Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 14-02-2015, 22:55   #691
Komtur
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Laura i Gomez

Wieczór nie przyniósł ze sobą żadnych niespodzianek. Po nie wiele dającym śledztwie, część grupy a konkretnie Lotar, Laura i Gomez rozproszyli się po mieście krasnoludów w sobie wiadomych celach. Dziwny przypadek sprawił że dwójka z nich ponownie się spotkała w podrzędnej knajpie. Co ciągnęło ich do tego typu przybytków nie wiedział nikt, nawet oni sami.

Laura już dawno przestała przejmować się niedogodnościami w postaci robactwa, kiepskich napitków i średnio jadalnych posiłków . Nauczona doświadczeniem poprzednich miesięcy, przełykała brązowo-szarą papkę, nawet jej nie wąchając, ba! Starała się w ogóle na nią nie patrzeć z obawy, że zawartość obtłuczonej miski odwzajemni pełne pogardy spojrzenie. Zamiast tego fanatyczka rozglądała się dyskretnie po wnętrzu sali, wyłapując spośród ludzkiej masy co bardziej interesujące indywidua. Kilku gości również zwróciło na nią uwagę, na szczęście oparty o krzesło korbacz i pokryta bliznami gęba skutecznie odstraszały potencjalnych rozmówców, zapewniając kobiecie upragnioną chwilę spokoju.
W końcu, wśród całej tej zgrai, dojrzała nożownika. Stał oparty o bar i również gapił się w jej kierunku, lecz tego się spodziewała. Odkąd złapali się za łby w khazadzkiej twierdzy, czuła na sobie jego wzrok. Miast prychnąć ze złością, wbrew samej sobie, uśmiechnęła się do niego, bez zwyczajowej wrogości, czy pogardy i klepnęła zapraszająco dłonią w blat stołu.

Gomez gestem Laury był co najmniej zdziwiony i czuł w nim ewidentną pułapkę. Nie byłby jednak sobą gdyby odrzucił to wyzwanie, zwłaszcza że pożądanie ciągle go paliło. Tym razem postanowił jednak podejść do sprawy ostrożniej, tak jak podchodzi się do nieujeżdżonej klaczy. Nożownik usiadł przy stole i z wrodzoną elegancją zapytał - Czego chcesz?

- Twojego łba na srebrnej tacy - fanatyczka zmarszczyła brwi, zaraz jednak ponownie się rozpogodziła, a jej dłonie pozostały na blacie, z dala od jakichkolwiek ostrych narzędzi. Siedziała nieruchomo, przyglądając się badawczo mężczyźnie, zupełnie jakby widziała go pierwszy raz w życiu i tylko gdzieś na dnie czarnych oczu czaiły się wątłe płomyki niechęci, zmieszanej w równych proporcjach z gniewem - Chcę wielu rzeczy, lecz większość z nich jest nieosiągalna. Inne z kolei po prostu sobie daruję, jak choćby wbicie ci widelca w oko - szkoda zachodu, czasu i energii. Poza tym tracić użyteczne mięso armatnie już na początku podróży nie jest najrozsądniejszym pomysłem...a nie, czekaj. Nie jesteś już podrzędnym mięsem armatnim. Pokazałeś, że masz jaja. Do tej pory nie uciekłeś z podkulonym ogonem,a gdy sytuacja stała się...skomplikowana, delikatnie rzecz ujmując, zostałeś. Winszuję, jednak wiesz co to honor, Wrzo...Gomezie.

- Uuu to był komplement, czy co? - zapytał z ironią nożownik i zaraz dodał - Czego tak na prawdę ode mnie chcesz? Marzniesz w łóżku i potrzebujesz przytulenia?

Kobieta prychnęła, a jej uśmiech stał się nagle wyjątkowo jadowity.
- Och tak, bez ciebie spać nie mogę, a tęsknota pali me trzewia niczym rozgrzany do białości, żelazny pręt.- zaśmiała się i przekrzywiając głowę w bok udawała żywo zainteresowaną -Miałeś ostatnio okazję by się przekonać, lecz wolałeś stroić fochy… jak rozpieszczona pannica z dobrego domu. Powiedz...potrafisz tylko o dupie gadać, czy zbrakło ci monet na kupno towarzystwa i poszukujesz rozpaczliwie darmowych opcji? Zawsze możesz którejś pomachać przed nosem biżuterią. Słyszałam, że na podrzędne dziwki błysk srebra działa skuteczniej, niż ostrze noża przyłożone do gardła.

- Każdemu zdarzają się chwile słabości ale to już przeszłość, że tak powiem. - Gomez rozparł się na ławie i wrednie uśmiechnął - Powiesz konkretnie o co ci chodzi, czy może już do końca życia będziesz rozpamiętywać o tym jak cię nie przeleciałem.

- Dość długa była owa “chwila” i równie kosztowna, co nędzna. - rzuciła mimochodem, nawet nie siląc się na to, by zamaskować sarkazm brzmiący w głosie, a gdy mężczyzna skończył mówić dodała - Nie mam w zwyczaju rozpamiętywać rzeczy i wydarzeń, których nie uważam za jakąkolwiek stratę...a co do reszty. Czy muszę mieć jakiś motyw, by zamienić dwa słowa z kimś, kogo obecności niestety nie pozbędę się przez Sigmar raczy wiedzieć jak długi czas?

- Czyli chcesz pogadać? Jesteś tego pewna? Tematy takie jak pogoda, czy…- tu Gomez przyciszył głos - … nekromanta szybko się skończą i trzeba będzie wjechać na tematy osobiste. Jesteś dziś prawie milutka i nie chce mi się wszczynać nowej bójki z powodu że zadałem jedno pytanie za dużo.

Kobieta wskazała dyskretnie na korbacz, stojący przy stole.
- Gdybym miała jakieś wątpliwości już byś je odczuł. Dziś jest święto lasu, albo dzień dobroci dla zwierząt...zwij jak chcesz - oparła łokcie o blat i ułożyła brodę na splecionych dłoniach, patrząc nożownikowi prosto w oczy - Jeśli któreś pytanie mi się nie spodoba, nie odpowiem na nie. Jeśli mimo to będziesz dalej drążył temat ze zwyczajową dla siebie gracją, cóż...na drugim uchu się nie skończy. Jestem ciekawa, czy potrafisz gadać z sensem. Może postawa chama i prostaka jest tylko pozą, a może twą rzeczywistą naturą? Przekonajmy się. Panie daj mi cierpliwość... - ostatnie zdanie wymamrotała cicho pod nosem, jakby do siebie.

- No dobra skoro sama chcesz, to może zacznijmy od... - Gomez wzniósł oczy ku sufitowi i podrapał się po brodzie jakby zastanawiając się jak dobrać słowa - Zacznijmy od tego co spowodowało, że stałaś się tak żarliwą wyznawczynią Sigmara? Bo wiesz czasami nawet kapłani nie są tak gorliwi jak ty.

Przez twarz Laury przebiegł skurcz, wykrzywiając usta w kształ czegoś, co przy dużej dozie dobrej woli można było wziąć za szczery uśmiech. Upiła łyk wina ze stojącego na wyciągnięcie ręki kielicha i zaczęła mówić niskim, gardłowym tonem:
- Nie ma w życiu nic piękniejszego, niż miłość do Boga. Wszyscy jesteśmy Jego dziećmi i tak jak w przypadku opiekuńczego rodzica, winno odzwajemniać się tą miłość całym sercem i duszą, albowiem jedynie szczera i gorąca wiara jest w stanie obronić nas przed podszeptami plugawych sług Mrocznych Potęg, gotowych sączyć słodki jad kłamstw w nasze uszy i prowadzić prosto ku potępieniu. Zło nie śpi, Gomezie. Każdy z nas winny jest mniejszej lub większej zbrodni. W każdym z nas siedzi mroczny cierń, raniący duszę, spaczający ją, i tylko od nas zależy czy ów cierń będziemy potrafili usunąć, czy poddamy się zepsuciu, zatracimy w ciemności. Nie zawsze jest nam dana możliwość postępowania z czystością sumienia, a nasze czyny wywołują zarówno łzy szczęścia, jak i łzy rozpaczy. Nie ma ludzi kryształowych, nikt nie jest bez winy. Herezja czai się w każdym, bez względu na status, pochodzenie, czy piastowane stanowisko. Złowroga ciemność, którą rozświetlić może jedynie blask Pana. Dzięki Niemu wciąż pamiętamy o tym, co tak naprawdę jest ważne i za co walczymy, a w chwilach zwątpienia to właśnie On daje nam pocieszenie. Wiem, że nigdy mnie nie opuści...nie pozwoli upaść, nieważne jaki ciężar Los zarzuci na me barki. Jest tarczą i orężem, błogosławieństwem w tych szalonych czasach. Niestety coraz częściej duchowieństwo zapomina o tych wartościach, stawiając dobra doczesne ponad zbawienie nieśmiertelnej duszy. Chłepią się bogactwem, żerując na naiwności maluczkich i doją ich ile wlezie, nie zważając na nic poza wygodą własnych rzyci. - jej głos przeszedł w cichy warkot, a pięści zacisnęły się bez udziału woli - Pytasz czemu jestem, jaka jestem. Odpowiedź brzmi: bo tak musi być. Ktoś musi nieść żagiew prawdziwej wiary, inaczej ten świat utonie w mroku i nie ostanie się nic, za co warto przelewać krew. Od małego wychowywano mnie w duchu słowa bożego. W moim rodzie każde drugie dziecko oddawano Zakonowi na naukę i służbę, w ramach starej obietnicy, złożonej na długo przed rozpętaniem się Burzy, ale dość o tym. Powiedz, czemuś się tak mnie uczepił? Od samego początku coś do mnie masz i mimo jasnych i czytelnych jak parchy na portowej kurwie znaków, nie odpuszczałeś.

- Tak prawdę powiedziawszy to sama to nakręciłaś. Pamiętasz nasze pierwsze tarcie, zwykłe pytanie na które żadna ze spotkanych przeze mnie kobiet by się nie obraziła, no nie licząc szlachcianek i musiało się skończyć bójką. A wiesz na niektórych facetów babka, która stawia czynny opór działa jak płachta na byka. Tak na mnie podziałałaś i tylko mi nie wyjeżdżaj z tekstem że faceci to tylko myślą o jednym. Raz że nie zmienisz męskiej natury, choćbyś przybrała ją w płaszczyk szlachetności i samodyscypliny, bo by ludzkość wyginęła, a dwa to czy nie uważasz że jesteśmy do siebie trochę podobni. Oboje nie owijamy w bawełnę, a gdy przychodzi czas działania to działamy bez kalkulowania ryzyka.

-Czyli moja wina, tak? Cóż za nietakt z mej strony, jakaż ja głupia, że nie zorientowała się od razu! - Laura warknęła, a ściśnięty zbyt mocno kielich zatrzeszczał -Ale masz rację: oboje jesteśmy głupcami, przedkładającymi czyny ponad zdrowy rozsądek. Swój do swego ciągnie, tylko co z tego?

- Nic to tylko stwierdzenie faktu - Gomez uśmiechnął się widząc złość Laury - I o nic cię nie oskarżam, chciałaś wiedzieć to ci powiedziałem, szczerze bez pierdolenia. Tak samo jestem popaprany jak i ty. Czy to źle nie wiem, czy dobrze też nie wiem.

- Dlaczego ciężko ci wypowiedzieć moje imię?- spytała, przewiercając nożownika złym spojrzeniem. Wolała zmienić temat nim druga ze stron zacznie wyciągać zbyt daleko idące wnioski - Wspominałeś o tym w Styratii. Tylko bez historii do trzech pokoleń wstecz. Chcę skróconą wersję.

- Paradoksalnie tak miała na imię moja żona - choć Gomez uśmiechał się nadal to w jego głosie nie było wesołości.

Kobieta nie skomentowała. Zamiast tego odchyliła się na krześle i splatając ręce na piersi czekała, aż nożownik rozwinie temat. Zapowiadało się ciekawie, najwyraźniej jego małżonka zaliczała się do grona osób nieodżałowanej pamięci, lub gryzących piach - zależy które porównanie uważało się za bardziej pasujące do sytuacji. Patrzenie na ludzi opowiadających o swoich cierpieniach zawsze wzbudzało radość w sercu fanatyczki, poprawiając jej humor bez względu na sytuację, a bół w oczach bliźniego smakował lepiej, niż najlepsze wino.

- Dość zwierzeń na dzisiaj. Dzięki za spokojną rozmowę. - Gomez wstał od stolika i zwrócił się w stronę wyjścia.
 
Komtur jest offline