Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 17-02-2015, 19:18   #38
Earendil
 
Earendil's Avatar
 
Reputacja: 1 Earendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemuEarendil to imię znane każdemu
Tura 8- Panowanie Taltuka

Nad Quetz-hoi-atalai zebrały się czarne chmury. Nie dość, że heretycy wierzący w Kat’zai podkopali wiarę ludu w ich króla, to jeszcze sam monarcha był nieprzytomny, a chodziły po mieście słuchy, że już dawno zmarł, tylko Rada Teologiczna udaje, że jest inaczej. W każdym razie, co i rusz dały się słyszeć głosy, że potrzebny jest nowy taiotlani.

Tak też pomyślał brat boskiego Taltuka, a przynajmniej takimi uwagami dzielił się z przyjaciółmi. Być może nawet sam w to wierzył, a może to tylko niespełnione ambicje nim kierowały? Tak czy owak, tej nocy z niecierpliwością oczekiwał przybycia posłańca, od zaprzyjaźnionych mu kapłanów, który miał zdać relację, czy dwór jest gotowy na zmianę władcy. Co prawda, paru jego zwolenników doczekało się publicznej egzekucji, ale gdy już miał brać nogi za pas, tajemniczy czteroręki powiedział mu, że mimo wszystko zdobył poparcie i ma oczekiwać na dogodny moment.

Nagle w drzwiach pojawiła się zakapturzona sylwetka. Mężczyzna podniósł talt ku górze i cicho, ale tak, by pretendent usłyszał, rzekł:

- Witaj, królu. Pójdź za mną, do swego domu.

Brat Taltuka z podekscytowania aż chciał podskoczyć, jednak powstrzymał się. Świadom był wciąż koniecznej konspiracji, zatem po cichu podążał za swoim przewodnikiem, kiedy jednak minęli straże pałacowe i kroczyli korytarzami pałacu, płonąc wręcz z ekscytacji, zapytał swojego towarzysza:

- Co z Taltukiem? Co się z nim stało?

- Boski Taltuk ogląda już oblicza swych przodków – odparł sztywno zapytany, ponurym głosem.

- Co teraz? I co teraz? – jego towarzysz niemal piszcząc zadawał pytania.

- Idziemy do sali tronowej.

- A tam? Co tam? – pretendent mówił już całkiem głośno, a jego podekscytowanie zdawało się sięgać szczytu. Tak długo marzył o tym, tak mocno pożądał tego!

- Zobaczysz – odpowiedział przewodnik, tym razem także na głos i pchnięciem wprowadził swojego towarzysza do sali.

Przyszłemu taiotlaniemu zaparło dech w piersiach. Nie wynikało to jednak z niezwykłego piękna tego miejsca, choć trzeba przyznać, prezentowało się wyśmienicie. Ściany wypełnione malunkami, podłoga uściełana skórami katullai, w powietrzu zaś unosił się słodki zapach ziół mieszanych z kadzidłem. Tylko jeden, niepokojący szczegół nie zgadzał się z marzeniami pretendenta. Tron, piękne, rzeźbione krzesło, z czterema podparciami na ręce i wyłożony skórami smilodonów. Jednak, o zgrozo nie był on pusty. W iście królewskiej pozie siedział na nim boski Taltuk, pierwszy spośród tai’atalai, piękny i straszny. Taiotlani uśmiechał się drwiąco, jego oczy zaś błyszczały, jak u kogoś, kto niedawno przebył chorobę, ale widać w nich było także ogniki okrucieństwa.

Królewski brat spróbował się cofnąć, jednak silne ręce schwyciły go od tyłu i rzuciły na kolana. Taltuk zaś powstał z tronu i zbliżył się do swego krewniaka, cały czas patrząc na niego szyderczo. W ciszy słychać było tylko ciężkie sapania pretendenta, który bezskutecznie próbował się wyrwać swoim oprawcom oraz stopniowo narastający, niski chichot króla. Kiedy Taltuk stanął już przed swoim bratem, skinął ręką na któregoś z kapłanów. Niedoszły taiotlani zadrżał widząc, co ów taia’tlak trzyma. Był to pęk długich trzcin, o brzegach ostrych tak, że bez większego trudu są zdolne rozciąć skórę. Boski Taltuk zaplanował długą zabawę. Nałożywszy skórzaną rękawicę, monarcha przyjął pierwszą trzcinę i zamachnąwszy się, uderzył po raz pierwszy swoją ofiarę, sprawiając, że po jej twarzy popłynęła pierwsza struga krwi.

Tej nocy, dom taiotlaniego pełen był bolesnych okrzyków i złowieszczego śmiechu.

***


Wiele, zaiste wiele się działo w tych dniach w „Gnieździe Ludzi”. Taltuk szybko powrócił do zdrowia, co więcej, gdy już się pojawił przed ludźmi, dokonał także prezentacji swojego dziedzica, któremu nadał imię Amali’inka, co znaczy "Wielkie słońce". Od tej pory chłopiec ten był często widziany w towarzystwie króla, który przekazywał mu mądrości związane piastowaniem godności taiotlaniego w przyszłości, lub, jak twierdzili gekatzai- zarażaniem niewinnego młodzieńca diabelskimi cechami jego ojca. Ci, którzy mieli mniej szczęścia wygłaszać takie tezy zbyt blisko uszu strażników, skończyli na palach.

Podobnie kończyli zresztą wszyscy heretycy, których udało się wiernym poddanym taiotlaniego pojmać. Walki jednak toczyły się w najlepsze, a lud zdaje się więcej wiary kładł w twierdzeniach uczniów Nowego Objawienia, niż w oficjalnej wersji zdarzeń spod Gata-hen-taiotlani. Wedle niej zaś, boski Taltuk starł się pod obeliskiem z Kat’zai i jego armią demonów i odniósł zwycięstwo. Z przeklętnika wyszedł jednak piekielny potwór o imieniu Malag, który jest królem wszystkich nahakai. To on zniszczył monument, gdyż jest wielkim przeciwnikiem Przodków, który wypełzł z zaświatów, by nękać tai’atalai.

Niezależnie od tego, czyja wersja wydawała się bardziej wiarygodna, walki bratobójcze wciąż trwały, a coraz więcej ludzi zaczynało wątpić w zwycięstwo taiotlaniego. Co prawda, niektórzy kapłani wiedzieli o sprytnym planie umieszczenia szpiega w szeregach gekatzai, zaś inni, opierając się na ostatnich postępach w tworzeniu dekoktów i wynikach wiwisekcji na heretykach, tworzyli dziwne mikstury, które podawali rosłym, oddanym królowi wojownikom. Ci wojowie, a także wielu innych, nierzadko branych z poboru, zostali sformowani w tak zwaną „Świętą Gwardię”, której liczebność wedle szacunków sięgała aż dwustu czterorękich. „Gwardziści” ci, po błogosławieństwie otrzymanym z rąk boskiego Taltuka, Pogromcy Demonów, wyruszyli w bój, by zakończyć panowanie zła w sercach i domach tai’atalai. Z oddali śledził ich wzrok taiotlaniego, który, zapewne jak wszyscy inni zgromadzeni, pytał się w myślach, co przyniesie przyszłość. Tę znali jedynie Przodkowie.

***


 Siedemnasty ustęp w Kainai-hen-atalai:

Tako rzecze wielki Taltuk: Każdy, kto staje przeciw swemu panu i królowi zasługuje na śmierć, albowiem w odrazie jest u Przodków ten, co przeciw porządkowi naturalnemu się buntuje, władzę Przodków nad światem podważając. Śmierć takiemu i hańba na wieki, nie ujrzy on oblicza swych krewnych w Yanitul. Tak rzekł taiotlani, niech żyje w szczęściu i zdrowiu!
 

Ostatnio edytowane przez Earendil : 22-02-2015 o 08:47.
Earendil jest offline