Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-02-2015, 14:08   #22
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Cisza, spokój...
Prawie normalne dzień w wiosce.
Prawie.
W środku zimy nikt nie spaceruje przed domem w samej koszulinie.
- Eleonora? Co ty wyprawiasz? - Max przyklęknął przy młodszej dziewczynce.
Dziewczynka nie spojrzała nawet na osobę która do niej podeszła. Kwiliła dalej i robiła to coraz głośniej. Widać było że jest zadbana, ubrania nie miały dziur a włosy kołtunów, jednakże na czole miała dziwną plamę, która zwróciła uwagę Maxa, gdy ten przyklęknął przy niej.
- Selina? - Max zwrócił się dla odmiany do starszej z sióstr. Mógł co prawda wziąć Eleonorę pod pachę i wnieść do środka, ale najpierw wolał się dowiedzieć, o co chodzi. - Pokłóciłyście się? - spytał.
- Nie, Panie Bez… Znaczy Panie Max, ona za rodzicami tęskni. Wyszli wczoraj za drwem na opał i jeszcze nie wrócili. A ja bałam się sama wychodzić, przepraszam…
Max nie zareagował na swój przydomek. Wiedział, że to się nigdy nie zmieni... no i od ładnych paru lat było mu to obojętne.
- Ella, wracaj do domu, i to już - powiedział zdecydowanie. - Rodzice będą się gniewać, jak wrócą, a ty się rozchorujesz.
Takie postawienie sprawy zmieniło myślenie dziecka, niechętnie ale wróciła do domu, pytając tylko na odchodne:
- A przyprowadzi ich Pan?
- A w jakim kierunku poszli? - spytał Max, zwracając się do Seliny.
- Nie bardzo proszę Pana, wtedy była jeszcze zamieć, wyszli razem i kazali mi opiekować się siostrą, mieli wrócić jeszcze tego samego dnia.
- Aaaaauu
- wykrzyknął Marwald, a oczy rozmówców powędrowały właśnie na niego
- O widzisz
- spojrzał na Maxa - tutaj jest, to gwóźdź, o którym Ci mówiłem. Znalazłem go dzisiaj gdy szedłem rano. Chyba jednak się myliłem, to znak dotyczący właśnie tej sytuacji inaczej nie zakuł by mnie akurat teraz. Znaczy, że musimy odnaleźć waszych rodzicó.. - nie dokończył, a wyłupił oczy i dodał: - Co to jest, to znak? - zapytał Eleonorę, idąc powoli w jej kierunku
- Jaki znak, proszę Pana ?
- O ten - idąc w jej kierunku zaczął pokazywać u siebie w okolicy czoła czyniąc przy tym przeróżne dziwne miny, o których nawet nie zdawał sobie świadomości
Dziewczynką zaśmiała się lekko, odsłoniła czoło a gdy wyczuła co tam jest zaczęła krzyczeć.
- Aaaaa, co to jest?! Pan to weźmie, Pan to weźmie!!!
Dziewczynka miała na czole coś w rodzaju ...rogu, z dość ostrym szpikulcem, zupełnie jak gwóźdź...
Marwald podszedł dostatecznie blisko, aby doskonale widzieć dziecko z rogiem na czole. Uniósł rękę w której trzymał gwóźdź i porównał z dziwną naroślą.
- To bardzo dziwne, czy to Cię boli? - dotknął lekko, sprawdzając to dokładnie acz delikatnie.
Max zamrugał oczami widząc, że coś, co brał za ciemną plamę zamieniło się nagle w wystający z czoła szpikulec.
- Nie... - chciał powstrzymać Marwalda, lecz było już za późno.
Solidny, jak na dziecko, cios z pięści wylądował na twarzy Marwalda
- Ałłł, co Pan robi? To boli, boli, boli…
- Aauu - krzyknął zaraz za dziewczynką, niemal, że w tym samym momencie co jej ręka wylądowała na jego twarzy. Wyprostował się i spojrzał na Maxa
- Miałeś rację, mogłem nie dotykać - mówiąc to dokładnie dotykał swojej szczęki
Po czym spojrzał na drugie dziecko. - Czy Ty też masz takie coś? Czy ona ma już to od dawna? Czy możemy wejść do domu? - bombardował pytaniami
- Ja nic nie mam proszę Pana, a młoda dostała to dziś rano, nie chciałam nic mówić, a też nie było komu. Wejść? A proszę, i tak rodzice pewnie nie wrócą
Starsza dziewczyna zaczęła również popłakiwać.
-Dzisiaj rano. - zamruczał pod nosem - to wszystko się łączy, bowiem dzisiaj rano go znalazłem - mówił jak gdyby do siebie przyglądając się staremu zardzewiałemu gwoździowi, który tak bardzo przypominał to coś na czole
- Marwaldzie... musimy iść poszukać ich rodziców - powiedział Max. - Później tu wrócisz.
- Racja, ale … - zatrzymał się będąc odwróconym w stronę Maxa, po czym ponownie odwrócił się w stronę dziecka - Jest zimno, bardzo zimno, czy Tobie dziecko nie jest,? Przecie jesteś zaledwie w koszuli. - mówiąc to chciał dotknąć ręki dziecka aby sprawdzić, jaka jest jej ciepłota ciała
Ciało dziewczynki było bardzo zimne, lodowate wręcz. Samo dziecko też zaczęło się już powoli trząść
- Tttttrochhę.. - odpowiedziała.
- Zmykaj więc prędko do domu bo zamarzniesz, my w tym czasie znajdziemy Twoich rodzicieli - powiedział odprowadzając dziecko wzrokiem
Zapłakane dziewczę otarło łzy i poszło do domu. Na zewnątrz wyszła Selina. Starsze dziecko zamknęło drzwi za Eleonorą i chrząknęła znacząco:
- A nie mają panowie może jakiegoś … jedzenia? My z siostrą zostałyśmy same, kochałam rodziców, ale potrafię logicznie myśleć, długo ich nie ma więc pewnie nie wrócą, a jedzenie już się nam skończyło.
Marwald spojrzał w kierunku wozów gdzie były jego zapasy po czym lekko nie chętnie skierował się ku niemu. Zaczął grzebać przewracając sterty śmieci. Robił to nadzwyczaj delikatne co wskazywało na to, że mają dla niego wielkie znaczenie. W końcu jednak znalazłszy zawinięte w kocu kanapki wciągnął jedną co stanowiło połowę jego porcji dziennej i podał dziecku.
- Miejmy nadzieję, że wystarczy do momentu, do kiedy przy prowadzimy waszych rodziców. Bóg kazał mi się dzielić wszystkim co posiadam, bowiem mym przeznaczeniem jest was uratować - ostatnie zdanie mówił spoglądać w niebo, jak gdyby recytując czyjeś słowa.
- Ode mnie również masz trochę jedzenia - powiedział Max, wyciągając z plecaka jedzenie, które powinno dziewczynkom starczyć do jutra.
- Dziękuję Panom bardzo, to dobrze że sa jeszcze tacy ludzie
- Czy mogła byś powiadomić mnie, jeśli to coś na czole Twojej siostry się powiększy? Zwę się Marwald, gdybyś miała mnie szukać.- powiedział dobrze pamiętając o jej siostrze i podobieństwie tego czegoś do gwoździa ~ dobrze było by mieć taką pamiątkę ~ pomyślał
- Dobrze proszę Pana, na pewno to zrobię. Ale czy teraz mogę już iść? Zimno mi..
- Ależ oczywiście, możesz wziąć ze sobą ten oto koc, z pewnością będzie Ci cieplej - podał cuchnący niemal zamarznięty koc w dobrych intencjach
- …. Dobrze… - odpowiedziała dziewczyna krzywiąc się na uśmiech i odeszła
- Tak czynią prawdziwi wybrańcy - jął mówić gdy dziewczynka wchodziła do domu, kierował te słowa ku Maxowi, chcąc pokazać swój honor i czyn. Chwilę stał wpatrując się w dom po czym jak gdyby się obudził i zaczął - To jak to zrobimy? Gdzie dokładnie idziemy? Sami, czy wołamy kogoś? - zapytał niepewnie, wyglądał na osobę, która mówi o czymś o czym nie ma zielonego pojęcia, bowiem kompletnie nie znał się na tropieniu
- Kawałek możemy się przejść - powiedział Max. - Ale jeśli szybko ich nie znajdziemy, to będziemy musieli poprosić o pomoc.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 18-02-2015 o 15:45.
Kerm jest offline