Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 15-02-2015, 14:32   #692
Jaracz
 
Jaracz's Avatar
 
Reputacja: 1 Jaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputacjęJaracz ma wspaniałą reputację
Elfka była zła przez całą drogę do więzienia. Pospieszała jednego z drugim nie zważając na groźne spojrzenia kapłana. Zgrzytała zębami i klęła po swojemu. Nie omieszkała odwzajemnić nieprzyjemnego wzroku parce khazadów broniących wejścia. Gdy w końcu znaleźli sam na sam (nie licząc innych więźniów) z Karikiem nie wytrzymała.
- Przestań biadolić nad sobą nędzna kreaturo! - warknęła uderzając dłońmi o kraty.

Wolf spojrzał krzywo na elfkę, ale nie skomentował jej zachowania. Wiedział czemu jest zła. Nie winił jej. Zastanawiał się tylko, czy uda jej się sprowokować Kazrika do czegoś więcej niż użalania.
Zaraz gdy kobieta krzyknęła wrócił uwagą do krasnoluda i obserwował jego reakcję. Zainteresował go przedmiot, który trzymał w dłoniach, a także słowa o nadchodzącej ponownie czerwieni. Galvin wspominał że wcześniej się nią tłumaczył. Może ten nędznik miał coś z legendarnych berskerkerów?

Na słowa elfki krasnolud nic nie odpowiedział. Milczeniu towarzyszył cichy szloch, lecz żaden ruch nie został wykonany.
-Kreaturo. Oskarżyli mnie. Skazali. Słusznie? Nie wiem. Nie pamiętam. Czerwień. Ponownie. Gazulu chroń mnie - słowa przez szloch zaczęły wydobywać się z ust Kazrika.

- O jakiej czerwieni mówisz? - Wolf zbliżył się do krat i łypał jedynym okiem na klęczącego krasnoluda - Mów! - warknął łapiąc za pręt.

Nadal Kazrik siedząc bez ruchu, bez nawet spojrzenia na Wolfa odpowiedział. W głosie jednak można było wyczuć narastający w nim gniew.
-Czerwień i mrok - a potem zmiana intonacji, na bardziej żałosny a może umęczony -Nie pamiętam. Nie wiem. Krew. Pamiętam krew. Wszędzie krew. Na mych rękach też. Ofiara Niewinnego, umęczone ciało. Umęczona dusza pod win ciężarem. Przepadnie w nicość. - cisza. Nastąpiła cisza.
Elfka gdy krasnolud to mówił, czuła dziwne mrowienie na ciele. Czuła niepokój. Coś dziwnego, mrocznego w tych słowach się kryło.

Wolf zmrużył oko przemęczone od panującego wokół półmroku.
- Bredzisz - skwitował. - Czy przedtem czułeś te… - zawahał się szukając odpowiednich słów - … napady czerwieni? Przed tym jak twoje ręce popełniły zbrodnię.

-Czerwień i mrok..towarzyszy nam stale..- odparł nadal trzymając się w cieniu celi.

Wolf wpatrywał się przez chwilę w Kazrika, po czym odwrócił głowę by spojrzeć na elfkę.
- Biedak brzmi jakby był opętany lub szalony. Brzmi jak Torik. - Wolf ponownie skierował wzrok na krasnoluda. - Co tam trzymasz?

Pytanie Wolfa niczym rzucony groch o ścianę nie doczekało się odpowiedzi. Kazrik wstał powoli, nic nie mówiąc i zbliżył się do krat. Jego twarz była blada, wręcz trupio blada. Podkrążone oczy zdradzały, że musiał od wielu nocy nie spać. Kroki jego były powolne, ociężałe, jakby coś obciążało go. Górna warga zaczynała nachodzić na dolną, tworząc widoczne zmarszczki w kącikach ust, a broda i nos zaczynały się zbiegać ku sobie. Skóra krasnoluda wydawał się sucha, jakby przesuszona. Gdzie niegdzie można było dostrzec jak skóra pęka, powodując małe ranki na ciele.
Kazrik spojrzał na Wolfa i pokazał figurkę przedstawiającą jakiegoś krasnoluda. Hełm jego wykonany był w kształcie czaszki, a zbroja miała kolce na barkach. Figurka była ręcznie rzeźbiona, i musiał ją zrobić ktoś o nie małym talencie rzeźbiarskim.
Po chwili jednak krasnolud schował figurkę do kieszeni. Nadal jednak nie odzywał się.

Wolf widział wcześniej podobną postać gdzieś w domu Jordiego. Figurka Gazula. To jednak Kazrik pochłaniał teraz większość uwagi rycerza. Wyglądał okropnie. Jakby coś trawiło go od wewnątrz. Choroba? Ponoć krasnoludy były odporne niczym skała. Stan Kazrika w istocie był podobny do stanu Torika. Obaj cierpieli na ciele i umyśle.
- Widziałeś się z Torikiem przed tą zbrodnią? - zapytał w końcu człowiek. - Znasz go?

-Nie - padła odpowiedź

- Przed morderstwem ponoć mówiłeś że idziesz się pomodlić - przypomniał sobie Wolf - Wcześniej nie byłeś zbyt pobożny. Skąd nagle taka myśl Kazriku?
Zdziwienie i niezrozumienie pojawiło się w oczach krasnoluda.

-Nie wiem. Nie pamiętam..Tak wiele wspomnień..ucieka...Umiera.. - krasnolud padł na kolana, chowając twarz w dłoniach.

- Czerwień i mrok - rzekł twardo rycerz. - Skup się na tym. Skąd się to wzięło? Kto ci to zrobił? Czyją wolę wykonujesz.

Krasnolud spojrzał się do góry, podnosząc powoli głowę. Jego oczy stały się czerwone. Jedną z dłoni włożył do kieszeni, lecz było widać jak zaciska ją w pięść. Drugą rękę położył na kolanie, i otworzył usta.Słowa te jednak były totalnie nie zrozumiałe, ale przypominały bełkot Torika

Wolf ściągnął usta w kreskę i odsunął się o krok od krat zdumiony. Nie było mowy o pomyłce. To co dotknęło Torika, dotknęło też Kazrika. Domysły jednak okazały się prawdziwe. Gdyby jeszcze tylko wiedział co to za język. Odpowiedź na to pytanie mógł jednak znać Jordi.

Krasnolud wstał i odwrócił się plecami do Wolfa. Wyjął rękę z kieszeni i przycisnął ją mocno do klatki piersiowej.
-Gazulu miej litość nade mną - wyszeptał.

Rycerz spochmurniał jak zwykle gdy stał przed ciężkim problemem. Zachodził w głowie co łączyło Kazrika i Torika? Jeden udał się na wzgórza Varenki, drugi interesował się światem zewnętrznym. Pierwszy był bezpośrednio związany ze sprawą Bragthornea. Drugi zaś był synem Jordiego, który przechowywał na ten temat informacje. Kazrik miał też otwarty i podatny umysł. Wolf nie znał się na opętaniach i magii, ale mógłby postawić roczny żołd na to, że właśnie takie osoby są idealną ofiarą dla potężnych magów.
Jedno jednak nie ulegało wątpliwości. To nie Kazrik popełnił mord na własnej rodzinie. Jego rękami kierowało coś innego. Wolf chciałby powiedzieć, że khazad jest niewinny, ale tak nie było. Dając się opętać i zmusić do takiego czynu, udowodnił że jest słaby i odpowiedzialny za to co się stało.
Mogli go teraz zostawić w takim stanie, wiedząc że zostanie stracony. Tym samym Kazrik uwolniony by został od cierpienia, jakie teraz przeżywał, a sprawiedliwość zostałaby wymierzona… częściowo.
Mogli też udowodnić że działał pod wpływem i wciąż znajduje się pod wpływem złych mocy. Wolf nie był człowiekiem radykalnych rozwiązań i wierzył że każdy ma prawo do drugiej szansy, albo przynajmniej do odkupienia swej winy.
Rycerz przypomniał sobie że w pamiętnikach było wspomniane że ciało Bragthorne’a było wyniszczone. Czy taki sam los miał spotkać oba krasnoludy? Może na kartach ksiąg Galvina był spisany jakiś rytuał który by im pomógł? Te wszystkie domysły musiały poczekać na rozmowę z piwowarem. Tymczasem pozostawała sprawa zamkniętego krasnoluda i tego, czy Wolf może z niego coś jeszcze wyciągnąć.

- Nie jęcz słabeuszu - warknęła elfka. - Biadolisz jak ludzka baba, ani w tym honoru ani przyzwoitości. Jak chcesz odpłacić swoje winy to myśl, a nie tylko marudzisz - Youviel odreagowywała poirytowanie. Jeszcze nie wyciągnęła najgroszych dział.

-Pozwólcie mi umrzeć..Niech mój Bóg zabierze mnie do siebie i osądzi.. - zniknął w rogu celi. Usiadł i skulił się.

- Jasne, możemy. Mamy ważniejsze sprawy niż użeranie się z tobą i twoją słabością. Szkoda tylko, że twoja hańba zostanie. Obarczy twego ojca i całą twoją rodzinę. Ale jak chcesz to możesz sczeznąć i oczekiwać braku litości od swych bogów. Kto wie? Może takiego zbrodniarza jak ty nawet nie wpuszczą przed swoje oblicze.

Kazrik zaczął coś szeptać pod nosem. Było to jednak nie zrozumiałe dla nich. Mówił w Khazalidzie, i tak cicho, że ledwo go było słychać.

- Wolf, to strata czasu - powiedziała ostro elfka. - Ani wziąć się w garść nie umie, ani nic sobie przypomnieć. On nawet nie dba o dobro innych, którym mógłby oszczędzić ciężaru swojej winy - kobieta mówiła donośnie tak aby i skłębiony w kącie khazad słyszał. Nie było wątpliwości, że metoda jaką obrała nie sprawdza się. Kazrik był już zbyt głęboko w studni rozpaczy aby dać się sprowokować. Jednocześnie ona nie poczuwała się do łagodnego wspierającego tonu.

Wolf milczał wpatrując się w krasnoluda. Nie wiedział co ma począć z tym nieszczęśnikiem. Zastanawiał się przez moment, czy nie poruszyć tematu jego długu u Gafara, ale uznał że to by tylko pogorszyło jego stan. Kiwnął głową przyznając elfce rację.

Cisza zapadła i gdy wydawało się, że zarówno człek i jak i elfka nic więcej już nie uzyskają, spostrzegli że Kazrik wstał. Trzymał się jednak cienia i mroku.
- Ho fea naa amin. Ho strengh will quanta amin quenat. Amin rusve ho soul ar' will. Auta n'e - rzekł w języku elfickim. Tylko Youviel rozumiała znaczenie tych słów, a brzmiało ono “Jego dusza należy do mnie. Jego siła wypełni me ciało. Złamałem jego duszę i wolę. Wynoście się.

Elfka zwęziła oczy krzywiąc się. Odwróciła się do opętanego.
- Siła nieczysto, zamieszkująca ciało tego krasnoluda, podaj swoje imię! - odpowiedziała dalej korzystając ze eltharinu.

-Amin naa sina Naugrim, ar' amin naa il-. Amin naa kazrik - co znaczyło “Jestem krasnoludem, i nie jestem. Imię me Kazrik”.

Wolf nie odzywał się przysłuchując wymianie zdań w obcym języku. Rozpoznał mowę elfki, ale nie mógł zrozumieć znaczenia słów.

- A kim jesteś poza krasnalem? Bragthorne? Nagash? - kontynuowała elfka.

Kazrik padł na ziemię, opierając się na dłoniach. Wzrok jego był wbity w ziemię. Słowa jednak już nie powiedział. Oddychał bardzo ciężko.

- Jemu przyda się kapłan lub kat. - rzekł Wolf kładąc dłoń na ramieniu elfki. - Ktokolwiek kto może go uwolnić od tego ciężaru.
 

Ostatnio edytowane przez Jaracz : 15-02-2015 o 14:34.
Jaracz jest offline