Frieda była kobietą ambitną. Dorastając w jednym z zamtuzów w Reikerbahn ciężko było nie wyrobić sobie ambicji jako cechy dominującej. Towarzystwo „pań do towarzystwa” - której w jej przypadku dublowały jako matki - o dziwo pozytywnie wpłynęło na dziewczynę. Podziwiała je za ich zdolności w owijaniu sobie mężczyzn wokół palca w sposób tak subtelny, że nawet o tym nie wiedzieli. W przeciwieństwie do większości mieszkańców slumsów, jej ambicja nie kończyła się jednak na ilości monet wystarczającej do zachlania mordy. Pierwszym celem, jaki postawiła sobie Frieda, było wyrwanie się z Reikerbahn - które było niczym wrzód na altdorfskim tyłku. Ten cel zdołała wypełnić, dzięki paru machlojkom, zdradom i sprzedaży informacji. Oraz Friedrichowi, który odegrał rolę kluczową.
Młody strażnik, jeden z wielu synów kupieckiej familii, był nad wyraz łatwy do wykorzystania. Frieda, ze swoją charyzmą, nie miała zbyt wielu problemów z owinięciem go wokół swojego palca. Tu się uśmiechnąć, tu zatrzepotać rzęsami i Friedrich na słowo „skacz”, prędko zaczął odpowiadać „jak wysoko?”. Po wprowadzeniu się do jego skromnego mieszkania, przed Friedą pojawiły się nowe możliwości. Dalej oszukiwała i kantowała dla zysku, sprzedając pozyskane informacje bogatym chętnym i prędko wyrobiła sobie stałą klientelę. Nowe znajomości może i nie należały do najbezpieczniejszych, ale co ją to obchodziło?
Ważne, żeby pieniądz był dobry.
* * *
- Jesteś pewna? - sceptycyzm był doskonale słyszalny.
- Czy kiedykolwiek cię zawiodłam? - Frieda miała irytujący zwyczaj odpowiadania pytaniem na pytanie. - Moje informacje są rzetelne, doskonale o tym wiesz. Nie od wczoraj ci je sprzedaję.
- Prawda.
- Więc jeśli mówię, że masz szczura - dziewczyna oderwała wzrok od własnych paznokci - to masz szczura na pokładzie, Dashauer. I to nie byle jakiego, nie marnowałabym ci inaczej czasu.
* * *
Frieda znała ryzyka swego zawodu i mściwi rywale nie byli jej obcy. Doskonale wiedziała, że niektórym nie w smak było jej wtrącanie się w nieswoje sprawy, ale w większości przypadków dawała radę wyślizgnąc się z kleszczy niebezpieczeństwa. Tym czy innym sposobem wychodziła z kłopotów cało lub z minimalnymi uszczerbkami na zdrowiu, ale teraz zdała sobie sprawę z tego, jak wielki błąd popełniła. Spotkanie z Dashauerem nie powinno było się odbyć i powinna była zostawić go na pastwę losu.
Zaczęło się od wiadomości od Cesci, przyjaciółki ze slumsów i parokrotnej kochanki. Treść listu wypaliła się w umyśle Friedy - „ktoś na ciebie poluje, zniknij na dłuższą chwilę”. Dziewczyna z początku nie brała ostrzeżenia na poważnie, ale odkąd zauważyła że ktoś przyczepił jej ogon, poszła po rozum do głowy. Mieszkanie opuściła z pełną torbą i w płaszczu, uprzednio zostawiając wiadomość dla Friedricha. Pod osłoną nocy miała większe szanse na zniknięcie, ale Ranald jej nie sprzyjał. W Reikerbahn, gdy była już niemalże u celu, została znaleziona. Jedynym ostrzeżeniem były ciężkie kroki i błysk ostrza gdzieś na pograniczu wizji. Czując żelazny pocałunek, Frieda prędko zaczęła żałować decyzji, które doprowadziły ją w to miejsce. Zaraz jednak na pierwszy plan wyrwała się chęć przetrwania i sieknęła nożem szeroko, odpędzając napastnika.
Po czym wyrwała w kierunku „Nierządnicy”.
* * *
Lasy nie figurowały wysoko na liście ulubionych miejsc Friedy, zwłaszcza z takim towarzystwem jak załoga „Nierządnicy”, ale zdecydowanie były wyżej niż Ogrody Morra. Nie narzekała więc, trzymając głowę nisko i nie odzywając się za często, coby nie sprowadzać na siebie za dużo uwagi. Mimo tego uwaga skupiła się na niej i, stając twarzą w twarz z trollem, Friedzie pozostało tylko przeklinać jej, od paru dni parszywe, szczęście. Gdyby nie to, że struny głosowe odmówiły jej posłuszeństwa, pewnie postawiłaby na nogi wszystko i wszystkich w promieniu paru mil, a tak jedynie pisnęła cichutko. Jej reakcja była nieco opóźniona i dopiero po pierwszej salwie rzuciła się w tył, chcąc oddalić się jak najdalej od potworów z bagien.
Frieda, obserwując starcie z bezpiecznej odległości, doszła do wniosku że Dashauer całkiem dobrze dobrał sobie załogę. Walka nie trwała długo, ale zdecydowanie przyprawiała o ból głowy. Huki wystrzałów, ryki bestii, wybuchy beczek. Dziewczyna odzwyczaiła się od takich rozrywek, ale starych nawyków ciężko było się wyzbyć. Zanim zarejestrowała co robi, już pędziła z nożem w dłoni ku jednemu z trolli, którego powalił khazad. Ostrze szybko znalazło się między kręgami szyjnymi, a Frieda - rzadko robiąca coś na pół gwizdka - wykręciła łeb paskudztwa. Gdy jeden z piratów zdekapitował monstrum, dziewczyna chwyciła nóż i na wpół schodząc, na wpół staczając się, rąbnęła kolanami o ziemię.
Ciężko oddychając klęczała w błocku i, o dziwo, ledwo co powstrzymywała histeryczny śmiech.