Ranek w Muluk
Rzomowa Kumalu z Abbasem.
Kumalu zrozumiał w lot o co chodziło mamelukowi i pojął jak wielką mądrością wykazali się jego własni nauczyciele nie przyjmując Abbasa w szeregi bractwa. Ten człowiek był zachłanny i nie godny zaufania.
- Widzisz bracie chętnie bym przyjął twoją propozycję - odrzekł Kumalu starając się nie zdradzić swych uczuć wobec rozmówcy - ale niestety mam swoje rozkazy i nawet jeśli zostanę przez to zdekonspirowany to muszę je wykonać. Nie martw się, szepnę komu trzeba o twoim entuzjazmie i chęci pomocy. Wiedz jednak że sprawa żukowych przestępców i sprawa ajami z którymi podróżuję mają o wiele głębsze dno niż mogłoby się wydawać. Bądź cierpliwy bracie bo wkrótce w Muluk nastąpi dzień sądu. Czarnoskóry wojownik łgał jak z nut starając się robić dobrą minę do złej gry. - Widzę bracie, że wielka pycha przez ciebie przemawia. A wielka pycha, to wielki grzech. Ja naprawdę mogę okazać się bardzo pomocny. Uważasz się za lepszego ode mnie, a to twój błąd. Okoliczności wskazują, że to ja w tym momencie mam lepszą pozycję. Zastanów się dobrze, czy to twoje ostatnie słowa. Nie chciałbyś przecież, aby przez nieroztropność i pośpiech, komuś stała się krzywda, prawda? - Czyżbym kiedykolwiek okazał ci wyższość bracie? - odpowiedział Kumalu starając się trzymać nerwy na wodzy - Za to teraz ty próbujesz się wywyższać i mi grozić. Mam rozkazy i wiesz dobrze że nie mogę ich złamać, poza tym czy myślisz że władze bractwa zezwoliłyby mi działać samemu w sytuacji gdy w grę wchodzą magowie rozkładu?
Mameluk udostępnił informację o czarownikach i okrasił ją blefem, miał nadzieję że Abbas się wystraszy i będzie trzymał język za zębami.
- Gdzieżbym śmiał ci grozić bracie - Abbas podniósł ręce do góry - Powołujesz się na rozkazy, ale czy naszym nadrzędnym obowiązkiem nie jest dbanie o cały kalifat i wszędzie umacniać władzę Wielkiego Kalifa, niech bogowie mają go w swej pieczy i błogosławią w każdym czynie. Zatem nikt z przełożonych nie będzie miał ci za złe jeśli w tak poważnej sprawie sięgniesz po pomoc zaufanego człowieka. Zatem, czy nie lepiej działać nam razem niż szukać w sobie wzajemnie wrogów.
Mameluk uśmiechnął się szeroko i czekał na reakcję Kumalu.
- Ależ oczywiście że umacnianie władzy Wielkiego Kalifa jest najważniejsze i cieszę się że w poważnych sprawach mogę na ciebie liczyć. Prawda jednak jest taka że muszę, chcąc nie chcąc, podążać z ajami, a oni zdecydowali się opuścić miasto. Obiecać jednak ci mogę, że przekażę komu trzeba wiedzę o twym zaangażowaniu. Bo czy wrócę tutaj to już tylko kwestia przeznaczenia.
- W takim razie zabierz mnie ze sobą - odparł prosto z mostu Abbas - W drodze też ci się mogę przydać. Dobrze znam okolicę, a na pewno przyda ci się przewodnik.
-A co z twoimi obowiązkami? Nie będzie dobrze widziane przez mistrzów bractwa, że odciągam cię od nich, a przecież dostanie się w szeregi bractwa jest twoim głównym celem.
- Twoja misja jest o wiele ważniejsza niż pilnowanie spaślaków w seraju. Współpraca z tobą byłaby wystarczającym usprawiedliwieniem.
-Usprawiedliwieniem owszem, które jednak nie pomogłoby ci w realizacji twego marzenia. Mistrzowie są bardzo czuli w temacie wypełniania obowiązków i rozkazów.
- Zatem to twoje ostatnie słowo, bracie? - upewnił się mameluk wstając powoli - Dobrze się nad tym zastanów i obyś nie pożałował swojej decyzji. Jakby, co to wiesz gdzie mnie znaleźć.
- Już żałuję bracie, ale nie mogę wpływać na wyroki przeznaczenia. Mam nadzieję że jeszcze się spotkamy. Żegnaj bracie.
- Bywaj bracie - odparł Abbas i ukłonił się z kurtuazją - niech bogowie strzegą cię, a Przeznaczenie ma dla ciebie tylko proste ścieżki.
Słowa mameluka były przyjazne i wypowiedziane łagodnym tonem, ale jego oczy pałały wręcz nienawiścią. Abbas odwrócił się na pięcie i opuścił seraj |