryczącego z bólu potwora. Robiąc pełen zamach wbiła swój sztylet w tył jego głowy i silnym szarpnięciem okręciła łeb o 90 stopni.
Troll ryknął z bólu, zbyt sparaliżowany by móc się poruszyć. Nawet będąc tak niesamowicie głupim stworzeniem, był w stanie zrozumieć, że jego dni są już policzone. Zajęczał żałośnie na widok nieuchronnie zbliżającego się bosmana.

Nicolas ścisnął oburącz znaleziony miecz i jednym potężnym cięciem pozbawił bestię łba.


- No, to by było na tyle - powiedział Rolf obserwując płonący miecz Bazraka wystający z pleców martwego potwora.
Siedzący na skrzyni ze zwieszoną głową kapitan Dashauer tylko splunął obficie śliną w odpowiedzi. Nigdy nie cenił swej załogi zbyt wysoko, ale też nie przypuszczał, że dwa śmierdzące trolle wystraszą ponad połowę jego ludzi. Cały misternie uknuty plan zszedł na psy w chwili ich ucieczki, ale mimo wszystko nie mógł wrócić do Veldara z pustymi rękoma.
- Kapitanie… - zwrócił się do niego szyper. - Powinniśmy wracać. Dalsze przedzieranie się przez te gęstwiny jest z góry zdane na porażkę. Trolle noszą na sobie plemienne tatuaże, a ta broń z pewnością nie może być ich dziełem. Chyba trafiliśmy na teren należący do jakiegoś plemienia zielonoskórych. Sugeruję czym prędzej pozbierać nasze rzeczy i…
- Nie mam zamiaru wracać z pustymi rękoma! - Przerwał mu Dashauer tonem nieznoszącym sprzeciwu, niemalże wydzierając się na niego - Mamy ważne zadanie do wykonania i nie możemy zawieść Hocha, gdy jesteśmy tak blisko celu.
- To samobójstwo! - Odparł Rolf po raz pierwszy otwarcie sprzeciwiając się decyzji kapitana. Dopiero po chwili zrozumiał swój błąd, ale słowo zostało już powiedziane, więc kontynuował w nadziei, że uda mu się go przekonać - Nawet jeśli przedrzemy się przez cuchnące bagna to czeka nas starcie z dwoma gangami na nieznanym nam terenie. Poza tym… śmiem sądzić, że cała ta wyprawa była jedną wielką wtopą. Szczury rzadko się mylą i potrafią oddzielić ziarno od plew, ale tym razem dali sobie wcisnąć kit i wysłali nas na pewną śmierć.
Dashauer uważnie przyglądał się swemu zastępcy. Trudno było wyczytać jakiekolwiek myśli z jego pozbawionej emocji twarzy, ale w jego srogich oczach uważny obserwator był w stanie dostrzec iskrę rodzącego się gniewu.
- Chyba że… - kontynuował zamyślony Rolf, zupełnie nieświadom niezadowolonego spojrzenia jakim przyglądał się mu jego zwierzchnik - Veldar Hoch chce nas martwych. To miałoby sens! Coraz częściej trafiają się nam niebezpieczne zadania. O włos unikamy straży miejskiej czy też Imperialnej floty, a bogaty Hoch od jakiegoś czasu powtarza, że zamierza wrócić do nieco bardziej legalnych interesów i zapewne teraz chce się pozbyć niechcianych… - urwał gdy poczuł na swoim policzku zimną stal lufy pistoletu skałkowego kapitana Dashauera.
- Który z was, szczury lądowe, jest z tym zdrajcą? - Rzucił Dieter przez gniewnie zaciśnięte zęby w stronę zgromadzonej wokół niego załogi. - Dwa tuziny złotych koron dla każdego, który pójdzie ze mną do zamku Volkerstahn - dodał przyglądając się badawczo każdemu z osobna.
Na moment zapadła dojmująca cisza, którą dopiero po dłuższej chwili przerwał głos Rolfa.
- To szaleniec - wyjęczał zdając sobie sprawę, że jego życie wisi teraz na włosku - Pociągnie was za sobą jak kotwica na dno. Nie dostrzega tego, że sam został wrobiony w tanią intrygę i teraz wszyscy za to zapłacimy krwią - cofnął się o krok, po czym przełknął głośno ślinę, zbierając się na odwagę. - Zabijemy go, wrócimy na statek i jeszcze zarobimy na tym. Za głowę najbardziej poszukiwanego pirata wypłacą nam nagrodę i zapomną o dokonanych zbrodniach… co wy na to?
- Właśnie… co wy na to tchórzliwe łajzy? - powtórzył kapitan z obleśnym uśmiechem na twarzy.

 

Ostatnio edytowane przez Warlock : 13-04-2016 o 23:57.
Warlock jest offline