Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-02-2015, 23:36   #21
 
snake.p's Avatar
 
Reputacja: 1 snake.p jest godny podziwusnake.p jest godny podziwusnake.p jest godny podziwusnake.p jest godny podziwusnake.p jest godny podziwusnake.p jest godny podziwusnake.p jest godny podziwusnake.p jest godny podziwusnake.p jest godny podziwusnake.p jest godny podziwusnake.p jest godny podziwu
Tymczasem Waightstill zwrócił uwagę na babkę, która wyrosła jak spod ziemi - Jakże to! Odrzwia zasypane, jakby od początku tej przeklętej zimy nikt nie wchodził ni wychodził. Dziwne! Powiedzcie babko, wiecie coś więcej?
 
snake.p jest offline  
Stary 17-02-2015, 14:08   #22
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Cisza, spokój...
Prawie normalne dzień w wiosce.
Prawie.
W środku zimy nikt nie spaceruje przed domem w samej koszulinie.
- Eleonora? Co ty wyprawiasz? - Max przyklęknął przy młodszej dziewczynce.
Dziewczynka nie spojrzała nawet na osobę która do niej podeszła. Kwiliła dalej i robiła to coraz głośniej. Widać było że jest zadbana, ubrania nie miały dziur a włosy kołtunów, jednakże na czole miała dziwną plamę, która zwróciła uwagę Maxa, gdy ten przyklęknął przy niej.
- Selina? - Max zwrócił się dla odmiany do starszej z sióstr. Mógł co prawda wziąć Eleonorę pod pachę i wnieść do środka, ale najpierw wolał się dowiedzieć, o co chodzi. - Pokłóciłyście się? - spytał.
- Nie, Panie Bez… Znaczy Panie Max, ona za rodzicami tęskni. Wyszli wczoraj za drwem na opał i jeszcze nie wrócili. A ja bałam się sama wychodzić, przepraszam…
Max nie zareagował na swój przydomek. Wiedział, że to się nigdy nie zmieni... no i od ładnych paru lat było mu to obojętne.
- Ella, wracaj do domu, i to już - powiedział zdecydowanie. - Rodzice będą się gniewać, jak wrócą, a ty się rozchorujesz.
Takie postawienie sprawy zmieniło myślenie dziecka, niechętnie ale wróciła do domu, pytając tylko na odchodne:
- A przyprowadzi ich Pan?
- A w jakim kierunku poszli? - spytał Max, zwracając się do Seliny.
- Nie bardzo proszę Pana, wtedy była jeszcze zamieć, wyszli razem i kazali mi opiekować się siostrą, mieli wrócić jeszcze tego samego dnia.
- Aaaaauu
- wykrzyknął Marwald, a oczy rozmówców powędrowały właśnie na niego
- O widzisz
- spojrzał na Maxa - tutaj jest, to gwóźdź, o którym Ci mówiłem. Znalazłem go dzisiaj gdy szedłem rano. Chyba jednak się myliłem, to znak dotyczący właśnie tej sytuacji inaczej nie zakuł by mnie akurat teraz. Znaczy, że musimy odnaleźć waszych rodzicó.. - nie dokończył, a wyłupił oczy i dodał: - Co to jest, to znak? - zapytał Eleonorę, idąc powoli w jej kierunku
- Jaki znak, proszę Pana ?
- O ten - idąc w jej kierunku zaczął pokazywać u siebie w okolicy czoła czyniąc przy tym przeróżne dziwne miny, o których nawet nie zdawał sobie świadomości
Dziewczynką zaśmiała się lekko, odsłoniła czoło a gdy wyczuła co tam jest zaczęła krzyczeć.
- Aaaaa, co to jest?! Pan to weźmie, Pan to weźmie!!!
Dziewczynka miała na czole coś w rodzaju ...rogu, z dość ostrym szpikulcem, zupełnie jak gwóźdź...
Marwald podszedł dostatecznie blisko, aby doskonale widzieć dziecko z rogiem na czole. Uniósł rękę w której trzymał gwóźdź i porównał z dziwną naroślą.
- To bardzo dziwne, czy to Cię boli? - dotknął lekko, sprawdzając to dokładnie acz delikatnie.
Max zamrugał oczami widząc, że coś, co brał za ciemną plamę zamieniło się nagle w wystający z czoła szpikulec.
- Nie... - chciał powstrzymać Marwalda, lecz było już za późno.
Solidny, jak na dziecko, cios z pięści wylądował na twarzy Marwalda
- Ałłł, co Pan robi? To boli, boli, boli…
- Aauu - krzyknął zaraz za dziewczynką, niemal, że w tym samym momencie co jej ręka wylądowała na jego twarzy. Wyprostował się i spojrzał na Maxa
- Miałeś rację, mogłem nie dotykać - mówiąc to dokładnie dotykał swojej szczęki
Po czym spojrzał na drugie dziecko. - Czy Ty też masz takie coś? Czy ona ma już to od dawna? Czy możemy wejść do domu? - bombardował pytaniami
- Ja nic nie mam proszę Pana, a młoda dostała to dziś rano, nie chciałam nic mówić, a też nie było komu. Wejść? A proszę, i tak rodzice pewnie nie wrócą
Starsza dziewczyna zaczęła również popłakiwać.
-Dzisiaj rano. - zamruczał pod nosem - to wszystko się łączy, bowiem dzisiaj rano go znalazłem - mówił jak gdyby do siebie przyglądając się staremu zardzewiałemu gwoździowi, który tak bardzo przypominał to coś na czole
- Marwaldzie... musimy iść poszukać ich rodziców - powiedział Max. - Później tu wrócisz.
- Racja, ale … - zatrzymał się będąc odwróconym w stronę Maxa, po czym ponownie odwrócił się w stronę dziecka - Jest zimno, bardzo zimno, czy Tobie dziecko nie jest,? Przecie jesteś zaledwie w koszuli. - mówiąc to chciał dotknąć ręki dziecka aby sprawdzić, jaka jest jej ciepłota ciała
Ciało dziewczynki było bardzo zimne, lodowate wręcz. Samo dziecko też zaczęło się już powoli trząść
- Tttttrochhę.. - odpowiedziała.
- Zmykaj więc prędko do domu bo zamarzniesz, my w tym czasie znajdziemy Twoich rodzicieli - powiedział odprowadzając dziecko wzrokiem
Zapłakane dziewczę otarło łzy i poszło do domu. Na zewnątrz wyszła Selina. Starsze dziecko zamknęło drzwi za Eleonorą i chrząknęła znacząco:
- A nie mają panowie może jakiegoś … jedzenia? My z siostrą zostałyśmy same, kochałam rodziców, ale potrafię logicznie myśleć, długo ich nie ma więc pewnie nie wrócą, a jedzenie już się nam skończyło.
Marwald spojrzał w kierunku wozów gdzie były jego zapasy po czym lekko nie chętnie skierował się ku niemu. Zaczął grzebać przewracając sterty śmieci. Robił to nadzwyczaj delikatne co wskazywało na to, że mają dla niego wielkie znaczenie. W końcu jednak znalazłszy zawinięte w kocu kanapki wciągnął jedną co stanowiło połowę jego porcji dziennej i podał dziecku.
- Miejmy nadzieję, że wystarczy do momentu, do kiedy przy prowadzimy waszych rodziców. Bóg kazał mi się dzielić wszystkim co posiadam, bowiem mym przeznaczeniem jest was uratować - ostatnie zdanie mówił spoglądać w niebo, jak gdyby recytując czyjeś słowa.
- Ode mnie również masz trochę jedzenia - powiedział Max, wyciągając z plecaka jedzenie, które powinno dziewczynkom starczyć do jutra.
- Dziękuję Panom bardzo, to dobrze że sa jeszcze tacy ludzie
- Czy mogła byś powiadomić mnie, jeśli to coś na czole Twojej siostry się powiększy? Zwę się Marwald, gdybyś miała mnie szukać.- powiedział dobrze pamiętając o jej siostrze i podobieństwie tego czegoś do gwoździa ~ dobrze było by mieć taką pamiątkę ~ pomyślał
- Dobrze proszę Pana, na pewno to zrobię. Ale czy teraz mogę już iść? Zimno mi..
- Ależ oczywiście, możesz wziąć ze sobą ten oto koc, z pewnością będzie Ci cieplej - podał cuchnący niemal zamarznięty koc w dobrych intencjach
- …. Dobrze… - odpowiedziała dziewczyna krzywiąc się na uśmiech i odeszła
- Tak czynią prawdziwi wybrańcy - jął mówić gdy dziewczynka wchodziła do domu, kierował te słowa ku Maxowi, chcąc pokazać swój honor i czyn. Chwilę stał wpatrując się w dom po czym jak gdyby się obudził i zaczął - To jak to zrobimy? Gdzie dokładnie idziemy? Sami, czy wołamy kogoś? - zapytał niepewnie, wyglądał na osobę, która mówi o czymś o czym nie ma zielonego pojęcia, bowiem kompletnie nie znał się na tropieniu
- Kawałek możemy się przejść - powiedział Max. - Ale jeśli szybko ich nie znajdziemy, to będziemy musieli poprosić o pomoc.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 18-02-2015 o 15:45.
Kerm jest offline  
Stary 17-02-2015, 17:13   #23
 
PanJaszczomb's Avatar
 
Reputacja: 1 PanJaszczomb nie jest za bardzo znanyPanJaszczomb nie jest za bardzo znanyPanJaszczomb nie jest za bardzo znanyPanJaszczomb nie jest za bardzo znany
Erich szybko zorganizował kilku ludzi do pomocy przy sołtysie. Trzeba było go przenieść do ciepłej izby, gdzie mógłby zszyć ranę, która była dość, głęboka. Cyrulik wiedział, że sołtys albo umrze albo będzie żył. Była to bardzo dobra diagnoza, zwłaszcza że duża część pacjentów nie ma nawet takiej alternatywy. Dlatego też należało działać sprawnie.
-Masz szczęście, że to tylko jedna rana. - Rzekł do sołtysa. -Być może jeszcze trochę pożyjesz. - Dodał pokrzepiająco.
 
__________________
"Jastrząb z głową gołębia i ciałem gołębia."
PanJaszczomb jest offline  
Stary 17-02-2015, 22:52   #24
 
archiwumX's Avatar
 
Reputacja: 1 archiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputacjęarchiwumX ma wspaniałą reputację
Starsza Pani, gdy tylko zauważyła Felixa uśmiechnęła sie od ucha do ucha:
- Oh Felisiu przepraszam, nie zauważyłam Cię wcześniej, wiesz ja stara kobieta jestem. No ale już, chodź dziecko do domu. No szybciuto, bo zmarzniesz.
Wnętrze mieszkaniu Pani Roswithy było bardzo przytulne. W rogu na krześle siedział równie wiekowy mąż starowinki - Pan Thomas. Na środku mieszkania stał piec z którego buchało przyjemne ciepło. Coś nie pasowało, gdy Felix był tu ostatnim razem mógł przysiąść że w mieszkaniu były co najmniej dwa koty, które raczej nie wyszłyby na dwór w takie zimno. W domu unosił się również bardzo dziwny zapach, było dość zimno wiec nozdża były znieczulone i ciężko było dokładnie określić co mogłoby to być.
- No Felisiu, napijesz się herbatki dziecko? - spytała Pani Roswitha wstawiając wodę na herbatę.

Felix z ulgą usiadł na wskazanym krześle i odrzekł:
-Chętnie się napiję. Po tym napadzie z wilkami to mi się przyda.

Jednak po rozejrzeniu się Felix zauważył parę podejrzanych szczegółów, ale postanowił jak najwięcej się dowiedzieć o co tu chodzi:
Kto mieszka w tej zasypanym domu i kiedy był on ostatnio widziany?

I od tej pory zaczął dyskretnie, acz uważnie się przyglądać starowince.

Roswitha wstawiła wode na piec, przygotowała kubek do którego wsypała jakieś zioła. Drugi przygotowała dla siebie. Następnie usiadła naprzeciwko Felixa.

Felisiu, pytasz kto tam mieszka tak? A no taka rodzina. Czwórka ich jest: Bernd z małżonką Renate wraz z dwoma synami: Nicklasem oraz Benem. Tacy w sumie… normalnie ludzie. Ni to dziwacy, ni to zamknięci w sobie. No zwyczajni
Kobieta zachowywała się dość dziwnie. Była dość ożywiona jak na swój wiek, nie widać było również po niej aby przymierała głodem, w przeciwnieństwie do męża siedzącego dalej, który nie odezwał się ni słowem, a nie nie poruszył od początku wizyty.

A kiedy byli ostatnio widziani?
- Hmm. Ciężko powiedzieć. Jak była zamieć to nie wychodziłam. A to było tak kilka dni temu kiedy jeszcze ich widziałam, ale nie wiem ile dokladnie

- Wtedy wszystko jak zawsze?
- Nie rozumiem.
- Nie zachowywali się przypadkiem jakoś dziwnie?
- A nie, nic nadzwyczajnego. Wszystko normalnie było.


Zatem to jest nieszczęśliwy wypadek, niech ich dusze znajdą swe miejsce w Królestwie Morra - Felix westchnął.

Po głębszym oddechu zapytał:
- Co Pani myśli wyprawie, którą proponuje sołtys?

- Ale jak wypadek, jaki wypadek? Dziecko, o wilki ci chodzi? Mnie wyprawa nie w głowie, za stara na to jestem, za to ty: młody, świeży … No ale co, no nic, jak chcą to niech ida. Lepsze to niż siedzieć na dupie. Co nie Felisiu?

- Dziękuję Pani, za ugoszczenie mnie, ale teraz jak odpocząłem i się ogrzałem, muszę biec pomóc odgarniać ten śnieg.
Felix wstał i udał się w stronę drzwi, aby pobiec do zasypanego domu.

Starowinka poderwała się równie chyżo co Felix
- Ależ Felisiu, źle ci tu ze mna? Zostań jeszcze troche. Jest tu ciepło i miło, możemy sobie porozmawiac i w ogóle.

Felix zaczął mówić:
- Ale ja muszę pomóc…
… ale uprzytomnił sobie, że jeśli podejrzenia się spełnią to po dobroci może stąd nie wyjść…

Felix się cofał do drzwi i szykował się do ucieczki.

Starowinka spod warstw ubrań wyjęła stary nóż rzeźniczy, na którym widać było ślady niedawnego używania. Dziwne, tylko bogatszych bądz bardziej łownych mieszkańców wsi stać byłoby na jedzenie mięsa w tak chudym okresie, a ani starowinka ani jej dom nie wyglądał zbyt bogato. Kobiera przyjęła dziwną poze i przesuwała się w stronę Felixa i takim samym tempem z jakim on się oddalał. Po kilku krokach poczuł dotyk i zimno na plecach. To były drzwi, więc wystarczyło tylko odsunąć zasuwe i wyjść.
- Dziecko, co robisz? Przecież mówiłam ci że możesz zostać! - akcentowała gniewnie.

Felix udał, że struchlał:
- Już dobrze, zostaję.

I zaczął z udawanym strachem przesuwać się w bok… w kierunku czajnika.
Starowinka nie celowała juz nożem w swojego gościa, lecz dalej trzymała go w ręce.
- No, to ja rozumiem. Można było tak od razu?

Gdy Felix dotarł dotarł do kuchni szybko chwycił czajnik i zamachnął się nim, oblewając jego zawartością ohydną staruchę.

Gorący czajnik, ze świeżo zagotowanym wrzątkiem wewnątrz odbił się od kobiety przypalając skórę, a ciecz znajdująca się wewnątrz dodatkową oblała Roswite. Kobieta zaczęła się drzeć i upadła na ziemie gdzie dalej wiła się z bóli i niemiłosiernie wydzierała.

Widząc co się dzieje Felix szybko złapał upuszczony przez babę tasak w lewą rękę, a do prawej wziął włócznię.
 
__________________
Szukam tajemnic i sekretów.
archiwumX jest offline  
Stary 17-02-2015, 23:03   #25
 
snake.p's Avatar
 
Reputacja: 1 snake.p jest godny podziwusnake.p jest godny podziwusnake.p jest godny podziwusnake.p jest godny podziwusnake.p jest godny podziwusnake.p jest godny podziwusnake.p jest godny podziwusnake.p jest godny podziwusnake.p jest godny podziwusnake.p jest godny podziwusnake.p jest godny podziwu
Zaspa przed drzwiami domostwa zdążyła już porządnie stwardnieć.

Gdy babka na widok Felixa straciła zainteresowanie Waightstillem, ten nie zrażony skierował się ku drzwiom chałupy. Zyją, powiada babka, a nawet za potrzebą nie chodzą? W sen zimowy jak niedźwiedzie zapadli?! - pomyślał Waightstill zaintrygowany.

Kilka zdrowasiek zajęło odgarnianie śniegu, aby móc dostać się do drzwi, które również były lekko przymarźnięte. Po podważeniu ich skrzypły głośno, a oczom chłopa ukazał się mrok wnętrza. Gdy oczy przyzwyczaiły się do ciemności Waightstill wszedł do środka, a jego oczom ukazały się ciała jego mieszkańców. Ogień musiał zgasnąć dość dawno, gdyż w przeciwnym przypadku dalej mógłby być odczuwalny odór gnijących ciał. A tak, mróz zrobił swoje. W pomieszczeniu leżały cztery ciała, jedno kobiece oraz trzy męskie. Pan Bernd z małżonką Renate wraz z dwoma synami: Nicklasem oraz Benem. Chociaż teraz już ciężej było okreslić, które należy do kogo.

Na widok ciał Waightstill zadrżał i instynktownie odwrócił się za siebie, szukając wzrokiem Felixa. Jednak przed chatą nikogo nie było, Felix i starowinka znikli. A tego gdzież poniosło! No nic! - zamruczał Waightstill i ruszył w głąb chaty w kierunku najblizszego ciała.

Najbliżej wejścia znajdowało się ciało Bernda, leżało spokojnie, jakby nigdy nic, opatulony i sztywny. Na całe mieszkanie składało się jedno wielkie pomieszczenie, które stało się cmentarzem dla rodziny, oraz dwa mniejsze. Wychodek znajdował się na zewnątrz, aby się do niego dostać należało wyjść z domu. Na środku stał wmurowany piec z wbitą weń glinianą, podziurawioną rurą - cichym zabójcą.

Waightstill odwrócił ciało Bernda, tak aby mu się przyjrzeć w swietle wpadającym przez otwór wejściowy. Poczuł, że już stężało. Nie żyje! - odskoczył. Z dłoni wypadła mu kosa, o której zupełnie zapomniał. Zaczadzili się? Zaraza?! W pierwszym odruchu Waightstill zaczął się wycofywać, lecz opanował się i postanowił sprawdzić stan ciał.

Wszystkie ciała wyglądały podobnie, jakby spały. Tylko że były blade i nie oddychały. Waightstill nie był lekarzem, wiec nie mógł jednoznacznie stwierdzić, co było przyczyną śmierci, jednakże był na tyle mądry, aby wiedzieć, że przy takiej ilości dymu można by uwędzić prosie a co dopiero zaczadzić kilka osób.

Waightstill zakrzsztusił się dymem. Sprawa wydawała się jasna. Kolejne ofiary zimy. Waightstill wycofał się z chaty, żeby zaalarmować innych.

Gdy tylko zamknął drzwi chaty i nabrał świeżego powietrza usłyszał przeraźliwy krzyk dochodzący z domu starowinki, do którego wszedł Felix. Kobieta wydzierała się w niebogłosy, ale dzieciaka nie było słychać.
 
snake.p jest offline  
Stary 17-02-2015, 23:19   #26
 
snake.p's Avatar
 
Reputacja: 1 snake.p jest godny podziwusnake.p jest godny podziwusnake.p jest godny podziwusnake.p jest godny podziwusnake.p jest godny podziwusnake.p jest godny podziwusnake.p jest godny podziwusnake.p jest godny podziwusnake.p jest godny podziwusnake.p jest godny podziwusnake.p jest godny podziwu
Waightstill już miał biec zawiadomić innych o znalezionych trupach, gdy zatrzymał go przeraźliwy wrzask dobiegający z chaty starowinki. Wilki! - pomyślał w pierwszej chwili i rzucił się w kierunku, skąd dobiegał krzyk. Całym ciałem uderzył w drzwi, które mało nie wypadły z framugi. Na widok babki leżącej na ziemi i Felixa z czajnikiem krzyknął:

- Felix! Na wszystkie demony Chaosu, co tu się dzieje!
- Chciała mnie zabić tym tasakiem! - Felix wyciągnął przed siebie rękę z tasakiem, aby Waighstill go zobaczył - Pewnie też zabiła swego męża!
- Tasakiem? Pewnie ledwo jest w stanie go dźwignąć! I po co miała by zabijać męża? Pewnie, żeby go zjeść?! - Waightstill niedowierzał.

Felix podszedł do mężczyzny i go szturchnął:
- Patrz! Skoro nie żyje, to po co go tak trzyma? Powinien być pogrzebany!

Gdy Felix szturchnąl Thomasa, ten tylko odchylił się nieznacznie, a do nozdrzy bohaterów dostał się bardzo nieprzyjemny zapach zgnilizny i psującego się mięsa.

Waightstill odchylił się, nie spuszczając oka z Felixa. Nigdy nic nie wiadomo z takim chultajem, co pojawia się i znika, nim człowiek się obejrzy - pomyślał, a na głos - W istocie, nie żyje! Może sama nie miała siły targać ciała na zewnątrz! Taka zima! . Waightstill nadal nie mógł uwierzyć w diagnozę Felixa. - Czy małżonkowie tak postępują? Pomyślał o Frydzie.

Twarz Felixa wygiął grymas złości:
- Co ty opowiadasz? Przecież wystarczyło pójść do sołtysa albo Jonasa!
- Hmm, może i tak - argumenty Felixa zaczęły przekonywać Waightstilla, choć nie mieściło mu się to w głowie - czy ludzie powiariowali?! Fryda by nigdy - nie dokończył. Przypomniał sobie o trupach w chacie obok - - A ty co tu w ogóle robisz? Zostawiłeś mnie samego przy chacie! Tam cała rodzina nie żywa! Zaczadzili się! Może to też sprawka babki? - ponownie nabrał podejrzeń co o Felixa.

Podczas rozmowy bohaterowie zdali sobie sprawę, że kobieta leżąca na ziemi przestała się drzeć, lecz dalej oddychała. Zaczęła powoli szukać czegoś na podłodze, błądziła ręką po ziemi. Wyglądała strasznie, straciła resztki włosów i miała solidnie poparzoną głowę.

Felix przybliżył się do bartnika, przyciągnął jego twarz do swojej i szepnął:
Zapytaj czego szuka… To może sam się przekonasz.

Waightstill spostrzegłszy ruch na podłodze, ruszył ku babce, chcąc jej pomóc. Zignorował słowa Felixa.

Felix przeplótł sobie ręce, oparł się o próg i czekał co się stanie…

Starownika omiatając podłogę natrafiła na wyciągniętą do niej dłoń bartnika. Reakcja była natychmiastowa. Kobiecina jednym szybkim ruchem przyciągnęła się bliżej. Druga dłoń wylądowała na łydce chłopa, który poczuł jak ostre paznokcie wbijają się w skórę poprzez warstwy materiału.

- Co!? - krzyknął Waightstill, syknął z bólu i odepchnął kobietę jak szmacianą lalkę.

Felixa zdziwiła reakcja Waighstilla:
- Co ci powiedziała? - zapytał ze strachem w głosie.

Kobieta przeturlała się kilka stóp w bok, lecz nie zrezygnowała ze swoich działań, zaczęła wstawać.

Felix z niepewną miną obserwował całą tą scenę.

- Wbiła mi szpony w łydkę! - Waightstill zatoczył się do tyłu zaskoczony - co za furia! . Na widok babki stającej na nogi ucieszył się, że jej nie skrzywdził, lecz jednocześnie przeraził. Czyżby charczała jak oszalała?

Felix uzbroił się w włócznię i próbował dać Waighstillowi tasak do ręki.

W tym momencie stało się coś nieoczekiwanego, Roswitha zaczęła płakać, osunęła się na kolana i po jej poparzonych policzkach zaczęły lecieć łzy.
- Thomas! Thomas! Chodź, obiad już gotowy, zostaw to ty stary durniu. Chodź …. zjedz ze mną… Kobiecina zamilkła i na kolanach zaczęła iść przed siebie, po czym upadła na twarz, dyszała. Czyżby sytuacja miała się powtórzyć?

Waightstill niepewnie spojrzał na Felixa i tasak w jego ręce. Zrozumiał intencję, lecz przecież nie mógłby skrzywdzić kobiety. Łzy i słowa starowinki ponownie zwróciły jego uwagę. Nabrał pewności, że babka jest szalona. Obejrzał się na towarzysza.

Felix obejrzaj się na Waighstilla:
- Teraz mi wierzysz?
- Chyba żeś prawdę mówił! Kto by pomyślał. Co chcesz zrobić?
Trzeba ją zabrać do sołtysa na przesłuchanie… i herbatę, może być zatruta. A w ogóle to trzeba przeszukać dom... może znajdziemy coś co naprowadzi go ku prawdzie? - wyjąkał Felix.
- Niech będzie - zgodził się Waightstill, kręcąc głową - [i] sołtys co prawda ranny, ale samej jej też nie możemy tu zostawić [/!]. Waightstill trzymając się z dala od babki zaczął rozglądać się po chałupie.
- W takim razie zobaczę co ma w domu… - odrzekł Felix i zaczął skrupulatne przeszukanie.

W chacie nie było dużo rzeczy wartych uwagi, może poza Thomasem który nie miał już jednej nogi, i na pewno nie był to efekt pośmiertnego psucia się ciała. Kości, wraz z fragmentami niedojedzonego mięsa, leżały w szafce nieopodal ich właściciela. W pomieszczeniu znajdował się również duży słój ziół, identycznych jak te, które do kubka wsypała starowinka.

Na widok ludzkich kości zbladł i zawołał Waighstilla:
- Patrz co to jest! Chyba miałeś rację, że ona jest ludojadem…
Nie mogąc wziąć tych szczątek wziął tylko słój z ziołami i powiedział:
- Trzeba już iść. Nic więcej tu nie znajdziemy.

Efekty oględzin chaty staruszki, zwłaszcza nadjedzone ciało Thomasa, całkowicie rozwiały wątpliwości Waightstilla w stosunku do Felixa. Zaśmiał się ironicznie na jego słowa, ale ich nie skomentował.

Dobrze! Niech cyrulik rzuci okiem na te ziele. Może rodzina Bernda też u niej gościła? Co za makabryczna spiżarnia. Nie sądziłem, że u nas ludzie mogą się do tego posunąć. Nie zwlekajmy dłużej! - powiedział Weighstill i chwycił w pół starowinkę, chcąc ją zanieść do siedziby sołtysa. Kiwnął głową Felixowi, że jest gotów.

Reakcja czeladnika i co potem powiedział były przerażające, ale łowca się przełamał.
- Dobrze! - i ruszył ku domowi sołtysa. Na jego widok Felix uświadomił sobie w jakie przerażenie wpadnie Bianka na wieść, że był w centrum tych wydarzeń. Z drugiej strony wiedział, że sprawiedliwość jest ważniejsza niż On, czy Ona, albo cała ta wioska!

Waightstill zmierzał ku domowi sołtysa zastanawiając się, co robić. Nie zgadzał się z dotychczasową polityką władyki, mimo to go szanował. Nie chciał, żeby tajemnica kuchni staruszki wyprawiła sołtysa na tamten świat. Chyba lepiej póki co zostawić sprawę Jonasowi. Potem się zobaczy - stwierdził.
 
snake.p jest offline  
Stary 18-02-2015, 13:24   #27
Opiekun działu Warhammer
 
Dekline's Avatar
 
Reputacja: 1 Dekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputacjęDekline ma wspaniałą reputację
 Erich


Erich udał się w do domu sołtysa. Szedł wraz z Jonasem oraz dwoma strażnikami którzy nieśli rannego. Włodarz cały czas był przytomny i kontaktujący, lecz jego oddech był płytki i spowolniony.

Dom sołtysa nie wyróżniał się zbytnio na tle innych. Zarówno obejście jak i wnętrze urządzone było skromnie i było zadbane. Od progu przywitała ich małżonka Anita wraz z dziećmi: Caroline z mężem Alexem oraz Joachim z żoną Elvirą pracujących we wspólnym gospodarstwie.

- O boże, co ci się stało kochany ?! Gdy tylko wilki weszły do wsi, od razu pobiegliśmy do domu, myśleliśmy że byłeś z Jonasem - od progu zaczęła Anita a następnie skierowała się w stronę herszta:

- Przecież miałeś go pilnować, mówiłam ci, on już nie jest młody nie radzi sobie tak jak kiedyś.

- Przepraszam Proszę Pani, faktycznie przyznaje, to jest po części moja wina, lecz muszę się tez usprawiedliwić. Wilki nigdy nie podchodziły tak blisko. No ale nie ma co teraz o tym rozprawiać. Co się stało to się nie odstanie. Mieliśmy tylko szczęście że wilki znikły równie szybko jak się pojawiły, no i że wśród ochotników był Pan Erich który błyskawicznie zajął się Philippem, bez niego pomocy mogłoby stać się coś bardzo niedobrego.

Pani Anita zdawała się być już nieco bardzo spokojna, zwróciła się w stronę Ericha I dygnęła z lekka.

- Panie Erichu, przepraszam, gdzie moja kultura, proszę sobie spocząć - wskazała na krzesło - Elvira, zrób doktórowi herbaty, ale zagotuj wiecej wody, pewnie będzie potrzebna. Caroline wyciąg z szafy kilka czystszych szmat, mogą się przydać

- Panie Erichu, dziękuje Panu bardzo, naprawdę, ten cały Ginter to nawet palcem nie ruszy żeby mężowi pomóc, a drugi czeladnik Pan Timon, z tego co słyszałam, poszedł we wieś, kilku chłopów zostało rannych w wyniku Paniki.

Do izby weszła kolejna osoba, akolita ojciec Lothar.

- Pokój temu domostwu. - zaczął od wejścia akolita, po czym przysiadł się do Ericha na krześle podstawionym przez Joachima

- Erichu mój przyjacielu, mów ale szczerze. Jak tam nasz sołtys. Źle z nim? Wyjdzie z tego?

Philipp leżał na stole zdała od reszty ludzi którzy otoczyli siedzących: Ericha oraz Lothara, oczy wszystkich skierowane były na cyrulika

 Felix oraz Waightstill


Roswitha niesiona przez chłopa wierzgała się niesamowicie, lecz nie sprawiało trudności Waightstill aby utrzymać ją w ryzach nawet jedną ręką. Niósł ją na barku jakby była pękiem słomy bądź wiązanką chrustu. W drugiej ręce niósł kosę. Taki widok sprawiał że każdy napotkany mieszkaniec wsi schodził z drogi na długo przed tym jak chłop mógł go w ogóle zauważyć. W cieniu bartnika szedł Felix. Razem wyglądali dość komicznie.

Gdy doszli do domu Jonasa, zostali tylko Elisę - żonę herszta, która powiedziała im że małżonek nie wrócił jeszcze od sołtysa. Domy włodarza oraz jego prawe reki znajdowały się w odległości kilkudziesięciu stóp. Pod drzwiami zebrało się już kilku ciekawskich. W środku musiało dziać się coś ciekawego.

 Max oraz Marvald


Chodzenie po lesie i szukanie jakichkolwiek śladów przykrytych kilkucentymetrową warstwą śniegu było bardzo podobne do szukania igły w stogu siana. Z tym że w przypadku igły istniała realna szansa na sukces. No ale co się rzekło...

Bohaterowie pochodzili trochę po obrzeżach lasu, nie zapuszczali się za głeboko gdyż i tak nie miało to zbytniego sensu. Doszli do umownej granicy wsi, dalej był już tylko dom Maxa oraz innych samotników. Na śniegu zauważyli ślady krwi oraz coś co mogło przypominać ciągnięty po śniegu worek. Chociaż obydwa tropy po połączeniu bardziej wskazywały na ciało.
Obok, znajdowały się świeże ludzkie ślady. Prowadziły wzdłuż tropu, w stronę chaty Maxa. Śnieg w tamtym rejonie był mniej ubity. Wózeczek który cały czas ciężko radził sobie z zaspami wypompował siły z Marwalda. Człowiek potrzebował odpoczynku bo tak potężnym oraz ....bezsensownym wysiłku.

 Konrad


Ślady doprowadziły człowieka do jakiejś chaty, znajdującej się spory kawałek za wsią. Ślady dalej były dobrze widoczne wiec ich zgubienie można by nazwać nie inaczej jak totalnym pechem. Na szczęście tak się nie stało. Przed chatką stała ośnieżona ławeczka, w sam raz na odpoczynek. Po sięgnięciu do pamięci Konrad przypomniał sobie że jest to chatka Bezuchego. Z wewnątrz nie dobiegały żadne odgłosy.

Ślady prowadziły dalej w las ....
 
Dekline jest offline  
Stary 18-02-2015, 14:53   #28
 
PanJaszczomb's Avatar
 
Reputacja: 1 PanJaszczomb nie jest za bardzo znanyPanJaszczomb nie jest za bardzo znanyPanJaszczomb nie jest za bardzo znanyPanJaszczomb nie jest za bardzo znany
-Nie ma czasu do stracenia. -Rzekł Erich siadając na krześle i wyjmując z torby narzędzia. Poukładał je na stole przed sobą.
-Caroline, zamiast robić herbatę, to pędź do chaty mistrza Gintera. Powiedz, że ja cię przysyłam i proszę o ziołowe mazidło na rany.

Nagle do izby wszedł akolita Lothar. Erich grzecznie się przywitał i w zwięzłych słowach zakreślił rozmówcy sytuacje. Poprosił przy tym akolitę o modlitwę za zdrowie sołtysa i powodzenie zbliżającej się wyprawy. Poinstruował przy tym żonę sołtysa, żeby nic nie dawała za udzieloną mężowi pomoc medyczną, a w zamian tego poprosił o złożenie ofiary na rzecz kultu.

Następnie podwinąwszy rękawy zabrał się do pracy. Wziąwszy do ręki metalowy szpikulec z drewnianą rączką, umieścił jego płaską końcówkę nad ogniem, aby rozgrzała się do czerwoności. W międzyczasie obejrzał dokładnie ranę przemywając ją wódką i w razie konieczności usuwając z niej szczypczykami zanieczyszczenia, które mogły się tam znaleźć. W końcu ugryzł go wilk, więc można było się spodziewać choćby sierści. Kiedy szpikulec był już gorący wypalił nim dokładnie ranę, starając się, aby gorący metal wszedł na całą jej głębokość. Po tych wszystkich operacjach pozostało już tylko zszyć rozcięte krawędzie skóry. Na szczęście Erich miał igłę i nić, więc mógł sobie z tym sprawnie poradzić.

Wszystko co należało jeszcze zrobić, to nałożyć ziołowe mazidło, a następnie przewiązać miejsce zszycia czystą szmatką.

Po wszystkim Erch rozsiadł się przy stole. -No, skończone. To wszystko co mogłem w tej chwili zrobić. Jeśli rana nie będzie się goić, to musicie udać się do mistrza Gintera, jako że mnie może już nie być we wsi. - Erich spakował narzędzia z powrotem do torby. -Z miłą chęcią napiłbym się herbaty i porozmawiał, ale muszę sprawdzić, czy we wsi nie ma innych potrzebujących. - To rzekłszy ruszył w stronę wyjścia. Będąc już na zewnątrz postanowił obejść wieś, w poszukiwaniu innych poszkodowanych.
 
__________________
"Jastrząb z głową gołębia i ciałem gołębia."

Ostatnio edytowane przez PanJaszczomb : 18-02-2015 o 20:33.
PanJaszczomb jest offline  
Stary 18-02-2015, 15:47   #29
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Głupcem jest ten, co wybiera się do lasu, ciągnąc za sobą nieporęczny wózek. Ten, co wybiera się do lasu z takim towarzyszem, jest głupcem nieco tylko mniejszym.

Przeklinając w duchu Marvalda, jego upór i jego wózek, Max zatrzymał się. Przez moment stał, wpatrując się w pozostawione na śniegu ślady, dopiero po chwili odezwał się do towarzysza wędrówki.

- Proponowałbym chwilkę odpocząć - powiedział. - Najlepiej w moim domu - dodał. - To tylko parę kroków i będziesz mógł odsapnąć. A przy okazji może uda się nam zobaczyć, co i komu się przytrafiło.
 
Kerm jest offline  
Stary 18-02-2015, 16:10   #30
 
Inferian's Avatar
 
Reputacja: 1 Inferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputacjęInferian ma wspaniałą reputację
Idąc i ciągnąc wózek Marwald ciągle się zastanawiał się nad całą sytuacja, nie potrafił jednak odpowiedzieć na to pytanie. Ciągnąc swój wózek bardzo się zmęczył, pomimo nawet tego, że jego towarzysz pomagał mu w tym trudzie.

-Odpoczynek? - powtórzył za kompanem - uważam, że to świetna myśl masz może coś ciepłego do pica, bo zmarzłem. Nie czuję prawie rąk. - skarżył się
 
Inferian jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:46.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172