Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-02-2015, 13:57   #103
KurtCH
 
KurtCH's Avatar
 
Reputacja: 1 KurtCH jest jak klejnot wśród skałKurtCH jest jak klejnot wśród skałKurtCH jest jak klejnot wśród skałKurtCH jest jak klejnot wśród skałKurtCH jest jak klejnot wśród skałKurtCH jest jak klejnot wśród skałKurtCH jest jak klejnot wśród skałKurtCH jest jak klejnot wśród skałKurtCH jest jak klejnot wśród skałKurtCH jest jak klejnot wśród skałKurtCH jest jak klejnot wśród skał
Tymczasem do baru podszedł dość niezwykły jegomość. Niedzwiedziej postury o dłoniach jak bochny chleba i okrutnej, poznaczonej bliznami twarzy. Na chwilę zakręcił się przy barze po czym skierował swe kroki na zaplecze. Ochroniarz bez słowa go przepuścił do środka. Po nie więcej jak pół minucie wyszedł ściskając wypchaną sakiewkę. Zamówił przy barze szklankę wina, wypił je duszkiem i skierował się do wyjścia.

Nie zwlekając Torsten chwycił mocniej swój kubek z niemal już dopitym winem i podszedł do barmana zagadują:
- Hej ten gościu co zamówił szklankę wina ... jakaś taka znajoma gębą. Czy to na niego nie wołają Łamacz?

- Łamacz?- powtórzył zaskoczony- Nie znam, ten tu to rzemieślnik robiący dekoracje na przedstawienia. Nigdy nie słyszałem by wołano na niego Łamacz. Zwie się bodajże Vincen, czy Vincin? Nie jestem pewien. W każdym razie to rzemieślnik.
- Musiałem go z kimś pomylić. - pojednawczo powiedział Torsten wracając do swoich towarzyszy.
- Fałszywy alarm. Spróbujmy może dostać się do Eziekiela. - stwierdził dopijając wino. - Pewnie jest na zapleczu. Za tym ochroniarzem. Jakieś pomysły?
Spytał spoglądając na towarzyszy.
- Mogę spróbować go uśpić- wtrącił Maas Mourria- Chodźmy.

Elf odważnie poprowadził drużynę ku drzwiom na zapleczu i samotnemu ochroniarzowi. Ten widząc zbliżającą się hałastrę nerwowo chwycił za kord, który miał przy pasie.
- Kto wy, jak śmiecie…? -wydukał dobywając broni.
Maas Morria podniósł rękę zatrzymując drużynę.
- Pozwólcie, że ja to załatwię.- powiedział elf, po czym zaczął powoli zbliżać się do ochroniarza.

- Chcę porozmwiać z Ezekielem, mam do niego sprawę życia i smierci.
- Taak? To masz pecha, Ezekiel nie przyjmuje, właśnie po to tu stoję by nikt go nie niepokoił.
- A ten człowiek, który był tu przed chwilą?
- To nie twoja sprawa łachudro. Precz pókim dobry- powiedział ochroniarz, ale bez przekonania. Ręce mu wyraźnie drżały. Na szczęście elf zbliżył się już na tyle by móc dotknąć ochroniarza. Błyskawicznie dotknął dłoni przeciwnika wypowiadając przy tym zakłęcie. Ochroniarz padł na ziemię i zaczął pochrapywać.
Heloiza widząc popis zdolności elfa zachichotała pod nosem.
- Zebym to ja tak umiała. Mogłabym zbić na tym niezły majątek.
- Pakujmy się do środka póki śpi. - powiedział Brewik.- Stojąc tu niepotrzebnie zwracamy na siebie uwagę.

Bez pukania wtargnęli do środka. Wewnątrz za ogromnym biurkiem zastali majtającego nogami malutkiego niziołka. Z wrażenia mało nie połknął fajki, którą popalał.

- Kto, co, po co…?! Jak śmiecie. Wiecie kim jestem? Ezekiel Krótkostopy. Zaraz zawołam ochronę. Ochrona, ochrona! - Zaczął krzyczeć stojąc obiema nogami na krześle, dzięki czemu zza biurka była widoczna nie tylko jego głowa, ale też cały tułów. Po kilku sekundach wołania, kiedy to nikt nie przyszedł niziołek wyraźnie pobladł i opadł na krzesło.
-[i] To czego chcecie khem khem…?
- Przestań się wydzierać malutki. - Torsten skrzywił się z niesmakiem. Miał tendencję, jak wielu ludzi traktować niziołki, jak dzieci. - Szukamy niejakiego Łamacza. Wiemy, że jest gdzieś tutaj. Powiedz nam, gdzie go znajdziemy, a nie stanie Ci się to co się stało z Twoją ochroną.
Uśmiechnął się krzywo.

Gdy padło słowo Łamacz niziołek opadł jeszcze niżej na krzesło przez co był widoczny od nosa w górę. Sprawiał wrażenie jakby połknął gorącego kartofla.
- Łamacz, Łamacz… ten tego… kto by sobie tam zaprzątał głowę szczegółami… ten tego.
Bełkocząc bez sensu dyskretnie otworzył jedną z szuflad i wyciągnął z niej niewielką zamszową sakiewkę. Rzucił ją na stół i zaczął ostrożnie przesuwać ją w stronę intruzów. Wraz z potokiem słów sakiewka zbliżała się nieuchronnie w kierunku śmiałków.Ostatecznie przesunął ją na sam skraj przy użyciu długiego drewnianego liniału i zamilkł obserwując uważnie zachowanie agresorów. W końcu Brewik nie wytrzymał i sięgnął po sakiewkę. otworzył ją i wysypał na dłoń kilkanaście srebrnych denarów.
- Będzie tego z pięć ecu w srebrze. Wygląda na to, że próbuje się nas przekupić.- Powiedział i popatrzył surowo na Ezekiela wyglądającego ze strachem znad krawędzi biurka trzymając się palcami jego krawędzi.
- Niy wygłupiej się karyplu. Za tela to mogesz robić woda z mózgu tutejszym łobdartusom. My tacy niy som. Godej mi tukej łod razu jak na spowiedzi - kaj znajdymy tego Łamacza? Jeśli się strachasz, że Cię wydomy to niy mosz się co turbować - niy zależy nom na Twojej krzywdzie. Chyba, że bydziesz nas robił w ciula albo nic nie powiesz.... Degnir zawiesił głos, dobył swojej dębowej pały, wymownie kilka razy uderzył nią we wnętrze lewej dłoni i zrobił najgroźniejszą minę na jaką go tylko było stać. Miał nadzieję, że mały naprawdę się wystraszy i powie im gdzie odnajdą bandziora.
 
KurtCH jest offline